Rozdział 10: Zaklęcie odwrócenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Eveline pov)

Nieco czasu zajęło doprowadzenie wszystkiego do porządku... Musieliśmy podzielić się na kilka grup, by wszystko naprawić jak najszybciej.

Przyjaciele Altera pilnowali Thomasa, który nadal był nieprzytomny. Poprosiłam ich, by mówili gdy cokolwiek się zmieni. W tym samym czasie Jack i Mark zajmowali się Arialem w moim imieniu - sama z pomocą pozostałych YouTuberów, w towarzystwie znajomych Thomasa, zajęłam się rannym. Deceit siedział na kanapie podczas gdy ja bandażowałam jego ramię.

- Skończone - powiedziałam, gdy w końcu skończyłam, i zaczęłam sprzątać. - Mam nadzieję że da to wam nauczkę by następnym razem słuchać co mówię.

- . . . - Deceit nie odezwał się. Wyglądało na to że ma dość wrażeń na jeden dzień. Pozostali tak samo.

- Eh... Nie róbcie niczego idiotycznego. Idę zrobić sobie coś do picia i wracam do pracy - wstałam i ruszyłam do kuchni, po drodze wyrzucając resztki brudnych opatrunków do kosza.

Wlałam wodę do czajnika i czekałam, aż się zagotuje, by zrobić herbatę. W międzyczasie przeglądałam jedną ze swoich ksiąg, by wyszukać więcej potrzebnych mi informacji. 

Wygląda na to że nikt nigdy nie spotkał się z czymś takim, pomyślałam. Nigdzie nie znalazłam informacji na ten temat... Muszę więc sama opracować zaklęcie, które odwróci to wszystko. Niech to... Nie mam na to czasu, ale... nie mam innego wyjścia, jeśli chcę pomóc i Thomasowi, i mojemu mężowi.

Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam się w stronę wyjścia i zauważyłam Virgila, chowającego się pod kapturem. Patrzył na mnie z niepewnością w oczach.

- ...serio jesteś w stanie to naprawić? - zapytał nieufnie.

- Myślę że tak - odpowiedziałam. - Muszę jednak opracować wszystko od podstaw, bo aktualnie nie istnieje odpowiednie zaklęcie. Przez to potrzebuję czasu... Którego niestety nie mamy.

- Przynajmniej zdajesz sobie z tego sprawę - westchnął i ściągnął kaptur. Wtedy też zauważyłam białe włosy, które opadały mu na twarz. - Posłuchaj... Thomas naprawdę nie może umrzeć. Ta cała sytuacja...

- Wiem że ciebie to martwi - podeszłam bliżej. - Mnie też. Obaj mamy kogoś, kogo chcemy uratować. Obiecuję... zrobię wszystko co mogę by uratować Thomasa.

- ...wiem. Dzięki.

- Virgil? 

- Hm?

- Posłuchaj... Wiem że na pewno nie czujesz się z tym korzystnie... ale czy mogłabym prosić cię o pomoc?

- Mnie...? Dlaczego? - spojrzał na mnie.

- Potrzebna mi będzie pomoc kogoś z waszej grupy... I ktoś jeszcze, prawdopodobnie mój mąż. Ale co do ciebie... wydajesz się być najbardziej rozsądny z nich wszystkich, a jednocześnie masz silny kontakt emocjonalny z Thomasem. Potrzebuję zbadać cię za pomocą magii, by skutecznie opracować skuteczne zaklęcie... Wiem że to dość niekomfortowe dla ciebie, ale...

- Nie... Rozumiem... - westchnął. - Zrobię to, byle tylko mieć święty spokój... I żeby z Thomasem wszystko było okej.

Odetchnęłam z ulgą.

- Dziękuję... Naprawdę.

- To... Jak się za to zabieramy?

- Na razie przejdźmy do salonu, by móc w razie czego obserwować Thomasa, i spróbujmy zebrać wszystkie informacje w jedną całość. Chcesz może herbatę albo coś? - zapytałam.

- Um... Nie, nie trzeba - odwrócił wzrok.

- Jakbyś zmienił zdanie to mów - zalałam swoją herbatę wrzątkiem i przygotowałam coś jeszcze w drugim kubku. - Myślę że Alan chętnie mi pomoże, zwłaszcza jak przekupię go tym.

- A co to...?

- Jego ulubiony napój~ On jest jednym z ludzi, którzy piją kawę z herbatą jakby to było normalne.

- Ugh, już sam dźwięk tego wywołuje u mnie dyskomfort...

- No cóż, o gustach się nie dyskutuje... - zabrałam oba kubki do salonu. - No dobra. Ekhm. Skarbie, mocą czarnej magii i tego mrocznego naparu wzywam twoją demoniczną duszę i proszę o wsparcie.

Momentalnie mój ukochany pojawił się obok mnie, bez słowa chwycił kubek i zaczął z niego pić.

- Dobre... Brakowało mi kawy - powiedział po chwili.

- Cieszę się... To skoro już tu jesteś, potrzebuję twojej pomocy. Mogę na ciebie liczyć? - spojrzałam mu prosto w oczy.

- Um... S-spróbuję - odwrócił lekko wzrok, zawstydzony. Hehehe... Jego zachowanie przypomina mi czasy, gdy dopiero zaczynaliśmy się spotykać... Zupełnie jakby to było wczoraj.

- To usiądźmy - usiadłam przy stole razem z Alanem i Virgilem. - Więc tak... Muszę użyć na was kilku różnych zaklęć, by zbadać wasze oddziaływanie na Thomasa i na siebie nawzajem. Może  być nieco nieprzyjemnie, ale niestety nie jestem w stanie zrobić tego inaczej.

- . . .

- . . .

Widziałam że byli zdenerwowani, ale jednocześnie zdawali sobie sprawę z tego że to była ich jedyna opcja.

- Zrobię to najostrożniej jak tylko mogę, obiecuję.

- Eh... N-no dobrze... Od którego zaczynamy? - zapytał mój mąż.

- Najpierw to... Potem to... A potem te dwa - wskazałam na pozycje w mojej księdze. - To minimum, jeśli sprawy się skomplikują, może dojść jeszcze kilka.

- No dobrze... Możesz zacząć ode mnie.

- N-na pewno...? - Virgil spojrzał na niego.

- Cóż... Nie masz pojęcia jak te zaklęcia działają, sam nawet nie znam dokładnego działania wszystkich... Chyba lepiej będzie jeśli najpierw ja dam się zbadać, żebyś wiedział czego się spodziewać.

- ...racja... Dzięki.

*

Po kilku godzinach dałam chłopakom odpocząć. Alan trzymał się jakoś, choć widać było po nim że jest wykończony, z kolei Virgil był w gorszym stanie... Przez połowę zaklęć był praktycznie nieprzytomny. Źle się czułam z tym, że musiałam ich doprowadzić do takiego stanu, ale... to było dla dobra ich wszystkich.

Podczas gdy oni odpoczywali pod okiem swoich przyjaciół, ja opracowywałam zaklęcie na podstawie wszystkiego co miałam dostępne. Miałam z tym pewne doświadczenie, choć pierwszy raz musiałam tworzyć czar o takiej sile i takim działaniu, więc stwarzało mi to nieco problemów. Mimo to pracowałam bez przerwy... Nie mogłam się poddać.

Spojrzałam na Thomasa. Nawet jego włosy zaczynały siwieć, co oznaczało że był na granicy... Muszę to zrobić. Dla niego, dla Alana i dla całej reszty.

- TAK!!! - krzyknęłam, rysując ostatni znak na kartce.

- AGH! CO GDZIE JAK- Co się dzieje?!? - Patton najwidoczniej spał, bo nagle zerwał się z kanapy, podobnie jak pozostali.

- Oh... Przepraszam, nie chciałam was obudzić.

- Skończyłaś pracę, Eveline? - zapytał FaceBot, poprawiając okulary.

- Nie potrzebujesz ich, po co dalej je trzymasz na twarzy? - zapytał Sven.

- Z tego samego powodu dla którego Drew dalej ma na twarzy maskę.

- Oh... Zapomniałem o niej. Noszę ją tak długo że nawet jej nie czuję...

- Wracając... Tak, skończyłam opracowywać zaklęcie. Możecie obudzić Thomasa?

- Uh... Spokojnie, ja... nie śpię - powoli usiadł. - O matko... Mam niezły zjazd... Dobra, to... naprawiamy to...?

- Mhm - kiwnęłam głową. - Potrzebuję tylko twojej krwi by wszystko przygotować.

- Oh... OH! Hehehe... he... - zaśmiał się. - Sory, po prostu... Przez moment myślałem że mówisz tak na serio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro