XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ziewam. Czy to nie wystarczający sygnał, że powinien zostawić mnie samą i pozwolić się wyspać? Najwidoczniej nie, bo wciąż oczy Valtora świdrują mnie na wylot. Ja natomiast patrzę na niego spod zmrużonych powiek i liczę, że w końcu poprawnie odbierze moje zmęczenie. Leżymy w ciszy i w końcu postanawiam iść spać, bez względu na jego obecność. Poprawiam głowę na poduszce i zamykam oczy. Czuję się obserwowana, ale nie przeszkadza mi to.

– Mam sobie iść? – Prawie prycham. Nie, wcale nie próbuje mu dać tego do zrozumienia, od kiedy tu przyszedł.

– Chciałabym się wyspać, więc się domyśl.

– Jasne.– Czuję, że się uśmiecha.– Jesteś ciekawa co u twoich koleżanek?

– Winx?– Ponownie odwracam się do niego przodem i patrzę zdziwiona. Opieram głowę na ramieniu i marszczę brwi. W odpowiedzi kiwa głową. Wzruszam ramionami. Nie zaprzyjaźniłam się z nimi ani nie poznałam bardzo konkretnie, przez te parę dni spędzonych w ich towarzystwie, ale to nie znaczy, że ich los mnie nie obchodzi. Były dla mnie miłe. Najczęściej.

– Nie wyglądasz na zainteresowaną.

– Jestem ciekawa no i co? Chyba mnie do nich nie wypuścisz?– Zadzieram wzrok do góry, ponieważ mężczyzna siedzi oparty o ścianę, a ja leżę jedynie z uniesioną głową. Nie wiem do czego dąży. Ale trochę zaczynam się niepokoić. Co zrobię, jeśli zechce się mnie pozbyć? Nie wiem co zrobić, by wrócić do swojego wymiaru, nikt nie wie. Czy mogłabym wrócić do Winx? Może by mnie przyjęły z powrotem, ale czy na pewno? No i sama już nie wiem co robić. Nawet nie wiem, czy tak do końca chcę wracać do domu.

– Oczywiście, że cię im tak po prostu nie oddam. Jeszcze nie.–Jeszcze? On zwariował?–Myślałem, żeby ci jutro pokazać jak się mają.

– Jak? I jak to jeszcze? Masz jakieś pokręcone plany co do mnie. Nie lubię być wykorzystywana a ty to bezsprzecznie właśnie robisz. Jakim narzędziem w twojej grze jestem?

Teraz to on wzdycha, ale uśmiech nie schodzi mu z ust. Co prawda jego mimika mówi wiele, ale spojrzenie szarych oczu jest bezdennie puste. Nie wiem, wydawało mi się, że umiem odczytywać ludzkie emocje, ale u niego oczy zaprzeczają wszystkiemu, co maluje się na twarzy. I to też nie zawsze. Często widzę rozbawienie i wiele różnych emocji w jego oczach, ale teraz zupełnie nic. Jakby w obawie, że mogę się czegoś domyślić skrupulatnie ukrywał wszystko, co mogłoby go zdradzić i zakrywał to maską rozbawienia. Zupełnie już się gubię. Nie chcę wszystkiego analizować.

– Nie wiem co ci powiedzieć, Lorette. Przecież, gdybym zdradził ci swoje plany nie byłoby tak zabawnie. Mogę ci jedynie zagwarantować, że w moim planie jesteś na wygranej pozycji, czego nie mogę powiedzieć o czarodziejkach. Po prostu mi zaufaj.

Prycham, ale ku mojemu zaskoczeniu, w jego pustych oczach naprawdę odbija się prośba. I coś jeszcze, coś delikatnego i godnego zaufania, co skłania do sympatii i zgody.  Ależ manipulant! Nie kupuję tego. Jego spojrzenie zmiękcza mnie i sieje zamęt w moich myślach, ale przecież nie jestem taka głupia.

– Zaufać tobie? Przecież znam cię ledwo parę dni. Ba, jesteś szaleńcem i przestępcą. Cholernym manipulantem, wykorzystującym wszystkich dookoła do swojej popieprzonej gry. Myślisz, że nie widzę, że wykorzystujesz to, jak Trix oszalały na twoim punkcie? Myślisz, że jestem tak samo głupia, jak one i po paru miłych słówkach zrobię wszystko, co chcesz? Niedoczekanie.

Pod koniec wypowiedzi podnoszę głos, bo przypominając sobie o zakochanych w nim czarownicach i tym jak lekceważąco je traktuje widząc, że latają za nim jak psy, wkurzyłam się jeszcze bardziej. Wyjmuję zdrętwiałe już ramię spod głowy i również unoszę się do siadu. Krzyżuję nogi i wyprostowuję plecy. Jestem gotowa, by nawrzucać mu jeszcze więcej.

– Ej spokojnie. Nigdy nie zrobiłem nic, co mogłoby dać którejkolwiek z Trix sygnały, przez które mogłyby twierdzić, że mają u mnie szansę. Wszystko, co robią, robią, by prześcigać siebie nawzajem i nie będę im przeszkadzał, skoro mogę mieć z tego korzyści.

Mówi opanowanie, ale nie uśmiecha się już. Przez ten cały czas co z nim spędziłam chyba przestałam się go już bać.

– I co, może za parę dni jak już namówisz mnie do zrobienia czegoś dla ciebie, mi również powiesz, że nie dawałeś mi żadnych sygnałów? Że ta cała otoczka czułości i głupie gadki to również nic, przez co mogłabym stwierdzić, że mi coś sugerujesz? Wybacz, ale jesteś w kurwę przewidywalny.

Denerwuję się, mój ton jest ostry i bezkompromisowy.

– Właśnie stwierdziłaś, że jeśli daję ci sygnały, to mogłabyś mi pomóc. – Odpowiada spokojnie, ale widzę, że również zaczyna tracić cierpliwość.

– Nic takiego nie powiedziałam! Nie dam ci się zmanipulować!  Nie jestem tak głupia, jak tamte wiedźmy i nie nabieram się na te twoje pierdoły– czy aby na pewno? Nie nabieram się? Niech on tak lepiej myśli.

– Ale czemu od razu zakładasz, że  tobą manipuluję? W ogóle, na jakiej podstawie twierdzisz, że traktuję cię na równi z Trix. Lori, cholera.– Wzdycha.– Daję ci sygnały. I nie zamierzam się tego wypierać ani cię wykorzystywać.

On też się już złości, ale w jego oczach odbija się niepewność. Pierwszy raz obserwuję to u niego, nie pasuje mu. 

– Oh to przepraszam– Wyrzucam ręce w górę z ironią.– To by oznaczało, że mnie podrywasz.

Kiwa głową na potwierdzenie, a ja zamieram. Przyznał mi się właśnie, że ze mną flirtuje. Jasne, że to widziałam, ale co innego usłyszeć to od niego.

– Pierdol się, Valtorze. Nie widzę w tym szczerych intencji i nie uwierzę ci. Możesz zrobić ze mną co chcesz, ale nie dam ci się zranić, ani zwieść mojego zaufania, którego nie dostaniesz.

– Sama nie wierzysz w to, co mówisz.– Jego ton robi się prawie tak ostry, jak mój i przez moment już wiem, że nie miałam racji myśląc, że już się go nie boję. Nie bałam się, póki był beztroski i kpiący. Gdy zrobiło się poważnie, wraca do mnie świadomość, jak bezbronna przy nim jestem.

 – Gówno o mni...– nie dokańczam mu pyskować, bo w jednej chwili, nim zdążę się zorientować pochyla się nade mną i chwytając mocno mój podbródek między kciuk a dwa palce, podnosi moją twarz i mocno całuje w usta.

Jestem w takim szoku, że początkowo cała zastygam i zupełnie nie reaguję. Valtor również nie czyni nic więcej, ale zastyga trzymając moją górną wargę między swoimi rozgrzanymi i tak miękkimi jak sobie nawet nie wyobrażałam. Czeka na moją reakcję, ale ja zupełnie nie wiem, jak się zachować. Nic. W tym momencie nie wiem nic. Nie jestem w stanie logicznie myśleć, bo determinacja, z jaką mnie pocałował przytłoczyła mnie kompletnie.  Wzdycham krótko i lekko dociskam swoje usta do jego dając mu znak, że nie mam nic przeciwko. Ale czy naprawdę nie mam?

Całuje mnie znowu, tak intensywnie, że tracę wszelkie zmysły. Najmocniej uderza mnie to, ile emocji przekazuje mi tym kontaktem. Czuję jego irytację, złość, pożądanie, a nawet tę niepewność. Jezu, dociera do mnie wszystko, a najbardziej szokuje mnie czułość do mnie i smutek. Tak, pełno smutku jest w jego pocałunkach. Martwi mnie to, w życiu patrząc na niego nie stwierdziłabym, że szarpie nim aż tyle emocji, które tak starannie ukrywa.

Nie jest zbyt nachalny, nie pcha mi na siłę języka do gardła tak, jak zdarzało się to czasami robić Scottowi. Muska moje wargi swoimi, co jakiś czas lekko przygryzając. Z czasem dominacja z jaką zaczął mnie całować maleje i robi to spokojniej. Jedną rękę trzyma na moim kolanie, a drugą z tyłu mojej głowy i głaszcze mnie po włosach. Sama nie wiem co zrobić z rękoma, zwisają mi bezwładnie wzdłuż tułowia. Dostrzegam świetną okazję do podotykania jego świetnych włosów. Super! Myślenie mi nie wychodzi, ale takie rzeczy od razu przychodzą mi do głowy.

 Odrywamy się od siebie dopiero po paru minutach. Wciąż mam dłonie wplecione w jego złote włosy, a on swoją przeniósł na moje plecy. Wgapiamy się w siebie jak idioci. Czuję zmęczenie psychiczne, tak duże, że marzę o śnie i braku jakichkolwiek przemyśleń. Mam dość analizowania jego zamiarów i myślenia nad tym, co może się ze mną stać. W tym momencie nie wiem nic.

– Teraz mi wierzysz?– Pyta lekko zachrypniętym głosem, od którego zmiękłyby mi kolana gdybym stała. Wargi ma lekko spuchnięte a spojrzenie niespokojne.

Krzyżuję ręce na piersiach.

– Jak bardzo będę tego żałować i słono płacić? – Łamię swój mur. Nie mam siły dłużej udawać, że nie jestem podatna na jego urok.

–  Oboje się przekonamy.– Powoli mruży oczy i nabiera powietrza w płuca.– Dobranoc, Lorette.

Po czym tak po prostu wstaje i podchodzi do drzwi. Otwiera je i na moment staje w progu. Odwraca się i posyła mi ciepły uśmiech. Nie kpiący czy władczy. Taki, od którego topnieje mi serce.

~*~

Wybaczcie przerwę, nie mam zbyt dużo czasu.

Mam nadzieję, że ten rozdział wam to zrekompensuje, ale wy również postarajcie się trochę i zostawcie po sobie ten komentarz. To naprawdę motywuje i znacznie milej pisze mi się kolejne części, jak wiem, że na nie czekacie.

Buziaczki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro