25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Thomasa:

Niewyspany i pozbawiony jakiejkolwiek chęci do życia ubierałem swoją ocieplaną katanę, aby przygotować się do wyjścia. Wczorajszy niedzielny wieczór spędziłem na gadaniu ze Stilesem przez telefon i chodź wiedziałem, iż dziś muszę wcześnie wstać, to i tak nie potrafiłem przestać z nim dyskutować. Nasza rozmowa dotyczyła różnych rzeczy, jednak co chwilę schodziliśmy na jeden i ten sam temat. Mowa tu o Liamie, ponieważ, to od tego zaczęła się nasza rozmowa, gdy szatyn około dwudziestej zadzwonił do mnie z pytaniem, czy udało mi się skontaktować z blondynem.

Ostatni raz widzieliśmy go w piątek gdy z trudem odprowadziliśmy go do domu. Chłopak nie odzywał się do nas przez całą drogę mimo, iż co chwilę bombardowaliśmy go pytaniami. Byliśmy w szoku, gdy Liam wyznał nam co zrobił, bo nigdy bym nie pomyślał, że jest do tego zdolny.

Przez całą sobotę i niedzielę wypisywaliśmy do niego jak się czuje i dwa razy byliśmy pod jego domem, jednak za każdym razem zbywała nas jego mama mówiąc, że chłopak nie najlepiej się czuje i prawdopodobnie jest chory.

Może było w tym trochę prawdy, ale prawdopodobnie tylko, gdzieś w trzech procentach. W sobotę wieczorem dostaliśmy jedynie wiadomość "Nie mam sił rozmawiać. Zobaczymy się w szkole". I to było wszystko.

- Kochanie, już wychodzisz?- zapytała moja matka.

Poprawiłem swoją katanę, po czym przeczesując włosy w tył zerknąłem na kobietę. Moja mama ubrana była w swój standardowy ubiór, czyli długa do kolan granatowa spódnica, oraz biała koszula ze złotymi guzikami. Moja mama mimo swojego chaotycznego charakteru uwielbia ten styl i lubuje się we wszystkim co eleganckie.

- Tak, jadę dziś autem. Dziś mam zajęcia z kółka malarskiego, więc nie czekajcie na mnie z obiadem.- poinformowałem na co kiwnęła głową.

Odwróciłem od niej wzrok, po czym schyliłem się po plecak leżący na ziemi. Wyprostowałem się zarzucając go na ramię, po czym jeszcze raz spojrzałem w lustro, aby upewnić się, że nadal jestem tak samo brzydki, jak jeszcze parę sekund temu.

Tak, nadal jestem.

Odchrzaknąłem odrywając wzroku od lustra, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Znaczy, chciałem to zrobić, jednak pewna piękna kobieta będąca aniołem i diabłem w jednym, przeszkodziła mi w tym.

- Nie zapomniałeś o czymś?- zapytała

Zmarszczyłem brwi będąc lekko zdezorientowany, jednak szybko uświadomiłem sobie o co jej chodzi. Obróciłem się w tył, po czym w paru szybkich krokach znalazłem się przed kobietą.

- Kocham cię, do później.- powiedziałem, po czym bez chwili namysłu złożyłem na jej policzku delikatny pocałunek.- Bananowy puder?- dopytałem czując przyjemny zapach.

Odsunąłem się, a kobieta zaśmiała się wywracając oczami, po czym zaplatając dłonie na piersi spojrzała prosto w moje oczy.

- Po pierwsze, tak. Po drugie, ja ciebie też.- ucięła, po czym uniosła białą reklamówkę w górę.- A po trzecie, to o to mi chodziło. Chyba czas to oddać właścicielowi.

- Co to?- zapytałem będąc jeszcze bardziej zdezorientowany.

Przejąłem reklamówkę od kobiety, po czym zajrzałem do środka. Przez pierwsze parę sekund miałem mały mętlik w głowie, jednak szybko ogarnąłem co było w środku.

- Taaaa, to chyba mi nie będzie już potrzebne.- powiedziałem odrywając wzrok od spodenek i bluzki, które należały do Dylana.- Będę się już zbierać- dodałem

- Szerokiej drogi.- odparła.

Kiwnąłem jej głową, po czym bez chwili namysłu ruszyłem do wyjścia.

Opuściłem dom, a gdy znalazłem się w aucie rzuciłem plecak i reklamówkę na miejsce pasażera. Oczywiście przed wejście do auta nie mogłem powstrzymać się od chwilowego wpatrywania się w tą bestie. Lubię to auto.

Przekręciłem kluczyk, po czym powoli, bez gazowania, wyjechałem spod posesji. Nie mogłem ryzykować i nie chodzi tu o sąsiadów, którym mogłoby się to nie spodobać. Chodzi tu o moją matkę, która już po pięciu sekundach dogoniła by mnie na tych swoich wysokich szpilkach i siłą wyrwała kluczyć ze stacyjki.

Powoli i bez większego pośpiechu toczyłem się po ulicy. Wyjechałem z domu wcześniej niż zwykle, żeby nie stać w korkach i aby bez problemu znaleźć miejsce parkingowe pod szkołą. Dzisiejsza pogoda nie należała do najcieplejszych, jednak czemu się dziwić. W końcu powoli zbliża się zima. Choć, w tym kraju, zimy bym tego nie nazwał.

Ziewnąłem, przykładając dłoń do twarzy, po czym przycisnąłem lekko gaz. Mam ostatnią prostą przed wjazdem do bardziej zatłoczonej części miasta dlatego, chce się trochę pobudzić podnosząc adrenalinę. Nie ryzykuje wypadkiem. Ryzykuje tym, że mama może mnie usłyszeć.

Niestety nim zdążyłem przycisnąć gaz, po drugiej stronie ulicy dostrzegłem kogoś, kto całkiem nieświadomie spowodował, iż zdjąłem nogę z gazu. Nie wiem co mnie tknęło aby to zrobić, ale nawet nie rejestrowałem co robi moje ciało. To tak, jakby działało instynktownie. Momentalnie zerknąłem przed siebie i w boczne lusterko, a gdy upewniłem się, że nikt nie jedzie, zwolniłem i z uśmiechem godnym pedofila, zjechałem na drugą stronę ulicy. Moje auto powoli zrównało się z chodnikiem, a gdy byłem już blisko mojej niczego nieświadomej ofiary, opuściłem szybę. Oparłem swój łokieć o podłokietnik na drzwiach, po czym spojrzałem na profil Dylana.

Musiałem się powstrzymać, aby nie parsknąć śmiechem, gdy chłopak z opóźnionym refleksem ściągnął swoje słuchawki i z lekką dezorientacją spojrzał w moją stronę. Chłopak uniósł jedną brew, zatrzymując się, więc i ja postanowiłem zatrzymać pojazd.

- Dokąd tak kopytkujesz przepiękna gazelo? - zapytałem.

Dylan wypuścił powietrze przez nos uśmiechając się lekko, po czym przewrócił oczami.

- Na kurs unikania pedofili.- odparł z udawaną ekscytacja.- Chodzą pogłoski, że ostatnio jakiś czarny Mercedes jeździ po okolicy i porywa dzieci.

Zaśmiałem się w duchu, po czym przenosząc łokieć wyżej, przechyliłem się bardziej w stronę szatyna.

- Co za zbieg okoliczności, ja też na niego jadę. Może podwieźć cię?- zapytałem klepiąc siedzenie pasażera

W tym momencie Dylan nie potrafił się powstrzymać. Chłopak uśmiechnął się szeroko, a spomiędzy jego ust wydobył się lekki śmiech. Ja też nie mogłem się opanować dlatego już po chwili na moich ustach uformował sie szczery uśmiech. Chłopak pokręcił zrezygnowany głową, po czym otworzył usta, aby mi odpowiedzieć. Niestety nie było mu dane dokończyć. Dźwięk klaksona dotarł do naszych uszu skutecznie przyciągając naszą uwagę. Zerknąłem przed siebie, a mój uśmiech momentalnie spełzł z twarzy, gdy przed sobą zobaczyłem wkurzonego kierowcę, który mruczał coś pod nosem.

- Człowieku, wyminąć nie potrafisz?!- krzyknąłem wystawiając dłoń w jego stronę.- Ja tu próbuje dziecko porwać!

Twarz kierowcy momentalnie stężała jeszcze bardziej, a gdy mruknął coś pod nosem, włączył kierunkowskaz i powoli wyminął moje auto. Obserwowałem jego profil niemalże zabijając go wzrokiem, a gdy zniknął mi z pola widzenia, na powrót przeniosłem swój wzrok na Dylana.

- Co za brak kultury, żeby przerywać ci w takim momencie.- skomentował szatyn

Chłopak był zajęty chowaniem słuchawek do pudełka, jednak na jego twarzy i tak uformował się ten delikatny uśmiech. Parsknąłem krótkim śmiechem, po czym na powrót przywołałem swój wcześniejszy humor.

Dylan schował pudełko ze słuchawkami do kieszeni, po czym unosząc głowę spojrzał w moją stronę. Uniosłem kącik ust, a przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze. Tak, dziś jest zdecydowanie za zimno.

- To jak będzie? Wskakujesz?- zapytałem kiwając głową.- Pokaże ci moją piwnice.

- A kotki masz?- dopytał.

Z trudem powstrzymałem się aby nie parsknąć. Przywołałem na twarzy najbardziej poważną minę, po czym wychyliłem się lekko za okno.

- Kotki i nie tylko.- wyszeptałem, a moje brwi podskoczyły dwuznacznie.

Dylan nie odpowiedział, a jedynie uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów, by po chwili ruszyć w stronę drzwi pasażera. Od razu chwyciłem za plecak i reklamówkę, jednak tylko to pierwsze rzuciłem na tylnie siedzenia. Chciałem oddać już ten strój i być zawodnikiem tylko wspomnieniach.

Dylan wsiadł do auta zamykając za sobą drzwi, po czym kładąc plecak na wycieczce, spojrzał w moją stronę.

- Ale się ekscytuje. To moje pierwsze porwanie.- wyznał, na co pokręciłem zrezygnowany głową.

Zaśmiałem się unosząc głowę w górę, a już po chwili dołączył do mnie szatyn.

- W takim razie, ruszajmy.- odparłem, po czym sprawdziłem czy nic nie jedzie.- A to ci oddaje.- dodałem rzucając reklamówkę na jego kolana.

Powoli włączyłem się do ruchu, a brak odpowiedzi Dylana utwierdził mnie w przekonaniu, że jeszcze nie zobaczył co jest w środku.

- No otwórz, przecież to nie bomba. W aucie bym ci jej nie dał.- rzuciłem rozbawiony.

- Ale poza autem już tak?- dopytał z udawanym oburzeniem, a już po chwili usłyszałem szelest.- No nareszcie, ile można czekać. Ej! A bluza gdzie jest?- zapytał grzebiąc w torbie.

Na mojej twarzy momentalnie pojawiło się szeroki uśmiech, którego nie potrafiłem powstrzymać. Dojechaliśmy do skrzyżowania, a gdy zatrzymałem auto na czerwonym świetle, obróciłem głowę w stronę Dylana. Chłopak patrzył na mnie z uniesioną brwią, a ja po chwili zrobiłem coś co zapewne podniesie mu ciśnienie.

- Tutaj.- powiedziałem chwytając za rąbek katany, aby odchylić ją i ukazać bluzę, która de facto nie należała do mnie, a do szatyna.

Twarz szatyna momentalnie stężała, a gdy zjechał mnie wzrokiem jego brew drgnęła nieznacznie. Tak jak przewidywałem, moja odpowiedź podniosła mu ciśnienie, jednak o dziwo jego przerażająca mina nie robiła na mnie wrażenia. Powiem nawet więcej, jego wkurzenie bawiło mnie.

Uśmiechnąłem się zwycięsko, po czym puszczając katanę wróciłem wzrokiem na sygnalizację. Światło zmieniło się na zielone, więc nie myśląc długo ruszyłem przed siebie. Nadal czułem jego wzrok na sobie, jednak nie przeszkadzało mi to.

- Mam rozumieć, że jeśli chce ją odzyskać, to muszę ci ją zabrać siłą?- zapytał, na co niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem

Oparłem swój łokieć o podłokietnik, nadal jedną ręką trzymając kierownicę, po czym zerknąłem na szatyna obok mnie. Chłopak patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, jednak na moich ustach i tak uformował się ten lekki uśmiech.

- Ależ kochanie, nikt ci nie zabroni spróbować.- odparłem, po czym przeniosłem swój wzrok na jezdnie.- Tylko pamiętaj o tym, że ja potrafię się bronić.- zauważyłem.

Dylan parsknął krótkim śmiechem, a już po chwili zauważyłem jak rozkłada się wygodniej na fotelu. Chłopak westchnął głośno i odchylił głowę w tył opierając ją na oparciu.

- Czyli wracamy do naszej szarej rzeczywistości? Coś już na mnie uszykowałeś, aby dyrektor zawiesił mnie jako kapitana?- zapytał jak gdyby nigdy nic.

Uśmiechnąłem się delikatnie, na wspomnienia naszych występków, a na moje ciało wpłynęła lekka nostalgia. Dawno już, go w coś nie wkopałem.

- Może, może.- odparłem, jednak prawda była taka, że jeszcze nic nie wymyśliłem. Kompletnie wypadło mi to z głowy.- A ty coś masz?- dopytałem.

- Jak na razie będę próbował cię zgarnąć do drużyny.- wyznał, a jego głos był przerażająco szczery.

Niestety moje zdanie się nie zmieniło.

- Ha! Zapomnij, nie mam zamiaru się męczyć, a tak poza tym, już dawno nie malowałem.- odparłem szczerze.- A może tym razem ty dołączysz do klubu.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, bo wizja malującego Dylana nie za bardzo pasowała do jego charakteru. Zerknąłem na szatyna, a gdy nasze spojrzenie skrzyżowało się, uniosłem kącik ust w ten mój cwaniacki sposób. Po moim ciele rozeszły się dziwne dreszcze, a głowa automatycznie obróciła się w przód. Nie miałem pojęcia co dzieje się z moim ciałem, jednak w tym momencie mało mnie to interesowało.

- Ja i klub malarstwa? Podziękuję.- odparł szatyn.

- Czemu nie? Mamy naprawdę fajnego nauczyciela, który potrafi zachęcić i jest prawdziwym pasjonatem.- powiedziałem, po czym trąciłem pięścią jego ramię.

- Derek? Ta. Jakoś nie widzi mi się, aby przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.- odparł zdawkowo.

Momentalnie zmarszczyłem brwi, a w tym samym czasie skręciłem aby wjechać na teren szkoły. W aucie nastała cisza i trwała ona aż do momentu, aż nie zaparkowałem auta na jednym z miejsc parkingowych niedaleko szkoły. Zgasiłem auto, po czym opierając lewą rękę o kierownicę, spojrzałem na szatyna obok mnie. Chłopak nie spojrzał na mnie, ponieważ zajęty był pakowaniem białej reklamówki do plecaka. Obserwowałem go, jednak mój wzrok na dłużej zatrzymywał się na jego twarzy wykrzywionej w grymasie. Oczywiście, że wiedziałem co jest powodem jego niechęci do tego faceta.

- Dylan weź nie oceniaj ludzi po pozorach. To, że Derek jest przestępcą nie oznacza, że jest złym człowiekiem.- rzuciłem nawet nie myśląc.

Reakcja Dylana była natychmiastowa. Chłopak wyprostował się, odchylając głowę lekko w tył, a po jego minie mogłem wywnioskować, że szatyn zaczął powoli analizować moje słowa. Po krótkiej chwili chłopak uniósł jedną brew, po czym z wymowną miną spojrzał na mnie jak na głupka. Przez moje ciało przeszły dreszcze, gdy zrozumiałem jak absurdalnie brzmiało to zdanie, dlatego szybko złączyłem usta w wąską linię, a moja broda wybrzuszyła się lekko.

- Dobra, to nie brzmiało logicznie.- odparłem po krótkiej, niezręcznej dla mnie chwili.

- No, nie za bardzo.- rzucił z tą samą miną, a pomiędzy nami znów zapanowała cisza, w której to patrzyłem w piwne oczy Dylana.

- No dobra, może źle to ująłem.- zacząłem unosząc błonie w geście obronnym.- Spójrzmy na to z innej strony. Derek był skazany za podrabianie obrazów. Nie za morderstwo.

- I tak nie chce przebywać w jego towarzystwie.- odparł zdawkowo, po czym głośno wzdychając zapiął plecak i rzucił go na kolana.- Idziemy utrudniać sobie życie?- zaproponował.

Uniosłem brwi i jeden kącik ust, po czym szybko sięgnąłem swój plecak. Na powrót spojrzałem na szatyna po czym dwukrotnie uniosłem brwi.

- Ależ oczywiście.- odparłem, cudem opanowując swoje rozbawienie.

Dylan przewrócił oczami, po czym chwycił za klamkę. Opuściliśmy auto, a gdy setny raz upewniłem się, że jest zamknięte, ruszyliśmy w stronę szkoły. Jak na tak wczesną porę przed szkołą znajdowało się sporo uczniów, którzy z zerowym entuzjazmem kierowali się w stronę głównego wejścia. Ja p dziwo czułem się już zdecydowanie lepiej, jednak przez fakt, iż dziś mamy poniedziałek i tak czułem mały ucisk w żołądku.

- Nie chce mi się.- powiedziałem niekontrolowanie na głos.

- Mnie też.- odparł szatyn w momencie gdy zaczęliśmy wchodzić po schodach.

Podeszliśmy do drzwi i wraz z inną grupką uczniów weszliśmy do środka. Od razu uderzył w nas gwar jaki panował na korytarzu, jednak nie był on tak dokuczliwy jak zawsze.

- A dzisiejszy poniedziałek będzie naprawdę trudny.- dodał szatyn. Momentalnie obróciłem głowę w jego stronę i posłałem pytające spojrzenie.

- Czemu?- dopytałem unosząc dłonie i chwytając za szelki plecaka.

- Bo będę zmuszony męczyć się z pewny aroganckim blondynem na hali sportowej.- wyznał unosząc zaczepnie kącik ust, na co momentalnie przewróciłem rozbawiony oczami.

- Jeśli nie chcesz się z nim męczyć to jest rozwiązanie. Po prostu nie idź na ten trening.- uniosłem dumnie głowę, na co Dylan parsknął śmiechem.

- Albo zrobię tak, aby dyrektor go zawiesił.- odbił piłeczkę.

Uniosłem dłoń w górę, po czym wystawiłem środkowy palec w jego stronę. Dylan uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów, a po moim ciele rozeszły się dziwne dreszcze. Ostatnio moje ciało zaczęło dziwnie reagować i przysięgam, jak jeszcze raz poczuje jakieś dreszcze to bez znieczulenia wyrwę sobie wszystkie mięśnie.

- Pierdol się.- odparłem zdawkowo.

Podeszliśmy do szafek i niemalże w tym samym momencie otworzyliśmy metalowe drzwiczki. Zaczęliśmy przekładać książki z plecaka do szafki, a pomiędzy nami wywiązała się rozmowa o egzaminach, które mają niedługo nadejść.

- A czemu one są tak ważne?- zapytałem nawiązując do egzaminów.

- Bo tak sobie nauczycielka wymyśliła.- odparł, po czym włożył ostatnie książki do szafki i zamknął metalową płytę.- Uznała że pod koniec semestru będzie nam robić większe sprawdziany, aby sprawdzić naszą wiedzę o to głównie z tego testu będzie wystawiać oceny.

Dylan oparł się o szafkę bokiem, po czym zakładając dłonie na piersi spojrzał na moją osobę. Byłem właśnie podczas wkładania ostatnich książek, dlatego nie spoglądając na niego, pytałem dalej.

- I dyrektor na to pozwala? No wiesz, nauczyciel chyba nie może być tak swobodny.- zauważyłem.

- Prawdopodobnie tak, ale chyba nie ma nic do gadania. Babka od historii jest jego żoną. Trzy razy nie dostanie śniadania do szkoły, parę razy zrobi mu przesoloną zupę i cel osiągnięty.- stwierdził.

Pokręciłem głową, uśmiechając się lekko, po czym i ja zamknąłem szafkę. Zarzuciłem swój już lekki plecak na ramię, po czym wkładając dłonie do kieszeni katany oparłem się bokiem o szafkę. Uniosłem swój wzrok na szatyna, a gdy nasze spojrzenia skrzyżowały do głowy nasunęło mi się kolejne pytanie. Może i nie było ono jakoś ważne, jednak chciałem znać na to odpowiedź.

- Ej, Dyl.- zacząłem odchylając głowę w bok, aby oprzeć ją o szafkę. Szatyn uniósł jedną brew i posłał mi pytające spojrzenie.- Jak otworzyłeś moją szafkę?

Dylan zmarszczył brwi w niezrozumieniu, po czym spojrzał na wcześniej wspomnianą szafkę, a gdy zrozumiał o co mi chodzi zrobił głuche "aaa". Jego wzrok znów spoczął na mnie, a jego usta wykrzywiły się w cwanym uśmiechu.

- Nie powiem.

- O Chryste!- powiedziałem wyrzucając dłonie w górę.- i tak jest już po sprawie. Co ci szkodzi powiedzieć?- dopytałem

Może i wiedza, jak to zrobił nie była mi potrzebna do szczęścia, jednak w momencie gdy odmówił wyjaśnienia, moja ciekawość wzrosła. Dylan uśmiechnął się zwycięsko, po czym uniósł brodę lekko w górę ukazując tym samym swoją opaloną szyję. Zmarszczyłem brwi, a w mojej głowie narodził się pewien pomysł jak wyciągnąć z niego tą informację.

Moja mina zmieniła się diametralnie, co nie umknęło uwadze szatyna. Jego twarz stężała, bo wiedział, że coś kombinuje.

- Jeśli mi nie powiesz to, rozpowiem wszystkim, że leżeliśmy razem pod płotem na ostatniej imprezie. Ludzie sobie resztę dopowiedzą.- powiedziałem z przesłodzonym uśmiechem.

Reakcja Dylana była natychmiastowa, chłopak uniósł brwi, a na jego twarzy zagościła mina, która mówiła "ty tak poważnie?". Oczywiście, że nie jestem na tyle odważny, aby rozpowiadać takie głupoty, jednak szatyn nie musi o tym wiedzieć. Patrzyliśmy sobie w oczy, a mój kącik ust unosił się powoli w górę, ponieważ jego nadwyraz poważna mina bawiła mnie. Chłopak chyba nie wytrzymał, bo już po chwili westchnął i podniósł dłoń w górę w stronę mojej szafki.

Instynktownie odsunąłem się w tył, a w tym samym momencie Dylan przyłożył swój kciuk prostopadle do zamka na klucz. Chłopak przekręcił palec w moją stronę, a już po chwili moja szafka uchyliła się. Z niedowierzaniem patrzyłem na to, jak drzwiczki powoli otwierają się, a do mojej głowy nasunęło się kolejne pytanie. Kto do cholery jasnej sprawuje kontrolę, nad jakością rzeczy zakupionych do tej szkoły?!

- Tą szkołę powinni już dawno zamknąć.- wyszeptałem sam do siebie, jednak nie umknęło to uwadze szatyna.

Chłopak zaśmiał się dźwięcznie, przez co momentalnie spojrzałem w jego stronę. Mój wzrok w tym momencie błądził po jego twarzy, jednak na dłuższą chwilę zatrzymywał się na dołeczkach, do których de facto miałem słabość.

- Thomas!- krzyknął ktoś za mną.

Od razu rozpoznałem ten głos, dlatego szybko zerknąłem przez ramię na zbliżającego się do mnie Stiles'a. Chłopak w szybkim tempie zbliżał się w naszą stronę, a na jego twarzy malował się lekki niepokoi. Zdziwiłem się jego postawą, dlatego niekontrolowanie obróciłem się w jego stronę. Szatyn przebiegł dzieląca nas odległość po czym bez pytania złapał mnie za nadgarstek.

- Chodź, szybko.- powiedział ciągnąć moje ramię.

Niestety ja byłem w za dużym szoku, aby wykonać jego prośbę. Od razu zaparłem się i tym samym zatrzymałem Stiles'a w miejscu.

- O co chodzi?- zapytałem zdezorientowany. Dylan zapewne też nie rozumie o co chodzi jego bratu, a dowodem na to był jego intensywny wzrok na naszej dwójce.

Stiles złączył usta w wąską linię, po czym zabrał większy wdech.

- Zadanie.- rzucił nagle.- Nie zrobiłem zadania, a Liama...- dał nacisk na imię blondyna- ...nie ma dziś w szkole.

Od razu zrozumiałem o co chodzi, dlatego moje usta rozszerzyły się lekko. Dziękowałem teraz Bogu, że byłem odwrócony do Dylana plecami, ponieważ od razu nabrał by podejrzeń.

- I zapewne chcesz żebym ci pomógł ty nieuku?- zaczął grać dla niepoznaki.

Stiles pokiwał energicznie głową, po czym na powrót zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku. Poddałem się jemu i bez sprzeciwu ruszyłem za szatynem. Wykonałem dwa szybkie kroki, a gdy przypomniałem sobie o pewnym fakcie spojrzałem przez ramię na Dylana.

- Zamknij moją szafkę!- krzyknąłem do szatyna.

Chłopak dalej był lekko zdezorientowany tą całą sytuacją, jednak od razu kiwnął mi głową. Na powrót spojrzałem przed siebie, po czym podążyłem za Stilesem. Chłopak prowadził mnie przez korytarz, aby po chwili wepchnąć mnie do jednej z klas. Wszedłem do środka prawie potykając się na progu, po czym obróciłem się i spojrzałem Stiles'a, który zamknął za nami drzwi. Na jego twarzy gościł lekki grymas, co ani trochę mi się nie podobało.

- Co jest z Liamem?- zapytałem prosto z mostu. Chłopak zabrał większy wdech, po czym z niemocy opuścił dłonie wzdłuż tali.

- Byłem dziś u niego, ale otworzyła mi drzwi jego mama. Powiedziała, że chłopak źle się czuje i dziś nie pójdzie do szkoły.- wyznał, a ja od razu zrozumiałem o co chodzi.

- Myślisz, że symuluje?- zapytałem, na co chłopak momentalnie pokręcił głową.

- Nie, ja to wiem.- wyznał, po czym sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął telefon.

Stiles zaczął jeździć palcem po urządzeniu, natomiast ja patrzyłem na niego z zaciekawieniem. Po niespełna paru sekundach chłopak wystawił telefon w moją stronę, a spomiędzy jego ust wydobyło się krótkie "jest". Przejąłem od niego telefon, po czym spojrzał na wyświetlacz, na którym widniały wiadomości pomiędzy nim i Liamem.

Stiles: Zaraz będę pod twoim domem. Jesteś gotowy?

Stiles: Liam, żyjesz?

Stiles: Otworzyła mi twoja mama, mówiła, że źle się czujesz.

Stiles: Liam?

Liam: Czuję się dobrze, ale nie chcę iść do szkoły.

Stiles: Czemu?

Stiles: Znaczy rozumiem, że nikt nie lubi poniedziałków, ale mamy zajęcia z kółka malarskiego.

Stiles: I na dodatek dziś powinny być zapisy na konkurs. Chyba nie chcesz przegapić takiej okazji.

- Nic nie odpisał.- zauważyłem.

Uniosłem głowę spoglądając na Stiles'a, po czym oddałem mu telefon. Chłopak kiwnął mi głową i chowając telefon do kieszeni westchnął ciężko.

- Wydaje mi się, że to przez ostatnią sytuację z Brettem i Theo.- odparł

I szczerze? Też miałem takie podejrzenie.

Przegryzłem dolną wargę, po czym zaplatając dłonie na piersi, ruszyłem w stronę jednej z ławek. Oparłem się o nią tyłem, po czym uniosłem głowę w górę, aby trochę oczyścić myśli. W mojej głowie powstał istny chaos, bo nie jesteśmy w stu procentach pewni, że właśnie to, jest przyczyną nieobecności Liama. No ale przecież rozwiązanie tego problemu jest dziecinnie proste, bo wystarczy zadzwonić. Momentalnie sięgnąłem do swojej kieszeni, po czym wyciągnąłem z niej telefon.

- Dzwonisz do niego?- zapytał

- Tak i mam nadzieję, że ma inny powód dlaczego nie przyszedł do szkoły.- odparłem przykładając telefon do ucha, a już po chwili usłyszałem sygnał.

Z anielską cierpliwością, czekałem na to aż blondyn odbierze. Chciałem wyjaśnić sobie to wszystko, bo taka ucieczka od problemów jest czystym przejawem tchórzostwa. Nie chcę aby Liam wybierał takie rozwiązanie, bo działa na szkodę samemu sobie jak i pozostałej dwójce.

Niestety Liam nie odebrał, przez co połączenie zakończyło się, a ja z niemocy zamknąłem oczy. Westchnąłem głośno, blokując telefon, po czym uchyliłem powieki aby spojrzeć na Stiles'a.

- Nie odbiera.- zakomunikowałem.

- Może poszedł spać.- zauważył co mogło być prawdą.

- Prawdopodobnie tak. Może zadzwonimy do niego na dłuższej przerwie? Do tej pory powinien wstać.- zaproponowałem

Stiles momentalnie kiwnął mi głową. Zrezygnowany wstałem z ławki, po czym wykonałem krok w stronę chłopaka i spojrzałem w jego piwne oczy. Szatynowi tak samo jak mi nie podobała się postawa Liama, a było to widać po jego zawiedzionej minie.

- Myślisz, że będzie udawać i powie, że nic nie pamięta?- zapytał

- Oby nie. Mam nadzieję, że weźmie odpowiedzialność za swoje czyny.- odparłem

*******

Ponad dwieście pięćdziesiąt minut później, wraz ze Stilesem szliśmy zatłoczonym korytarzem, w kierunku szkolnego składzika, aby tam jak najszybciej zadzwonić do Liama. Te cztery godziny lekcyjne bardzo nam się dłużyły, a fakt iż blondyn nie odpisywał na nasze wiadomości dodatkowo nas nakręcał. Oczywiście mogliśmy zadzwonić, jednak był mały problem. Theo cały czas był z nami, a rzecz jasna nie chcemy o tym rozmawiać przy nim.

Właśnie to sama obecność chłopaka dziwnie na nas wpływała, jednak największą trudność w opanowaniu swoich emocji miał Stiles, gdy podczas matematyki nauczyciela poprosiła Theo do tablicy, aby obliczył pole trójkąta. Jego nagły atak kaszlu wywołany zachłyśnięciem się powietrzem, zwrócił uwagę wszystkich osób w klasie, a nauczycielkę wkurzył do tego stopnia, że kazała mu wyjść z sali.

- Myślisz, że Theo uwierzył w naszą wymówkę?- zapytał po chwili stiles.- Przecież Derek'a nie ma o tej godzinie w szkole.

Tak, musieliśmy coś wymyślić. Powiedzieliśmy mu, że chcemy dopytać się Pana Derek'a o parę spraw związanych z kółkiem malarskim, a jak wiadomo Theo nie jest skory, aby uczestniczyć w takich wycieczkach po szkole.

- Mam nadzieję, że uwierzył.- odparłem.

Przedostaliśmy się przez i tak niewielki tłum ludzi, po czym podeszliśmy do odpowiednich drzwi. Jako pierwszy wszedł Stiles, a gdy zapalił światło, ja wszedłem za nim i zamknąłem za sobą drzwi. Pomieszczenie było bardzo małe i z trzech stron otaczały nas półki, na których znajdowały się środki czystości oraz jakieś graty. Chłopak ruszył przed siebie aby zrobić mi miejsce, po czym oparł sie o szafkę i wyciągnął swój telefon z kieszeni spodni. Stiles nie chciał marnować czasu, więc od razu wyszukał numer blondyna, po czym wcisnął głośnomówiący.

Do naszych uszu dotarł ten charakterystyczny dźwięk połączenia, a z każdą kolejną sekundą moja cierpliwość powoli osiągała szczyt. Chciałem porozmawiać z nim jak najszybciej.

I dziękować Bogu ale moje prośby zostały wysłuchane, bo już po chwili zamiast sygnału usłyszałem lekkie szmery. Momentalnie spojrzałem na Stiles'a, a on na mnie. Nasze miny w tym momencie były takie same, a można było wyczytać z nich tylko jedno zdanie "No nareszcie".

- Tak?- zapytał niewyraźnie blondyn. Jego głos był bardzo ociężały co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chłopak najzwyczajniej w świecie spał.

- Liam!- wydarłem się niekontrolowanie do telefonu.- Czemu cię nie ma w szkole.- dodałem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko niezadowolone jęknięcie.

- Bo jestem chory.- odparł zdawkowo.

- Gówno prawda.- dodał Stiles, a w słuchawce rozniósł się lekki szelest.- A chory, to ty jesteś na głupotę. Mów czemu cię nie ma w szkole.

W słuchawce zapanowała cisza. Liam chyba zdał sobie sprawę z tego, że nie ma sensu brnąć w to kłamstwo dalej, dlatego już po chwili usłyszeliśmy jego głośne westchnięcie oznaczające kapitulację.

- O Chryste.- jęknął z bólem.- Dobra nic mi już nie jest. Po prostu nie chciałem dziś przyjść do szkoły.

- I wcale nie chodzi o to, że boisz się pewnym osobom spojrzeć w oczy?- dopytałem, a w słuchawce znów nastała cisza.

Spojrzałem przed siebie na Stiles'a, a gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się kiwneliśmy głową w porozumiewawczym geście. Znów spojrzeliśmy na telefon, a jako pierwszy odezwał się Stiles.

- Liam nie chcę żebyś pomyślał, że na ciebie naskakujemy, ale to naprawdę nie jest rozwiązaniem. Nie możesz udawać, że nic się nie stało, bo to nie rozwiąże twoich problemów, a tylko zamiecie je pod dywan.

- Mam bardzo duży dywan.- odparł ze sztucznym śmiechem.

- Liam, to nie jest pora na żarty.- upomniałem go.

- No wiem!- jęknął głośno, a już po chwili usłyszałem jak z hukiem kładzie się na pościeli.- Ale ja naprawdę nie wiem co robić i to wszystko jest takie trudne. Z początku naprawdę chciałem pójść do szkoły, ale później napisał do mnie Theo czy idę i dodał, że chce porozmawiać. Od razu zrobiło mi się źle i z tych emocji zwymiotowałem przy wyjściu z domu, a mama kazała mi zostać.

Po jego słowach na moje ciało wpłynęła lekka ulga, ponieważ Liam miał w miarę logiczne wyjaśnienie. Cóż, fakt iż był gotowy pójść do szkoły bardzo mnie cieszył, jednak to nie gwarantuje mojego spokoju.

- A co z Theo i Brettem?- zapytał stiles.- Porozmawiasz z nimi? Chyba należy im się jakieś wyjaśnienie.

- Stiles, ja naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Nie spałem cały weekend i usnąłem dopiero dziś po tym, jak zwymiotowałem. Potrzebuje czasu.- wyszeptał.

- Masz czas, ale nie za dużo.- wtrąciłem.- Dziś po szkole przyjdziemy do ciebie i na spokojnie sobie porozmawiamy. Teraz idź spać i odpocznij.

- Może być, ale dajcie mi trochę więcej czasu.- odparł po krótkiej chwili ciszy.

- Masz czas, aż do zakończenia lekcji.- zaczął szatyn

- Tak ale nie chcę abyście opuszczali dodatkowych zajęć.- wyszeptał.- No i będę miał trochę więcej czasu, zanim przyjdziecie i zaczniecie ryć mi banie.

Momentalnie spojrzałem na Stiles'a, po czym posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Nie widzi nam się, aby iść na dodatkowe zajęcia.

- Proszę.- dodał po krótkiej chwili ciszy.

Westchnęliśmy głośno kapitulując, po czym na powrót zetknęliśmy na telefon.

- Zgoda.- powiedziałem, nie będąc do końca przekonany.

- Dziękuję. Mojej mamy do tego czasu może nie być, a dom jest zamknięty. Jak coś to dzwońcie.- dodał.

- Dobrze.- rzucił Stiles, a już po chwili nastąpiło zakończenie połączenia.

Oderwałem wzrok od telefonu Stiles'a, po czym przeniosłem go na szatyna. Chłopak schował telefon do kieszeni spodni, po czym łącząc usta w wąską linię spojrzał na moją osobę. Na naszych twarzach gościło to samo zaniepokojenie co wcześniej, jednak bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że to jedno wyjaśnię Liama nas lekko uspokoiło. Właściwie to nie wiem czy mogę tak twierdzić. Skoro Liam reaguje tak na samą myśl o konfrontacji, to wątpię, aby był w stanie się przełamać.

- Tak się zestresowałem, że mam ochotę na batona z automatu.- powiedział po krótkiej chwili ciszy

- W tak szkole są jeszcze jakieś automaty?- zapytałem z uznaniem.

- Nie, ale Liam ma w szafce chyba pół osiedlowego sklepu.- wyznał na co z uznaniem zmarszczyłem brodę.

Nawet nie dopytywałem jak szatyn chce otworzyć jego szafkę, bo po dzisiejszej rozmowie z Dylanem wiem, że jest to dziecinnie proste.

- Nie pogniewa się, jak mu coś weźmiesz?- dopytałem

- Pogniewa? On mnie zabije.- wyznał szczerze.

Pokręciłem z lekkim rozbawieniem głową, po czym kiwnąłem w stronę drzwi. Szatyn momentalnie kiwnął mi głową i bez zbędnego gadania ruszyliśmy w stronę drzwi. Opuściliśmy pomieszczenie gasząc za sobą światło, po czym ruszyliśmy w stronę stołówki, gdzie zapewne znajduje się prawie większość uczniów naszej szkoły. Znaczy, chcieliśmy ruszyć, jednak przez nieuwagę Stiles'a chłopak wpadł na kogoś co skutkowało jego głośnym jękiem. Mogłem niemalże poczuć jego ból, gdy odsuwając się od klatki piersiowej wyższego, złapał się za nos i głośno syknął.

- Jak łazisz ty zakuta pało!- warknął, nawet sie nie kontrolując.

Chłopak w przypływie złości wykrzywił swoją twarz i z wrogim spojrzeniem, zerknął na osobę przed nim. Też to zrobiłem, aby dowiedzieć się, kto jest tym szczęściarzem, a gdy zobaczyłem jednego z nauczycieli moje oczy rozszerzyły się, a ciało zastygło w bezruchu.

Mina Pana Derek'a w tym momencie była przerażająca. Jego oczy z chęcią mordu wpatrywały się prosto na zdezorientowanego i lekko przestraszonego Stiles'a, nozdrza rozszerzyły się, a szczęka zacisnęła. Mężczyzna byłby przerażał, a chcę zaznaczyć, iż stoję obok. Nawet nie chce wiedzieć co w tym momencie czuł Stiles.

- Yyy... znaczy.- wymamrotał szatyn, kuląc się lekko. Chłopak dodatkowo zgiął ręce w łokciach, a swoje dłonie wyprostował w obronnym geście.

Postanowiłem pomóc Stiles'owi wyjść z tej niezręcznej sytuacji, dlatego szybko odchrzaknąłem i zadałem Derek'owi pierwsze pytanie jakie przyszło mi na myśl.

- A Pan już o tej godzinie w szkole?- zapytałem uśmiechając się głupio.

Szatyn dalej wpatrywał się w przerażonego chłopaka, jednak nie trwało to długo. Mężczyzna zabrał większy wdech, prawdopodobnie aby opanować swoje emocje, po czym obrócił głowę w moją stronę. Przez moje ciało momentalnie przeszły dreszcze, a oddech ugrzęzła w gardle.

Proszę, zabijcie mnie.

- Tak. Mam tu sprawę do załatwienia, ale to już chyba wiecie.- wyznał, na co momentalnie zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu.- Szukałem cię. Byłem na stołówce i całe szczęście wpadłem na jednego z członków drużyny koszykarskiej. Powiedział, że też mnie szukacie.

Na sto procent wpadł na Theo. Przynajmniej nasza wymówka stała się bardziej wiarygodna.

- Och...- zacząłem nie za bardzo wiedząc jak na to odpowiedzieć.

Dopiero po chwili dokładnie przeanalizowałem jego słowa, a moją ciekawość przykuł pewien fakt. Powiedział, że mnie szukał. Niestety nie było mi dane dojść do słowa, ponieważ Pan Derek uprzedził mnie.

- To co ode mnie chcieliście i tak właściwie co wy tam robiliście?- zapytał wskazując na drzwi.

Momentalnie zerknąłem na szatyna po mojej prawej stronie, a nasze zakłopotane spojrzenia skrzyżowały się. Właściwie to nie robiliśmy niczego złego, bo jedynie dzwoniliśmy do przyjaciela, jednak Stiles był za bardzo zdezorientowany i nim zdążył ugryźć się w język, wypowiedział najgłupsze zdanie jakie mogło mu przyjść na myśl.

- Kradliśmy środki czystości.

Powoli przymknąłem powieki czując ogromne zażenowanie, po czym mentalnie strzeliłem mu z otwartej ręki. Ja rozumiem, że Stiles może mieć przy Dereku mętlik w głowie, ale że aż taki?

- Rozmawialiśmy z Liamem przez telefon.- postanowiłem sprostować.

Pan Derek spojrzał na mnie, jednak po jego minie mogłem wywnioskować, że po wypowiedzi Stiles'a nie wierzy w moją wersję. Westchnąłem głośno ściągając plecak z ramienia, po czym otworzyłem go, aby udowodnić iż nic nie mam. Nauczyciel spojrzał do środka, a w międzyczasie Stiles zrobił to samo co i ja. Gdy Derek sprawdził nasze plecaki, na powrót je zamknęliśmy i zarzuciliśmy na ramię.

- Szukał mnie Pan.- zaczął, zostawiając poprzedni temat w tyle.- O co chodzi?

- Chciałem z tobą porozmawiać. Mogę cię prosić na bok?- zapytał wskazując na głąb korytarza.

Momentalnie spojrzał na Stiles'a, a gdy nasz wzrok skrzyżował się posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia.

- Pójdę już do Theo.- poinformował szatyn. Chłopak poprawił plecak na ramieniu, po czym bez zbędnego gadania wyminął Pana Derek'a. Niestety szatyn nie zdążył oddalić się nawet na odległość dwóch metrów, a głos mężczyzny na powrót go zatrzymał.

- Stiles.- zaczął spoglądając przez ramię. Chłopak zatrzymał się, po czym z lekkim przestrachem obrócił się w stronę nauczyciela.- Weźmiesz odpowiedzialność za te słowa, pamiętaj. Kara cię nie ominie.

Oczy chłopak rozszerzyły się lekko, jednak szybko kiwnął mu głową. Stiles nadal był przerażony, dlatego resztkami sił obrócił się i pokierował w stronę stołówki. Po niespełna paru chwilach szatyn zniknął nam z pola widzenia, a ja zostałem sam z Panem Derekiem. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym założył dłonie na piersi.

- O czym chciał Pan porozmawiać?- pospieszyłem.

- Słyszałem, że nie należysz już do klubu sportowego.- zaczął, po czym z lekkim spokojem wyprostował się.- Chciałem cię tylko poinformować, że zostałeś zapisany na konkurs na najlepszy obraz.- poinformował.

Przez pierwsze parę sekund nie rozumiałem powagi sytuacji. Dopiero po chwili, sens jego słów trafił do mnie, a po ciele rozeszła się nieprzyjemna fala ciepła.

- To by było na tyle. Pójdę powiedzieć dyrektorowi, że się zgodziłeś.- dodał, jednak ja nie rejestrowałem co do mnie mówi.

Nie mogę zostać wpisany na ten konkurs i nie chodzi tu o to, że się boję. Nie chcę brać w nim udział, bo wiem jak bardzo zależało na nim Liam'owi i nie chce odbierać mu tej szansy. Co ja mam mu powiedzieć, gdy do niego przyjdę? "No hej stary, wiem jak bardzo źle się czujesz i ogólnie masz bardzo chujową sytuacja, ale słuchaj tego. Odebrałem ci szansę na udział w konkursie!".

Przez moje ciało przeszły dreszcze, jednak nie myśląc długo obróciłem się w stronę Pana Derek'a. Niestety przez moje zamyślenie mężczyzna zdążył się już oddalić i właśnie w tym momencie znikł mi za zakrętem. Momentalnie ruszyłem z miejsca, a właściwie to zacząłem biec, aby jak najszybciej go dogonić.

- Proszę Pana!- krzyknąłem wchodząc w zakręt i o mały włos się nie wywalając.

Od razu wyszukałem wzrokiem nauczyciela, jednak ku mojemu niezadowoleniu mężczyzna nie zareagował na moje wołanie.

Nosz kur..

- Proszę Pana!- ponowiłem moje wołanie, zmniejszając między nami odległość.

Podbiegłem do nauczyciela, po czym spojrzałem na jego niewzruszoną miną.

- Ja nie mogę zabrać udziału w tym konkursie, bo mojemu znajomemu na tym zależy.- zacząłem oddychając ciężko.

- Komu?- zapytał, jednak po tonie jego głosu wywnioskowałem, że nie za bardzo go to interesuje.

- Liam'owi.- odparłem.

Mężczyzna westchnął ciężko, po czym zatrzymał się w miejscu i obrócił w moją stronę. Naprawdę nie chcę brać udziału w tym konkursie.

- Thomas, powiem szczerze. Zależy mi, aby ta szkoła w końcu osiągnęła jakiś sukces, a twoje zdolności malarskie mogą mi w tym pomóc. Liam jest dobry, ale patrząc na wasze prace, wolałbym, abyś to ty wziął udział w konkursie.- wyjaśnił nadwyraz spokojnym tonem, po czym nie czekając na moją odpowiedź na powrót ruszył z miejsca.- Poza tym, już raz wygrałeś te zawody.

Zamarłem w bezruchu, a mój oddech ugrzązł w gardle. Domyślałem się, że Pan Derek może znać imię i nazwisko wygranej osoby z zeszłorocznych zawodów, jednak nie sądziłem, że może mnie rozpoznać. Ale to nic nie zmienia. Nadal nie chce brać udział w tym konkursie.

Spojrzałem w stronę Pana Derek'a, a gdy zobaczyłem jak wchodzi do gabinetu dyrektora, moje ciało zadziałało automatycznie. Ruszyłem z miejsca, po czym podbiegając do drzwi, bez pukania wparowałem do środka. Dwie sekretarki podskoczyły na swoich krzesłach i spojrzały na mnie z przerażeniem.

- Dzień dobry.- rzuciłem, nie zapominając o kulturze, po czym bez pozwolenia ruszyłem w stronę gabinetu dyrektora.

Przy akompaniamencie słów "Dyrektor jest zajęty" jednej z sekretarek, wparowałem do środka, po czym szybko wyszukałem wzrokiem nauczyciela. Pan Derek stał właśnie przed wielkim biurkiem, za którym siedział starszy mężczyzna i spoglądał w papiery. Obaj z opóźnionym refleksem spojrzeli w moją stronę, a na ich twarzach zagościło zdziwienie.

- Przepraszam, ale ja nie zgadzam się na to.- powiedziałem wchodząc w głąb pomieszczenia.

Drzwi za mną zamknęły się, a gdy znalazłem się niedaleko biurka spojrzałem na papiery. Tak jak myślałem był tam zapis na konkurs. Spojrzałem przed siebie na dyrektora, który teraz patrzył na mnie z lekkim zaciekawieniem.

- Co się stało chłopcze i czemu wchodzisz tu bez pukania?- zapytał.

- Chciałem tylko zgłosić swoją rezygnację z konkursu na najlepszy obraz.- wyjaśniłem, a na sobie poczułem intensywne spojrzenie Pana Derek'a.

- Dyrektorze, proszę nie brać słów Thomasa na poważnie. Chłopak stresuje się, bo jest bardzo zamkniętym w sobie chłopakiem i nie jest świadom swoich umiejętności.- powiedział kładąc dłoń na moim ramieniu.

I może nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt iż jego dłoń zacisnęła się, wywołując tym samym lekki ból. Momentalnie złączyłem usta w wąską linię, po czym zerknąłem na mężczyznę obok mnie. Pan Derek również spojrzał w moją stronę, po czym posłał mi to samo spojrzenie, jakie matka posyła dziecku, gdy zrobi coś kompromitującego.

- Nie chcę. Brać. W tym. Udziału.- zaznaczyłem, patrząc prosto w oczy Derek'a.

Co Stiles w nim widzi?! Ten facet jest strasznie nadęty.

- Dyrektorze.- zaczął spoglądając na mężczyznę, a na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech, co ani trochę mi się nie spodobało. On coś kombinuje.- Chce dodać, że Thomas ma duży potencjał na przyszłego artystę i w odróżnieniu od innych uczniów, wie co tworzy. Nie ma w jego pracach przypadkowego pociągnięcia pędzlem. To tak jakby przelewał na płótno swoje uczucia.- dodał z udawaną dumą.

Reakcja dyrektora była natychmiastowa. Mężczyzna wyprostował się, a na jego twarzy zagościło zaskoczenie. Wyglądał tak, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody, który skutecznie go orzeźwił.

- Naprawdę? To zaskakujące!- powiedział przez napływ emocji.- Thomas, jeśli nie masz innych planów, to i ja będę cię przekonywać abyś wziął udział w tym konkursie.- dodał niekontrolowanie.

- Tak, uważam, że to dobry pomysł.

A ja nie.

- Przepraszam, ale ja nie mogę wziąć udziału w tym konkursie.- powiedziałem, nie chcąc dać za wygraną.

- Podaj nam przynajmniej jeden powód.- zaczął Derek swoim przerażającym tonem.- Od razu zaznaczam, że "sumienie przyjaciela" nie jest wystarczającym powodem.

Momentalnie zacisnąłem szczękę, na słowa mężczyzny. Czułem jak gniew we mnie buzuje, a z każdą kolejną chwilą, błyskawicznie wzrasta. Nie mogłem na to pozwolić. Wiem jak bardzo zależy na tym Liam'owi i nie chce odbierać mu marzeń. Pomiędzy nami zapanowała cisza w której to patrzyłem w oczy Derek'a, który wyglądał na zadowolonego, oraz pewnego swojej wygranej.

Nie wiem ile staliśmy w tej pozycji, jednak nagle do moich uszu dotarł dźwięk skrzypiących drzwi. Mimowolnie zerknęliśmy w tamtą stronę, a nasz wzrok padł na niczego nieświadomym nauczycielu, który z nosem w kartkach przekroczył próg gabinetu. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi, po czym niósł głowę i spojrzał w naszą stronę. I przysięgam, nie wiem co strzeliło mi do głowy, ale po chwili wypowiedziałem słowa, które normalnie nigdy by nie wypłynęły z moich ust.

- Nie mogę wziąć udziału w tym konkursie.- zacząłem spoglądając na Derek'a, a swój palec wskazujący wyciągnąłem w stronę trenera.- Ponieważ zapisałem się do drużyny koszykarskiej.

To się źle skończy.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro