Rozdział 3: W poszukiwaniu planu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Roman pov)

W końcu udało nam się zebrać w salonie, po długiej bitwie z całym chaosem który nastąpił przez nasze nagłe pojawienie się. Usiedliśmy wszyscy na kanapach lub przyniesionych z jadalni krzesłach. Usiadłem na środku kanapy, po mojej lewej Virgil, który jak zwykle chował się pod swoim kapturem, po prawej mój brat, który w najlepsze zajadał swój dezodorant (obrzydliwość...). Na dwóch następnych krzesłach siedzieli Patton i Logan, który w oczekiwaniu na rozpoczęcie rozmowy zajadał dżem Crofters (DLACZEGO NIE MIAŁ DRUGIEGO SŁOIKA PRZY SOBIE?!? JA TEŻ UWIELBIAM DŻEM CROFTERS...!). Dalej usiadł Deceit, bacznie obserwowany przez dziewczynkę, która razem ze swoimi braćmi siedziała na drugiej kanapie. Na kolejnych krzesłach usiadła trójka ludzi, którzy przyszli przed momentem. Podobno nazywali się Eleven, Bijuu i Jack (?) i byli znajomymi obecnej tu rodziny.

- No, nareszcie... Częstujcie się - Eveline, która nawiasem mówiąc była piękną niewiastą, postawiła na stoliku talerz z ciasteczkami i usiadła na ostatnim wolnym krześle. - Więc... chcecie powiedzieć że jesteście stronami osobowości tego... jak on tam...

- Thomas Sanders, mamo - westchnęła Tahoma. - Mówiłam ci kilka razy... Tak, są jego stronami. Są całkiem fajni! No, on jest dziwny - tu wskazała na Remusa. - I Deceit też, ale poza tym są spoko.

- Rozumiem... I... mówicie że najprawdopodobniej zamieniliście się miejscami z moim mężem i możliwe że jego alter ego też?

- To najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń - Logan poprawił swój krawat po tym, jak odstawił pusty słoik. - W tej chwili między nami i Thomasem nie ma żadnego połączenia, zupełnie jakbyśmy przestali być jego stronami. To jedyna możliwość, zakładając oczywiście że Thomas jest cały i zdrowy.

- Hm, mogło też być tak że Thomasa spotkała straszliwa katastrofa i leży w swoim apartamencie, z wnętrznościami na każdej ścianie! - wygłosił Remus, ku powszechnemu obrzydzeniu wszystkich tu zebranych.

- Lepiej tak niż gdyby te zostały przerobione na jedzenie i podane zwierzętom, przez co te zaczęłyby wariować i zabijać wszystkich w okolicy, wywołując kompletną apokalipsę, jak w tym filmie który leciał tydzień temu.

- ARIAL! - krzyknąłem aż, patrząc na 14-latka. - Dlaczego ty słuchasz i komentujesz to, co mój brat wygaduje? Jak mogą ci się podobać wypowiedzi tego nieokrzesanego-

- Oh daj spokój Romi, widać od razu kto jest dla niego bardziej pociągający - mój brat przerwał mi, śmiejąc się. - Wiadomo że ja jestem bardziej lubiany z naszej dwójki-

- Nieprawda. Nie lubię cię. Jesteś dziwny i brzydko pachniesz.

Patton zaśmiał się jak dziecko, słysząc te słowa. Mi też pojawił się uśmiech na twarzy, słysząc jak taki młodzieniec obraża mojego brata.

- Ja bym przemyślał to stwierdzenie, Remus.

- Możemy olać ten temat i wrócić do dyskusji? - przerwał nam Bijuu. - Sprawy rodzinne załatwimy potem.

- Słusznie - przyznał Logan. - Powinniśmy skupić się na obecnym problemie.

- No cóż, Mark i Jay poszli do domu Thomasa by sprawdzić, czy Alter i reszta też tam są - powiedział Eleven. - Mają dać nam znać jak się dowiedzą.

- Nghhhhh, ta sytuacja bardzo mi nie pasuje - mruknął Virgil, jeszcze bardziej znikając w swojej bluzie.

- Oh Virgil, tobie nigdy nic nie pasuje - powiedział Deceit, na co Virge tylko syknął jak kot.

- Oj V, panuj nad sobą! - zwróciłem mu uwagę. - Nie bądź niemiły dla niego!

- Bądź niemiły, jest kuta- Znaczy, jest niemiły - Tahoma poprawiła się, widząc spojrzenie swojej matki.

- Oh no co wy macie do-

- MAM!

- Co? Masz jakiś pomysł?! - Jack spojrzał na Pattona.

- Huh? O, nie, po prostu mam ostatnie ciasteczko - zaśmiał się i zaczął je jeść. - Om nom nom nom!

- EH... Oni tak zawsze? - zapytała Eveline.

- Przeważnie - odparł Logan. - My jesteśmy przyzwyczajeni, gdyż znamy się od zawsze, choć rozumiem że dla was jest to dość męczące.

- Trochę...

W tym momencie zadzwonił telefon jednego z nowo przybyłych chłopaków. Jack wyjął swój i spojrzał na ekran.

- Mark dzwoni! Dam na głośnomówiący! - oznajmił i odebrał. - Mark? Powiedz że masz dobre wieści...!

- I tak i nie... Znaczy, dobra jest taka że znaleźliśmy Thomasa, Altera i resztę.

- Naprawdę? - Eveline aż podeszła do telefonu. - Nic mu nie jest? Jest cały?

- W pewnym sensie tak, ale jest problem... Chłopaki tak jakby są podłączeni do Thomasa i jest problem z tym, żeby stabilnie ich wszystkich przenieść do was... Jakbyśmy zrobili to normalnie, byłby problem.

- Oh, no OCZYWIŚCIE...! - krzyknąłem. - Nigdy nie może być tak łatwo... No cóż, to znaczy że przed nami wielka przygoda, więc nie będę tym od narzekania!

- Powiedział ten który zaczął wypowiedź, narzekając.

- Oh zamknij się, Microsoft Nerd! - spojrzałem na Logana.

- Już zrobiłeś ten żart, kilka razy.

- ...tak czy inaczej, musimy przerobić jeden z naszych teleporterów, więc trochę nam to zajmie, ale damy radę. A jak u was? Żyjecie?

- Na razie tak, choć ja bym za długo nie czekał... Panuje nieco nerwowa atmosfera - westchnął Bijuu.

- Tacie nic nie będzie, nie? - spytała Tahoma.

- Spokojnie, zadbamy o to. Nie martw się Tahoma.

- Dzięki wujku Mark!

- Nie ma za co... Będziemy was informować w razie konieczności. Jak u was coś się będzie działo, też dzwońcie. Na razie.

- Na razie - w tym momencie Jack się rozłączył. - Cóż, przynajmniej są cali... To najważniejsze.

- Tak...

Przez chwilę siedzieliśmy cicho.

- To jaki plan na teraz? - zapytał Eleven. - Czekamy aż oni tu przyjdą czy...?

- Cóż, jeśli jest szansa że znajdziemy jakieś informacje, które mogą nam pomóc, powinniśmy wykorzystać wolny czas i szukać czegoś, co nam się przyda - powiedział Logan, wstając. - Każda, najmniejsza informacja może być isto- Ngh! - nagle złapał się za głowę. Zauważyłem, że zachwiał się nieco przy tym.

- Co się dzieje Logan? - Patton wstał i przytrzymał go. - Wyglądasz na... zmęczonego. Hej, co się dzieje z twoimi włosami?

Wtedy my wszyscy to zobaczyliśmy: włosy Logana stopniowo zaczęły stawać się śnieżnobiałe, jak u Anny w "Krainie Lodu" po byciu trafionym przez lodowy pocisk prosto w serce...!

- Nie wiem... To dziwne, ale... nie mam siły na nic. To chyba... efekt bycia odłączonym od Thomasa. Brakuje nam energii jego duszy, więc... najprawdopodobniej będziemy przez to słabnąć.

- Nie wiem co to znaczy, ale na pewno musisz się położyć. Dzieciaki, sio, tatuś musi się położyć - Patton przegonił najmłodszych z nas z kanapy i pomógł Loganowi się położyć. - Już dobrze... Przykryję cię kocykiem, przeczytam bajeczkę na dobranoc-

- Aż tak źle z nim nie jest, Patton - odciągnąłem go od niego. - Daj mu odpocząć. No wiesz, sen pomaga na urodę i tak dalej.

- Ah! Jasne.

- W takim razie uważam, że naprawdę powinniśmy się pospieszyć - zauważyła Eveline. - Jeśli ktoś ma jakieś pomysły, niech nie boi się ich wygłaszać. Jak sami widzicie... od tego zależy co się będzie z wami działo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro