11. [会話]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 20 października, poniedziałek

Piknik, tak... Piknik...

Byłem w wyznaczonym miejscu praktycznie godzinę przed czasem, a serce waliło mi jak zakochanej nastolatce. Naprawdę się cieszyłem, że spędzę czas sam na sam z Nishinoyą, jednak cały czas czułem okropną kwiatową gulę w gardle. Zupełnie tak, jakby moje ciało (a raczej umysł) podejrzewał, że tego dnia stanie coś strasznego. Jeszcze gorszego od śmierci.

Noya się spóźniał. To było w jego stylu, ale z drugiej strony zacząłem się niepokoić. W końcu przyszedł jakieś pół godziny po czasie i wspólnie zasiedliśmy do pikniku. Atmosfera była naprawdę dziwna. Milczał, unikał długich odpowiedzi i zachowywał się tak, jakby wcale nie chciał tu być. Oczywiście cały czas zapewniał mnie, że wszystko w porządku, że ja nic złego nie zrobiłem, że nie muszę się martwić... Ale ja wiedziałem, że to kłamstwo, a on chce mnie tylko zbyć pustymi słowami.

– Noya, co się dzieje? – spytałem po raz kolejny, tym razem jednak łapiąc go za ramiona i patrząc mu prosto w oczy. – Czuję, że coś jest nie tak. Naprawdę możesz mi powiedzieć. Jesteśmy przecież przyjaciółmi, prawda?

– Ale Asahi-san, naprawdę nic mi nie jest... – mruknął, strząsając moje ręce z siebie. Odwrócił głowę i w tym momencie ujrzałem grymas obrzydzenia na jego twarzy. Kwiaty i kolce podeszły mi do gardła, jednak starałem się je zignorować.

– Przecież widzę, że jest. Powiedz mi, ulży ci wtedy – zachęcałem. W końcu Nishinoya westchnął i zapatrzył się w horyzont.

– Mam takiego jednego kolegę, który nie chodzi ze mną do klasy, ale często wymieniamy się SMSami i sporadycznie się spotykamy. Poznaliśmy się na jakimś obozie siatkarskim przed szkołą średnią. I dzisiaj... – Tu zawiesił głos. – Dzisiaj do mnie zadzwonił i wyznał, że się we mnie zakochał, ale bardzo bał mi się to powiedzieć.

Jego głos w momencie zmienił barwę na jeszcze bardziej ciężką i dość mroczną, a oczy zaszły mu mętną mgłą. Doskonale zapamiętałem ten widok...

– Czy to nie okropne? – zwrócił się bezpośrednio do mnie, patrząc tymi przerażającymi oczami wprost w moje tęczówki. – Nie mam absolutnie nic do gejów, Daichi i Suga są przecież naprawdę spoko, ale ja? Dlaczego akurat ja? Asahi-san, czy to nie okropne? W dodatku ja nawet nie spoufalałem się z tamtym kolegą, nigdy nie wysyłałem mu jakichś sygnałów, ani tym bardziej on mi... Czemu mnie to spotkało? To jakaś kara? Przecież nie jestem gejem! Całowanie się z innym facetem jest obrzydliwe! A robienie czegoś więcej? Ugh, aż mi się niedobrze robi, jak o tym myślę...

Jego słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Nie chodziło nawet o jego hipokryzję na temat homoseksualistów, lecz o to, w jaki sposób się wypowiadał. Przecież to nie wina jego kolegi, że się w nim zakochał (wręcz się mu nie dziwiłem, skoro sam czułem silne uczucie względem Nishinoyi). Zrobiło mi się wtedy bardzo słabo, a w ustach poczułem metaliczno-słodki posmak krwi.

– Wszystko okej, Asahi-san? – spytał nagle, zauważając, że źle się poczułem. Momentalnie zakryłem usta dłonią. – Widzę, że ciebie też to obrzydziło. Nie dziwię się. Dobrze, że oboje jesteśmy normalni!

W panice wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i wyplułem do niej zbitek kwiatów, krwi i kolców. Czułem, jak w przełyku narasta ogromna ilość płatków. Zacząłem się dusić. Przeprosiłem Nishinoyę i cudem uciekłem w stronę najbliższego ustronnego miejsca, czyli garaży, gdzie często przychodziłem w chwilach smutku. Na szczęście Nishinoya mnie nie gonił. Zacząłem wymiotować ogromną ilością płatków kwiatów, kolców i krwi, ledwo łapiąc oddech. Potem urwał mi się film i niewątpliwie zemdlałem...

Obudziłem się jakąś godzinę potem. Czułem się naprawdę źle. Mój oddech świszczał, a klatka piersiowa nieznacznie się poruszała. Spojrzałem na telefon, gdzie zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Noyi i kilka SMSów, których treść wskazywała na zmartwienie. Nie odpisałem na nic, po prostu wyłączyłem komórkę, odpocząłem chwilę, po czym ruszyłem w stronę domu. Nie chciałem się z nikim widzieć, z nikim rozmawiać... Miałem ochotę... Po prostu zniknąć.

Po przekroczeniu progu domu od razu dopadła mnie mama z zapytaniem, jak się bawiłem. Rzuciłem jej jakąś wymijającą odpowiedź, chciałem zamknąć się u siebie w pokoju i tam zdechnąć z bólu. Moje serce cały czas drżało, a z ust sączyła się niewielka, prawie niezauważalna stróżka krwi. Nawet się nie umyłem, tylko od razu poszedłem spać. A dzisiaj? A dzisiaj nie poszedłem do szkoły ani na trening. Temperatura znacznie mi skoczyła, zupełnie tak, jakby ciało również stwierdziło, że chce dać mi dzień wolnego od Noyi i reszty problemów. Ignorowałem od niego każdy SMS, każde połączenie. Przez jakiś czas nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

Zakochałem się w bardzo niewłaściwej osobie i teraz muszę za to płacić.

Asahi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro