Rozdział VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Connor z Silverem po 3 minutach dogonili Sonica. Resztę drogi pokonali w równym tempie. Ich miejscem docelowym jest City(ten co kojarzy Sonic forces wie o co biega). Po dotarciu zostali jeszcze większe zgliszcza i rozpierdziel niż na NP (Niebiańskich Polach).

Sonic pov

Wiem, że toczymy wojnę ale takie gonitwy czy wyścigi z punktu A do B z przyjaciółmi mnie relaksują i pozwalają na jakiś czas zapomnieć o tym wszystkim. Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Nie no musze przyznać niezły rozpierdziel tu jest. Spojrzałem porozumiewawczo do moich towarzyszy. Zrozumieliśmy się bez problemu, każdy z nas poszedł do pomocy naszym. Pora się zabawić!

>przeskok czasu<

Cholerny Jajogłowy! Dobrze się przygotował-ZNOWU! Teraz już wiem z kąd wiedział o naszych słabościach-Sally mu wszytko ładnie wyśpiewała. Za jaką cenę nas sprzedała? Tego nie wiem.
Kątem oka widzę jak walczą moi bracia (tak jak by traktują Silvera jak moje młodszego braciszka) oraz Connor. Każdy z nas był otoczony grupami specjalnymi Imeratora(Eggmana innymi słowy). Mieli jakieś oznaczenia które coś oznaczały tylko nie wiem dokładnie co. Wiem tylko tyle, że świetnie sobie radzą w walce z nami. Dowodem na to jest fakt, że my ledwo dajemy radę. Po mnie Connora jaką dostrzegłem jest gniew i frustracja z zaistniałej sytuacji. Znają doskonale nasze mocne i słabe strony. Ilekroć próbowałem zaatakować z pomocą mojej prędkości to oni doskonale wiedzieli jak to sprawić. Po jakieś 25 minutach takiej potyczki byłem lekko wykończony co rzadko się u mnie zdarza.

-Witaj kochanie~-A TA Z KĄD SIĘ TU WZIĘŁA! -Tęskniłam, a ty?~
-Nie za bardzo....ZDRAJCZYNI!
-Jeszcze mi podziękujęcie~A teraz....dobranoc~~-zaczęła do mnie podchodzić z dziwnym psychicznym uśmiechem. Nie podoba mi się to ani trochę.
-Coooo........-już chciałem się obronić przed jej atakiem lecz ona mnie pocałował. Byłem zamurowany, kompletnie nie wiedzlam jak mam zareagować. A mogłem jak kolwiek bo poczułem ukucie w szyi oraz nagły ból i zwiodczenie ciała.'Co....się.......dzieje.....'  po tym mój wzrok zrobił się pusty to co się działo pamiętam jak przez mgłę.

Connor pov

Niech to szlak! Moje umietnosci się osłabiły i ci żołnierze są dobrze przygotowani na moje ataki i ruchy. No nic jakoś sobie poradzę z tym. Wszytko jakoś dobrze się układało do czasu.......................

-PODAJCIE SIĘ! ODDAJCIE SIĘ W RĘCE IMPERIUM, A MOŻLIWE ŻE NIC JEMU SIĘ NIE STANIE!

Wszyscy szybko zaprzestali walki ze sobą i skierowali się w stronę mówcy. A raczej mówczyni. To była Sally i miała zakładnika. Zaraz to Sonic! Jest ledwo żywy. Przytargała go na środek i rzuciła nim o ziemię. Złapała za jego kołnierz i przystąpiła nóż do gardła. Ręce miał związane za sobą.

-TY SUKO!-dobrze rozpoznałem głos. To był Shadow w cholerę zły na zdrajczynie. Rozejrzała się po polu walki. 'JEST! Tam jest dobre miejsce.' Użyłem teleportera i już byłem w tym miejscu. W City pozostało jeszcze dobrych miejsc snajpierskich i do takiego się udałem.  Sięgnąłem swój karabin i przygotowałem się do strzału. Trzeba poczekać na idealny moment. Cierpliwe obserwowałem to co się tam dzieje. TornademX przyleciał Tails i zaczął negocjacje no ale potem coś musiał powiedzieć Sally, że Shad prawie się na nią rzucił z tasakiem w prawej dłoni i z tąd mogłem doskonale usłyszę jego wrzask
-CIEBIE TO JUŻ NA MAKSA POPIERDOLIŁO SUKO!-uła Silver ledwo co go postrzymywał. Kuźwa....ale się obstawiła. Dobra trzeba ten jakiś punkt znaleźć. JEST!
Okej teraz się tylko przymierzyć dobrze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pociągnąć za spust
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Dobrze wystrzelić w to mniejsce. Zrobiłem tak. Wystrzeliłem w dobrym monecie. Ale nagle czas(nie z moja pomocą)zwolnił i zdębiałem
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

-NIE!-tylko tyle mogłem z siebie wypuścić po tym co się stało...................

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro