19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powoli otworzył oczy. Nie do końca przytomnym wzrokiem przyjrzał się miejscu, w którym się znajdował. Przez panujący półmrok nie był w stanie dostrzec zbyt wielu szczegółów. Jednak nawet przy tak słabym świetle był w stanie zauważyć stosy śniegu.
Musiał przyznać, że był bardzo skołowany. Przez chwilę miał pustkę w głowę. Nie miał bladego pojęcia jak tu się znalazł ani dlaczego. Wtedy zauważył, że nie miał na sobie swojego zwyczajnego stroju. Ktoś musiał go przebrać w błękitną piżamę upstrzoną najrozmaitszymi płatkami śniegu. Musiał znajdować się w Bazie, bo jakoś ciężko było mu uwierzyć w to, że Mrok zmienił swój mroczny gust.

Spróbował usiąść, jednak szybko pożałował tego pomysłu. Rozdzierający ból, który zaczął pojawiać się w wielu miejscach jego ciała, zaparł  mu dech. Z powrotem opuścił głowę na poduszkę, a wraz z bólem napłynęły wspomnienia. Przypomniał sobie o ucieczce z zamknięcia, szaleńczym locie przez pół świata i wreszcie o walce, w której odniósł poważne obrażenia. Szczerze mówiąc myślał, że już więcej się nie obudzi. Był pewien, że to koniec. A może znajdował się w jakimś pośmiertnym świecie? Nie miał odwagi tego sprawdzić. Szybko jednak porzucił tę myśl. Pokój wydawał mu się aż nadto znajomy i chłopak był prawie pewien, że wcześniej też tu leżał.
Do tego całego chaosu panującego w jego głowie doszło dziwne przeczucie, że był nieprzytomny więcej niż kilka dni. Westchnął przeciągle i ignorując ból spróbował jeszcze trochę się przespać.

***

Słyszał głosy Strażników za drzwiami, ale nie miał odwagi się odezwać. Wiedział, że będą chcieli wiedzieć co wydarzyło się tamtej nocy. Ale sam nie wiedział co miałby im powiedzieć. Jego wspomnienia były mgliste, miał wrażenie, że w kilku miejscach urwał mu się film. Zresztą nadal nie do końca rozumiał co się stało. I chociaż to były naprawdę dobre wymówki, sam przed sobą musiał przyznać, że tak naprawdę miał inny powód. Prawda była taka, że nie chciał o tym rozmawiać, nie chciał wracać do tych dni, które odcisnęły piętno na jego psychice. Nie miał ochoty myśleć o Mroku.

Jedyne czego chciał to gdzieś się ulotnić. Spędzić trochę czasu w samotności. Zostać sam na sam ze swoimi myślami i jakoś to wszystko poukładać. Nie chciał już martwić Strażników, oni w tym czasie też sporo wycierpieli. Podjął szybką decyzję.

Tak aby jak najmniej naruszyć rany wstał z łóżka. Nie obyło się bez bólu, jednak był bardzo zdeterminowany. Za pomocą swojej mocy zostawił na ścianie krótki liścik, obiecując że jak wszystko już przemyśli, wróci i wytłumaczy co się wydarzyło. Dopiero po chwili zauważył z jaką lekkością mu to przyszło. Nie musiał się jakoś specjalnie wysilać, zamykać oczu i koncentrować. Pierwszy raz od ponad trzystu lat miał wrażenie, że kontroluje swoją magię. Był szczęśliwy jak dziecko i już miał zamiar sprawdzać swoje możliwości, kiedy w porę się opamiętał. Przecież jeszcze zdąży nacieszyć się tym faktem.

Teraz pozostawało jeszcze znaleźć laskę. Mimo, że być może już nie będzie mu potrzebna jakoś nie chciał się z nią rozstawać. Nie miał jednak bladego pojęcia, gdzie mogła się znajdować. Jeśli zacznie jej szukać po całym budynku na pewno się a kogoś natknie, a wtedy już się nie wytłumaczy. Już miał chwycić za klamkę i szykować się do wyjścia, kiedy ją zobaczył. Stała w kącie, przy drzwiach, tuż pod jego nosem. Miał ochotę głośno się roześmiać ze swojej spostrzegawczości. Pozostawała jeszcze kwestia piżamy. Jednak uznał, że nie ma czasu ani ochoty bawić się we włamywacza. Zresztą po drodze nie zamierzał nikogo spotkać, dlatego przestał przejmować się ubiorem.

Czuł się źle z tym, że opuszczał w ten sposób Strażników. Wiedział, że tak czy siak będą się o niego martwić, ale on potrzebował pobyć sam ze sobą. Dlatego bezszelestnie wyszedł z pokoju i wyleciał przez pierwsze napotkane okno.

Od początku wiedział gdzie się uda. Leciał w stronę Alaski.

***

Wszystkie jego rany już się zagoiły, chociaż musiał przyznać, że ten proces trwał stosunkowo długo. Na początku swojego pobytu tutaj sypiał na drzewach i to dosyć sporo. Kiedy poczuł się już lepiej, zaczął testować swoją moc. Tworzył lodowe rzeźby, układał wzory mrozu, pokrywał drzewa szronem. Powoli układał sobie wszystko w głowie, choć jeszcze do tej pory nękały go straszne wizje, które były pozostałością po koszmarach ufundowanych przez Mroka.

Któregoś wieczoru obudziło się w nim pragnienie posiadania własnego domu, miejsca do którego zawsze będzie mógł się udać i które będzie tylko jego. Postanowił wybudować w lesie dom. Podpatrzył jak to robią ludzie i sam zaczął próbować coś stworzyć. Szło mu opornie. Wykorzystywał zarówno drewno jak i swoją magię. Musiał przyznać, że wyszło nie najgorzej. Chatka zbudowana praktycznie z drewna, kryła chłodne wnętrze. Wszystkie meble zbudowane były z lodu, który ani nie topniał, ani nie emanował chłodem. Swoim wyglądem przypominał szkło, ale był bardziej wytrzymały. Tej sztuczki nauczył się dosyć niedawno. Dom wyposażony był nawet w kominek, gdyby kiedykolwiek miał spodziewać się gości. Jednak nie sądził aby ktokolwiek miał niedługo zawitać w jego progi. Sam nie był pewien kiedy tam wróci. W końcu już za chwilę miał wyruszać na Biegun. Spotkać Strażników i wreszcie opowiedzieć całą prawdę. I chociaż trochę się denerwował, nie mógł się doczekać spotkania z przyjaciółmi. A kiedy już z nimi porozmawia, spędzi trochę czasu, kto wie może znów wyruszy w podróż. Przecież zawsze był niespokojnym zimowym duchem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro