Rozdział 4: Wesołe myśli

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Negative pov)

Nie mieliśmy tak naprawdę nic, co moglibyśmy zrobić w tej sytuacji, więc... naszym jedynym wyjściem było czekanie aż Jay i Mark przygotują teleporter... Bałem się że im się nie uda i że... że wszyscy możemy... Ale próbowałem nie myśleć o tym. Próbowałem jakoś... uspokoić się i mieć nadzieję, że dadzą radę.

Reszta chłopaków rozmawiała z Thomasem... Nadal byłem zaskoczony tym jak strój FaceBota uległ zmianie... Choć wyglądał w nim całkiem uroczo. Ciekawiło mnie czy ja też bym tak wyglądał... I czy dałbym radę... spełnić swoją rolę...

Siedziałem niedaleko YouTuberów, którzy zajmowali się teleporterem, i obserwowałem ich pracę. Majstrowali narzędziami przy nim, od czasu do czasu prosząc androida o podpowiedź co robić dalej. Mimo to praca zdawała się ciągnąć w nieskończoność... Bałem się czy dadzą radę zanim... ...

- Hej, um... Negative? Tak masz na imię, nie...? - nagle się zorientowałem, że Mark mówi do mnie.

- Uh... t-tak... um... czy... z-zrobiłem coś n-nie tak...? M-mogę sobie p-pójść...

- Nie, nie...! Ja tylko... chciałem spytać, czemu nie jesteś z resztą? No wiesz... To twoi kumple i tak dalej.

- O-oh... - spojrzałem na moment w stronę pozostałych ego. - J-ja... chyba l-lepiej by było g-gdybym został t-tutaj...

- Hej, dlaczego tak uważasz? - do rozmowy dołączył Jay.

- Um... p-po prostu... 

- Co, denerwujesz się? To nic złego... Każdy czasem czuje zdenerwowanie.

- Hej, słuchaj - powiedział Mark. - Jeśli nie chcesz o tym gadać, nie musimy... Nie będziemy zmuszać. Ale wiesz... my nigdzie nie idziemy, a... sam widzisz jak robota idzie, więc... Jak chcesz, możesz z nami pogadać o czymś.

- Um... n-nie wiem o cz-czym...

- O czymkolwiek chcesz! O pogodzie, o jedzeniu które lubisz, o tym co ostatnio porabiałeś... Nawet o tym skąd pochodzisz! Oh, może to ostatnie nie, bo to trochę za ten... no ale nie zmuszamy. Twój wybó-

- Um... uh... p-pewnie Alter w-wspominał, kim... czym j-jestem, nie...?

- Tak... Chyba tak - Jay na moment przerwał pracę. - Wspominał że jesteś nieco... inny od normalnego człowieka. Chyba użył określenia... klon?

- Mhm. T-to... to chyba d-dobre... określenie... j-jestem klonem, ale... n-nie takim... właściwym... P-powstałem w p-placówce SCP...

- SCP?!? - Mark mi przerwał. - Więc... tak jakby jesteś...?

- M-można tak p-powiedzieć... chyba... Ja... p-powstałem przez znajdujące s-się tam d-drzewo... drzewo, k-które było w stanie s-skopiować każdy obiekt, n-nawet żywy... choć nie b-bez konsekwencji.

- Huh, pamiętam chyba... Żywe organizmy żyły góra 2 tygodnie, o ile powstawały żywe...

- T-tak... ale ja... um... j-ja żyję już od k-kilkunastu l-lat... I c-co więcej... Alter n-nigdy nawet nie b-był w tym samym p-pokoju co ono... A j-jednak...

- Ta... Chyba jestem w stanie się domyślić jak mimo wszystko powstałeś - mruknął Jay. - Możliwe że to sprawka tamtego ataku demonów i naszej przyjaciółki... Daty by się zgadzały.

- M-możliwe... sam n-nie wiem... jakoś... n-nie czułem że to i-istotne...

- Dlaczego? Nie chciałeś nigdy dowiedzieć się jak dokładnie powstałeś? Nawet dokładnej daty nie chcesz znać?

- Um... n-nie myślałem że... że k-kogokolwiek to b-będzie obchodzić... - spuściłem wzrok.

- Czemu? Nas to ciekawi! - Mark przysunął się bliżej (tak mi się wydawało po odgłosie przesuwanego krzesła). - Zresztą nawet jeśli by tak nie było, to nie chciałbyś wiedzieć... no nie wiem... sam dla siebie?

Szczerze to... sam nie wiedziałem. Czy ja... sam dla siebie...?

Nigdy nie zadałem sobie tego pytania. Ja... nie wydawało mi się że to istotne dla kogokolwiek...

- N-nie wiem... - odparłem w końcu. - Ja... l-ludzie zawsze... Czułem, j-jak patrzą na m-mnie... B-byłem dla nich czymś... n-nienormalnym. Bałem s-się ich. Bałem s-się w sumie w-wszystkiego... B-bałem się, że... że j-jeśli poznam p-prawdę o sobie... N-nawet oni... - spojrzałem na moment w stronę pozostałych. Co jeśli... nawet oni by...

Nagle poczułem jak ktoś mnie obejmuje. Pisnąłem odruchowo, zaskoczony, ale... po chwili mi zaczęło przechodzić...

- Hej... Już dobrze... - usłyszałem głos Jay'a. - Nie musisz się martwić. My wiemy o Alterze dużo rzeczy, które... raczej nie sprawiłyby, że inni ludzie chcieliby go znać, a co dopiero być jego przyjacielem. Ale mimo to nadal jesteśmy kumplami! Nie musisz się bać odrzucenia, zwłaszcza jak weźmiesz pod uwagę fakt że jeden z was jest dosłowni robotem i nikt nic na ten temat nie mówi.

- Um... c-coś w tym j-jest...

- Poza tym... Nawet jeśli nadal czujesz się niepewnie, powinieneś próbować zrobić coś dla nich od czasu do czasu! Na pewno doceniliby to, że chcesz im pomóc albo przynajmniej spędzać z nimi czas. To twój wybór, ale... warto chyba nad tym pomyśleć, nie?

- Mhm...

- No to rozchmurz się! Nie musisz się kryć ze swoimi myślami i emocjami, pokaż je czasem zamiast się chować! - Jay odsunął się ode mnie. - Twój wygląd i pochodzenie mogą na to nieco wpływać, ale chyba bardziej działa na ludzi to, jak sam do siebie podchodzisz... Jeśli czujesz się pewnie sam ze sobą, inni też automatycznie myślą o tobie lepiej.

- A-ale... Jak t-to zrobić...?

- Na przykład... Um... - Mark na chwilę zamilkł. - Na przykład gdy czujesz się nerwowo, możesz myśleć o czymś co lubisz! Nie wiem, co takiego ci się podoba?

- Um... - zacząłem się zastanawiać. - L-lubię zwierzątka... I wiaterek... I te cukierki z galaretką...! Tęcze też są fajne! I te samochody, co sprzedają lody...! Grają fajną muzykę!

- I to się nazywa nastawienie! - krzyknął Jay. - Widzisz? Już nie jesteś taki zdenerwowany! Nawet przestałeś się jąkać.

- O-oh... Faktycznie! - zauważyłem. - Um... G-gdy się denerwuję... wesołe rzeczy. Wesołe myśli - uśmiechnąłem się. - Chyba działa...!

- Sam widzisz! Pozytywne nastawienie!

- Hah... to chyba jedyna pozytywna rzecz o mnie! Bo wiecie... Pozytywne? Negatywne? Negative...? - i wtedy właśnie zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem. - Czy ja właśnie...?

Wtedy Mark padł na stół i parsknął, z kolei Jay zaczął się śmiać tak mocno że zrobił się cały czerwony na twarzy.

- O matko, HAHAHAHAHA! Czy ty właśnie walnąłeś suchara?

- Ja... chyba... Nawet nie wiem skąd to...! Ale... chyba się nie gniewacie?

- Nie, skąd...! - odparł Jay gdy przestał się śmiać. - To urocze!

- Ta, niektórych takie żarty żenują, ale to było zabawne! Powinieneś częściej tak robić, myślę że innym by się to spodobało.

- Um... okej...! Myślę że od czasu do czasu... jeśli to sprawi, że inni będą szczęśliwi... Chcę by ludzie czuli się dzięki mnie dobrze...!

Tak... Tak...! Chcę by inni się cieszyli nawet z czegoś tak głupiego jak żart który właśnie powiedziałem! Będę pomagać innym być szczęśliwym i robić dobre rzeczy dla innych!

Gdy tylko to pomyślałem, poczułem jakieś... ciepło przechodzące przez całe moje ciało. Gdy spojrzałem w dół, zauważyłem jak mój strój się zmienia jak u FaceBota, zastąpiony przez niebieską koszulkę polo, okulary i szary, koci sweterek. OMG. CUTEEEEEEEEEE!!!

- Aaaaaaaaaaaa, spójrzcie! - krzyknąłem podekscytowany i natychmiast narzuciłem na siebie sweterek. - Jakie mięciutkie! Awwww!

- O matko, chyba umieram z przesłodzenia - usłyszałem Marka.

- AYYYYY!!! Zastępstwo Moralności już tu jest!

- Thomas! Patrz na mnie! - pomachałem mu. - Jak wyglądam?

- Dobrze...! Jestem zaskoczony że to właśnie ty jako Patton, ale... Podoba mi się!

- "Dobrze"? Myślałem że wygląda przez okno jak każda normalna osoba.

- OMG, nie zrobiłeś tego...! - spojrzałem na Altera.

- DAD JOKES?

- DAD JOKES!!!

- O cholera, stworzyliśmy coś czego nie możemy kontrolować.

- Oj tam, daj mu być szczęśliwym Jay.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro