💀goodnight, Kirishima💀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Kirishima! Nie! Nie możesz mi zdechnąć, jebańcu!

Teraz Bakugou żałował tych słów. To były ostatnie słowa, jakie usłyszał Kirishima przed śmiercią. To były ostatnie słowa, jakie powiedział mu, nim Eijirou zamknął oczy. Katsuki kochał go i nie mógł pogodzić się z takim pożegnaniem.

Płakał właściwie bez przerwy aż do dnia pogrzebu. Miał już kompletnie wyjebane na "reputację" bezdusznego, agresywnego gnojka. Po prostu cierpiał i nikt nie mógł mu pomóc. Bo jego już nie ma.
*
— Kirishima Eijirou był wyjątkowo odważnym, młodym człowiekiem. Bohaterem!, nie bójmy się tego słowa. Uratował dziesiątki istnień, rzucając się na bombę, jednak nawet jego quirk nie mógł go uratować. Gdyby nie jego męstwo, nie byłoby tutaj wielu z nas — przemówił dyrektor Nezu, za którego plecami leżała prosta, ciemnoczerwona trumna bez krzyża.

Została już nawet chwycona i miała powoli opaść do dołu, gdy z tłumu wystąpił Bakugou. Nie mógł na to patrzeć. Nie bez właściwego pożegnania. Miał ochotę podbiec i chociaż pogłaskać trumnę ostatni raz, ale uznał, że ta namiastka szacunku należy się Eijirou.

Przełknął łzy.

— Chciałbym coś powiedzieć.

Dyrektor Nezu zaprosił go do siebie ruchem ręki.

— Kirishima Eijirou był osobą, która nauczyła mnie wielu rzeczy i w mojej pamięci na zawsze nią pozostanie. Pokazał mi nie raz, na czym polega prawdziwe  męstwo. Wiedział doskonale o swoich ograniczeniach, ale złamał wszystkie zasady egoizmu. Wiedział, że zginie, a jednak rzucił się i stłumił wybuch. Nie ukrywam, że to ja powinienem zginąć, może nawet miałbym szansę przeżyć? — Głos mu się załamał. — Teraz mogę jedynie powiedzieć, że nie pozwolę, by jego poświęcenie poszło na marne! Dla niego-... dla niego zostanę takim bohaterem, jakim on zawsze chciał być! — Teraz mógł spokojnie podejść do trumny i klęknąć przy niej. Położył dłoń w miejscu, gdzie powinna być teraz jego głowa. — Ż-żegnaj, Eijirou. Kocham cię — wyszeptał tak cicho, że właściwie wyłącznie jego usta się poruszały.

Wiedział, że nie będzie w stanie patrzeć, jak opuszczają ciało Kirishimy prosto w zimną, martwą ziemię, więc po prostu się odwrócił i przeszedł na sam koniec tłumu żałobników. I tak się wyróżniał, bo zamiast założyć jakiś czarny garnitur, był ubrany całkowicie na ciemną czerwień, w jakim kolorze były jego włosy, gdy je farbował. Jedynie krawat miał czarny jak śmierć. Wiedział, że on chciałby, żeby właśnie tak przyszedł na jego pogrzeb. W kieszonce na piersi miał jeszcze niewielką, czerwoną różę.

Niemal w bezruchu przeczekał, aż wszyscy pójdą. Nie zamierzał iść na stypę; i tak od kilku dni nie mógł jeść. Podszedł do marmurowego grobu i usiadł na nim po części, czule, delikatnie gładząc tablicę z wyrytym imieniem i nazwiskiem.

— Żałuję, że tak bardzo bałem się ciebie stracić, że nie mogłem nawet powiedzieć ci krótkiego "kocham cię", jak w tych wszystkich głupich romansidłach, gdy umierałeś. — Zamknął oczy i wyobraził sobie, że gładzi zimny policzek Eijirou. — Wiem, że to nic nie zmieni, ale kocham cię. Będę cię kochał do końca moich dni. Uratowałeś dziewczynkę, wiesz? Straciła rodziców w zamachu kilka dni temu, miała zostać odesłana do sierocińca. Chyba się nie obrazisz, jeśli ją przygarnę, co? Ma na imię Mira. I na pewno byłaby dumna z takiego ojca, jak ty, Ei.

Chrząknął kilka razy i wstał, ostatni raz gładząc kamień. Wyjął z kieszeni na piersi różę i położył ją tuż przy tablicy.

— Dobranoc, Kirishima.

I'm trash.

Me: No, i must end up with addictions!
Also me:

531 słów

Szaleństwo

AmericanAlien mam nadzieję, że się nie obrazisz za podkradnięcie Miry, co? :D


13.01.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro