23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

13 tysięcy słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

Zmęczony do granic możliwości usiadłem na podłodze, po czym oparłem swoje spocone plecy o ścianę. Moje serce waliło w tym momencie jak oszalałe, a hałas jaki panował na hali dodatkowo doprowadzał mnie do szału. Dziś mój wielki dzień. Dzień, w którym dokonam cudu, albo zginę śmiercią tragiczną. Dziś rozgrywamy mecz pomiędzy rocznikami.

Czasami mam wrażenie, że za bardzo dramatyzuje.

- Dacie radę, nie jest źle panowie. Musimy się bardziej zmobilizować, a wygraną mamy w kieszeni.- usłyszałem znajomy głos

Momentalnie przejechałem dłońmi po twarzy, po czym spojrzałem w górę. Mój wzrok automatycznie spoczął na Dylanie, który w tym momencie mobilizował nasz skład. Theo, Brett i Michael byli wymęczeni, jednak trzymali się zdecydowanie lepiej niż ja. O Dylanie nie będę wspominać, ponieważ ten wygląda, jakby dopiero skończył swój odpoczynek. Co prawda jego klatka piersiowa uniosła się i opadała szybciej niż zwykle, jednak jego ton głosu został niezmienny, co wywołało u mnie pewien podziw.

- A ty Brett opanuj trochę swój kompleks.- dodał, spoglądając na swojego przyjaciela nieprzychylnym wzrokiem.

Momentalnie zerknąłem na Bretta, który nie był chyba zadowolony z uwagi Dylana. Brunet przewrócił tylko oczami, po czym zerknął na drugą drużynę. Nie musiałem być geniuszem, aby zorientować się komu posyła, to wrogie spojrzenie godne samego bazyliszka. Brett od samego początku czy to na treningu czy na oficjalnym meczu faulował Luke'a. Mogłoby się wydawać, że w koszykówce przypadkowe pchnięcia to coś normalnego, jednak brunet robił to tak często i natarczywie, że w pewnym momencie i ja zacząłem się denerwować. Trener chciał go ściągnąć, jednak Dylan szybko opanowywał sytuację i wciskał mu jakiś kit.

Chyba nie muszę mówić co jest powodem tak brutalnego zachowania tej żywej wieży Eiffla. Tak, powodem jest Olivia, którą ostatnio coraz częściej widzę w towarzystwie Luke'a. Ostatnio widziałem ich nawet w bibliotece, gdzie dziewczyna tłumaczyła matematykę blondynowi. Wyglądało to uroczo, bo ta dziewczyna przypomina mi małego czarnego, ale za to bardzo groźnego kota, natomiast Luke dużego i bardzo potulnego Golden Retrievera.

- Niedługo mamy zawody z innymi szkołami, a Luke jest jednym z lepszych graczy. Nie może dostać kontuzji.- zauważył Dylan.

Chłopak momentalnie oderwał wzrok od Luke'a, po czym spojrzał na szatyna i kiwnął mu głową. Dylan przez chwilę milczał wpatrując się w swojego przyjaciela, jakby chciał mu przekazać jakąś niemą wiadomość. Z jednej strony się niepokoiłem, jednak z drugiej cieszyłem, ponieważ Dylan już wcześniej upominał mnie, abym podczas przerwy nie siedział na ziemi. Niby po takim bieganiu najlepiej jest zrobić sobie przerwę na stojąco.

Nie wiem, nie znam się na sporcie, ale wiem czego chcę mój organizm. On chce usiąść, a najlepiej się położyć.

Niestety moja chwila relaksu nie trwała długo. Dylan oderwał swój wzrok od Bretta, po czym z opóźnionym refleksem spojrzał w dół na moją osobę. Na jego twarzy momentalnie zagościło rozczarowanie, dokładnie takie samo, jak na twarzy mojej mamy, gdy zapomnę wyciągnąć mięso z zamrażarki. Dylan skrzyżował dłonie na piersi, po czym obrócił się w moją stronę. Ja natomiast uśmiechnąłem się głupio, bo tylko na to miałem siły.

- Trzy sekundy.- zaczął poważnym tonem.

- No weź! Ja naprawdę nie mam już sił i wszystko mnie bo...

- Raz..

- Dylan.- jęknąłem rozpaczliwie

- Dwa...

- Cmoknij mnie w dupę. Nie gram.

- Trz...

- Dobra już dobra.- wymamrotałem unosząc dłonie w górę.

Kącik ust Dylana uniósł się lekko w górę, a ja w tym samym momencie ułożyłem dłonie na podłodze. Miałem już dźwignąć swoje zmęczone ciało, jednak gdy tylko Dylan odwrócił wzrok poczułem, że to moja szansa na odpoczynek. I tak też zrobiłem. Oderwałem dłonie od podłogi, po czym na powrót rozluźniłem swoje ciało. W międzyczasie szatyn powiedział coś do pozostałej trójki, a ci po wymianie paru zdań, ruszyli w stronę trybun po drugiej stronie.

- Z tobą jak z dzieckiem.- powiedział nagle Dylan.

Chciałem zaprotestować i powiedzieć mu, że nie będzie mi rozkazywać, jednak nim zdążyłem otworzyć usta poczułem jak moje ciało zaczyna się unosić. Czułem lekki ucisk na swoich biodrach, a przed oczami świat zaczął mi wirować. Dopiero po chwili zorientowałem się co jest grane. Ten kutas przerzucił mnie sobie przez ramię.

Wkurzony do granic możliwości oparłem dłonie o jego plecy, po czym spojrzałem za siebie. Byłem ustawiony tyłkiem do trybun co nie było ani trochę komfortowe, bo na nich znajdowali się prawie wszyscy uczniowie naszej szkoły.

Tak, świeciłem dupą przed całą szkołą. Będę miał co wspominać na starość.

- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz?- zapytałem wkurzony.

- Dbam o twoje zdrowie. Ta podłoga była zimna.- odparł, po czym obrócił się i powoli zaczął się schylać.

Dylan odłożył mnie na ziemię, a gdy wyprostował się i spojrzał na mnie z góry, założyłem dłonie na piersi. Chłopak patrzył na mnie lekko rozbawionym wzrokiem, natomiast ja posyłałem mu zabójcze spojrzenie. Ten szatyn zaczął ostatnio działać mi na nerwy i nie chodzi tu o jego zachowanie. Tu chodzi o ten jego cwany uśmieszek.

- Ostatnio stałeś się za bardzo odważny.- zauważyłem.- I wkurzający.

- Ty taki jesteś od samego początku.- odparł przechylając głowę lekko w bok.

Momentalnie zwęziłem wrogo brwi chcąc go trochę wystraszyć, jednak na nic były moje starania. Dylan nie przejął się moją postawą i nie ukrywam, trochę mnie to wkurzyło.

Ja naprawdę nie mam pojęcia jak określić naszą relację.

- Chodź już lepiej, bo trener wraca z kantorka.- odparłem po krótkiej chwili ciszy.

Nie czekając na odpowiedź Dylana wymieniałem go, a mój bark "przypadkowo" traciło jego ramię. Za sobą od razu usłyszałem jego głośne parsknięcia, co niekontrolowanie spotkało się z moim małym uśmiechem. Drażnienie go poprawia mi humor i niestety nic na to nie mogę poradzić.

Po chwili Dylan dorównał mi kroku, a ja spojrzałem w górę na szatyna, chłopak patrzył na mnie z lekkim rozczarowaniem, a jego głowa kręciła się lekko na boki.

- Może trochę szacunku dla swojego kapitana?- powiedział, z dumą akcentując ostatnie słowo.

Spojrzałem na szatyna, po czym z przesłodzonym uśmiechem uniosłem dłoń w górę i wystawiłem środkowy palec w jego stronę. Stanęliśmy w miejscu na środku sali i ani trochę nie przejmowałem się tym iż patrzy na nas większość uczniów naszej szkoły. Co prawda dla osób nie wtajemniczonych nasza relacja może wyglądać dziwacznie, jednak to też mnie mało interesuje. O dziwo czuję się dobrze w towarzystwie Dylana i mam nadzieję, że może kiedyś zostaniemy dobrymi kumplami.

- Po pierwsze, nie jestem w drużynie.- zacząłem, kładąc dłonie na biodrach.- Po drugie, jesteś chujowym kapitanem skoro pierwszy lepszy nerd odebrał ci piłkę.- zauważyłem

Dylan momentalnie parsknął śmiechem, po czym z politowaniem pokręcił głową. Patrzyłem na niego z namacalną wyższością i z zaciekawieniem czekałem na jego odpowiedź.

Szatyn spojrzał na mnie, po czym oblizując dolną wargę zaczął przyglądać się mojej twarzy. Nie wiem co siedzi mu w głowie, ale zdecydowanie nie jest to nic dobrego. Po paru krótkich chwilach chłopak uśmiechnął się cwanie co nie oznaczało niczego dobrego. Dylan schylił się, a już po chwili poczułem jego ciepły oddech przy swoim uchu.

- Ale ostatnio to ja wygrałem i nawet jesteś mi winny tą przysłowiową randkę.- zauważył, na co momentalnie parsknąłem śmiechem

Dylan wyprostował się, a ja wywróciłem oczami, gdy tylko zobaczyłem jego zwycięski uśmiech. Chciałem mu już odpowiedzieć, aby się tym tak nie podniecał, jednak w tym samym momencie obok nas zjawiła się pozostała trójka. Z opóźnionym refleksem oderwałem wzrok od piwnych oczy Dylana, po czym przeniosłem go na chłopaków.

- Może jakąś taktyka?- zaproponował Brett

- Trochę trudno będzie czegoś użyć, skoro gramy ze sobą na co dzień. Mike już po samym układzie może się zorientować jak będziemy chcieli zagrać.- zauważył Dylan.

Momentalnie zwęziłem usta w wąską linię, po czym spojrzałem pomiędzy Bretta a Theo. Drużynę przeciwną widziałem jak na dłoni co pozwoliło mi rozszyfrować ich plan działania. Może się to wydawać dziwne, bo przecież nie umiem czytać z ruchu warg, a sam Mike nawet nie gestykuluje. Jednak Mike ma pewien odruch, który już dawno zauważyłem. Zawsze gdy w jego drużynie ktoś ma wykonywać rzut, chłopak mobilizuje go kładąc dłoń na ramieniu. Mike jest nieświadomy w jak oczywisty sposób pokazuje nam, kto będzie kluczowym zawodnikiem.

- Ten rudy będzie rzucać do kosza.- powiedziałem nagle.

Pomiędzy dyskutującymi chłopakami zapanowała cisza, a już po chwili poczułem ich wzrok na sobie. Nie spojrzałem na nich ponieważ dalej patrzyłem na przeciwną drużynę, aby niczego nie przegapić.

- Alex?- zapytał Dylan.- Wątpię. Co prawda jest często pod koszem, ale zawsze wykonuje podania.

- Tym razem będzie inaczej.- odparłem, a na moich ustach uformował się delikatny uśmiech.

- Jesteś pewny na sto procent?- dopytał Theo, na co momentalnie pokręciłem głową.

- Na sto procent nie, ale tak w osiemdziesięciu procentach.

Na mojej twarzy nadal gościł ten lekki uśmiech, a na swoim ciele czułem spojrzenia całej czwórki. Gdy Mike skończył przemowę oderwałem wzrok od drużyny przeciwnej, po czym spojrzałem na resztę. Tak jak przeczuwałem wszyscy patrzyli na mnie, a na ich twarzach malowało się lekkie zaciekawienie.

- W takim razie zróbmy tak jak oni.- zaczął nagle Dylan.- Skoro oni próbują taką taktyką, to i my tak zróbmy.- dodał, po czym zaplatając dłonie na piersi spojrzał na mnie. Dylan zaczął mi się przyglądać co ani trochę mi się nie spodobało, bo ta mina oznaczała jedno. On coś kombinuje i na sto procent mi się to nie spodoba.- A ty będziesz rzucać do kosza.

Kurwa!

Momentalnie uniosłem brwi w górę i spojrzałem na niego jak na wariata. Ja i bycie na tak odpowiedzialnym stanowisku? To się nie uda.

- Ty chcesz przegrać?- zapytałem, na co przewrócił oczami.- Dylan nie zrozum mnie źle, ale to jest zły pomysł. Wy gracie na co dzień i bez problemu poradzicie ze zmianą miejsc. Ja nie jestem nawet w jednym procencie tak dobry jak wy, a radzę sobie tylko w obserwowaniu. Nic poza tym.- dodałem i tylko cudem powstrzymałem się od wyrzucenia rąk w górę.

Dylan ani na moment nie oderwał ode mnie wzroku i z anielskim spokojem czekał aż skończę marudzić. Gdy moje przemowa dobiegła końca szatyn zabrał większy wdech, po czym skrzyżował dłonie na piersi i spojrzał na mnie dziwnie rozbawionym wzrokiem.

- Thomas, wiem co robię i uważam, że to dobry pomysł.- powiedział spokojnie. Niestety ja dalej nie byłem przekonany co do tego pomysłu.

- A ja odnoszę wrażenie, że wypalasz się jako kapitan. Nie możesz mnie przydzielić do tego odpowiedzialnego miejsca. Przecież ja to spierdole i później..

- Thomas.- przerwał mi. Momentalnie zamknąłem usta, po czym spojrzałem na szatyna. Kątem oka widziałem jak pozostała trójka przygląda nam się z zaciekawieniem, jednak w tym momencie mało mnie to interesowało. - Uda ci się.- dodał, a jego kącik ust powędrował lekko w górę.

- Ale...

- Tom...

Zwęziłem usta w wąską linię, po czym posłałem mu najbardziej przerażone spojrzenie jakie tylko potrafiłem wykonać. Niestety Dylan to nie ruszyło.

- No to mamy już wszystko ustalone.- podsumował Brett. Chłopak poklepał mnie po ramieniu, po czym wraz z resztą ruszył na swoje miejsce. Ja natomiast dalej stałem w tej samej pozycji i z nadzieją patrzyłem na Dylana.

Szatyn po paru chwilach westchnął głośno, po czym zrobił krok w moją stronę. Jego dłonie uniosły się w górę, a już po chwili poczułem jego silne dłonie na moich ramionach. Przez moje ciało momentalnie przeszły dziwne dreszcze, które usilnie próbowałem ukryć zagryzając wnętrze policzka. Uniosłem swój przerażony wzrok na szatyna, a przez jego poważny wyraz twarzy jeszcze bardziej się zestresowałem.

- Thomas, uda ci się. Wierzę w ciebie i jestem przekonany, że nawet poradzisz sobie lepiej niż Michael.- wyznał poważnym tonem.

Niestety ja nadal nie byłem przekonany i gdzieś z tyłu głowy słyszałem cichy głosik "nie uda ci się"

I może nie podoba mi się się ten pomysł, jednak oprócz stresu poczułem coś jeszcze. Po wyznaniu Dylana poczułem pewnego rodzaju motywację, a fakt iż kapitan drużyny koszykarskiej wierzy we mnie, mile podrażniło moje ego. Co z tego, że ten szatyn na co dzień mnie wkurza.

- Jeśli dalej nie jesteś przekonany, to mam dla ciebie pewną motywację.- kontynuował, po czym prostując się zabrał dłonie z moich ramion. Momentalnie uniosłem głowę, po czym spojrzałem w piwne oczy szatyna.- Z tym, że będziesz lepszy od Michaela to mówię serio. Chłopak nie radzi sobie z rzucaniem, a do drużyny zapisał się tylko dlatego, aby zdobyć trochę atencji i zainteresowanie u dziewczyn.- wyznał, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły.

- I to ma mnie zmotywować?- zapytałem zdezorientowany.- Dylan, jesteś chujowym motywatorem. Jak to ma mnie zachęcić? Przecież teraz wszystko będzie na mojej głowie.- dodałem i tylko cudem opanowałem się aby nie podnieść głosu.

Nie mogłem pozwolić sobie na taki wybuch, bo Mike by się zorientował, że coś kombinujemy. W sumie sam fakt iż stoję sam z Dylanem może być zastanawiający. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, którzy od samego początku mieli ze sobą sprzeczki, a teraz jak gdyby nigdy nic stoimy i gadamy w najlepsze.

- Dyl, to się nie uda.- podsumowałem.

Niestety Dylan był tak samo uparty jak ja. Chłopak uniósł lekko brwi, po czym zakładając dłonie na piersi zerknął na chwilę przez ramię. Szatyn wyszukał w tłumie Michaela, jednak jego spojrzenie nie zostało na nim za długo.

Dylan westchnął, po czym odrywając od niego wzrok, spojrzał na mnie. Naprawdę nie podoba mi się jego pewny wyraz twarzy.

- Może źle to ująłem.- zaczął, a jego broda uniosła się lekko w górę.- A co jeśli ci powiem, że Michael nic nie robi na boisku, a później chwali się całej szkole ile to nie zrobił podczas meczu. Naprawdę nie chcesz utrzeć nosa takiemu cwaniakowi?- dodał z lekkim uśmiechem.

Momentalnie zwęziłem oczy, po czym wszystko zacząłem powoli analizować. W poprzedniej szkole roiło się od takich cwaniaczków pokroju Michaela, dlatego moja reakcja na słowa Dylana była natychmiastowa. Moje usta niekontrolowanie wygięły się w szerokim uśmiechu godny samego Jim'a Carrey'ego, a wzrok spoczął na chłopaku za plecami Dylana.

- Odnoszę wrażenie, że słowa zadziałały.- powiedział zadowolony. Spojrzałem na szatyna, po czym kładąc dłonie na biodrach uniosłem głowę w górę.

- Nienawidzę cwaniaczków, bardziej od męczenia się. Chodźmy tam kochanie i sprowadźmy go na ziemię, zanim obrośnie w piórka.- powiedziałem podekscytowany.

Reakcja Dylana była natychmiastowa. Chłopak uśmiechnął się lekko i przewrócił oczami.

- I przy okazji wygrajmy ten mecz, bo inaczej moja i Bretta praca, w uszykowaniu domu, pójdzie na marne.- podsumował. Dylan zrobił krok w bok, a ja kiwnąłem mu głową.

Czy źle robię tak się motywując. Być może, jednak nie czuje się z tym źle. Zapewne inni mieli by gdzieś takich cwaniaczków i po prostu nie zwracali by na nich uwagi, jednak nie ja. Przez moje złe doświadczenia w poprzedniej szkole, mam uraz do takich ludzi.

- Thomas!- usłyszałem znajomy krzyk. Momentalnie stanąłem w miejscu, po czym spojrzałem przez ramię. Dylan również zrobił to co ja, a gdy zobaczyliśmy kto mnie woła spojrzeliśmy po sobie.

- Trener? Co on chce?- zapytałem zdziwiony. Dylan momentalnie wzruszył ramionami, po czym oderwał ode mnie wzrok.

- Pewnie tego samego co wcześniej.- stwierdził.

Zmarszczyłem brwi i z powrotem spojrzałem na trenera, który zmierzał w naszą stronę. Mężczyzna jak zawsze przerażał, bo nie wyglądał na typowego wuefistę, który chwali się swoimi osiągnięciami sprzed dwudziestu lat i tłumaczy swój koniec "kariery" jakąś kontuzją. Wygląda bardziej jak pasjonat kulturystyki i mordowania ludzi w ciemnych alejkach.

- Pójdę do reszty.- rzucił krótko szatyn. Od razu kiwnąłem mu głową, a gdy ten ruszył na środek boiska, ja znów spojrzałem na trenera, który pokonał dzielący nas dystans.

- Tak?- zacząłem spoglądając w górę.

- Zmęczony? Po tak pięknych rozgrywkach pewnie tak.- zapytał, a moja reakcja była natychmiastowa. Moje brwi zmarszczyły się w niezrozumieniu, a głowa odchyliła się lekko w tył.

- Tak, jestem zmęczony, ale nie rozgrywałem żadnych akcji. Tylko podawałem piłki, a to nic szczególnego. To Dylan i Brett wykonali najwięcej rzutów.- wyznałem szczerze, po czym zerknąłem przez ramię na chłopaków za mną.

Taka była prawda. Przez cały mecz skupiłem się tylko na pomocy przy podaniu piłki, a rzucanie do kosza sobie odpuściłem, bo najzwyczajniej w świecie nie byłem przekonany co do moich umiejętności.

Odchrzaknąłem, po czym odrywając wzroku od chłopaków, na powrót spojrzałem na trenera. Jego reakcja na moje słowa była naprawdę dziwna, a nawet niepokojąca. Mężczyzna uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów, po czym pokręcił rozbawiony głową. On umie się uśmiechać? Chyba mam zwidy, albo umarłem na skutek przemęczenia i teraz znajduje się w alternatywnej rzeczywistości. To by wyjaśniało czemu Dylan we mnie wierzy.

- Oj chłopcze chłopcze.- zaczął, po czym na powrót przywołał swój neutralny wyraz twarzy.- Tu nie chodzi tylko o celowanie do kosza. Zauważyłem, że potrafisz dobrze się zgrać z resztą. To naprawdę zadziwiające.- dodał czym mnie trochę zaciekawił.

Trochę, ponieważ już znam sytuację jaka panuje w tej drużynie. Zdążyłem się już zorientować, że te goryle przez swoją dumę nie potrafią się dogadać i zapewne mają ogromnego kołka w dupie. Wspominałem już, że są gorsi niż baby z okresem?

- Już pewnie zauważyłeś, że atmosfera, jest...bardzo napięta.- kontynuował. Momentalnie kiwnąłem głową, aby przyznać mu rację.- Przez ich zachowanie od dawna nie zdobyliśmy żadnego pucharu. Parę razy udało nam się wygrać, jednak ostatnio nie jesteśmy nawet blisko podium.

I wtedy coś sobie przypomniałem. Słowa trenera w tym momencie były w stu procentach prawdziwe, ponieważ w jego kantorku nie było żadnych pucharów z tegorocznych i zeszłorocznych zawodów. Tylko teraz nasuwa się kolejne pytanie. Bo przecież nie bez przyczyny mi to mówi.

- Po co mi Pan to mówi?- zapytałem prosto z mostu- Raczej nie będę w stanie tego zmienić. Nie jestem alfą i omegą.

Jego mina po moich słowach nie zmieniła się, jednak instynktownie wyczułem dziwną atmosferę. Trener zabrał większy wdech, po czym skrzyżował dłonie na piersi.

- Oczywiście, że nikt nie jest w stanie zrobić wszystkiego, ale tobie o dziwo udało się zgrać tych debili.- odparł jak gdyby nigdy nic, a ja z wrażenia rozszerzyłem oczy.

Nie spodziewałem się takich słów z ust nauczyciela.

- Thomas, powiem szczerze.- kontynuował.- Jestem bardzo uparty i chcę ci zadać to samo pytanie co wcześniej. Nie chcesz może dołączyć do naszej drużyny? Naprawdę zależy mi, aby w końcu nasza szkoła zaczęła osiągać jakieś sukcesy, a dzięki tobie może uda się zgrać resztę.

Po jego słowach pomiędzy nami nastała cisza, w której to patrzyłem z lekkim dystansem na trenera. Może i polubiłem ten sport, jednak moja decyzja pozostaje niezmienna.

- Bardzo doceniam pana zdanie, jednak odmówię. Dawno nie zajmowałem się malarstwem i chciałbym wrócić właśnie do tego.- wyjaśniłem

Mężczyzna od razu pokiwał głową, po czym westchnął zrezygnowany. Naprawdę chce zająć się malarstwem, chociaż coś czuję, że zapomniałem jak trzymać pędzel w dłoni.

- No cóż.- zaczął prostując się.- Rozumiem, jednak jeśli byś się zdecydował, to wiedz, że dla ciebie znajdzie się miejsce w drużynie.- stwierdził, dalej próbując mnie przekonać- A teraz już ci nie przeszkadzam. Idź na boisko i powiedz mi żeby się ustawili. Ja idę po piłkę.

Kiwnąłem mu głową, po czym bez chwili namysłu ruszyłem z miejsca. Naprawdę nie mam pojęcia jakim cudem tak leniwa osoba jak ja, może być pożądana do zespołu, ale wątpię, abym kiedyś się na to zdecydował. Ja tu nie pasuje.

- Ej!- krzyknąłem w stronę dwóch grup chłopaków. Wszyscy po krótkiej chwili przerwali swoje rozmowy, a gdy spojrzeli w moją stronę postanowiłem kontynuować.- Mamy się już ustawić

Jako pierwszy zareagował Mike, którym momentalnie klasnął w dłonie, po czym kiwnął głową i rzucił krótkie "na miejsca". Nasza drużyna również postanowiła nie marnować czasu i po paru wymianach zdań wszyscy zaczęli się rozchodzić. I ja ruszyłem na swoje miejsce, po czym kładąc dłonie na biodrach, rozejrzałem się po hali. Wszyscy na trybunach byli zajęci rozmową, jednak gawar był zdecydowanie mniejszy nic podczas rozgrywek. Zawsze to ja siedziałem na trybunach obserwując zawodników i nigdy wtedy bym nie pomyślał, że mogę być w odwrotnej sytuacji.

- Ej Theo!- krzyknął znajomy głos.

Na moich ustach momentalnie uformował się lekki uśmiech, bo dobrze wiedziałem co teraz nastąpi. Opanowując swoje emocje spojrzałem przed siebie, po czym umieściłem swój wzrok na Mikeu

- Jeśli masz zamiar powiedzieć coś, przez co mogę stracić kontrolę i ci wyjebać, to proszę, odpuść sobie.- podsumował Theo. Niestety jego słowa nie powstrzymały wyższego.

- Co ty na to, aby przespać się ze mną jeśli któryś z nas wygra? Szansa to pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.- powiedział udając głupka.

Tylko cudem opanowałem się aby nie parsknąć śmiechem. Niestety co poniektórzy nie mieli tyle samokontroli co ja, więc po niespełna paru sekundach w boisku rozległ się głośny śmiech chłopaków z jego drużyny. Momentalnie spojrzałem przez ramię na Theo, a gdy zobaczyłem jego wyraz twarzy pożałowałem, że się odwróciłem. Theo patrzył na Mike'a sukowatym wyrazem twarzy, a jego sama mimika mówiła "Ty tak poważnie?".

- Pierdol się Mike.- podsumował wystawiając środkowy palec w jego stronę.

- Z tobą? Zawsze.- odparł rozkładając dłonie w zachęcającym geście.- Coś czuję, że dzisiejsza impreza będzie dla ciebie niezapomniana.

- Jeśli uda mi się zrzucić ciebie z balkonu to tak. Będzie niezapomniana.- odgryzł mu się.

Pokręciłem rozbawiony głową, a na moich ustach uformował się szeroki uśmiech. Oni są niemożliwi.

- Gotowi!?- krzyknął trener.

Spojrzałem w tamtą stronę, jednak zamiast umieścić swój wzrok na mężczyźnie ja umieściłem go na kimś innym. Z lekko poważnym wyrazem twarzy wpatrywałem się w piwne tęczówki, który w tym momencie wywiercały we mnie dziurę. Dylan kiwnął mi głową, a to znaczyły tylko jedno. On mnie motywował i chciał mi przekazać, że wszystko będzie dobrze.

I będzie. Musi być.

*******

Z lekkim dystansem chwyciłem szklany kieliszek w dłoń, po czym uniosłem go w górę. Tego wieczoru postanowiłem nie pić za dużo ponieważ nie chce następnego dnia zdychać i rozmawiać w sedesem. Niestety mam znajomych jakich mam...moja głowa jutro będzie pękać, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zostawiłem sobie wody przy łóżku.

- Czarno to widzę.- wyszeptałem, po czym bez chwili namysłu stuknąłem się kieliszkiem z Liamem i Stilesem.

Przyłożyłem szkło do ust, po czym przechyliłem go. W ustach momentalnie poczułem ten nieprzyjemny smak alkoholu, a moje gardło zaczęło delikatnie palić. Nie było to tak złe uczucie jak na samym początku imprezy, jednak i tak nie było kolorowo. Skrzywiłem się lekko, po czym z hukiem odstawiłem szklane naczynie na blat kuchenny. Uniosłem głowę, po czym spojrzałem na Stiles'a i Liama, którzy również stali przy blacie, jednak po drugiej stronie rogu.

- Ale z ciebie słaby zawodnik.- skomentował Stiles na co posłałem mu wrogie spojrzenie.

- Och, przepraszam, że ja na co dzień nie pije tak jak ty!- krzyknąłem, aby przebić się przez rozmowy innych i muzykę która dobiegała z salonu.

Stiles momentalnie zwęził usta w wąską linię, po czym lekko speszony spojrzał w dół.

- Stary, to nie było miłe.- odparł Liam.

- Tak wiem.- rzuciłem pewnie. Pochyliłem się nad blatem, po czym opierając łokcie o płytę zbliżyłem się do Stiles'a.- A wiesz czemu tak mówię?- zapytałem. Stiles momentalnie oderwał swój wzrok od kieliszka, po czym przeniósł go na mnie. Chłopak dalej był lekko speszony, więc szybko posłałem mu uśmiech, aby trochę go rozchmurzyć.

- Czemu?- dopytał.

- Ponieważ potrzebujesz, aby ktoś tobą mocno pierdolnął. Stiles nie będę tego ukrywać, ale naprawdę nie podoba mi się to, że przy każdym załamaniu sięgasz po butelkę. Tajemnicą też nie jest to, że wierzę w ciebie i jestem w stu procentach przekonany, że wyjdziesz z tego.- odparłem szczerze.

Bo taka jest prawda. Wcześniej Stiles radził sobie sam i aby pozbyć się bólu, sięgnął po najprostszy, a zarazem najgorszy sposób zapomnienia o problemach. Ale teraz jest inaczej. Teraz ma nas.

- Ale to nie znaczy, że zaraz masz przejść na abstynencję!- krzyknąłem widząc, jak odstawia kieliszek.

Jako pierwszy zareagował Liam, który przez już lekkie upicie nie był w stanie opanować swojego śmiechu. Stiles dopiero po chwili uśmiechnął się lekko, co bardzo mnie ucieszyło. Chłopak spojrzał w moje oczy, po czym kiwnął głową.

Momentalnie wyprostowałem się, po czym spojrzałem na Liama. Chłopak przestał się śmiać, po czym uniósł dłoń i roztrzepał włosy szatyna.

- Właśnie! Nie możesz przestać pić, bo kto będzie mi dzwonić o północy i krzyczał do słuchawki, że mnie kocha bardziej niż własnego brata.- stwierdził rozbawiony.

Stiles momentalnie mało delikatnie klepnął Liama w nadgarstek aby strzepnąć jego rękę, jednak na jego ustach i tak uformował się lekki uśmiech.

- Dla pewności już teraz włączę sobie tryb samolotowy.- odparł

Momentalnie pokręciłem na to głową, po czym zacząłem się rozglądać. Od początku imprezy minęły już jakieś trzy godziny, a nigdzie nie widziałem Dylana. Oczywiście to nie tak, że jego obecność jest mi jakoś potrzebna do szczęścia, jednak wydawało mi się, że powinien być. Przecież mówił, że będzie jak co roku.

- Kogo ty tak szukasz?- zapytał nagle Liam. Momentalnie spuściłem wzrok na blondyna, jednak szybko tego pożałowałem.

Liam patrzył na mnie z dziwnym uśmiechem, godnym samego szaleńca. Dobrze wiedziałem o co mu chodzi.

Po tym jak Liam i Stiles zwierzyli się sobie nawzajem, zaczęli być odważniejsi. Wcześniej rozmowy o gejach mogły być dla nich niezręczne ponieważ ukrywali się przed sobą, jednak gdy tylko ten mur opadł, stali się bardzo otwarci. Po czasie zaczęli również snuć pewne domysły, które ani trochę mi się nie spodobały. Oczywiście tą straszną teorię, o której wam nie powiem, wymyślił Liam. Bo kto inny.

- Kogo szukam pytasz?- zacząłem mrużąc oczy.- Twoich zalotników.- dogryzłem

Niestety to nie sprowadziło Liama na ziemię. Cóż, patrząc na jego uśmiech, tylko go to rozbawiło.

- Och, a myślałam, że pewnego szatyna..

- Liam.- przerwałem mu.- Proszę przestań. Między nami nic nie ma i nie będzie. Za dużo myślicie, a od tego alkoholu, dodatkowo poprzewracało wam się w głowę.- dodałem wyrzucając dłonie w górę.

Liam i Stiles momentalnie spojrzeli po sobie, po czym posłali sobie lekki uśmiech. Naprawdę nie mam bladego pojęcia jak mogli pomyśleć, że mnie i Dylana może coś łączyć. Oczywiście to nie tak, że jest dla mnie nic nieznaczącym człowiekiem. Tak właściwie, to chciałbym się z nim zaprzyjaźnić.

Chyba za dużo wypiłem.

- Oho, o wilku mowa.- powiedział Liam patrząc w kierunku wejścia do salonu.

Chcąc nie chcąc i ja spojrzałem w tamtym kierunku, a mój kącik ust niekontrolowanie uniósł się w górę. Może i przy wejściu było dużo ludzi, jednak bez najmniejszego problemu mogłem dostrzec pewnego szatyna, który został oblężony przez innych uczestników imprezy. Chłopak ubrany był w swój standardowy ubiór, w którego w skład wchodziły granatowe dżinsy, czarne buty i tego samego koloru obcisła bluzka. Dylan, jak na pedanta przystało, wyglądał nienagannie, a jego postawa wzbudzała podziw. I nie chodziło tu tylko o jego pokerową minę, a bardziej na jego wytrzymałość. Parę godzin temu rozgrywaliśmy mecz i to normalne, że każdy po takim wysiłku będzie zmęczony, jednak po nim tego nie widać. Wygląda na wypoczętego, co mnie bardzo dziwi.

Mój wzrok dalej był utkwiony w szatynie co było dużym błędem. Czemu? Ponieważ szatyn musiał to wyczuć. Dylan szybko oderwał wzrok od dziewczyny z którą właśnie rozmawiał, po czym zaczął się rozglądać. Na szczęście szybko zorientowałem się o swoim chwilowym zapatrzeniu i w momencie gdy Dylan spojrzał w moją stronę, ja odwróciłem wzrok...a raczej spuściłem go na kieliszek. Mogę teraz powiedzieć, że nie mam pojęcia, czy Dylan mnie dostrzegł, jednak po niespełna sekundzie poczułem jak patrzy w moją stronę. Ja czułem jego wzrok na sobie.

- Wypijemy jeszcze?- zapytałem unosząc wzrok na Stiles'a i Liama.

I przysięgam. Gdybym miał możliwość zabicia ich obu za paczkę żelków, zrobił bym to, a tymi żelkami wydłubał bym dodatkowo oczy. Ci debile patrzyli na mnie tym swoim wzrokiem mówiącym "widzieliśmy to".

- Liam...Stiles. Jak tam wasze rozterki?- dogryzłem, czym momentalnie sprowadziłem ich na ziemię, bo ich miny stężały.

Niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem i chwyciłem za szklaną butelkę. Uniosłem ją w górę, po czym pomachałem nią w zachęcającym geście. Liam i Stiles nie protestowali, po prostu przesunęli swoje kieliszki w moją stronę.

- Ale z ciebie wredota.- stwierdził Liam.

- To moje drugie imię.- odparłem dumnie, po czym odkręciłem butelkę.

Zacząłem rozlewać przezroczystą ciecz do kieliszków, a gdy skończyłem z hukiem odstawiłem butelkę na blat. Zabraliśmy szklane naczynia w dłonie, po czym nieśliśmy je w górę. Liam i Stiles momentalnie przyłożyli kieliszek do ust, po czym wypili jego zawartość. Obaj krzywiąc się lekko chwycili za swoje kubki z gazowanym napojem po czym unieśli je w górę, aby zneutralizować trochę ten gorzki smak. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem widząc ich miny, po czym i ja uniosłem swój kieliszek.

Miałem już przechylić dłoń i poczuć tą gorycz, jednak nagle zorientowałem się, że czegoś mi brakuje. Może i wypił bym zawartość kieliszka, jednak jak mam to zrobić, gdy nie mam go w dłoni. Zdezorientowany spojrzałem na swoją rękę, po czym zacząłem się rozglądać po blacie.

- Nie pij tyle, bo skończysz leżąc pod płotem.- usłyszałem znajomy głos.

Moja reakcja była natychmiastowa, a emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Z początku wzdrygnąłem się i lekko zdezorientowany spojrzałem na lewo. Pierwsze co dostrzegłem to ten piwne oczy, w których malowało się lekki rozbawienie spowodowane moją reakcją. Później dostrzegłem, że ten wkurzający szatyn trzyma w dłoni coś, co chwilowo należało do mnie. Był to szklany kieliszek z tą jakże gorzką substancją. Po mojej dezorientacji nie zostało ani śladu, ponieważ szybko na mojej twarzy zagościło wkurzenie.

- Uważaj bo zaraz pomyśle, że się o mnie martwisz.- powiedziałem neutralnym tonem. Jest to cud, że opanowałem swoje emocje i nie warknąłem.

Szybko uniosłem swoją dłoń, po czym wyciągnąłem w stronę kieliszka, aby go odebrać. Niestety Dylan miał inne plany i postanowił, że dobrym pomysłem będzie pogranie mi na nerwach. Chłopak szybko odsunął dłoń w tył, przez co moja nawet nie drasnęła jego skóry.

- Oddaj.- powiedziałem stanowczo, nie przejmując się wzrokiem innych na sobie.

Widziałem kątem oka, jak parę osób w kuchni parzy w naszą stronę, jednak mało mnie to interesowało. Zapewne patrzą na nas bo Dylan zrobił teraz ze mnie alkoholika.

- Jeszcze będzie czas na upicie się. Jest dopiero początek imprezy.- stwierdził

- Chyba dla ciebie, ja tu już jestem zdecydowanie dłużej niż ty.- odparłem ponawiając swój ruch.

Dylan z cwanym uśmiechem cofnął się o krok, a ja chcąc odebrać swoją własność przybliżyłem się w jego stronę. Zaczęliśmy pojawiać swoje ruchy, co skutkowało tym, iż parę pojedynczych kropelek wyleciało z kieliszka i spłynęło po kostkach szatyna. Wolna przestrzeń za Dylanem w końcu musiała się skończyć więc już po paru krokach natrafił on na kuchenny blat. Chłopak zerknął na chwilę w tył, po czym znów umieścił na mnie swój wzrok.

- Oddaj. Kieliszek.- powiedziałem poważnie, wystawiając dłoń w jego stronę.

Niestety szatyn nie przestraszył się moim tonem. Dylan uśmiechnął się lekko, po czym kiwnął głową.

- Skoro nalegasz.- powiedział wzdychając

Myślałem, że szatyn po prostu odda mi kieliszek i będzie po sprawie, niestety ten wkurzający szatyn miał inne plany. Dylan opuścił dłoń, po czym jak gdyby nigdy nic przechylił kieliszek i wylał jego zawartość do zlewu. Momentalnie rozszerzyłem usta i co chwilę skakałem wzrokiem od zlewu do Dylana.

- Proszę bardzo. Oto twój kieliszek.- powiedział wyciągając przedmiot w moją stronę. Zwęziłem wrogo brwi, po czym mało delikatnie wyrwałem mu kieliszek z ręki.

- Ty nie bądź taki do przodu bo ci z tyłu zabraknie.- odgryzłem się

Dylan parsknął na to krótkim śmiechem, a jego lekki uśmiech był ostatnią rzeczą którą u niego zobaczyłem, ponieważ od razu obróciłem się tyłem.

- I tak się napije.- dodałem unosząc dłoń.

Podszedłem do blatu, po czym chwyciłem butelkę w dłoń. Miałem już zacząć sobie nalewać, jednak przeszkodziły mi w tym niemalże molestujące spojrzenia. Szybko uniosłem swój wzrok, po czym spojrzałem przed siebie na dwóch debili.

- Ani słowa.- zaznaczyłem widząc na twarzy Liama cwany uśmiech.

- Tak właściwie to Dylan ma rację. Lepiej powstrzymaj się przed piciem.- usłyszałem kolejny znajomy głos.

Nim się spostrzegłem pomiędzy mną, a Liamem pojawiły się dwie dobrze znane mi osoby. Dylan, który jak gdyby nigdy nic, stanął zaraz obok mnie oraz Brett, który stanął na rogu wyspy kuchennej zaraz obok Liama. Opanowałem się aby nie spojrzeć na szatyna, po czym umieściłem swój zaciekawiony wzrok na wyższym.

- Czemu mam się powstrzymać?- zapytałem marszcząc brwi. Reakcja Bretta na moje słowa była natychmiastowa. Chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, po czym znów na mnie.

- Mamy taką tradycję po meczu.- zaczął, niestety nie było mu dane dokończyć, ponieważ brak dźwięków muzyki dobiegający z salonu skutecznie odwrócił naszą uwagę.

Momentalnie całą piątką spojrzeliśmy w tamtą stronę, a nasz wzrok poszedł za tłumem. Każdy patrzył w jedno miejsce, a raczej na pewnego szatyna, który stanął na krześle. Czemu mnie nie dziwi iż był to Mike. Chłopak był na tyle charyzmatyczny, że jego zachowanie nawet nie zdziwiło innych uczestników imprezy.

- Witam wszystkich na tej jakże wspaniałej imprezie, która swoją niewinnością dorównuje dziewictwu Theo...- zaczął elokwentnie

Momentalnie przyłożyłem dłoń do ust, aby opanować swoje emocje, jednak i tak nie potrafiłem opanować tego pojedynczego parsknięcia.

- Co to ma znaczyć!?- krzyknął wkurzony Theo z drugiego końca salonu. Mike momentalnie obrócił się w jego stronę, po czym posłał mu swój cwany uśmiech.

- A to, że cię dziś rozdziewicze.- odparł zadowolony.

W salonie momentalnie zapanował gwar. Prawie każdy zaczął się śmiać, a jeszcze inni zaczęli gwizdać na te jakże odważne słowa Mike'a. Twarz Theo w tym momencie była cała czerwona i z pewnością nie było to spowodowane alkoholem.

- Dobra dobra!- krzyknął Mike aby opanować śmiech innych.- O moim i Theo intymnym życiu trochę później. Teraz przejdźmy do konkretów, a mianowicie.- uciął, po czym wyrzucił dłonie w górę.- Czes aby rozpocząć naszą coroczną tradycje!

Reakcja tłumu była natychmiastowa. Każdy zaczął krzyczeć i gwizdać, przez co miałem wrażenie, że moje bębenki zaraz pękną. Momentalnie zakryłem uszy dłońmi, po czym spojrzałem na reakcję innych. Oni chyba byli przyzwyczajeni do takich krzyków, ponieważ z niewzruszoną miną patrzyli w stronę salonu. Jednak jedna osoba wyczuła, że patrzę w ich stronę. Z opóźnionym refleksem Dylan oderwał swój wzrok od Mike'a, po czym przeniósł go na mnie, no i cóż, jego reakcja była oczywista. Chłopak zjechał mnie wzrokiem, a gdy zorientował się co jest grane, na jego ustach uformował się lekki uśmiech. Może i mam przyłożone dłonie do uszu, a jedyne dźwięki jakie słyszę to odgłos wiwatującego tłumu, jednak po unoszących i opadających ramionach szatyna, wnioskuje, że właśnie w tym momencie śmieje się ze mnie. Może i ma ładny uśmiech, jednak to nie pozwala mu na to, aby się ze mnie śmiał. Momentalnie zmarszczyłem brwi, po czym posłałem mu najbardziej wrogie spojrzenie jakie tylko potrafiłem wykonać.

- Chuj.- podsumowałem.

Gdy emocje wszystkich opadły oderwałem dłonie od uszu i odetchnąłem z ulgą. Znaczy...chciałem to zrobić jednak gdy tylko poczułem wzrok innych na sobie, mój żołądek skręcił się jeszcze bardziej. Co jest grane?

- Chodź.- powiedział nagle Dylan, przez co zerknąłem na niego.

Chłopak ruszył z miejsca i kiwnął mi głową, w geście abym podążył zanim. Nie myśląc długo postanowiłem wykonać jego prośbę, bo o dziwo - ufałem mu. Przeszliśmy przez kuchnię, po czym pod czujnym okiem innych weszliśmy do dużego salonu. Szedłem za Dylanem, a z każdym kolejnym krokiem czułem jeszcze większy dyskomfort, ponieważ nie miałem pojęcia co za chwilę się wydarzy.

- No nareszcie.- powiedział zadowolony Mike w momencie gdy znaleźliśmy się na środku salonu.

- O co chodzi?- zapytałem, nie ukrywając zdziwienia ich zachowaniem.

Moje pytanie momentalnie zwróciło uwagę innych, jednak jako pierwszy zareagował Mike. Chłopak z ogromnym uśmiechem zeskoczył z krzesła, po czym w paru odważnych krokach znalazł się tuż przede mną. Lekko zakłopotany, zerknąłem na resztę, a widząc ich lekkie uśmiechy jeszcze bardziej się zaniepokoiłem.

- Jesteś nowy więc to normalne, że możesz nie rozumieć.- zaczął, przeskakując lekko z palców na pięty.- Ale już ci wyjaśniam. Jak co roku organizujemy imprezę u jednego z członków wygranej drużyny. To nasza tradycja, jednak jest jeszcze coś. Zwycięska drużyna dzięki wygranej upokarza drugą, dlatego w odwecie wymyśliliśmy pewną grę, dzięki której przegrani mogą się odegrać i zadać wygranym bardzo kompromitujące pytania.- uciął, a na jego twarzy zagościł cwany uśmiech

- A to znaczy...

- Że dziś poznamy waszą ciemną stronę.- przerwał mi, po czym układając dłoń na mojej klatce piersiowej, pchnął mnie w tył.

Moje ciało jak szmaciana lalka poddało się grawitacji i nim się spostrzegłem wylądowałem na sofie za mną. Lekko zszokowany spojrzałem na osobę obok mnie, na którą przypadkowo wpadłem swoją nogą, a gdy zobaczyłem Dylana, przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze. Chłopak zaśmiał się na moją reakcję, a ja w tym samym momencie ściągnąłem swoją nogę z jego kolana. Oderwałem od niego wzrok, po czym spojrzałem na Mike'a, bo do głowy nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie.

- Ale skoro to tylko pytania, to równie dobrze mogę na nie nie odpowiedzieć. Co wtedy?- dopytałem.

- Thomas...co ty! Bawić się nie umiesz?- zażartował.- Ale jeśli chcesz wiedzieć to spokojnie, na to też mamy rozwiązanie. Jeśli nie odpowiesz na pytanie reszta drużyny musi wypić kieliszek, a z każdą kolejną odmową ta liczba rośnie. Jeśli odmówisz raz, piją jeden kieliszek. Jeśli nie odpowiesz drugi, piją dwa kieliszki.

- To w sumie fajny sposób, aby ich upić.- odparłem zadowolony, po czym z cwaniackim uśmiechem zerknąłem na resztę drużyny.

Dylan, Brett, Michael i Theo momentalnie spojrzeli w moją stronę, po czym posłali mi znaczące spojrzenie, które mówiło "nawet nie próbuj".

- No tak, tylko istnieje pewna niepisana zasada. Jeśli kogoś w ten sposób upijesz, ta osoba może ci wypierdolić bez żadnych konsekwencji. Kiedyś tak upiłem jednego chłopaka, a później złapał mnie na następnej imprezie.- wyjaśnił jak gdyby nigdy nic.

- Poważnie?- zapytałem niedowierzając co wywołało tylko śmiech innych.- A gadasz jeszcze z tym chłopakiem?

- Czy gadam?- zapytał parskają śmiechem, po czym uniósł swoją dłoń i kciukiem wskazał na Luke'a.- Przyjaźnimy się od tamtego czasu.

Z niedowierzaniem i lekkim rozbawieniem rozszerzyłem oczy, po czym nie wiedząc czemu spojrzałem na Dylana po mojej prawej stronie. Chłopak również zerknął na mnie, po czym zaśmiał się lekko widząc moją reakcję.

- Wy jesteście jedną wielką dysfunkcją!- krzyknąłem spoglądając na resztę

- Im dziwniej tym lepiej.- odparł mi Mike rozkładając ręce.

Po chwilowym szoku, pokręciłem głową, po czym zrezygnowany opadłem na sofę. Przegrana drużyna momentalnie zająła się organizacją alkoholu i kieliszków, które już po chwili zostały rozdane każdemu z nas. Z niedowierzaniem patrzyłem na szklane naczynie w mojej ręce, a mentalnie strzelałem sobie z pięćdziesiąt liści na sekundę, ponieważ pije już od początku imprezy. Jeśli te debile nie odpowiedzą na pytania to umrę śmiercią tragiczną...ale nie przez alkohol...umrę przez moją matkę, która nie będzie się powstrzymywać i użyje jednego ze swoich młotków do ubijania.

Z lekkim przestrachem obróciłem głowę w prawo, ponieważ wyczułem jak pewien szatyn patrzy się na mnie. I nie myliłem się. Dylan patrzył na mnie, a w jego oczach dostrzegłem małą iskierkę rozbawienia.

- A nie mówiłem, żebyś nie pił.- powiedział dumnie.

- Nikt mi nie powiedział!- warknąłem szeptem.

No krew się gotuje.

Dylan po moich słowach uniósł kącik ust, po czym spojrzał przed siebie.

- Ach no tak. Ja miałem ci powiedzieć.- odparł zadowolony.

I wtedy nie wytrzymałem momentalnie wyrzuciłem swój kieliszek gdzieś obok, po czym przyłożyłem swoje dłonie do jego bioder. Chłopak nie był świadomy co zaraz zrobię i to było w tym najpiękniejsze. Nie był świadomy tego, że za chwilę wydrze się jak głupi. Ułożyłem dłonie na jego biodrach, po czym z całej siły zacząłem go łaskotać.

Jego reakcja była natychmiastowa oraz bardzo satysfakcjonująca. Dylan wzdrygnął się i uniósł lekko w górę, a z jego ust wydobył się głośny krzyk. Może i taki okrzyk zwrócił by uwagę innych, jednak bardziej zainteresowało ich to czemu Dylan wylądował na podłodze. Tak, gdy podskoczył dodatkowo go popchnąłem.

W salonie zapanowała cisza w której to, wzrok każdego zwrócony był w kierunku szatyna. Chłopak przez pierwsze parę sekund nie ruszał się, a jedynie patrzył przed siebie. Zapewne był zdezorientowany całą tą sytuacją.

- Dylan, spokojnie. Jeszcze znajdziesz czas, aby poleżeć na ziemi.- powiedziałem udając zaskoczenie jego zachowaniem.

Wszyscy w salonie momentalnie wybuchli śmiechem, czego i ja nie potrafiłem powstrzymać. Dylan spojrzał na mnie z dołu, posyłając wrogie spojrzenie, natomiast ja, pochylając głowę w bok, wykrzywiłem swoje usta w przesłodzonym uśmiechu.

- Wredota.- podsumował, po czym ścisnął moją kostkę.

Wyrwałem swoje chude nogi z jego uścisku, a Dylan zaczął powoli wstawać. Gdy zajął miejsce obok mnie spojrzeliśmy na siebie i niemalże w tym samym momencie pokręciliśmy głową. Lubię go wkurzać. To takie zabawne.

- Gotowi?- zapytał Mike

Momentalnie wyszukałem swojego kieliszka, po czym rozsiadłem się wygodnie na kanapie. Mike w międzyczasie otrzepał krzesło, na którym stał, po czym ustawiając je przed nami usiadł na nim z zadowoleniem. Wyglądało to jak przesłuchanie i też się tak czułem. Mam nadzieję, że nie będzie strasznych pytań.

*******

Nie mogąc wytrzymać odchyliłem głowę w tył opierając ją o zagłówek, a swoje dłonie ułożyłem na brzuchu, który w tym momencie bolał niemiłosiernie. Od parunastu minut nie mogę powstrzymać swojego śmiechu, ponieważ historię opowiadane przez resztę są naprawdę zabawne. Dzięki tej grze dowiedziałem się wielu rzeczy o reszcie drużyny.

Dowiedziałem się między innymi iż Brett po obejrzeniu horroru nie lubi schodzić do piwnicy, bo najzwyczajniej w świecie ma wtedy czarne myśli. Dowiedziałem się też, że Theo boi się wind i jazdy samochodem przed tirem, jednak to co dowiedziałem się o Dylanie było zdecydowanie ciekawsze. Szatyn wyznał z ogromną niechęcią, iż kiedyś przestraszył się maskotki Shreka, która przyjechała do ich przedszkola, aby zrobić grupowe zdjęcia. Powiedział, że schował się wtedy w toalecie i nie wychodził, aż do zniknięcia maskotki.

Oczywiście nie obyło się bez karnych kieliszków, po pytaniu Alexa które brzmiało "jakie pozycje z kamasutry lubimy najbardziej". I to wszystko dzięki Theo, który zrezygnował z odpowiedzi, bo Mike niemalże molestował go wzrokiem. Wszyscy byliśmy zmuszeni wypić kieliszka. Ja nie byłem lepszy. Też odmówiłem, gdy Luke powiedział iż mamy przeczytać na głos swoją historię wyszukiwarki.

- Teraz ty młody.- pospieszył Mike, spoglądając w moją stronę.- chwal się, kiedy i jak doszło do twojego pierwszego związku. Kto był tym szczęściarzem.

Momentalnie przewróciłem na to oczy, jednak na moich ustach i tak uformował się ten lekki uśmiech. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie, po czym poczekałem, aż szum lekko opadnie.

- Nie szczęściarzem, a jak już to szczęściarą.- poprawiłem go.- Mój pierwszy związek był z dziewczyną.- dodałem na co niektórzy ucichli.

Reakcja innych na moją wypowiedź była naprawdę dziwna, jednak gdy tylko zrozumiałem o co im chodzi poczułem małe wkurzenie.

Oh, no oczywiście. Przecież to takie nieprawdopodobne aby gej miał kiedyś dziewczyna. Przecież ja od razu zrozumiałem, że lubię mężczyzn. Poza tym... mój pierwszy związek powstał w bardzo dziwnych i nietypowych okolicznościach.

- W takim razie mów.- dodał Mike, którego ani trochę nie zdziwiło moje wyznanie.

- To było w drugiej albo w trzeciej klasie podczas świetlicy. Siedziałem wtedy przy ławce i jak każde dziecko rysowałem sobie durnoty w zeszycie. Dużo uczniów wtedy latało po klasie i po prostu rozmawiało. W pewnym momencie dziewczyna przede mną w ławce odwróciła się w moją stronę i zaczęła zagadywać. Nie chciałem być niemiły, więc po prostu ją słuchałem, a z nudów ręką pisałem po zeszycie. Nie wiem co mi wtedy do głowy strzeliło, ale nagle narysowałem serce i nasze inicjały w środku- zaśmiałem się lekko na to wspomnienie.- Dziewczyna to zobaczyła i od razu zapytała czy to coś znaczy. Byłem tak zestresowany tą sytuacją, że zaproponowałem jej związek. Zgodziła się.

Po moich słowach w salonie zapanowała cisza, a napięcie jakie powstało niemile na mnie oddziaływało. Czułem na siebie wzrok innych, a z każdą kolejną sekunda czułem się jeszcze bardziej nieswojo. No ale cóż...to napięcie w końcu musiało eksplodować. Salon po paru chwilach wypełnił się śmiechem innych. Hałas był na tyle głośny, że nie zdziwił bym się, gdyby nagle zwabił tu psa Berthy. Tego bym nie chciał.

Z zażenowania oparłem się o sofę, po czym przetarłem swoją już i tak zmęczoną twarz dłońmi. Każdy śmiał się z mojej głupiej wypowiedzi, a najbardziej Dylan, którego uderzyłem w ramię. Chłopak patrzył na mnie z rozbawieniem, na co niekontrolowanie uniosłem kącik ust.

- Ha ha. Bardzo zabawne.- przewróciłem oczami.

- Dla nas tak.- podsumował Mike- Dobra, bo przed nami ostatnie pytanie, a wy w miarę trzeźwi jesteście.- dodał klaskajac w dłonie.- Teraz coś mocniejszego. Jakie macie fetysze podczas seksu?

W salonie momentalnie zapanował gwar, a ja z niemocy przewróciłem oczami. Wykonałem ten gest nie ze względu na pytanie. Zrobiłem to, bo widziałem jak po zadaniu pytania, Mike spojrzał z zaciekawieniem na Theo, który de facto był pierwszy w kolejce.

Zaśmiałem się lekko pod nosem, po czym wychyliłem się lekko w przód aby spojrzeć na Theo. Chłopak wyglądał na wkurzonego, bo dobrze wiedział jakie intencje ma Mike.

- Theo.- powiedziałem

- Nawet.- dodał Dylan

- Nie.- wymamrotał Brett

- Próbuj.- dokończył Michael

Dobrze wiedzieliśmy co chciał powiedzieć teraz Theo. Chciał zrezygnować, a to skutkowało by naszym karnym kieliszkiem. Na szczęście szatyn postanowił nam odpłacić. Chłopak westchnął, po czym z wkurzeniem spojrzał na Mike'a.

- Pejcze, łańcuchy i kajdanki .- wymamrotał , zapewne łudząc się, że odstraszy tym Mike'a.

Niestety nie udało się, a jedynymi osobami, którymi były zaskoczone, byliśmy my. W salonie rozległ się głośny gwizd innych, a ja z rozbawieniem spojrzałem na Dylana. Chłopak wyczuł to i już po chwili nasze spojrzenia skrzyżowały się.

- Ostro.- podsumowałem na co ten parsknął śmiechem

- I widzisz! Pasujemy do siebie idealnie.- rzucił szybko Mike, z trudem przebijając się przez tłum.

Theo nie skomentował tego, a jedynie wyciągnął dłoń w stronę szatyna i pokazał mu środkowy palec.

- Jeszcze zmienisz zdanie.- odparł, po czym zacmokał i puścił mu oczko.- No dobra, następny. Michael...

- Duże piersi i tyłek.- odparł dumnie. Niestety Mike nie pałał do niego dużą sympatią dlatego szybko sprowadził go na ziemię.

- Czemu mnie to nie dziwi. To takie typowe u ciebie.- zacmokał kręcąc głową, a w pomieszczeniu rozniósł się głośny śmiech innych.

Zerknąłem na Michaela, a widząc jego reakcje domyśliłem się, że i on nie jest mile nastawiony do Mike'a. Chłopak może i uśmiechał się jednak z oczu bez problemu wyczytałem iż jest lekko wkurzony docinką szatyna.

- Dobra, następny. Brett! Przyszły szwagrze mojego przyjaciela! Mów co cię kręci.

- Strzelanie z pistoletu do uciekającego blondyna.- odparł, po czym powoli obrócił głowę w stronę Luke'a.

Chłopak, który siedział w tym momencie na fotelu przełknął ślinę, po czym zabrał rękę z tali Olivi, która de facto siedziała na oparciu. Dziewczyna na wzrok swojego brata przewróciła oczami i westchnęła głośno.

- Luke. Chce pić.- powiedziała chwytając blondyna za nadgarstek, po czym pociągnęła go za sobą. Chłopak nie protestował, a po prostu wstał z fotela i podążył za dziewczyną.

Para zniknęła w tłumie, a w tym samym momencie Mike zwrócił się do Bretta.

- Masz dosyć dziwne fetysze, o których nawet ja nie słyszałem, a to raczej nie możliwe. Chyba już nic nie powinno mnie zaskoczyć.- powiedział marszcząc brodę i z uznaniem kiwając głową.

Przewróciłem rozbawiony oczami, po czym oparłem przedramię o podłokietnik. Czy tą gra może być dziwniejsza?!

- Dobra. Teraz ty Dylan. Chwal się wszystkim co za brudne myśli chodzą ci po głowie.- krzyknął klaszcząc w dłonie.

W salonie znów zapanował gwar, a przez moje ciało przeszły dziwna fala zażenowania. I nie chodzi tu o samą abstrakcyjność tej gry. Tu chodzi o to co zrobił Mike zaraz po przywołaniu Dylana. On dosłownie na ułamek sekundy zerknął w moją stronę. I może nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż zrobił to w dość nietypowy sposób. Jakby to co powiedział dotyczyło mnie. Naprawdę nie mam pojęcia co ten chłopak ma w głowie.

- Zadrapania na plecach.- Rzucił jak gdyby nigdy nic.

W pomieszczeniu momentalnie zapanowała lekka cisza, a po niespełna paru sekundach co poniektórzy zaczęli przeciągać literkę u.

Jak mam być szczery. Nie rozumiem ich ekscytacji. To coś zwykłego co raczej występuje podczas każdego stosunku. Albo wydaje mi się tylko, bo to mój naturalny odruch.

- Też lubię, gdy chłopak pokazuje pazurki.- odparł mu elokwentnie Mike, po czym zmienił swój wyraz twarzy i spojrzał w stronę Theo w ten swój dwuznaczny sposób.

- Zapomnij.

- Zgrywasz niedostępnego. Lubię to- zaczął, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.- To teraz ty drogi przyjacielu. Mów jakie to brudne myśli chodzą ci po głowie.

Niekontrolowanie spiąłem się lekko, po czym zabrałem większy wdech. Gdy byłem biernym słuchaczem, myślałem, że powiedzenie o swoich fetyszach będzie czymś łatwym. Niestety myliłem się. Czułem się z tym lekko niezręcznie, jednak muszę to powiedzieć, aby nie spalić się już na pierwszym pytanie. Poza tym, jeśli bym odmówił, każdy pomyślał by, że mam jakiś chory fetysz.

Dlatego ostatecznie, postanowiłem powiedzieć co tak naprawdę mnie kręci, żeby mieć to za sobą.

- Podduszanie.- odparłem

Naprawdę musiałem się namęczyć, aby ukryć swoje zażenowanie. Reakcja innych była natychmiastowa i oczywista. Każdy zaczął przeciągać literkę 'u', a jeszcze inni zaczęli głośno gwizdać. Zrezygnowany przewróciłem na to oczami, bo tylko tak potrafiłem zareagować na tą sytuację.

- Dobra, koniec tego upokarzania. Idę zapalić!- krzyknąłem wstając, co tylko spotkało się z śmiechem innych.

Całe szczęście nikt nie protestował i nawet parę osób przyznało mi rację, że to już czas na dalsze świętowanie.

Westchnąłem głośno, po czym nie myśląc długo ruszyłem w stronę wyjścia. Nie uważam, że ta gra mi się znudziła, bo była naprawdę ciekawa i pozwoliła mi lepiej poznać innych, jednak miała też swój minus. Przez tak dużą ilość osób, w salonie zrobiło się duszno, co tylko pobudzało alkohol w moich żyłach. Teraz jedyne czego pragnąłem to wyjść na świeże powietrze i - o ironio - zapalić.

Przeciągnąłem się przez wąski korytarz, po czym czym opuściłem dom Bretta. Na ganku było dużo osób, dlatego bez chwili namysłu ruszyłem gdzieś na ubocze. Chciałem pobyć chwilę sam, aby trochę opanować swoje myśli, dlatego ucieszyłem się gdy za winklem nikogo nie zastałem. Nagle usłyszałem głośną muzykę, która na powrót zaczęła rozbrzmiewać w salonie, jednak na całe szczęście nie było to bardzo denerwujące.

Sięgnąłem do kieszeni spodni, po czym wyciągnąłem niebieskie opakowanie wraz z jasnobrązową zapalniczką.

Szybko otworzyłem ją i bez zawahania włożyłem jednego papierosa do ust. Dawno nie paliłem, więc głód tytoniowy zaczął mi doskwierać, czego szczerze nie lubię. Jestem wtedy nadpobudliwy i bardzo nerwowy. Miałem już zamknąć paczkę, jednak nim zdążyłem to zrobić, ktoś podszedł do mnie i bez pytania wyciągnął jednego papierosa z paczki.

Moja brew drgnęła na to jakże odważne zachowanie, a utrata jednego cennego papierosa zrodziło we mnie uczucie frustracji. Momentalnie uniosłem wzrok na osobę, która dokonała tego, jakże haniebnego czynu, a gdy tylko zorientowałem się, kto to zrobił jeszcze bardziej się wkurzyłem.

- Ty się prosisz o wpierdol.- stwierdziłem patrząc wrogo w piwne tęczówki szatyna.

Dylan jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami, po czym kiwnął głową w kierunku zapalniczki

- Poczęstujesz mnie ogniem?- zapytał, na co uniosłem brwi w górę.

Nie miałem pojęcia czy chce mu pożyczyć tego ognia, czy też zostawić go na pastwę losu. Wiedziałem natomiast jedno. Skoro oficjalnie nie należę już do drużyny czas wrócić do naszych wcześniejszych standardów i zacząć się z nim droczyć.

- To zależy.- powiedziałem wyciągając fajkę z ust, po czym uformowałem na twarzy cwany uśmiech. Dylan przekręcił głowę w bok, po czym uniósł jedną brew

- Od czego?- dopytał zaciekawiony, błądząc wzrokiem po mojej twarzy.

Dylan nie był mocno pijany jednak po jego postawie gołym okiem można było dostrzec obecność alkoholu w jego organiźmie. Może i rozbawiła by mnie jego postawa, jednak jego intensywny wzrok uniemożliwiał mi to.

- Od tego czy dalej będziesz nam zajmować boisko. W poniedziałek mamy zajęcia i miło by było, aby zajęcia z malarstwa odbyły się właśnie tam.- wyjaśniłem

Dylan momentalnie skrzywił się lekko, po czym nabrał większego powietrza w płuca. Wiedziałem, że ta propozycja może mu się nie spodobać, jednak nie zamierzam odpuścić.

- Czyli trener nie zdołał cie zatrzymać w drużynie?- zapytał po krótkiej chwili.

- Nie, ale jakie to ma znaczenie. Przecież nawet gdybym zdecydował się zostać, to też bym dążył do tego, aby kółko malarskie miało dostęp do tej sali.- odparłem, po czym na powrót włożyłem fajkę do ust.

Uniosłem dłoń w górę, po czym kliknąłem parę razy, aby odpalić zapalniczkę. Jasny ogień wydobył się z małego urzędzie podpalając tytoń, a gdy zaciągnąłem się, dym mile podrażniło moje gardło. Zgasiłem zapalniczkę, opuszczając dłoń w dół, po czym spojrzałem na szatyna przede mną.

- Podsumowując. Skoro nie chcesz dać nam wolnej przestrzeni, to ode mnie nie dostaniesz zapalniczki.- odparłem zadowolony.

Niestety Dylan nie dał za wygraną. Szatyn wyciągnął dłoń w stronę zapalniczki, a ja szybko schowałem ją do kieszeni. Z papierosem w ustach zaśmiałem się lekko z jego nieudanego planu, jednak moje zadowolenie nie trwało długo. Czemu? Ponieważ Dylan'owi nie chodziło o zabranie zapalniczki, a o coś znacznie odważniejszego. Nie mam pojęcia co mu chodzi po głowie, ale na sto procent ten człowiek nie powinien pić.

Szatyn zbliżył się w moją stronę, po czym chwycił dłonią moje policzka. Znieruchomiałem na ten gest, a moje oczy rozszerzyły się lekko. Z trudem utrzymałem papierosa w ustach, który tlił się lekko. Z lekkim niepokojem spojrzałem w jego oczy, a widząc jego poważny wyraz twarzy jeszcze bardziej się zaniepokoiłem.

- Trzeba było mi pożyczyć zapalniczkę.- powiedział zadowolony, po czym włożył papierosa pomiędzy usta.

Szatyn spojrzał w dół, po czym łącząc końcówki, odpalił swojego papierosa. Moje mięśnie spięły się lekko, jednak nie dałem tego po sobie zobaczyć.

Całe szczęście po prostu sekundach szatyn odsunął się ode mnie i z zadowoleniem zaciągnął już odpaloną fajka. Ja natomiast zabrałem większy wdech, ponieważ przez tak odważne zachowanie szatyna zapomniałem jak się oddycha. Chyba też powinienem rzucić picie.

- Kutas.- odparłem zaciągając się fajką i chwytając ja w dłonie.

Dylan parsknął krótkim śmiechem, jednak nic nie odpowiedział.

Zrezygnowany oparłem się o ścianę budynku, po czym spojrzałem w górę na niebo. Dziś nie było gwiazd, a jasny księżyc.

- Ej Dyl.- zacząłem coś sobie uświadamiając.- Czemu tak właśnie Brett tak bardzo pilnuje Olivi? Znaczy...ja rozumiem, że to jego siostra i zapewne martwi się o nią bo jest młodsza, ale nie wydaje ci się, że troche przesądza? Poznałem Luke'a i nie wydaje się być złym gościem.- zapytałem spoglądając na szatyna, a po moich plecach przeszły dziwne dreszcze.

To przez jego głupie zachowanie...i przez moją głupią wyobraźnię.

- Cóż.- zaczął wypuszczając dym z ust.- Mając takich rodziców wcale mi się nie dziwię.- wyjaśnił jak gdyby nigdy nic, na co momentalnie posłałem mu pytające spojrzenie, chcąc dalszego wyjaśnienia. Dylan westchnął głośno, po czym kontynuował.- Ich rodzice od zawsze byli zabiegani i więcej ich nie było niż byli. To ludzie biznesu i często wyjeżdżają w delegację. Robią to odkąd pamiętam, więc często zostawiali ich z opiekunką, a gdy podrośli zostali sami. Brett przez ich brak szybciej dojrzał, bo czuł się odpowiedzialny za Olivię.- uciął na moment, aby zaciągnąć się papierosem.

- Dlatego zachowuje się jak ojciec?- dopytałem.

Dylan wypuścił dym z ust, po czym kiwnął mi głową. Momentalnie złączyłem usta w wąską linię, po czym spojrzałem gdzieś w bok. Nie miałem pojęcia, że za jego kompleksem brata może kryć się taka historia. Ja osobiście nie wyobrażam sobie co mogli czuć przez te lata, bo moi rodzice mimo swojej pracy poświęcali mi bardzo dużo uwagi.

- Tutaj się schowaliście!- krzyknął ktoś wychodząc zza rogu.

Momentalnie spojrzeliśmy w tamtą stronę, a naszym oczom ukazała się grupa dobrze mi znanych ludzi. Michael, Alex oraz trójka dziewczyn, które widziałem już wcześniej. Cała piątka zmierzała w naszą stronę z ogromnym uśmiechem na twarzach, jednak nią za bardzo widziało mi się, aby poświęcać im swój wolny czas.

Grupka stanęła przy nas, jednak to Michael wyszedł przed szereg. Chłopak z piwem dłonie rozłożył ramiona, po czym krzyknął.

- Co za piękny wieczór! Nic tylko świętować!- rzucił cwaniacko.- Czemu uciekliście?

Momentalnie spojrzałem na Dylana przede mną, a gdy posłaliśmy sobie znaczące spojrzenie znów zetknęliśmy na Michaela.

- A nie widać?- zapytał Dylan unosząc dłoń z fajką w górę.- złota zasada Bretta to "nie palimy w domu".

Michael momentalnie przegryzł dolną wargę, po czym kiwnął mu głową. Chłopak po paru krótszych chwilach ciszy westchnął głośno, po czym zerknął w moją stronę. Jego cwaniacki uśmiech nadal błądził na twarzy co ani trochę mi się nie podobało. Nie szczególnie przepadam za tym gościem.

- Thomas! Gwiazdo naszego dzisiejszego meczu!- krzyknął ruszając w moją stronę. Chłopak stanął obok mnie, po czym zarzucając mi rękę przez ramię przyciągnął w swoją stronę. Zachwiałem się lekko, jednak całe szczęście szybko złapałem równowagę.- Chyba nie było okazji, aby przedstawić ci moje gwiazdy.- dodał wskazując dłonią z piwem na dziewczyny.

Momentalnie spojrzałem w tamtym kierunku i nim się spostrzegłem przede mną stanęła szczupła brunetka, z mocnym makijażem. Dziewczyna wyciągnęła dłoń w moją stronę, po czym uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Sophia.- rzuciła.

Z lekkim dystansem przełożyłem fajkę z jednej ręki do drugiej, po czym scisnąłem dłoń dziewczyny.

- Thomas.- odparłem z grzeczności.

Dziewczyna kiwnęła mi głową, po czym odsunęła się w bok i wskazała na osoby za nią.

- Alexa już pewnie znasz, więc poznaj Tracy.- powiedziała wskazując na dziewczynę pod ramieniem wcześniej wspomnianego chłopaka.- Oraz Madison- dodała wskazując na niską blondynę o porcelanowej cerze. Kojarzę tą dziewczynę. To właśnie ona pocałowała mnie w policzek...teraz przynajmniej znam jej imię.

Momentalnie kiwnąłem im głową, a gdy odpowiedzieli mi tym samym przeniosłem swój wzrok na Dylana. Chłopak nie był ani trochę zainteresowany tym co mówili i najzwyczajniej w świecie kończył palić swojego papierosa.

- Dużo się o sobie dziś dowiedzieliśmy.- dodał nagle Michael. Momentalnie zerknął na niego w górę, po czym wolną ręką ściągnąłem jego dłoń z mojego ramienia.

- Tak. Chyba o to chodziło w tej grze. Aby poznać się bliżej i przy okazji wydobyć trochę żenujących sytuacji.- odparłem zdawkowo.

Chłopak momentalnie uniósł kącik ust w dziwny sposób, po czym zerknął na Madison i znów na mnie.

- A powiedz mi Thomas. Jak to z tobą jest. Ty serio jesteś tym gejem?- zapytał, a ja uniosłem jedną brew i spojrzałem na niego jak na wariata.

- Tak. Czemu pytasz.

- Bo nie wyglądasz na niego.- odparł, a po jego słowach poczułem dziwną mieszankę uczuć. Zdziwienia połączonego z frustracją.

- Niby czemu? Raczej nie wyświetlają nam się nad głową wielkie neony z napisem "hej, jestem gejem".

- No nie. Ale to widać, gdy facet jest gejem. Zawsze noszą te swoje różowe koszulki, malują paznokcie, zawsze trzymają się blisko dziewczyn i dbają o czystość.- wyjaśnił, a moje wkurzenie powoli zaczęło rosnąć.

Od zawsze wkurzały mnie te stereotypy o gejach. Ludzie myślą, że jak jesteś gejem, to musisz zachowywać się jak baba, wyglądać jak baba i najlepiej jakbyś tylko z babami łaził. Oni nie rozumieją, że geje to też zwykli mężczyźni, których też interesuje motoryzacja. Oczywiście są tacy którym malowanie paznokci się podoba, jednak to już kwestia gustu. Poza tym, znam dużo facetów hetero, którzy malują paznokcie.

Chciałem już zacząć swój wywód na temat tego jak bardzo uraziła mnie ta opinia, jednak nim zdążyłem otworzyć usta, do moich uszu dotarło bardzo znajome parsknięcia. Momentalnie spojrzałem w stronę Dylana, po czym posłałem mu pytające spojrzenie.

- Idąc tym tokiem rozumowania i patrząc na to jak śmiecisz w aucie, to Michael może mieć trochę racji.- wyjaśnił

Momentalnie zwęziłem wrogo brwi, po czym uniosłem dłoń w górę i wystawiłem środkowy palec w jego stronę.

- Pierdol się Dyl.- rzuciłem zdawkowo, na co znów parsknął pod nosem.

- A na dodatek miałeś dziewczynę.- kontynuował Michael.- To dużo znaczy.

No i się wkurzyłem.

Momentalnie pociągnąłem ostatni buch, po czym wyrzuciłem pęta pod nogi.

- Nie. To nic nie znaczy. To że miałem dziewczę oznacza tylko tyle, iż w pewnym okresie swojego życia nie rozumiałem jeszcze swojej orientacji.- wyznałem szczerze, zerkając na niego jak na wariata.- Poza tym, mówiłem już w jakich okolicznościach powstał ten związek.

Po moich słowach zapanowała cisza, w której to Michael patrzył na mnie lekko zaciekawionym wzrokiem. Nie mam pojęcia o co mu chodzi jednak ani trochę mi się to nie podoba.

Z sekundy na sekundę cisza stawała się coraz dziwniejsza, a atmosfera zgęstniała. Muzyka dobiegająca z domu nie była już tak głośną więc i to miało lekki wpływ na tą całą sytuacją.

Chciałem już powiedzieć, że nie mam ochoty dyskutować na temat swojej orientacji i najzwyczajniej w świecie zakończysz tą ciszę, jednak to Sophia postanowiła, to zrobić.

- Słyszeliście?- zapytała przez lekki śmiech spoglądając w górę.

Dziewczyna wskazywała dłonią na jedno z górnych okien, a z jej ust wydobywał się nieprzyjemny rechot. Nastawiłem ucho, po czym skupiłem swój zmysł, aby dowiedzieć się o co chodzi. Dopiero po prostu chwilach zrozumiałem co było tą jakże wielką ekscytacją dziewczyny.

- Ale mi interesujące.- rzucił zdawkowo Dylan, po czym przewrócił oczami.- Ktoś się rucha...o Jezu straszne.

Dziewczyna zwęziła lekko brwi, będąc zapewne speszona odpowiedzią szatyna. Ja natomiast parsknął głośnym śmiechem, ponieważ jego postawa bardzo mi się podobała. Też nie kumam jej ekscytacji.

- Idziemy ich nakryć?- zapytała drugą dziewczyna przez co miałem ochotę strzelić siebie w czoło.

Tak! Idźcie tam i jeszcze usiądźcie obok i poinstruujcie jak mają to robić!

- No co ty, głupią jesteś?- zapytała brunetka.- Pewnie zamknięte mają, chodź na balkon i tam cykniemy fotki.

No co za tempe dzidy

Momentalnie spojrzałem w górę, aby dowiedzieć się o jaki balkon im chodzi. Po tej stronie oczywiście był balkon, jednak należał on do okna, z którego jednorazowo wydobył się głośniejszy jęk. Dopiero później zorientowałem się, że chodzi im o balkon od strony podwórza. Znajdował się on na roku domu, jednak wątpię aby cokolwiek uchwyciły z tej perspektywy. Może to i lepiej... będą miały jakieś zajęcie.

- Chodź, bo zaraz skończą.- krzyknęła chwytając Michaela za rękę.- ale będzie drama, jak się okaże, że Linda znów zdradziła Connor'a.

Chłopak nie protestował i momentalnie wraz z całą ekipą podążył za dziewczyną. Na odchodne obrócił się tylko w naszą stronę, po czym uniósł dłoń.

- Mam nadzieję, że wypijemy jeszcze kieliszka!- krzyknął, jednak żaden z nas nie odpowiedział.

Mam nadzieję, że go już dziś nie spotkam.

Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem na Dylana przede mną. Chłopak miał złączone usta w wąską linię i z lekkim niepokojem patrzył na balkon.

- A tobie co?- zapytałem

- To pokój Bretta....miałem go zamknąć, ale zapomniałem.- wyjaśnił, na co niekontrolowanie parsknąłem śmiechem.

Pokręciłem rozbawiony głową, po czym opierając się o ścianę, włożyłem dłonie do kieszeni spodni. Dalej wpatrywałem się w szatyna, a on na mnie. Ta cisza która teraz powstała nie była czym nieprzyjemnym... była czym normalnym czego się nie wstydziłem.

- Ej.- zacząłem po krótkiej chwili. Dylan rzucił mi krótkie "hmm?" wiec postanowiłem kontynuować.- Głodny jestem.

- I co ja mam z tym faktem zrobić?- zapytał rozbawiony.

- No nie wiem. Na przykład wyczaruj magicznie jakąś przekąskę...albo idź i mi ją przynieś?- odparłem pewnie.

Dylan momentalnie parsknął kpiącym śmiechem, a na moich ustach uformował się jeszcze większy uśmiech. Szatyn pokręcił zrezygnowany głową, po czym spojrzał gdzieś w bok na podwórko. Myślałem, że za chwilę odpowie mi jakimś głupim tekstem, jednak on miał inne plany.

- Kiedyś gdy z Brettem byliśmy jeszcze gówniarzami często w nocy zakradaliśmy sie do sąsiada. Wiesz czemu?- zapytał spoglądając w moją stronę. Zmarszczyłem brwi i ze zdziwienia odchyliłem głowę lekko w tył.

- Czemu?

- Bo u niego rośnie z dwadzieścia krzaków malin.- wyjaśnił przechylając się lekko w przód.

Dylan nie musiał mówić nic więcej. Dobrze wiedziałem o co mu chodzi, dlatego na moich ustach momentalnie uformował się szeroki uśmiech, godny samej Sophii, gdy usłyszy, jak ktoś się rucha.

- To jak będzie? Wchodzisz w to?- zapytał kiwając głową w stronę płotu.

- Kochanie, nie znasz mnie?- zapytałem odbijając się od ściany i rozkładając ręce.

Dylan pokręcił rozbawiony głową, po czym ruszył z miejsca. Szatyn nie miał zamiaru przeskakiwać przy najbliższym płocie, dlatego ruszył w głąb podwórka, a ja za nim.

Tak, robimy źle wykradając się na cudzą posesję, jednak my nie chcemy ukraść jakiejś drogocennej rzeczy lub coś zniszczyć. Waga popełnionego przez nas przestępstwa jest na tyle mała, że sumienie mną, aż tak nie rusza.

Po paru chwilach znaleźć się praktycznie na końcu podwórka. Dylan podszedł do jednego z drzew przy płocie, po czym zaczął się po nim wspinać. Gdy znalazł się na jednej z gałęzi spojrzał w dół i wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Dalej, pomogę ci pechowcu.- powiedział uśmiechając się perliście

- Ha ha. Bardzo zabawne, ale dziękuję, poradzę sobie.- stwierdziłem.

Podszedłem do drzewa, po czym chwytając za jedną gałąź, podparłem nogę o pień. Dźwigałem się w górę, a już po chwili chwytałem za kolejną gałąź. Zadowolony z siebie piąłem się w górę, a gdy znalazłem się na tej samej wysokości co Dylan, wykrzywiłem usta w szerokim uśmiechu.

Zerknąłem na chwilę w stronę ogrodu sąsiadów, a gdy go zobaczyłem, zrozumiałem czemu Dylan wybrał właśnie to drzewo. Jesteś w idealnym miejscu, aby przeskoczyć i nie być zauważonym przez właściciela domu. Po naszej prawej stronie znajduje się ogród, a po lewej wysokie tuje, które idealnie nas zasłaniają. Kto do cholery projektował tak niepraktyczny ogród?

No ale mniejsza.

Usiadłem na jednej z gałęzi, po czym uniosłem swój wzrok w górę, aby odnaleźć Dylana. Może i było ciemno, jednak przez latarnie uliczne i księżyc bez problemu mogłem dostrzec jego sylwetkę. Cóż....z takiej odległości nic dziwnego, że go wiedzę.

Przez moje zagapienie nawet niekontrolowałem tego, jak blisko niego siadam. Byliśmy na tyle blisko, że poczułem jego ciepły oddech, który owiał mój policzek, oraz idealnie widziałem jego piwne oczy, które w tym momencie delikatnie błyszczały.

Momentalnie nabrałem większego wdechu, a przez moje ciało rozeszła się dziwna fala ciepła. Nie chcę dramatyzować, ale mam nadzieję, że jest ona spowodowana nadmierną ilością alkoholu we krwi.

Zapatrzony straciłem rachubę, jednak na szczęście szybko ją odzyskałem. Strzeliłem sobie mentalnego liścia, po czym postanowiłem przerodzić tą niezręczną atmosferę w żart.

- To jakie jabłko mi dziś zaproponujesz moja Ewo?- zapytałem, prostując swoje plecy aby trochę odsunąć się od szatyna.

Całe szczęście Dylan przyjął ten żart.

- Na takie rarytasy nie zasłużyłeś. Złaz na dół do piekła na maliny.- odbił piłeczkę, wskazując dłonią na trawnik pod nami. Zerknąłem w dół, po czym znów przeniosłem swój wzrok na Dylana.

- Spoko. Tamto bardziej kusi.- odparłem wzruszając ramionami

Nie czekając na jego odpowiedź odbiłem się dłońmi od gałęzi, po czym zeskoczyłem w dół. Zgrabnie i bez najmniejszych problemów wylądowałem na trawie, po czym obróciłem się w stronę drzewa. Spojrzałem w górę, po czym szybko odszukałem Dylana.

- No, powiem ci. Tego się nie spodziewałem- powiedział z uznaniem kiwając głową.

- Czego?- zapytałem kładąc dłonie na biodrach. Kompletnie nie widziałem o co mu chodzi.

- Tego, że dasz radę zeskoczyć...i na dodatek się nie zabiłeś pechowcu.- wyjaśnił, na co momentalnie przewróciłem oczami.

Chciałem zignorować tą jakże nieprzyjemną zaczepkę, jednak nagle do głowy nasunął mi się pewien pomysł.

- Och nie, co ja najlepszego zrobiłem. Przecież mogłem sobie pobrudzić moje paznokcie.- powiedziałem podwyższając ton swojego głosu i chaotycznie wymachując ręką.

Chciałem w ten sposób nawiązać do wcześniejszej wypowiedzi Michaela o tym jak powinni wyglądać geje.

- Dramat.- odparł mi Dylan, układając rękę na piersi.- Jak mogłeś dokonać tak haniebnego czynu? Tuż to skandal.- dodał wyrzucając dłoń w górę, a ja tylko cudem powstrzymałem się, aby nie parsknąć śmiechem.

- Nie wiem, ale chyba będę zmuszony znów pójść do kosmetyczki. Lepiej od razu pójdę umyć ręce wodą oczyszczoną, bo przecież to drzewo było takie brudne.- powiedziałem udając przerażenie.

Dylan momentalnie parsknął krótkim śmiechem, po czym pokręcił rozbawiony głową. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok, a w klatce piersiowej poczułem przyjemne ciepło. Lubię wkurzać tego szatyna, ale coś czuję, że naśmiewanie się z nim z idiotów będzie moją drugą ulubioną rzeczą.

- Zeskakuje do piekła moja droga Ewo, bo maliny czekają.- dodałem, aby pospieszyć szatyna.

Dylan pokręcił rozbawiony głową, po czym wykonując ten sam ruch co ja, zeskoczył z drzewa. Chłopak wylądował na miękkiej trawie zaraz obok mnie, po czym wyprostował się i poprawił ubrania. Szatyn spojrzał w moją stronę, po czym kiwnął głową w geście abym ruszył za nim.

Szliśmy w głąb ogrodu przechodząc obok pustych grządek i małych porcelanowych skrzatów z już lekko schodziły kolory. Podążałem za szatynem, nie przejmując się tym iż właśnie popełniam przestępstwo. Przecież gdyby właściciel domu teraz nas przyłapał i zadzwonił na policję, to nasi ojcowie by nas zabili.

- Tutaj są.- szepnął zadowolony Dylan.

Momentalnie uniosłem swój wzrok po czym spojrzałem przez jego ramię, a moim oczom ukazał się przepiękny widok. Maliny. Duża ilość malin, które tylko kusiły swoim rozmiarem. Musiało być ich naprawdę dużo, ponieważ co poniektóre wystawały spod liści.

- Zapraszam.- dodał.

Nie czekałem. Momentalnie ruszyłem z miejsca i niemalże taranując Dylana podążyłem w stronę pierwszego krzaczka. Podszedłem do pierwszego rzędu i przy akompaniamencie cichego śmiechu szatyna zacząłem obrywać pierwsze owoce.

Naprawdę lubię maliny i mógłbym je jeść non stop, dlatego tak chętnie zgodziłem się na pomysł Dylana.

- Żarłok.- usłyszałem obok siebie głos Dylana.

Zerknąłem w lewo, po czym pakując sobie całą garść malin do buzi spojrzałem na szatyna. Chłopak patrzył na mnie z widocznym rozbawieniem, jednak i on zaczął zrywać owoce.

- Ty widziałeś ostatnio swój brzuch? Przybrało ci się trochę.- odparłem z pełną buzią, a w odpowiedzi dostałem, krótkie oburzone parsknięcia i jego środkowy palec wystawiony w moją stronę.

Kolejne parę minut - jak się możecie domyślić - spędziłem na zrywaniu malin i obrzezaniu się nimi. No po prostu nie znam lepszego owocu od tych małych czerwonych kusicielek.

- Pękniesz zaraz.- stwierdził.

- To zaniesiesz mnie do szpitala.- odparłem, nieprzerwanie grzebiąc w krzakach.

- Ps...zostawię cię tu. Najwyżej rano właściciele cię zgarną.- powiedział jak gdyby nigdy nic.- dodatkowo, pewnie zamknęli by cię za włamanie, a ja miałbym od ciebie spokój.- droczył się.

Jednak ja nie dałem za wygraną.

- Tęsknił byś za mną.- stwierdziłem, po czym przeniosłem swój wzrok na Dylana.

Chłopak również spojrzał w moją stronę, po czym powoli zjechał mnie wzrokiem. Między nami nastała cisza, która zrodziła dziwne napięcie. Nie potrafiłem tego nazwać, ponieważ jeszcze nigdy wcześniej tego nie czułem.

Dylan westchnął ciężko, a ja w tym samym momencie wróciłem do obrywania malin.

- Odwiedzał bym cię w więzieniu i opowiadał, jak to fajnie jest grać na całym boisku.- powiedział zaczepnie.

Momentalnie zerknąłem w jego stronę, po czym wystawiłem środkowy palec w jego stronę. Chciałem się dodatkowo odezwać, że chuj z niego a nie kolega, jednak w tym samym momencie usłyszałem pewien niepokojący dźwięk.

- Cholera.- szepnął Dylan zerkając na drugą stronę ogrodu.

- Co jest?- zapytałem zaniepokojony. Dylan przez chwilę skanował otoczenie, jednak nie trwało to długo.

Nim się spostrzegłem szatyn podbiegł do mnie, po czym chwytając za nadgarstek pociągnął za sobą. Od razu zrozumiałem o co chodzi. Mamy kłopoty...jednak nie u właściciela, a u jego psa.

- Chodu.- oznajmił, a już po chwili usłyszałem na drugim końcu ogrodu donośny szczek.

Moje mięśnie spięły się, a w klatce piersiowej poczułem nieprzyjemne kłucie. Z każdą kolejną chwilą czułem jak adrenalina we mnie wzrasta, co o dziwo pozytywnie przekładało się na moją kondycję. Jeszcze nigdy tak szybko nie spierdalałem.

- Japierdole, on nas zje.- podsumowałem.

- Przy odrobinie szczęścia, weźmie cię za strach na wróble.- dociął mi Dylan

- Spierdalaj.

- Właśnie to robię.- rzucił, bawiąc się w najlepsze.

Po paru sekundach znaleźliśmy się obok płotu pod którym stał grill gazowy. Nie musieliśmy się kontaktować, aby wiedzieć co robić. Dylan stanął przed grillem, po czym zrobił mi prowizoryczny stopień z rąk. Nie myśląc długo wykorzystałem to, po czym przeskoczyłem z jego ręki na grill, a później dźwigając się usiadłem bokiem na płocie.

Odgłosy psa były coraz głośniejsze, co ani trochę mi się nie podobało. Zerknąłem w dół na Dylana, a gdy zobaczyłem iż wdrapał się na grill poczułem małą ulgę. Szatyn stanął na równe nogi, po czym chwytając za płot podciągnął się w górę i usiadł na płocie w tej samej pozycji co i ja. Udało mu się to w idealnym momencie, ponieważ, gdy odbijał się od grila, pies podbiegł do płotu i próbował doskoczyć do jego nogi.

- Siad.- powiedział wyciągając palec wskazujący w stronę jasnobrązowego kundla.

Jak możecie się spodziewać pies nie zareagował, co tylko spowodowało lekki śmiech szatyna. Momentalnie zerknąłem w jego stronę, po czym posłałem wrogie spojrzenie.

- Chodźmy lepiej, zanim obudzi on właścicieli.- zaproponował, nawet nie przejmując się moją miną.

Nie chciałem drążyć dlatego momentalnie kiwnąłem mu głową, po czym powoli zacząłem obracać się w drugą stronę. Szło mi kiepsko, a nadal szczekający pies, dodatkowo zaczął mnie drażnić. Dylan zdążył zeskoczyć z płotu i stanąć na równe nogi, jednak ja nadal męczyłem się z przełożeniem nogi. Czemu? Ponieważ moja nogawka prawdopodobnie zahaczyła o jeden z wbitych gwoździ.

- Co ty tak długo? Nie mów mi tylko, że się boisz.- powiedział nagle Dylan. Momentalnie zaprzestałem szybkości, po czym spojrzałem na szatyna. Posłałem mu wymowne spojrzenie i na powrót wróciłem do swojej nogawki.

- Zahaczyłem się.- wyjaśniłem, lekko pociągając za nogawkę. Nie chcę mieć podartych spodni.- Kurwa, zamknij się.- warknąłem szeptem w stronę psa.

- Daj, pomogę ci.- zaproponował Dylan. Szatyn ruszył z miejsca, jednak ja szybko wystawiłem dłoń w jego stronę.

- Nie musisz, sam sobie poradzę.- odparłem machając lekko ręką, jednak ten był tak samo uparty jak ja.

- Daj, przecież widzę jak się z tym męczysz.- nalegał.

Chciałem spojrzeć na niego i powiedzieć, że radzę sobie świetnie, jednak nie było mi dane tego powiedzieć. Czemu? Ponieważ sekundę po wypowiedzi Dylana usłyszałem jak nitka przy mojej nogawce pęka, a ciało pod wpływem praw fizyki zaczęło lecieć w przód. Nim się zorientowałem spadłem z płotu, a moje ciało, przy akompaniamencie krótkiego krzyku, poleciało w dół na trawnik.

Cóż, z początku myślałem, że jest to trawnik. Dopiero po lekkim podniesieniu, zorientowałem się, że w rzeczywistości spadłem na Dylana, który de facto skończył gorzej ode mnie. Z ułożonymi dłońmi po obu stronach jego głowy, patrzyłem na jego twarz, którą oświetlał księżyc. Chłopak mrugał w tym momencie powiekami, jakby nie ogarniał co się dzieje, a ja tylko cudem powstrzymałem się, aby nie parsknąć. Dopiero po paru chwilach Dylan otrząsnął głową, po czym z lekkim szokiem spojrzał na moją twarz.

Może i byliśmy w bardzo dwuznacznej pozycji, bo w końcu praktycznie leżałem na nim, jednak o dziwo nie czułem żadnego dyskomfortu.

- I widzisz. Udało mi się.- powiedziałem zadowolony, na co ten przewrócił oczami i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

Nienawidzę tego dziwnego dreszczu.

- Ale za to jakim kosztem. Mogłeś mnie zabić.- odgryzł się, na co uniosłem jedną brew.

- Odnoszę wrażenie, że trochę wyolbrzymisz.- stwierdziłem kiwając lekko głową.- Ale w jednym miałeś rację.

- W czym?- zapytał zdziwiony.

- Rzeczywiście skończyłem leżąc pod płotem.

Dylan nie był w stanie opanować swojej reakcji. Spomiędzy jego ust wydobyło się ciche parsknięcia, a głowa pokręciła się w prawo i lewo. Na moich ustach momentalnie zagościł lekki uśmiech, którego też nie potrafiłem powstrzymać.

- Chodźmy już lepiej.- postanowiłem na co kiwnął mi głową.

Zacząłem się podnosić, a gdy już stanąłem na równe nogi wyciągnąłem dłoń w stronę Dylana. Chłopak skorzystał z mojej pomocy i po chwili i on wstał z trawy. Otrzepaliśmy swoje brudne ciuchy, po czym spojrzeliśmy po sobie.

- Idziemy na drinka?- zaproponował

- Z miłą chęcią.- odparłem.- czas się trochę poalkoholizować.

Dylan pokręcił zrezygnowany głową, po czym, przy akompaniamencie szczekającego psa, ruszyliśmy z miejsca.

Już wiele razy uczestniczyłem w dziwnych akcjach, jednak o dziwo tą mogę zaliczyć do jednych z przyjemniejszych. Może i nie była tak spektakularna jak pozostałe, jednak jest zdecydowanie przyjemniejsza. Zawsze gdy w czymś uczestniczyłem moje myśli schodziły na inny tor i zastanawiałem się nad konsekwencjami...tutaj nie było aż tak dużego rozmyślania. Po prostu działałem.

Wraz z Dylanem minęliśmy grupę pijanych ludzi, po czym weszliśmy do domu. Hałas jaki panował już na wejściu był okropny, a przez schodzący ze mnie alkohol moja frustracja rosła.

- Co za dzicz.- podsumowałem.

- Zaraz do niej też będziesz należał!- odkrzyknął mi Dylan.

Przewróciłem na to oczami, po czym wystawiłem palec środkowy. Chcieliśmy ruszyć w stronę kuchni, jednak nagle pewien szatyn wyskoczył nam zza rogu i skutecznie zablokował drogę. Miał on na sobie imprezową czapeczkę oraz duże zielone okulary, a w ręku trzymał puszkę z mało procentowym piwem.

- Miśki moje!- krzyknął Stiles, po czym bez skrępowania rzucił się na nas i przyciągnął do uścisku.

Zaśmiałem się pod nosem, po czym poklepałem go lekko po plecach. Chłopak odsunął się od nas na długość ramion, po czym zaczął skakać po nas swoim rozbawionym wzrokiem.

- Co was tak długo nie było?- zapytał zaciekawiony.- Szukałem was.

- Uważaj, bo pomyśle, że się martwisz.- rzucił Dylan, na co Stiles spojrzał na niego z przesłodzoną miną.

- Jak już, to bardziej o Thomasa.- odparł wskazując na mnie palcem.

Momentalnie zerknąłem na szatyna po mojej lewej, po czym posłałem mu zwycięski uśmiech. Dylan nic nie odpowiedział, a jedynie przewrócił oczami.

- A szukałem was, bo kończy się alkohol, a tylko ty i Brett macie klucz do piwnicy.- wyjaśnił, na co Dylan westchnął ciężko.

- To mogłeś iść z tym do Bretta.- zauważył Dylan.

- Chciałem, ale nigdzie go nie ma.- wyjaśnił wzruszając ramionami. Dylan momentalnie zwęził lekko powieki, jakby zaczął się nad czymś zastanawiać, jednak ostatecznie westchnął ciężko i kiwnął głową.

- Dobra.- zaczął spoglądając w moją stronę.- Poczekajcie tu, zaraz przyniosę.

- Pomóc ci?- dopytałem.

- Dam radę, idę tylko po jedną skrzynkę. Chyba na raz całej nie wypiją.- odparł, po czym bez chwili namysłu ruszył w głąb korytarza.

Przewróciłem na to oczami, po czym przeniosłem swój wzrok na Stiles'a. Od razu pożałowałem, że na niego spojrzałem, ponieważ chłopak patrzył się na mnie z przerażającym uśmiechem. Niczym sęp w swoją ofiarę.

Ale ja wiedziałem o co mu chodzi.

- Stiles. Proszę. Nie myśl.- podsumowałem na co złączył usta w wąską linię i pokiwał lekko głową.

- Moje pijane myśli zostaną tylko u mnie, ale gdy w końcu upijesz się, chętnie wysłucham, tego co się działo.- odparł teatralnie unosząc brwi.

- Stiles...nic się nie działo, a poza tym...- uciąłem w pół zdaniu.

Nie zdążyłem nawet podnieść głosu, ponieważ, nagle ktoś, z dużym impetem, wpadł na mnie i o mały włos nie wywrócił na twardą podłogę. Zachwiałem się lekko, jednak dzięki trzeźwości umysłu, szybko złapałem równowagę. Przytrzymałem osobę, która wpadła na mnie za ramiona, po czym lekko odwinąłem od siebie. Spojrzałem w dół, a widząc kim był ten mały zamachowiec zdziwiłem się lekko.

- Liam? Co ci jest?- zapytał Stiles.

Dopiero po chwili zobaczyłem, że blondyn nie był w najlepszym stanie, jego zawsze ułożone włosy były w totalnym nieładzie, tak samo jak bluzka, która założona była na lewą stronę.

Chłopak zerknął na Stiles'a, który z tego wszystkiego ściągnął swoje imprezowe okulary, po czym znów przeniósł swój wzrok na mnie.

- Ja muszę iść.- powiedział nagle

Liam chciał ruszyć, jednak ja nie pozwoliłem mu na to. Zatrzymałem blondyna w miejscu, po czym wymusiłem, aby spojrzał w moją stronę.

- Gdzie znów idziesz?- zapytałem przerażony.

- Do domu...muszę już iść naprawdę.- wyjaśnił chcąc się wyrwać.

Zacisnąłem swoje dłonie na jego przedramionach i nie pozwoliłem mu na nawet najmniejszy krok. Chłopak jest czymś zestresowany i w takim stanie nigdzie go nie puszczę. Nie jestem dupkiem, a Liam to mój dobry znajomy. Nie chcę żeby coś mu się stało.

- Jestem!- usłyszałem znajomy krzyk.

Momentalnie zerknąłem w lewo, a moim oczom ukazał się Dylan, który niósł w naszą stronę skrzynkę wódki. Chłopak zatrzymał się obok nas, po czym z opóźnionym refleksem spojrzał na Liama. Z początku nie ogarniał co się dzieje, jednak gdy tylko przyjrzał się blondynowi, jego mina stężała.

- Coś się stało?- zapytał nie ukrywając zdziwienia.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, ponieważ nie miałem pojęcia co powiedzieć. Ja najzwyczajniej w świecie nie rozumiałem czemu Liam jest w takim stanie.

- Liam się upił i musi do domu.- rzuciłem niekontrolowanie, przez co momentalnie poczułem wzrok innych na sobie

- Serio?- zapytał spoglądając na Liama.

- Tak!- krzyknął Stiles za blondyna. Chłopak wyrzucił okulary gdzieś w kąt, po czym podszedł do Liama, aby udawać, że go podtrzymuję - My go zaprowadzimy.

Liam i Stiles momentalnie ruszyli w stronę wyjścia, natomiast ja wkładając dłonie do kieszeni spodni, spojrzałem na Dylana. Chłopak zmarszczył w niezrozumieniu brwi, po czym skakał wzrokiem z chłopaków na mnie.

- Mam rozumieć, że nie zostajesz?- powiedział, jednak dobrze znał odpowiedź na to pytanie.

- Tak. Przepraszam, ale sam rozumiesz.- pospieszyłem, wskazując kciukiem na drzwi za mną

Dylan nie należał do osób, które myślą tylko o sobie, dlatego jego reakcja była oczywista. Chłopak uśmiechnął się lekko, po czym kiwnął głową.

- To widzimy się w poniedziałek.- powiedział kiwając głową w górę.

- Na boisku podzielonym na dwie części.- doprecyzowałem, na co Dylan parsknął śmiechem.- Cześć.

- Pa.

Momentalnie obróciłem się w tył, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Naprawdę chciałem zostać na tej imprezie, jednak teraz chodzi o Liama. Nie będę przecież dobrze bawić się na imprezie wiedząc, że mojemu znajomemu może się coś dziać.

Ominąłem w przejściu całująca się parę, a gdy zbiegłem po schodach, zacząłem rozglądać się za Liamem i Stilesem. Wszędzie pałentali się pijani ludzie, więc wyszukanie tej dwójki stało się trudniejsze. W końcu po paru chwilach, po drugiej stronie ulicy zauważyłem Stiles'a, który stał za jednym z zaparkowanych aut i machał mi ręką. Momentalnie ruszyłem w tamtą stronę, a gdy znalazłem się przy ulicy upewniłem się, że nic nie jedzie. Gdy już to zrobiłem, czym prędzej przebiegłem przez ulicę, po czym podbiegłem do chłopaków.

Liam siedział na betonowym bloku będącym krawędzią mojego ogrodzenia i z opartymi łokciami o kolana patrzył się w przestrzeń przed nim. Chłopak nie wyglądał już na przestraszonego, a bardziej na zmęczonego.

Spojrzałem wyżej na Stiles'a, a widząc jego dezorientację zrozumiałem, że i on jeszcze nic nie wie. Szatyn wyczuł, że na niego patrzę, więc po paru chwilach uniósł swój wzrok i z niemocy wzruszył ramionami. Momentalnie ruszyłem w stronę Liama, a gdy znalazłem się przed nim klęknąłem na jedno kolano.

- Liam.- zacząłem spokojnym głosem. Chłopak momentalnie oderwał wzrok od samochodu za mną, po czym przeniósł go na mnie.- Powiesz nam co się stało?

Blondyn po moich słowach wzdrygnął się lekko, co dodatkowo mnie zaniepokoiło.

- Liam.- dodałem gdy nie odpowiadał.- Ktoś ci coś zrobił?

Blondyna na moje słowa zareagował momentalnie. Na jego ustach uformował się smutny uśmiech, a z jego ust wydobyło się lekkie parsknięcie.

- Tak, ale to nie ja będę cierpieć w przyszłości. To ja zawiniłem.- odparł.

Momentalnie zerknąłem w tył na szatyna, a on na mnie. Stiles był przestraszony dlatego jego reakcja była zrozumiała.

- Liam co się stało?- pospieszył.

Blondyn złączył usta w wąską linię, po czym zaplatając dłonie, spojrzał w dół na swoje buty. Chłopak milczał przez chwilę, po czym odparł.

- Ja. Przespałem się z kimś.- wyszeptał.

Zszokowany zamarłem w bezruchu, a oddech zatrzymał się w płucach. Dalej to do mnie nie docierało, jednak gdy wszystko sobie poukładałem, do głowy nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie.

- Wnioskuje, że raczej nie chodzi tu o dziewczynę.- zacząłem, aby nawiązać jakoś do pytanie. Liam zabrał większy wdech, po czym kiwnął głową.

- Kur...- zaczął zdezorientowany Stiles.- Ale zrobiłeś to z Brettem czy z Theo?- dopytał prosto z mostu.

Liam na powrót wzdrygnął się lekko, jednak bez zawahania uniósł swój wzrok na nas. Chłopak otworzył usta, po czym wypowiedział słowa, które wprowadziły mnie w jeszcze większą dezorientację.

- Z obojgiem.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Następny rozdział będzie z perspektywy Liama i od razu odpowiadam, będzie cofnięcie czasowe.

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro