~Rozdział 3~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Białowłosego obudziły mocne promienie słońca padające na jego zmęczoną twarz. Przetarł zaspane oczy i podniósł do siadu. Rozejrzał się i zorientował się, że to nie jest jego pokój. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w progu stał Riccardo z śniadaniem na tacce.

— Wyspałeś się? — spytał, stawiając tackę na biurku.

Terry nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak się tu znalazł.

— Jak... Jak ja?... — zapytał bramkarz.

— Usnąłeś, gdy cię przytulałem... Nie miałem serca cię budzić, więc po prostu przeniosłem cię na łóżko, a sam spałem w pokoju taty. — Wzruszył ramionami Riccardo. — Wszystko w porządku? Może zmienię ci opatrunki na brzuchu?

Terry popatrzył na niego lekko wystraszony. Przypomniał sobie co się wczoraj stało. I stwierdził w myślach, że był głupcem, że tu przyszedł. Brunet podszedł do łóżka i usiadł obok zamyślonego białowłosego. Położył mu rękę na ramieniu.

-— Co się stało? Byłeś cały we krwi, trochę się zmartwiłem... Wiesz, że możesz powiedzieć...

Bramkarz właśnie tego się obawiał. Tłumaczeń. Ale prędzej czy później i tak musiałby wyznać mu prawdę... Westchnął tylko i spuścił wzrok.

— Obiecaj, że nie będziesz mnie oceniał i... I nie zdradzisz mojego sekretu, nikomu... Zwłaszcza policji... — mruknął Terry, odchylając głowę do tyłu.

— Nooo, dobrze... Obiecuję... Mów już, co się stało?

Białowłosy westchnął.

— Otóż... U mnie w domu ciężko z kasą... W sensie, wiem, że graliśmy w reprezentacji, ale przez moją wysoko prestiżową szkołę ledwo starczy na rachunki... Niby mógłbym zmienić ją, ale nie chcę zawieść ojca, więc znalazłem sposób, żeby zarabiać więcej... Dzięki temu jakoś utrzymujemy się w tym świecie.

Riccardo kiwnął głową.

— Jestem płatnym zabójcą i wczoraj zabiłem swoją matkę — powiedział Terry na jednym wydechu. Riccardo pewnie by się śmiał, gdyby nie to, że w ogóle go zatkało. — Proszę, odpowiedz coś...

— Ja... Serio? Naprawdę zabiłeś swoją matkę?... — spytał brunet.

— Mhm... Tata wie co robię, to było zlecenie bez płacenia...

Napastnik połączył kropki.

— Ojciec kazał ci zabić matkę? — zapytał pianista.

— Tak... Gdy zobaczyłem jej martwe ciało nie wiedziałem co zrobić... Po prostu jakoś tak wyszło, że przybiegłem do ciebie... Cholera, co ja zrobiłem?... — Białowłosy był załamany.

Zabił swój strach, zabił matkę, która była jego potworem. Ale teraz boi się siebie... Riccardo nie mówił. Niepotrzebne były słowa. Liczyły się gesty. Brunet przytulił chłopaka i szepnął pocieszającym tonem:

— Wiem, że może i zboczyłeś na złą drogę, ale dasz radę, wiesz? Bo jesteś silny — stwierdził Di Rigo. — Jakim czynem twoja matka zasłużyła na śmierć?

— Czy katowanie i wymaganie zbyt wiele to jest powód?

Wtedy jakby napastnika coś trafiło prosto w serce. Zakuło. Boleśnie wbiło się i nie mógł tego wyciągnąć. Zesztywniał, a jego ciało całe się spięło. Dlaczego tak zareagował? Bo doskonale wiedział co czuje jego kolega. Sam przez to przechodził. Sam musiał walczyć o uwagę matki i sam robił dla niej wiele. Zbyt wiele. Wtedy Riccardo połączył kropki. Jego matka pojechała do przyjaciółki. Ale na pewno nie to matki Terry'ego, bo jechała aż do Korei. Ale... Mówiła kiedyś do taty, że musi odwiedzić swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, Ginnę Archibald... Czyli... Czyli one się znają... Dlatego chłopaki mają takie samo okrutne, wymagające życie. Riccardo w końcu się opanował. Przytulił Terry'ego do swojego torsu i westchnął.

— Tak, to jest powód. Wiem co czujesz, uwierz — szepnął napastnik.

— Dziękuję, Ricc... Bez Ciebie... — zaczął. — Nie wiem co bym ze sobą zrobił... Mam tylko ciebie i ojca... W zasadzie to tylko z tobą mogę normalnie pogadać... — zwierzył się.

Brunet kiwnął głową.

— Pamiętaj, że zawsze jestem jakbyś chciał pogadać... I jakby co... I jakby co to też jesteś jedyną osobą, z którą mogę normalnie pogadać... — mruknął Ricc.

— Miło mi to słyszeć — zaśmiał się cicho białowłosy.

— Zjesz to śniadanie? — spytał Di Rigo z uśmiechem.

— Zjem. — Terry kiwnął głową na zgodę.

Riccardo podał mu talerz z naleśnikami, a sam zaczął powoli jeść swoją porcję. Terry też jadł, ale oboje nie wyrażali żadnej chęci, żeby to robić. Bo ich matki zawsze powtarzały, że nie mogą tyle jeść, bo będą grubi, a dziewczyny nie lubią grubych facetów. Tak im wmawiano. Wmawiano okrutne kłamstwa. Dlatego chłopcy zjedli tylko połowę tego co mieli na talerzu. Nie komentowali tego. Riccardo powiedział, że Terry może wybrać sobie coś z jego szafy i poszedł na dół odnieść talerze. Białowłosy zaś podszedł do szafy bruneta i znalazł dla siebie bardzo za dużą bluzę bruneta i jego szerokie, najdłuższe spodnie. Ubrał się w te rzeczy i przejrzał w lustrze. Nie wyglądało to najgorzej, ale wolałby swoje ubrania. Chociaż... Te pachniały Riccardem... A on lubił jego i jego zapach... Do pokoju wszedł Riccardo i spojrzał na bramkarza. Brunet mimowolnie parsknął śmiechem.

— Wygodne, co? — zaśmiał się, siadając przy biurku.

— Spierdalaj — fuknął Terry.

Pianista znowu prychnął śmiechem i otworzył podręcznik do historii. Wyjął też zeszyt i rzeczy do notowania. Białowłosy patrzył zdziwiony na poczynania bruneta.

— Co ty robisz? — zapytał zszokowany.

— Będę się uczył, dla uwagi matki... — mruknął Ricc i zaczął coś notować w zeszycie skupionym wzrokiem sunąc po podręczniku i zagryzając dolną wargę.

Terry westchnął i usiadł na podłodze opierając się o szafkę pod biurkiem. Popatrzył na górującego nad nim Riccardo.

— W wakacje? Trochę przesada, nie musisz się tak katować — szepnął bramkarz.

— Robię to, żeby móc wychodzić z domu. Nie chce mnie wypuszczać z domu, bo nie jestem wystarczający. Więc będę, kurwa, wystarczający!

Białowłosy spojrzał na niego i westchnął.

— Nie. Odpocznij — nalegał zabójca. — Zagraj na pianinie, pograj w piłkę, poczytaj książkę... Ale nie katuj się dla matki. Nie warto, Ricc.

— Ja... — Riccardo był w szoku zmartwieniem Terry'ego. — No... Dobrze. Możemy pójść na boisko, ale jak moja matka wróci i tak będę zakuwał — mruknął.

Bramkarz pokiwał głową.

— W porządku, ale póki jej nie ma odpoczywaj, korzystaj z wakacji, korzystaj z tego, że jesteś wolny. Bo jesteś i nikt nie ma prawa Ci tej wolności odebrać — zapewnił Terry.

— Ja... Dziękuję Ci, Terry... Bardzo dużo dla mnie robisz i jestem ci za to wdzięczny...

— Będzie dobrze.

Te ostatnie dwa słowa sprawiły, że w ich obu coś pękło. Czara goryczy się przelała, oboje wiedzieli, że ich drogi nie skrzyżowały się bez powodu. Los tak chciał, ale... To było pewne, że tę dwójkę połączą bardzo silne więzi. Bardzo silne uczucia będą ich trzymały przy sobie... Będą...

Dla siebie...

---------------------------------------------------------

Hejkaaa! No to mamy w końcu wyczekiwany rozdział! Wybaczcie, że tak długo, ale wena nie trzymała się przy mnie, mam jeszcze swoją autorską książkę i jakieś tam obowiązki, więc jakoś tak wyszło, ale teraz postaram się być teraz bardziej regularna!

Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy! 🔥❤️🏀⚽

(1000 słów ♥️)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro