II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szatyn biegł ile sił w nogach, żeby tylko dogonić zbiega pod postacią wysportowanego chłopaka w czapce, luźnej bluzie i krótkich spodniach, nie licząc już długich skarpet i sportowych butów. Ten co chwilę oglądał się za siebie, a przy tym lekko dyszał, ale nie zamierzał zwalniać, bo wtedy dopadł by go wściekły licealista, który swoją drogą był nieco zabawny w tym momencie, co powodowało w wyższym mały uśmieszek...

W końcu chłopak w czapce dobiegł na przystanek autobusowy, gdy Han był jeszcze w tyle, dlatego student mógł nieco odsapnąć aż oparł ręce nad kolanami w lekkim pochyleniu, a przy tym oddychał głęboko i coraz spokojniej.

Tymczasem Jisung znacznie przyśpieszył ponad swoje możliwości, ale opłaciło się, gdy dotarł na ten sam przystanek łapiąc starszego za ramię.

- Mam cię! - wydyszał szatyn z satysfakcją w głosie.

- Po co w ogóle mnie goniłeś? - wykrzywił twarz ze zmęczenia.

- Bo uciekałeś... - on podobnie. - Po co?

- Cóż... - wyprostował się - Mam swoje powody...

- Gadaj.

- Co? - spojrzał na niego zdziwiony.

- Z kim? - spytał stanowczo.

- Co z kim? - zaśmiał się nerwowo.

- Ty wiesz.

- Nie wiem o co ci chodzi...

Nagle na przystanek podjechał autobus, co dało starszemu przewagę. Jednym sprawnym ruchem wyrwał się młodszemu i szybko wbiegł do pojazdu, ale Han nie odpuszczał i miał zamiar jechać razem z przyjacielem, ale ten specjalnie go odpychał zanim szatyn zdążył wsiąść, a przy tym układał usta w lekko dokuczliwy uśmiech. W efekcie drzwi w końcu się zamknęły, a autobus niemal chwilę później odjechał zostawiając zdesperowanego Jisunga na przystanku. Chłopak zmarszczył brwi w złości i przeklął pod nosem wiedząc, że i tak znajdzie sposób...
***

Następnego dnia w szkole nie działo się nic specjalnego co powodowałoby w Jisungu jakieś specjalne emocje takie jak rozbawienie czy ekscytację, takie tam typowe lekcje i przerwy jak codziennie. Ewentualnie rozmawiał z przyjaciółmi, bo część chodziła z nim do klasy.

Gdzieś na trzeciej lekcji okazało się, że mają odwołane zajęcia, co pozwoliło im na trochę luzu, a Hanowi akurat zachciało się jeść. Oczywiście, że nie zabrał ze sobą jedzenia, chociaż doskonale wiedział, że zgubił portfel, a za karę między innymi rodzice postanowili mu nie dawać pieniędzy w formie fizycznej. Dlatego też chłopak wymyślił plan doskonały w takiej sytuacji... Szybko podbiegł do naturalnie uroczego Felixa z zupełnie niepasującym do jego uroku głosu i chciał pytać, gdy do tego zaczął dzwonić telefon, a on odebrał i zaczął słuchać:

- Tak... - odpowiedział ciepłym głosem blondyn - Wiem... Mhm... Mam właśnie okienko, więc zaraz podejdę to pogadamy. Haha, przestań..! - niedługo potem się rozłączył i spojrzał na Hana - Co tam?

- Idziesz do Hyunjina? - uśmiechnął się szatyn.

- Dokładnie - odwzajemnił.

- Przejdę się z tobą.

- No dobra, jeśli chcesz...

I tak dwójka szybko opuściła budynek szkoły, żeby za pięć minut dochodzić już pod bramy uczelni, na jakiej studiowała reszta ich paczki. Tak jakby dwie szkoły specjalnie zbudowano, aby ci mogli uczyć się obok siebie... W każdym razie Han wraz z Felixem na spokojnie weszli do środka starej budowli i zaczęli szukać przyjaciela, a w przypadku Lee wręcz chłopaka, pośród całej masy studentów.

- Dobra, to ty szukaj swojego Romeo... - zaśmiał się Jisung - A ja idę do Chana.

- Po co? - zaśmiał się - Myślałem, że chcesz pogadać z Hyunjinem...

- Za to ty chyba nie zamierzasz z nim rozmawiać... - uśmiechnął się wymownie, na co Felix posłał mu pobłażliwy wyraz twarzy. - Mam sprawę do Channiego po prostu... - westchnął.

- Chcesz wyciągnąć od niego hajs...

- Pożyczyć.

- On ci nie pożyczy, a przynajmniej nie pozwoli oddać... - śmiał się.

- Tym lepiej dla mnie, co?

Przyjaciele jeszcze wymienili parę zdań, po czym każde poszło w swoją stronę zgodnie z zajęciami starszych, bo ci akurat mieli co innego. To prawda, że Han zamierzał zabrać się z Felixem pod pretekstem, ale fakt faktem nie zamierzał nawet przebywać z Hyunjinem w obecności Felixa, bo wiedział że Hwang będzie robił wszystko, żeby tylko zostać ze swoim chłopakiem sam na sam, więc Han był im tam zupełnie zbędny... Felix za to był zbyt dobroduszny i towarzyski, aby zwracać uwagę na takie zachowanie ukochanego, choć brunetowi nie chodziło o nic takiego, co Jisung sobie wyobrażał, że dwójka miałaby robić cały czas w łazience. Oni po prostu rozmawiali lub się przytulali, a w ostateczności dochodziło do niewinnego pocałunku...

Kiedy Lee dawno gdzieś zniknął za tłumem, Han już był w drodze pod sale, gdzie na wykład miał czekać stary dobry i kochany Christopher, znany też jako Chan. Pomimo że droga okazała się trochę dłuższa, szatyn dostrzegł, że powoli zmierza w dobrym kierunku. W końcu dostrzegł bruneta opierającego się o parapet. Tym razem ubrany był nieco lepiej niż wczoraj, bo w białą koszulkę i jasne dżinsy. Obok niego stał jakiś inny brunet, ale Jisung nie rozpoznał twarzy, ponieważ chłopak stał plecami do niego. Jednak to nie stanowiło problemu, bo Han był mistrzem zdobywania nowych znajomości i nie miał w sobie za grosz wstydu... Stąd też na luzie podszedł do ukochanego przyjaciela, który właśnie coś tłumaczył z zeszytu przed sobą, ale gdy dostrzegł kątem oka małego Jisunga, od razu zaśmiał się pobłażliwie i spytał:

- Czego dusza pragnie?

- Wiesz... - uśmiechnął się niewinnie - Akurat nie mam przy sobie kasy i...

- Dobra - westchnął. - Najwyżej opuszczę kawałek wykładu...

W tym czasie szatyn odruchowo i z ciekawości skierował wzrok na drugiego bruneta z nosem w zeszycie podarowanym przez Chana, a chwilę badając rysy twarzy chłopaka nagle go olśniło aż zawołał głośno:

- Minho!

Zaskoczony Bang od razu spojrzał na młodszego, nie rozumiejąc jego reakcji w ogóle. Z kolei kolega z roku niepewnie uniósł wzrok i spytał aksamitnym głosem:

- Co ja...? - dostrzegając tego pijanego nastolatka z wczoraj aż otworzył szerzej zaskoczone oczy.

- Chan, ty go znasz? - spytał Jisung zwracając się do wysportowanego bruneta.

- No pewnie, że tak - odpowiedział z uśmiechem - Minho to mój kolega. Często mamy razem zajęcia... - po chwili coś sobie przypomniał - To pewnie ty jesteś tym pijanym małolatem, który wypił kawę na jeden łyk! - zaśmiał się - Zresztą widziałem cię wczoraj u niego w restauracji...

- Pić mi się chciało no... - naburmuszony i speszony jednocześnie odwrócił wzrok.

- Nie masz kaca? - nagle spytał sam Minho.

- Jisung ma strasznie mocny łeb... - przyznał Channie kręcąc głową z wrażenia - Aż jestem w szoku ile ta mała bestia jest w stanie wypić...

- Zazdrościsz, bo sam jesteś w tym słaby - fuknął obrażony Han.

- Mam twój portfel... - zaczął niepewnie - Jisung, tak?

- Serio? - zainteresował się niższy.

- Kiedy wybiegałeś z restauracji, wypadł ci... Podniosłem go i zabrałem do domu. Chciałem się z tobą skontaktować, ale nie było tam żadnych danych kontaktowych...

- Być może to przeznaczenie, że się tu spotkaliście... - zawołał Chris z zalotnym uśmiechem - Tak jak wczoraj...

- Ale ty jesteś głupi... Ty i te twoje dziwne przekonania... - Han pokręcił głową pobłażliwie, po czym znów zwrócił się do Minho - Masz go teraz ze sobą?

- Niestety nie, nie chciałem go zgubić. Poza tym skąd mogłem wiedzieć, że cię tu spotkam.

- No przeznaczenie przecież! - wtrącił Chan wyraźnie rozbawiony.

- No bardzo śmieszne... - burknął Han. - To kiedy możesz mi go oddać?

- Mam dzisiaj krótką zmianę między 17. a 21., więc możesz wtedy przyjść i ci go oddam.

- Świetnie! A teraz... - chwycił starszego przyjaciela za rękę i spytał niemal jak małe dziecko - Idziemy?

- Dobrze, już... Spokojnie... - zaśmiał się chwytając torbę z parapetu.

- Właśnie... - nagle zmienił ton na podejrzliwy - A z kim się wczoraj spotkałeś?

- Jak to z kim? - zaśmiał się nerwowo - Z tobą przecież na przystanku.

- Mhm... - mruknął cynicznie. - A tak serio?

- No serio.

- Byłeś wczoraj na randce.

- Jakiej randce? - udał zaskoczenie. - Przecież ja nie mam czasu na randki! Mam strasznie dużo nauki... - porozumiewawczo zerknął na Minho, który właściwie znał całą prawdę i ledwo się powstrzymywał od wypowiedzenia jej na głos z odruchu. Ale ciekawość Jisunga wydawała się całkiem zabawna, dlatego postanowił sam podtrzymywać wersję Banga z niepowstrzymanym uśmiechem.

- Ja chyba w ogóle rzucę pracę, tak dużo nauki jest... - lamentował teatralnie.

- No widzisz, Jisung? - rzekł Chan z przejęciem - Nawet Minho nie daje rady. A co dopiero ja... A miałbym jeszcze się z kimś spotykać... Zastanów się.

- Nie wierzę ci ani trochę - stwierdził natychmiast. - Ale jestem głodny, więc chodźmy już po prostu coś zjeść...

- Chodźmy, ty ciekawska wiewiórko.

- Żebym ja zaraz nie zaczął nazywać cię tatusiem...

- Wiesz co ludzie by pomyśleli? - zaśmiał się.

- O to chodzi - posłał mu podstępny uśmiech.

Bang pokręcił głową z politowaniem, po czym po ojcowsku objął niższego ramieniem, a przy tym rzucił Minho wzrok żegnający, na co ten odpowiedział. Wtedy dwójka faktycznie poszła coś zjeść za pieniądze najstarszego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro