Po trzecie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po trzecie, wtedy byłem naprawdę zaślepiony. Tak, to chyba dobre słowo. Zaślepiony tą cudowną, idylliczną ideą sprawiedliwości, w którą wtedy jeszcze wierzyłem. Powinienem był wiedzieć, że na tym świecie nie ma i nigdy nie będzie sprawiedliwości. W Estrelli od lat panowało prawo silniejszego i tak już miało pozostać.

Król Aizor* rządził nami nie dlatego, że tak nakazywała tradycja lub prawo. Rządził nami, ponieważ był silny, a jego potężna armia błyskawicznie miażdżyła wszelkich buntowników.

Paradoksalnie pod jego rządami wcale nie żyło nam się źle. To znaczy nam, Twórcom. Wielu Konstruktorów było wręcz zadowolonych z polityki króla Aizora. Niektórzy z nich przychodzili do niego na służbę, by pomagać mu doskonalić broń lub tworzyć inne, nieznane technologie. Był to zresztą jeden z powodów, dla których biedniejsi Estrellańczycy uważali króla za demona. Zabobonni wieśniacy nie ufali technice.

Ja w każdym razie miałem już dość. Dość tej okropnej dyskryminacji, która krzywdziła grubo ponad połowę społeczeństwa. W swojej naiwności wierzyłem, że mogę coś zmienić.

- Tian! - Kai wyrwał mnie z zamyślenia. - Słuchasz mnie w ogóle?

Wracaliśmy właśnie ze spotkania, które zakończyło się niedługo po przedstawieniu przeze mnie mojej propozycji.

- Przepraszam, zamyśliłem się - odparłem.

- Pytałem skąd wziął ci się pomysł z tym wirusem. Wymyśliłeś to wcześniej, czy jak?

- Nie, po prostu... jakoś tak przyszło mi to do głowy.

- Tian, to jest absolutnie genialny pomysł, tylko... nie boisz się, że wymknie się nam spod kontroli?

- A nawet jeśli, to co? Zawsze będziemy mieli antidotum.

- No tak, ale...

- Ale co?

- Nie podoba mi się ten pomysł, Tian. Ani ci ludzie. Widziałeś oczy Alarica, gdy powiedziałeś mu o wirusie? Miał w nich taką... chorobliwą obsesję.

- Zdawało ci się. Ja niczego nie zauważyłem.

- Ta, jasne, zdawało mi się. To co w takim razie powiesz o Kayli i Oberonie, hę?

- A co mam powiedzieć?

- Na litość Boską, Tian, czyś ty całkiem oślepł? Ich twarze nie wyrażały niczego, rozumiesz? Niczego! Żadnej cholernej emocji przez cały ten czas...

- Nie przeklinaj. A poza tym przesadzasz. Ci ludzie może i są trochę nietypowi, ale przecież działają w dobrej sprawie. Wszyscy chcemy tego samego - równości. I to jest dobre, Kai.

- Może... może masz rację.

Uśmiechnąłem się.

- Jak zwykle.

- Że co proszę?

Przez resztę drogi przekomarzaliśmy się i nawet nie zauważyliśmy, gdy dotarliśmy do mojego domu. Zaprosiłem Kaia, by wstąpił na chwilę.

- Rany, Tian... ależ mi się nie chce teraz wracać do siebie... - powiedział siadając na fotelu przed kominkiem.

- Mówisz tak tylko po to, żebym pozwolił ci tu zanocować, mam rację?

- Jak zwykle - wyszczerzył się. - To co, mogę?

- Przecież bym cię nie wyrzucił - uśmiechnąłem się. - Pewnie, że możesz.

Jednak nie chcieliśmy jeszcze iść spać. Zająłem fotel obok Kaia i rozmawialiśmy jeszcze długo. W końcu blondyn przeciągnął się i ziewnął.

- Która godzina? - zapytał.

Spojrzałem na niewielki czasomierz stojący na gzymsie.

- Dochodzi czwarta nad ranem - odpowiedziałem. - Idziemy spać?

- Taaa... - ziewnął jeszcze raz.

- Wolisz fotel czy fotel? - zapytałem.

- Co masz na myśli?

- Łóżko jest jedno, więc któryś z nas musi spać na fotelu, a ponieważ zaraz zaczniemy się kłócić kto, zdecydowałem, że tej nocy żaden z nas się nie wyśpi.

- I tak się nie wyśpimy... - jęknął tamten. - Ale jesteś pewien co do tego łóżka? Nie zmieścimy się tam razem?

- Nie ma opcji - odpowiedziałem.

- Jesteś beznadziejnyyyy - ostatnie słowo przerodziło się w potężne, długie ziewnięcie. Wiedziałem, że symuluje, ale i tak zrobiło mi się go żal.

- No dobra - westchnąłem. - Idź, łóżko jest twoje.

Od razu wstąpiło w niego życie.

- Dzięki, Tian! - uśmiechnął się szeroko i poszedł położyć się do mojej sypialni. Doskonale wiedział, gdzie ona się znajduje i gdzie znajdzie świeżą pościel. Nie pierwszy raz mnie tak wrabiał.

- Tylko pamiętaj, żeby zasłonić zasłony, bo inaczej obudzi cię słońce! - zawołałem za nim.

Potem zwinąłem się w kłębek na fotelu i zasnąłem.

*

Obudził mnie czyjś irytujący głosik.

- Tiaaaan... - szeptał.

Starałem się zignorować ten dźwięk i wrócić do snu, jednak wkrótce stało się to niemożliwe. Głos był coraz głośniejszy. Zakląłem pod nosem i rzuciłem poduszką w miejsce, z którego dobiegał.

- Nie trafiłeś! - ucieszył się Kai.

Rozzłoszczony otworzyłem oczy.

- Ty łajzo... - jęknąłem. - Która godzina?

- Jeśli dobrze się orientuję w tym diabelskim przyrządzie, który stoi ma twoim kominku, to jest coś około 8:30.

- Po jaką cholerę żeś mnie obudził?

- Nie przeklinaj. A obudziłem cię, bo chcę już wracać do siebie, a to nieładnie wychodzić bez pożegnania.

- Nie ma mowy - odparłem wstając z fotela. - Skoro już mnie obudziłeś, to chociaż zostań na śniadanie.

*

Po śniadaniu Kai wrócił do siebie, a ja pogrążyłem się w pracy. Ostatnio chodził mi po głowie bardzo nietypowy pomysł, który koniecznie chciałem zrealizować. Oczywiście nie sądziłem, że mi się uda, ale mimo wszystko chciałem spróbować.

Po kilku godzinach spojrzałem na swoje dzieło. Był to stalowy walec z kilkoma otworami. Wmontowałem w nie kilka innych elementów, a potem nacisnąłem włącznik.

Mechaniczny kot zachurgotał głośno, a jego oczy rozświetliły się żółtym blaskiem. Zrobił kilka niepewnych kroków przed siebie, a potem zastygł nagle w bezruchu. Pomyślałem, że może się zaciął i sięgnąłem po niego, żeby go jeszcze raz włączyć, ale wtedy ten wykonał długi (choć nieco koślawy) skok i znalazł się po drugiej stronie pokoju. Podbiegłem do kota. W pysku trzymał martwą mysz.

Dobra robota, Tian, pomyślałem sobie. Koniec z myszami w twoim domu. Tylko muszę go dopracować, żeby lepiej chodził i nie drażnił mnie swoim hałasem. A potem może zrobię psa, żeby mnie bronił?

Nagle do głowy przyszła mi inna myśl, zuchwała i nieprawdopodobna. Wpadłem na genialny pomysł, jednak... to byłoby coś, czego nikt się wcześniej nie podjął.

Czy to w ogóle możliwe?, zastanawiałem się. Czy to możliwe aby... stworzyć mechanicznego człowieka?


~~~~~~~~~~~~
*Dark_forrest_story aka Happy_Dogg. Dlaczego mam wrażenie, że Aizor to jakaś twoja nazwa, którą zapamiętałam i przypadkiem użyłam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro