9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kto pamięta Jacka, tego  przystojnego blondyna z błękitnymi oczami i cudownym uśmiechu? Poznaliście go w jednym z pierwszych rozdziałów. Na Statule Wolności o wschodzie słońca. Jeśli tak to UWAGA zmieniam mu imię na LUCK, bo nasz Jackob-J i Jack mają bardzo podobne imiona!

Zapraszam do czytania, gwiazdkowania i komentowania....😉

***06.09.2018r. Pov. Samanthy***

Obudziłam się około 9 rano. Szybko ubrałam się w dresy i udałam się na śniadanie. Zjadłam jajecznice z bekonem i zadzwoniłam po Happiego aby zawiózł mnie do Avengers Tower na trening z wiewiórą. Tia nie lubimy się i od niedawna tego faktu nawet nie ukrywa. Pamiętam że ostatnio wracam z treningów z nią, z krwotokiem z nosa i mnóstwem siniaków. NIE WIEM CO JEJ ZROBIŁAM. Naprawdę. IS NOT FAIR (czy jakoś tak się to pisze..XD...).

....time skip-na treningu....

-mogę minute przerwy?-wysapałam łapiąc się za brzuch gdyż dostałam w niego poprzedni cios.
-Hydra nie da ci odpocząć
-Męczysz mnie od 3 godzin chyba zasługuję na minimum minutę przerwy?! Coś się tak na mnie uwzięła?!
-Naprawdę nie wiem o co ci chodzi...
-Nie kłam. Jesteś przydupasem Fiurego a zachowujesz się gorzej od niego! On dał mi spokój 2 tygodnie temu a Ty nadal mnie prześladujesz! Czemu nie możemy się dogadać?!
-Nie widać że próbuję?! Nie wiesz jak trudno jest się przestawić z trybu WRÓG na PRZYJACIEL.
-Nie wiesz jak to jest patrzeć w oczy kogoś kto najpierw jest twoim celem i tylko od jego śmierci zależy twoja wolność, a po 15 minutach mówić do niego TATO. Nie tylko Ty miałaś w życiu pod górę.-Po chwili przerwy dodałam spokojniej- Może ten fakt powinien nas pogodzić. W sumie nie miałam ci niczego za złe...
-......zgoda...?-zapytała ruda
-zgoda. - podeszłyśmy do siebie i podałyśmy sobie ręce. -będziesz dziś na moim przyjęciu urodzinowym?
-Jasne. - uśmiechnęła się
- co lubisz?
-nie musisz nic mi dawać. Wystarczy nasza zgoda. To i tak dużo.....ale skoro nalegasz too...lubię błyskotki.- Obie parsknęłyśmy śmiechem

Pożegnałyśmy się. Pojechałam do domu i napisałam esa do Jackoba z zaproszeniem dla niego i jego siostry na imprezę. Zaznaczyłam że nie muszą nic przynosić. On jednak był uparty tak jak wszyscy i zapytał się czy mam ramki na zdjęcia. Napisałam mu że nie i napisałam że jeśli już musi mi kupić prezent to mój pokój jest w kolorach piekielnych i mrocznych więc niech spróbuje dobrać kolory. On nie odpisał.....zadzwonił do mnie.....

-Hej. A tak w ogóle to gdzie ta impreza bo napisałaś że w twoim domu a ja nigdy u Ciebie nie byłem...
-Ooo....fakt. To przyjadę po Was czarną limuzyną do Central Parku. O 19:30. Spoko?
-Tak...mam rozumieć że bardziej elegancko?
-nie, ubierzcie się tak jak na dyskotekę albo do klubu i się nie spóźnijcie.
-dobra, dobra i tak przyjdę w garniturze. To pa.
-pa. Do 19:30.

Rozłączyłam się i nie wiem czemu ale miałam wrażenie że się uśmiechnął. Akurat dojechałam do domu...to znaczy willi.  Była 18:00 więc zaczęłam się szykować. Ubrałam...

O 19 zadzwoniłam po Happiego. Przyjechał do mnie, wzięłam klucze do czarnej limuzyny mojego ojca i powiedziałam że musimy zajechać do Central Parku bo o 19:30 będą tam czekać moi przyjaciele. Pojechaliśmy.

O 19:30 zobaczyłam moich przyjaciół przez szybę w drzwiach. (Ta w drzwiach,bo gdzie morze być szyba w samochodzie XD ) Wysiadłam i podeszłam do Jackoba i Jessiki.
-Cześć!-ja
-Hej-bliźniaki
-Zapraszam do środka-ja. Weszliśmy do auta. Widziałam ich miny zdziwienia. Były bezcenne.
-Happy możemy ruszać-powiedziałam.

I tak rozmawiając dojechaliśmy na miejsce. Impreza była udana i nikt się nie upił więc nie było głupich akcji. Około 4 rano poszłam spać.

Mam nadzieję że się podoba dokładnie 593 słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro