III
Z ciekawością rozejrzałam się po niewielkim pokoju. Ściany były pokryte czarnym materiałem, a podłoga miękkim dywanem. Jedynym źródłem światła były świece, rozmieszczone na praktycznie każdej wolnej przestrzeni. Większość z nich była chyba zapachowa, co razem tworzyło dość... interesujący zapach. W rogu pomieszczenia stało krzesło, a na środku dwie pufy i niski stolik.
Materiał odsunął się w jednym miejscu i do pomieszczenia weszła Przepowiadaczka.
Muszę przyznać, że wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. W mojej głowie żył obraz zgarbionej, zasuszonej staruszki z laską, z oczami zasłoniętymi bielmem i wykręconymi artretyzmem palcami.
Do pokoju weszła kobieta pod trzydziestkę o delikatnej, wręcz subtelnej budowie i czarnych włosach. Była dość wysoka, więc sukienka sięgała jej tylko do połowy łydki. Na oczach miała zawiązaną szarą przepaskę. Między jej obojczykami dostrzegłam Monetę z wygrawerowaną książką.
Podeszła do nas delikatnie stawiając bose stopy na dywanie. Zatrzymała się troszeczkę za blisko.
— Mogę zapytać, kto przyszedł?
— Nazywam się Anelika, a to moja córka Gizela. Przyszła na swój rytuał Przepowiadania.
— Rozumiem. W takim razie zapraszam panią tutaj, a panienkę Gizelę tu.
Moja matka usiadła na wskazanym krześle w rogu, a ja podążyłam za Przepowiadaczka w stronę puf na środku.
Kobieta usiadła w siadzie skrzyżnym.
— Dobrze Gizelo, masz jakieś pytania zanim zaczniemy? — zwróciła głowę mniej więcej w moim kierunku.
— Hmm... Jak w ogóle wygląda rytuał Przepowiadania?
— Można powiedzieć, że jest podzielony na dwie części. Pierwszą jest odczyt z ręki — czyli po prostu, odczytam linie na twoich dłoniach. Druga to odczyt liczby żyć — na jego temat powiem ci więcej później. Wszystko rozumiesz, możemy zacząć?
— Raczej tak — potwierdziłam niepewnie.
— Dobrze. Możesz podać mi swoją rękę?
Wyciągnęłam prawą dłoń do Przepowiadaczki. Kobieta chwyciła ją, przejechała po niej palcem i powiedziała:
— Nie. Najpierw lewa.
Wysunęłam w jej stronę lewą dłoń. Przepowiadaczka chwyciła ją i zaczęła przesuwać po jej wnętrzu kciukiem.
— Na twojej lewej dłoni znajduje się to, co było ci pisane. — Na chwilę zamilkła i wodziła palcem po mojej dłoni. — Masz bardzo długą linię życia, długą i spokojną. Linia miłości jest dość krótka i... jakby nieprawdziwa. Jakby miłość, którą kogoś obdarzysz, była fałszem. — Przełknęłam ślinę. — Ale za to masz mocną linię mądrości, posiądziesz dużą wiedzę i... bardzo mało linii zmartwień. Sielanka — wykręciła moją rękę tak, że mały palec znajdował się u góry. — Hmm... ani jednego ważnego związku z mężczyzną.
Przepowiadaczka wyciągnęła rękę i chwyciła moją prawą dłoń.
— Na prawej dłoni jest to, co swoimi decyzjami wypracujesz sobie w życiu. Hmm... dziwne. Czuję, że w niedalekiej przyszłości staniesz przed ważną decyzją. Ta decyzja będzie miała wpływ na wszystko. Będziesz mogła albo podążyć przeznaczoną ścieżką albo pójść w drugą stronę. — Przepowiadaczka zmarszczyła brwi. — Nie będzie to jednak łatwy wybór. W alternatywie masz o wiele słabszą, wręcz przerywaną linię życia — możesz być kilka razy zagrożona śmiercią. Linia mądrości jest słabsza, więc twoja wiedza będzie mniejsza, ale twoja mądrość na tym nie ucierpi. — Przepowiadaczka na chwilę zamilkła i uśmiechnęła się tajemniczo. — Masz bardzo wyraźną linię miłości i dwa ważne związki z mężczyznami. Twoje życie miłosne będzie dość burzliwe i pełne trudnych wyborów. Masz o wiele więcej linii zmartwień. — Przepowiadaczka puściła moją dłoń i położyła ręce na kolanach. — Cóż, powodzenia.
Przełknęłam ślinę.
— Dobrze, teraz wezmę tą igłę — Przepowiadaczka podniosła do góry mała, srebrną igłę. — Nakłuję twój palec i upuścimy trochę krwi do tej miseczki — wskazała płytką miskę w rogu stolika wypełnioną w połowie mlecznobiałym płynem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie jej słów i okrył mnie zimny pot. Przepowiadaczka z zastanowieniem ścisnęła nadgarstek prawej ręki, którą wciąż trzymała. Poczułam nagłą chęć wyrwania jej dłoni.
— Puls ci skoczył. Boisz się igieł?
— Ja... nie. Po prostu... jakby... — ogarnięta paniką nie umiałam znaleźć słów. — Zawsze bardziej odczuwałam dotyk i ból. Zwykłe szturchnięcie w ramię jest dla mnie nieprzyjemne, o nakłuciu taką igłą już nawet nie wspomnę. — Spuściłam wzrok w dół, zażenowana.
— Hmm, rozumiem. Gizelo, częścią mojej pracy jest sprawienie, abyś przeszła przez rytuał na spokojnie, bez stresu. Więc moim zadaniem jest teraz sprawienie, aby wkłucie było jak najbardziej bezbolesne. W porządku?
Kiwnęłam głową, po czym przypomniałam sobie, że Przepowiadaczka mnie nie widzi, więc potwierdziłam na głos.
— Dobrze, niech pomyślę... masz jakieś miejsce, w którym się relaksujesz? Takie, w którym czujesz się bezpieczna, spokojna...
Zastanawiałam się dokładnie dwie sekundy.
— Las.
— Las? Masz na myśli jakiś konkretny las czy tak ogólnie? — dopytała.
— Myślę, że bardziej ogólnie. Zawsze lubiłam siadać pod drzewem i słuchać.
— Dobrze. — Przepowiadaczka wyprostowała się i zastygła w skupieniu. — Zamknij oczy i wyobraź sobie, że idziesz leśną ścieżką. Dookoła jest bardzo dużo drzew, wysokich drzew.
Zamknęłam oczy i spróbowałam się odprężyć, znaleźć na leśnej ścieżce, którą zawsze chodziłam.
— Słyszysz ćwierkanie ptaków i szum drzew, czujesz dotyk trawy pod stopami. Siadasz pod drzewem i wsłuchujesz się.
Starałam się. Naprawdę się starałam, żeby usłyszeć ptaki i drzewa, zobaczyć trawę pod powiekami. Ale i tak, gdy Przepowiadaczka wbiła igłę w mój palec, wizja lasu rozprysła się na kawałki, a mi wymsknął się krótki, stłumiony krzyk.
— Spokojnie Gizela, spokojnie, już po wszystkim — Przepowiadaczka usiłowała mnie uspokoić, jednocześnie przesuwając moją dłoń nad miskę. Kilka kropel krwi upadło do naczynia.
Zacisnęłam powieki i wzięłam kilka głębokich oddechów. Po chwili ból zelżał do poziomu, który dało się zignorować.
Ponownie otwarłam oczy i przyjęłam od Przepowiadaczki kawałek materiału, który przycisnęłam do palca. Skupiłam wzrok na misce. Przepowiadaczka przesunęła ją na środek stolika i zastygła z dłońmi nad naczyniem.
— Z krwi można odczytać o wiele więcej niż liczbę żyć. O wiele, wiele więcej niż z dłoni — przerwała na chwilę, poruszając leniwie rękami. Nagle zastygła. — Zbliżasz się do rozstajów, na których będziesz mogła wybrać jedną z dwóch dróg, diametralnie od siebie różnych. Jedna z nich, ta, która jest ci pisana, jest spokojna i bezpieczna. Powiedzmy... cicha. Wręcz sielankowa. Raj. Ale jest... — przez chwilę szukała słów. — nietrwała. Jak kartonowa dekoracja. Pięknie pomalowana, ale byle podmuch może ją przewrócić. Obrócić w pył.
Na chwilę przerwała, nie przestając powoli poruszać rękami.
— Druga z dróg... tu jest ciekawiej — skomentowała. — Widzę... przyjaźń, prawdziwą przyjaźń, ale widzę tez zdradę przyjaciela. Miłość. Zdecydowanie dużo miłości. I to prawdziwej i szczerej. Widzę wzloty i upadki, małe porażki i zwycięstwa. Widzę... śmierć. — zastygłam w bezruchu. — Ta ścieżka jest... prawdziwsza, jak... ściana z cegieł. Nie tak łatwo ją rozwalić.
Na chwilę zamilkła. Nagle jej głowa gwałtownie odgięła się do tyłu, a jej głos stał się bezbarwny.
— Widzę po każdej stronie miski, w jakiej wszyscy jesteśmy, spotykającą cię tragedię. Kiedykolwiek, gdziekolwiek, z kimkolwiek. Nie możesz temu uciec.
Jej głowa z głośnym chrupnięciem wróciła do pierwotnej pozycji.
— C-co? Jakiej miski? O co chodzi? — spytałam zdezorientowana.
— Miski? O czym ty mówisz, Gizela? Nie rozumiem.
Nie rozumie? Nie pamięta o czym mówiła, czy... kłamie?
— Nieważne — szybko ją zbyłam, mając nadzieję, że nie zauważy mojej konsternacji.
— Hmm... okej. — przekręciła rękę, którą trzymała nad miską. — Już czas. Obserwuj krew.
Moje myśli natychmiastowo wróciły do mojej liczby żyć i miski przede mną. Wpatrywałam się w naczynie, coraz bardziej się stresując.
Krew wirowała w naczyniu coraz szybciej i szybciej, a w końcu utworzyła liczbę. Liczbę moich żyć, z mojej krwi.
Liczbę jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro