Tom I*Kilkaset nocy temu*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziecko biegło z pakunkiem na plecach, ciążył jej on, zostawiał on czerwone ślady na ramionach, nie widziała tego.

Ale wiedziała, że znowu będzie ją palić, to będzie koleiny ból spowodowany kradzieżą.

Nie chciała kraść, ale z biegiem czasu do jej małej głowy dotarło że musi to robić.

Aby jej rodzice mieli co jeść.

Byli zbyt słabi na ten moment aby zdobyć samemu pożywienie, czy chociażby się obronić przed innymi ludźmi wrogo nastawionymi.

Bądź gangami...

Dziewczynka wiedziała, że kiedyś trafi do jakiegoś gangu, był to nieunikniony moment w każdym życiu ludzi tego miasta.

Trafiało się do jakiegoś gangu i walczyło...

Słyszała historie o ludziach bez gangu, którzy żyją pod przykrywkami ludzi obsługujących bary.

Lecz wydawało się to zbyt niewiarygodne, oszukanie każdego gangu, załamanie przeznaczenia.

Widziała starszego mężczyznę goniącego dzieciaki i wrzeszczącego na nie.

Coś mu ukradły.

Dziewczynka patrzyła na to z zaciekawieniem.

Gdy mężczyzna odwrócił się i spojrzał na nią, mając namalowane emocje na twarzy, które nadal nie znikły.

Wściekłość na chłopców którzy go ukradli była namacalna.

Do dziewczynki dotarło, że paczka na jej plecach należy do tego mężczyzny.

Okradła go przed chłopcami, a teraz zrobiła tylko koło w okół drogi z której go okradła i wróciła do niego z powrotem.

-Ty łajzo! Oddawaj to!

Czuła ciężar paczki z jedzeniem, wiedząc że jest też tam kilka innych rzeczy.

Chciała oddać mu ją, zdjąć z swoich ramion i oddać skradzioną rzecz.

Wiedziała, że kradzież jest zła...

Zacisneła swoje małe piąstki, czując gorąc łez cieknących po policzkach.

Wiedziała, że musi uciec, tylko ona była zdolna z jej rodziny aby ich utrzymać, w tym małym domku na uboczu...

Biegła tworząc za sobą smugi piasku unoszone z wiatrem, sądziała, że głos mężczyzny będący tak właściwie nieustannym wrzaskiem również zniknie wraz z uniesieniem dotyku powietrza.

Lecz on gonił ją bardzo długo.

A dziewczynka stawała się coraz wolniejsza i zmęczona.

Ostatkiem sił podjęła decyzję o wbiegnięcie do ścieżki w której wiele razy się kryła.

Lecz tym razem zapomniała o tym co znajduje się za krzewami.

Spadła z przepaści raniąc odsłonięte miejsca poprzez dotyk z małymi kamyczkami, te większe swoimi uderzeniami zostawią pewnie za kilka dni duże fioletowe siniaki.

Udało jej się zasłonić twarz przed atakującymi ją gałęziami drzew.

Upadła z jednej strony szczęśliwa, że już nie spada.

Z drugiej czuła się jakby zasypiała.

Słyszała trzask otwieranego pakunku... Ten dźwięk usłyszała jakby z opóźnieniem.

Tak samo jak cały ból poczuła zbyt późno.

Myślała, że zasypia...

Tego dnia były piękne gwiazdy.

***
Krew ściekała po odkrytych kolanach, tworząc swe ślady zygzakiem aż do kostek, z chwili na chwile zasychała tak jak krzpiąca lawa.

Był poranek który gościł śpiewem ptaków, zakrywając złudzeniem te brzydkie kamienice, gangi, biedę i przemoc.

Paczka spadała jej z pleców na jednym pasku.

Udało jej się wszystko włożyć z powrotem.

To nie upartość tworzyła w niej chęci niszczące smutek i płacz oraz ból.

Chciała pomagać, być miła... Być przyjacielska.

Chciała pomóc rodzicą.

Łzy znów pociekły po brudnej twarzy, zobaczyła swój mały dom, drzwi były otwarte co nie zdziwiło dziewczynki na ten moment.

A powinno.

Drzwi powinny być zamknięte za wiele zamknięć niezależnie od dnia pory czy godziny.

Źli ludzie zawsze mogli chcieć czegoś...

Wbiegła do domu sama nie zdając sobie sprawy jak to możliwe, zapomniała o wszelkim zmęczeniu.

-Mamo! Tatooo! Już jestem!

Poczuła chłód który miała pamiętać do końca swojego życia, to zimno oplatające całe ciało, wychodzące jakby z zewnątrz...

Jego korzenie splatające każdą część ciała, spina on mięśnie tak jakby trzymał je wielką dłonią.

Nie mogła się ruszyć, pamiętała tylko szkarłatną ciecz wędrującą ku jej brzydkim butom.

Zimno rosło, ściskając jej gardło nie dopuszczając do krzyku.

Głowa jej mamy opadła jak złamana gałąź zostawiając krew jak i wnętrzności na ścianie.

Słyszała pomrukiwanie i kaszlenie, jakimś cudem upadła obok swojego ojca.

Który miał zbyt wiele ran ciętych na brzuchu.

Położyła swoje małe dłonie na jego krwawym ciele.

On wepchnął w nie dwa zimne trzonki, nie potrafiła określić ich nazwy nie wiedziała jak się nazywają, myślała, że jej tata tnie z ich pomocą drewno, a nie się broni...

-Sarah-Zatakował go znowu kaszel-Nigdy... N-nie pa-trz za siebie i za to co teraz widziałaś dob-rze? Zapomnij...

Spojrzała na dwa toporki które były zbyt ciężkie, ale musiała się do ich ciężaru przyzwyczaić.

-Weź je... Kocham cie.

Łzy pociekły po jego twarzy, a mała dziewczynka dopiero zaczęła wrzeszczeć.

Wcale tego nie zapomniała.

***
Kolejny dom zaczął płonąć, zostawiając tam węglące się ciała, zamykając ich krzyki i łzy.

Kobieta chciała zamknąć oczy, odwrócić głowę i uciec.

Lecz nie mogła, musiała patrzeć na to zło i brutalność, nie mogła zostać określona za słabą przez szefa gangu.

Nie dostała żadnego awansu, a była tutaj juz od roku.

Od roku patrzyła na płonące ciała, bądź te pocięte czy w inny okrutny sposób zabite.

Zresztą nie było to tak wielka zmiana... Całą resztę swojego życia spędziła w ciasnych uliczkach o najgorszym smrodzie alkoholu, brudu i tego wszystkiego.

Kradła z innymi dzieciakami bez rodziców, tworzyli grupy, planowali..
Niczym dorośli.

Mali dorośli.

Tak to nazywała, małych przebiegłych dorosłych zamkniętych w małym chudych ciałach gotowych zrobić wszystko, aby dostać jedzenie ubranie czy pieniądze.

Sarah za każdym razem gdy kradła czuła odrazę, czuła złość gdy przystawiała ostrze toporka do szyi starego mężczyzny, grożąć, że go zabije gdy nie odda jej wszystkiego co ma.

Czuła smutek gdy inne dzieciaki cieszyły się z utargu który danego dnia udało im się zebrać.

Ona musiała udawać, że jest szczęśliwa tak naprawdę nie chciała tego robić, bo okradli dobrych ludzi.

Gdyby robili to tym złym byłoby sprawiedliwie...

Lecz inne dzieciaki zbyt się bały zatakować, bądź pogroźić członkowi jakiegoś gangu.

Teraz inne dzieciaki bały się okraść ją gdy przechodziła tymi ciemnymi i brudnymi uliczkami, które znała tak dobrze.

Dawała im pieniądze i jedzenie...

Sama tego nie potrzebowała, mieszkanie jak i wszelkie potrzebne rzeczy miała zagwarantowane od szefa gangu, tak jak każdy jego członek.

Gang do którego należała był obrzydliwe bogaty.

Z płonącego budynku przestał dobiegać krzyk jak i skowyt.

Wtedy mężczyzna obok do niej przemówił.

-Sarah, jutro jedziesz ze mną i kilkorgiem chłopaków, rabować domy... Jeżeli jego biesiadnicy będą się sprzeciwiać... -Jego oczy błysły-Zabić.

Przed jej oczami stanęło ciało jej matki i ojca, nie potrafiła nie patrzeć za siebie, chciała zemsty... Chciała aby żyli.

„Zabić tak jak ich" -Pomyślała.

Szybko odgoniła od siebie te myśli jak i wspomnienia.

-Tak jest szefie.

Uśmiechnął się.

Przez jej ciało przeszły ciarki obrzydzenia.

-Miałaś dziś urodziny tak?

Przytaknęła.

-Ile masz lat?

-Dwadzieścia.

Wpatrywał się w nią długo, musiała powstrzymać chęć odwzajemniania tego spojrzenia.

Błądziła wzrokiem po wszystkim w swoim otoczeniu.

Chciała aby wiedział że się go nie boi, lecz nie mogła podpaść i musiała udawać.

-Idź, jako prezent możesz szybciej wrócić do swojego mieszkania, widzimy się jutro.

-Dziękuję szefie.

Odwróciła się na pięcie i odeszła.

Wrażeniem było, że okolica jest opustoszała, lecz tak naprawdę w ciemnościach można było zauważyć sylwetki ludzi.

Sarah wiedziała, że każdy gang jest taki sam, zły i okrutny, przepełniony chęcią bycia lepszym od drugiego.

Nie popierała tego ale przecież wstąpiła do tego gangu...

Dlaczego?

Tego miał się dowiedzieć każdy tej nocy.

***
Dzieci się śmiały gdy toporek leciał prosto w drewnianą tarcze trafiając w sam środek, rozbijając pinate do której utworzenia zbierała słodycze przez rok.

Podniosła go za rękojeść, przypinając do pasa.

-Ja już pójdę dzieciaki, muszę się na jutro wyspać, a wy macie nie zjeść wszystkiego naraz! Będą was wtedy boleć brzuchy... -Pogroźiła im palcem.

Odwróciła się na pięcie.

-Miłej nocy dziewczynki! A ty-Wskazała na blondyna-Nie masz bić innych, starczy dla każdego...

Dzieci się śmiały radośnie, pewnie pierwszy raz nie mając potrzeby udawania małych dorosłych...

Kto wie może wśród tych dzieciaków jest ktoś o wiele bardziej zadowolony od innych z przybycia Sarah.

Bo nie musi udawać, że cieszy się z rabunków i udawania dorosłego...

Tak jak kiedyś Sarah.

Uśmiechnęła się szeroko i odeszła, martwiąc się o dzieci aby nic sobie nie zrobiły...

Ale nie mogła do nich wrócić, nie była w stanie zniszczyć w nich natury złodziejaszków.

A nawet nie mogła, gdyby to zrobiła, nie przetrwaliby.

Przyjdzie jutro, bądź kiedy indziej...

Tej nocy ma do załatwienia to co planowała większość życia.

To po co stała się członkiem gangu.

***
Leżała w tym luksusowym mieszkaniu w stosunku do tych kamienic znajdujących się kilkanaście kilometrów dalej.

Wpatrywała się w toporki zawieszone na ścianie.

Pamiętała ich zaschniętą krew, czuła znów chłod opanowujący ciało.

Bała się, z każdym pójściem spać się bała.

Widziała swojego ojca i mamę...

„Koszmary Umarłych"-Odezwał się głos w jej głowie.

Lecz nie słuchała, nie chciała.

Rozpoczęła błądzenie na ścieżce marzeń, widząc siebie w innych zakątkach świata, tych bez przemocy i bólu.

Widzi siebie pomagając innym, biednym skrzywdzonych losem.

***
Gdy otworzyła oczy była przerażona, z myślą iż zaspała i już jest ranek, jej plan nie mógł się zburzyć jak domino...

Nie mógł.

Widziała ciemność otaczającą wszystko i gwiazdy wbite jak szpilki, a ich czubki odbiająją srebrne światło...

Ubrała ten swój durny strój, a raczej kostium należący do gangu.

Pełen przegród na noże, pełen kieszeni na naboje...

Związała długie włosy i przyczepiła toporki do pasa.

Szalikiem przewiązała usta, aż po sam nos.

Tym razem nie mogła iść pewnie i wyniośle z uniesioną głową, posyłając obojętne spojrzenia.

Przywilej składający się z należenia do topki gangów jej nie uchroni.

W nocy strach przed gangami się kończy, przynajmniej niektórzy ludzie stają się bardzie pewni.

Szła przy ścianie oparta plecami, średnio wychodziło jej krycie się w ciemnościach jak i uciekanie, wspinanie i inne akrobatyczne rzeczy...

Lecz robiła to czego się nauczyła jako złodziejka.

Przynajmniej podstaw z bycia "cieniem"

Zaśmiała się w głowie nazywając tchórzostwo tonem pełnym respektu i jeszcze nadając temu wyszukaną nazwę typu "cień".

Przebiegła przez ujście pomiędzy uliczkami, musiała być szybka bo było ono odkryte...

Resztę drogi pokonała sprintem, zatrzymując się przed byłą fabryką, i jej budynkami.

Tutaj mogła iść swobodnie, było to główne miesiące posiedzeń i rozmów gangu.

Wźieła głęboki wdech i podeszła do bramy.

-Sarah? Co ty tutaj robisz? Zbieracie się jutro...

Sarah się lekko uśmiechnęła do strażnika.

-Chciałam pogadać z szefem, wiesz to mój pierwszy napad na te domy, niby wiem, że zamieszkują je sami starzy i niedołężni, bądź chore łajzy. Ale wiesz trochę się obawiam.

Z trudem przeszły jej te słowa, miała wrażenie, że mówi o swoich rodzicach, ale to nie tak, przecież kłamała.

-No dobra oj Sarah, on nie ma za bardzo humoru, no ale właź.

Nie obchodziło jej to.

Pokonała wszelkie budynki poboczne pozdrawiając każdego z członków, głównie trenujących między sobą.

Lada moment otworzyła drzwi od pokoju szefa, i zamknęła je za sobą.

Było to biuro, a on siedział za biurkiem po swojej prawej mając dwóch przybocznych, po lewej również.

-Sarah Powinnaś pukać, co jeżeli odwiedziaby mnie dzisiaj jakaś kobieta?

-Proszę o wybaczenie-Skłoniła się lekko.

Dym cygara unosił się z jego grubej dłoni.

-Co cię sprowadza? -Spojrzał na swoich przybocznych-Panowie możecie nas zostawić?

Sarah spojrzała na strażników idących do wyjścia.

Chwyciła za toporki, mając przed oczami swe małe dłonie gdy brała je od ojca.

Były wtedy ciężkie.

Dzisiaj prawie ich nie czuła.

Pierwszy wbił się w głowę, drugi również.

Obu strażników leżało nie żyjąc.

Dwóch chwyciło za bronie.

-Co do kurwy?! -Zawołał jeden.

Sarah się uśmiechneła, uwolniając przejaw zemsty gromadzony przez lata.

-Nie musisz mi szefie niczego tłumaczyć odnośnie jutra, wszystko wiem. W końcu zabiłeś dwoje schorowanych ludzi krótko po tym jak wróciłam, a wy-Wskazała na dwóch z toporkami w głowie, i dwóch trzymających noże-Dobijaliście gdy nie żyli.

-Skąd ta pewność Sarah? -Spytał szef.

-Tylko twój gang zajmuje się tak wielkim okrucieństwem zabijając schorowanych, bezbronnych ludzi bez żadnego powodu, nawet nie dla kradzieży, nie ma tam czego kurwa okraść!

Zaśmiał się.

-Ale skąd wiesz, że to byłem ja i moi chłopcy?

-Zdobyłam listę wszystkich ludzi gangu, raporty wypadów, dnia którego umarli rodzice byliście wpisani wy. Był jeszcze szósty człowiek który miał za zadanie obserwować was jak zabijacie, i potwierdzenie tego w raporcie. On odszedł krótko po tym z gangu, odnalazłam go jako złodziejka mając go w liście, wszystko mi potwierdził.

Zgniótł cygaro.

-Zabijcie ją, mam tego dosyć.

Ruszyli na nią.

Lecz Sarah wyjeła dwa szpikulce przypięte do łydki, wbiła je jednemu w obie powieki, odbierając mu wzrok.

Podcieła mu nogi, nie zważając na krzyk.

Drugi chciał wykonać pchnięcie nożem, ale ona wykręciła jego nadgarstek, powodując wypuszczenie broni.

Podniosła nóż i wbiła mu go w szyje.

Obeszła ich ciała, wyrwała swoje toporki z tamtych obojga głów.

-Bardzo długo trenowałam, bardzo długo nad tym myślałam, nawet tego nie chciałam, nie jestem taka z natury... Lecz zabijając ciebie i ich może uchroniłam kolejną dziewczynkę która widziała swoich zabitych rodziców i przesiąknięta zemstą kroczyłaby po tych drogach co ja teraz.

-Czego chcesz?

Sarah wyciągnęła toporek w jego stronę.

-Masz ich prosić o wybaczenie.

-Nie...

Sarah odrąbała mu dłoń, patrzyła na nią przez chwile gdy trzymała nadal papielniczke.

Modlił się, jęcząc na zmianę... Gdy skączył zapytał ją.

-Tyle wystarczy?

-Tak.

Krew trysneła na ścianę, poprzez rozcięcie jego szyi.

Sarah odwróciła się gotowa do ucieczki.

Lecz jej toporki wypadły z dłoni.

A wielkie przedramię przyciskało jej szyje do ściany.

Gapiła się na wysokiego mężczyznę.

-Kim ty do kurwy jesteś?!

-Zabójczynią twojego szefuńcia-Mówiła chrapliwym głosem nie potrafiąc złapać tchu.

Do pomieszczenia wleciało o wiele więcej ludzi.

-Josephie co się tutaj stało?

-Ona zajebała ich... Co się tak durnie na mnie gapicie? Zamknijcie ją w piwnicach i niech czeka na śmierć.

***
Sarah drżała z zimna, będąc pewna, że schudła bardzo wiele... Nie jadła praktycznie nic, bo tyle dostawała.

Lecz próbowała zachować formę dużo ćwicząc, nadal liczyła, że może stąd uciec.

Przypomniała sobie wielkiego mężczyznę.

-Że ten wielki kretyn, musiał się pojawić...

Z jednej strony chciała uciec, lecz z drugiej było jej to obojętne, dokonała zemsty, jej sens się skączył.

Miska wsuneła się spod krat, a przynajmniej tak uważała.

Był to zlep szmat służących jako zapakowanie czegoś.

-Otwórz to.

-Przyszedłeś ze mnie szydzić Josephie? Proszę bardzo wyzywaj zabójczynie twojego wielkiego "dobrego" władcy.

-Zapamiętałaś moje imię? Minęło kilka miesięcy... Zresztą kurwa otwieraj to! Ile można czekać.

Ktoś normalny mógłby się go przestraszyć, lecz Sarah przewróciła oczami, a gdy otworzyła pakunek zaschło jej w gardle, powodując po tym atak kaszlu.

Wźieła w dłonie swoje toporki, teraz znowu czując ich ciężar, nie będąc tak przyzwyczajoną jak wcześniej.

Uniosła wzrok w jego stronę, widząc teraz otwarte kraty.

-Chodź spierdalamy stąd.

-Jesteś idiotą? Wyrzucą cię z tego twojego gangu.

Zirytowany pociągnął ją za nadgarstek i potem zaczęli biec, pod osłoną nocy stając zdyszani w bezpiecznym miejscu.

-Sam chciałem go zabić, byłem w trzech kurewskich gangach z chęcią zabicia ich szefa, ale zawsze się nie udawało a tym razem wyręczyłaś mnie ty więc zrobiłem to przedstawienie, aby cie potem uwolnić i sorry że tak późno no nie, ci durnie zawsze zbyt blisko się kręcili... Nic mi nie zrobisz? Dziwnie się gapisz...

-Mam nadzieje, że zostaniemy przyjaciółmi-Fukneła odwracając się do niego plecami.

-Dopiero się poznaliśmy! A ty się obrażasz?!

-Jestem głodna i trzymam swoje toporki, jeżeli chcesz aby twój cięty język nie został odcięty wybierz pierwsze i chodź mnie nakarmić jako dżentelmen.

Patrzył na nią długo, nie rozumiejąc ale zabrał ją do jakieś knajpy.

-Co wcześniej robiłaś? I jak się czujesz?

-Kradłam, pomagałam i no ostatnio zabiłam pięć osób i w sumie jest dobrze. Tylko wrzuciłeś mnie do "lochów"

-To nie tak!

-Wyluzuj wielkoludzie, wszyscy się na nas gapią.

-Mam to kurwa gdzieś.

Przewróciła oczami.

-Jeżeli chcesz się ze mną zadawać masz być bardziej kulturalny miły i sympatyczny... I przyjecielski oraz...

-Dobra czaje.

W ten sposób Sarah z nim spędziła z początku dni gdzie uczyła go jak pomagać słabszym dzieciakom, chorym i starszym, i tak dalej, uczyli ich jak się obronić...

Z czasem zaczęła mu opowiadać o tym wszystkim co ją spotkało, a następnie on jej.

Jak ktoś w jego rodzinie był szefem gangu, i od dziecka ich nienawidził za to jak bardzo są okrutni i źli.

Czasami napotykali na swojej drodze ludzi z gangu którego zabiła szefa.

Ale z czasem sami się wybili.

Joseph i Sarah będąc zbyt zmęczeni chodzeniem i szukaniem potrzebujących pomocy.

Założyli bar do którego z czasem przychodzili ludzie potrzebujących jedzenia, nauki samobronny, czy czasem zwykłej rozmowy.

I żyli tak przez lata, nie będący łapani do gangu, bo udawali chorych, pozatym często dawali im pieniądze i ich durne zaproszenia do gangów zanikały.

Lecz z czasem pojawił się nowy gang, werbujący ludzi bez jakichkolwiek zaproszeń, robił to siłą.

Zamknęli możliwość ucieczki z miasta, łapiąc tych którzy próbowali, uniemożliwiając ucieczkę tym co przyjechali.

Sarah i Joseph jak wielu ludzi próbowało z tym walczyć, będąc już tak właściwie małżeśtwiem, kila lat wcześniej zaczęli z sobą "chodzić"

Ich mini atak na jedną z fabryk się nie udał, wszyscy umarlli, a uratował ich cień, wymuszając przysługę.

Cień pojawił się krótko po tym jak zniknął biały morderca.

Kolejny okrutny człowiek którego wszyscy się bali.

Lecz cień wrócił z dwoma dzieciakami, wykorzystując przy tym przysługę.

Rachel i John, zwykli ludzie nie zdawali sobie sprawy gdzie trafili.

Potem wszystko nabrało obrotów.

Joseph znalazł chłopca, biorąc go do baru, jak każdego kto potrzebował pomocy.

Historia z Rachel i Johnem była inna, Joseph nie chciał ich bo nie wiadomo kim mogą być skoro przyszli z następcą białego, cieniem.

Wtedy okazało się, że to syn Kevina, pojawiła się czerwonowłosa i piękna dziewczyna która wyglądała jak z magazynu mody, która ledwo przeżyła, niestety nie wychodząc cało z planu cienia, jako oszukanie Kevina który miał ją jako zakładniczke.

Joseph i Sarah zaczęli mu ufać gdy pokazał twarz i powiedział historie z pałacykiem w której udział brała jego dziewczyna i Alice...

Zaufanie nabrało jeszcze większego rozpędu gdy okazało się, że zabił on białego...

***
Spojrzała na Josepha.

-Znowu jesteśmy w gangu, dziwne uczucie...

Zaśmiał się.

-Nie martw się tym razem nie zamknę cie na dole w lochach... Idziemy jutro na to jego całe przemówienie?

-Joseph powiec po prostu, że chcesz robić za ochroniarza cienia...

-Wcale kurwa nie, ten dureń! No dobra chce...

-To już nie te lata-bawiła się toporkiem-Ale możemy postać przed tymi ludźmi chcącymi zniszczyć gang Kevina, niszcząc przy tym największe okrucieństwo.

-Zawsze tego chcieliśmy Sarah, i oboje wiemy, że tym ludziom się ta pierdolona rewolucja nie uda, ale cień daje im nadzieje, że są w stanie zniszczyć go i utworzyć porządek w tym mieście.

Przytaknęła głową.

-Thomas chce dobrze... Pewnie wymyśli jakiś plan, nawet gdy będzie pewien że to się nie uda... Ja w jego wieku byłam bardziej hmm mniej obmyślana?

Spojrzał na nią zdziwiony.

-Jest może bardziej sprytny, oraz rozwinięty wspinaczkowo-akrobatycznie i tak dalej, potrafi ukryć słabość w postaci nogi. Lecz ty też byłaś bardzo dobra, na tamte czasy zabiłaś szefa najgroźniejszego gangu.

-To nie to samo Joseph, Kevin jest najwyższą możliwą poprzeczką, martwie się o Cienia, Jane i Alice.

-Poradzą sobie, oni również przeszli już coś pewnie bardziej złego, wiesz jak to jest... Po takim wydarzeniu.

Przytaknęła.

Nie wiedząc, że po korytarzach chodzą elitarni ludzie Kevina do których kiedyś należał cień, przebrani za ludzi Thoma gotowi do wykonania ostrzeżenia na jutrzejszym przemówieniu Thomasa, za nim dokona się ta próba rewolucji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro