Rozdział XVII- Zwerbowani

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- White, Potter, do mnie!- krzyknęła Profesor Hooch wchodząc na Wielką Salę.
Dziewczyny popatrzyły na mnie pytającym wzrokiem, ale sama nie do końca rozumiałam co się dzieje. Wstaliśmy i razem z Jamesem udaliśmy się do Pani Profesor.
- Co się dzieje Pani Profesor?- zapytałam zdziwiona.
- Właśnie, dlaczego nas Pani wzywała?- wyraz twarzy Jamesa oznaczał równie duże zdziwienie.
- Zostaliście zwerbowani.- zaczęła, jednak James jej przerwał:
- Do drużyny!- krzyknął.
- Tak do drużyny, ale jeszcze jeden wyskok i z niej wylecisz szybciej niż zdążysz powiedzieć quidditch.- popatrzyła na chłopaka morderczym wzrokiem.
- Proszę Pani, a na jakich będziemy grać pozycjach?- zapytałam podekscytowana.
- Ty ścigająca, Potter szukający.- lekko się uśmiechnęła i poszła.
- James, spełniło się nasze marzenie!!- wrzasnęłam do chłopaka.
- Nie wierzę!- krzyknął, po czym się przytuliliśmy. W tym momencie zapomnieliśmy o naszej kłótni, liczyło się tylko to, że jesteśmy w drużynie. Lily oczywiście do swojego pytającego wzroku dorzuciła trochę jadu ,,No chyba nie on".
Zadowoleni wróciliśmy do stołu i zaczęliśmy wszystkim opowiadać co właśnie się stało. Nagle do stołu podszedł Gryfon z 6 klasy- Robert Lukas- kapitan drużyny Gryffindoru.
- White, Potter, po śniadaniu do mnie, będę czekał przed salą.- powiedział po czym wrócił do swojego stołu. Nie posiadałam się z radości, to było piękne. Dokończyłam jeść swoją jajecznicę i wybiegłam z Sali, za mną biegł już Potter.
- Pierwszy trening jutro o 7.- powiedział Lukas- nie spóźnić się, jutro wam wszystko wytłumaczę.- rzucił na do widzenia i odszedł.
- O Boże to się dzieje naprawdę!- teraz nie mogłam się już doczekać następnego dnia.
Razem z Jamesem wróciliśmy do dormitorium gdzie siedzieli już nasi znajomi czekając na nowiny.
- I co i jak?- wyrwała się Pamela.
- No jesteśmy w drużynie.- James wypiął dumnie pierś.
- Tak jak marzyliście?- zapytał Remus.
- Dokładnie tak.- uśmiechnęłam się przenosząc wzrok na Lily.
- I będziecie mieć dużo mniej czasu wolnego.- powiedziała rudowłosa z zawiedzioną miną i żalem w głosie.
- To też prawda.- James jakby na chwilę posmutniał.
- Ale będziemy go w całości wykorzystywać dla was.- starałam się rozluźnić atmosferę.
Lily wymamrotała coś pod nosem, ale nie usłyszałam co. Pamela spojrzała na mnie lekko bezbarwnie, ale wciąż ciesząc się moim szczęściem. Syriusz miał jeszcze do dyspozycji Remusa ale obydwoje wiedzieli, że będzie jednak trochę inaczej. Peter, ee co mógł robić Peter, po prostu nadal jadł. Lily wyszła na Błonia razem z Silver, która też już o wszystkim wiedziała i zdążyła mi pogratulować. Ja usiadłam na parapecie wpatrując się w smętne strugi deszczu na oknie. Usłyszałam za sobą głos Pameli.
- Oj kochana, tak się cieszę, że dostałaś się do drużyny, przecież tak o tym marzyłaś.- dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.
Od pewnego czasu byłyśmy tak blisko jak z Lily, czasami może nawet bliżej.
- Tak, bardzo się cieszę, a jak James?- zapytałam wskazując głową w stronę sypialni chłopców.
- On nie posiada się z radości, o quidditchu zaczął gadać jak mieliśmy po 3 lata.- zaśmiała się.
Zeskoczyłam z parapetu i udałam się razem z przyjaciółką do Lily i Silver na Błonia.
Była niedziela, wszyscy leniuchowali i starali się nie uczyć za dużo tego dnia. Nawet Panna Evans prymuska szkoły zrobiła sobie tego dnia wolne. Doszłyśmy z Pam nad jezioro, Silver od razu się na mnie rzuciła;
- Jestem taka dumna, tak bardzo się cieszę.- przytuliła mnie mocno.
- I ty się uważasz za aspołeczną osobę?- prychnęłam również ją przytulając.
- Ee tak.- wszystkie cztery się zaśmiałyśmy.
Siedziałyśmy na Błoniach jeszcze kilka godzin po czym wróciłyśmy do zamku. Po drodze spotkałyśmy chłopców, widocznie coś kombinowali.
- Tylko nie straćcie wszystkich punktów naszego domu!- rzuciła Pamela kiedy obok nich przechodziłyśmy.
- I nie dokuczajcie Severusovi!- dodała Lily.
- I zachowujcie się trochę bardziej poważnie.- mruknęła Silver.
Wybuchnęłyśmy niekontrolowanym śmiechem. Reszta dnia minęła spokojnie i nawet nie spostrzegłam się kiedy
nadeszła 21;
- Czas iść spać.- powiedziałam leniwie, kładąc się na łóżku.
- A od kiedy ty chodzisz tak wcześnie spać?- zapytała Pam unosząc jedną brew.
- Od... Dzisiaj.- uśmiechnęłam się.
Pamela chyba nadal nie do końca rozumiała co mam na myśli.
- Trening.- wymamrotała Lily podnosząc głowę ponad książką.
- Ahh no tak.-Pam rozłożyła się na swoim łóżku.
Już miałam iść spać, kiedy do pokoju ze świstem wpadła Kai z listem, najprawdopodobniej od rodziców. Wczoraj napisałam im o drużynie.
- Od rodziców.- rzuciłam widząc pytające spojrzenia obu przyjaciółek. Oprócz nas w sypialni nie było nikogo. Dorcas siedziała gdzieś z Marleną, a Alicja grała z Frankiem w karty w Pokoju Wspólnym, od Walentynek dogadują się jeszcze lepiej niż wcześniej.
- Piszą, że są bardzo dumni i wiedzieli, że się uda.- powiedziałam z uśmiechem i położyłam się spać gasząc swoją lampkę.
Rano obudziłam się o 6.10, za oknem unosiła się gęsta mgła i widoczność była ograniczona. Szybko ubrałam się w dresy, bluzę i założyłam buty, które dostałam od rodziców na Święta i zeszłam do Pokoju Wspólnego. Było bardzo cicho i byłam pewna, że James jeszcze śpi. Weszłam na palcach do ich sypialni, wszyscy spokojnie spali. Frank rozłożył się na całym łóżku, Peter wtulił się w poduszkę, Remus był dziwnie idealnie ułożony, Syriusz praktycznie w połowie spał na podłodze, a James miał nogi na poduszce, a głowę pod kołdrą. Na ten widok ledwo powstrzymałam nagły niekontrolowany śmiech. Podeszłam do Jamesa i podniosłam mu kołdrę z twarzy. Kilka razy poklepałam go po głowie;
-CZAS WSTAWAĆ!-krzyknęłam w końcu, bo nic innego nie działało.
Chłopak wstał otarł oczy i założył okulary;
- O Lara to ty, która godzina? -zapytał zaspanym tonem.
- 6.20. Mamy 40 minut, a teraz się ubieraj i lecimy na śniadanie.- walnęłam chłopaka po głowie i wyszłam. Zszedł na dół po kilku minutach i razem udaliśmy się na Wielką Salę. Po skończonym śniadaniu, mieliśmy jeszcze kilka minut. Pospiesznie udaliśmy się na stadion quidditcha. Była tam.. Silver?
- Co ty tu robisz? -zapytałam na dzień dobry.
- No a co mogę tu robić?- uśmiechnęła się.
- Jesteś w drużynie?- podłapał James.
- No wczoraj wieczorem okazało się, że ja też jestem.- dziewczyna była widocznie zadowolona.
- No ale przecież my dzisiaj mamy trening, Lukas wynajął boisko, a ty jesteś w Slytherinie.- James pokiwał przecząco głową.
- Tak, ale chciałam powiedzieć Larze i nic Ci do tego czubku.- Silver jako niezależna kobieta nie przyjmowała się uwagami Pottera.
- Dzięki kochana!- przytuliłam ją
i pogratulowałam.
- To do zobaczenia na meczu!- krzyknęła po czym wróciła do zamku- idę spać mam dopiero na trzecią lekcję.- powiedziała na do widzenia i zniknęła za drzwiami.
- White, Potter do mioteł i na boisko. Znacie zasady prawda?- Lukas obdarzył nas krzywym uśmiechem.
- Oczywiście, że znamy.- w tej sprawie byliśmy zgodni.
Lukas przedstawił nas reszcie drużyny, byliśmy najmłodsi. Zawodnicy wydawali się bardzo mili i każdy ciepło nas powitał.
- Ja gram jako obrońca.- powiedział Lukas i udał się na swoją pozycję.
Ja podleciałam na kilkanaście stóp i czekałam na kafla. Był w naszym posiadaniu, więc trzeba było czekać na podanie. I wtedy go dostałam, wzbiłam się wyżej, wyżej, a potem w dół, pętelka i goool.
- Bardzo dobrze!- krzyknął Lukas.
- Świetnie!- dodała Jannie moja współścigająca.
Podleciał do mnie Potter i również pogratulował. Jemu udało się złapać znicza po 50 minutach i wtedy zakończył się trening. Pokochałam quidditcha jeszcze bardziej i nie wyobrażałam sobie więcej życia bez treningów. Następne dni mijały spokojnie, pierwszy mecz przypadał nam dopiero po Nocy Duchów, więc było luźno. Lily miała rację, miałam coraz mniej czasu, a musiałam się jeszcze uczyć. Starałam się jednak rozłożyć czas równomiernie. Zbliżał się przedostatni dzień października, byłam pewna, że nic się nie wydarzy, jednak bardzo się pomyliłam, naprawdę bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro