26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

7 tysięcy słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

- Stiles...- wymamrotałem zły do granic możliwości.

Czy byłem zły? Nie! Ja byłem wkurwiony! I nie chodziło tu tylko o moją głupotę przez, którą zapisałem się do drużyny koszykarskiej. Chodzi tu o pewnego szatyna, który po usłyszeniu co zrobiłem zaczął się śmiać jak opętany, zwracając tym samym uwagę innych.

- Stiles.- ponowiłem prośbę, a moje ciało zjechało delikatnie na krześle.

Ułożyłem jedną dłoń na brzuchu, po czym oparłem o nią łokieć i zasłoniłem twarz ręką tak, aby odgrodzić się od zaciekawionych spojrzeń innych uczniów na stołówce. Zażenowanie jakie czułem w tej chwili było cholernie duże i przysięgam, jeśli zaraz nie przestanie, pierdole mu z patelni.

- Wyjebie ci zaraz, jak nie przestaniesz się śmiać.- powiedziałem wkurzony do granic możliwości, jednak Stiles nie przestał się śmiać.

Zrezygnowany przewróciłem oczami, po czym zacząłem szukać ostatniej deski ratunku. Mój wzrok niemalże automatycznie spoczął na Theo, któremu o dziwo nie przeszkadzał śmiech Stiles'a. Chłopak powoli przeżuwał swój obiad, a jego wzrok spoczywał gdzieś w przestrzeni, jakby nad czymś rozmyślał. Nie musiałem być geniuszem, aby zorientować się kto zaprząta jego myśli. Od razu zrobiło mi się go szkoda, ponieważ po takich wydarzeniach i braku odpowiedzi ze strony Liama, w jego głowie musiał powstać istny chaos.

Może i nie mamy jakiejś mocnej relacji, jednak nie chcę, aby cały dzień chodził taki przybity. Momentalnie poprawiłem się na krześle i przy akompaniamencie śmiechu Stiles'a, odchrzaknąłem, aby zacząć rozmowę. Niestety dziś wszystko nie idzie po mojej myśli i nim zdążyłem otworzyć usta, głośny huk przeszkodził mi w nawiązaniu kontaktu z Theo.

Lekko zdezorientowany zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem w kierunku Stiles'a, który przestał się śmiać, bo to właśnie stamtąd dochodził huk. I może z początku byłem lekko zaniepokojony, jednak gdy tylko mój wzrok spoczął na szatynie i blondynie z wyższej klasy, na moich ustach momentalnie uformował się lekki uśmiech.

- Co tak rechoczesz? Pół stołówki się na ciebie patrzy.- powiedział Mike opuszczając swój podręcznik, którym przed momentem uderzył w tył głowy Stiles'a

- Ty penisie.- jęknął cierpiętniczo, masując głowę.

Wywróciłem rozbawiony oczami, po czym kiwając głową w górę przywitałem się z Mikiem i Lukiem. Chłopaki nie tracili czasu i bez zbędnego gadania postanowili przysiąść się do naszego stolika. Luke usiadł obok Stiles'a, od razu zaczynając z nim dyskutować, natomiast Mike po drugiej stronie okrągłego stołu. Chyba nie muszę mówić obok kogo usiadł ten bezwstydnik. Szatyn zajął swoje miejsce, po czym zarzucił lewą rękę na oparcie Theo.

- Dzień dobry najdroższy.- przywitał się z ogromnym uśmiechem

Myślałem, że Theo wkurzy się i powie, aby spierdalał, jednak nic takiego się nie stało. Czemu? Ponieważ chłopak nawet nie zorientował się, że ktoś obok niego usiadł. Dalej wpatrywał się w punkt przed sobą, jakby był tylko ciałem, a duszą gdzieś indziej. Nie tylko ja dostrzegłem jego rozkojarzenie. Po chwili z twarzy Mike'a zszedł ten cwany uśmiech, a na jego miejsce wskoczyło zdziwienie. Szatyn zmarszczył lekko brwi, po czym odchrzaknął aby zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Niestety i to nie pomogło.

- Wiedziałem, że moje teksty cię denerwują, ale żeby tak od razu mnie ignorować.- powiedział, po czym delikatnie szturchnął ręką plecy chłopaka.

Całe szczęście przynajmniej to pomogłem. Theo wzdrygnął się lekko, jakby jego dusza w końcu wróciła do ciała, po czym z opóźnionym refleksem spojrzał na Mike'a. Jego wyraz twarzy był taki jak zawsze, czyli obojętny.

- Co mówiłeś?- zapytał nie zmieniajac miny.

- Przywitałem się.- odparł mu, a jego głos był inny niż zwykle.

Był...zwyczajny. I wiem, może się to wydawać śmieszne, ale to jest nienaturalne, aby Mike nie używał cwanego tonu.

Po słowach szatyna, Theo pomrugał parę razy, po czym odwrócił swój wzrok i znów spojrzał przed siebie.

- A. Cześć.- odparł spokojnie.

- Cześć?- zapytał Mike, nie ukrywając zdziwienia.- Tylko cześć? Gdzie się podział "pomiot diabła", gdzie jest "bezwstydnik", gdzie zaginęła "kurwa do kastracji".- pytał

Mike z tej bezradności opadł na oparcie krzesła, po czym opuścił dłonie na kolana. Theo milczał, jakby zastanawiał się nad czymś, jednak po niespełna paru sekundach uśmiechnął się w cyniczny sposób. Chłopak, pod czujnym okiem Mike'a wstał z krzesła, po czym powoli obrócił się w jego stronę. Jego nagłe działanie przykuło uwagę pozostałej dwójki, dlatego ich rozmowy ucichły. Theo parsknął pod nosem, a już po chwili jego lewa ręka wylądowała na stole przed Mikiem natomiast druga na oparciu krzesła.

- Po co mam to mówić?- zapytał pochylając się nad Mikiem.- Zawsze tylko rzucasz jakimiś dwuznacznymi tekstami, a ja się niepotrzebnie wkurzam.- warknął

Pomiędzy nimi zapanowała cisza, w której to patrzyli sobie prosto w oczy. Theo wyglądał na nieźle wkurzonego i może już wiele razy widziałem na jego twarzy złość, jednak ta mina jest inna od pozostałych. Nawet Mike to zauważ, bo jego mina momentalnie stężała.

Sekundy mijały, a atmosfera zgęstniała, do tego stopnia, że parę uczniów z pobliskich stolików obróciło się w naszą stronę, aby dowiedzieć się o co chodzi.

- A skoro nie ma działania, moja reakcja jest zbędna. Daj mi już spokój i zajmij się kimś innym.- dodał, po czym wyprostował się i zabrał swój plecak ze stolika.- Daleko szukać nie musisz.- wymamrotał pod nosem.

Theo nie dając Mike'owi dojść do głosu, obrócił się, po czym ruszył w stronę wyjścia. Chłopaka odprowadzały zaciekawione spojrzenia innych, a gdy zniknął za drzwiami, co poniektórzy zaczęli coś szeptać. Zdezorientowany tą całą sytuacją, oderwałem wzrok od drzwi, po czym przeniosłem go na Stiles'a, który był tak samo zaniepokojony jak ja. Szatyn powoli obrócił głowę w moją stronę, po czym zerknął na mnie i posłał pytające spojrzenie. Oboje nie wiedzieliśmy co mogło być przyczyną, aż tak agresywnego zachowania Theo, jednak mam nadzieję, że nie chodzi tu o Liama.

- Stary, żyjesz?- zapytał po chwili Luke.

Momentalnie oderwałem wzrok od Stiles'a, po czym przeniosłem go na Mike'a. Chłopak nadal był w tej samej pozycji co wcześniej, jednak nie wyglądał na przestraszonego, czy zdołowanego. Nie był też rozbawiony, co było lekko niepokojące, bo po każdej "kłótni" z Theo uśmiechał się cwanie pod nosem. Cóż... właściwie nie powinno mnie to dziwić, bo nastawienie Theo tym razem było inne niż zazwyczaj. Mike z poważnym wyrazem twarzy patrzył przed siebie, jakby dogłębnie nad czymś się zastanawiał. Nigdy nie widziałem go w takim stanie, więc postanowiłem nie odzywać się i poczekać na reakcję szatyna.

Chłopak po paru chwilach zabrał większy wdech, po czym jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał na swojego przyjaciela.

- Chyba ma gorsze dni.- stwierdził Luke chcąc zapewne pocieszyć przyjaciela

Mike wstał z krzesła, po czym zarzucając plecak przez ramię, zerknął na zegarek na swoim nadgarstku.

- Czas się zbierać, zaraz lekcja.- odparł, po czym spojrzał w stronę drzwi, przez które jeszcze chwilę temu wyszedł Theo.

Przyjrzałem się dokładnie jego twarzy i dopiero teraz dostrzegłem coś co lekko uspokoiło moje nerwy. Z początku myślałem, że Mike'a ruszą słowa Theo, jednak teraz widzę, że szatyn jest istną ikoną słów "nie poddam się".

- Czy ciebie da się złamać?- zapytał zrezygnowany Luke.

Chłopak z dziarskim uśmiecham oderwał wzrok od drzwi, po czym zerkną na swojego przyjaciela.

- Zrobił by to...- zaczął unosząc wskazujący palec.- ...gdyby nie dodał ostatniego zdania.

Zmarszczyłem brwi będąc lekko zdezorientowany, ponieważ, przez natłok zdarzeń zapomniałem co jako ostatnie powiedział Theo. W tym samym czasie Luke westchnął ciężko, po czym podpierając dłonie o stolik, dźwignął swoje ciało. Chłopak zarzucił plecak na ramię, po czym spojrzał na naszą dwójkę.

- Sorry za zdenerwowanie waszego przyjaciela.- powiedział spokojnym tonem, po czym spojrzał na Mike'a, który zdążył przywołać na twarzy swój naturalny uśmiech.- A ty co się tak szczerzysz?

Mike włożył dłonie do kieszeni spodni, po czym odchylając się lekko w tył spojrzał na swojego przyjaciela, z zawadiackim uśmiechem.

- Ponieważ jestem Mike, a to wystarczy.

*******

- Proszę.- wymamrotał błagalnie.

- Nie.

- No błagam cię.

- Nie, spierdalaj.- powiedziałem, nerwowo grzebiąc po szafce.

- No ale Tommy.- ponowił prośbę.

Zdenerwowany do granic możliwości, spojrzałem na Stiles'a obok mnie, po czym utkwiłem w nim swoje piorunujące spojrzenie. Chłopak patrzył na mnie rozpaczliwie, a jego dłonie splecione były na wysokości klatki piersiowej.

O co tym razem poszło i czemu Stiles wygląda jakby miał się zaraz rozpłakać?

Właśnie skończyły nam się lekcje, a co za tym idzie przyszedł czas na nasze dodatkowe zajęcia. Ja muszę iść na trening, a Stiles na zajęcia malarskie i może wszystko byłoby okey, gdyby nie fakt, iż Stiles zaczął dramatyzować. Niby deklarował nam, że nie będzie rozbudzać w sobie uczucia do Pana Derek'a i najzwyczajniej w świecie je ugasi, jednak po jego zachowaniu śmiem twierdzić, że jest inaczej. Chłopak od godziny bombarduje mnie pytaniami czy pójdę z nim na zajęcia, bo jemu samemu będzie niezręcznie.

Nie zgodziłem się z dwóch powodów. Pierwszy; jeśli Pan Derek mnie zobaczy, to z automatu wpisze mnie na konkurs. Drugi; Robię to na złość Stiles'owi, który miał czelność śmiać się ze mnie na stołówce.

- Jak nie chcesz to nie idź i tyle.- zaproponowałem, po czym odwróciłem wzrok i na powrót zacząłem grzebać w szafce.

- Ale ja chcę tam iść, tylko boję się, że palne coś głupiego. Wiesz jaki jestem, gdy się stresuje. No i na dodatek mam odbyć jakąś karę za moje słowa.

- Stary, trochę więcej wiary w siebie. I pamiętaj, że idziesz tam aby rozwijać swoją pasję... przecież nie chodzisz tam dla niego.- zauważyłem.

Niestety na to nie otrzymałem odpowiedzi. Zdziwiony jego brakiem reakcji zmarszczyłem brwi, po czym zerknąłem na szatyna.

- Bo nie dla niego chodzisz.- powiedziałem, chcąc się upewnić.

- No...i tak i nie.- wzruszył ramionami, drapiąc się nerwowo po karku. Momentalnie pokręciłem zrezygnowany głową, po czym wzdychając spojrzałem na szafkę.

- Z tobą też będę musiał jeszcze porozmawiać.- wymamrotałem pod nosem.

- W takim tempie będziesz musiał otworzyć jakąś poradnie. Nawet z Theo chcesz porozmawiać.- zauważył.

Momentalnie przewróciłem na to oczami, jednak nie zaszczyciłem go ani jednym spojrzeniem. Tak, mówiłem, że z Theo też przydałoby się porozmawiać, jednak nie chce robić za męczennika. Lubię Theo i nie chce aby był w takim stanie, jednak wiem, że jeśli Liam pierwszy nie zadziała nie będziemy w stanie nic zrobić. Dlatego tak ważna będzie przekonanie Liama do rozmowy z Theo.

- Ej.- zaczął po chwili Stiles.- A to nie jest szafka Dylana?- zapytał, na co momentalnie złączyłem usta w wąską linię.

- Yyyy, nie...- odparłem trzaskając metalową płytą, po czym przykładając kciuk do zamka zamknąłem szafkę.

Jak gdyby nigdy nic obróciłem się w stronę szatyna, po czym opierając się bokiem o szafkę, spojrzałem na szatyna. Chłopak patrzył na mnie z uniesioną brwią i gołym okiem było widać, że nie wierzy w moje słowa. Czy była to szafka Dylana? Tak. Czy chciałem zrobić mu jakiś psikus? Nie. Ja najzwyczajniej w świecie szukałem ciuchów, które mu dziś oddałem, aby mieć coś na zmianę. Niestety nie znalazłem ich, a oznacza to iż Dylan ma je u siebie.

- To co, czas się rozdzielić.- powiedziałem klaskać szatyna po ramieniu, a na moich ustach uformował się lekki uśmiech.

Stiles na moje słowa zareagował momentalnie. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie, jednak i tak kiwnął mi głową.

- To do później, czekaj na mnie przed szkołą.- dodałem, po czym ostatni raz poklepałem go po ramieniu i ruszyłem w stronę wyjścia.

Za sobą od razu usłyszałem głośny jęk szatyna, jednak nie miałem zamiaru tego komentować. Ruszyłem korytarzem, a gdy dotarłem do drzwi, zacząłem przeciskać się pomiędzy uczniami, których było zdecydowanie mniej niż zazwyczaj. Nie wiem czym jest to spowodowane, jednak mało mnie to interesuje. Fakt iż mojego drobnego ciała nie tratują dziesiątki innych uczniów zaspokaja mnie wystarczająco.

Opuściłem budynek szkoły, po czym z zerową motywacją udałem się w kierunku sali gimnastycznej. Jasne, że mogłem najzwyczajniej w świecie zaszyć się gdzieś i poczekać, aż Stiles skończy zajęcia, jednak gdy tylko trener dowiedział się, że zdecydowałem się dołączyć do drużyny oświadczył, że jeśli nie przyjdę przekopie całe miasto, aby mnie znaleźć.

Zrezygnowany podbiegłem do drzwi, aby zdążyć wejść z innymi uczniami, a gdy znalazłem się w środku pokierowałem się w stronę szatni. Znalezienie odpowiedniej nie było dużym wyzwaniem, ponieważ tylko z jednej wydobywał się głośny hałas. Stanąłem przed drzwiami, po czym zabrałem większy wdech, aby przygotować się na piekło.

- Zabijcie mnie.- wymamrotałem chwytając za klamkę.

Uniosłem głowę, po czym wszedłem do środka. Minąłem wąski korytarz, a gdy znalazłem się w części głównej, spojrzałem na chłopaków. Wszyscy zajęci byli rozmową, co nie ukrywam trochę mnie ucieszyło, ponieważ na spokojnie mogłem wyszukać moje celu. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, gdy mój wzrok spoczął na szatynie, który stał na końcu szatni i rozmawiał o czymś z Brettem. Nie myśląc długo ruszyłem w głąb szatni, po czym zacząłem przeciskać się pomiędzy innymi chłopakami. Czułem na sobie zaciekawione spojrzenia innych, jednak nie za bardzo mnie to interesowało.

Stanąłem pomiędzy Dylanem a Brettem, po czym bez najmniejszego skrępowania chwyciłem za plecak szatyna, który de facto był moim celem. Na sto procent jest w nim Mój strój do ćwiczeń. Nie myśląc długo otworzyłem go, po czym zacząłem w nim grzebać, a kątem oka widziałem jak Dylan z opóźnionym refleksem oderwał wzrok od przyjaciela i przeniósł go na mnie.

Cóż, właściwie to mógłbym być obrócony do niego plecami, a i tak wiedział bym, że na mnie patrzy. Nikt mnie jeszcze tak intensywnie nie przeszywał wzrokiem, jak ten wkurzający szatyn. Po moich plecach momentalnie przeszły dreszcze, gdy ten zjechał mnie wzrokiem.

- Możesz mi powiedzieć co ty robisz?- zapytał nie ukrywając zdziwienia.

Och, czyli trener mu jeszcze nie powiedział.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, a w tym samym momencie wyciągnąłem z jego plecaka białą reklamówkę. Spojrzałem na Dylana, a wiedząc jego dezorientację, mój uśmiech powiększył się.

- Kradnę ci ciuchy, nie widać?- zapytałem jak gdyby nigdy nic.

Dylan zdziwił się jeszcze bardziej, a dowodem na to była uniesiona brew. Ściągnąłem swój plecak, po czym usiadłem na ławce naprzeciwko Dylana. Spojrzałem na resztę drużyny, a gdy zobaczyłem iż patrzą na mnie z zaciekawieniem poczułem jak fala gorąca rozlewa się po moim ciele. Właściwie to tylko jedna osoba miała wywalone na moją nagłą wizytę. Mowa tu o Theo, któremu zdążyłem już opowiedzieć co zrobiłem.

- Nikt wam nie powiedział?- zapytałem.

Skakałem wzrokiem od jednego do drugiego, a w tym samym momencie usłyszałem jak drzwi od szatni otwierają się. Przeniosłem swój wzrok na wejście, a już po chwili w progu stanął trener naszej drużyny. Momentalnie wstałem i wysunąłem się w przód aby mnie zobaczył.

- Pan Thomas.- zaczął, na co uśmiechnąłem się blado.- Już wspomniałeś reszcie o swojej nagłej zmianie planów?

- Nie, jeszcze nie miałem okazji.- oznajmiłem i nie wiedzieć czemu mój wzrok momentalnie powędrował na Dylana.

Chłopak nadal był zdezorientowany, co nie ukrywam, trochę mnie rozbawiło.

- W takim razie ja to zrobię. Moi drodzy.- powiedział głośniej, przez co wszyscy spojrzeli na niego.- Od dziś mamy nowego członka drużyny, a dla tych co jeszcze nie zajarzyli i żyją piątkową imprezą od razu wyjaśniam. Thomas dołączył do naszej drużyny, dlatego w składzie zajdą małe zmiany.- ogłosił.

W pomieszczeniu nastała cisza, a ja z zaciekawieniem spojrzałem na resztę. Nie wiem co tak właściwie chciałem wyłapać w ich minach, jednak fakt, iż nie skrzywili się zdecydowanie mi wystarczał.

Oderwałem od nich wzrok, po czym z automatu przeniosłem go na Dylana. Gołym okiem było widać, że jest zaskoczony, jednak ten mały cwany uśmiech i tak uformował się na jego twarzy. Chciałem się wkurzyć za to, że ze mnie kpił, jednak o dziwo nie potrafiłem. Może to przez to, że jego mina tak naprawdę nie miała na celu mnie obrazić. Przecież to mogło być niewinne droczenie.

- Powiedział Pan, że w składzie zajdą małe zmiany.- wtrącił od razu Michael, przez co spojrzeliśmy na niego.- Co to znaczy.

- Jak narazie Thomas będzie w składzie rezerwowych.- zaczął przenosząc na mnie swój wzrok, na co przekonałem ślinę.

Ten facet przeraża.

- A później zobaczymy jak to będzie.- dodał, po czym nie dając chłopakowi dojść do głosu, klasnął w dłonie.- A teraz zbierać się, nie mamy całego dnia, a zawody blisko.

Wszyscy odpowiedzieli mu głośnym okrzykiem, przez co moje bębenki prawie pękły. Skrzywiłem się lekko, a gdy wuefista opuścił szatnie, usiadłem na ławce obok jednego z zawodników i zdjąłem swoją katanę. I może nadal nie wiedział bym kto, jest tym zawodnikiem obok, jednak ten szybko dał o sobie znać, klepiąc mnie mocno w plecy.

- Przyznaj się młody, że to dla mnie wstąpiłeś do klubu!- krzyknął i mimo iż na niego nie patrzyłem, wiedziałem, że na jego twarzy uformował się cwany uśmieszek.

Nie chciałem być gorszy więc i ja wykrzywiłem usta w ten sam sposób, po czym spojrzałem na chłopaka obok mnie.

- Kurcze, a myślałem, że się nie wyda.- odparłem udając zawiedzionego, na co Mike momentalnie parsknął śmiechem.

Nie będę tego ukrywać, ale takie drażnienie się z Mikiem naprawdę poprawiło mi humor. W lepszym nastroju, poprawiłem się na ławce, a mój wzrok automatycznie spoczął na szatynie przede mną. Uniosłem swój kącik ust, gdy nasz wzrok skrzyżował się, a po moim ciele rozeszła się dziwna fala ciepła. Ten szatyn ostatnio wywołuje u mnie naprawdę dziwne emocje, które ani trochę mi się nie podobają.

Więc czemu się im oddajesz?

Zamknij się.

- Niedługo świnie zaczną latać.- stwierdził, nie odrywając ode mnie wzrok.

Odruchowo zmarszczyłem brwi, po czym zacząłem ściągać swoją górną część garderoby. Naprawdę nie wiem co chodzi temu wkurzającemu szatynowi po głowie.

- Czemu?- zapytałem ściągając z siebie bluzę, po czym położyłem ją obok siebie.

Sięgnąłem po białą reklamówkę, a gdy wyjąłem z niej sportowe ciuchy, znów zerknąłem na szatyna, który swój wzrok miał utkwiony we mnie. Chłopak uniósł kącik ust, a po moim ciele znów rozeszły się te dziwne dreszcze, których za nic w świecie nie potrafiłem opanować.

- Ponieważ chłopak, która jest uznawany za najleniwszego człowieka na świecie, postanowił dołączyć do drużyny koszykarskiej. Jakim cudem?- zapytał, nawet nie ukrywając rozbawienia.

Co za palant.

Momentalnie przewróciłem na to oczami, po czym wyprostowałem się i oparłem swoje nagie plecy o zimną ścianę.

- Powiedzmy, że mam coś z masochisty.- odparłem wymijająco.

Chłopak wypuścił powietrze przez nos, a jego głowa pokręciła się lekko na boki. Nadal patrzyliśmy sobie prosto w oczy i o dziwo nie przeszkadzało mi to. Zazwyczaj szybko odwracam głowę, bo najzwyczajniej w świecie nie lubię utrzymywać tak długo kontaktu wzrokowego.

Jednak z Dylanem jest inaczej. Chyba naprawdę go polubiłem.

Perspektywa Stiles'a:

Przysięgam, że gdy tylko wrócę do domu biorę nóż i odcinam sobie język.

Przecież boisz się krwi...no i za bardzo się kochasz, aby zrobić sobie krzywdę.

To, w takim razie złącze sobie usta klejem.

Ale ty kochasz jeść.

Nosz cholera jasna!

Jak można być takim debilem i powiedzieć do nauczyciela "zakuta pało". W dodatku do nauczyciela, w którym się potajemnie podkochujesz. Znaczy już nie tak potajemnie. No i tak właściwie, to mam się w nim, już nie podkochiwać....ale tak tylko teoretycznie.

Jestem głupi.

Zrezygnowany przegryzłem dolną wargę, aby sprowadzić się na ziemię, po czym nerwowo obracając długopis pomiędzy palcami, spojrzałem przed siebie na Pana Derek'a. Mężczyzna jak zawsze o tej porze sprawdzał dziennik i czekał, aż wszyscy przyjdą do klasy w której mamy teoretyczne zajęcia. Nigdy z nikim nie rozmawia i choć wiele dziewczyn próbowało go zagadywać ten zgrabnie je zbywał. Po pewnym czasie większość dziewczyn dała sobie spokój, jednak były i takie, które nie dawały za wygraną i co chwilę próbowały zagadywać.

Jednak dziś było inaczej. Dziś obok jego biurka nikt nie stał i nie próbował zagadać. Czemu? Ponieważ w tej pieprzonej klasie jestem tylko ja i on!

Z tego stresu moja noga zaczęła wybijać nierówny rytm, a dłonie pocić się jak pojebane. Przełknąłem głośno siłę będąc na skraju wytrzymałości, a w tym samym momencie Pan Derek uniósł swoją głowę i rozejrzał się po klasie. Mężczyzna zmarszczył brwi, będąc zapewne zdziwiony brakiem uczniów w klasie, po czym jak gdyby nigdy nic przeniósł swój wzrok na mnie.

Nasz wzrok skrzyżował się, a przez moje ciało przeszły dziwne prądy, które dodatkowo zestresowały mnie. To wszystko co wydarzyło się między nami w przeszłości miało odejść w niepamięć, jednak gdy patrzę w jego oczy, wszystko do mnie wraca. Kompletnie nie wiedziałem jak zachować się w tej sytuacji i nim zdążyłem pomyśleć moje usta wygięły się w nienaturalnie szerokim uśmiechu.

Proszę zabijcie mnie.

- Wiesz może, czemu nikt nie przyszedł?- zapytał opierając łokcie o blat biurka.

- Niedługo sprawdzian zaliczeniowy z historii, więc pewnie wszyscy wolą pójść do domu i zakuwać.- wyznałem szczerze.- tak jest co roku. Na następnych zdjęciach też pewnie nikogo nie będzie.

Derek, po moich słowach pokiwał delikatnie głową, po czym wzdychając ciężko oparł się o krzesło i wrócił do swojego zeszytu. Pomiędzy nami nastała cisza i tylko ja czułem się z nią niezręcznie. Nie chcę się tak czuć dlatego nie myśląc długo chwyciłem za swój zeszyt i zacząłem się pakować. Skoro i tak nikt nie przyjdzie to ja nie mam zamiaru siedzieć tu i dodatkowo się stresować. Pójdę na halę i po kibicuje Thomas'owi.

- Co ty robisz?- zapytał nagle.

Przerwałem pakowanie długopisu, po czym spojrzałem na mężczyznę. Derek patrzył na mnie z uniesioną brwią jakby zastanawiał się co właśnie wyczyniam.

- No, pakuje się i idę. Po co ma Pan prowadzić zajęcia dla jednego ucznia.- wyjaśniłem.

Derek patrzył na mnie z uniesionymi brwiami jak na idiotę, by po chwili pokręcić zrezygnowany głową i wrócić do swojego zeszytu.

- Zostań. Jeśli teraz wyjdziesz i przyjdzie tu dyrektor pomyśli, że zbyłem wszystkich i nie zaliczy mi odpracowanych godzin.- mruknął

Kiwnąłem mu głową, po czym zacząłem wszystko powoli analizować. Oczywiście, że dyrektor może mu tych godzin nie zaliczyć, a prawdopodobieństwo tego, że przyjdzie sprawdzić Pana Derek'a jest naprawdę spore. Często zaglądał na nasze zajęcia i przynosił jakieś papiery do podpisania.

Powinienem teraz po prostu zająć się swoją pracą i najzwyczajniej w świecie odpuścić dalszą rozmowę z mężczyzną, jednak nim zdążyłem ugryźć się w język, spomiędzy moich ust wydobyło się zdanie, które zapewne zdenerwuje Derek'a.

- Czyli podsumowując, to ode mnie zależy czy masz dziś zaliczone zajęcia.- powiedziałem z cwaniackim uśmiechem.

Dopiero po chwili zrozumiałem co zrobiłem, jednak nim zdążyłem przeprosić Derek uniósł swoją głowę i posłał mi przerażające spojrzenie. Przełknąłem głośno siłę, a moje ciało znieruchomiało. Mężczyzna chwycił jedną z kartek na stole i nie odrywając ode mnie wzroku wstał z krzesła. Obserwowałem jego z przerażeniem jak powoli okrąża swoje biurko i z anielską cierpliwością idzie w moją stronę.

Czemu czuję dziwną ekscytacje?! Czy ja jestem normalny? Na pewno nie.

Derek stanął przed ławką, po czym kładąc dłonie na blacie pochylił się w moją stronę. Mężczyzna nie był jakoś blisko, jednak z tej odległości idealnie czułem zapach jego ostrej wody kolońskiej, która mile drażniła moje nozdrza. Jego wyraz twarzy był ostry i normalna osoba zapewne czuła by lęk, jednak nie ja. Przez ten dobrze znajomy mi zapach moje wspomnienia wróciły i poczułem pewnego rodzaju nostalgię.

- Stiles.- zaczął nadwyraz spokojnym tonem, a jego delikatna chrypka wywołała ciarki na mojej skórze, których na szczęście pod grubą bluzą nie było widać.- Przypomnij mi proszę, jak nazwałeś mnie dziś na korytarzu, gdy na mnie wpadłeś.

Złączyłem usta w wąską linię czując ogromne zażenowanie moim zachowaniem, a moje ciało zjechało lekko w dół. Uniosłem dłoń, kładąc ją na karku, po czym delikatnie masując skórę uśmiechnąłem się jak ostatni idiota.

- Ale, ja nie chciałem Pana obrazić.- tłumaczyłem się.- Ja nawet nie wiedziałem, że jest Pan w szkole.

- Ale to zrobiłeś, więc teraz siedź tu i odbywaj swoją karę.- powiedział kładąc przede mną kartkę, którą wcześniej zabrał z biurka.

Mężczyzna wyprostował się, jednak ja byłem za bardzo zdezorientowany by spojrzeć w dół, więc dalej patrzyłem w jego oczy, które tak bardzo mi się podobały. Nie ważne czy patrzył na mnie z wrogością czy jak na jednego ze swoich uczniów. Jego zielone oczy były pierwszą rzeczą, które tak bardzo mi się spodobały.

- A teraz zrób to zadanie i nie marudź.- dodał, po czym bez chwili namysłu odwrócił się i ruszył w stronę swojego biurka.

Przez kolejne parę sekund siedziałem jak na szpilkach i po prostu obserwowałem jego szerokie umięśnione plecy okryte czarną koszulką. Dopiero gdy mężczyzna zajął swoje miejsce otrząsnąłem się i spojrzałem w dół na kartkę. Widniał na niej obraz przedstawiający kobietę i mężczyznę, którzy byli ubrani w eleganckie ciuchy. Kobieta ubrana była w czerwoną sukienkę bez rękawów, a mężczyzna w czarny garnitur, białą koszulę i krawat. Para zastygła w pocałunku i może wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, iż oboje mają na swoich głowach białe chusty, które zasłaniają im twarze.

Może i moim głównym powodem przychodzenia na te zajęcia był Pan Derek, jednak bez problemu mogę wymówić imię i nazwisko tego belgijskiego malarza. To na sto procent dzieło René Magritte. Z czystej ciekawości zjechałem w dół na prawy dolny róg kartki, a gdy moje przypuszczenia potwierdziły się, mój kącik ust niekontrolowanie uniósł się w górę.

- Kochankowie.- powiedziałem na głos nazwę obrazu

- Znasz ten obraz?- zapytał po krótkiej chwili Pan Derek.

- Kojarzę.- odparłem, przenosząc swój wzrok w lewy górny rogu kartki, gdzie widniało krótkie zadanie, które zapewne miałem wykonać.- Poważnie?- zapytałem spoglądając na Pana Derek'a.- "Co autor miał na myśli?" Bardziej belfrowskiego zadania nie mogłeś wymyślić?

I znów to samo. Rozszerzyłem lekko oczy gryząc się w język, a w myślach modliłem się, aby Derek nie wziął tego za "atak".

- Znaczy..wydaje mi się, że to zadanie jest bez sensu.- powiedziałem niekontrolowanie się pogrążając. Mężczyzna wyprostował się, po czym umieścił na mnie swój elektryzujący wzrok.

- Czyli?- powiedział nadwyraz spokojnym tonem.

Przełknąłem głośno siłę, po czym zabierając większy wdech, postanowiłem brnąć w to dalej. Oderwałem od niego wzrok i spojrzałem na kartkę.

- Ponieważ, sam autor nigdy nie zdradził co miał na myśli. Możemy tylko spekulować i z tego co wyczytałem powstało wiele teorii na ten temat. Niektórzy twierdzą, że ten biały materiał miał symbolizować Całun, a jeszcze inni uważają, że obraz powstał przez jego traumatyczne przeżycie związane z samobójstwem matki.- wyznałem wzruszając ramionami.

Oderwałem swój wzrok od kartki i przeniosłem go na Pana Derek'a, który teraz z łokciami opartymi o biurko, uważnie mnie słuchał. Poczułem się dziwnie, bo jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji.

Ale o dziwo... jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało.

- A ty.- zaczął patrząc prosto w moje oczy.- Jak to interpretujesz?

Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz, który był spowodowany tonem jego głosu. Jeszcze nigdy nie słyszałem, aby mówił z takim spokojem. Nawet podczas lekcji z innymi uczniami wydawał się zimny...jednak nie teraz.

Momentalnie przegryzłem dolną wargę, po czym spojrzałem w dół na kartkę.

- Cóż...- wyszeptałem dokładnie przyglądając się ilustracji.- Na obrazie jest para bliskich sobie ludzi, którzy zajęci są pocałunkiem, jednak oddziela ich cienka warstwa materiału. Moim zdaniem chodzi o to, że możemy utworzyć z kimś naprawdę mocną relacje i stać się dla siebie naprawdę bliskimi osobami, jednak to nie gwarantuje tego, że poznamy się w stu procentach.

Nawet się nie zająknąłem. Mówiłem po prostu to co uważam i nie interesowało mnie to, że mogę się mylić.

Pomiędzy nami nastała cisza, przez co lekko zaciekawiony spojrzałem na Derek'a, aby zobaczyć jego reakcje. Mężczyzna opierał brodę o splecione palce, a jego wzrok utkwiony był na kartkę, która spoczywała przede mną. Kompletnie nie wiedziałem co zrobić, dlatego w ciszy czekałem na jego reakcje.

- Ciekawe.- wyszeptał unosząc swój wzrok.

Nasze spojrzenie skrzyżowało się, a ja dopiero teraz dostrzegłem coś bardzo niepokojącego w jego oczy. Dostrzegłem małą iskrę bólu, którą za wszelką cenę próbował ukryć przed światem.

*******

Perspektywa Thomasa:

- Błagam.- wymamrotałem sunąć nogami po ziemi.

- Nie.- odparł poraz setny.

- Błagam, zrób to.- dodałem jeszcze bardziej zaciskając dłoń na plecaku Dylana, aby ten przypadkiem mi nie uciekł.

- Zapomnij, jestem tak samo zmęczony jak ty. Nie będę cię niósł na rękach.- powiedział zatrzymując się w miejscu.

Dylan obrócił się w moją stronę, przez co byłem zmuszony puścić jego plecak, a gdy ten stanął przodem do mnie, uniosłem swój wzrok w górę. Byłem tak zmęczony, że nawet nie kontrolowałem tego co robię. Po prostu uniosłem dłonie opierając je o jego klatkę piersiową i złączyłem je jak do modlitwy. Nie interesowało mnie to, że stoimy na środku chodnika. Ja chciałem, aby mnie ktoś podniósł.

- Królu złoty, Panie najcudowniejszy, tyś moim światłem. Proszę uratuj moje wątłe ciało przed nagłą śmiercią.- powiedziałem błagalnie.

Reakcja Dylana na moje słowa była natychmiastowa. Jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, ukazując tym samym szereg białych zębów, a już po chwili do moich uszu dotarł jego delikatny śmiech. I ja niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zabrałem swoje dłonie z jego klatki piersiowej.

- To jak będzie? Poniesiesz mnie do auta?- zapytałem wystawiając dłonie w górę.

Dylan pokręcił zrezygnowany głową, po czym poprawiając plecak na ramieniu zjechał mnie wzrokiem. Naprawdę nie miałem sił i coś czuję, że jutro rano przywitają mnie niezłe zakwasy.

- Poniesiesz?- dopytałem, na co ten moment włożył dłonie do kieszeni spodni i pochylił się w moją stronę.

- Nie.- odparł twardo, przez co rozszerzyłem oczy, a moja mina zrzedła.

Szatyn wypuścił rozbawiony powierzę przez nos, po czym z cwaniackim uśmiechem obrócił się w drugą stronę. Chłopak na powrót ruszył szerokim chodnikiem w stronę szkoły, a ja z bólem obserwowałem jego szerokie plecy.

I przysięgam, nie wiem jakim cudem zrodził się we mnie taki przypływ energii, jednak nim zdążyłem pomyśleć moje nogi ruszyły w stronę niczego nieświadomego szatyna. W paru szybkich krokach zbliżyłem się do niego, a gdy byłem w odpowiedniej odległości wybiłem się w górę i wskoczyłem temu gorylowi na plecy. Dylan wrzasnął krótko, odchylając się lekko w tył, a ja zacisnąłem swoje dłonie na jego barkach.

- Thomas! Co ty odwalasz?!- krzyknął zdezorientowany.

I może jego głos był twardy oraz wypełniony gniewem, jednak po tylu spędzonych chwilach wyczułem w tej wypowiedzi nutkę rozbawienia.

- Wio Dyl! Wio!- krzyknąłem uderzając piętami w jego uda.

Niestety szatyn nie miał zamiaru ruszyć. Dylan po prostu zastygł w bezruchu i z bezsilności opuścił dłonie wzdłuż tali. Staliśmy w tej pozycji niczym ostatni debile i chodź wiem, że powinien odpuścić to i tak nie dałem za wygraną. Teraz byłem zmęczony dwukrotnie.

Owinąłem swoje ramiona na szyi szatyna, po czym spojrzałem na jego profil. Dylan miał lekko przymrużone powieki i wyglądał jak zabójca, który zastanawia się nad dokonaniem następnej zbrodni. Niestety i to mnie nie przestraszyło, a nawet wywołało odwrotny efekt, ponieważ na moich ustach momentalnie uformował się szeroki uśmiech.

- Yyy...ruszysz?- zapytałem, dokładnie przyglądając się jego twarzy.

- Yyy...nie.- odparł

Niestety ja jestem bardzo upartym człowiekiem.

- Mi to tam bez różnicy.- powiedziałem kładąc głowę na jego barku.- Ja tu sobie poleżę, aż nie zregeneruje swojej siły.

Zacisnąłem swoje nogi wokół jego tali, a mięśnie Dylana spięły się lekko, co zapewne było spowodowane jego wkurzeniem. Chłopak po paru chwilach westchnął głośno, po czym zrezygnowany chwycił moje nogi i ruszył z miejsca. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, co zapewne nie umknęło uwadze szatyna, ponieważ ciepłe powietrze wypuszczone przez mój nos, owiało delikatnie jego odkrytą szyję.

- Zadowolony?- zapytał, przez co mój uśmiech powiększył się.

- Bardzo.- odparłem szczerze, na co szatyn pokręcił zrezygnowany głową.

- Irytujący blondyn.- mruknął pod nosem.

- Wkurzający szatyn.- dogryzłem

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, bo nasze zachowanie nie przypominało już tego sprzed paru tygodni. Stwierdził bym nawet, że zachowujemy się jak stare małżeństwo, jednak tego nigdy na głos nie przyznam.

- Ej.- zacząłem po chwili ciszy, gdy coś sobie uświadomiłem- Tak w ogóle, gdzie podział się Brett?

- Poszedł za szkole, niby ma się z kimś spotkać.- wyjaśnił jak gdyby nigdy nic.

Zmarszczyłem brwi będąc zaskoczony tym wyznaniem, a z wrażenia uniosłem swoją głowę i spojrzałem na profil szatyna.

- Z kim? I czemu mówisz to tak spokojnie?

Cóż...tak właściwie, to mam podejrzenia z kim Brett może się tam spotkać. W końcu widziałem jak na przerwie pomiędzy treningiem Theo zatrzymał wyższego. Potajemnie nawet się im przyglądałem, a po ich minach jasno dało się stwierdzić, że ta rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych.

- Nie wiem z kim, ale podejrzewam, że z jakąś dziewczyną. Przez weekend się do mnie nie odzywał, a dziś chodził jakiś odklejony. Wydaje mi się, że coś musiało wydarzyć się na tej imprezie.- wyznał, przez co moje serce szybciej zabiło.

Poczułem się z tym niezręcznie, ponieważ znałem powód jego rozkojarzenia i nie najlepiej czułem się z tym, że Brett aż tak znosi ucieczkę i brak odzewu Liama.

- A teraz złaz z moich pleców.- dodał wyrywając mnie z zamyślenia.

Zdezorientowany uniosłem swoją głowę i spojrzałem w przód, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Dopiero teraz zorientowałem się, że znajdujemy się blisko szkoły, jednak nie ten fakt wywołał tą dziwną reakcje mojego organizmu. To pewien szatyn, który w odległości trzech metrów stał z dłońmi w kieszeni spodni i patrzył na nas z rozbawieniem.

- Co wy mu tam zrobiliście?- zapytał przez lekki śmiech.

W tym samym czasie Dylan podszedł do Stiles'a, a ja zgrabnie zszedłem z jego pleców. Stanąłem na równe nogi, po czym poprawiając plecak na ramieniu spojrzałem na rozbawionego szatyna.

- Niedługo zawody więc trener dał nam wycisk.- wyjaśnił szybko Dylan, po czym przeniósł spojrzenie na mnie.- Tak to jest jak chcesz pomóc przyjacielowi i świadomy swojej sprawności fizycznej ładujesz się do drużyny.

Momentalnie przewróciłem oczami na jego docinkę, a moje dłonie samoistnie skrzyżowały się na piersi. Oczywiście, że musiałem wyjaśnić Dylan'owi czemu zdecydowałem się dołączyć do drużyny, bo przecież co chwilę molestował mnie pytaniami.

Najzabawniejsze jest to, że reakcja Dylana i Stiles'a była taka sama. Obaj w pierwszej chwili milczeli, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem. Jedyne co ich różniło to to, iż Stiles zwrócił uwagę wszystkich na stołówce, a Dylan wszystkich na hali sportowej. Tak swoją drogą, dziś było zdecydowanie mniej ludzi.

- Jedziemy?- zapytał Stiles, na co momentalnie kiwnąłem mu głową.

Oderwałem wzrok od szatyna po czym przeniosłem go na Dylana, który w tym momencie grzebał coś w telefonie.

- A ty? Zabierasz się z nami?- zapytałem. Dylan oderwał wzrok od telefonu, po czym przeniósł go na mnie.- Jedziemy do Liama, więc mogę po drodze odstawić cię do domu.- zaproponowałem.

- Nie, dzięki.- od razu odmówił kręcąc głową.- Poczekam na Bretta. Muszę z nim jeszcze porozmawiać.- wyjaśnił.

Momentalnie złączyłem usta w wąską linię, po czym kiwnąłem lekko głową. Wątpię aby Brett powiedział Dylan'owi czemu jest w takim stanie, jednak mam nadzieję, że do pewnego czasu jakoś zgrabnie ominie temat.

Pożegnaliśmy się z Dylanem, po czym ruszyliśmy w stronę parkingu. Oczywiście przez całą drogę do mojego auta, nie obdarzyłem Stiles'a ani jednym spojrzeniem. Czemu? Ponieważ, gdy tylko oddaliliśmy się od Dylana wyczułem jego molestujące spojrzenie na mojej osobie. Nie musiałem nawet na niego spoglądać, aby wiedzieć, że na jego twarzy gościł cwany uśmiech.

- Napisz do Liama, że już jedziemy.- powiedziałem spoglądając w tył aby upewnić się, że nic nie jedzie.

Wycofałem, po czym zmieniając bieg ruszyłem do przodu i wyjechałem spod szkoły. Kątem oka widziałem jak Stiles odkłada telefon, po czym z ogromnym uśmiechem spogląda na moją osobę. Westchnąłem głośno, a gdy poprawiłem się na fotelu, zerknąłem na szatyna.

- Powiedz coś tylko o mnie i o Dylanie, a wiedz, że wylecisz przez przednią szybę.- zagroziłem poważnym tonem.

Znów spojrzałem na drogę, a w duszy modliłem się, aby ten głupek wziął moje słowa na poważnie. Niestety świat mnie nienawidzi.

- Widzę, że wasza relacja idzie powoli do przodu.- podsumował.

Nic nie odpowiedziałem. Po prostu upewniłem się, że nic za nami nie jedzie, a gdy już to zrobilem gwałtownie wcisnąłem hamulec. Stiles niczym szmaciana lalka poleciał w przód na kokpit, a po aucie rozniósł się głośny huk.

- Ała!- jęknął, a na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech.

- Ostrzegałem.- zauważyłem.

Na powrót ruszyłem z miejsca, po czym zerknąłem na szatyna. Chłopak patrzył na mnie ze wściekłością, jednak nic sobie z tego nie zrobiłem.

- Lepiej powiedz jak tam na zajęciach.- zagadałem, wracając wzrokiem do jezdni.

- Nawet nie pytaj.- wymamrotał, na co głośno parsknąłem.- Byłem z nim sam.

- Żartujesz.- powiedziałem niedowierzający.

- Mówię poważnie! Wiesz jak się głupio czułem? Byłem sam w jednym pomieszczeniu z osobą, którą mam traktować jak nauczyciela, jednak gdzieś z tyłu głowy miałem te wspomnienia chwil, które przeżyliśmy. To była katorga!- wykrzyczał wyrzucając dłonie w górę, a z moich ust wydobył się głośny śmiech.

- Ty nasz biedaku.- podsumowałem.

Resztę drogi spędziliśmy na rozmowie o egzaminie z historii, który niedługo mają nadejść. Niby nic, jednak gdy tak słuchałem Stiles'a, zacząłem mieć wątpliwości, czy aby na pewno uda mi się go zaliczyć. Niby nawet największe kujony mają słabsze oceny.

Po niecałych dziesięciu minutach jazdy zaparkowałem pod domem Liama i zgasiłem silnik. Wyszliśmy z auta, po czym bez słowa ruszyliśmy w stronę furtki. Jestem ciekawy czy blondyn zdołał już oswoić się z tym wszystkim.

- Jak nie otworzy to wejdę mu przez okno.- powiedział Stiles naciskając dzwonek do drzwi.

- A ja wejdę kominem.- dodałem opierając się o ścianę.

- Niczym Święty Mikołaj.

- Tak, ale zamiast prezentu przyniosę mu wierszyk z brzydkiej łaciny.

Stiles parsknął na moje słowa śmiechem, po czym i on oparł się o ścianę. Zerknęliśmy na drzwi, a po niespełna paru chwilach za drewnianą płytą usłyszeliśmy jakieś szmery. Drzwi powoli uchyliły się, a naszym oczom ukazał się Liam, który dalej miał na sobie piżamę, czyli krótkie spodenki i ubrudzona od wszystkiego bluzka.

Chłopak nie wyglądał jakby zaraz miał zejść z tego świata, co nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyło. Jedyne co wywoływało we mnie negatywne emocje, była jego mina. Chłopak wydawał się być przestraszony i niepewny tego spotkania.

- Mam nadzieję, że przeszkadzamy.- powiedział szatyn, po czym bez uprzedzenia wszedł do środka.

Uśmiechnąłem się blado, na jego zachowanie, a gdy Liam zrobił mi miejsce i ja postanowiłem wejść do środka. Ściągnąłem buty w przedpokoju, po czym zerknąłem na zmarnowanego Liama.

- Jak się czujesz?- zapytałem kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Już lepiej. Nic mi tak właściwie nie było, po prostu się zestresowałem.- wyznał.

Kiwnąłem mu głową, a w tym samym momencie blondyn gestem ręki zaprosił mnie do środka. Przeszliśmy szerokim korytarzem w głąb domu, by po chwili znaleźć się w przestronnym salonie z aneksem kuchennym.

- Usiądź.- powiedział wskazując na kanapę.- Chcesz coś do picia?

- Zrób mi gorzką kawę. Padam z nóg.- jęknąłem rozpaczliwie, co skutkowało bladym uśmiechem blondyna.

Usiadłem na dużym białym narożniku, po czym kładąc łokieć na oparciu obróciłem się bokiem, aby dokładnie widzieć pozostałą dwójkę.

- A mi nic nie zaproponujesz?- zapytał Stiles. Szatyn wyciągnął głowę z lodówki, po czym udając zbulwersowanego spojrzał na Liama, który zmierzał w jego stronę.

- Sam się już obsłużyłeś- zauważył mijając go.

Blondyn, zaczął grzebać po szafach, a w tym samym momencie Stiles zamknął lodówkę i w paru szybkich krokach znalazł się w salonie. Chłopak przeskoczył przez oparcie kanapy, po czym siadając po turecku otworzył puszkę z gazowanym napojem, którą dopiero teraz zauważyłem. Pokręciłem zrezygnowany głową, a w tym samym momencie poczułem wibracje w kieszeni spodni. Zaciekawiony szybki sięgnąłem po telefon, po czym odblokowując go spojrzałem na wyświetlacz.

Dylan: Robisz coś pożytecznego dziś wieczorem?

Zmarszczyłem brwi, będąc zaskoczony jego pytaniem, jednak na moich ustach i tak uformował się ten delikatny uśmiech.

Ja: Będę regenerować swoje ciało po dzisiejszym treningu.

- Dużo nam zadali?- zapytał nagle blondyn. Momentalnie zablokowałem telefon i uniosłem swoją głowę.

- Ze względu na egzaminy, nauczyciele dziś się nad nami zlitowali.- rzucił szybko szatyn, na co blondyn zrobił głuche "aaa".

Liam stał do nas tyłem, jednak z tej perspektywy idealnie widziałem jego profil. Chłopak był zajęty wlewaniem wody do kubka, jednak gołym okiem było widać, że w głowie prowadzi walkę z myślami. Nie chciałem za szybko zaczynać tematu, jednak wiedziałem, że prędzej czy później to musiało nastąpić.

- Stiles. Odpalisz Grę?- zapytał po chwili ciszy.

Momentalnie przeniosłem swój wzrok na Stiles'a, a on na mnie. Dobrze wiedziałem co szatyn chciał mi przekazać tą oziębłą miną. "On potrzebuje czasu".

Szatyn westchnął ciężko, jednak bez najmniejszego oporu wstał z miejsca i ruszył w stronę telewizora. W międzyczasie Liam położył kubek kawy na stoliku przede mną, a sam usiadł obok mnie na narożniku. Spojrzałem na jego profil, jednak nie odezwałem się ani słowem. Wiedziałem, że blondyn wyczuł mój wzrok na sobie i że właśnie próbuje ułożyć w głowie jakieś zdanie.

- Może...zagramy najpierw?- zaproponowałem.-Nie musisz teraz zaczynać.

- Ale to nie znaczy, że ci odpuścimy.- wtrącił szybko Stiles. Liam złączył usta w wąską linię, po czym pokręcił przecząco głową.

- Nie. Nie chcę tego przedłużać. Powiem wam co o tym myślę.- wymamrotał, spuszczając głowę w dół.- Myślałem trochę nad tym i doszedłem do wniosku, że jestem tchórzem. Chyba wybiorę tą gorszą opcje.

Znieruchomiałem. Z szokiem patrzyłem na Liama, a język z niemocy ugrzązł mi gdzieś w gardle. Z jednak strony czułem się zirytowany jego zachowaniem, jednak z drugiej rozumiałem go. Zapewne nadal do niego nie dociera fakt, iż przespał się ze swoimi dobrymi przyjaciółmi i to po pijaku.

Zabrałem większy wdech, chcąc choć trochę opanować swoje niedowierzanie, a gdy już to zrobiłem, spojrzałem na Stiles'a. Spodziewałem się, że szatyn również może być zaskoczony decyzją Liama, jednak gdy tylko zobaczyłem w jego minie nutkę wkurzenia zrozumiałem, że za chwilę dojdzie do niemiłej konfrontacji.

- Żartujesz, prawda?- zapytał wkurzony, przez co Liam szybko spojrzał w jego stronę.

- Stiles zrozum, że nie chce do tego wracać. Po prostu zostawię tą sprawę i

- I co.- przerwał mu. Ton jego głosu był zdecydowanie mocniejszy niż zazwyczaj i nie ukrywam, trochę mnie to przeraziło.- Zostawisz tą sprawę i poczekasz z nadzieją, że sama się rozwiąże?

Liam nic nie odpowiedział. Z pokerową miną patrzył na szatyna, którzy w tym momencie nie przypominał już tego zwariowanego i beztroskiego nastolatka.

- A pomyślałeś może jak oni się poczują? Postaw się w ich sytuacji.- kontynuował.

Naprawdę nie wiem skąd w nim nagle tyle złości.

- Im też zapewne jest z tym ciężko i chcą porozmawiać. Myślisz, że będą skakać z radości jeśli teraz powiesz im, że nic nie pamiętasz i po prostu puścisz tą sytuację w niepamięć? Ignorowanie tego jest najgorszym z możliwych wyjść.

Między nami znów zapanowała cisza, w której skakałem wzrokiem od Stiles'a do Liama. Nie wiedziałem czy pozostać bierny czy też mam się wtrącić, jednak coś z tyłu głowy mnie blokowało. Nie odezwałem się z dwóch powodów. Pierwszy; w tej sytuacji boje się Stiles'a. Drugi; chcę dać Liam'owi czas do namysłu, bo z tego co zauważyłem blondyn zamilkł chcąc dokładnie przemyśleć sprawę.

W końcu po paru chwilach Liam pokiwał lekko głową, po czym uśmiechnął się blado.

- Wiecie co...- zaczął, po czym na chwilę zacisnął usta w wąską linię.- Porozmawiam z nimi przy najbliższej okazji.

Zerknąłem na Stiles'a, aby sprawdzić jego reakcje. Szatyn uśmiechał się lekko, jednak nie był to triumfalny uśmiech. Był to uśmiech spokoju.

I ja uformowałem na swoich ustach lekki uśmiech, a w tym samym momencie poczułem wibracje. Podniosłem swój telefon odblokowując go, po czym spojrzałem na wiadomość od szatyna.

Dylan: W takim razie o 20 widzę cię pod szkołą. Mamy zebranie drużynowe.

Kto normalny ma o tej godzinie zebranie.

Wkurzasz się, a odpisałeś jak odpisałeś.

Ja: Tak jest kapitanie.

Odpisałem tak, bo wiem że będzie tam Theo i Brett, a chce dać Liam'owi okazję do pogadania.

Tak tak.

- Liam.- zacząłem sięgając po kawę. Spojrzałem na blondyna, a gdy nasz wzrok skrzyżował się upiłem mały łyk kawy.- Ciesz się wolnością póki możesz. O dwudziestej pogadasz sobie z Brettem i Theo.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Sorry za błędy i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro