Fabryka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez ponad 2 godziny przemierzałam fabrykę zabawek Bendy.

Nie wiem jak ale obudziłam się na podłodze, a na sobie miałam strój pracownika fabryki a koło mnie leżała sikiera.


Już mnie troszke nuszki bolały, ale musiałam znaleźć kogoś żeby pomógł mi się z niej wydostać.

Co kilka kroków musiałam walczyć z potworami z atrametu albo ich unikać.
Nigdzie nie mogłam znaleźć wyjścia, aż przypomniał mi się piosenka Losing My Mind. ( super polecam)

Już nie miałam siły i wręcz padlam na kolana.

Nigdy nikogo nie znajdę..... tu nikogo nie ma oprócz tych atrametowych idiotów...- powiedziałam do siebie siadajac na podłodze.

Nie dość że jestem zmęczona a do tego głodna a tego czegoś w puszkach nie będę jadła.

No cóż po 5 min odpoczynku wstałam  i ruszyłam dalej.

Po chwili zobaczyłam na ziemi całkiem spore jeziorko atrametu.
Chcąc nie chcąc weszłam do jeziorka atrametu.

Oby nie było tego idioty, oby nie było tego idioty..- powtarzają do siebie rozglądajac się wokół z siekierą w ręku.

Ale oczywiście na moje nie szczęście wyskoczył mi przed ryjem.

W grze wyglądał na małego a tu miał z 2-3 metry.
Nie chcąc zostać złapana zaczęłam przed nim spiprzać i szukałam miejsca gdzie mogłam się ukryć.

Biegnoac zauważyłam jakąś pracownię,  wbieglam szybko zamykając za sobą drewniane drzwi.

Przełożyłam ucho do drzwi i nasluchiwałam czy potwór mnie już mnie nie goni. Odetchnełam z ulgą jak nic nie usłyszałam.

Po chwili zorietowałam się że nie jestem sama w pomieszczeniu.

Przed demną stał wysoki mężczyzna, jego skóra była żółta jak w kreskówce. Nosił na sobie brązowy melonik a no nosie miał okulary pokryte atramentem. Ubranie podobne do mojego tylko z brązową koszulą.

Kim jesteś... nie poznaje cie... nie wyglądasz jakbyś tu pracowała..- krzyknął brązowo włosy. Co dziwne miał głos jak Jack i reszta Ego.

Em.. jestem Pati... Pati Furia...- powiedziałam podnosząc się z ziemi.

A jak się tu znalazłaś...- zapytał.

Sama nie wiem po prostu, obudziłam się na podłodze i próbowałam znaleźć kogoś kto pomoże mi się wydostać z tej fabryki ale co chwilę spotykałaś ge potwory z atrametu...- powiedziałam.

Powiem ci tak Pati.. stąd nie ma ucieczki ci który próbowali już dawno nie żyją, zostali złapani przez potwory.... ja zostałem.
Potrzeba by cudu żeby się stąd wydostać...?- powiedział siadajac na krześle poprawiając swoje okulary.

Podeszłam bliżej niego.

Mogę spytać jak masz na imię..?- zapytałam.

Chlopak spojrzała na mnie.

Nazywam się Shwan Flynn... miło Cię poznać..- powiedział podając mi rękę.

Miło cię poznać Shawn...- powiedziałam z uśmiechem.

A wracając na prawdę.. prawie wszyscy próbowali się z stąd wydostać... może wiedziałeś jakiej wyjście przed tym wszystkim..?- zapytałam.

Niestety nie..- odpowiedział krótko.

Kurdę... gdy bym jeszcze pamiętała co ja tu robię było by super.... jeżeli to sprawka Marvina to co zatłukę....- powiedziałam do siebie.

Kim jest Marvin...?- zapytał.

Podniosłem wzrok na niego.

Marvin jest moją rodziną... jest w pewnym sensie magikiem... i chyba on mnie tu wysłał...- powiedziałam drapiąc się po karku.

Słuchaj Pati.. jeżeli chcesz się stąd wydostać... musisz pokonać tego który sprawuje tu kontrole...- powiedział Shawn.
Ale sami nie damy rady.. ma swoją armię.

Jak ich pokonać...?- zapytałam.

Załamać na nich coś czeskiego albo coś z wielką siłą musi w nich uderzyć...- powiedział.

Hmm.. może dałabym radę uderzyć w niego.. ale nie wiem jak moje ciało na to zareaguje..- powiedziałam robiąc zamyslaną mnie.

Co masz na myśli...- powiedziała ale w tym momecie stanął jak wryty gdy zobaczył jak stylu wyrosły mi moje skrzydła i ogon.

Okey już nic mnie nie zaskoczy.. - powiedział poprawiając okulary.

Ruszyliśmy przed siebie, co chwilę walczyliśmy z tymi atrametowymi potworami. Shawn walczył sikirą którą mu dałam a ja sama walczyłam.

W końcu dotarliśmy do czegoś podobnego do kolejki, wsiedlesmi i zaczęło jechać powoli.

Okey... musimy być ostrożni... może być więcej...- powiedział.

No dobra..- powiedziałam.

W końcu dojechaliśmy czegoś w podobie sali, wysiedliśmy z wagonika i rozejrzalusmy się.

Nikogo nie było, tylko pusta sala z dużymi obrazami na ścianach.

Po chwili usłyszeliśmy głośny huk jak by coś wydarzyło drzwi.
Odwrucilismy się do tego czegoś i nas wryło w podłogę.
To coś wyglądało jak Borys tylko w większości było podobne do maszyny. Zamiast oczu miał iksy.

Borys...- powiedział cicho Shwan podchodząc do niego.

Szybko wzielamcgo za rękę i odciagnelam to od niego.

SHWAN TO NIE JEST TEN SAM BORYS!!- krzyknęłam do niego ale on próbował mi się wyrwać.

Nie zostaw mnie, ja muszę mu pomóc..- krzyknął płacząc przy okazji.

Odciagnelam go na bezpieczną odległość a sama zdjęłam się Borysem.

No nie powiem był silny, już nie dawałam rady go utrzymać w miejscu. W końcu rzucił mnie na ścianę. Shawn to zauważył i z trudem walczył z swoim dawnym przyjacielem.

W końcu udało mu się to pokonać z moja pomocą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro