18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Starał się z całych sił. Pędził po niebie tak szybko jak potrafił, ale nie był w stanie prześcignąć zbliżającego się zmierzchu. Nie wiedział jak Mrok to robi, ale jego kryjówka pojawiała się w różnych miejscach, a tym razem była dosyć daleko od miasteczka, do którego w tej chwili zmierzał.
W jego umyśle aż się kotłowało. Tysiące różnych myśli pełnych wątpliwości, gniewu i strachu. Kurczowo trzymał się nadziei, że zdąży. Uratuje Strażników na czas i wszystko będzie dobrze. Wiedział, że nie będą w stanie długo się bronić. Ze względu na deficyt dziecięcej wiary będą mocno osłabieni, może nawet w gorszym stanie niż on. To razem musiał dać radę, nie zawiedzie a wszystkich, prócz rzecz jasna Mroka, czekać będzie szczęśliwe zakończenie.

Kiedy znajdował się już blisko Burgess. Jego serce ścisnął strach. Czuł narastający niepokój, jednak dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jego przyczyny. W całym miasteczku nie było ani jednego jasnego punktu. W żadnym oknie nie paliło się światło. Nie było śladu po neonach i świecących billboardach, które po zmroku bijąc kolorowym światłem zapraszały do zapoznania się z ofertą lokalu. Nawet latarnię uliczne były wyłączone. Całe miasteczko tonęło w ciemności. Jack zbyt dobrze wiedział czyja to sprawka.

Obniżył loty. W tych przeklętych ciemnościach będzie miał problem ze znalezieniem Strażników. Gorączkowo zaczął przeszukiwać miasteczko starając się aby nic mu nie umknęło. Musiał przyznać, że okolica w tych warunkach wyglądała naprawdę upiornie. Prócz tego, że było ciemno i ciężko było cokolwiek dostrzec, całe miasto zamarło. Zniknęły uliczne odgłosy, a cisza wręcz dzwoniła w uszach. Po plecach przeszły mu ciarki.

Wtedy zdał sobie sprawę, że powinienem zacząć od centrum. Przecież Książę Koszmarów zawsze działał z rozmachem, starając się być zawsze w centrum uwagi. Czasami miał wrażenie, że dla niego to wszytko było jak pokaz, sztuka w której chciał wypaść jak najlepiej.

I nie mylił się, bo kiedy dotarł na miejsce wyraźnie dostrzegł Strażników, którzy związani wisieli przed Panem Ciemności. Tym razem nie poczuł strachu. Czuł jedynie palącą wściekłość. Nie pozwoli temu szajbusowi skrzywdzić jego przyjaciół. Nie mógł się jednak rzucić na niego bez żadnego planu. Nie wiele by w ten sposób zdziałał, dlatego na razie ukrył się na dachu uważnie obserwując sytuację.

- Powiedźcie, jak to jest być takim bezsilnym?- zapytał Mrok z uśmiechem.

- Nie wiem. Może ty nam powiesz!- butnie odpowiedział Zając.

- Ach tak? Może przekonany się kto w tej chwili jest bardziej bezradny?- powiedział biorąc zamach czarną kosą.

Chłopak bez zastanowienia ruszył na Mroka. W jego ręku pojawiła się lodowa replika jego kija. Nadal nie wymyślił żadnego planu. Wiedział jednak, że musi jakoś uwolnić Strażników a potem odciągnąć od nich wroga. Pojawił się tuż przed Uszatym i sparował cios Księcia Ciemności. Na jego twarzy przez chwilę dostrzegł cień zaskoczenia, widocznie nie docenił jego możliwości.

- Tęskniłeś za mną?- zapytał chłopak skupiając na sobie całą uwagę przeciwnika. W międzyczasie próbował zamrozić macki wiążące Strażników. - Wiesz trochę mi się tam zaczęło nudzić.

- Muszę przyznać, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Ale to nic. Teraz już wiem kto zginie pierwszy!

Mrok nie próżnował i przystąpił do ataku, jednak i tym razem chłopakowi udało się zablokować cios. Jego prowizoryczna broń cicho zatrzeszczała, a potem pękła. I chociaż chłopak zdążył się uchylić,.ostrze kosy dosięgło jego ramienia. Syknął z bólu. Usłyszał zmartwione głosy Strażników, jednak nie mógł teraz stracić czujności. Mrok wyprowadził kolejne uderzenie jednak chłopak zdążył odskoczyć do tyłu. Z braku lepszych pomysłów zamroziła ziemię pod stopami rywala, tak że kiedy ten chciał ponownie zatakować skończył na ziemi. Jack szybko wykopał mu broń z ręki przymrażając ją do ziemi.

Kiedy chłopak tylko podniósł wzrok zobaczył tłum macek pędzący w jego stronę. Szybko zmroził te będące najbliżej i wzbił się w powietrze kierując się na obrzeża miasta. Odetchnął kiedy zobaczył, że Mrok również podąża w tym kierunku. Jednak przez tę chwilę nieuwagi znalazł się w zasięgu macek, które od razu chwyciły go za nogę. Został pociągnięty w dół, przez co boleśnie spotkał się z ziemią. Przez chwilę go zamroczyło, jednak szybko zamroził macki wyswobadzając się z uścisku. Stanął na równe nogi i już miał ponownie znaleźć się w powietrzu kiedy tuż przed nim wyrósł Mrok. Zwinnie podciął chłopakowi nogi. A ciemność zaatakowała go ze wszystkich stron. Ale Jack miał jeszcze coś do powiedzenia. Cisnął fale mrozu odrzucając na bok wszystkie macki. Szybko znalazł się w powietrzu i pognał w stronę lasu znajdującego się za miastem.

Obejrzał się przez ramię, jednak nigdzie nie mógł dostrzec Mroka ani jego ciemności. Zawisł w powietrzu szukając rywala. Czyżby przejrzał jego plan i wrócił do Strażników? Nagle poczuł jak coś uderza go w bok, a on boleśnie wylądował na skałach. Upadek wycisnął z niego całe powietrze, a w jego nodze coś nieprzyjemnie chrupnęło. Zanim jednak zdążył się pozbierać poczuł chwyt na nodze a jakaś siła podniosła go do góry po czym opuściła na ziemię. Przed oczami chłopaka rozbłysło światło, a on poczuł po jego twarzy spływa ciepła krew. Kiedy Mrok w końcu znudził się dokładaniem mu cierpień, macki ustawiły go naprzeciw Mroka. Zamroczony umysł chłopaka zarejestrował, że znajduje się na wysokiej skale a tuż pod nią znajdowało się jezioro.

- To ostatni raz kiedy mieszasz się w nie swoje sprawy!- krzyknął wyraźnie zdenerwowany Książę Koszmarów.

Jack całym sobą czuł, że to ta chwila. Albo teraz pokona Mroka albo sam zginie. Zmrużył oczy i zaczął zbierać całą moc. Czuł jak płynie wprost do jego rąk z każdego kawałeczka jego ciała.

- Poddaj się ciemności. Przede mną jej nie ukryjesz.

- To mój mrok, mój strach i nic ci do tego!- wykrzyknął.

Wiedział, że to ten moment. Wypchnął całą swoją moc w stronę Mroka. Jak w zwolnionym tempie oglądał całe to widowisko. Widział smugi błękitnego światła wychodzące z jego rąk. Kątem oka dostrzegł zbliżające się macki, które zaczęły przebijać jego ciało. Czuł rozdzierający ból w całym ciele, jednak musiał skończyć to co zaczął. Dopiero kiedy wyczerpał zapas swojej mocy nogi się pod nim ugięły, a on runął do tyłu. Jednak tuż za nim nie było już skały, a on zaczął spadać wprost do jeziora.

Co za ironia, zginie drugi raz w podobny sposób. Jeszcze przez chwilę przez warstwę wody widział jaśniejące niebo. Jednak potem cały ból jakby znikł, jego wzrok się zamglił, a potem zabrała go ciemność.

***
Mam wrażenie, że opis bijatyki jest tym razem ciut lepszy, ale widać że są pewne braki. Mam nadzieję, że się Wam spodoba!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro