15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Albus:

Wyszliśmy z Trzech mioteł, blondyn trzymał mnie pod rękę, ja starałem się go jakoś prowadzić.

- Nie Potter, ja nie wierzę, że ty mnie prowadzisz - powiedział pijanym głosem gdy szliśmy po Hogsmeade.

- A no nie zostawiłbym cię tu na pastwę losu - powiedziałem starając się jakoś utrzymać blondyna. Wpadłem na głupi pomysł by go gdzieś zaciągnąć i nie wiem, zrobić coś by go w sobie rozkochać jak miało być w zakładzie, ale stwierdziłem że nie będę świnią, bo jest pijany i jedyne co powinienem zrobić, to odprowadzić go do łóżka.

Gdy byliśmy już blisko zamku narzuciłem na nas pelerynę, nigdy nie wiadomo kto patrzy w oknie, ale było to cholernie trudne zadanie - jednocześnie prowadzić pijanego Malfoya i starać się by peleryna nas przykrywała. Weszliśmy do zamku i miałem już wyjebane w tę pelerynę, zdjąłem ją i starałem się po prostu prowadzić go do dormitorium.

- A może poćwiczymy zaklęcia? - wybełkotał uwieszając się na moim ramieniu.

- Obawiam się, że w tym stanie nie potrafiłbyś nawet rzucić Wingardium Leviosa - powiedziałem pod nosem. Pijany Malfoy mnie bawił, w końcu nie był taki spięty i w końcu był beztroski, gdyby zachowywał się tak na co dzień to może między nami by nie było tyle kłótni.

- A o której to się wraca?! - krzyknął Irytek, który się nagle pojawił nie wiadomo skąd.

- Cicho - syknąłem do poltergeista, który się nad nami unosił, Malfoy błądził wzrokiem po ścianach i coś mamrotał do siebie.

- Tak późno się nie wraca! A Malfoy jest pijany, Malfoy jest pijany! - zaczął wykrzykiwać. Gdyby nie to, że Malfoy uwieszał się na moim ramieniu pewnie bym jeszcze podyskutował z Irytkiem, ale w obawie że jego krzyki zwabią tu kogoś szybko poszliśmy do lochów.

Przeszliśmy bezszelestnie przez pokój wspólny i weszliśmy do dormitorium, ale oczywiście blondynowi poplątały się nogi i z hukiem upadł na podłogę zahaczając przy tym ręką o szafkę z której zsunęły się ułożone szachy i narobiły dodatkowego hałasu. Nachyliłem się i starałem się pomóc wstać blondynowi, nagle zapaliło się światło i trójka chłopaków wgapiała się w nas.

- Co wy do chuja wyprawiacie? - oburzył się Fergus.

- Nic, nic, śpijcie - powiedziałem cicho. Raphael gdy zobaczył, że Malfoy leży wstał szybko i mi go pomógł podnieść.

- Przecież on jest pijany - powiedział do mnie z pretensją.

- No jest - powiedziałem dosadnie, nic takiego się nie stało, Malfoy wyglądał jakby był w swoim świecie, był szczęśliwy. Chłopak pomógł mi go wziąć pod rękę, gdy zrobiliśmy krok do przodu nadepnąłem na jedną z figur z szachów, a dokładniej się na niej poślizgnąłem ciągnąc w ten sposób za sobą na ziemię Scorpiusa i Raphaela i we trójkę upadliśmy na podłogę. Dwójka pozostałych chłopaków nie mogła się powtrzymać ze śmiechu, Malfoy opadł na moją klatkę piersiową i wyglądał jakby przysypiał.

- Kurwa mać, tego za wiele, czy z wami nie można normalnie mieszkać? Albo się bijecie i robicie awantury, albo przyłazicie najebani w środku nocy - oburzył się Raphael, pomógł szybko Malfoyowi który nie kontaktował wstać i go położył do łóżka.

- Byliśmy tylko w Trzech miotłach - wyjaśniłem i zacząłem zbierać z pomocą chłopaków figury szachowe, aby się nikt nie wywalił.

- W środku nocy? - spytał Lucas.

- No tak - odparłem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Ciebie to rozumiem, ale jego pojebało? - spytał Raphael wskazując na Scorpiusa, który niemalże natychmiast zasnął na łóżku przytulony do poduszki z uśmiechem na twarzy.

- Siłą go tam nie zaciągnąłem - wyjaśniłem.

Chłopaki byli wkurzeni, więc już dyskusja więcej toczona nie była i poszliśmy wszyscy spać. Przez to, że musiałem pilnować blondyna sam wytrzeźwiałem całkowicie. Współczuję mu jutrzejszego poranka, będzie miał cholernego kaca. Swoją drogą nie wiedziałem że on ma tak słabą głowę, gdybym wiedział to może bym go nie ciągnął do Hogsmeade.

Scorpius:

Obudziłem się na ranem. Uchyliłem oczy i zobaczyłem, że chłopaki jeszcze śpią, domyśliłem się, że jest rano. Poczułem cholerny ból głowy, bolało mnie dosłownie wszystko. Miałem jakiegoś siniaka na ręku. Podniosłem się i zakręciło mi się głowie, siedziałem tak i czekałem, aż przejdzie, ale nie przechodziło. Czułem ciągle to piwo, po cichu wziąłem jakieś rzeczy na przebranie i poszedłem się umyć, tak dużo nie pamiętałem, już szczególnie drogi powrotnej. Po odświeżeniu się wróciłem jeszcze na chwilę do łóżka, złe samopoczucie nie ustępowało. Za jakiś czas wszyscy wstali na śniadanie i zajęcia, Raphael spojrzał na mnie z politowaniem.

- Pogięło cię stary? Z takim zachowaniem chcesz odzyskać odznakę prefekta? A jakby to wyszło - skarcił mnie przyjaciel, gdy byliśmy chwilowo sami w dormitorium.

- Tak wyszło. Zacząłem z nim gadać i znaleźliśmy się w Hogsmeade - powiedziałem skruszony.

- Ale cholera. Takich rzeczy się nie robi, jak ty pójdziesz na zajęcia? - spytał.

- Pójdzie pójdzie - powiedział Potter, który pojawił się w dormitorium z jakąś miksturą którą mi podał.

- Co to jest? - spytałem przyglądając się napojowi.

- Na kaca - powiedział dumny z siebie.

- A... A jak to eliksir miłosny? - spytałem, nie miałem zaufania brać coś od niego, Raphael przyglądał się całej sytuacji.

- Nie zrobiłbym czegoś takiego, jesteś mi potrzebny, przed nami turniej - wyjaśnił.

- Weź łyka, to wtedy ci uwierzę - powiedziałem i podałem mu kubek. Chłopak się z niego napił i wzruszył ramionami. Wypiłem zawartość kubka i czekałem na cudowny efekt.

- Ale nasze dziecko rośnie - powiedział zafascynowany rośliną i ustawił ją w mocnym słońcu dodatkowo wzmocnionym taflą wody, przez którą się przebijało..

Raphael oznajmił, że idzie na śniadanie i mi coś przyniesie i zostałem sam z brunetem w pokoju.

- Sorry za wczoraj, trochę mnie wzięło - powiedziałem zawstydzony, nie chcę nawet wiedzieć jak zachowywałem się pijany.

- Nic takiego. Dotarliśmy do pokoju, dwa razy wylądowałeś na glebie - wyjaśnił. Na wspomnienie chłopaka coś zaświtało mi rzeczywiście w głowie, to by wyjaśniało dlaczego mnie wszystko bolało.

- Jeszcze miesiąc temu widząc mnie pijanego w Hogsmeade byś mnie tam zostawił albo upił jeszcze bardziej bym się skompromitował - skomentowałem.

- Trochę się zmieniło - wyjaśnił i usiadł obok mnie na łóżku. Popatrzyłem na niego lekko zaniepokojony, no nie jego zachowanie normalne nie było.

- To o czym gadaliśmy wczoraj zostaje między nami - powiedział i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.

- Widzimy się na zajęciach - powiedział i poszedł.

Jego zachowanie było coraz dziwniejsze, szczerze mówiąc jak zachowywał się w miarę normalnie, to nie był najgorszy. Poczułem się lepiej trochę po wypiciu tego eliksiru, zjadłem śniadanie które przyniósł mi Raphael po czym przebrałem się w szaty szkolne i poszliśmy do szklarni. Na dworze było chłodno, coraz bardziej czuć było nadchodzące chłodne dni. Wszyscy uczniowie już byli, weszliśmy do szklarni ostatni, zajęliśmy miejsce przy bulwiastym pieńku.

- Ktoś wie co to jest? - spytał profesor Longbottom. Wyrwałem się szybko do odpowiedzi, po czym udzielił mi głosu.

- To pnie wnykopieńki. Gdy się do nich podejdzie to ożywają, są trochę niebezpieczne. Ze szczytu pnia wyskakują pędy, które zaczynają wymachiwać sobą we wszystkie strony. Gdy te pędy się ściśnie to w tej całej plątaninie tworzy się dziura i tam znajduje się strąk - wyjaśniłem mimo nadal lekko bolącej głowy.

- Dokładnie tak - powiedział profesor - Teraz załóżcie rękawice, osłony na głowy.

Podeszliśmy do miejsca gdzie wszystko leżało i zaczęliśmy wszystko zakładać. Na daną chwilę męczenie się z tym pieńkiem było naprawdę ostatnią rzeczą na jaką miałem ochotę.

- No dobra - powiedziałem do Raphaela - Weź go jakoś unieruchom, a ja wyjmę strączek.

Pochyliliśmy się nad pniakiem, natychmiast zaczął wymachiwać pędami z całej siły uderzając Raphaela w twarz mimo osłony, które na sobie mieliśmy.

- Co za menda - powiedział oburzony chłopak i zaczął siłować się z pniakiem. Zobaczyłem, że w pniaku pojawiła się dziura, szybko włożyłem tam rękę i z naprawdę ogromnym obrzydzeniem złapałem strączek, który był obślizgły i jakby się ruszał, nagle dziura w tym wstrętnym pniu zacisnęła się na moim ręku. Raphael próbował złapać pędy, jakoś mu się udało, i moja ręka była wolna, trzymałem w niej wstrętny strączek, który wyglądał serio ohydnie, położyłem go natychmiast na stolik z obrzydzeniem.

- Świetnie, widzicie? - zwrócił się Longbottom do reszty uczniów - Tak trzeba to zrobić.

Nie wiedziałem nawet, że wszyscy śledzili nasze poczynania, bo bali się pierwsi spróbować i nie wiedzieli czego się spodziewać. Po chwili wszyscy przystąpili do działania, nie mogliśmy się oprzeć by nie popatrzeć na poczynania naszych znajomych. Rose i Jennifer nie mogły w ogóle obezwładnić rośliny, która rzucała się agresywnie.

- Ale ja ci zaraz przypierdolę! - zagroził Potter i zamachnął się z chęcią wymierzenia kopniaka w pień, śmialiśmy się z Raphaelem z jego zachowana, był wkurwiony. Niby od zawsze to samo, jak mu coś nie wychodziło to chłopak robił się zdenerwowany i agresywny. Pamiętam jak na trzecim roku nie wyszedł mu jakiś eliksir któremu poświęcił bardzo dużo precyzji, to po prostu kopnął kociołek, którego zawartość rozlała się po podłodze i kawałek jej wyżarła, aż się dymiło. Do tej pory nie wiem jak to możliwe, że uwarzył coś tak niebezpiecznego.

- Potter! - krzyknął profesor i podbiegł do niego.

- Przepraszam. Ale no ona jest jakaś nienormalna - powiedział oburzony chłopak.

- Spokojnie, złapcie ją za pędy - wyjaśnił profesor demonstrując jak umiejętnie to zrobić.

- Amery, podejdź do do dziewczyn i im pomóż - zwrócił się do Raphaela profesor, na co chłopak ruszył z pomocą do Rose i Jennifer.

- No kurwa przecież ja ją zajebię - powiedział rozgorączkowany Potter, on działał tak strasznie impulsywnie, że jak się wkurzył to wyłączało mu się logiczne myślenie i jakby mógł skopał by wszystko dookoła.

- Ile ona ma siły - powiedział Fergus siłując się z pędami. Z politowaniem podszedłem do nich, Potter się uśmiechnął na mój widok.

- Pomóc wam? - spytałem widząc ich bezowocne poczynania, Potter już nawet chciał wyciągać różdżkę by rzucić zaklęcie na roślinę.

- Tak, przecież ja zaraz ją rozbroję - powiedział zirytowany chłopak.

Ja, Lucas i Fergus złapaliśmy za pędy, Potter dostał z całej siły w brzuch od jednego wolnego pędu na co z całej siły ten właśnie pęd kopnął i zwyzywał. Starałem się zbytnio z tego nie śmiać, ale jak on się wkurzał to był taki śmieszny. Po chwili Potter włożył rękę by wyjąć strąk, oczywiście ręka mu tam utknęła, bo roślina znowu zaczęła się wyrywać.

- Aaaaa fu jakie to obrzydliwie, niech mnie ktoś uwolni! - krzyczał chłopak, znowu obezwładniliśmy roślinę i ręka chłopaka została uwolniona.

- Dzięki - powiedział z ulgą w moją stronę i rzucił do miski strączek.

Potem naszym zadaniem było wyciśnięcie tych ohydnych strączków co też łatwe nie było, Potter groził do strączka że go zaraz potraktuje Avada Kedavra jak się nie rozłupie, a ja tylko słuchałem jego komentarzy ze stolika obok mając z niego ubaw. Przy większej precyzji udało się rozłupać strączki i ta ciężka lekcja dobiegła końca.

- Jakbym miał coś ważnego schować, na przykład pieniądze, to wokoło bym posadził te wstrętne pieńki, ale one by się sprawdziły przy pilnowaniu czegoś - powiedział Raphael, gdy szliśmy do zamku.

- Masz rację. Ale mimo to, nie chciałbym mieć już do czynienia z tak złośliwym pieńkiem. Do tego obrzydliwym - westchnąłem na samo wspomnienie pozyskania strączka w i ogóle włożenia tam ręki. Później poszliśmy na obiad, nie miałem zbyt apetytu przez kaca. Po chwili dosiadła się do nas Rose.

- Irytek mówił, że w środku nocy Albus prowadził cię pijanego po zamku - powiedziała rudowłosa.

- Wieści szybko się rozchodzą widzę - westchnąłem czując na sobie prześwietlające spojrzenie dziewczyny.

- Żeby to tylko tyle. W środku nocy mieliśmy pobudkę, jak się Scorpius wywalił i narobił huku - wspomniał Raphael. Rose wyglądała na zdziwioną.

- Ale czemu ty z nim...

- Tak wyszło. Poszliśmy do Hogsmeade i się upiłem. To było głupie, no tak wyszło - wyjaśniłem. Rose nie wyglądała na zadowoloną.

- Uważaj na niego. W sensie, że... Wiesz jak to z nim jest - powiedziała zerkając na Albusa, który siedział ze swoimi kolegami i graczami quiddtcha pochłonięty rozmową.

- Finalnie odprowadził mnie do dormitorium i nawet dał mi eliksir na kaca. Nie wiem jakoś już się tak nie kłócimy, bo mamy za cel wygranie turnieju - wyjaśniłem.

- Nie dam wam wygrać - powiedziała dumnym głosem Rose.

- Nie wątpię. Ale myślę, że sobie poradzimy - powiedziałem, w głębi duszy nie byłem zbyt przekonany, może i tworzyliśmy zgraną drużynę, ale obawiałem się, że pokona mnie stres i nie dam z siebie wszystkiego.

.

.

Mam dziś beznadziejny dzień, więc wrzucam rozdział, mam nadzieję że wasza aktywność poprawi mi humor😐✨
Trzymajcie się❤️


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro