*19*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Niall


Większość moich udziałów wystawiłem na sprzedaż. Wszystkie zakupił jakiś biznesmen  ze Stanów Zjednoczonych. Chciałem się z nim spotkać, ale nie miał nawet na to czasu. Mówił, że jest zbyt zapracowany, a obecnie przebywał w delegacji. Doskonale go rozumiałem. Prowadził swoją firmę, więc musiało tak być.

Teraz głównym zarządcą firmy został Zayn. To on miał całe pięćdziesiąt procent, ja zostałem z jakimiś dziesięcioma. Nie chciałem wszystkich sprzedawać. Suma, jaką dzięki temu zarobiłem była dość spora. Tyle właśnie potrzebowałem. Przynajmniej załatwię jedną sprawę.

Zamknąłem klapę od laptopa i podniosłem się od biurka. Podszedłem do kanapy, która od kilku dni robiła za moje łóżko. Przebrałem się w zwykłe jeansy oraz t-shirt. Założyłem bluzę z kapturem i trampki. Może nie powinienem się tak pokazywać moim pracownikom, ale o tej porze nikogo nie powinno być. Wyszedłem na korytarz. Nikogo już nie było. Przemierzyłem w ciszy korytarz i dotarłem do windy. Wsiadłem do niej i już po kilku sekundach znalazłem się na dole. Wyszedłem z firmy i skierowałem się chodnikiem w stronę obrzeży miasta.


Gdy byłem już prawie na miejscu, zatrzymał się przy mnie samochód. Szyba opuściła się w dół i ujrzałem znajomą twarz. Na jego polecenie wsiadłem do środka. Kierowca zawrócił pojazd i teraz zmierzaliśmy w przeciwnym kierunku.

- Dlaczego zawracamy? - zapytałem.

- Mała zmiana planów. - odparł obojętnie i odpalił cygaro.

- Zrobiłem wszystko, co chcieliście, gdzie ich trzymacie? - zapytałem wyglądając przez szybę.

Mijaliśmy małe rodzinne domy. Jeszcze przed chwilą je mijałem, idąc chodnikiem. Przyjechałbym samochodem, lecz sprzedałem go, w tym samym czasie co dom. Został mi motocykl, ale po ostatniej rozmowie z tym facetem, znów trafił do warsztatu. A taksówki wziąć nie mogłem. Miałem być sam. Wywiązywałem się z ich umowy najlepiej jak umiałem. Robiłem wszystko, czego chcieli.

- Właśnie tam jedziemy, cierpliwości. - mruknął.

Przez resztę podróży panowała niezręczna cisza. Wyjechaliśmy poza Londyn. Kierowaliśmy się do jakiegoś innego miasta. Gdy się zatrzymaliśmy, wysiedliśmy. Opuściłem samochód jako pierwszy. Rozglądałem się po okolicy, szukając jakiejkolwiek informacji o tym, że ten facet nie kłamał.

Długo nie trzeba było czekać. Z budynku wyszło trzech mężczyzn. Jeden z nich we mnie celował, drugi dokładnie przeszukał, czy aby nie mam broni. Oczywiście, że ją miałem. Szybko zostałem jej pozbawiony. Teraz nie miałem zupełnie nic na swoją obronę.

- Za mną. - warknął mężczyzna z kapturem na głowie.

Popchnął mnie lufą od pistoletu. Szedłem teraz jako pierwszy. Zostałem zaprowadzony do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Dopiero po chwili zapalili światło. W kącie pokoju siedziała skulona postać. Nieco dalej znajdowały się jeszcze trzy z opaską na oczach. Trzy?

- Nastąpiła mała zmiana planu. - usłyszałem śmiech mężczyzny.

- Malik, ty draniu! Co oni tu robią?! - warknąłem, wskazując ręką na dwóch chłopaków.

- Siedzą? - prychnął i zaczął krążyć po pokoju.

- Nie taka była umowa! W zamian za to, że zabiję twojego syna, ty miałeś uwolnić Grega i moją matkę!

- Cóż... Trochę się pokomplikowało. Muszę mieć pewność, że go zabijesz. - uśmiechnął się.

- Mam pieniądze, obiecałeś, że ich wypuścisz, gdy zapłacę.

- A skąd mam pewność, że potem wszystkiego nie opowiesz swojemu ex chłoptasiowi? Teraz zapłacisz, wrócisz do domu ze swoją matką i bratem. Gdy upewnię się, że Zayn nie żyje, wypuszczę Lewisa i Harolda. Jedna zasada się nie zmieniła. Nie możesz powiedzieć nikomu o tym całym zajściu, inaczej zabiję twoich przyjaciół.

-  Wypuść ich. - powiedziałem. - Wtedy zapłacę ci pieniądze, skąd mam pewność, że mnie nie oszukasz?

- Cóż... Nie masz jej. - zaśmiał się i skinął na jednego ze swoich ludzi.

Mężczyzna podszedł do skulonej postaci i szarpnął ją do góry. Usłyszałem głośny szloch. Przystąpiłem o krok do przodu, lecz zostałem zatrzymany przez dwóch pozostałych uzbrojonych facetów.

- Chcę z nimi porozmawiać. Wtedy ci zapłacę Yaser.

- Niech będzie, macie trzy minuty. - powiedział i odwołał swojego człowieka. - Przynieście laptopa. - zwrócił się teraz do pozostałych.

Wszyscy wyszli z pokoju. Od razu ruszyłem do swojej matki. Zdjąłem jej opaskę, to samo zrobiłem z resztą. Nie wierzyłem, że można być aż tak wyrafinowanym człowiekiem.

- Niall? - usłyszałem kobiecy głos. - Co ty tu robisz? Ciebie też porwali?

Pokręciłem przecząco głową. Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Chwilę mocowałem się ze sznurem. Gdy w końcu odpuścił, przytuliłem swoją matkę. Spojrzałem na Grega i Louisa wraz z Harrym.

- Wszystko będzie dobrze, musicie mi zaufać. Odkręcę to. - zapewniłem i poczułem jak łzy spływają mi po policzkach.

- Nie możesz zabić Zayna, Niall... - odezwał się Styles. - Nie...

- Zaufajcie mi, nikogo nie zabiję. Nie potrafiłbym go zabić. - przyznałem, przerywając mu. - Ta cała umowa kto kogo zabije miała odwrócić uwagę, ale nie wszystko poszło po mojej myśli.

- Więc jak? - teraz to Lou zabrał głos.

- Zostawcie to mi. Nie mogę was zabrać ze sobą, ale za kilka dni będziecie wolni, obiecuję.

Pomogłem matce wstać. Nie miałem już więcej czasu. Do pokoju wrócił Yaser ze swoimi ludźmi. Wyprowadzili Grega i Maure.

- Tylko nie róbcie nic głupiego. - poprosiłem, patrząc na chłopaków.

Nie chciałem wychodzić i ich zostawiać. Zostałem niemalże wypchnięty z pomieszczenia. Drzwi za nami się zamknęły. Przeszliśmy teraz do innego pokoju. Nie było innych mebli z wyjątkiem biurka, na którym leżał włączony laptop.

- Teraz twoja kolej. - mruknął mężczyzna.

- Skoro ty zmieniłeś naszą umowę, ja też chcę ją zmienić. - zacząłem, uważnie przyglądając się wyrazowi jego twarzy.

- Uwielbiam się targować, proszę, co masz do zaoferowania? - zapytał.

- Chcę zamienić się miejscami z Malikiem. Niech on mnie zabije. Jestem pewny, że to zrobi, ja się o to postaram.

- Niall nie! - krzyknął mój brat, szarpiąc się w moją stronę.

Został szybko uciszony uderzeniem w brzuch. Ludzie Yasera wyprowadzili ich z pomieszczenia. Teraz nikt nam nie przeszkadzał.

- Co miałbym z tego? Chcę zniszczyć mojego syna i przejąć udziały w waszej firmie, a ty mi je przekażesz. Będę miał wszystko.

- Gdy go zabiję, zostaniesz z niczym. -  zaśmiałem się.

- Co?

- Myślisz, że skąd mam tyle pieniędzy? Zmusiłeś mnie do sprzedaży swoich udziałów. Gdy Malik będzie trupem nie będziesz miał nic. Większa część zostanie w posiadaniu biznesmena ze Stanów. Gdy z kolei Zayn mnie zabije, najprawdopodobniej się załamie. Wtedy będziesz mógł nim manipulować i  przejąć od niego firmę.

- Skąd ta pewność? - spytał.

- Znam Zayna lepiej niż ty. Nie jest on dość skomplikowaną osobą. Ale nie lepiej, jeśli sam się zabiję? Wyjdzie na to samo.

- On ma cierpieć! Musi zrobić to osobiście, aby miał twoją krew na rękach. Zostawił swoją rodzinę dla... ciebie. - spojrzał na mnie z pogardą. - Ale on cię nie zabije, za bardzo cię kocha. - zamyślił się przez chwilę.

- Już to załatwiłem. - powiedziałem. - Zrobi to, jest w stanie mnie zabić.

- Niech tak będzie. - zadecydował. - Twoja śmierć go bardziej zaboli, będzie musiał żyć ze świadomością, że zabił ukochaną osobę. Mnie zależy tylko na tym, aby go zniszczyć, a przy okazji zarobić na tym. - dokończył. - A teraz załatwmy jedną sprawę.

Usiadłem do biurka i wpisałem swoje dane. Zrobiłem przelew na konto Yasera. Nie była to mała suma. Ale jeśli miałem dzięki temu zapewnić bezpieczeństwo ukochanym osobom, musiałem to zrobić. Nie dbałem o pieniądze.

- Przyjemnie robi się z panem interesy, panie Horan. - uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.

- Daj mi jeszcze  tydzień. Tyle mi wystarczy, muszę pozałatwiać swoje sprawy...

- Siedem dni, niech będzie. - zgodził się.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro