7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Błagam.- nawet mówienie sprawiało mu ból- Dobij mnie- wyszeptał na koniec.
Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony, że ciężko było mu nawet myśleć. Miał dość ciągłego strachu. Czuł się jakby wygrał na loterii bilet w jedną stronę do piekła. Nie życzył tego nawet Mrokowi, choć to on zorganizował mu te wątpliwe atrakcje.
Ciało paliło go żywcem. Czuł się jakby płonął od środka, jednak i tak było lepiej niż na początku. Kiedy Czarny Pan wbił mu sztylet w bok był prawie pewny, że płonie. Prawie, bo nie widział płomieni. Kiedy palące uczucie w środku zaczynało stopniowo wygasać, chłopak zaczął robić się coraz bardziej senny. I gdyby Zając wciąż nie prosił go o nie zamykanie oczu, pewnie dawno by już odpłynął. Miał ogromną ochotę położyć się i zamknąć w sennym świecie dopóki nie poczuje się na siłach, by wrócić do tego realnego. Spojrzał na Strażnika Nadziei. Coś w jego oczach uległo zmianie, nie było w nich już tych iskierek świadczących o uporze i zaciętości. Coś w nim pękło kiedy Jack poprosił go o śmierć. Ale w tamtym momencie chłopak naprawdę tego chciał. Desperacko szukał odpoczynku, którego jak na złość nikt nie chciał mu dać. Ale nie powinien o to nikogo prosić, to zbyt wiele. Nim się zorientował byli po drugiej stronie lodowej bariery. Gdzieś przed nim majaczyły szybko poruszające się sylwetki reszty Strażników, jednak ich obraz był nie wyraźny. Przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamy, a cały ból jaki do tej pory czuł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle zniknął. Chłopak zastanawiał się czy to właśnie tak wygląda śmierć. Kiedy przestaje się widzieć i nic się czuje. Był spokojny. Od kiedy się przebudził był gotowy na tę możliwość. W końcu odpocznie.
-Przepraszam- wyszeptał drżącym głosem. Nie do końca był pewien za co i kogo przeprasza, ale to nie miało znaczenia. Czuł, że musi to powiedzieć, w szczególności jeśli ma już nigdy więcej nie otworzyć oczu. Chciał jeszcze raz spojrzeć na otaczający go świat, wyryć jego obraz w pamięci. Ale ciemność czająca się w kątach coraz bardziej się o niego dopominała.

To już?

Zdążył pomyśleć nim odpłynął.

***
Zdążył dotrzeć do Strażników kiedy Jack zamknął oczy. Nachylił się nad nim sprawdzając oddech. Odetchnął z głęboką ulgą kiedy zobaczył rytmiczne ruchy klatki piersiowej chłopaka. Jeśli oddychał jest szansa, że złożą go do kupy.
-Szybko, trzeba go zanieść do gabinetu medycznego!-krzyknął North i nie czekając na resztę odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w stronę wspomnianego pomieszczenia. Reszta Strażników automatycznie pokierowała się za Świętym, jednak ze względu na zły stan chłopaka Strażnik Nadziei poruszał się trochę wolniej. W efekcie North i Piasek dotarli do pomieszczenia wcześniej, co wykorzystali by przyszykować wszystkie narzędzia, które mogą okazać się przydatne. Po chwili w progu ukazał się Zając z bezwładnym chłopakiem na rękach,a tuż za nim do pomieszczenia wleciała Zębuszka. Po chwili Jack leżał bez bluzy na blaszanym stole. Strażnicy wiedzieli, że chłopak będzie poturbowany, spodziewali się ran i siniaków, ale widok ziejącej z boku dziury, która wciąż obficie krwawiła, całkowicie ich zmroził. Pierwszy otrząsnął się North, który wyprosił pozostałych chcąc w spokoju zająć się składaniem Strażnika Zabawy.

Kiedy za ścianą Święty próbował opatrzyć wszystkie rany Jacka, by choć trochę zmniejszyć jego cierpienie, pozostali Strażnicy gorączkowo czekali na korytarzu. Najspokojniejszy wydawał się Piasek, który w przeciwieństwie do reszty nie przemierzał szybkim krokiem korytarza w jedną i drugą stronę. Jednak on też bardzo martwił się stanem chłopaka, zresztą jak wszyscy. Nawet Yeti, którym przypadło w udziale rozwalenie lodowego muru były jakieś przygaszone i nieswoje. Najbardziej przejęty wydawał się Zając, zazwyczaj sarkastyczny i pewny siebie, teraz nic nie mówiąc dreptał po korytarzu. W końcu zatrzymał się, a jego stopa w dosyć szybkim tempie zaczęła wybijać niespokojny rytm.

- Niech ja go tylko dostanę! Tym razem go zabiję i nie będzie żadnej litości!- krzyknął.

- Musisz trochę ochłonąć, krzyki nic tu nie zdziałają- powiedziała Ząbek próbując uspokoić Wielkanocnego.

-Ochłonąć? Niby jak mam ochłonąć, kiedy kilka chwil temu Jack Mróz, zawsze rozbiegany i psotny, błagał mnie o śmierć. Jak mam ochłonąć po czymś takim?! Zresztą sama widziałaś co mu zgotował Mrok. Ciekawe ile to trwało. Kilka dni, a może kilka miesięcy? Przecież nie widzieliśmy się z nim tak długo, nikt z nas nie ma bladego pojęcia kiedy wielki Pan Ksiażę Ciemności dostał go w swoje brudne łapska. Jack nie był gotowy! Przecież on...on jest jeszcze tak młody. Tylko raz brał udział w walce. Ten pchlarz powinien zaatakować, któreś z nas po tych wszystkich wiekach walk.

W oczy Zębuszki niebezpiecznie się zaszkliły i zanim jakakolwiek łza znalazła sobie ujście, wtuliła się w miękkie futro Uszatego. Ten jeden gest znaczył tak wiele. Zresztą wróżka z całej ich ekipy była najlepsza w wyrażaniu uczuć i pocieszała jak nikt inny. Po chwili dołączył do nich Piaskowy Ludzik. Stali tak w trójkę na korytarzu, przytuleni, drżąc na myśl o losie ich towarzysza. Jednocześnie dodając sobie sił, które będą im potrzebne w tym strasznym okresie jaki zgotuje im Mrok.

------------
Żyję. Jeszcze. Ale nie wiem ile to potrwa.
Trochę mi się zeszło z tym rozdziałem, wybaczcie 🙆 Za to w tajemnicy mogę Wam powiedzieć, że kolejny rozdział już się klepie. Miejmy nadzieję że zostanie opublikowany szybciej niż po 3 miesiącach.

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba! Piszcie co o nim sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro