[3] Rozdział 14 "Kwiat miłości z pąków przyjaźni wyrosnąć musi"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Kiedy odrzutowiec stanął na pasie, Marinette poczuła ulgę. Pierwszy etap miała za sobą. Pozostało jedynie uratować Gabriela i uciekać od Kota, gdzie pieprz rośnie. W każdym razie taki miała plan.

Gdy wstała z siedzenia i przeciągnęła się, Adrien nagle zabrał głos.

- Nie mamy czasu. Załóż to na siebie.- powiedział, machając beżowym płaszczem marki Gabriel.

- Co?- wyrwało jej się.

Adrien wywrócił oczami.

- Biedronko, czy ja naprawdę muszę ci takie rzeczy tłumaczyć? Ja?- powiedział, wyciągając z kieszeni płaszcza wielkie, czarne okulary przeciwsłoneczne.- Nie możesz paradować po Pekinie w takim stroju.

- Chyba masz rację...- wymamrotała, wyciągając dłoń po płaszcz i okulary.

Kiedy tylko założyła swój „kamuflaż", odrobinę zdębiała.

- Ale dlaczego to pachnie tobą?

Adrien cały rozpromieniał.

- Znasz mój zapach!- stwierdził radośnie.

- Koty wydzielają bardzo specyficzny zapach.- podsumowała, dumnie podnosząc brodę i zapinając płaszcz.- To wysiadamy?

Adrien nie odpowiedział. Był na tyle „zgaszony" przez Biedronkę, że po prostu odsunął się lekko i ustąpił jej miejsca. Chwilę potem oboje byli już na świeżym powietrzu, lecz nie na długo. Po zejściu ze schodów od razu wsiedli w samochód z przyciemnionymi szybami. Marinette domyśliła się, że znowu byli to „ludzie Adriena".

Jechali dość krótko i w ciszy. Blondyn raz tylko burknął coś pod nosem o Chaoyang, a Marinette pozostawiła sobie w domyśle informację, że pewnie była to nazwa dzielnicy. Mniej więcej w połowie drogi Adrien otworzył okno po swojej stronie i, kompletnie się z tym nie kryjąc, zrobił zdjęcie jakiemuś posągowi. Ciemnowłosa tylko posłała mu zirytowane spojrzenie zdające się mówić: „jesteś nieodpowiedzialny".

Stanęli pod Ritan International Hotel tuż obok Świątyni Słońca. Naturalnie Marinette nie miałaby o tym pojęcia, gdyby nie Adrien, który tuż po wyjściu z auta zaczął robić zdjęcia niewyraźnej z tej odległości budowli i referować jej historię.

- Została zbudowana w XVI wieku i aż do upadku monarchii składano w niej ofiary Bogu słońca.- mówił wyraźnie podekscytowany.

- Wejdziemy do środka?- zapytała, poprawiając okulary na nosie.

- Już, już.- odparł.- Będziemy mieli widok na świątynię z pokoju. Cieszysz się?

Hotel ku zdziwieniu Marinette, która przyzwyczaiła się już do elektrycznych samochodów i prywatnych odrzutowców Adriena, wcale nie był jakiś wyjątkowo luksusowy. W ciszy podeszli do recepcji, gdzie blondyn po chińsku odebrał rezerwację. Na stoliku stał półmisek pełen obłędnie pachnących ciasteczek. Ciemnowłosa odruchowo wyciągnęła rękę po jedno.

- Uważaj, one są z wróżbą.- blondyn rzucił, po czym sam chwycił za ciasteczko. Jeszcze przeżuwając, przeczytał swoją karteczkę.- „Ten, kto boi się cierpienia już i tak cierpi na skutek strachu."

Przez twarz Adriena przebiegły jakieś bliżej nieokreślone uczucia. W jednej chwili przełknął całe ciastko, a karteczkę wcisnął głęboko w czeluści kieszeni. Marinette skrzywiła się. Postanowiła jednak nie drążyć tematu, więc rozwinęła swoją wróżbę.

- Eee... ale tu jest po chińsku.- powiedziała wyraźnie oburzona.

Blondyn zaśmiał się i wyciągnął rękę po karteczkę Biedronki.

- „Kwiat miłości z pąków przyjaźni wyrosnąć musi." O, no to to jakieś zagadkowe.

Dziewczyna wzruszyła ramionami. Sprawiała wrażenie kompletnie obojętnej na wróżbę, ale paradoksalnie zabrała ją Adrienowi z rąk i schowała do kieszeni płaszcza tak, jakby był to ważny skarb.

- Możemy iść już na górę?

- Jak sobie życzysz, gōngzhǔ.- stwierdził, teatralnym gestem ręki wskazując na windę.

Kiedy wsiedli do windy, Marinette odruchowo zdjęła okulary. Tymczasem Adrien westchnął głośno i przeciągle tak, jakby próbował zwrócić na siebie uwagę. Natychmiastowo zabrał głos, gdy ciemnowłosa spojrzała na niego.

- Znowu razem w windzie. – zamachał brwiami – Ostatnim razem nie dokończyliśmy naszej rozmowy.

- Jakiej rozmowy?- zapytała zirytowana.

- No wieeeesz... O windzie, kinematografii, Pięćdziesięciu twarzach Greya i takie tam.

- Kocie. Myślałam, że coś ustaliliśmy.- powiedziała, odwracając wzrok.

- Nie no, tak, tak.- odpowiedział szybko.- Po prostu nie lubię pozostawiać rzeczy niedokończonych, a i o kinie czasami dobrze porozmawiać. No to co sądzisz o scenie w windzie?- dodał, uśmiechając się szyderczo.

- Sądzę, że to nasze piętro.- rzuciła wymijająco, a sekundę później po windzie rozszedł się dźwięk sygnalizujący otwieranie drzwi.

- Znowu pokonany przez windę...- wymamrotał, osowiale ciągnąc za sobą walizkę.- To tego... te drzwi są twoje a te moje.

Uff, już się bałam, że będziemy współdzielić pokój, pomyślała z ulgą.

- Jak będziesz czegoś potrzebować, to dzwoń pod room service. Ewentualnie nie bój się puknąć mnie, do mnie, na mnie. Tak. To do zboczenia, zobaczenia, papa.- dodał, z impetem wchodząc do swojego pokoju.

Marinette mimowolnie zachichotała.

      Pokój był średniej wielkości. Pod lewą ścianą stało duże, niskie łóżko z przepięknie poskładanymi ręcznikami i paczką miętówek. Na przeciwległej ścianie wisiał spory telewizor, a pod nim znajdowało się małych rozmiarów biurko. Oprócz tego pokój był jeszcze wyposażony w szafę, lodówkę i sejf. Miał skromną łazienkę oraz balkon z nieprzysłoniętym widokiem. Jeszcze nim Marinette podeszła do okien, zauważyła świątynię słońca, o której Adrien wspominał.

Wreszcie mogła odetchnąć.

- Tikki, odkropkuj.- powiedziała zmęczonym głosem i opadła na łóżko.

Kwami chwilę później przysiadła na jej brzuchu.

- Ojej! Jesteśmy w Chinach!- krzyknęła radośnie.- Dawno mnie tutaj nie było!

Marinette głośno westchnęła. Bardzo nie lubiła, gdy Tikki wspominała swoją przeszłość, bo zawsze robiła to fragmentarycznie, a ilekroć granatowowłosa ją o coś zapytała, kwami stwierdzało, że nie może nic zdradzać.

- Za moich czasów nie było tutaj takich budynków.- czerwone stworzonko kontynuowało.- Ojej! A pod tą świątynią rozwijał się handel!- dodał, podlatując do szyby.- Najlepsze rybne przysmaki.

- Tak jak o tym mówisz... zrobiłam się głodna.- Marinette powiedziała, mimowolnie kładąc ręce na brzuchu.- Zamówmy coś.

Dziewczyna wyciągnęła rękę po telefon leżący na etażerce obok łóżka i leniwym ruchem nacisnęła numer drugi, pod którym krył się room service. Po kilku sygnałach ktoś odebrał.

- Room service.- powiedział po drugiej stronie słuchawki.

Marinette już składała język, aby złożyć zamówienie w języku angielskim, lecz nagle osoba, do której się dodzwoniła znów zabrała głos.

- Wǒ kěyǐ jiēshòu nǐ de dìngdān ma?

Ciemnowłosa zdębiała. Momentalnie nawet zapomniała oddychać. Dłoń mocniej zacisnęła na słuchawce, czując, że powoli ogarniała ją panika.

- Co ja mam zrobić?- pytała, rozhisteryzowanym głosem.- Ja nie umiem po chińsku!

Tikki zaśmiała się, podczas gdy Marinette była na granicy załamania nerwowego. Pięknie, teraz już nigdy tu nic nie zjem, potem umrę z głodu, Adrien odkryje moją tożsamość, wszystko się wyda, a on pewnie jeszcze zrobi pogrzeb za miliony dolarów i moim rodzicom będzie głupio, i co ja wtedy zrobię...

- Qǐng gěi wǒ yīxiē bǐnggān.

Ciemnowłosa otworzyła mocno zaciśnięte powieki i wcisnęła wzrok w zrelaksowane kwami, które właśnie złożyło zamówienie.

- Co ty zrobiłaś?

- Złożyłam zamówienie.

- Co?

- Ciastka!

Marinette zamrugała oczyma parokrotnie. No, chociaż nie umrę z głodu. Tylko trochę przytyję.

Pół wieczoru obie zajadały się ciastkami, przeskakując między kanałami w telewizji. Marinette większości z nich nie rozumiała, więc na dłużej zatrzymała się jedynie na stacji muzycznej. Kiedy była już najedzona, postanowiła wziąć prysznic. Woda podziałała na nią orzeźwiająco. Cały stres, który Marinette nagromadziła w sobie w ciągu dnia, nagle ulotnił się. Otulona ciepłym, hotelowym szlafrokiem postanowiła zaczerpnąć odrobiny świeżego powietrza. Zresztą panorama, na której widniała świątynia, wcale nie wyglądała źle. Dodatkowo niebo było już dość ciemne, ale jeszcze w różowo fioletowych tonach.

     Gdy wyszła na balkon, przyjemne chłodne powietrze otuliło jej rozgrzane po prysznicu ciało. Czuła się zrelaksowana. Spokojnym krokiem ruszyła wzdłuż balkonu, odkrywając, że był on naprawdę długi i szeroki. Zaciekawił ją też malutki stoliczek z dwoma siedzeniami na jego krańcu. Postanowiła tam przysiąść.

Kiedy dzieliły ją już dwa kroki od stoliczka, nagle zamarła. Kątem oka zobaczyła bowiem Adriena. Gorące dreszcze przeszyły jej ciało, wywołując gęsią skórkę. Z piskiem uciekła z powrotem do swojego pokoju, gdzie z impetem zamknęła balkon i zasunęła zasłony tak, aby nawet najmniejszy promień światła nie wpadł przez okno.

- A!- usłyszała nagle Adriena zza ściany.- Zapomniałem powiedzieć, że mamy wspólny balkon!

- Szkoda, że nareszcie.- wycedziła pod nosem.

- Byłaś o krok od zdradzenia swojej tożsamości!- Tikki krzyknęła piskliwie.- Jak się z tym czujesz?

- Wcale się nie czuję.- wymamrotała, opadając na łóżko. 

Wczoraj napisaliśmy ostatni rozdział, którego akcja dzieje się w Chinach. Takiej mieszanki emocji nie czuliśmy dawno. Rozpacz i radość naraz XD Już nie możemy się doczekać aż to przeczytacie >:D

Mini zwiastun:

Rozdział 15 "Ten, kto boi się cierpienia już i tak cierpi na skutek strachu" 

"Ciężkim krokiem podszedł do okna. Było koło dziewiątej wieczorem. Wiedział, że nie zmruży oka nawet na moment, jeżeli z Nią nie porozmawia. Poza tym prawdopodobnie i tak nie byłby w stanie powstrzymywać się przez całą noc. Za bardzo wszystko w nim buzowało." 

Co ten Kot odwali?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro