XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poprawiłam wiązanie torby i przerzuciłam ją na brzuch. Szary również upewnił się, że pasek nie puści i pomógł mi wsiąść na konia. Już po chwili siedział za mną.

Dokonywałam wszelkich starań, by nie opierać się o niego i siedziałam sztywno wyprostowana, jednak gdy ruszyliśmy w drogę okazało się, że do utrzymania równowagi w siodle potrzeba mięśni obu nóg. Chcąc uniknąć wstydu związanego z upadkiem na ziemię i śmiercią pod kopytami konia, finalnie skończyłam oparta o tors Szarego.

Na początku droga mi się dłużyła. Znałam krajobrazy dookoła. Zielona trawa, liściaste drzewa, cały Wschód wyglądał tak samo.

Jednak trzeciego dnia drogi, gdy zbliżaliśmy się już do Południa, krajobraz powoli zaczął się zmieniać.

Trawa zaczęła żółknąć, im dalej byliśmy, tym było jej mniej. Drzewa były coraz mniejsze, jakby kurczyły się z braku wody, a okoliczne rośliny usychały. Z każdym kilometrem wzrastała też temperatura.

Po raz ostatni rozbiliśmy obóz już na terenie Południa. Dookoła nas rozciągał się tylko piasek i nieliczne, rozgrzane słońcem skały. Pod osłoną jednej z takich skał rozbiliśmy namioty. Obozowisko, tak jak dwa poprzednie, było tymczasowe, więc ograniczyliśmy ilość roboty do minimum, zwłaszcza, że większość namiotów zniszczyła się podczas trzęsienia ziemi.

Mieliśmy jeden mieszkalny oraz namiot Davida i Szarego. Donna dokonała wszelkich starań, by zmieścić cały ruch w tych trzech namiotach i finalnie nawet nam się to udało.

Moja noga z każdym dniem miała się coraz lepiej. Teraz potrafiłam już sama się poruszać i chociaż nadal nieco utykałam, nie stało to na przeszkodzie kontynuowaniu treningów z Davidem.

Słońce właśnie zachodziło na niebie, barwiąc je na czerwono, kiedy w grupie złożonej z Charlie, Sarah, Amandy, Davida, Szarego i mnie usiedliśmy na nagrzanej słońcem skale z kawałkiem drewna.

Ta gra jest stara jak świat i z tego co wiem, grali w nią nawet ludzie, którzy mieszkali tu przed nami. Ale oni używali do tego szklanej butelki.

Miał to być dla mnie pierwszy raz, gdy w to zagram i miałam nadzieję, że nie trafi mi się żadne szalone wyzwanie, o których już tyle słyszałam.

— Dobra, ja zacznę. — Sarah pochyliła się do przodu i zakręciła. Przedmiot przez chwilę obracał się wokół własnej osi, po czym wskazał na Amandę. Sarah klasnęła w ręce. — Pytanie czy wyzwanie?

— Pytanie — wybrała Amanda bez wahania. Pytanie zawsze wydaje się tą bezpieczniejszą opcją, chociaż znając już trochę energiczny temperament Sarah, można się było spodziewać wszystkiego.

— Hm... — zamyśliła się rudowłosa, machając stopą w powietrzu, co jakiś czas uderzając nią o podłoże. — Masz szczęście, bo najlepsze pytania zostawiam na koniec. Ile razy w życiu kogoś pocałowałaś?

Według mnie nie można tego było uznać za „bezpieczne pytanie", ale Sarah najwyraźniej operowała w innych kategoriach.

— Dwa — odparła szybko Amanda, chowając czerwone policzki. Wyciągnęła rękę do przodu i zakręciła. Tym razem padło na Charlie.

— Wyzwanie — rzuciła od razu mulatka. Amanda zamyśliła się.

— Nie mam pomysłu... — wyznała. — Może... zrób fikołka?

— Ech, to nudne! — jęknęła Sarah. Charlie wstała i wykonała pokraczny przewrót w przód, finalnie kończąc z siniakiem na plecach.

Wróciła do kręgu i sztywno usiadła. Zakręciła drewnem, a kołek wskazał na Sarah.

— Pytanie czy...

— Wyzwanie! — Nie pozwoliła jej dokończyć Sarah.

Charlie zamyśliła się.

— Nie mam żadnego pomysłu, jak cię pogrążyć — przyznała. — Ale zawsze mogę wykorzystać cię do pogrążenia innych. Wymyślisz wyzwania dla następnych trzech osób.

— Wyzwania lub pytania! — poprosiła szybko Amanda. — Proszę, ona jest przerażająca.

— W porządku, wyzwania lub pytania — przystała na to Charlie.

Towarzystwo zgodnie jęknęło, a Sarah zaśmiała się diabolicznie. Zakręciła.

— David! — wykrzyknęła uradowana.

— Wyzwanie — odparł od razu chłopak.

— Hm... podejdź do Elizabeth i spytaj się ją, czy lubi ogórki.

Charlie parsknęła pod nosem, a Amanda nieśmiało się uśmiechnęła. David z krzywym uśmiechem na twarzy podniósł się i, wspierany naszymi chichotami, ruszył w stronę dyskutującej z Nicole Elizabeth.

Z tej odległości nie słyszeliśmy, co mówił, ale wyraz zdziwienia na twarzy Elizabeth był bezcenny.

Po chwili zdziwienie zmieniło się w złość, Elizabeth rzuciła dwa zdania i wstała. Ze zdziwieniem zauważyłam, że kieruje się w naszą stronę. David szybko podążył za nią.

— Kto z was wymyślił to idiotyczne pytanie? — Powiodła wzrokiem po naszych twarzach, a my ze wszystkich sił staraliśmy się zachować powagę. W końcu nie dałam rady i cicho parsknęłam. Elizabeth szybko wróciła do mnie spojrzeniem. — Ty. To na pewno byłaś ty.

Wzruszyłam ramionami.

— Nie tym razem — wydusiłam, powstrzymując chichot.

— Tylko ty mogłaś wymyślić coś tak tandetnego — rzuciła, a Sarah aż zapowietrzyła się z oburzenia. Elizabeth przerzuciła warkocz na plecy i odeszła.

W tym momencie tama pękła i zanieśliśmy się śmiechem. Charlie usiłowała się powstrzymać, ale jej również udzielił się wesoły nastrój.

Nie tracąc krzywego uśmiechu, David zakręcił drewnem. Z niepokojem zobaczyłam, że kołek wskazał na mnie. Sarah uśmiechnęła się.

— Pytanie czy wyzwanie? — spytał David.

— Ech... pytanie — odparłam, uznając to za bezpieczniejszą opcję. Nie miałam zamiaru pytać losowych osób, czy lubią pomidory.

— Wyznaj coś, czego nie wie żaden z nas — powiedziała Sarah, uśmiechając się triumfująco. — Znaczy się... czy możesz wyznać coś, czego nie wie żaden z nas? — Szybko przeredagowała swoją wypowiedź tak, by była pytaniem.

Zamyśliłam się. Nie wiedzieli o tym, że jestem Ptakiem oraz o tym, że mam tylko jedno życie. Jedno gorsze od drugiego.

Kiedy chwila milczenia zaczęła się niebezpiecznie przeciągać, zdecydowałam się na, w swoim mniemaniu, bezpieczniejszą opcję.

— No cóż, więc... — zawahałam się jeszcze na chwilę. — Mam tylko jedno życie — powiedziałam szybko na jednym wdechu i zwalczyłam potrzebę zaciśnięcia powiek i skulenia się, jakbym oczekiwała na cios.

Przymknęłam oczy mimo wszystko, więc nie zobaczyłam ich pierwszej reakcji.

— Łoł... tego się nie spodziewałam— powiedziała w końcu Sarah, a ja powoli otwarłam oczy. — Przykro mi.

— Nie ma sprawy — odparłam, mimo że nie mogła zareagować lepiej. Szary przykrył moją dłoń swoją, nic nie mówiąc, a mnie przeszył lekki dreszcz.

David pokiwał w zamyśleniu głową.

— Zaczyna się robić poważnie — ocenił. Wychylił się i połaskotał mnie w bok, a ja zgięłam się z chichotem, wpadając na Szarego. Ten zachwiał się, ale utrzymaliśmy równowagę. — Od razu lepiej.

Uśmiechnęłam się.

— Może to nie najlepszy moment... ale jak to możliwe? — spytała niepewnie Charlie.

Wzruszyłam ramionami.

— Tak wyszło. Nie wiem czemu — powiedziałam, w zasadzie zgodnie z prawdą.

Wychyliłam się do przodu i niezdarnie zakręciłam drewnianym kołkiem, porzucając temat. Przedmiot krótką chwilę kręcił się w kółko, zbaczając nieco w bok, po czym zatrzymał się, wskazując Szarego.

— Pytanie czy wyzwanie? — spytałam. Spojrzałam mu w oczy i starałam się nie wyglądać jak gapiący się cielak, gdy napotkałam jego niebieskie jak niebo tęczówki. Jego ręka, która nadal spoczywała na mojej nie ułatwiała mi zadania, więc przesunęłam swoją dłoń na kolano.

— Wyzwanie — powiedział, odwzajemniając spojrzenie. Uniósł kącik wąskich ust. Potrząsnęłam głową i spojrzałam w stronę Sarah, która, drapiąc się po brodzie i machając stopą, zaczęła obmyślać wyzwanie.

— Pocałuj najpiękniejszą osobę w tym kółku — powiedziała w końcu z nikczemnym uśmiechem na twarzy.

Szary spojrzał na nią, jakby upewniając się, że rudowłosa nie zamierza zmienić zdania. Zawahał się na chwilę, po czym chwycił moją twarz dłonią i złączył nasze usta.

Zamarłam. Byłam absolutnie nieprzygotowana na coś takiego.

Przez kilka długich sekund trwaliśmy w pocałunku. Kiedy do mojego mózgu ponownie zaczęły docierać sygnały i zaczęłam się zastanawiać, co zrobić z rękami, odsunął się ode mnie.

Wyraz zdziwienia na mojej twarzy był jak wyryty w kamieniu i nie udało mi się go pozbyć, zanim wszyscy go zobaczyli. David zachichotał.

— Masz lepszą minę niż Elizabeth — rzucił. W jego oczach chyba błysnął smutek, ale zniknął za szybko, by mój zmulony umysł to zarejestrował. Jego twarz szybko przyozdobił krzywy uśmieszek, a ja zarumieniłam się i schyliłam głowę, by luźne kosmyki zakryły moje policzki.

Nie zobaczyłam, kiedy Szary zakręcił kołkiem i nie zarejestrowałam, na kogo padło tym razem.

Trwałam ze zwieszoną głową, usiłując powstrzymać wpływający mi na twarz uśmiech. Powstrzymałam odruch, by dotknąć swoich ust.

Nie chciałam tego przed sobą przyznać, ale w momencie, w którym Szary złączył nasze usta, w moim brzuchu do lotu wzbiły się tysiące motyli, a ja do teraz czułam, jak fruwają w środku. Nie czułam tego nigdy wcześniej w swoim życiu i nie wiedziałam, jak to nazwać, ale było...

Cudowne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro