Rozdział 9: REMUS, KURWA MAĆ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka chwil wcześniej...

---

(Remus pov)

- No wielkie dzięki, dupku! - krzyknął Jack, zbliżając się w stronę mojego przyjaciela.

- Oh, no weźcie! Deceit nie zrobił nic takiego! - odparłem, przysuwając się bliżej. - Nie mówcie że to nie było zabawne...!

- Zdecydowanie nie było! - wrzasnął Sven, patrząc na mnie. - Przez niego Drew był w kompletnym szoku! Biedak się kompletnie złamał!

- No cóż... Dostał to na co zasłużył - Deceit wzruszył ramionami. - Nie mówcie że żal wam go...

- A żebyś wiedział! - teraz odezwał się Neg. - Zabolało go to! Fakt, nie był z nami szczery... Ale nie wierzę że jest złą osobą! Musiał mieć jakiś powód żeby nas okłamywać!

- Naprawdę w to wierzysz?! Jesteś naiwny... Kłamca zawsze będzie kłamcą! Kto wie co jeszcze przed wami ukrywa! Może jeszcze się okaże że nawet nie ma na imię Drew albo że jest kobietą?!

- Okej, TO raczej byśmy zauważyli - przerwał mu Sven. - To nie jest "Mulan", jasne? Zaufaj mi, mam doświadczenie z kobietami if you know what I mean.

- SERIO NA TYM SIĘ SKUPIACIE?!? - krzyknął Eleven. - To nie jest istotne! Ważne że kurwa teraz Alter próbuje dojść z nim do porządku, i to przez ciebie!

- Dokładnie. Deceit, Remus, błagam... ten jeden raz się... ogarnijcie - ton głosu Thomasa był stanowczy, choć było widać po nim że ledwo się trzyma. Ohoho, kiepsko z nim... Oby tylko nic mu się nie stało!

- Właśnie Thomas, jak się czujesz? - zapytał Logan. - Wyglądasz... bardzo słabo.

- I tak się czuję... Serio chłopaki, taki zjazd mammmmmm... - w tym momencie upadł na ziemię.

- THOMAS!!! - wszyscy podbiegliśmy do niego.

Mark i Jay podnieśli go i położyli na kanapie, podczas gdy Eveline zaczęła go oglądać.

- Źle z nim...! - oznajmiła. - Powoli zaczyna dochodzić do stanu, w którym jego organizm może się poddać z nadmiaru energii... Jeśli czegoś nie zrobimy, może mieć poważne kłopoty!

- Zaraz, czy to znaczy że tacie i reszcie też coś grozi?!? - krzyknęła Tahoma.

- Przejmujesz się? Błagam, naprawdę myślisz że- GH!!!

Zanim Deceit zdążył dokończyć to, co chciał powiedzieć, Arial złapał go za ramię i przerzucił nad sobą, po czym gdy jego ciało wylądowało na podłodze, chłopak przygniótł go nogą. Byłem pod wrażeniem, ale...

To nie wyglądało naturalnie. Nie narzekałbym w innych okolicznościach, po prostu... To zachowanie zupełnie do niego nie pasowało i było zaskakujące.

- Cz̕y ty͠ ̢KIED͘Y̛KOLWIE̴K z̧am̀y͞k͠a͘sz mor̶d͠ę̶?̀!҉?͞ Ja p̀ier̛d̨ol̕ę̴,͝ ̕my͘śl̵ął̷em ż̶e ́t҉ęn͏ wąs̸a͡cz͜ ͞j͜ak̸o͏ ̨p͠ìe̷r̷wsz͝y̡ ͝przèk͢rơczy ͏g̢ŕa̕nicę,́ ͜al̡e͜ ͝ty̸ na̡praw͠d̢ę ͏dźi̴a͜ł̷asz mí na nerẁy͘! - wrzasnął. Nawet jego ton głosu brzmi inaczej...! Co się dzieje?

- UUUUUUUUUUUGH... Nienawidzę was - mruknęła Tahoma i zaczęła iść w stronę schodów. - Pierdolę to, idę grać w Super Smash Bros.

- Dlaczego?!? Co myśmy znowu zrobili? - spojrzałem na nią.

- Um... Pamiętasz jak wspominałem coś o tym, żeby nie prowokować Ariala, bo coś tam...? - szepnął Patton. - To... chyba wiem już czemu...

- Eh? - spojrzałem na chłopaka...

...i choć widziałem różne, fajne, pojebane rzeczy, to TO było dopiero coś... Arial wpatrywał się we mnie, z czarnymi oczami i świecącymi na czerwono tęczówkami. W jego spojrzeniu były rzeczy całkowicie inne niż wcześniej... Strach i niepokój zniknął całkowicie, zastąpiony przez pewność siebie, wściekłość i... rozbawienie. Moje klimaty normalnie!

- H̴eh.̷.. Ci͏e͏bi̡e̶ napr҉a͡wd̢ę̸ to ̨nie͟ r̨u͢sza͡,̨ ́c̵o͞? - uśmiechnął się, patrząc na mnie. Uuuuuuuuuuuuu, teraz mi się podoba ten chłopak! - W͠íd̀z̀ę ż͢e̢ ͟m̡o҉ż́e ͏j̛e͝dn̶a͞ķ ̧ni̢e je͟s̴t҉eś̡ a̛ż͟ t͝ak̸ ̸okrop͠ny jak͜ p̧o̢d̨ejrz̧e̸wa̧łe͟m.̸

- Ohoho! - zaśmiałem się. - Czyli jednak...! Jednak wolisz mnie od mojego nudnego brata-

- Uh, ziom, to nie do końca-

- M͟or̴d͞a,͡ ̴B͟ij͠st͟e͜r̛ ̴- przerwał mu, po czym pokręcił głową. - Widzę̧ ̷ż͢e̵ ͘nie͏ ̵r͟oz͝u̸mi͏e͟s͜z͞.͡.. ̷O̵n̛ nádál ci̶ę ͜nienawi̴dzi.̴ ̷T́o͜ ̶J̧A͞ uw̕a̛żam c͟ię̵ za ̶in̡t́e͏r̸eśującą͠ o̸s̴ob͠ę͞.͠

- "Ja"? Mówisz tak jakby...

- Zaraz, czy to znaczy że Arial cierpi na rozdwojenie jaźni? - zapytał Logan.

- Nie do końca... - usłyszałem Eveline. - To coś pomiędzy tym i byciem opętanym... Choć traktujemy ich jak dwie różne osoby, więc... to określenie nie jest w pełni niewłaściwe.

- Hej, przynajmniej jest ciekawie! - spojrzałem na niego. - Więc...? Z kim mam przyjemność rozmawiać?

- Ziom-

W tym momencie chłopak zaśmiał się.

- A͞ri̡. ͞Ty̶ ̴jęs͘tȩś R̡emus̡,͠ hu̧h͟.͜.. Z҉ wsz͝ys̛tkich̨ ͢l͢u͜d͝z̸í tu͢taj́ j͟ȩs̴t̢eś na͠jm͏n͟ie̴j͝ ͏n̨u̵d͠ņy... ̡C҉a̷ł͝k̕i͏em ̨p̧rzy̡je͜mnię mi ͢s̡ię͢ ͡ciebi̷e ͜słuch̢ało ̡gdy ͜gadałe҉ś o͟ ̧ty͘ch różn͡y̡c͡h.̕.̸.͝ ҉de̵t͜aļach.́ ͡No ̧wi̡es҉z̛, j̷ak̨ ́to̕ ̧ni͠e͟k̴tór҉zy͡ wỳp̵r̛u͟w̷a͢ją̴ l̷u̸dziơm ̡f̀l͘a͝ki ̛ż̀y̛w̷cèm ͞i̵ wbija͘ją ẃ ͝n҉ic͞h̢ ơs͝trz҉a̧,̶ ͢z̧a͝d̀a̷ją͜c ból̡ ͜p͏rz͏éz̸ ͏d͜z͏i͢es͜i͢ą̡t̸k̵i̸ g̸od͘zi̕n.̛..

- Poważnie? Znaczy, ekhm - odkaszlnąłem. - No oczywiście że tak! Inni nie znają się na sztuce...!

- To ͢pr̵a̵wdą.̷ ͏Ch̛o͏ć̶,͞ no ͟w̨ies̴z̴.̨.҉. j҉e̡s͡t ͝m҉ię͠d͢z̀y͝ na͟mi͞ ҉nìew̸i͘e͟lk͏a͡ ̀różnica - nagle zaczął się zbliżać moją stronę. - J̛a ̴w̸ol͏ę.̧..̢ ̀n͢i̧ę ́og͘ra̵ni̕cz̴ać ̧się ͞do ͏wyo̢b͏r̨aź͞n͘i.̨

- To znaczy...? - sam nie wiem czemu zacząłem się cofać... Ale po chwili zrozumiałem dlaczego: Ari trzymał w ręce nóż. - Co do...?!?

- Hej, nie zatrzymacie go?!? - usłyszałem jak Roman krzyczy.

- Ostatnim razem jak próbowaliśmy o mało co mnie nie dźgnął! Nie dzięki, postoję tutaj! - odparł Jack.

- Skąd on ma tak właściwie nóż?!? Kiedy on go podniósł?!?

- H-hej, Ari... Heheheh... - zaśmiałem się nerwowo. - Chyba... Chyba nie chcesz mi tego zrobić, nie? No wiesz, tak jakby jesteśmy już kumplami...!

Jego śmiech całkowicie mnie sparaliżował. Na koronkowe stringi ciotki Patty...! ON TAK NA SERIO!!!

- AHAḨAHAH͟AHA!̸!!̀ JUŻ̷ J̵A C͘I̕ PO͡K̀A͢ŻĘ́ ̨JA͝K͡ SE͏R̵IO͜ D̴O TE͡GO P͘ODC҉HO͟D̨Z͜Ę!!̨!̡ - wrzasnął i ruszył na mnie z ostrzem! Był szybki jak... jak nie wiem co! Już myślałem że trafi we mnie...

...ale nagle Deceit wskoczył między nas, a Ari trafił nożem jego! Uderzył go w lewy bark, co wywołało masywną fontannę krwi... Ja pierdniczę, to... To jest...

- AAAaaAaaaAAAAAA!!! - krzyknął Patton.

- JA PIERDOLĘ, ARI!!! - krzyknął Jay. - Mogłeś go zabić!!!

-́ ̕No ͠i̛ ͝co͝ ͟z t̢eg͢o͜?!̕? - spojrzał na niego. -́ P͟r͠z̶e͠c͢i̸eż-

- TO ZA MOJEGO PRZYJACIELA! - skorzystałem z okazji, wyjąłem jedną ze swoich broni i uderzyłem chłopaka w tył głowy. Ari zachwiał się i upadł na ziemię, nieprzytomny. - Ja pierdolę... Nie sądziłem że kiedykolwiek użyję tego nie na moim bracie.

- Remus... - westchnęła Eveline. - Nie wierzę że to mówię, ale... REMUS, KURWA MAĆ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro