14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Albus:

Dzisiejszy dzień zaczynaliśmy zajęciami z eliksirów. Przeglądałem znudzony książkę i czekaliśmy aż przyjdzie profesor.

- Jak tam twój obiekt westchnień - szturchnął mnie Lucas. Zerknąłem w stronę Malfoya, który rozmawiał z Rose i westchnąłem.

- Wszystko w swoim czasie - powiedziałem coraz mniej pewny tego pomysłu.

- Nie wyglądasz na jakiegoś radosnego - powiedział Fergus.

- Kto nie wygląda na radosnego? Będziemy dziś robić eliksir wzbudzający euforię, więc w sam raz - pojawił się nagle za nami profesor Fernsby i przy okazji nas przestraszył.

- Nikt, wszyscy są szczęśliwi - powiedziałem cicho. Profesor zaczął gadać na temat tego eliksiru, a ja wymieniałem krótkie spojrzenia i posyłałem Scorpiusowi uśmiechy. Od czegoś było trzeba zacząć.

- Potter! - usłyszałem nagle głos profesora, popatrzyłem przestraszony -Ja rozumiem, że to taki wiek, że się człowiek może zauroczyć, ale może skup się na lekcji a nie wyglądasz jak oderwany od rzeczywistości.

- Żeby to było takie łatwe - powiedziałem rozmarzonym głosem, kilka osób się odwróciło by na mnie spojrzeć, stwierdziłem że mam to gdzieś że takim zachowaniem zrobię z siebie debila - zakład był ważniejszy.

- Przynieś składniki do eliksiru ze składziku lepiej - powiedział - Malfoy idź z nim, tworzycie teraz drużynę, więc chyba nie muszę się martwić.

Uśmiechnąłem się zadziornie do chłopaków i wstałem za Malfoyem.

- Nie wiem co mamy przynieść - powiedziałem o blondyna.

- Po to idę. Zdziwiłbym się gdybyś wiedział - powiedział.

Weszliśmy do składziku, Malfoy pierwszy a ja za nim, starałem się stanąć jakoś w miarę blisko niego, jakoś wybadać jak on w ogóle by zareagował na jakiś bliższy kontakt ze mną.

- Tam są pancerze - powiedział chłopak wskazując najwyższą półkę w składziku - Nie wziąłem różdżki.

- Ja też. Mogę cię podsadzić - powiedziałem z uśmiechem.

- Nie no, nie ufam ci na tyle by...

Chłopak nie dokończył bo go podniosłem do góry, wyglądał na przestraszonego moim impulsywnym zachowaniem, zdjął szybko pancerzyki z półki i zażądał opuszczenia na dół.

- Dziwnie się dzisiaj zachowujesz - powiedział gdy szliśmy do sali.

- Normalnie - powiedziałem i otworzyłem mu drzwi od sali. Popatrzył na mnie zdziwiony, że go przepuszczam w drzwiach i wszedł do sali. Serio nie wiedziałem jak mam ocieplić w dość szybkim tempie nasze stosunki, do tego nigdy nikogo nie podrywałem, i nie wiedziałem nawet jak mam się do tego zabrać. Wszyscy wzięliśmy kociołki i zaczęliśmy sporządzać eliksir. Podszedłem do blondyna, popatrzył na mnie zdziwiony.

- Chcesz mi coś zepsuć? Przemyśl to dwa razy - zagroził.

- Nie. Chciałem zapytać co zrobiłeś z pancerzykami, w książce jest to wątpliwie opisane - wyjaśniłem.

- Rozgniotłem nożem - powiedział po czym wyjął mi z ręki pancerzyk i zademonstrował.

- Dzięki bardzo - powiedziałem i go delikatnie klepnąłem po ramieniu.

Chłopaki mieli oczywiście ze mnie niezłą polewkę i z moich nieudolnych podbojów, jednak starali się przeżywać to w ciszy, by nikt nic nie podejrzewał. Po zajęciach profesor Fernsby poprosił byśmy obaj zostali, gdy wszyscy wyszli z sali usiedliśmy na ławce naprzeciw biurka.

- Jak wam idą przygotowania? - spytał.

- Chyba nieźle - powiedział blondyn.

- Dobrze, dopełniamy się nawzajem - dopowiedziałem z uśmiechem. Profesor popatrzył niedowierzająco.

- Czy mam rozumieć, że pomysł twojego brata ze zrobienia z was drużyny zawiesił wasz konflikt? - spytał.

- Tak, zawieszenie broni - zaśmiał się blondyn.

- Może już na zawsze - westchnąłem i puściłem oczko do blondyna, który posłał mi spojrzenie mówiące "co ci odjebało". Po chwilowej rozmowie z profesorem opuściliśmy salę i wróciliśmy do dormitorium. Chcąc się przypodobać chłopakowi od razu ruszyłem do parapetu z naszą rośliną by sprawdzić czy ją trzeba podlać.

- A co to się stało, że pamiętałeś? - spytał blondyn widząc moja zainteresowanie rośliną.

- Widzisz, może nie jestem takim ignorantem za jakiego uchodzę - powiedziałem po czym podlałem roślinę z pomocą zaklęcia. Malfoy pokręcił niedowierzająco głową na moje zachowanie. Przeniosłem nawet roślinę na drugi parapet, by więcej czasu spędziła na słońcu i lepiej urosła.

- Może spróbujemy poćwiczyć zaklęcia - zaproponowałem.

- Chyba musimy - westchnął blondyn i poszliśmy wspólnie do pokoju życzeń. Lucas puścił mi oczko i posłał kciuka w górę gdy już wychodziliśmy z pokoju. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju życzeń.

- Ja wytworzę tarczę, a ty spróbuj rzucić na mnie zaklęcie - powiedziałem i stanąłem naprzeciw chłopaka.

- Drętwota! - krzyknął chłopak, z prędkością światła wyczarowałem tarczę, która pochłonęła zaklęcie.

- Teraz na odwrót, musisz umieć bez namysłu i szybko wyczarować tarczę, to się przyda najbardziej przy pojedynkach - wyjaśniłem.

- No dobra. A jak mi się nie uda? - spytał lekko zaniepokojony.

- Nie no, wezmę lekkie zaklęcie żeby ci się nic nie stało w razie czego Scorpiuś - powiedziałem, chłopak zrobił zdegustowaną minę na zdrobnienie jego imienia.

- Expelliarmus! - krzyknąłem, a z mojej różdżki wydobyło się szkarłatne światło.

- Protego! - zawołał tym samym momencie chłopak, tarcza pochłonęła moje zaklęcie, a Malfoy się uśmiechnął na skuteczność swojej tarczy.

- No widzisz, potrafisz - podszedłem i poklepałem albo raczej pogłaskałem go po plecach, chłopak się spiął pod wpływem mojego dotyku, wiem że z jego perspektywy moje zachowanie było dziwne, ale miałem w tym pewien cel. Malfoy w końcu nauczył się z prędkością światła wyczarowywać tarczę, więc mogliśmy się swobodnie pojedynkować i spędziliśmy dziś nad tym dużą część czasu. Po drodze do dormitorium spotkałem Jamesa, Malfoy zostawił nas samych na korytarzu.

- Jak tam przygotowania? - spytał złośliwie. Pewnie myślał, że usłyszy że źle. W końcu z niego złośliwość wychodziła w każdym calu, jeśli oczywiście coś dotyczyło mnie.

- A no dobrze, zdziwiłbyś się - powiedziałem.

- Rozmawiałem z Rose, ona to ma już wszystko opanowane. Obstawiam, że jej drużyna wygra - powiedział.

- No oczywiście, że byś chciał, w końcu to Gryffindor - burknąłem.

- No, coś w tym jest. Mam nadzieję, że nie przyniesiesz wstydu na tym turnieju i jakoś się pokażesz.

- Co? No tak, najgorsze co mogę zrobić to przynieść wstyd rodzinie - powiedziałem oburzony.

- Już i tak zrobiłeś, ale teraz mam na ciebie oko i jeśli nadal byś tak odwalał to...

- Nienawidzę cię - powiedziałem i chciałem go lekko popchnąć, ale w ostatniej chwili się opamiętałem.

- Ej, ej. Uważaj sobie - zagroził.

Zobaczyłem z daleka profesora Taylora i postanowiłem odpuścić i odejść, byłem gotów przyjebać Jamesowi w ten durny ryj. Najgorsze było to, że on często mnie tak prowokował. Każdy mnie znał i wiedział, że nie wolno mnie prowokować w ten sposób, bo zaraz wpadam w furię i rzucam się z pięściami, to nie, James musiał mnie wkurwić. Nie raz w domu mnie prowokował a i tak rodzice sądzili, że to moja wina. Zawsze była moja wina, dlatego tak się wkurzyłem, gdy dowiedziałem się że on tu będzie pracował.

- Nienawidzę tego chuja! - ryknąłem w dormitorium do Lucasa, który coś czytał, w dormitorium był też Malfoy, który przyglądał mi się z zainteresowaniem, ale byłem tak wkurzony, że już nawet nie próbowałem mu się przypodobać.

- Kogo? - spytał Lucas.

- Jamesa - powiedziałem wkurzony krążąc wzdłuż łóżka.

- Niby nic takiego nie powiedział, ale cholera, no kurwa, sam jego widok, najmniejsza złośliwość z jego strony doprowadza mnie do istnej furii - powiedziałem i kopnąłem z całej siły w ścianę po czym opadłem na podłogę z bólu i zacząłem wyklinać wszystko.

- Już, uspokój się. Wiesz jaki on jest, powie wszystko żeby cię wkurzyć - mówił Lucas.

- I za to go nie cierpię - powiedziałem wkurzony.

Przez resztę wieczoru nic się do nikogo nie odzywałem, nienawidziłem tego, że byłem taki impulsywny, że ta łatwo było mnie rozdrażnić i wyprowadzić z równowagi. Malfoy widząc mój nastrój nawet nie proponował by coś jeszcze dziś poćwiczyć do turnieju i zajął się grą w szachy z Raphaelem.

W dormitorium zgasło światło, wszyscy poszli spać, oczywiście z wyjątkiem mnie. Złość mi przeszła, ale nie chciałem jeszcze spać. Usłyszałem, że ktoś wstaje, uchyliłem oko i w blasku księżyca ujrzałem Malfoya, który wyszedł z dormitorium. Minęło z dziesięć minut, a on nie wracał. Pomyślałem, że może się coś stało, a może gdzieś się zakradł. Wziąłem różdżkę, szepnąłem Lumos i poszedłem krótkim korytarzem. Zobaczyłem blondyna, jak siedzi w pokoju wspólnym w ciepłym kominkowym oświetleniu i coś czyta. Pomyślałem, że to będzie dobra okazja by go poderwać.

- Nie śpisz? - spytałem z troską wchodząc do pokoju. Chłopak się przestraszył, bo się wzdrygnął i popatrzył na mnie raptownie.

- Nie... Przestraszyłeś mnie - powiedział.

- Nie chciałem. Co czytasz? - spytałem z zainteresowaniem i usiadłem po turecku na przeciw chłopaka na dywanie.

- Ah... No ten quidditch - powiedziałem zawstydzony wskazując na okładkę.

- Znasz już zasady. Nie podchodzisz do tego za poważnie? W sensie, że... No za bardzo się do tego przykładasz - stwierdziłem.

- Nie chcę się ośmieszyć. Zresztą no już jak do czegoś podchodzę, to chcę wiedzieć wszystko - wyjaśnił. On był zupełnie inny ode mnie, mi wystarczyło minimum. Co innego gdy ja spędzałem tyle czasu nad szachami, to była ciężka gra. A on jak coś zaczynał, to chciał wiedzieć dosłownie wszystko.

- Nie ośmieszysz. Żeby cię strach nie sparaliżował, to będzie w porządku - powiedziałem pocieszająco, sam siebie nie poznawałem, zapomniałem nawet na chwilę, że się nie lubimy i że się założyłem, że uda mi się wyrwać chłopaka.

- Wątpię. Chyba umrę ze strachu - powiedział blondyn i na samo wspomnienie o meczu, który mieliśmy rozegrać wyglądał na przerażonego.

- Wstawaj - powiedziałem i podałem mu rękę. Chłopak popatrzył na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi po czym chwycił mą dłoń i wstał z podłogi.

- Przebieraj się. Idziemy do Trzech mioteł - zarządziłem.

- Jest dwudziesta trzecia - powiedział chłopak zerkając na zegarek.

- No i? Dawaj - powiedziałem i pociągnąłem go po cichu do dormitorium, szybko się przebraliśmy, złapałem pelerynę niewidkę.

- Nie powinniśmy - powiedział chłopak gdy już wychodziliśmy z pokoju wspólnego.

- W lesie też nas być nie powinno, a podobało ci się. Dawaj na piwo - zachęciłem go i weszliśmy pod pelerynę niewidkę. Gdy byliśmy na terenie Hogwartu szliśmy pod peleryną, potem ją zrzuciliśmy.

- A jeśli ktoś nas zobaczy? - spytał blondyn.

- Tak, profesor McGonagall będzie siedziała w Trzech miotłach i sączyła whisky - powiedziałem sarkastycznie. Chłopak się zaśmiał i już nie protestował. Nie wiem co m odjebało, że z nim poszedłem w środku nocy do Trzech mioteł, ale chciałem go do siebie zachęcić bo jednak miałem do wygrania zakład, i wykorzystałem trochę jego załamanie dotyczące meczu, czułem że nie będzie aż tak protestował i będzie łatwo go wyciągnąć z zamku.

Usiedliśmy w pubie, było tu przyjemnie i ciepło w porównaniu z dworem na którym chłodne jesienne powietrze dawało się we znaki. Kupiliśmy piwo kremowe i usiedliśmy przy stoliku.

- Nie wierzę, że siedzę z tobą na piwie - powiedział blondyn.

- No widzisz. Jesteśmy teraz... Drużyną - stwierdziłem i niby to przypadkiem dotknąłem chłopaka po dłoni na co się oczywiście spiął.

- Za co cię wkurwił James? - spytał blondyn upijając piwo.

- To co zawsze. Powiedział, że przynoszę wstyd rodzinie, i że ma nadzieję, że teraz tego nie zrobię - wyjaśniłem.

- Zawsze to tak wygląda?

- Teraz to było lekko, bo szedł profesor Taylor więc nie wjebałem Jamesowi, ale miałem ochotę. W domu często dochodzi do rękoczynów - wyjaśniłem i czułem, że piwo mi powoli uderza do głowy, i było mi już obojętne, że gadam z Malfoyem z którym się nienawidzę.

- Nie dziwię się. Mieszkam z tobą szósty rok w dormitorium i wbrew pozorom cię trochę znam - wspomniał blondyn.

- No tak. W sumie racja. Pamiętasz jak mi kiedyś schowałeś ochraniacze przez treningiem, a ja się tak wkurwiłem, że wywabiłem cię z pokoju i zamknąłem w schowku na miotły - wspomniałem sytuację z drugiego roku i widok przerażonego Malfoya, który nie mógł się stamtąd wydostać.

- No tego się nie da zapomnieć. Od kiedy tylko byliśmy na siebie skazani to się ze sobą drażniliśmy - powiedział chłopak, widziałem, że jest coraz bardziej wyluzowany i piwo mu zapewne uderza do głowy, poszedłem wobec z tego po kolejne.

- Musimy wygrać ten turniej - westchnąłem pijąc kolejne piwo.

- Musimy, ojciec nie da mi spokoju - wspomniał chłopak i wywrócił teatralnie oczami.

- W sensie?

- Ojciec wywiera na mnie presję. Dobrych ocen, bycia najlepszym. No i oczywiście wygrania turnieju, napisał nawet wczoraj do mnie list w tej sprawie - poskarżył się blondyn. Wyglądał na trochę pijanego, ale za to wyluzowanego, nie wiedziałem swoją drogą, że ojciec wywiera na nim taką presję.

- Serio? Myślałem, że ty tak sam z siebie - stwierdziłem.

- Stałem się taki przez niego. To tak jak ty miałeś presję przez Jamesa, tyle że ty miałeś w to wyjebane i i tak poszedłeś własną ścieżką.

- Skąd wiesz, że miałem przez Jamesa presję? - spytałem, nigdy przecież nie gadaliśmy na tak poważne tematy.

- Widać. Zresztą pamiętam jak się kłóciliście, gdy był u nas w szkole. Ciężko było nie słyszeć waszych kłótni - wspomniał blondyn. No tak, to miało sens. Ludzie wiedzieli o mnie więcej niż mi się wydawało, w końcu jak się kłóciłem z bratem, to nasze kłótnie niosły się po całym zamku.

- Wszystko okej? - spytałem i pogłaskałem po ręku chłopaka, który się zapatrzył w szklankę z piwem.

- Tak... Chyba się trochę wstawiłem - powiedział i popatrzył mi w oczy, nie przeszkadzało mu nawet, że pogłaskałem jego rękę, chyba serio musiało go wziąć. Pierwszy raz popatrzyłem w jego szare oczy, pierwszy raz bez nienawiści i złości, jego oczy były lekko zamglone i nieprzytomne.

- No to idziemy do zamku - zarządziłem i pomogłem mu wstać. Chłopak się zatoczył przy wstawaniu z krzesła, i wtedy było jasne - upiłem Malfoya.

.

.

Następny w środę❤️🔥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro