*18*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zayn

Podjechałem samochodem pod odpowiedni adres. Na podjeździe nie było żadnego pojazdu. Czyżby Nialla nie było w domu? Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i czekałem. Minęło kilka minut i nic się nie działo. Do czasu. Ktoś wjechał na posesję. Z samochodu wysiadło jakieś małżeństwo wraz z dwójką dzieci.  Dwie dziewczynki miały na plecach swoje plecaki. Coś mi nie pasowało... Adres w stu procentach się zgadzał. Nauczyłem się go na pamięć. To na pewno w tym domu rozmawiałem z blondynem. Nie było innej możliwości.

Wysiadłem z samochodu i przeszedłem przez ulicę. Rodzina zdążyła już wejść do domu. Zadzwoniłem dzwonkiem i chwilę czekałem. Otworzył mi rudowłosy mężczyzna.

- Słucham. - zaczął, uważnie mi się przyglądając.

- Szukam Nialla Horana, jestem pewny, że jeszcze dwa tygodnie temu tu mieszkał. To mój znajomy, ale ostatnio nie odbierał telefonów. Bardzo się  niego martwię. - powiedziałem.

- Pan Horan sprzedał to mieszkanie. Faktycznie, mieszkał tu. Mówił, że to mieszkanie jest dla niego za duże, że znalazł sobie coś mniejszego. - wyjaśnił.

- Nie wie pan, gdzie teraz mieszka? - spytałem.

- Niestety nie wiem, a pan to...

- Calvin, jego znajomy. Bardzo panu dziękuję, miłego dnia. - powiedziałem i nie czekając już ani chwili dłużej, zacząłem ponownie kierować się w stronę swojego samochodu.

Najpierw sprzedał swoje udziały w firmie, teraz sprzedał dom. A jeszcze wcześniej z dnia na dzień ze mną zerwał. To było bardzo dziwne, nawet jak na niego.

Wsiadłem do samochodu i odjechałem stąd. Gdzie mógł zatrzymać się ten blondyn? Przecież Louis wraz z Harrym gdzieś wyjechali. Z tego co wiem, to na długo. Harry był wkurzony, chociaż nie, to słowo brzmi zbyt łagodnie, gdy pobili Louisa. Wpadł w taką furię, że następnego dnia spakował ich i gdy tylko stan zdrowia szatyna na to pozwolił, wyjechali.

Zatrzymałem się teraz przed budynkiem firmy. Moja praca na dziś była skończona, lecz liczyłem na to, że jeszcze zastanę Nialla w firmie. Tak się też zresztą stało. Chloe powiadomiła mnie, że blondyn wciąż jest w swoim gabinecie. Wszedłem do środka. W pomieszczeniu było ciemno. Zdziwiłem się, przecież sekretarka powiedziała, że nigdzie nie wychodził. Była dopiero dwudziesta druga. Ostatnio ciągle zostawał po godzinach. Ręką odszukałem włącznik od światła. Włączyłem je  i rozejrzałem się. Mój wzrok od razu padł na skuloną postać na kanapie.

- Czego kurwa chcesz?! - warknął, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Z jego kolan zsunął się koc. Włosy miał w nieładzie, były całe potargane. Przetarł twarz dłońmi i spojrzał na mnie wyczekująco.

- Ty... śpisz tu? - zapytałem od razu, całkowicie zbity z tropu.

- Ucinałem sobie drzemkę, chcesz czegoś, czy tylko przyszedłeś zszargać mi nerwy? Jeśli tak, wiedz, że ci się udało...

- Cieszę się. - posłałem mu lekki uśmiech.

Wszedłem głębiej do pomieszczenia. Podszedłem do okna i wyjrzałem na zewnątrz. Było już całkowicie ciemno. W dole widać było sznur samochodów jadących ulicami Londynu. Był to bardzo interesujący widok.

- Do rzeczy Zayn, czego?

- Nie wybierasz się dzisiaj na miasto? - zapytałem ignorując jego wcześniejsze pytanie. - Nie wiem czy mam na ciebie czekać...

- Dowiesz się jak mnie zobaczysz. - westchnął i ponownie opadł na poduszkę.

Odwróciłem się teraz przodem do niego. Chwilę przypatrywałem mu się w milczeniu.

- Powinieneś być bardziej ostrożny.  Naliczyłem już dziesięć okazji do zabicia ciebie, kiedy nawet mnie nie zauważyłeś. Stałeś się zbyt przewidywany. Codziennie pokonujesz tę samą drogę z pracy i do pracy. Jeździsz do tego samego sklepu. Chodzisz tymi samymi uliczkami...

- To czemu jeszcze tego nie wykorzystałeś? - spytał.

- Może miałbym wyrzuty sumienia, że zabiłem cię, kiedy byłeś bezbronny? A może po prostu byłoby to za proste. Lubie wyzwania. - zaśmiałem się.

- Skoro tak, to mam dla ciebie jedno...

- Jakie? - zapytałem bardzo ciekawy co wymyślił.

- Przez cały czas w pracy nie odezwiesz się do mnie ani słowem, najlepiej też, abyś mi się nie pokazywał, ale nie można mieć wszystkiego, nie? Więc będziesz milczał, co ty na to? - posłał mi lekki uśmiech i przekręcił się na bok, ponownie okrywając  kocem.

- A jak mam przekazywać ci informacje dotyczące firmy? Na to nie wpadłeś, co? - zaśmiałem się i podszedłem do drzwi.

- Mamy dwudziesty pierwszy wiek Zee, wiedziałeś, że ludzie wynaleźli coś takiego jak komputery? Poczta elektroniczna, to jest dopiero wynalazek! - zakpił.

- Bardzo śmieszne Ni. - prychnąłem. - Skoro siedzisz w firmie, to nawet się stąd nie ruszysz na miasto, nie? Więc nie mam po co się tam pokazywać. Chyba wracam do domu.

- Słuszna uwaga, tylko jak będziesz wychodził, to zgaś światło, dobrze? - zapytał i zamknął oczy, wtulając się w małą poduszkę.

Złapałem za klamkę i wyszedłem z pomieszczenia, uprzednio zgaszając mu to światło. W połowie drogi do korytarza coś sobie przypomniałem. Wróciłem się i jak uprzednio, nie siląc się na pukanie, wszedłem do środka. Włączyłem światło i po raz kolejny usłyszałem przekleństwo padające z ust blondyna.

Zasłonił oczy przedramieniem i na mnie spojrzał. Sam oparłem się o ścianę.

- Mam jeszcze jedno pytanie. - zacząłem.

- To je zadaj i jak najszybciej już sobie stąd idź. - westchnął.

- Dlaczego sprzedałeś dom? I tak, wyprzedzając twoje pytanie, byłem pod twoim adresem. Mieszka tam rodzina, powiedzieli, że się wyprowadziłeś.

- Bo daleko miałem do pracy, pasuje? Teraz mieszkam w okolicy, mam spokój i ciszę.

- Masz na myśli kanapę? Rzeczywiście masz blisko do swojego biurka, dosłownie dwa kroki. - parsknąłem śmiechem.

- Przyszedłeś się czepiać? To moje biuro i będę robił w nim co tylko będę chciał.

- Jasne, przecież nic nie mówię. - prychnąłem. - A pieniądze, które wypłaciłeś z naszego konta? Co z nimi zrobiłeś?

- Musiałem zapłacić za wynajem mieszkania, zresztą to nie twoja sprawa... - mruknął.

- Trzy miliony? Jakie to musiało być mieszkanie, że tyle kosztowało? Wysadzane diamentami?

- Lubię wygodę... - westchnął.

- I dlatego śpisz na kanapie. - zauważyłem. - Szczyt komfortu.

- Jeśli jeszcze masz jakieś ważne pytania bądź uwagi na temat firmy, spisz je na karteczce i mi ją jutro przynieś. Z chęcią na wszystko odpowiem, a teraz się stąd wynoś. Jutro mam spotkanie z klientem o ósmej.

- Niech będzie. - westchnąłem i wyszedłem.

Gdy zamykałem za sobą drzwi słyszałem potok przekleństw wypowiedzianych przez blondyna. Mówił coś o świetle, ale niewiele z tego zrozumiałem. I to nie tak, że celowo zapomniałem je zgasić, nic z tych rzeczy!


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro