( Rozdział 13 ) Zwiadowcy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 osoba POV

Trzy świeżo białe smoki leciały nad lasem szukając demona o imieniu Rin.

Jeden z nich coś zauważyła więc dał znak reszcie. Jeden za drugim wylądowali koło drugiego. Po chwili z krzaków wyłonił się wysoki na prawie 2 metry demon o bardzo jasnej karnacji, rogach skierowanych ku górze które na końcach były białe. Jego oczy świeciły się na bardzo jasny kolor kolor włosów były kruczo czarne.
Długie i bardzo ostre kły wystawały z jego szczęki która była uzebiona w oste jak brzytwa kły.
Nosił czarne Harness w krztalcie gwiazdy do tego czarne spodnie dresowe i białe buty. A za nim wił się długi czarny ogon.
Na prawej ręce bransoletki z ludzkich szczątków.

Jeden ze smoków wbił się powietrze ale demon mometalnie znalazł się koło niego wygrywając mu skrzydła używając do tego jednej ręki.

Smok padł na ziemie z wielką kałuża krwi. Pozostałe dwa ruszyły na niego z ogniem jak i z zebiskami.

Jeden z nich ugryzł z całej siły demona w noge z której leciał dosyć dużo czarnej mazi przypominającą krew.

Miejsce ugryzienia mometalnie się zagoiło.

Demon jedną ręką przytrzymał jedego że smoków za gardło i mometalnie kręcił mu kark.

Zwiarowca POV

Dwóch moich ludzi już nie żyje, nie mieliśmy szans żeby go pokonać.

Schowałem się za jednym z drzew, wyciągnąłem ptaka z mojego płaszcza i napisalem wiadomość.

Zbliża się do miasta na południe, Nie mieliśmy szans moi ludze nie żyją ja zresztą już i tak jestem na przegranej.

Wsadziełem ptakow wiadomość i wypuścił go.

Spojrzałam za drzewa i stał tam. Sporzal na mnie a ja szybko odwrucilem wzrok.
Serce walilo mi jak szalone nie mogłem uspokoić oddechu.

!!!

Sporzalwm w dół... i jego reką przebiła mnie na wylot wyrywajac serce z klatki piersiowej. Wyjął rękę z moim sercem i mogłem paść na kolana.

Mi͠ał̵ęm͡ ͟ci͜e n̵ie̢ ͠z͝abij̡ać..҉.͜ ͡a̢l͟e w̕ ̶s̢u̸mi͘e ͞k̀i̢e̶dy̶ ͢z͝o̷b̛aćzył͏em ż̡e ҉w̛y̨p͏u̢s̨z̶cz̵a͜s̷z̷ w̨iad͝o̴moś̨ć...̶ cóż...͟ t́e͞r͟a̧z już͠ ͡w͘i̷em s̴k͜ą̕d̵ ͏po̸ch͡ơdzis͡z ̨bę̵dz͏i͜e̶ wię͜c̵ej ͞zab͡awy͞.

Jego głos był... przerażający nawet na tak młodego demona wyższego.

Nie uda ci się... jest nas więcej...

Mas͞z҉ r̛ac͟j̵ę... ̢SA͜M͡ ̧n͠ie ҉d҉am ͝rady ͢mus̸zę ̛zna͝le͏ź̨ć ştwó̶rcę́..- powiedział wciskając mi szpony w oczy.

Gdzieś indziej.

Babciu wychodzę wrócę późno... - krzyknołem zakładając kurtkę na siebie.

Angelo... tylko prosze... Nie rób nic głupiego... tak jak w tedy...Nie chce żeby ktoś cię zobaczył..- powiedziała w trosce.

To było przypadkowo.. i tak ten chłopak uciekł..- powiedziałem.

Babcia westchnąła.

Jak będziesz wracać.. to znajdź do sklepu potrzebuje kilka składników..- babcia podła mi listę.. ale zaraz. To miało być kilka rzeczy a nie lista na dwie kartki.

Niech będzie..- powiedziem wychodzić z przyczepy... tak mieszkamy w przyczepie... Nie stać nas na normalny dom ale nie przeszkadza mi to.

Ruszyłem do lasu... czułem w powietrzu że coś się kroi.

🙉🙊🙈🙉🙊🙈🙉🙊🙈🙉🙊🙈🙉🙊🙈🙉

I co ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro