#2 Czarny humor

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga!!!

Książka powstawała od 2014 do 2017 roku, aktualnie przechodzi poprawę. Mam przez to na myśli, że wiele faktów, które ukazała autorka mangi Kuroshitsuji, nie były mi jeszcze wtedy znane i dlatego opowieść ich nie uwzględnia, aczkolwiek starałam się wtedy połączyć wydarzenia z anime z mangą.  


Co czeka człowieka po śmierci? Na pewno nic dobrego, skoro na świecie istnieją kreatury znacznie potężniejsze od niego. Dobrze, że zazwyczaj ludzie nie posiadają tej świadomości. 

Leżałam na łóżku, wpatrzona w kremowy sufit z zamyśloną miną. Przekręcałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć od dobrych kilku godzin. Zegar wiszący naprzeciwko łóżka wskazywał trzecią nad ranem, a myśl o dziwnie znajomym lokaju sprawiała, że coraz mniej chciało mi się spać. W pewnym momencie mnie olśniło, więc poderwałam się z łóżka, siadając na jego krawędzi z towarzyszącym temu skrzypnięciem. W pewnym momencie moje puste wspomnienia z dzieciństwa nawiedził mroczny cień jego sylwetki. Nie pamiętałam wiele, ale na pewno był Demonem. Może dla wielu ludzi to szokujące stwierdzenie, lecz właśnie tak to działa. Diabelskie pomioty nawiedzają osoby pochłonięte żalem, cierpieniem, których życie lada chwila może się skończyć. Ich propozycją jest odmiana losu, nawiązanie paktu na różnych zasadach. Tylko kim bym wtedy była, gdybym na to przystała? Przecież wiedziałam, że przeżyję. Codziennie cierpiałam, czekało mnie upokorzenie, ale gdybym się zgodziła, to równie dobrze można to porównać do samobójstwa, ucieczki, lub też drogi na skróty. 

- Masz już dość? - Pytanie to brzmiało jak współczucie, jednak im dłużej je słyszałam, tym bardziej docierało do mnie, że oni już wiedzą. Tylko czekali na koniec moich limitów, nie wierzyli w moją silną wolę. Demony, które chciały nawiązać ze mną pakt, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, czekały, aż się złamię. Jedna ja zawsze odpowiadałam ze łzami w oczach, że nigdy nie zamierzałam się poddać. Tylko co się stało tamtego wieczoru, w którym spłonęła moja rezydencja? Michaelis brzmiało dla mnie obco i chociaż w mojej głowie pozostała świadomość kim był, to na pewno nie należał do jednych z tych, którzy proponowali mi pakt. W takim razie czemu go pamiętam?

Nagle moją gonitwę myśli przerwało ciche, rytmiczne stukanie obcasów. Ktoś przechadzał się nocą po korytarzu, co od razu wzbudziło moją czujność. Zsunęłam nogi na ziemię i cicho powędrowałam pod drzwi. Wyjrzałam przez dziurkę od klucza, widząc zbliżające się światło, rozpraszające ciemności korytarza. Łatwo było zgadnąć, kim jest ta 'osoba', a wtedy dosięgnął mnie nagły przypływ żalu. Nagle spanikowałam, zdając sobie sprawę, że skoro już wiem, to i on się domyśli, że wiem. Może również pamiętać mój przypadek, ale bez sensu byłoby po prostu o to spytać. Chyba. Drugą sprawą, która mnie zmartwiła, było pytanie, czy Ciel sprzedał swoją duszę? W akcie desperacji i mojej kompletnej głupoty otworzyłam drzwi z determinacją, niemalże uderzając nimi lokaja. 

Stał w mroku z wyuzdanym zdziwieniem na twarzy, nie usuwając z twarzy fałszywego uśmiechu, sprawiającego, że odniosłam wrażenie, iż sobie ze mnie szydzi. Jego dłoń zaciskała się na złotym lichtarzu, zsyłającego blask, odbity w ciemnych, głębokich oczach bez dna. Cofnęłam rękę z klamki i wpatrywałam się w niego, nie wiedząc, jak zareagować. Wprawdzie jestem tylko zwykłą kobietą, która umie walczyć, ale nie z istotami nadludzkim!

- Chyba Cię skądś pamiętam. - Stwierdziłam po chwili ciszy, a mój niepewny głos rozniósł się po korytarzu.

- Może tylko tę osobę przypominam, chyba niestety nie miałem okazji Panienki poznać. - Chciał mnie przekonać z  tym samym uśmiechem, który miał na ustach cały czas, ale w jego głos wdała się również nuta poruszenia.

- Myślę, że miałeś. A teraz mógłbyś zrobić mi herbaty, przepraszam, że tak późno. - Dokończyłam pośpiesznie, chcąc w ten sposób wyeliminować moje złe emocje oraz pokrzepić samą siebie. Mężczyzna ukłonił się z niezmienną miną.

- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem. Proszę za mną.- Oznajmił, idąc spokojnym krokiem w stronę schodów. 

Podążyłam za nim z zaciśniętymi pięściami, myśląc, czy aby na pewno chcę się dowiedzieć tego, co może mnie zasmucić. Nie wypada również pytać kogoś tak bezpośrednio, czy jest Demonem i czy ma zamiar pożreć duszę Twojego kuzyna. Boże, przecież to głupie, a przez chwilę miałam to nawet zamiar zrobić! Gdy schodziliśmy po schodach w dół, który spowijała ciemność, czułam się, jakby prowadził mnie do otchłani piekła. W salonie usiadłam na wygodnym fotelu, próbując się zrelaksować. Czarnowłosy kamerdyner zapaliła najbliższe świece, a ja świdrowałam go wzrokiem, dopóki nie uświadomiłam sobie, że mogę go tym sprowokować. Przed pójściem do kuchni posłał mi jeszcze ciepły uśmiech, pod którego wpływem wbiłam się w fotel jeszcze bardziej. Co powinnam zrobić?

- Co panienka pamięta? - Wrócił szybciej, niż się spodziewałam, przez co podskoczyłam w fotelu. Spojrzałam na ten promienny uśmiech i zmarszczyłam ze złością brwi. W jednej chwili przestało mi się to podobać. Jeżeli nie zacznę być stanowcza, to będzie sobie ze mnie kpił do woli.

- Pamiętam, że Cię pamiętam, ale nie wiem, kim byłeś. - Wypowiedziałam całkowicie poważnie, krzyżując ręce na piersi. Spuściłam wzrok, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ale jej nie dostałam. Po prostu nalewał herbatę, jak gdyby nigdy nic. - Ty jesteś Demonem. - Dokończyłam więc wypowiedź, czekając na ruch kamerdynera.

- Demonem? - Spytał rozbawionym głosem, odwracając się do mnie z filiżanką na tacy. - Demony żyją tylko w piekle, a Panienka powinna zejść na ziemię. - Skwitował to ponownie uśmiechem, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

- Kim więc jesteś? - Tym razem wypowiedziałam pytanie z pogardą, a moje wcześniejsze wątpliwości rozpłynęły się w jednej chwili.

- Kamerdynerem*. - Podał mi herbatę, a ja cicho prychnęłam.

- Idiotą. - Odpowiedziałam sama sobie, a to określenie bardzo mu się nie spodobało. W jednej chwili z twarzy mężczyzny zniknął uśmiech, a brązowe oczy ogarnął różowy blask, przez który poczułam w sercu jeszcze większą złość. Tylko nie wiedziałam dlaczego.

- Chce panienka wiedzieć? Czasami ciekawość może zabić duszę.- Spojrzał mi głęboko w oczy, przeszywając na wskroś moją duszę, co wcale nie przeraziło mnie tak, jak podejrzewałam.

- Zaryzykuję.-  Stwierdziłam, biorąc łyka herbaty, również nie przestając się na niego gapić. Trwaliśmy tak przez chwilę w ciszy, aż poczułam się niezręcznie i spuściłam wzrok.

- W takim razie musi sobie panienka przypomnieć. - Poczuł, że wygrał grę w kto pierwszy mrugnie i wrócił do swojej postawy lokaja, posyłając mi tylko ciepły uśmiech. 

Zrobiłam poważną miną, wsłuchując się w ciszę, kiedy on zaczął sprzątać stolik do podawania herbat. Coś w nim wzbudzało we mnie złość, ale nie umiałam jej zidentyfikować. Nie była to złość ofiary do oprawcy, żadna zazdrość, żal o coś. Opisałabym ją jako czystą nienawiść bez żadnej konkretnej przyczyny. Odleciałam myślami tak daleka, że po chwili przypomniało mi się jedno pytanie.

- Wiesz, nad czym myślę?- Wstałam z wesołą miną z fotela, idąc w jego kierunki z pustą już filiżanką. Pomimo wszystko miałam rację, co bardzo mnie rozweseliło i chyba znaczyło, że nie jestem do końca stabilna emocjonalnie. 

- Słucham?- Odwzajemnił moje podejście i również zrobił ku mnie krok, zmniejszając dystans pomiędzy nami. 

- Pomidor to warzywo, czy owoc?- Spytałam dziecięcym tonem, bujając się na nogach do przodu i tyłu. Wytrzeszczył swe oczy w zdziwieniu, ale zaraz zapanował nad tym uczuciem, przybierając standardowy wyraz twarzy. 

***

Tej nocy już nie zasnęłam. Madame Red... Wychowywała mnie przez bardzo krótki okres po śmierci mojej rodziny. Chociaż spotkałam ją wcześniej tylko kilka razy, chciała mi dać dom i była dla mnie miła, jak nikt inny do tamtej pory. Pewnie wiele słyszała, w końcu matka Ciela była jej siostrą. Mój ojciec i jego brat, Vincent nigdy nie mieli dobrych relacji. Gdy dwa tygodnie temu zwolniono mnie ze służby, ponieważ Pan Anderson napisał w testamencie: ,,Moją ostatnią wolą jest, żeby panienka Phantomhive mogła w końcu żyć jak normalny człowiek. Proszę przekazać królowej, że nie jest pod żadnym względem niebezpieczna i zwalniam ją z przymusowej służby.'' Tak, to był wspaniały człowiek. Przed swoją, jak się później okazało, ostatnią misją wykonał łabędzi śpiew**. Powiedział: ,,Mam nadzieję, że w końcu będziesz mogła być szczęśliwa.'' Nie wiedziałam wtedy, o co mu chodziło. Kiedy odeszłam, napisałam do niej list, a ona odpowiedziała, że przyjmie mnie z otwartymi ramionami. Przepracowałam dziesięć lat, nie wydając ani grosza. Moje konto bankowe było wypełnione. Chyba powinnam odnowić swój stary dwór, spoczywający w dalszym ciągu w perzynie. Wstałam z podkrążonymi oczami, spoglądając w stare lustro, mające na sobie pełno skaz. Dodawało mi to pewnego, mrocznego uroku. Widząc moje czarne, puste oczy, stwierdziłam, że pomaluję jeszcze usta czerwoną szminką. Wielu przyjaciół z pola bitwy mówiło mi, że wyglądam jak śmierć, bo na dodatek jestem strasznie chuda. Ci wszyscy już nie żyją, zabawne. 

Kiedy zeszłam na dół, poczułam dziwną atmosferę panującą pomiędzy mną, a Sebastianem. Po przemyśleniu wszystkiego czułam do niego ogromną niechęć, ze względu na duszę mojego kuzyna. Ciel jednak nie musiał nic wiedzieć o tej rozmowie, a przynajmniej ja nie zamierzałam mu na razie niczego mówić. Zjadłam wykwintne danie przygotowane przez demona, patrząc co jakiś czas na towarzyszącego mi młodego Hrabię, czytającego grubą gazetę.

- Alicjo, Sebastian zawiezie Cię do zakładu pogrzebowego.- Oznajmił w końcu, podając ją swojemu słudze.  - Powinnaś coś zrobić ze swoim wyglądem, wyglądasz jak... Na pewno nie jak dama. -  Zauważył, sięgając po filiżankę herbaty,  której intensywny aromat dotarł do moich nozdrzy.

- Ale z Ciebie maruda kuzynie. Dam sobie radę. Nie potrzebny mi...- Twój demon. Tak, to właśnie chciałam powiedzieć. - Służący. - Dokończyłam inaczej, ale z przestojem, na co Michaelise posłał mi swoje niezadowolone spojrzenie.

- Jak chcesz, ale nie będę Cię szukać, jeśli się zgubisz.- Wzruszył ramionami, pokazując swoją obojętność. Wstałam od stołu, kierując się do drzwi.

- I tak wiem, że przez Twój szlacheckim honor i dumę byś mnie szukał tak czy inaczej.- Pociągnęłam go za policzek, gdy przechodziłam obok niego, a on prychnął w odpowiedzi, co chyba było jego typowym zachowaniem  i wrócił do picia herbaty. Spojrzałam jeszcze na Sebastiana, który stał obok panicza ze standardowym uśmiechem. Kiedy tylko odeszłam, powędrował za mną wzrokiem. 

***

Żeby upodobnić się do szlachcianki, założyłam przed wyjściem czarną suknię z zielonymi cekinami na rękawach i obszyciu na klatce piersiowej, przypominającym gorset. Chociaż trochę pogubiłam się po drodze, to w końcu dotarłam do niepozornego sklepu grabarza. Wahałam się przed wejściem do środka. Poczułam motylki w brzuchu, bo nie ukrywając, zrobiłam wczoraj niezłe przedstawienie. Pomimo to chciałam tam wejść jak gdyby nigdy nic, z pewnym uśmiechem na twarzy. Westchnęłam i jak zamierzyłam, tak zrobiłam.  Jeśli ktoś uważał, że zewnętrzna część sklepu jest obskurna oraz mroczna, to chyba dostałby zawału po wejściu do środka. Cały zakład spowijał mrok, ponieważ zakład nie miał okien. Na starym biurku, półkach i kilku trumnach wzniesionych na stojakach było widać pajęczyny i grube warstwy kurzu. Klimatu dodawał jeszcze lichtarz z zapalonymi świeczkami, ponieważ światło padało na przedmioty, tworząc cienie. ,,Jak tu dramatycznie!'' Pomyślałam z zachwytem. Zamknęłam za sobą drzwi, wchodząc głębiej. Z racji tego, że nikogo nie zauważyłam, oparłam się o zakurzone biurko, rozglądając się po wnętrzu. Nagle usłyszałam kroki, dobiegające zza moich pleców.

- Trumny są wygodniejsze.- Ktoś złapał mnie za ramiona, na co nieznacznie dygnęłam. Spodziewałam się, że przyjdzie, ale nie, że będzie chciał mnie przestraszyć.

- Prawie się Pana wystraszyłam.- Odpowiedziałam z wyuzdaną pewnością, próbując odrzucić na bok myśli o wczorajszej kompromitacji. Odwróciłam główę do tyłu, a wtedy dosłownie trzy centymetry od mojej twarzy znajdowała się twarz grabarza z psychodelicznym uśmiechem.  Odeszłam speszona do tyłu, czując ciarki na ciele. - No dobra, udało się Panu.-  Zadowolony białowłosy mężczyzna, siadł na pobliskiej trumnie.

- Cóż Panienka może ode mnie chcieć?- Spytał, zaplatając palce, szczerząc się jak głupi.

- Chciałabym zobaczyć zwłoki Pani Durless, ponieważ nie będę brała udziału w ceremonii pogrzebowej.- Oznajmiłam już z lekka poważnie, a on zaśmiał się do siebie.

- Normalnie by to kosztowało, ale Pani już mi wczoraj zapłaciła.- Odpowiedział uprzejmie, przeciągając sylaby. Irytowało mnie, że nie mogę mu spojrzeć w oczy i nie wiem, jak mogę interpretować jego słowa.

- Naprawdę? W jaki sposób? - Nie chciałam nawet ukrywać zdziwienia.

- Zazwyczaj chcę od żywych klientów, aby mnie rozbawili, co Ci się udało. - Cały czas chichotał wesoło, stukając w wieko trumny, na której siedział swoimi długimi, czarnymi paznokciami.

- A za to... - Poczułam, jak robię się czerwona i zaczęłam bełkotać bez sensu. - Przepraszam, ale ma Pan oczy jak Bóg Śmierci. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Nie jest Pani tego pewna, a pomimo to odstawiła Pani takie przedstawienie? - Od razu mnie skarcił z zadowoleniem, a ja spuściłam wzrok. 

- Szczerze mówiąc? Nie miałam pojęcia, czy naprawdę nim jesteś. Mój opiekun kiedyś widział Mrocznego Żniwiarza... Wspomniał tylko, że macie dziwne oczy... I jeśli je zobaczę, to będę wiedziała z kim mam do czynienia... - Wyjaśniłam niewinnym tonem, opuszczając głowę jeszcze niżej. Czemu zawsze muszę wychodzić na idiotkę?

- Ah, czyli równie dobrze mogłaś się upokorzyć. I to właśnie zrobiłaś, co za wstyd... - Zaśmiał się jeszcze głośniej, co wprowadziło mnie w ostateczny etap upokorzenia, ale pomimo to zachichotałam z zaciśniętymi zębami, siląc się na desperacki uśmiech.  

- Dokładnie! Przynajmniej  mnie zapamiętałeś! - Wypowiedziałam z entuzjazmem, odrzucając na bok zawstydzające myśli. Wyciągnęłam ku niemu dłoń, na którą spojrzał ze zdziwieniem. - Meokuro... Kiedyś Alice, ale dalej Phantomhive!- Grabarz uścisnął moją dłoń, od razu zauważając, że nie zachowuję się jak zwykła szlachcianka. 

- Czarnooka, hm?- Spytał prawdopodobnie patrząc mi w oczy, czego nie mogłam do końca potwierdzić. Podniesienie głowy spowodowało, że jego grzywka lekko się rozsunęła, ale większa część tęczówek Undertakera dalej pozostawała za włosami. 

- Więc wracając do zwłok... Proszę za mną.- Podniósł się i wskazał ręką na jedyne drzwi w lokalu.  

Poszłam pierwsza, pewnym krokiem. Głównie to niczego się nie bałam, w końcu przeżyłam już prawie wszystkie rodzaje śmierci. Większą trudność sprawiało mi, gdy musiałam coś mówić lub moje zachowaniu mogło zagrozić innym tak jak minionej nocy. Na zapleczu było pełno trumien. Undertaker skierował się do jednej z nich, po czym ją otworzył. Madame Red była naprawdę piękną kobietą. Grabarz zdążył jej już zrobić lekki makijaż, przez który wciąż wyglądała jak żywa. 

- Jak umarła?- Spytałam niewzruszona, łapiąc za jej zimną, sztywną dłoń.

- Jej klatka piersiowa została przepiłowana.- Oznajmił wciąż uśmiechnięty.

- Jejku, świetna robota. Nie widać żadnych urazów.- Zamyśliłam się, zastanawiając się, jak do tego doszło. To kolejna rzecz, której będę musiała dowiedzieć się od Ciela.

- Masz na myśli mnie, czy psychopatę?- Próbował powstrzymać śmiech, przez co spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nie należał do przeciętnych ludzi. Typowy człowiek woli się zamartwiać i smucić z byle powodu. Przyjrzałam mu się uważnie, uprzejmie przy tym uśmiechając. Blizna przechodząca przez całą twarz dodawała mu pewnego rodzaju uroku, ale ludzie zazwyczaj boją się lub brzydzą takich rzeczy.

- Ciebie...- Chciałam użyć jego imienia, więc przeszukałam swoje wspomnienia, ale jeszcze mi się nie przedstawił. - Nie zdradziłeś mi swojego imienia, prawda? 

- Nie i tego nie zrobię. To moja tajemnica. - Przyłożył wskazujący palec do ust, a ja brnęłam dalej w dziwne pytania.

- Czemu zakrywasz swoje oczy?

- Kto wie, kto wie, poza tym szlachcianki nie powinny utrzymywać kontaktu wzrokowego z mężczyzną. Źle to o nich świadczy, panienko Phantomhive***. - Skarcił mnie wesoło, na co ja wzruszyłam ramionami z cynicznym uśmieszkiem. 

- Nie mów mi o szlacheckich zasadach, podczas kiedy płacą Ci za usługi żartami. Słyszałeś kiedyś o prawidłowym prowadzeniu biznesu? - Wskazałam na niego palcem, powodując, że wybuchł falą kontrolowanego śmiechu. Ciesząc się, że udało mi się go rozbawić, sama się zaśmiałam. - Poza tym, te zasady są bez sensu!

- Dokładnie o tym samym pomyślałem! - Przyznał mi rację, a następnie przystąpił do zamykania wieka trumny. 

Spojrzałam na zwłoki Madame Red zmartwionym wzrokiem po raz ostatni, a kąciki moich ust nie chciały opaść, ale mojego rozmówcy też, więc nie czułam żadnych obaw z tego powodu.

- Coś się stało? - Spytał ponownie, przeciągając sylaby, a ja ruszyłam w kierunku wejścia do biura.

- Jeśli ona słyszy, jaką idiotkę robię z siebie, od kiedy tu weszłam, to zaraz zmartwychwstanie, żeby należycie mnie wychować. Może Tobie też by się to przydało Undertakerze. - Zażartowałam jeszcze raz, chociaż poczułam w sercu dziwne ukłucie. Widziałam śmierć wiele razy, przez co nie reagowałam na nią jak inny. Dodatkowo z Madame Red nie czułam na tyle śmierci, aby jakoś szczególnie się zadręczać jej odejściem. Chyba właśnie przez to poczułam się zmieszana.

- Nie była dla Ciebie nikim ważnym?- To pytanie wytrąciło mnie z równowagi. Co mu miałam powiedzieć?

- Nigdy nie miałam nikogo ważnego. Wszyscy, którzy mogli coś dla mnie znaczyć, umierali, zanim ich lepiej poznałam. Słyszałeś pewnie o tragedii w mojej rezydencji wiele lat temu. Wszystko spłonęło, zupełnie jak u Ciela wiele lat później. - Oznajmiłam z delikatnym uśmiechem, ale miałam wielką ranę w sercu. Tego jest mi właśnie brak, kogoś bliskiego. - Samotne dzieciństwo, później wojsko. Poznawałam ludzi, a oni następnego dnia byli rozstrzeliwani. Na początku wiadomo, trochę przykro, ale musiałam przywyknąć. Jeden raz przeżył, pamiętam. Egoista.- Stwierdziłam, że sytuacja robi się zbyt poważna.

- Egoista, a to czemu?- Spytał zaskoczony moim stwierdzeniem.

- Po misji wszedł do jednego z opuszczonych budynków. Wyskoczył. Zostawił po sobie żonę, dwójkę dzieci... a przede wszystkim otwarte okno, żeby które zamknąć musiałam wchodzić po schodach dziesięć pięter!- Udałam oburzenie, a on po raz kolejny zaczął się głośno śmiać. Tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego. Idziesz po polu bitwy z kolegami po prawej i lewej, którzy w jednej sekundzie są rozstrzeliwani, padając na Twoich oczach. To wielkie brzemię. To nie jest moja wina, nie chcę się z tego powodu smucić. Przez pierwsze lata to robiłam.

- Jesteś wyjątkowa, Czarnooka Panienko. Ludzie bardzo, bardzo rzadko mają takie podejście do życia i śmierci.- Zamknęłam oczy, uśmiechając się ze spuszczoną głową. 

- Ludzie... - Chciałam coś powiedzieć, aby sprawdzić, czy plotki o mojej zdolności się rozeszły, ale wtedy usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi do sklepu, kierując głowę w stronę hałasu.

- Chodźmy.- Oświadczyłam, posyłając mu ciepły uśmiech. Udaliśmy się w końcu do głównego pomieszczenia.

- Alicjo, gdzie się podziewałaś!- Widząc znowu mojego narzekającego kuzyna, poczułam lekkie ciepło w sercu. Mam w końcu jeszcze jakieś pozostałości po rodzinie. Teraz kiedy wróciłam, mogłabym zbudować z nim swoje relację. Gdyby tylko ktoś nie chciał zabrać jego duszy...

- Trochę mi się zeszło...- Zaczęłam się nerwowo śmiać, nie chcąc przyznawać się do zgubienia, ale chłopiec przerwał mi, kierując wzrok na grabarza.

- Powinniśmy się zbierać, Undertakerze. Gdzie powóz z kwiatami?! - Zaczął zarządzać sytuacją, okazując wszech i wobec swoje niezadowolenie.

- Czy Ty zawsze musisz być tak niezadowolony z życia?- Burknęłam, mając tego powoli dosyć, chociaż niezaprzeczalnie było to urocze. Jak zwykle, w odpowiedzi dostałam prychnięcie, co również mnie rozczuliło. 

- Wszystko gotowe, zapewniam.- Undertaker uśmiechnął się od ucha do ucha, podnosząc kąciki Ciela do góry swoimi wskazującymi palcami.

- Sebastianie, pomóż mu z trumną, a ja porozmawiam w powozie z Alice.- Ciel odpędził go majestatycznym machaniem ręki, zwracając się do patrzącego na tę sytuację Demona.

- Yes, my lord.- Mężczyzna ukłonił się z ręką na torsie. Wyczułam pouczającą gadkę w powietrzu i posłusznie wyszłam za niebieskookim, zasiadając razem z nim w karocy.

- Nie było Cię sześć godzin!- Krzyknął na wstępie. Spojrzałam niego uważnie, nie dając się ponieść jego emocjom. Skąd się w nim bierze tyle złości?

- Pozwiedzałam trochę Londynu, to tyle. Jestem dorosła, chciałabym to podkreślić- Odpowiedziałam najspokojniej, jak to tylko możliwe, kontrolując oddech. 

- Nie patrz się tyle ludziom w oczy, bo to oznacza...

- Tak, wiem i składam Ci niemoralną propozycję zamknięcia się. - Powiedziałam kąśliwie, a on zaczął na mnie krzyczeć, marszcząc swoją młodą twarzyczkę na znak niezadowolenia. Typowe rodzeństwo... Miałam młodszą o cztery lata siostrę. Wychowaną, żeby mną gardzić, poniżać. Jednak nie umiałam jej nie kochać. Zniknęła w dniu, kiedy zniknęła moja rezydencja i do tej pory słuch o niej zaginął.

- Coś się stało paniczu?- Pouczający wywód Phantomhiva przerwał Sebastian, zaglądający przez okno. 

- Możemy już jechać?- Spytał czerwony ze złości Ciel.

- Oczywiście.- Odpowiedział lokaj, rzucając mi zaciekawione spojrzenie. W czasie drogi milczeliśmy. Nudziłam się, więc wyginałam palce, a moje kości pstrykały. Czułam na sobie poirytowane spojrzenie Ciela.

- Przed wyjazdem z miasta, może wstąpisz do zakładu karnego?- Spytał z wrednym uśmieszkiem. Coś go najwyraźniej bardzo rozbawiło. Nie mając pojęcia, o co mu chodzi, spojrzałam pytająco. Położyłam dłonie na kolanach i delikatnie się pochyliłam.

- Z jakiej to okazji?

- Odwiedzić mężczyznę, z którym miałaś się kiedyś zaręczyć.- Kąciki jego ust unosiły się coraz wyżej. Faktycznie, mój ojciec planował wyprawić mi zaręczyny z hrabią, ale cały czas uroczystość była oddalana. Z owym narzeczonym widziałam się kilka razy, ale jego śmiałość oraz szarmanckość wzbudzały we mnie zakłopotanie, pomimo to zawsze mnie rozbawiał i biorąc pod uwagę, jak bolesna była moja codzienność, wspomnienia z nim nadawały mojemu dzieciństwu choć trochę koloru.

- Prawie się nie znamy. Do zaręczyn nie doszło, więc nie ma sensu kontynuowania tematu.- Nie lubiłam rozmawiać o moich uczuciach, a tym bardziej z nich kpić.

- A to szkoda! Hrabia Druitt do dziś nie ma żony.- Ciel zaczął mnie drażnić, cicho chichocząc w otwartą rękę. Nie miałam na ten moment pojęcia, co go tak bawiło. Kiedy zrozumiał, że nie rozumiem aluzji, spoważniał, odkręcając głowę w stronę szyby. 

Na miejscu zobaczyłam kościół połączony z cmentarzem. Sama świątynia nie prezentowała się zaskakująco. Budynek zbudowany w stylu gotyckim, otoczony metalowym płotem, posiadał żółte ściany z licznymi ostrymi wieżyczkami, wyglądał jak typowy kościół w tych czasach.  Zwróciłam uwagę na dzieci biegające koło domu naprzeciwko. Podbiegły do płotu, o który, od strony kościoła, opierał się Undertaker. Zadziwiająco szybko się tu znalazł...

- Na co czekasz? Ja idę rozprostować nogi.- Oznajmiłam, wychodząc z powozu, mierząc hrabiego znudzonym spojrzeniem.

- Zależy mi, aby wejść jako ostatni.- Usłyszałam jeszcze jego głos, ale byłam już dość daleko. Podeszłam do grabarza rozmawiającego z przerażonymi dziećmi. 

- Ale macie szczęście.- Powiedziałam, a gdy ich wzrok skupił się na mnie, pobladły. - Teraz mieszkacie naprzeciwko cmentarza, a za jakiś czas będziecie mieszkać naprzeciwko domu.- Uśmiechnęłam się, mrocznie mrużąc oczy. Maluchy z krzykiem pobiegły w stronę miejsca zamieszkania. Słysząc śmiech grabarza, spojrzałam na niego. 

- Masz dar do dzieci! - Stwierdził, kiedy przestał się śmiać, a ja wzruszyłam ramionami. W końcu mam czarne jak pustka oczy, a blada skóra i chuda sylwetka tylko dodawały mi urody kostuchy.

- Dziękuję Panu uprzejmie za jakże miły komplement. Sam kopiesz i zakopujesz groby?- Spytałam, opierając się o metalową konstrukcję.

- A co, szukasz pracy?- Spojrzał mi w oczy, które zajarzyły się zielenią, a następnie w asyście chichotu dostały zadanie przyglądania się trawie. - Tak. Zmieniając temat... Zwróciłaś uwagę, na to niezwykle intrygujące źdźbło trawy?

- Nie rób numeru i nie mów, że chcesz wykopać dołek na środku drogi! Uspokój się!- Udałam przerażenie, machając rękami, jakbym chciała odgonić stado much. Rozmówca zareagował śmiechem, ale zaraz poczułam, że stuka swoim palcem, zakończonym długim, czarnym paznokciem pod wcięciem w mojej talii.

- Twoja miednica wyjątkowo atrakcyjnie wystaje.- Stwierdził, przyglądając mi się. Nie mogłam powstrzymać śmiechu z rumieńcami zakłopotania. 

- Wybacz, nigdy nie podejrzewałam, że usłyszę takie zdanie. Haha... To nawet... Miłe.- Zrobiłam poważną minę, a teraz on zaczął się śmiać. Był bardzo miły, ale bliskość, jaką utrzymywał ze swoim rozmówcą, wprawiała w zakłopotanie.

- Zabawna reakcja, Czarnooka Panienko.- Oznajmił, prostując się i kierując głowę w stronę nadchodzącego Ciela, któremu asystował Michaelise.

- Koniec wygłupów, robota czeka.- Powiedział w naszym kierunku chłopiec, mierząc mnie śmiertelnym wzrokiem, jakbym popełniła niewybaczalny grzech.

- Sebastianie, nie wchodzisz do kościoła?- Spytałam drwiąco lokaja, który patrzył na mnie dziwnym, jakby wygłodniałym wzrokiem. Co takiego ekscytującego jest w ludzkiej duszy i jakim sposobem można ją pożreć? Cieszyłam się, że mogę łapać go na słówka, bo przy ludziach nie może mi wyrządzić żadnej krzywdy. 

- Niestety ta uroczystość nie jest dla mnie.- Położył rękę na torsie, odpowiadając z rozbawionym uśmieszkiem.

 Podczas trwania całego pochówku nudziłam się, patrząc w chmury. Zastanawiałam się, kiedy w końcu mój kuzyn ze mną poważnie porozmawia. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czemu zaprosił mnie do swojej rezydencji. Może to przez śmierć kobiety, która miała to zrobić, przez honor, bo tak należy lub współczucie, bo w końcu jego dom i rodzina również spłonęła, siedem lat po mojej. Ciekawe, czy on znał mój sekret.

- Dziwnie wyglądasz, stojąc z głową do góry.- Wyrwał mnie z zamyśleń delikatnie rozbawiony głos grabarza. Odwróciłam się i uniosłam kąciki ust.

- Zachód słońca jest piękny, nie uważasz? - Nie czekając na odpowiedź dodałam. - Chyba pierwszy raz spędziłam dzień w taki melancholijny, leniwy sposób, ale tego nie żałuję. - Ciągłe zmiany, podróże też mogą znudzić, a ja doskonale o tym wiedziałam. Czasami warto usiąść i odpocząć.

- Czyżby? Podobno śmiech trenuje mięśnie brzucha i twarzy!- Zaczął się śmiać, ciągnąc mnie za policzek, jak małą dziewczynkę.

- Bardzo bym chciała. Gdzie Ciel?- Spytałam, rozglądając się. Ile można siedzieć na cmentarzu?! Undartaker to jeszcze rozumiem, ale oni są już tam kilka godzin!

- Ufundował pogrzeb i nagrobek obcej dziewczyny, która nie miała bliskich. Teraz zaniósł jej kwiaty.- Oznajmił swym chwiejnym głosem. Czyli mój kuzyn tylko stwarza pozory zimnego, obojętnego drania?

- Dobrze zrobił.

- Bez wątpienia, ale uważa, że to z przymusu, nie z dobrego serca. Nie mam pojęcia, kogo on chce udawać.- Ja za to wiem. Też czasami udaję emocje, chowając te prawdziwe na dnie serca. Chcę być uważana za otwartą, zabawną dziewczynę. Ciel też na pewno wykreował sobie swoją postać i oszukuje sam siebie. Może to u nas rodzinne? - Muszę już wracać Czarnooka panienko. Może jeszcze kiedyś się spotkamy!- Pocałował mnie w dłoń, którą odepchnęłam jego rękę od mojego policzka. 

- Do zobaczenia.- Odpowiedziałam zakłopotana, bo pomimo wszystko mężczyźni nigdy mnie tak nie traktowali. Uśmiechnęłam się szeroko, próbując spojrzeń mu w oczy, on jednak odwrócił się i poszedł w kierunku swojego powozu. Co za kretyn! Swoje znajomości karze rozwijać przypadkowym spotkaniom, zostawiając je na pastwę losu?! Nic dziwnego, że jest samotny! Nic dziwnego, że ja jestem samotna...

Po chwili zobaczyłam Ciela i Sebastiana w asyście trójki, z wyglądu patrzeć służących. Dwójka z nich była blondynami. Jeden wyższy, z delikatnym zarostem oraz fajkiem w ustach, drugi zaś niższy, ze słomkowym kapeluszem na plecach. Trzecią osobą była dziewczyna w stroju pokojówki nosząca wielkie, okrągłe okulary.

- Co wy?! Nagrobki liczyliście?- Zaczęłam się śmiać, ale w tech chwili trójka nieznajomych stanęła przede mną w szeregu z przejętymi minami, przez co poczułam zakłopotanie.

- Jesteśmy służącymi rodu Phantomhive. Nazywam się Mey-Rin!

- Finn!

- Bard.- O ile dwójka z nich mówiła i zachowywała się, jakbym miała ich skazać na śmierć lub darować życie, ostatni miał kwaśną minę podsyconą obojętnym wzrokiem. 

- Miło mi was poznać.- Oznajmiłam z uprzejmym uśmiechem.

- Mówiłam Ci Finn, że to ona!- Okularnica zwróciła się do chłopca, klaszcząc w dłonie z zachwytu.

- Jedźmy już stąd.- Wydusił znudzony Ciel i udał się w kierunku powozu.

- Ho-ho-ho. - Odwróciłam się, widząc małego staruszka, pijącego herbatę. Co to ma do cholery być?! Czy on zamknął ich wczoraj w piwnicy, że ich nie poznałam?! 

- Tu jesteś Tanaka!- Odezwała się Mey-Rin. 

Moje nowe życie w Londynie zapowiada się naprawdę ciekawie...


* Piekielnie dobrym kamerdynerem by nic nie ugrał, jakby chciał kłamać, że nie jest demonem, aczkolwiek o tej kwestii myślałam XD

** Łabędzie nie śpiewają za życia, chociaż podobno robią to, gdy wiedzą, że niedługo umrą.

***Kiedy szlachcianka patrzyła w oczy mężczyzny i nawiązywała z nim kontakt wzrokowy, mogłoby to być odbieranie, jako składanie propozycji na coś więcej.

****

I o to jest! 

Czytanie swoich opowieści sprzed pięciu lat, może przysporzyć niezłego bólu głowy. Właśnie przez to było mi tak ciężko skutecznie ,,poprawiać'' tę książkę. ,,Poprawiać'', bo tak naprawdę praktycznie wszystko piszę od początku. Część pierwszą poprawiłam jeszcze w miarę szybko, bo była krótka, ale teraz rozdziały będą miały po ponad 5 tysięcy słów i naprawdę muszę się do tego przyłożyć, jeżeli chcę uratować tę serię. Pierwsze 10 rozdziałów to jakaś tragedia. Przepraszam za niekonsekwencję, lecz przez znudzenie Kuroshitsuji zapomniałam, jak bardzo kochałam fabułę, stworzoną przez siebie w tej książce. Chcę ją ożywić.

Dziękuję tym, którzy tyle czekali. Pochwalcie się, kto jest tu ze starych wyjadaczy, którzy kiedyś to czytali. Szczególnie pragnę podziękować Jadeitowa za ciągłe przypominanie mi o Meokuro, bo to właśnie dzięki niej wzięłam się w garść. Ostatni komentarz Zajacowa również dał mi dużo determinacji. Jest was o wiele więcej i wszyscy naprawdę mi pomogliście ruszyć z tego pierwszego rozdziału. Teraz mogę przeczytać dwa poprawione rozdziały i wkręcić się w dawną stworzoną fabułę, dzięki czemu reszta pójdzie szybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro