8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

North pomógł chłopakowi jak umiał. Zatamował wszystkie krwawienia, odkaził rany i skutecznie opatrzył. Jednak nie sprawiło to, że Jack nagle ozdrowiał. Do tej pory nie odzyskał przytomności i jak wyrokował Strażnik Zachwytu prędko jej nie odzyska. Westchnął głęboko. Nie mógł uwierzyć, że Mrok jest tak zwyrodniały by pastwić się na tak młodym duchu zimy. Jedyną dobrą rzeczą, którą odkrył było to, że wszystkie rany były świeże, a więc męka chłopaka nie trwała bardzo długo. Jednak długo zastanawiał się czy coś takiego może być dobrą rzeczą.

Kiedy skończył wszystkie zabiegi i był pewien, że zrobił wszystko co mógł, razem z resztą Strażników przeniósł Jacka do niewielkiego pokoiku, który miał robić za tymczasową salę szpitalną. Był on położony blisko sypialń, tak że jeśli coś by się działo ktoś mógł to usłyszeć. Ostrożnie ułożyli go na dużym łóżku i szczelnie przykryli kocem. Chwilę przyglądali się chłopakowi w milczeniu po czym wszyscy wyszli na korytarz.

-Powinniśmy wszyscy się trochę przespać- zasugerowała Zabęk kiedy dotarli do głównej sali. Jej uwaga była trafna. Na twarzach wszystkich Strażników malowało się zmęczenie spotęgowane dodatkowo troską o zdrowie Jacka.

-Powinniśmy stać na wartach. Ja mogę wziąć pierwszą. Nie chcę, żeby drugi raz koleś mnie zaskoczył- powiedział Zając odruchowo kładąc łapy na bumerangach.

-Niech tak będzie. Po 4 godzinach Cię zmienię, potem przyjdzie kolej na Ząbek. Piasek niech zajmie się swoją pracą- rozporządził North.

***

Ale warty nie były konieczne. Los jak gdyby rekompensując im zdarzenia z poprzedniego dnia zesłał Strażnikom nad wyraz spokojną noc. Jednak po takich przeżyciach nie umieli oni w pełni wypocząć ciesząc się błogością snu. Zamiast tego na zmianę snuli zamyśleni po budynku w milczeniu pilnując bezpieczeństwa.

Nadejście świtu przywitali z ulgą. Czuli się o wiele pewniej niż w ciemności, która bądź co bądź była jednak domeną Mroka. Ale wraz z porankiem nadeszły pytania,bo...co dalej? Czy Jack wyzdrowieje? Co szykuje Mrok? Kiedy zaatakuje? Jaki mamy plan?

Wszyscy mieli pytania, ale jak na złość nikt nie miał odpowiedzi na żadne z nich. Musieli przyznać, że byli w kropce. Nie wiedzieli nic poza tym, że Mrok chce ich zniszczyć i zdobyć strach dzieci. Ta wiedza nie za dużo im dawała. Byli uzależnieni od kolejnego posunięcia Mroka i jednocześnie musieli być na nie odpowiednio przygotowani, aby nie była to ich ostatnia rozgrywka. Jedyne co im pozostało to wzmożona czujność i mobilizacja sił.

Ale otoczenie nie sprzyjało motywacji i nabieraniu pewności siebie. Od wczoraj wszystko w mikołajowej bazie ucichło. Zawsze było to miejsce pełne radości, gwaru rozmów, a przede wszystkim zatłoczone od elfów, które bez celu krzątały się po budynku. A teraz? Ciężko było jakiegokolwiek wypatrzeć, a cisza odbijająca się echem od ścian niemiłosiernie dźwięczała w uszach.

Prawdopodobnie spędziliby jeszcze mnóstwo czasu siedząc bezczynnie próbując uspokoić rozgorączkowane myśli, gdyby nie delikatne podmuchy, których źródło znajdowało się gdzieś w głębi korytarza. Dziwne zimno pierwszy odkrył Zając, który nie znosił chłodniejszych temperatur. Chwilę później wszyscy czuli ciągnące z korytarza zimno. I wtedy spadło na nich olśnienie, przecież to tam leżał Jack.

Zerwali się na równe nogi i szybkim krokiem udali się w stronę źródła chłodu. Im bliżej pokoju chłopaka tym na ścianach coraz więcej pojawiało się szronu, który stopniowo przechodził w cieniutką warstwę lodu.  W końcu lód zaczął też pokrywać podłogę, a Strażnicy aby nie wpaść w poślizg musieli trochę zwolnić.

Zanim weszli do pokoju Jacka chwilę musieli posiłować się z zamarzniętymi drzwiami. Kiedy tylko je otworzyli owiało ich chłodne powietrze, a oni sami zaczęli drżeć z zimna. Wszystko w pokoju było zamarznięte, pokryte warstwą lodu, którą zdobiły charakterystyczne wzory mrozu. Cały sufit pokryty był soplami. Jedne były większe, inne mniejsze, ale wszystkie miały ostre końce. Największy z nich wisiał kilkanaście centymetrów nad piersią Jacka, który ciężko oddychając wił się na lodowym posłaniu.

-Goo...rąco..-wyrzęził.

-Jest rozpalony.-zawyrokował North, który teraz trzymał chłopaka na rękach- Musimy coś zrobić.

- Wiem, że to może dziwny pomysł, ale może ułóżmy go w śniegu.- zaproponowała Zębowa Wróżka.

Z braku lepszych pomysłów szybko udali się na zewnątrz. Usypali dosyć dużą górę śniegu po czym powoli ułożyli tam na wpół przytomnego Jacka. Wyraźnie było widać, że chłopak się rozluźnił, widocznie zimno łagodziło jego cierpienie. Jego oddech powoli się uspokajał.

-To paranoja! Nie zostawimy go chyba tutaj na noc!- sprzeciwiał się Zając- Ja rozumiem, że mu lepiej, ale nie możemy go tu samego zostawić na tak długo.

-Masz rację. Na poziomach pod ziemią jest o wiele chłodniej, ale i tak musimy przenieść tam sporo śniegu. Widocznie jego ciało potrzebuje innej temperatury niż nasze- odezwał się North.

Nad głową Piaska zaczęły szybko pojawiać różne symbole.

-Piasek dobrze mówi. Ty Zębuszko zostań tu z Jackiem, a my zajmiemy się przewożeniem śniegu.- powiedział North- Ale najpierw się ubierzmy, bo za chwilę Zającowi odpadną uszy!

____________

Jest kolejny rozdział!!!

Ja tak strasznie nie umiem w dialogi. (TT^TT)

Wybaczcie...

Co myślicie?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro