Tom I*Strach*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Złapał ją za nadgarstek przenosząc całą jej dłoń wyżej, zacisnął delikatnie każdy jej palec dłoni w pięść.

Zrobił to samo z jej drugą dłonią, a stopę wysunęła lekko przed siebie.

-Gdy cie ktoś by zaatakował, wysuniętą nogę cofasz w tył, potem kolejną, unikniesz jego ciosów. Potem możesz go uderzyć gdy nie będzie się spodziewać, najlepiej w szyje, zacznie sie dusić i straci koncentracje, wtedy masz przewagę i możesz... Dobić. Oczywiście nie jest to zagranie fair, ale niestety w gangu Kevina nie nauczyli mnie gry fair, a jako cień powieliłem się jeszcze bardziej w byciu oszustem.

Jane patrzyła w jego siną twarz, i w widoczną bliznę na policzku.

Nie chciała tego, ale wiedziała, że samo strzelanie jej się nie przyda.

Wiedziała, że nie będą całe życie w tych podziemiach dalej ukrywając się przed Kevinem, ci ludzie którzy uratowali Thomasa chcą rewolucji, a on musi im pomóc.

Nawet jeżeli sam wie, że jest to niewykonalne, on będzie chciał im pomóc... Bo uratowali mu życie.

Nawet jeżeli wszyscy umrą, Thomas im tego nie powie.

Musiała to zrozumieć, obiecała sobie, że zrozumie wszystko byle aby z nim być, szczególnie, że teraz coraz więcej widziała w nim Thomasa, zawsze widziała w nim tą samą osobę co zawsze, z kapturem czy nie.

Słowny, uparty kretyn.

Próbowała zrobić to czego jej nauczył, ale nie mogła, cała zesztywniała.

I nie chodziło o strach, Jane potrafiła zmobilizować się do postrzelenia, czy "walki" o swoje.

Nie mogła zrobić mu krzywdy.

-Thomi ja nie mogę.

Stanęła w normalnej pozycji.

-Sama przecież chciałaś abym cie uczył, mówiłaś, że nie możesz wiecznie strzelać i tak dalej, ja oczywiście odpowiedziałem ci, że nie musisz uczyć się niczego bo będę cie chronić. -Uśmiechnął się krzywo-Ale ty mnie zawsze namówisz, a teraz nie chcesz?

-Nie, znudziło mi się po prostu... -Spojrzał na nią zdziwiony-Co mam ci powiedzieć Thomas, że nie uderze cie bo, nigdy bym tego nie zrobiła i nie chce ci czegoś zrobić?! -Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej.

-A pamiętasz jak mnie pchnełaś jak miałem dziesięć lat i wleciałem w płot... Do dziś to wspominam-Zrobił oburzoną minę.

Nie wytrzymała i wybuchneła śmiechem.

-Mówie poważnie! Ty durniu, a ty co?

-Do dziś mnie nie przeprosiłaś i jest mi przykro.

-Pchnełam cie wtedy bo zabrałeś mi skrzypce i biegałeś z nimi jak idiota, wiesz co mogło się z nimi stać?

-Dlatego pchnełas mnie abym sie z nimi wywalił?

Przewróciła oczami.

-Miałeś mi je pierw oddać. Wcale sie to nie liczy! Nigdy nie zrobiłam ci krzywdy.

-Aaaa wtedyyy...

-Cicho siedź Thom.

Zaśmiał się.

Ale na jego twarzy pojawił się grymas bólu, który zastąpił od razu maską obojętności, i chłodnym spojrzeniem czarnych oczu.

Sala była oświetlona, dość mocnym rażącym światłem.

A Jane wpatrywała się długo w te oczy przyciągające jak mgła, wydające się bardziej czarne i mroczne niż zwykle.

-Pójde po tego gościa od zastrzyków... Umówiliśmy się, że będziesz je brał codziennie.

Skrzyżował dłonie naśladując ją.

-Narazie jest dobrze, poza tym skoro nie chcesz się uczyć tego... Będziemy teraz posługiwać się nożami, w ten sposób mnie nie zranisz.

Wbiła paznokcie w dłoń.

-Skąd ta pewność? A co j-jeżeli... Ale może powinnam w końcu samoobrona i tak dalej... Ale nie chce ci nic zrobić ośle.

-Noże są... Specjalizacją cienia, każdy twój atak zablokuje.

Chciała protestować, że jest obolały walką z tymi ludźmi co wczoraj chcieli zabrać chłopca, i że zastrzyk puszcza...

Ale po chwili stała z jedynym nożem na wysokości którą Thomas jej wskazał.

On poruszył nadgarstkami, i spod jego płaszcza zza rękawów z związanych w pokrowcach noży, ostrza wypadły prosto w jego dłonie.

Robiła co jej kazał, zmuszała się do tego, ale z chwili na chwile zapomniała o myślach które ją blokowały, że mu coś zrobi.

Stawała się zła na Arthura za to co zrobił ludzią jako wysłannik śmierci, za chorobę psychiczną która na nią sprowadził, na tortury Thomasa, na to że trafił tutaj stając się złodziejem, potem członkiem gangu, aż w końcu legendą zastępującą białego płatnego mordercę, i potem stał sie szefem gangu.

To wszystko było winą Arthura.

Jego winą było też to, że walczyli teraz z kolejnym złym okrutnym pojebem Kevinem.

Mogli wcale tu nie trafić.

Mogłaby chodzić z Thomasem do kina, czy na randki.

Nie miała tego Thomowi za złe, bo nic w tym wszystkim nie było jego winą, on chciał dobrze... Ale Jane mogłaby żyć z nim jak każdy w normalnym związku.

Pamiętała jak czasami uczyła ją Sarah, gdy Thomasa nie było a każdy myślał że ten nie żyje, umarł z tym białym...

Nieswiadomie przyspieszyła.

Cięcie skierowała w stronę jego szyi.

Thomas spojrzał na to zdziwiony, widziała to przez kilka sekund, ale odsunął się w bok, znikając nagle.

Szybko zorientowała się, że stoi za nią, podcieła mu nogi łapiąc za nadgarstek.

-Całkiem nieźle...Mogłaś przyznać się, że Sarah cie uczyła -Powiedział nie wstając.

Położył dłonie pod głowę, odkładając wcześniej noże.

-Matko Thom przepraszam, po prostu to wszystko nagle i... Sarah mówiła aby przypominać sobie to co złe, i to wszystko uderzyło nagle.

Nie chciał jej mówić, że mógł to zakończyć w kilka sekund, a gdy podcieła mu nogi, nie zrobił nic celowo.

Chciał aby poczuła się bardziej pewnie.

-Nie masz za co, teraz wiemy, że broń białą masz przećwiczoną...

Spojrzał lodowato za nią, przez chwile myślała, że patrzy tak na nią, ale nigdy nie patrzył tak na nią...

-Widzisz go prawda?

-Kogo?

-Arthura, mówiłeś że masz mniej snów i widzisz go mniej gdy się pojawiłam, było tego bardzo dużo gdy byłeś sam... Ale teraz znowu mnie nie było, bo byłeś tutaj w podziemiach, byłeś znowu z tym sam.

Dotknęła go, na co jego mięśnie całe się napieły, tak jak wcześniej, utwierdziło ją to tylko w przekonaniu, że iluzja Arthura do niego mówi.

Położyła mu głowę na klatce piersiowej, wcześniej kładąc się obok.

-Jestem tutaj Thomas, nie słuchaj go cokolwiek ci mówi dobrze?

Rozluźnił się pomału, splatając swoje dłonie na jej plecach, przyciągnął ją do siebie.

-Dobrze... Jane jutro mam przemówić do nich wszystkich.

-Dasz sobie radę Thomas.

Nie wiedzieli, że wśród ludzi cienia znajduje się dziesięciu należących do elity Kevina, w której kiedyś był Thomas.

***
Rachel prawie znowu zgubiła się w tych durnych korytarzach, szukała Johna, a nawet potem Alice.

Ale nigdzie ich nie było, a może ona nie wiedziała o innych możliwościach dróg które te korytarze skrywają

Czuła się bardziej samotna, i przerażona tym wszystkim, ale pierwszy raz próbowała ignorować strach.

Bała sie spojrzeć w lustro wiedząc, że zobaczy te rany, które pewnie za niedługo znikną...

Ale, zresztą co z tego.

-I tak jest tutaj czasami ciemno jak w dupie.

Powiedziała sama do siebie.

Zrezygnowała od szukania pomocy u Thomasa, Jane, Josepha czy Sarah.

Pierwszy raz sama zmusiła się do zrobienia czegoś bez pomocy.

Bała się jak zawsze, ale zmusiła się aby się nie bać.

Musiała znaleźć Johna, nie chciała aby był teraz dalej od niej, nie chciała aby trenował za dużo, nie chciała aby brał zbyt do siebie tą całą rewolucje.

Chciała aby odpoczął, i nawet jeżeli mógłby mieć w pobliżu tą swoją perkusję, to jej grał.

Chciała aby był blisko, i tyle...

A on znowu gdzieś się włóczy.

Mogłaby spytać ludzi cienia o pomoc, po tym jak powiedział, że mają ich traktować jak najlepiej może by jej pomogli...

Ale ci ludzie przecież nadal będą do nich wrogo nastawieni...

Ale dlaczego?

Bo nie przeszli tego co złodzieje czy prostytutki?

Przecież doświadczenia każdego z nich, Thomasa Jane czy kogo innego byłyby pewnie na równi z tymi ludźmi cienia, albo nawet większe...

Odrzuciła od siebie tą durną nadzieje bezmyślnej Rachel, że kiedykolwiek trafi do swojego wielkiego miasta z nowym życiem, studiami.

Była teraz jakby nie patrzeć członkinią gangu...

Mama byłaby dumna. Pomyślała ironicznie.

Zanurzając się w głąb korytarzy, w poszukiwaniu Johna aby po prostu z nią był.

Nie wiedząc, że jest z nim również związana Alice, przez elitę Kevina która wplątała się do podziemi, chcąc dać ostrzeżenie Thomowi, jak i wszystkim rewolucjonistą, że to co robią jest błędem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro