2. Deciding

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biznes szedł dzisiaj powoli. Było późne popołudnie, kiedy Louisowi zaczęło kręcić się w głowie, co zazwyczaj było pierwszym objawem jego gorączki. Mógł słaniać się na stopach, kiedy prasował zieloną koszulę w kratkę. Odłożył ją na wieszak, westchnął lekko, kiedy czuł, że tkanina wyślizguje mu się z palców. Musiał się przytrzymać brzegu deski do prasowania, by powstrzymać nagłe uczucie omdlenia, które znikąd to uderzyło. Musiał skupić się na oddychaniu, odliczał sekundy aż wypuścił powietrze, które wstrzymywał. Jego plecy bolały od pochylania się nad deską do prasowania i musiał sobie przypomnieć, że jutro będzie dzień, kiedy cierpienia się skończą.

Ta myśl sprawiła, że włożył dłoń do kieszeni swojej jeansowej kurtki i wyciągnął z niej zwinięty papierek. Trzymał go ze sobą i włożył do kieszeni, więc miał do niego dostęp, kiedy tylko chciał.

Liam wczoraj prawie go przyłapał. Mógł poczuć jak jego serce wpada w zawał, kiedy poczuł oddech alfy na swoim karku.

- Na co patrzysz?

Louis prawie rozdardł papier na pół, robiąc z niego kulkę i wrzucając go do wnętrza swojej kieszeni.

- Na nic o co musisz się martwić! I dlaczego się do mnie zakradasz? Odpierdol się. - Louis uderzył mocno w umięśnioną klatkę piersiową alfy. Liam nawet się nie poruszył, jedynie spojrzał na niego z uśmiechem na twarzy.

- Patrzyłeś na coś, nieodpowiedniego? - Zapytał Liam drażniącym tonem, kiedy wrócił do kurtek, które powinny zostać posortowane.

Louis zarumienił się na to słyszalne oskarżenie. - Nawet jeśli to jest nieodpowiednie to nie jest nawet blisko tego, jak przyłapałem cię na oglądaniu porno w szkole, kiedy mieliśmy 16 lat.

Liam uniósł brwi, wyglądając o wiele chłodniej, nim wzruszył ramionami. - Nie możesz tego używać przeciwko mnie. Byłem w wieku dojrzewania i właśnie się zaprezentowałem... wszystko było bardzo naturalne.

Louis przewrócił oczami. - Nie dziwota, że jesteś teraz bezwstydny... Nikt cię nie nauczył bycia przyzwiotym.

- 'What can I say? I was born this way, hey! - Louis poszedł do magazynu, aby powstrzymać swoje uszy od Liama próbującego śpiewać Lady Gagę.

W ciemnościach magazynu odważył się ponownie wyciągnąć kartkę. Chociaż miał ją już zapisaną w pamięci, wciąż czuł potrzebę zapewniania siebie, poprzez wpatrywanie się w szmaragdowe oczy Harry'ego.

- Jest trochę młodszy, prawda? - Louis wpatrywał się na wielkie 23 obok wieku. Było między nimi 5 lat różnicy i Louis nigdy nie był z kimś, kogo wiek się tak różnił. Po prostu nie wiedział jak do tego podejść.

- Tak jak powiedziałam, to nasza najnowsza krew. Chyba zna się z jakąś naszą alfą i dostał się z polecenia. Wszystkie nasze alfy są trenowane i zazwyczaj zaczynają trening dość młodo.

Słowa Bebe oferowały trochę zapewnienia, chociaż Louis czuł gorzki smak niepewności z tyłu swojego gardła.

Odkąd był starszy to powinien się zachowywać na bardziej doświadczonego, kiedy się spotkają? Co jeśli Harry nie uzna go za atrakcyjnego? Co jeśli alfa nie będzie chciał go pieprzyć?

- Zapłaciłem za to, oczywiście, że mnie wypieprzy... - wymamrotał Louis do samego siebie, zginając kartkę w mały kwadrat, już w nią nie patrząc.

~*~

Wydawało się, że minęła jedynie sekunda od jego pierwszego dnia w Pleasing i teraz tam wracał. Z całym asortymentem spakowanym w plecaku i torbą pełną przekąsek, żeby móc uzupełniać składniki podczas gorączki. Dom gorączek również oferował jedzenie, ale Louis wciąż zabrał ze sobą własne, to jego nerwowy nawyk.

Pasy jego plecaka opadały na ramionach, mógł w niego za dużo spakować jak na 4 dni. Podrapał się po ramieniu w rozdrażnieniu, kiedy poczuł swędzenie pod skórą.

Kolejny znak zbliżającej się gorączki to to wszechobecne swędzenie oraz ogień płonący pod jego skórą. Louis mógł dostrzec, że miejsca, w które się drapał (głównie ramię) robią się czerwone i szorstkie, ale nie miał czasu, aby się tym przejmować. Tak się denerwował, że był przekonany, że każdy mógł go wyczuć z promieni kilometrów.

Wszedł po schodach budynku i od razu przywitała go Bebe swoim szerokim uśmiechem, kiedy podszedł w stronę frontowego biurka.

- Louis! - Uśmiechnął się na fakt, że zapamiętała jego imię i przywitał ją drżącym uśmiechem.

- Cześć, wróciłem.

- Pokażę ci twój pokój i wszystko dla ciebie przygotuję - powiedziała, wychodząc zza lady i stukocząc swoimi szpilkami na wykafelkowanej podłodze.

Skinął głową, pozwalając jej wziąć swoją torbę pełną jedzenia i patrzył jak zerka na zawartość.

- Nie musiałeś brać ze sobą wody ani jedzenia. Mamy tutaj wszystko czego będziesz potrzebował, a jeśli będziesz potrzebował więcej to zawsze możesz nacisnąć przycisk 'usługa', w który nasze pokoje są zaopatrzone.

Louis przebiegł dłonią po swojej grzywce i wzruszył ramionami. - Wiem... po prostu... zgaduję, że moja omega czuje się bezpieczniej, wiedząc że wszystko mam... więc spakowałem naprawdę dużo rzeczy.

Bebe skinęła głową na jego powody, posyłając mu kolejny delikatny uśmiech. - Twoja omega będzie zadowolona, wiedząc że masz podwójną ilość jedzenia i składników odżywczych.

Louis przygryzł swoją wargę i skinął głową. Była taka miła. Przez chwilę zastanawiał się co by się stało, gdyby spotkali poza domem gorączek. Zdecydowanie byliby świetnymi przyjaciółmi.

- Chodź za mną! - Powiedziała dziewczyna i Louis to zrobił.

Kiedy czekali na windę, szatyn zauważył, że omega wcisnęła guzik piątego piętra. Weszli do windy, której środek zajmowały lustra i kiedy Louis uniósł wzrok, zauważył że na jego policzkach znajdował się rumieniec.

Wziął rano trochę suplementów, aby odegnać od siebie zawroty głowy. Pomogły (chociaż trochę) i był w stanie jechać bez uczucia odpływania za kółkiem. Rozważał wzięcie ubera, ale nie chciał żeby obcy zapach kierowcy (odkąd zazwyczaj byli oni naprawdę starymi alfami albo betami) przedostał się na jego ubrania. Jego omega był ochronny względem swojego zapachu podczas pre-gorączki i myśl o tym, że randomowy zapach osiadłby na jego skórze wprawiała go w dreszcze.

Ponownie podrapał się po ramieniu, kiedy drzwi windy się otworzyły. Wyszedł z windy i poczuł jak podłoga uniosła się pod jego stopami. Musiał się przytrzymać przeciwnej ściany przez chwilę. Zdał sobie sprawę z tego, że leki musiały kończyć swoje działanie.

- Wszystko w porządku? - Zapytała zatroskana Bebe, kiedy dotknęła jego ramienia. Wykrzywił się, odsuwając się od ściany i poprawiając plecak.

- Pieprzona biologia - warknął, kiedy poczuł dłoń Bebe nadal delikatną na jego ramieniu.

- Niedługo minie, kochanie. Obiecuję - powiedziała Bebe, jej ton był taki słodki i Louis wiedząc to, sucho się zaśmiał.

- Miejmy taką nadzieję.

~*~

Biegał po pokoju, z każdym krokiem, wpatrując się w cyfrowy zegar wiszący na ścianie. Pokój nie był duży, ale umeblowanie było przytulne i Louis mógł chodzić tutaj boso po miękkim dywanie. Jednak komfort pochodzący od ciepłego, żółtego światła i zapas jedzenia i wody na szczycie mini lodówki (jak i trzy opakowanie prezerwatyw na knota na stoliku nocnym) nie ukoiły nerwów omegi, kiedy podszedł do okna i zrobił kółko, wracając do drzwi. Nie miał nawet ochoty na podziwianie widoków, gdzie widział zielone pole ze starymi domami.

- Pieprzyć to. - Wskoczył na królewskich rozmiarów łóżku i trochę się w nim pokręcił, nim wysłał wiadomość do Liama. Nie chciał przeszkadzać alfie, odkąd ten był w pracy i pracował, ale potrzebował rozproszenia.

Przytulił się do poduszki na swoich kolanach, zakopując w niej swoją twarz, kiedy gorączka powoli go konsumowała. Czuł się pusty, tak cholernie pusty.

Dźwięk jego telefonu wyrwał go z bolesności.

- Hej? Wszystko dobrze? Lou? - Głos Liama trzeszczał przez głośnik i ten dźwięk sprawił, że Louis się wzdrygnął, ponieważ przysunął telefon zbyt blisko swojego płonącego policzka. Przytrzymał go trochę dalej, czując że jego palce nieco się trzęsą. Jasna cholera, kiedy zamienił się w dziadka?

Wcisnął przycisk głośnika i rzucił telefon obok na łóżku, nim dramatycznie jęknął. - Li, ja kurwa umieram.

- Nie, wcale nie - zaśpiewał Liam, kiedy Louis ponownie jęknął. Celowo zrobił to głośno.

- No dalej, Lou... po prostu się denerwujesz. Nie weźmie cię aż do północy, prawda? Będzie dobrze, kolego. Mała gorączka cię nie zabije. Pomyśl o jasnej stronie. Przynajmniej tym razem dostaniesz knota! - Radosny ton Liama, nie był ani trochę uspokajający, kiedy Louis skulił się, przytulając swoje kolana do klatki piersiowej i trzymając się mocno poduszki. Gdyby skupił się na podbrzuszu to mógłby poczuć jak boleśnie się wykręca. Pieprzone skurcze. Idźcie stąd, jęczał.

- Nie wierzę, że płacę za to, by obcy mnie pieprzył podczas gorączki. To tak jakby... coś, w czym nigdy sobie siebie nie wyobrażałem. To nie jest coś dla Tommo - mamrotał omega, kopiąc stopami i ruszając palcami. Potwierdził to, że powoli tracił w nich czucie.

Zarzucił sobie ramię na twarz, chcąc zablokować światło pochodzące z sufitu. Przycisnął ramię mocniej do palącej skóry na swoim czole. Cały wydawał się być spuchnięty i gorący. Boże, pozwól mi umrzeć podczas tej gorączki i nie każ mi stawiać czoła z rzeczywistością.

- Przestań jęczeć, Lou. Rozumiem, gorączki są trudne tak samo jak ruje. Wszyscy w pewnym momencie swojego życia musimy przez to przejść. Chciałbym móc być tam dla ciebie, Lou. Trzymać podczas tego twoją dłoń, bracie. Jednak nie mam ochoty na oglądanie porno na żywo, kiedy jednym z głównych bohaterów jest mój najlepszy przyjaciel.

Louis zachichotał słabo, chciał mieć możliwość wciągnięcia Liama w wirtualną pomoc. - Jesteś taki głupi, Payno... I dzięki, za zadzwonienie i za to, że sprawdziłeś co ze mną... - wziął krótki oddech, odsuwając swoją spoconą grzywkę na bok.

- Mówię sobie, że nie ma złego życia są tylko złe dni - powiedział po chwili, kiedy usłyszał jak Liam mruknął w zgodzie po drugiej stronie telefonu.

Jego melancholia sprawiła, że zerknął na zegarek. Była 20.30, a alfa miał przyjechać o 22. Wzdrygnął się, przewrócił na brzuchu, kiedy głos Liama wybrzmiewał z telefonu.

- Jestem tu dla ciebie, Lou. Nie mogę stoczyć za ciebie bitwy, ale jestem cholerną cheerleaderką, prawda?

Louis przewrócił czule oczami. - To dlatego jesteśmy przyjaciółmi. Używam cię dla twoich niezaprzeczalnych umiejętności cheerleaderskich. Racja.

- Mam nadzieję, że udławisz się knotem tego faceta! Kocham cię!

- Też cię kocham... - wymamrotał Louis, rumieniąc się na insynuację i uderzył w przycisk zakończenia połączenia mocniej niż to konieczne.

To będzie długa, pieprzona noc, pomyślał, kiedy podrapał się po ramieniu, nim ziewnął i zasnął.

~*~

Obudził się 20 minut przed tym jak alfa miał przyjechać i prawie się przewrócił, idąc do łazienki. Zwrócił zawartość swojej kolacji (na którą zjadł kanapkę z tuńczykiem i granolę) do toalety i jęknął, kiedy oparł swoje czoło o deskę klozetową. Musiał wymiotować z nerwów, ponieważ rzadko kiedy robił to przed gorączką.

Cały był zszokowany, kiedy ściągnął swoją bluzę przez głowę i wszedł pod prysznic, opierając się o ścianę, gdyż czuł, że może upaść i ustawił się w rogu, żeby mieć jakieś podparcie.

Omega syknął, kiedy chłodna woda uderzyła w jego gorącą twarz i zdał sobie sprawę z tego, gdy jej posmakował, że była naprawdę lodowata. Jego penis wydawał się być niesamowicie wrażliwy, kiedy wędrował po nim swoją dłonią i zdał sobie sprawę z tego, że był w połowie twardy.

- Moje życie jest do bani - jęknął do samego siebie, kiedy pracował dłonią na swoim penisie, wgryzł się w swoją drugą pięść, kiedy się masturbował, dysząc przy tym.

Odrzucił głowę do tyłu, kiedy doszedł z małym krzykiem. Patrzył jak jego sperma miesza się z wodą i spływa do odpływu. Musiał jednak zetrzeć część spermy, która dostała się na szybę od kabiny.

Pustość w jego żołądku i ból w jego kościach wciąż były intensywne, kiedy uniósł swoją twarz w kierunku dyszy prysznicowej. Kurwa, powinien po prostu włożyć w siebie palce. Bez zbytniego zastanawiania się nad tym, włożył palce między swoje pośladki i syknął, kiedy ból objął jego dziurkę.

Nigdy tak nie cieszył się z robienia sobie dobrze palcami, gdyż jego palce były za krótkie i nie mógł sięgnąć tam gdzie chciał. Palcówka zawsze była rutyną, żmudnym procesem, aby mógł się przygotować. Nawet jeśli chodziło o innych, kilku jego byłych chłopaków, to było szybkim, bezmyślnym działanie, które trzeba było zrobić jak najszybciej, nim zaczęli się pieprzyć. Louis zastanawiał się czy to kiedykolwiek będzie dobrym uczuciem, że mógłby od tego dojść.

Wkładał w siebie dwa palce, zginając swoje kolano i kładąc swoją nogę na wannie, więc mógł sięgnąć głębiej. Pchał i jęczał, kiedy czuł swoje palce przy swoich ciepłych ścianach.

- Mmmm... - jęknął, dodając trzeci palec i wpychając go tak głęboko jak tylko mógł.

Ciepło rozlało się w jego żołądku, kiedy jego penis się wykrzywił, wypuszczając jeszcze kilka kropel. Jego palce mijały ciasnotę mięśni, nim je wyciągnął. Jego pole widzenia były niewyraźne i musiał płakać, ale ten fakt do niego nie dochodził.

Wyszedł spod prysznica i owinął się puszystym ręcznikiem, następnie rzucił się na łóżko i zakopał nos w poduszce. Jego omega czuła komfort, gdyż pościel pachniała jak on. Sięgnął więc leniwie po pilota.

Kanał był ustawiony na Discovery UK, nawet jeśli nigdy nie wybierał tego do oglądania to pozwolił temu grać. Urzeczony grupą pingwinów, które wędrowały do swojej matki.

Masturbowanie się musiało do niego dojść, ponieważ czuł, że jego powieki opadając, kiedy narrator mówił o pingwinach i ich nawykach.

Wszystko to sprawiało, że czuł się śpiący, a jego omega wydawała się być zadowolona po raz pierwszy tej nocy. Znajdując się w swojej bańce prawie przegapił pukanie do drzwi, które zostało delikatnie stłumione przez uspokajający głos narratora.

Podskoczył spanikowany i uderzył się w twarz pilotem. Odrzucił go wściekle i patrzył jak uderza w ścianę z cichym łoskotem, (Musiałby go odkupić, gdyby okazał się zepsuty.) nim zdał sobie sprawę z tego, że wciąż był nagi. Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Praktycznie rzucił się na swój plecak, wyciągając zniesioną koszulkę Nirvany, nim sięgnął po swoje ulubione spodnie od piżamy, które były jasnozielonymi szortami.

- Halo? - Odwrócił głową, a jego bicie serca przyspieszyło rytm, kiedy usłyszał głos zza drzwi.

Głos nie był przeciętnie głęboki, był naprawdę głęboki, niczym najgłębszy ocean. Jego omega, która jeszcze chwilę temu spała, wstała i pędziła w nim, chcąc, aby odpowiedział, by też coś krzyknął.

- Pieprzone bokserki... - szukał ich w swoim plecaku, ale nie mógł ich do cholery znaleźć, a pukanie do drzwi stawało się coraz bardziej natarczywe. Zdecydował się poddać i włożył na siebie piżamę, nim pobiegł do drzwi.

Zatrzymał się, trzymając klamkę ciasno w swojej dłoni. Jego grzywka musiała być bałaganem, wciąż mokra po jego prysznicu (mógł poczuć krople wody spływające na kołnierz jego t-shirtu), a jego twarz była bez wątpienia zarumieniona od szukania ubrań. Wszystko nie było takie jak planował. Powinien otworzyć drzwi spokojnie i na luzie, jak doświadczony dorosły. Ubrany w bluzę i w joggersy. Nie tak. Jednak miał to i nie miał szansy na zmianę.

- Zapłaciłem za to, prawda? - Wymamrotał Louis do samego siebie i wziął głęboki wdech.

Omega przekręcił gałkę i otworzył drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro