Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Leżała na łóżku i rozmyślała nad tym co zrobił Adrien. To była tylko i wyłącznie jego wina, popełnił błąd i nic go nie usprawiedliwia. Mimo to czuła w nim dobro i przede wszystkim żal za to co zrobił. Jego brat mógł nigdy już się nie obudzić, a to chyba najgorsza kara z jaką przyszło mu się zmierzyć za swoją nieodpowiedzialność. Poza tym dużo odwagi kosztowało go, żeby się do tego przyznać co bardzo doceniała. Nie potrafiłaby tak po prostu zerwać kontaktu z kimś komu już i tak ciężko żyć z tym, że prawie uśmiercił własnego brata. No i bardzo go polubiła i choć wiedziała, że w jej przypadku to niewłaściwe, nie chciałaby już nigdy się z nim nie zobaczyć. Na swój własny sposób zależało jej na nim, czuła do niego ogromną sympatię, której nie potrafiła wytłumaczyć przed samą sobą. Była pewna jedynie tego, że nie będzie dla niej kimś więcej. Nie mogła sobie na to pozwolić. Tylko czy on to zrozumie? Czy nie zrani go tym, że będzie w nim widziała zawsze tylko przyjaciela?

 Usłyszała delikatne skrzypienie drzwi swojego pokoju. Poczuła zapach jej mamy, perfumy których używała od wielu lat nigdy nie były dla niej tak intensywne.

 – Coś Cię trapi?

 – Tak sobie rozmyślam mamo.

 – Chodzi o tego chłopaka?

 – Nic się przed Tobą nie ukryje co? Wszystko się skomplikowało. Chciałabym tak po prostu poznać kogoś i zwyczajnie się z nim spotkać, bez lęku że coś mu zrobię. A wydaje mi się, że Adrien nie liczy tylko na przyjaźń. – Podniosła się i usiadła opierając ręce na brzegu łóżka.

 – No tak. Zauważyłam jak na Ciebie patrzy. Wydaje mi się, że to porządny młodzieniec.

 – Tylko czy ja jestem porządną dziewczyną? Żywię się krwią i daleko mi do zwyczajnej nastolatki. Nie mogę udawać, nie chcę udawać.

 – To nie udawaj. Bądź sobą. Skąd wiesz, że on tego nie zaakceptuje?

 – Nie wiem. Skąd mogę to wiedzieć? Bardzo go lubię i chyba po prostu wolałabym żebyśmy pozostali tylko przyjaciółmi. Tak będzie bezpieczniej. Nie mogę mu dawać nadziei, ale chciałabym nadal się z nim spotykać. Nie wiem czy on to zaakceptuje.

 – Zrób co uważasz za słuszne. Poczekaj co będzie dalej. Może w końcu okaże się godnym Twojego zaufania. Tak swoją drogą niezły z niego przystojniak. – Mrugnęła do córki śmiejąc się pod nosem.

 – Mamo! – Szturchnęła ją delikatnie. – A tak w ogóle to gdzie się tak wystroiłaś? – Zmierzyła wzrokiem jej czarną długą sukienkę.

 – Idziemy z tatą na kolację. Nie wiem jeszcze gdzie. – Uśmiechnęła się podekscytowana.

 – To super. Życzę wam udanego wieczoru. – Wstała i ucałowała mamę w policzek.

 – Dziękuję. Poradzisz sobie sama?

 – No jasne, urządzę dziką imprezę, jak to robią normalne nastolatki pod nieobecność rodziców. – Uśmiechnęła się i przytuliła mamę. – Żartuję oczywiście, poradzę sobie.

 Do pokoju zajrzał Spencer.

 – Na stole w kuchni masz S-krew. Jakby coś się działo, dzwoń.

 – Idźcie już. Nie zostawiacie małej bezbronnej dziewczynki. – I wypchnęła rodziców zamykając za nimi drzwi.

 Dziewczyna postanowiła pogadać z przyjaciółką. Marie była zauroczona opowieściami o Adrienie, Mikeyla pominęła jedynie fakt o jego bracie, sama musiała to najpierw do końca przetrawić.

 – Ty to masz szczęście.

 – Czy ja wiem.

 – No coś Ty. Przystojniak z super samochodem, traktujący Cię jak księżniczkę. Czego Ci jeszcze brakuje?

 – Problem w tym, że nie wiem. Nie potrafię tego określić.

 – Boisz się, że nie zechce zostać wampirem i żyć z Tobą wiecznie? Kochana każdy by tak chciał. Tym bardziej z taką laską. – Droczyła się.

 – Oj przestań. Nie chodzi o to. – Dziewczyna była zagubiona we własnych uczuciach i nikt nie mógł jej pomóc tego rozgryźć.

 – Wiesz co? Zmyślasz. Za dużo fajnych kolesi się kręci wokół Ciebie. Bzika dostajesz. – Wytknęła język prosto do kamerki.

 – Żeby Ci ktoś tam nie uciął tego jęzora. – Nagle usłyszała pukanie do drzwi. – Muszę kończyć, ktoś przyszedł.

 – Umówiłaś się z kimś?

 – Nie. Może sąsiadka coś chce. Na razie.

 – Pa.

 Odłożyła laptop na szafkę nocną i zeszła powoli po schodach. Sięgnęła tylko szybko po S-krew i wzięła łyk, tak na wszelki wypadek. Resztę schowała do tylnej kieszeni. Uchyliła drzwi i zdziwiła się niezmiernie.

 – No cześć Piękna.

 – A co Ty tutaj robisz? Skąd znasz mój adres? – Była zaskoczona jego widokiem.

 – Mam znajomości. – Uśmiechnął się zalotnie. – Nie wpuścisz mnie do środka?

 – Nie mam zamiaru Blaid.

 – To może chociaż wyjdziesz?

 – Hmm... Zastanowię się... Nie. – I zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

 Chłopak nie dawał za wygraną i zastukał ponownie. Wyrwał szybko tylko pierwszy lepszy kwiatek z donicy obok drzwi i zasłonił nim twarz.

 – Czego ty chcesz?

 – To dla Ciebie.

 – No proszę, nie dość że stalker to jeszcze złodziej. – Wzięła od niego kwiat i włożyła z powrotem do donicy, potem wyszła przed drzwi i zamknęła je za sobą. – Mógłbyś uprzedzić, że masz zamiar mnie nękać. – Stała z założonymi rękami.

 – Złość piękności szkodzi, nie denerwuj się Słońce. Nie chciałaś się ze mną umówić, więc sam przyszedłem żeby Cię zobaczyć.

 – Nie wpadłeś przypadkiem na to, że ja nie chce się widzieć z Tobą?

 – Przez myśl by mi to nie przeszło. – Uniósł kąciki ust i zmrużył minimalnie oczy.

 – Nie dajesz za wygraną co?

 – Nigdy. – Powiedział z wyraźnym podekscytowaniem.

 Jego uśmiech ją rozbrajał, miał pewność siebie w oczach i wiedziała, że tak łatwo sobie nie pójdzie. Nie pozwoli jej tak po prostu wrócić do domu. Ta pewność jednocześnie ją denerwowała, ale i pociągała. Stwierdziła, że lepiej chociaż chwilę z nim porozmawia niż miałby zwrócić na siebie uwagę ludzi z sąsiedztwa.

 – No ok. Niech Ci już będzie. – Przewróciła oczami.

 – Wiedziałem, że mi nie odmówisz.

 – Nie nadużywaj mojej cierpliwości. – Pogroziła mu palcem.

 – Dobrze Piękna.

 Spojrzała na niego sugestywnym wzrokiem i ruszyła.

 – To w takim razie czemu chciałeś się spotkać?

 – Zwyczajnie chciałbym poznać Cię bliżej.

 – Może lepiej powiesz coś o sobie? Skąd się tu wziąłeś?

 – Przyleciałem z Walii. Chciałem poznać trochę świata. Przytłaczało mnie tamtejsze życie, poza tym nic mnie tam nie trzymało.

 – A rodzina?

 – Miałem tylko mamę. – Lekko spuścił wzrok.

 – Miałeś?

 – Tak, miałem. Dlatego właśnie już nie mam po co tam wracać.

 – Przykro mi. – Mikeyla momentalnie zmieniła swoje nastawienie, było jej go żal.

 – No ale teraz mam nadzieję na nowo zacząć życie. – Odetchnął.

 – Czyli jesteś tutaj zupełnie sam?

 – Tak. Całe życie zostawiłem w Aber Village.

 – No to jak Ci się tutaj podoba?

 – Właściwie to teraz jest już cudownie. - Uśmiechnął się do niej mierząc wzrokiem.

 Zrozumiała ten uśmiech i odwzajemniła nawet jeśli nie chciała tego pokazać. Szli powoli na skraju lasu, a gęste chmury zasłaniały niebo.

 Blaid zaczął ją interesować, zdała sobie sprawę że bardzo chce go poznać. Był taki tajemniczy ale nadzwyczaj wyluzowany mimo przeżytej tragedii. Czuła się niepewnie w jego towarzystwie i nie chodziło tu wcale o strach. Bardziej zaskoczyło ją, że jest jej tak dobrze. Był zabawny, uwodzicielski, miał w sobie nieokreślony magnetyzm, który sprawiał, że pomimo jego momentami denerwującej pewności siebie nie miała go dość. Wręcz przeciwnie, podobał się jej jego sposób bycia.

 Wpatrywała się w chmury, które powoli rozchodziły się po niebie, kiedy chłopak niespodziewanie chwycił ją za rękę i pociągnął między drzewami.

 – Co Ty robisz? – przestraszyła się.

 Nie odpowiedział, spojrzał tylko na nią i się uśmiechnął. Prowadził ją kawałek przez gęsty las, gdzieniegdzie tylko łamał co bardziej przeszkadzające gałęzie. Było ciemno i Mikeyla niezbyt dużo widziała, nie rozumiała gdzie próbuje ją zaprowadzić. Powoli otoczenie zaczęło się rozjaśniać, a las przerzedzać, widziała już wyjście z gęstego tunelu. Rozpoznała stojącą kawałek dalej studnię. Księżyc nie był w pełni jednak oświetlał dostatecznie plac pomiędzy drzewami.

 – Zawsze w tak nieoczywiste miejsca przyprowadzasz dziewczyny? – spytała zdziwiona.

 – Nie – odpowiedział nie spoglądając na nią.

 – Powinnam czuć się wyróżniona? – Uniosła brwi.

 Ułożył obok studni parę kamieni w okrąg i rozpalił w nim ognisko. Ciepłe światło rozległo się w pobliżu.

 – Jak najbardziej. Może chcesz się trochę ogrzać?

 – Nie jest mi zimno, ale chętnie usiądę.

 – Chcesz mi powiedzieć, że to normalne że masz takie zimne ręce?

 Wprawił ją w zakłopotanie, przecież przed chwilą trzymał ją za rękę.

 – Widzisz? Mówiłem, że to miejsce ma fajny klimat.

 – Szczerze mówiąc nigdy bym się tego nie spodziewała. – Rozglądała się wokoło i była zdumiona tym co widziała. W świetle ogniska wszystko wyglądało wręcz magicznie. Czuła się jakby przeniosła się w inne czasy i bardzo jej się to podobało.

 – No to teraz może Ty coś o sobie powiesz?

 – A co chciałbyś wiedzieć?

 – Co lubisz robić, co chcesz robić po szkole średniej? Wszystko.

 – No cóż. W sumie wiele zajęć sprawia mi przyjemność. Wygrzewanie się na słońcu, czytanie, spacerowanie, spotkania z Marie, malowanie.

 – Wybacz ale nie wyglądasz na taką co by się ciągle wygrzewała na słońcu, no chyba że w cieniu. – Zaśmiał się.

 Trochę ją tym zaskoczył. „No właśnie co ja powiem jak ktoś spyta czemu zawsze umiarkowanie opalona Mikeyla tego lata jakimś cudem wygląda jakby spędziła wakacje w piwnicy?" Czas był najwyższy żeby się nad tym zastanowić. Starała się pozbierać myśli i znaleźć jakieś rozwiązanie. Nagle wpadła na genialny pomysł.

 – Właściwie to kwestia zdrowia. Niedawno zdiagnozowano u mnie bielactwo nabyte jednostajne.

 – A co to takiego?

 – Choroba która przejawia się zanikającym barwnikiem w skórze co oznacza, że moja skóra nie może już nigdy ciemnieć pod wpływem słońca. Przy dłuższym czasie na słońcu mogę się ładnie poparzyć. – Całkiem zgrabnie przypisała wampiryzm chorobie.

 – Więc lubisz się wygrzewać, ale tak właściwie nie możesz? No to niezbyt fajnie.

 – No niestety. Ale mam to szczęście, że to jednostajne bielactwo i skóra jaśnieje w całości.

 – No jest się z czego cieszyć.

 Oboje spoglądali w niebo. Księżyc co chwila chował się za pierzastymi chmurami, aż w końcu całkiem zniknął. Powietrze robiło się ciężkie od wilgoci, która zwiastowała zbliżający się deszcz.

 – Chyba musimy się zbierać, inaczej przemokniemy – powiedziała wstając i patrząc w ciemne chmury.

 – Masz rację. Nie chciałbym, żeby ta piękna buzia przemarzła od deszczu.

 – O mnie się nie martw. Jakoś przetrwam. – Uśmiechnęła się do niego.

 Byli jakieś trzysta metrów od jej domu kiedy wielkie krople zaczęły spadać z nieba. Przyspieszyli, ale deszcz przybrał na sile i zanim zdążyli dotrzeć do furtki, ich ubrania wyglądały jak po wyjęciu z pralki. Kiedy tylko stanęli pod zadaszeniem przed drzwiami, spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać.

 – To był ciekawy wieczór.

 – Oby takich więcej. – Spojrzał jej w oczy, z których spływały delikatne czarne smużki tuszu.

 Jej mokra koszulka prześwitywała odsłaniając szczupłe ciało i koronkowy stanik. Blaid miał na sobie biały bezrękawnik pod którym teraz widać było idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Stali blisko siebie patrząc sobie w oczy. Deszcz spływał im z włosów po policzkach. Mikeyla mimo zakłopotania nie ruszyła się, jego spojrzenie ją zniewalało. Nie wiedziała czy ma uciekać czy zostać i pozwolić mu wykonać jakiś ruch.

 Jakby czytając jej w myślach podjął decyzję za nią. Złapał ją w talii i przyciągnął do siebie powoli, czekając na reakcję i sprawdzając na ile może sobie pozwolić. Ona zdawała się poddać mu całkowicie. Delikatnym ruchem zgarnął jej mokre włosy z czoła za ucho i nie odrywając ręki przesunął dłoń niżej ujmując jej twarz. Zbliżył się jeszcze bardziej i szepnął do ucha muskając je ustami.

 – Mówiłem, że mi się nie oprzesz. – I zbliżył swoje usta do jej, dzieliło je zaledwie kilka milimetrów.

 Tymi słowami sprawił, że oprzytomniała.

 – Taki jesteś tego pewny? – odpowiedziała cicho i wyrwała się z jego objęcia by w jednej chwili znaleźć się za drzwiami. W swojej bezwładności osunęła się na drzwiach i wzięła głęboki oddech. „Co to miało być? Opanuj się, przecież prawie go nie znasz" Mówiła do siebie łapiąc się za głowę. Była zszokowana swoim zachowaniem.

 – Zostawisz mnie na deszczu? – Usłyszała za sobą, co wyrwało ją z zamyślenia.

 Blaid oparł głowę o drzwi czekając na odpowiedź. Mikeyla wzięła głęboki oddech, wstała i uchyliła drzwi pozostawiając zasunięty łańcuszek.

 – Jesteś zaradnym chłopcem, na pewno sobie poradzisz. – I zatrzasnęła drzwi, nie dowierzając co się stało.

 Jeszcze chwilę temu pozwoliłaby mu się pocałować, a teraz zostawiła go samego na deszczu. Weszła do kuchni i spojrzała przez okno żeby sprawdzić czy Blaid się oddala. Ten odchodził, a gdy tylko zauważył, że dziewczyna go obserwuje, zdjął z sobie mokrą koszulkę odwracając się do niej i puszczając oczko. Deszcz spływał po jego umięśnionym i opalonym ciele. Dziewczyna zasunęła szybko zasłonę z oburzoną miną i usiadła przy stole.

 Sięgnęła do tylnej kieszeni po S-krew i dopiła resztę, która jej została. Była zła na siebie, że dała się tak podejść. Wyglądał na prawdę seksownie, ale nie mogła sobie pozwolić na uśpienie czujności. Wystarczająco ją rozpraszał i postanowiła nigdy już do tego nie dopuścić. Wyjęła telefon i osuszyła go lekko.

 – Całe szczęście, że jest wodoodporny. – Uśmiechnęła się do siebie.

 Leżąc na swoim łóżku nie mogła przestać o nim myśleć. Był denerwujący, trochę zarozumiały i pewny siebie, ale tak właściwie nie to najbardziej ją wkurzało. Najgorsze było to, że pomimo wszystko cholernie jej się podobał i właśnie te wszystkie cechy się na to składały. Przy nim czuła że traci kontrolę. A teraz kiedy jest wampirem na pierwszym miejscu było poukładanie sobie nowego życia i zapanowanie nad nim jak tylko mogła. Przez myśl jej przeszło wspomnienie jego dotyku, to ciepło które od niego biło. Przyciągał ją do siebie ostrożnie. Nawet nie był wtedy nachalny, a ona nie zareagowała, zupełnie poddała się jego woli.

 – Cholera, miałam dać mu w pysk – oskarżała samą siebie chowając twarz w rękach.

 W tej chwili jej telefon za wibrował na szafce nocnej.

Blaid:

„I tak będziesz moja Księżniczko ;)"

Mikie:

„Jesteś bardzo pewny siebie, ale ja uważam inaczej"

Blaid:

„Przestań się oszukiwać Słońce"

„Może mi powiesz, że Ci się nie podobam?"

 Chwilę zastanawiała się co napisać, jeśli w ogóle coś. Fakt - podobał jej się, ale przecież nie mogła mu tego przyznać, dać tej satysfakcji. Z drugiej strony jeśli mu nie odpisze, pomyśli że się boi.

Mikie:

„Wiesz co? Uroczy jesteś, że masz tak wysokie mniemanie o sobie. Prawda jest taka, że uległeś mylnemu złudzeniu, że może nas coś połączyć. Mylisz się"

Blaid:

„To Ty jesteś urocza"

„Do zobaczenie wkrótce... :*"

 „Czy do niego nic nie dociera. To co, że mi się podoba? To nie znaczy, że przy pierwszej lepszej okazji rzucę mu się w ramiona" pomyślała rzucając telefon z powrotem na szafkę. Była na siebie wściekła i nie do końca wiedziała co ma zrobić, żeby przestać o nim myśleć. Postanowiła, że następnym razem będzie go po prostu unikać, nie da mu się omamić. 

 Nim się zorientowała zasnęła. Znów śnił się jej ten wilk. Stał i patrzył na nią nie ruszając się ani trochę. Ona przyglądała się mu z ciekawością, jego futro lśniło w srebrnym świetle księżyca. Podniósł pysk wysoko w górę i zaczął wyć. Wydawało się jej, że nawołuje do czegoś, albo może do kogoś? Może w okolicy jest ich więcej? Rozejrzała się czy coś się zbliża, ale wokół nic nie było, tylko ciemność. Wszechogarniająca ciemność pomimo pełni księżyca. Jedyne światło padało na zwierzę. Odwróciła się do wilka i zbliżyła się, a on się położył wygodnie kładąc pysk na skrzyżowanych łapach. Usiadła obok niego i wtuliła się w gęste futro, gładziła je dłonią, czuła bicie jego serca. Wilk przysunął do niej pysk, czym wtulił ją jeszcze bardziej w swoje ciało. Patrzył na nią tak jakby za chwilę miało się wydarzyć coś okropnego. Ona objęła jego szyję prawie stykając palce ze sobą. Wiedziała, że jest przy nim bezpieczna więc przymknęła oczy, żeby odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro