XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy dziewczyny prowadzą mnie korytarzem z powrotem do pokoju, który ma być teraz moim więzieniem, rozglądam się dookoła wściekłym wzrokiem. Nie mogę się zdecydować, na którą rzucić się z pięściami w pierwszej kolejności. Zrezygnowałam już z pytań po co to wszystko i dlaczego mi to robią, bo znałam odpowiedź. Jednak wciąż nie mogę pogodzić się z faktem, że jestem perfidnie wykorzystywana i przetrzymywana wbrew swojej woli.

Twierdzą, że mnie wyleczyły. Tyle że ja wcale nie czuję się inaczej. Nie wierzę im w to. Może po prostu próbują przeciągnąć mnie na swoją stronę.

– Lori, nie próbuj uciekać. Tak będzie prościej. – Flora patrzy na mnie smutno. Mam ochotę wydrapać jej oczy i przeklinać siebie, że jej zaufałam.


– Nie zamierzam ułatwiać wam więzienia mnie tu.– Warczę siadając na łóżku. Sześć par oczu patrzy na mnie z różnymi, niekoniecznie pozytywnymi emocjami.

– To wszystko niedługo się skończy.

– Mam nadzieję, że waszą porażką.

– Nie, bo mamy ciebie. Zostaniesz bohaterką.

Cudownie! Piękne zobrazowanie mojej roli w ich porytych planach. Już od wyjścia z gabinetu obmyślam jak uprzykrzyć im życie. Czar rzucony na mnie i Bloom musi działać w obie strony, postanawiam to sprawdzić. Przygryzam dolną wargę na tyle mocno, żeby upuścić krew. Wytrzymuję ból i obserwuję reakcje czarodziejki.

Bloom zakrywa usta i krzyczy z niespodziewanego ukłucia. Gdy odrywa dłoń od ust, wszystkie widzimy krew i małą rankę na dolnej wardze.

– Lorette, przestań.

Ich irytacja motywuje mnie bardziej. Rozglądam się dookoła myśląc co jeszcze mogłabym zrobić, by im zaszkodzić, ale jednocześnie nie sprawić sobie bólu, którego nie mogłabym znieść.

Dość mocno uderzam kostką o ramę łóżka i obserwuję jak Bloom przeskakuje z nogi na nogę.

– Mamy cię związać?– Pyta Muza ze wściekłością.

– To nie będzie konieczne. Chyba się zdrzemnę.– Uśmiecham się do nich wrednie i ignorując ich towarzystwo kładę się na łóżku i odwracam plecami.

– Musimy iść na zajęcia, ale jedna z nas zostanie, by cię pilnować. Laylo?

– Zostanę.

Prycham. No tak, boją się, że narozrabiam. Szczerze mówiąc już zaczynam obmyślać plan ucieczki.

Dziewczyny wychodzą z pokoju, a pozostała czarodziejka siada na innym łóżku. Choć jej nie widzę, czuję, że mnie obserwuje.

– Jak się z tym pogodzisz i będziesz współpracować będzie ci lepiej.– Odzywa się, a ja zaciskam zęby.

– Nie chcę tu być. Zaczarowałyście mnie wbrew mojej woli narażając moje życie.

– Które najpierw uratowałyśmy.

Podnoszę się do siadu i spoglądam na nią spod byka.

– Nie pierdol. Czułabym, gdyby mi się poprawiło. Nie będę pomagać wam z własnej woli po tym, jak zostałam potraktowana.

– Spróbuj nas zrozumieć. Chcemy bronić nasz świat. Mężczyzna, który cię zmanipulował chce go zniszczyć i przejąć władzę. Pomyśl o tych wszystkich niewinnych ludziach. Wiesz co się stało z moją planetą?– kręcę głową.– Jest doszczętnie zniszczona. Mojej rodzinie nie udało się uciec. Wszyscy nie żyją, bo nie chcieli mu się podporządkować.

– Przykro mi z powodu twoich bliskich, Laylo, ale nie dbam o to, co się stanie z tym światem. To nie mój wymiar, nie moje życie. Chcę po prostu być wolna i wrócić do faceta, przy którym czuję się dobrze.

Layla wzdycha. Czuję do niej mniejszą niechęć niż do reszty. Przynajmniej prowadzimy normalną rozmowę.

– Rozmawiałyśmy z dyrektorką. Jeśli będziesz współpracować, będziesz mogła podjąć wybór, czy wrócić do domu. Znalazłyśmy sposób, by przenieść cię z powrotem.

– Nie wierzę wam już w nic. 

– Musisz nam zaufać, a wrócisz do rodziny i przyjaciół. Jedyny warunek jest taki, że musimy wygrać tę wojnę, żeby móc ci pomóc. A do tego jesteś potrzebna ty.

Zaczynam się zastanawiać. Chcę się znów zobaczyć z Maddie, z mamą. Tęsknię za nimi jak za niczym w świecie, ale dociera do mnie, że tutaj również jest ktoś, przy kim chciałabym zostać.

– Muszę pomyśleć.– Chowam twarz w dłoniach.

– Masz czas. Nie wiemy, kiedy Valtor znowu zaatakuje, żeby cię odzyskać. Poza tym damy ci wybór.

Chcę do domu, ale współpraca z nimi nie jest mi na rękę. Nie wiem co robić. Czy warto im ufać? Może chcą mi tylko pokazać perspektywę powrotu, żeby mnie przekupić. Sama już nie wiem, w co wierzyć. Mam dość samotności, brakuje mi Maddie, z którą zawsze mogłam dzielić swoje frasunki. Tęsknię też za kimś, kto by mną pokierował i mówił jak mam się zachowywać, tak jak zawsze robiła to moja matka.

Z powrotem kładę się na łóżku i już bez słowa przekręcam na bok. Usilnie próbuję usnąć, ale sen nie nadchodzi szybko. Ból głowy również nie pomaga. Wiercę się jeszcze długo, zanim udaje mi się odpłynąć.

***

Jedząc śniadanie z całą szkołą stłoczoną w stołówce odczuwam tak wielką niechęć do wszystkich tych ludzi, że zabieram swój talerz i wracam do pokoju, by tam skończyć. Oczywiście dziewczyny idą za mną. Dyskutują o czymś zupełnie niezrażone moim zachowaniem.

Kiedy on wreszcie po mnie przybędzie? Nie wytrzymam z nimi długo.

– Lori, co ty taka nie w sosie?– Słysząc wesoły głos Bloom coś we mnie pęka. Rzucam talerz na ziemię i schylam się po fragment pękniętej porcelany. Ostry koniec wbijam sobie głęboko w ramię i słyszę pisk czarodziejki. Nastaje poruszenie.

Dwie dziewczyny mnie unieruchamiają, a pozostałe pomagają Bloom tamować krew. Muza z Tecną zabierają ją do pielęgniarki. Każda z nich krzyczy na mnie jak na nieposłuszne dziecko.

Flora trzymając mnie w mocnym uścisku wprowadza mnie do pokoju.

– Siedź– warczy. Opadam na łóżku i w milczeniu obserwuję jej ruchy. Wyciąga z szuflady bandaż i podchodzi, by obwiązać mi nim zranioną rękę. Odsuwam się nie ufając jej zamiarom.– No nie ruszaj się, chcę ci to opatrzyć.

– Może jednak powinnyśmy ją związać.– Patrzę na Stelle wściekłym wzrokiem.

– To nie będzie potrzebne, prawda Lori?– Layla patrzy na mnie błagalnie.– Tylko jej nie prowokujmy. Jest przecież zestresowana.

– Ale to nie usprawiedliwia robienia Bloom krzywdy! Jeszcze jedna taka akcja, a sama ją unieruchomię.– Patrzy na mnie wrednie.–I zaknebluję.

Nie mogę uwierzyć, że to ta sama osoba, której parę dni temu powierzyłam swój sekret. Ufałam jej, przez co teraz mam do niej największy żal.

Przez to, że rozwaliłam sobie śniadanie na korytarzu teraz siedzę głodna. Nie zamierzam jednak o nic prosić.

Dni tutaj mijają mi wolno. Nudzę się jeszcze bardziej niż w Chmurnej Wieży. Całe godziny leżę w łóżku starając się ignorować wciąż pilnujące mnie czarodziejki. Od czasu do czasu wychodzę w ich towarzystwie na jedzenie, czasami na spacer, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.

I oto czwartego dnia podczas jednego z takich spacerów następuje przełom. Nareszcie.

~*~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro