pięć.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Left with panic attacks and death riding our backs...

Z każdym dniem Chloe czuła się coraz dziwniej. Mieszkanie, które na początku uważała za kolejny cud świata, stawało się w jej oczach czymś, czego nawet nie potrafiła nazwać. Czuła się nieswojo, obco i miała stałe wrażenie, że nie jest na tym poddaszu jedyną lokatorką. Starała się wmawiać sobie, że mrugające lampy, znikające z lodówki jedzenie i ogólne wrażenie, że ktoś ją obserwuje to tylko wymysł jej wybujałej wyobraźni, ale jej starania kończyły się fiaskiem. Na wszystkie wydarzenia, które miały miejsce, nie było racjonalnego wytłumaczenia, musiała działać tutaj jakaś siła wyższa. Blondynka przestała nawet oglądać wieczorne wiadomości w obawie, że na ekranie zobaczy coś, czego nie powinna i znowu skończy w łóżku, otulona kocem i drżąca ze strachu. 

Tego dnia miała dzień wolny od pracy. Nie miała z kim wyjść na miasto, więc postanowiła wykorzystać wolny czas w produktywny sposób. Po miesiącu użytkowania zrobił się tutaj niezły bałagan, a dziewczyna do tej pory nie miała nawet wolnej chwili, którą mogłaby przeznaczyć na porządki. Wyjęła ze schowka odkurzacz i wszystkie potrzebne środki czystości. Czyściła, szorowała, zmiatała kurze. Działało to na nią dziwnie kojąco; jakby potrzebowała właśnie odrobiny wysiłku, aby zregenerować swoje nadszarpnięte w ciągu ostatnich tygodni nerwy. Największy kłopot spotkał ją przy sprzątaniu salonu. Szafka, na której stał telewizor, zajmowała sporo miejsca, a dookoła niej zdążyło się uzbierać sporo okruchów po herbatnikach, które Chloe uwielbiała. Dziewczyna była zmuszona odkurzyć miejsce wokół mebla, ale nie do końca wiedziała jak to zrobić - przecież właśnie za tą szafką znajdowało się złącze wszystkich kabli. Musiała być ostrożna i uważać, żeby niczego nie dotknąć, nie chciała całkowicie zepsuć i tak już szwankującej elektryki. Z ogromną dozą ostrożności złapała za rączkę odkurzacza i zaczęła przesuwać nią obok drewnianych szufladek. Zdziwiła się, gdy urządzenie zaczęło wydawać z siebie nieprzyjemne dla ucha dźwięki; coś skrzypiało i narząd słuchu aż prosił o zaprzestanie tych tortur, plastikowa rurka zaczęła natomiast drżeć. Chloe natychmiast wyłączyła odkurzacz i odstawiła go do kąta z myślą, że musiał zapchać się worek. Postanowiła użyć starej metody, dlatego też przyniosła z kuchni małą miotełkę. Przykucnęła przed szafką i schyliła się ku podłodze. Przekrzywiła głowę, by lepiej widzieć i wsunęła dłoń z miotłą pod szuflady. Nagle nie wiadomo skąd zaczął wydobywać się ten sam dźwięk, który jeszcze przed chwilą można było usłyszeć z odkurzacza. Chloe zmarszczyła brwi, nie miała pojęcia, co się do cholery działo. Odnotowała kolejne dziwne zjawisko, gdy na ręce nadal znajdującej się pod szafką, wyczuła zimny powiew wiatru. Skąd miałby się tutaj wziąć przeciąg? Dziewczyna miała wrażenie, że to jej kolejny wymysł i powinna udać się do lekarza. Z wrodzoną ciekawością nachyliła się jeszcze bardziej i przybliżyła głowę. Skrzywiła się z niesmakiem, gdy wyczuła na palcach coś dziwnego. Wyjęła szybko rękę i zachłysnęła się powietrzem, gdy zobaczyła w dłoni kłębek włosów. Zdecydowanie nie były to jej włosy; była blondynką, a te miały miedziany kolor. Odrzuciła od siebie kłębek, wzdrygając się. Miała ochotę jak najszybciej zadzwonić do agenta nieruchomości i wyliczyć wszystkie rzeczy, które miały miejsce w mieszkaniu, w dodatku poskarżyć się na to, że lokal nie został dokładnie posprzątany po wcześniejszych lokatorach. Nie miała ochoty natrafiać na włosy obcych ludzi. Już chciała wybrać numer pośrednika, gdy w pomieszczeniu rozległ się piskliwy głos dzwonka. Ruszyła do drzwi z ociąganiem i otworzyła je nawet nie spoglądając w wizjer. Stał przed nią wysoki chłopak o ciemniejszej karnacji i rysach azjaty. Kruczoczarne włosy idealnie komponowały się z ciemnymi oczami i miłym uśmiechem, który chłopak jej posłał.

- Mogę w czymś pomóc? - spytała z nutką niepewności w głosie.

Do tej pory jej jedynym gościem był listonosz.

- Właściwie to ja jestem tutaj od pomocy.  - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Podobno ma pani kłopoty z elektryką.

Dziewczynie zachciało się śmiać, gdy zwrócił się do niej per ‘pani’. Byli przecież mniej więcej w tym samym wieku.

- No tak, ale nigdzie nie dzwoniłam w tej sprawie.

Chłopak wyminął ją i wkroczył do środka bez zaproszenia, unosząc w jednej ręce jakąś walizkę. Trochę zdenerwowało to blondynkę, wprosił się bez jej zgody, ale nie chciała być niemiła.

- Samorząd mieszkańców ustalił na ostatnim spotkaniu, że trzeba wreszcie coś zrobić z tym psującym się stale oświetleniem. Rozumiem, że zgadza się pani? No chyba, że lubi pani jak wszystkie lampki mrugają. - Uniósł w górę lewą brew, przyglądając się jej.

Ostatnie słowa wypowiedział z nutką sarkazmu, co wkurzyło dziewczynę jeszcze bardziej.

- Nikt mi o niczym nie powiedział, dlatego jestem taka zdziwiona. Nie musisz od razu używać kpiącego tonu głosu - syknęła przez zaciśnięte zęby, nie kontrolując nawet tego, że zwróciła się do niego jak do znajomego.

Brunet roześmiał się, słysząc jej wybuch irytacji.

- Calum. - Wysunął w jej stronę wolną dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro