Taiyou x Yuuichi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dla m0ty1ek
używane imiona dubbingowe

Arion: Sol!!!
Arion: jedziesz z nami na wakacje?

Sol: jasneee, ale z kim, na ile i gdzie???

W zamyśleniu przygryzłem dolną wargę, czekając na odpowiedź. Widziałem, że Sherwind cały czas coś pisze, ale odpowiedź nie nadchodziła.

W końcu odłożyłem telefon i podniosłem się z łóżka. W moim pokoju panował ogromny bałagan, ale jakoś nie miałem głowy, żeby posprzątać. Przeciągnąłem się.

Arion: na tydzień i w tę środę byśmy wylecieli
Arion: do moich rodziców na Okinawę
Arion: ja, ty, Victor, Riccardo, chyba Terry i Vlad
Arion: pasi ci?

Przeanalizowałem szybko odpowiedź Ariona. Fajnie byłoby znów się z nim spotkać i spędzić trochę czasu razem. Odkąd nasze podróże w czasie się skończyły a on został wybrany do reprezentacji Japonii, a później także i Ziemi, nasz kontakt trochę się urwał.

Dokładnie tak samo było z Vladem. Kiedy obaj przebywaliśmy w szpitalu, nasz kontakt był rewelacyjny. Chyba nie było dnia, żebym nie siedział u niego w sali. Lub odwrotnie, ale Vladimir miał większe trudności z poruszaniem się niż ja, więc jego wizyty u mnie na sali ograniczyliśmy do minimum.
Potem jednak mógł opuścić szpital i do tej pory się nie zobaczyliśmy. Wiedziałem, że przechodził rehabilitację i był w coraz lepszym stanie – niedługo znów będzie mógł grać.

Ja również się starałem, bo moim marzeniem było znów stanąć na murawie – obok Ariona i właśnie Vlada. Dlatego starałem się oszczędzać i regenerować, aby moje ciało się nie przemęczyło, tak jak było podczas meczu z Raimonem.

Sol: pewnie!!!

Odpisałem i schowałem telefon. Powinienem zacząć się pakować.

– Sol, nie możemy wychodzić! – zawołał Vlad, jadąc za mną. Ja biegłem przez korytarz, trzymając w dłoniach piłkę. Blade starał się za mną nadążyć.

Nie powinienem go brać ze sobą – tak naprawdę ja też nie powinienem wychodzić. Obaj powinniśmy leżeć i odpoczywać, ale widok tych wszystkich dzieciaków, które grały na szpitalnym podwórku sprawiały, że też chciałem.

Byłem zazdrosny, że ja i Vlad nie możemy grać. A też powinniśmy! W końcu, byliśmy w czymś gorsi od innych dzieci?

Dobiegłem do recepcji, więc przed nami było najgorsze – przemknąć tak, żeby żadna pielęgniarka nas nie zobaczyła.

– Sol, nie biegaj tak – powiedział Vlad, kiedy zatrzymał się obok mnie. On tak samo jak ja miał na sobie piżamę szpitalną w nudnym niebieskim kolorze.

– Musimy jak najszybciej być na dworze – odpowiedziałem i wychyliłem się zza ściany, żeby zobaczyć czy jakaś pielęgniarka chodziła po korytarzu. Na szczęście nie, więc stanąłem za wózkiem Vlada i zacząłem go pchać. W międzyczasie podałem mu piłkę. Jedenastolatek zachichotał, ale trzymał ją dzielnie.

– A jak nas ktoś przyłapie? – zapytał, odwracając się do mnie. Zachichotałem, czując jak jego złote oczy się we mnie wpatrują.

Uważałem Vlada za bardzo ładnego chłopca. Ja też byłem ładny. A ładni chłopcy trzymali się razem.

– Tym będziemy się martwić później – obiecałem, pchając wózek przez drzwi a potem pędziliśmy za szpital. Słyszałem jak Vlad się śmieje.

Był szczęśliwy. Lubiłem, kiedy był szczęśliwy. Lubiłem go uszczęśliwiać, bo Vlad nie powinien być smutny. A kiedy on się cieszył, to ja też.

Po kilku chwilach zatrzymaliśmy się na trawniku po przeciwnej stronie szpitala, więc jak ktoś będzie wychodził to nas nie zobaczy. Nie było tu żadnych innych dzieci, tylko dwie staruszki się przekrzykiwały.

– Narazie jesteśmy bezpieczni – oznajmiłem zadowolony i wziąłem od chłopaka piłkę. Wiedziałem, że Vlad nie może grać i to było według mnie nie fair. Ja też nie mogłem, ale moje nogi były zdrowe i chodziłem, biegałem i grałem. Vlad nie mógł. Nie czuł nóg, nie mógł grać.

Odsunąłem się trochę od niego i zacząłem podbijać piłkę nogami. Najpierw prawa, potem lewa, dwa odbicia na prawej i piłka znów mi wyleciała. Jak za każdym razem, kiedy ćwiczyłem tę sztuczkę. To też było nie fair.

Usłyszałem jak Vlad klaszcze, więc popatrzyłem na niego. Uśmiechał się do mnie, więc ja zrobiłem to samo.

– Prawie ci wyszło – powiedział uśmiechnięty.

– Piłka cały czas mi ucieka – oznajmiłem, lekko smutniejąc. Opuściłem głowę, patrząc na swoje buty. – Nie wiem, co mam zrobić, żeby nie uciekała.

– Może najpierw skup się na odbiciu dwa razy? – zasugerował, podjeżdżając do mnie. Zerknąłem na niego, zdmuchując rudą grzywkę z oczu.

– To znaczy?

– Najpierw tylko ćwicz ten krok, w którym odbijasz piłkę dwa razy. Tyle razy aż ci wyjdzie. Potem połącz to z resztą odbić i ci wyjdzie – wyjaśnił do końca. To brzmiało sensownie, ale nie bardzo mi się chciało teraz to ćwiczyć. Będę to robił sam. Tak! A kiedy to opanuję to będę mógł mu to pokazać i się pochwalić! Doskonały plan!

– Chcesz łapać piłkę? – zapytałem. Vlad popatrzył na mnie z niezrozumieniem, ale w końcu załapał o co mi chodzi. Pokiwał ochoczo głową i odjechał kawałek ode mnie. Ja w tym czasie popędziłem po piłkę.

Nasza zabawa w łapanie piłki polegała na tym, że ja kopałem ją do Vlada a on musiał ją złapać i mi rzucić jak bramkarz. Ponieważ nie mógł jej kopnąć – a ja nie chciałem, żeby czuł się wykluczony z moich zabaw – stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jak Vladimir zostanie moim bramkarzem.

Graliśmy tak przez kilka minut aż przyszła pielęgniarka i zaczęła na nas krzyczeć, że nie powinniśmy tu być a w swoich salach.

We wtorkowy wieczór dostałem wiadomość od Ariona, że w środę na ósmą rano mam być gotowy i spakowany, bo ktoś po mnie przyjdzie i zabierze na lotnisko. Nie miałem pojęcia kto, ale Arion nie wysłał by po mnie jakiegoś gwałciciela, prawda?

Była jakaś siódma pięćdziesiąt, kiedy stałem na schodach swojego domu, z walizką przy boku i czekałem. Na szczęście byłem pod daszkiem i nie zmokłem, bo zaczęło padać i narazie nie zanosiło się, żeby przestało.

Po chwili podjechała długa, czarna limuzyna. Zza kierownicy wysiadł wysoki facet w garniturze, a tylne drzwi otworzyły się i wyjrzał z nich Riccardo. O, czyli to z nim jadę.

– Wsiadaj, kierowca weźmie twój bagaż – powiedział i cofnął się, więc ruszyłem w jego stronę. Widziałem jak kierowca wkłada moją walizkę do bagażnika, więc postanowiłem wsiąść. Przez tę krótką drogę do samochodu trochę zmokłem, ale w środku było ciepło, więc odetchnąłem z zadowoleniem.

– Dobrze cię widzieć – przywitałem się z Riccardo, a potem zobaczyłem, że obok niego siedzi białowłosy chłopak. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. Uniosłem brew, patrząc na niego, ale Riccardo po prostu pokręcił głową. – A to jest...? – zapytałem.

– Terry – wyjaśnił Di Rigo. Uśmiechnąłem się do chłopaka, żeby widział, że mi miło go poznać, a potem zająłem się telefonem.

Arion: my już dojeżdżamy do lotniska
Arion: nie będzie ci przeszkadzało siedzieć w samolocie obok Vlada? tak nam się miejsca zajęły :c

Wpatrywałem się w wiadomość, nie za bardzo wiedząc, co mam na nią odpisać. Czy nie będzie mi przeszkadzało?

Tak dawno nie rozmawiałem z Vladimirem i przeczuwałem, że teraz może być to ciężkie. Nie byliśmy dzieciakami, które leżą w jednym szpitalu i marzą o grze w piłkę. Teraz byliśmy dorośli – a przynajmniej on, bo mi brakowało paru miesięcy – a więc i nasza relacja uległa ogromnej zmianie.

Westchnąłem. Muszę się zgodzić. Nie mam innego wyjścia. Nie chcę robić chłopakom problemów z zamianami miejsc. Lot z Tokio do Okinawy trwa tylko trzy godziny. Przecież mogę spać w trakcie. Nie muszę z nim rozmawiać.

Sol: coś ty, dam radę

Nie dam.

***

Odprawa nie zajęła nam dużo czasu i już jakieś dwie godziny po jeździe szedłem w stronę samolotu. Vlad poszedł jeszcze do łazienki na lotnisku, a reszta chłopaków do samolotu wchodziła innym wejściem. Trzymałem przy sobie niewielki plecaczek a na plecach zarzucony miałem koc, pod którym zamierzałem spać cały lot.

Stewardessa pokierowała mnie na odpowiednie miejsce, więc szybko je zająłem.  Było mniej więcej na środku, tuż przy oknie. Ułożyłem swoje rzeczy i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu chłopaków. Victor i Arion siedzieli parę rzędów za mną a Terry i Riccardo byli na kompletnie innej części samolotu, w otoczeniu kilku staruszek. Zachichotałem i rozsiadłem się wygodnie.

– Dobrze cię znów widzieć. – Usłyszałem nad sobą głos Vlada, więc uniosłem wzrok. Blade uśmiechał się do mnie.

Dokładnie tak samo jak uśmiechał się za każdym razem, kiedy bawiliśmy się razem w szpitalu.

Jego uśmiech w ogóle się nie zmienił. Cały on tak, ale ten uśmiech pozostawał niezmienny. Prawda była taka, że to uwielbiałem – od zawsze i na niego patrzeć, i wywoływać ten uśmiech – bo kojarzył mi się z czymś przyjemnym. Samo spędzanie czasu i obecność Vlada kojarzyła mi się z beztroską.

Ciekawe czy on też mnie miło wspomniał.

– Już się witałeś ze mną – zauważyłem, ale poklepałem miejsce obok siebie, aby Blade mógł usiąść. Vlad po chwili już siedział obok mnie, a przyjemny zapach jego wody kolońskiej połaskotał mnie w nos.

– Tak, ale wcześniej byli z nami pozostali, ale chciałem spędzić trochę czasu z tobą – wyjaśnił, patrząc na mnie.

– Przeszkadza Ci obecność twojego brata i jego przyjaciół? Naprawdę? Okropny jesteś – zachichotałem.

Vlad również to zrobił, a ja poczułem jak mimowolnie się rozluźniam. Nawet nie zauważyłem jak spięty byłem. Odetchnąłem cicho i przykryłem się kocem.

Granatowowłosy pokręcił głową.

– Znoszę Victora od osiemnastu lat. Ariona i resztę chłopaków od trzech. Mam prawo ponarzekać i chcieć spędzić czas z kimś innym – zauważył, zakładając ręce na piersi. – Chcę pogadać z tobą. Bo tęskniłem. Za tobą i za czasem, który razem spędzaliśmy.

W tym momencie musiałem się od niego odwrócić, bo moją twarz pokrył soczysty rumieniec. Rany, czemu on mówił takie rzeczy?

Wdech i wydech, Sol. Wdech i wydech. Może wcale nie miał tego na myśli i po prostu źle dobrał słowa? Tak, to na pewno to.

Przecież jak mógł tęsknić za czasem, gdy nie chodził skoro teraz był niemalże w pełni sprawny? Odetchnąłem i znów na niego popatrzyłem.

– Zarumieniłeś się? – zauważył i nachylił niebezpiecznie nade mną, przez co czułem jego oddech na swoich ustach. – Coś ci się stało? Powiedziałem coś nie tak?

Rany, Vlad. Przestań być taki... vladowy. Proszę, bo nie dotrwam do końca lotu a samolot jeszcze nie wystartował.

– Jest... w porządku – powiedziałem cicho, odsuwając głowę od niego. Odwróciłem przy tym wzrok. Słyszałem jak Vlad wzdycha, ale jakoś nie miałem odwagi na niego zerknąć.

Zapowiadała się długa podróż.

***

Mniej więcej w połowie lotu, kiedy byłem zajęty kolorowaniem obrazka w grze, poczułem jak ktoś układa głowę na moim ramieniu. Zerknąłem a moim oczom ukazała się granatowa czupryna. Parsknąłem rozbawiony, widząc śpiącego Vlada. Już wcześniej wydawało mi się, że zasnął, ale jakoś nie miałem odwagi na niego zerknąć. Bo co by było gdyby jednak się pomyliłem i nie spał? Rany, ale bym się wygłupił.

Pokręciłem rozbawiony głową a następnie otuliłem go kocem, którym ja sam byłem przykryty. Potem jeszcze raz się upewniłem, że mam włączony tryb samolotowy w telefonie, a kiedy okazało się, że tak, wyłączyłem urządzenie i ułożyłem głowę we włosach Vlada.

Jeżeli obudzi się przede mną to cóż, będę co najwyżej udawać, że oparłem się o niego, kiedy zasnąłem. A i tak to on to zrobił pierwszy!

Ale to później.

***

– Uważam, że takie rzeczy nie powinny mieć w ogóle miejsca. – Skrzekliwy, kobiecy głos było pierwszym, co usłyszałem, kiedy się przebudziłem. Zaraz po mnie obudził się Vlad, który się przeciągnął i ziewnął.

– Przepraszam? – zapytał, patrząc na różowowłosą kobietę, która siedziała obok niego. Ja też zerknąłem.

– Powinieneś przepraszać. Takie rzeczy są niepojęte – mówiła, kręcąc przy tym głową. Ja i Vlad popatrzyliśmy po sobie z niezrozumieniem, a potem ponownie na kobietę. – Żeby takie rzeczy w miejscu publicznym...

– Ale o co pani chodzi? – zapytałem.

– O to, że się przytulaliście! – zawołała. – Nie uważacie, że to trochę nie na miejscu? Tu są inni ludzie, którym być może przeszkadza to, co robicie?

Rozejrzałem się. Tak naprawdę poza kobietą nikt nie zwracał na nas uwagi.

– Ale tylko pani to przeszkadza – zauważyłem delikatnie. Kobieta również się rozejrzała.

– Tu są dzieci! Nie powinny na coś takiego patrzeć!

Przez jej krzyk podeszła do nas stewardessa. Kobieta posłała nam współczujące spojrzenie, a następnie zerknęła na awanturującą się różowowłosą.

– Mogłaby pani się uspokoić? Nie tylko pani jest w samolocie, innym pasażerom z pewnością pani przeszkadza – powiedziała spokojnie, opierając dłonie na biodrach.

– Ale... Ale oni...

– Nie robią nic złego. Niech mi pani wierzy, dwóch przytulających się chłopaków to i tak nic takiego. – Przewróciła oczami. – Więc proszę rozszerzyć myślenie, bo daleko tak pani nie zajdzie. A jeśli się pani nie uspokoi to samolot się zatrzyma i będzie musiała go pani opuścić.

Instynktownie zerknąłem przez okienko i poczułem jak Vlad delikatnie się na mnie kładzie, aby również spojrzeć. Czułem jak moje ciało się spięło.

Samolot leciał nad wodą. Słyszałem jak stewardessa się śmieje, więc popatrzyłem na nią.

– Jesteśmy nad wodą. Chyba nie chce pani w niej wylądować, co? – zapytała, patrząc na różowowłosą. – Więc proszę się uspokoić. – Odeszła od nas. Popatrzyłem na Vlada.

Wpatrywał się we mnie z delikatnym uśmiechem na ustach.

***

– Musicie przyznać, że ten lot wcale nie był taki straszny – trajkotał Arion, kiedy szliśmy z bagażami w stronę wyjścia z lotniska, gdzie podobno czekał na nas samochód.

– Tak, bo cały przespałeś – mruknął Victor, idąc tuż za nim. Arion odwrócił się do niego.

– Oj, nie przesadzaj. – Wzruszył ramionami.

– To nie twój fotel całe trzy godziny kopał jakiś bachor. I się darł. – Młodszy Blade delikatnie się skrzywił. Zachichotałem.

– Na nas się darła jakaś baba – oznajmił Vlad. Zaciekawiony Sherwind odwrócił się w naszą stronę.

– Poważnie? – dopytał zainteresowany. Przytaknąłem.

– Coś tam gadała, że są dzieci i nie powinny na nas patrzeć – wyjaśniłem. – A my po prostu spaliśmy... Dość blisko siebie.

Nie powiedziałem, że Vlad oparł się o moje ramię, kiedy spał. A ja potem się przysunąłem i moja głowa była na jego. Nie musieli tego wiedzieć. To była tajemnica i niech nawet Vlad nie zdaje sobie z tego sprawy.

– To u nas nie było tak źle – oznajmił Riccardo. – Chociaż cała droga ze staruszkami nie brzmi zbyt zachęcająco.

Widziałem jak Terry przewraca oczami.

– To nie na tobie leżała jedna – powiedział niezadowolony. Zachichotałem, słysząc jego ton.

– Nie przesadzaj. Potem z nią rozmawiałeś. – Na te słowa Di Rigga białowłosy wyraźnie się ożywił.

– Wiedzieliście, że na reumatyzm mogą pomóc na przykład imbir i kurkuma? – zapytał zainteresowany. – Trzeba je dodawać do potraw czy coś takiego. Nie zrozumiałem tej części, bo jej sztuczna szczęka wypadła.

– Jakoś nigdy nie było mi to potrzebne – odpowiedziałem. Powoli doszliśmy do siedmioosobowego, zielonego samochodu. Victor zajął się wkładaniem walizek do bagażnika, a Archibald wgramolił się na miejsce kierowcy, bo jako jedyny miał prawo jazdy. Na miejscu pasażera siedział Riccardo, ja natomiast usiadłem tuż za nim. W pierwszej chwili obok chciał usiąść Arion, ale widząc nadchodzącego Vladimira, po prostu się uśmiechnął i przeszedł do tyłu.

Odwróciłem się do niego, posyłając mu rozczarowane jego zachowaniem spojrzenie. Cały lot samolotem byłem sam na sam z Vladem. Czy naprawdę musiałem znów to znosić? Sherwind uśmiechnął się do mnie jedynie uroczo, a potem zajął dyskusją z Victorem.

Westchnąłem zrezygnowany i wyłączyłem tryb samolotowy w telefonie. Zignorowałem wszystkie powiadomienia.

– Sol, nie możesz wychodzić! – Tęższa, żółtowłosa pielęgniarka niemalże za mną biegła. Ja szybko przed nią uciekałem. Musiałem poznać tego nowego chłopca, którego dzisiaj dowieźli do szpitala! Może też lubi grać w piłkę i będzie chciał się zaprzyjaźnić? Przecież nie mogę przegapić takiej okazji!

Szybko dobiegłem do windy i kliknąłem przycisk z jakąś cyferką, a drzwi zaczęły się zamykać nim kobieta do mnie dotarła. Pomachałem jej jeszcze i odetchnąłem, kiedy winda ruszyła.

Byłem ciekawy tego nowego chłopca. Był w moim wieku? Czy może starszy? Nie miałem starszych przyjaciół nigdy, więc byłem ciekawy jak to będzie. Może będzie mnie bronił przed łobuzami z mojego oddziału? O tak, to byłoby wspaniałe! A jak będzie młodszy to nie szkodzi. To ja będę się nim opiekował.

Z zadowoleniem opuściłem windę i zacząłem się rozglądać. Przy drzwiach do jednej z sal zobaczyłem dwójkę płaczących ludzi – kobieta trzymała za rękę jeszcze chłopca z granatowymi włosami, który był w podobnym wieku do mnie. To on? Schowałem się za rogiem i im przyglądałem. Nie, to nie on. Nie miał na sobie brzydkiej piżamy i lekarz cały czas pokazywał na drzwi od sali. Czyli tam ktoś musi leżeć... Zagryzłem wargi, przypatrując się ludziom. W końcu pan doktor zaczął odchodzić a za nim podążyła cała trójka.

Ja skorzystałem z okazji i ruszyłem do sali, pod którą stali. Przy drzwiach napisane było pewnie imię i nazwisko kogoś, przez kogo płakali. Może to ten chłopiec? Niestety nie umiałem czytać, więc nie miałem pewności.

Nie zastanawiając się zbyt długo wszedłem do sali. Na łóżku szpitalnym leżał chłopiec trochę starszy ode mnie; był podobny do tego, który stał pod drzwiami. Jego nogi były przykryte a on sam wpatrywał się w nie przygnębionym wzrokiem.

– Hej – przywitałem się z nim. Zdziwiony podniósł na mnie wzrok. Jeszcze w pierwszej chwili widziałem, że był przygnębiony, ale potem stał się bardziej zaciekawiony. Podeszłem bliżej. – Jesteś tu nowy, prawda? Słyszałem, że cię przywieźli. – Uśmiechnęłem się do niego. – Jestem Sol Daystar.

Chłopak wpatrywał się we mnie jeszcze przez chwilę, a potem poklepał miejsce obok siebie na łóżku.

– Vladimir Blade – oznajmił. Miał bardzo przyjemny głos, ale słychać było, że niedawno płakał. Ciekawe dlaczego.

– Sol, wstawaj. Już jesteśmy. – Vladimir nachylał się nade mną, więc kiedy się obudziłem wydarłem się przerażony. Blade zachichotał zażenowany i się cofnął.

– Boże, zasnąłem? – zapytałem zdezorientowany i rozejrzałem się. Pozostali już wysiedli z samochodu i wyciągali rzeczy z bagażnika. Vladimir przytaknął.

– Tak – odpowiedział. – Wyjąłem twoją walizkę, jest już koło drzwi. – Pokazał dłonią na dom. Rzeczywiście, pod drzwiami wejściowymi stała moja czerwona walizka z przyczepionymi słoneczkami. Podziękowałem Blade'owi i wysiadłem. Przeciągnąłem się i wziąłem głęboki wdech.

– Idziemy, panowie! – zawołał Arion i popędził w stronę domu. Victor szedł za nim powoli, ciągnąc swoją walizkę i bawiąc się kluczami, którymi miał pewnie otworzyć drzwi.

***

– Co powiecie na przerażającą historię? – zapytał Arion. Był czwartkowy wieczór i siedzieliśmy wszyscy w ogródku za domem, który wynajęli nam rodzice Sherwinda. Arion wpadł dzisiaj rano na pomysł, że powinniśmy zorganizować sobie ognisko. Cały dzień wszystko przygotowywaliśmy; ja i Vlad mieliśmy zrobić zakupy, Terry zajął się gotowaniem a Riccardo rządził mu, co ma robić, Victor przygotowywał miejsce na ognisko a Arion latał wszędzie gdzie popadnie.

– To ktoś może opowiedzieć? – zapytał Terry, rozglądając się i patrząc na nas wszystkich.

– Ja mam! – zawołał Arion. Archibald przewrócił oczami.

– To ma być przerażająca historia. Ty możesz, co najwyżej, opowiedzieć o braku piłki nożnej.

Mimowolnie zachichotałem.

– To też jest straszne, fakt, ale moja historia też jest przerażająca – powiedział brązowowłosy. – A najgorsze w tym wszystkim jest to, że wydarzyła się ona naprawdę.

Zaciekawiony uniosłem brew i upiłem łyk soku. Słyszałem jak siedzący przy mnie Blade, delikatnie się przysuwa. Na moje nieszczęście w moją stronę. Popatrzyłem na niego kątem oka.

Na jego twarzy odbijało się światło ogniska, co wyraźnie kontrastowało z granatowymi włosami. Ze skupieniem wpatrywał się w Ariona i od czasu do czasu jego nos się marszczył. Wyglądał pięknie, po prostu.

Przygryzłem wnętrze policzka, odwracając się od niego. Błagam, odsuń się ode mnie.

– Wszystko miało miejsce tu, na Okinawie – powiedział przerażającym głosem Sherwind i stanął mniej więcej po środku, tuż przed ogniskiem, którego blask nadał mu równie straszny wygląd. – Miałem jakieś siedem lat, kiedy moi rodzice zostawili mnie w domu mojego wujka. Było to całkiem niedaleko stąd. Cały dzień grałem z nim w piłkę, a kiedy wieczorem leżałem już w łóżku i myślałem o tym, co będę robić kolejnego dnia, usłyszałem kroki. Ktoś krążył przy moim pokoju. Światło na korytarzu było zapalone, ale nie było widać żadnego cienia. Ktoś chodził, bo to słyszałem, ale nie było cienia. Rozumiecie to?

– Ta, przerażające – mruknął Terry i upił łyk piwa. Arion posłał mu niezadowolone spojrzenie.

– A potem usłyszałem jak ktoś puścił wodę do wanny.

– Straszne, ktoś chciał się umyć.

– Nie przerywaj! – zawołał Sherwind. – Bo wybijasz mnie z rytmu. Więc wracając. Jak usłyszałem wodę to postanowiłem się podnieść i pójść zobaczyć, co się dzieje. I szedłem, obok mnie Spotterek i weszliśmy do łazienki. I nie uwierzycie co tam było.

– Twój wujek, który chciał się w spokoju umyć? – zapytał Vlad, a Arion pokiwał ochoczo głową.

– Skąd wiedziałeś?

– Przeczucie. Dużo horrorów oglądałem.

Zaśmiałem się, czując jak Vladimir zaczyna na mnie patrzeć. Jego wzrok był intensywny, ale nie miałem odwagi aby na niego zerknąć.

***

Ziewnąłem, idąc do swojego pokoju. Za mną szedł Vladimir. Pozostali postanowili jeszcze zostać, ale ja już miałem dość i chciałem odpocząć. Zresztą musiałem wziąć jeszcze leki. Vladimir stwierdził, że on również musi już odpocząć – bo nie mógł za bardzo przeciążać nóg.

– Ile już nie chodzisz o kulach? – zapytałem, patrząc na niego.

Vladimir zamyślił się.

– Z rok będzie. Tak wiesz, że niemal w ogóle ich nie używam. Wcześniej mogłem chodzić bez nich, ale, żeby nie obciążać nóg czasami musiałem jeszcze z nimi chodzić – wyjaśnił. Przytaknąłem.

– A piłka jak? Grałeś już?

Granatowowłosy zachichotał.

– Obiecałem Ci kiedyś, że pierwszy mecz zagram z tobą. Ja obietnic dotrzymuję.

I znów się we mnie wpatrywał tym samym wzrokiem, co wcześniej. Czułem nacisk jego spojrzenia, ale miałem odwagę na niego patrzeć. I tak po prostu staliśmy pod drzwiami do mojego pokoju, patrząc na siebie.

– Jaki ty uroczy. – Przewróciłem oczami rozbawiony a Vlad zachichotał.

– Ja zawsze jestem uroczy.

– Fakt – przytaknąłem. Blade popatrzył na mnie zdziwiony. – No co? Jesteś uroczy.

Byłem zmęczony. To dlatego tak łatwo przyszło mi mówienie tego. Zwłaszcza do niego.

Widziałem jak Vladimir się uśmiecha. Delikatnie, ale i tak to widziałem. Odwzajemniłem uśmiech.

– Widziałem boisko jak tu jechaliśmy – powiedział w pewnym momencie. – Chcesz iść jutro zagrać? Zgodnie z obietnicą? – zapytał, wyciągając mały palec, dokładnie tak jak wtedy, kiedy przysięgaliśmy sobie, że jeszcze będziemy grać. Razem.

– Z chłopakami? – Uśmiechnąłem się, łapiąc jego palec moim. Vladimir zachichotał.

– Ich nasza obietnica nie obowiązuje.

Fakt.




mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom
i że to o ten ship chodziło XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro