29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

8 tysięcy słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

Gdyby ktoś tydzień temu powiedziałby mi, że będę na randce z dziewczyną, chyba bym go wyśmiał i zadzwonił do wariatkowo z pytaniem czy pacjent im nie nawiał. A jednak....jestem tu....z dziewczyną....w jednej z ładniejszych kawiarni jakie udało mi się znaleźć w tym mieście.

Pomieszczenie nie jest jakieś ekskluzywne, jednak przez swoją prostotę sprawia, że człowiek jest w stanie się wyciszyć i zrelaksować. Meble są jasne, podłoga wyłożona szerokimi płytami z drewna, ściany pomalowane są na jasny piaskowy prócz jednej, która wyłożona jest cegiełkami o podobnym kolorze. Gdzieniegdzie stoją duże lub mniejsze donice z kwiatami, których nazwy nie potrafię wymówić- bo po prostu ich nie znam. Moja znajomość nazwy tych chwastów ogranicza się do rozpoznania róży, tulipana i kaktusa. Dwa pierwsze co roku wręczam mamie na urodziny, bądź inne okazje. Tego ostatniego raz sobie kupiłem, aby znaleźć hobby, jednak skończyło się na tym, że go ususzyłem.

- Thomas.- usłyszałem znajomy głos.

Momentalnie oderwałem wzrok od okna, przy którym siedzimy i przez które widać całą ulicę. Pogoda w tym momencie nie zachwyca, bo nad naszym miastem zbierają się ciemne chmury.

- Tak?- zapytałem spoglądając na Madison, która dziś ma na twarzy mocniejszy makijaż.

Przyznaje, ładnie jej w nim, ale jakoś przyzwyczaiłem się do jej delikatnego makijażu.

- Coś się stało?- Rzuciła. Momentalnie marszczę brwi i posyłam jej pytające spojrzenie.- Wydajesz się jakiś nieobecny.- wyjaśniła wyraźnie zaniepokojona.

- Nie, wszystko okey.- skłamałem

Prawda jest taka, że moje myśli co jakiś czas schodzą na inne tory. Raz myślę o sprawdzianie z historii, który ma się niedługo odbyć, a raz o Liamie i jego wczorajszym wyznaniu. Chłopak długo się wzbraniał, aby opowiedzieć nam co wydarzyło się w jego życiu we wtorek, jednak ostatecznie nie wytrzymał i poprosił nas o przyjście do niego. Liam był załamany i dopiero po wysłuchaniu go zrozumiałem czemu nie widuje za często Bretta w naszym towarzystwie. Tak swoją drogą... ostatnio wszystko zaczęło wywracać się do góry nogami. Nawet nastawienie Theo do Mike! Czy ja umarłem i odrodziłem się w alternatywnej rzeczywistości?!

Odchrzaknąłem chcąc choć trochę opanować swoje myśli, po czym spojrzałem w dół na nasze puste kubki i talerze po placku.

Chyba czas się już zbierać. Sięgam do kieszeni spodni, po czym wyjmuje telefon i zerkam na godzinę. Z moich ust wydobywa się ciche przekleństwo, gdy na wyświetlaczu widzę trzecią trzydzieści i uświadamiam sobie, że jestem już spóźniony na spotkanie z Dylanem, aby odbyć naszą karę.

- Co jest?- zapytała. Nerwowo schowałem telefon i znów spojrzałem na dziewczynę.

- Przepraszam, ale muszę się już zbierać. Mam do odbycia jeszcze karę.- zaśmiałem się nerwowo, jednak dziewczyna nie wydawała się być tym zaskoczona.

- Och tak, Alex i Michael coś o tym wspominali. Niby ma to związek z koceniem.- powiedziała rozbawiona.

- Tak, trochę dziwna sprawa.- zaśmiałem się.

Oboje wstajemy z krzesła, a gdy płacę za kawę i ciasto wychodzimy na zewnątrz. Może i chmury blokują słońce, jednak przez brak wiatru temperatura jest znośna. Idziemy do auta, a gdy zajmujemy swoje miejsca wyjeżdżam spod kawiarni.

- Naprawdę fajnie spędzało mi się z tobą czas.- powiedziała nagle dziewczyna. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym zmieniając bieg zerknąłem na nią na ułamek sekundy.

- Cała przyjemność po mojej stronie.- wyznałem szczerze.

Bo taka jest prawda. To było zwykłe koleżeńskie spotkanie. Madison może i wydaje się cichą myszką, jednak zyskuje przy bliższym poznaniu. Miło spędzało mi się z nią czas, a w pewnym momencie zapomniałem, że zostałem do tego zmuszony. Jakim cudem ona zadaje sie z tą bandą idiotów? Nadal jest to dla mnie niezrozumiałe. Przecież mogła by mieć znaczenie lepsze towarzystwo.

Po niecałych dziesięciu minutach podjeżdżam pod dom dziewczyny. Zerkam na nią gdy odpina pas, jednak zamiast wyjść obraca się w moją stronę. Wydaje się być spięta, co lekko mnie dziwi, bo przecież jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy swobodnie.

- Thomas, chce ci naprawdę podziękować za dzisiaj.- mówi obracając się jeszcze bardziej w moją stronę.- Już dawno się tak szczerze nie śmiałam.

Na moich ustach momentalnie uformował się lekki uśmiech, którego nie byłem w stanie powstrzymać. Cieszę się, że komuś poprawiłem humor.

- Ja też cieszę się, że...- zacząłem, jednak dziewczyna nie dała mi możliwości dokończyć.

Nim się zorientowałem jej drobne dłonie objęły moją twarz, a już po chwili poczułem jej miękki usta na swoich wargach. Instynktownie przymknąłem oczy, gdy dziewczyna pogłębiła pocałunek, a oddech ugrzęzła mi w gardle.

Byłem zaskoczony jej odważnym posunięciem, ponieważ na naszym spotkaniu nie raz subtelnie utwierdziłem ją w przekonaniu, iż jestem gejem. Jak widać mur, który budowałem tak długo nie był na tyle silny, aby powstrzymać dziewczynę.

Ten pocałunek nie był długi. Dziewczyna po krótkiej chwili oderwała się ode mnie, po czym bez słowa opuściła auto. Siedziałem w tej samej pozycji co wcześniej i wpatrywałem się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą była dziewczyna. Jej działanie zrównało mnie z ziemią, jednak tylko na krótki czas. Zmusiłem się, aby obrócić głowę, a gdy spojrzałem w stronę jej domu, dziewczyny już tam nie było.

- Spokojnie Thomas. Jakoś jej to wytłumaczyły- powiedziałem sam do siebie.

Potrząsam głową, po czym nadal w lekkim szoku włączyłem się do ruchu. Do domu docieram jakiś kwadrans później, a gdy parkuje auto na podjeździe wyciągam telefon by zadzwonić do Dylana. Pewnie mnie zwyzywa za spóźnienie.

Przykładam telefon do ucha, a w słuchawce słyszę oczekiwanie na połączenie. Długo nie musiałem czekać, bo już po trzech sygnałach w słuchawce rozległa się szelest.

- No.- mówi Dylan.

- Hej, słuchaj. Ja już pozałatwiałem sprawy, więc idę się tylko przebrać i możemy wziąć się za sprzątanie. Podjechać po ciebie?

- Nie trzeba.- mówi, a ja marszczę brwi i opadam na fotel.

- Przecież mogę cię zabrać po drodze. To nie problem.- stwierdzam, a w słuchawce zapada cisza. Dopiero po krótkiej chwili Dylan wzdycha głośno i wyjaśnia.

- Nie trzeba, bo już posprzątałem.- wyznaje, a ja ze zdziwienia marszczę brodę.

- Ale przecież mieliśmy...- urywam zdanie słysząc przerwanie połączenia.

Odrywam telefon od ucha i z niedowierzaniem patrzę na wyświetlacz. Czy on się rozłączył? Czy może to ja przypadkowo wcisnąłem uchem? Mrugam parę razy, a moja teoria na temat tego, że umarłem i odrodziłem się w alternatywnej rzeczywistości staje się coraz bardziej przekonująca.

W końcu po paru chwilach postanawiam wysiąść z auta. Podchodzę do drzwi, a gdy chwytam za klamkę orientuje się, że są one zamknięte. No tak, rodzice są na spotkaniu. Momentalnie obstukuje swoje spodnie, a gdy nie mogę wyczuć kluczy postanawiam włączyć dłonie na środka kieszeni. Niestety ku mojemu zdziwieniu nie ma ich tam.

Przybliżam się do okna i przykładają dłonie do twarzy zaglądam do środka.

- Zaje, kurwa, biście- syknąłem widząc moje klucze w półmisku na szafce.

Jęcze głośno odrywając twarz od szyby, po czym prostuje się, aby sąsiedzi nie wzięli mnie za włamywacza. Wyciągam telefon z kieszeni spodni i wybieram numer do mamy. Przykładam telefon do ucha, a moja noga zaczyna wystukiwać nierówny rytm.

- Tak kochanie?- słyszę głos matki.

- Hej mamo, kiedy wracacie?- pytam kładąc dłoń na biodrze i spoglądam na swoje buty.

- Za godzinę może półtora. Czemu pytasz?- odpowiada, a ja z zażenowania łącze usta w wąską linię. Dobrze wiem co za chwilę się wydarzy.

- Zapomniałem kluczy, a dom jest zamknięty.- wyjaśniłem szepcząc. W słuchawce zapada cisza, a oczami wyobraźni widzę ten triumfalny uśmiech mamy na twarzy.

- A nie mówiłam.- odpowiada. To brzmi jakby ćwiczyła ten tekst latami i właśnie nadążyła się okazja, aby to powiedzieć.

- Tak tak.- przyznaje.

- Pytałam się przed wyjściem czy wszystko zabrałeś.- przypomina, na co wywracam oczami- I nie przewracaj oczami.

- Skąd ty...

- Zawsze przy tym wzdychasz w ten swój charakterystyczny sposób. Jestem twoją matką, znam cię na wylot.- wyjaśnia nim zdążę dokończyć zdanie.- Jeśli chcesz nasze klucze, to przyjedź. Zaraz wyślę ci adres.

Wyciągam powietrze, po czym odruchowo unoszę głowę w górę i przymykam oczy. Zaczynam zastanawiać się nad tą opcją, jednak teraz mam ochotę na coś innego.

- Nie dzięki. Pójdę się przejść. Chce trochę oczyścić umysł.- wyznaje.

- Dobrze, jak uważasz. W takim razie pa, kocham cię.

- Ja ciebie też mamo, pa.- odpowiadam, po czym bez chwili namysłu odrywam telefon od ucha i kończę połączenie.

Schowałem telefon do kieszeni spodni, po czym ruszam w stronę chodnika. Uniosłem głowę, a gdy na moją twarz wpadł lekki wiatr, na moje usta wkrada się delikatny uśmiech. Poczułem lekką nostalgię, bo przypominało mi się dzieciństwo jak razem z tatą i mamą siedzieliśmy w ogrodzie i graliśmy w baseballa. No, przynajmniej takie było zamierzenie. Nigdy nie potrafiłem trafić w piłkę, a gdy w końcu to zrobiłem, szopka na sprzęty straciła jedną z szyb. Chyba nie muszę mówić, że mama była wściekła.

Mimo to, to wspomnienie zaliczam do tych miłych.

*******

Z ogromnym uśmiechem na ustach wyciągnąłem dłonie w górę, aby trochę się przeciągnąć, a gdy moje kości wydały ten charakterystyczny dźwięk odetchnąłem z ulgą. Jestem w trakcie spaceru i muszę przyznać, że dzięki treningą nie czuje takiego zmęczenia. Zapewne jeszcze miesiąc temu do sklepu oddalonego o kilometr wybrał bym się autem, a teraz? Też bym to zrobił, bo jestem kurewsko leniwy.

Zgniotłem puszkę słodzonego napoju, po czym wyrzuciłem ją do kosza obok którego przechodziłem. Po paru minutach spaceru chciałem napisać do Liama albo Stiles'a, jednak ostatecznie zrezygnowałem. Taki spacer w samotności dobrze mi zrobił, a przez rozmyślania nawet nie zauważyłem jak daleko zaszedłem.

- Czas wracać Thomas.- powiedziałem sam do siebie przejeżdżając dłońmi po twarzy i naciskając lekko na zamknięte powieki.

Pomrugałem parę razy, aby wyostrzyć obraz, a w tym samym momencie usłyszałem znajomy dźwięk. Zaciekawiony spojrzałem w przód, a mój wzrok spoczął na boisku, na którym byłem już wcześniej. Nie było jakoś ciemno, jednak miejsce oświetlały trzy z czterech lamp. Do około nie było żywej duszy, prócz mnie i tego jednego chłopaka, który postanowił pograć w kosza. Nie musiałem być geniuszem, aby zorientować się, kto jest tym chłopakiem. Sylwetkę Dylana rozpoznam z daleka.

Nie myśląc długo ruszyłem z miejsca i odrywając wzroku od Dylana zbliżyłem się do głównego wejścia na boisko. Stanąłem w progu, po czym opierając się o ogrodzenie spojrzałem na szatyna, który wykonywał właśnie rzut. Piłka wpadła do środka obręczy, a ja z uznaniem uniosłem lekko brodę. Chłopak ubrany był w biały obcisły t-shirt oraz czarne spodnie dresowe, co bardzo do niego pasowało. Włożyłem dłonie do kieszeni spodni, po czym dla lepszego komfortu skrzyżowałem nogi w kostkach. W tym samym czasie piłka odbiła się od boiska, a Dylan przejął ja, chciał wykonać kolejny rzut, jednak ja postanowiłem się przywitać i przerwać mu trening.

- Hej.- powiedziałem z lekkim uśmiechem.

Dylan zatrzymał się w pół kroku, po czym spojrzał w moją stronę. Poczułem dziwne ukłucie, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Zabrałem większy wdech, a Dylan w tym samym momencie wyprostował się i stanął przodem do mnie. Między nami zapanowała cisza, jednak całe szczęście nie trwała ona długo.

- Hej.- odparł zjeżdżając mnie wzrokiem.

Poczułem się z tym nieswojo i naprawdę nie wiem czym to było spowodowane. Przecież nie musiałem przejmować się swoim wyglądem. Sama Madison pochwaliła mój ubiór, który składał się z kremowej bluzki polo i jasnych dżinsowych spodni.

- Nadal masz siłę na gre?- zapytałem, aby zacząć jakoś rozmowę.- Czemu nie poczekałeś?- dodałem, bo byłem tego naprawdę ciekawy.

- Nie miałem nic do roboty dlatego stwierdziłem, ze pojadę i posprzątam.- odparł, a atmosfera dziwnie zgęstniała.

- Mogłeś napisać.- zauważyłem.

Dylan kiwnął jedynie głową i na powrót obrócił się w stronę kosza, aby kontynuować grę. Chłopak rzucił piłką, a gdy ta wpadła do środka, westchnął ciężko.

- Nie chciałem ci przeszkadzać w randce.

Zamarłem, gdy sens jego słów dotarł do mnie, a jedyne co mogłem zrobić to rozchylić lekko usta. Moje mięśnie spięły się, a na plecach poczułem nieprzyjemną fale zimna. Skąd on to wie, że byłem z Madison na spotkaniu i czemu uważa, że to randka?

Wydałem z siebie krótkie "yy" potrząsając głową, a w tym samym momencie Dylan pyrchnął i wrócił do kozłowanie. Patrzyłem z niedowierzaniem na szatyna, który wykonywał rzut za trzy i dopiero, gdy piłka spadła na ziemię zdołałem się otrząsnąć.

- Skąd wiesz?- dopytałem, bo tylko to udało mi się z siebie wydobyć. Chłopak złapał piłkę, jednak nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Dalej był zajęty grą.

- Z plotek.- rzucił jak gdyby nigdy nic.- Normalnie to, że ktoś zaprasza dziewczynę na randkę nie jest jakąś sensacją. No chyba, że robi to gej.

Zmarszczyłem brwi, bo to co usłyszałem nie pokrywało się z moimi założeniami. Zaprosiłem Madison na spotkanie, nie na randkę. I tak poza tym jakim cudem te plotki do mnie nie dotarły. Ja rozumiem, że zazwyczaj nie docierają one do głównego obiektu plotek, jednak Liam i Stiles musieli chyba o tym słyszeć.

- To nie była randka tylko spotkanie.- powiedziałem nerwowo, a z tego wszystkiego odbiłem się od ogrodzenia.- Madison pożyczyła mi notatki z kółka malarskiego i chciałem sie jej jakoś odwdzięczyć.- zacząłem się tłumaczyć.

Dopiero po chwili zrozumiałem, jak żenująco to zabrzmiało. Mój głos był nienaturalnie podwyższony co ani trochę mi się nie spodobało.

Thomas, do cholery jasnej, co jest z tobą?!

- Boże, czemu ja ci sie w ogóle tłumaczę?- zapytałem sam siebie, jednak Dylan usłyszał to.

- Spoko, nie musisz tego robić.- powiedział zerkając na mnie na ułamek sekundy, po czym na powrót wrócił do gry.- Każdy ostatnio ma przede mną tajemnice.- wymamrotał.

- To nie była tajemnica, po prostu nie widziałem sensu, aby ci o tym mówić.

- Kręcisz.

- Czemu niby tak myślisz?- zapytałem lekko wkurzony, jednak jego to nie ruszyło.

- Stiles ma notatki.- zaczął spokojnie.- On ma bzika na punkcie tego kółka, czemu jego nie zapytałeś? Przyjaźnicie sie, wiec na pewno pożyczył by ci zeszyt.

- Nie pomyślałem o tym.- odparłem od razu, kręcąc przy tym głową.

- Jest jeszcze Liam.

- O tym też nie pomyślałem.

- Albo pomyślałeś, ale nie chciałeś.- powiedział tym samym spokojnym, jednak dalej aroganckim tonem, a we mnie coś pękło.

Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło, aby unieść głos, jednak te jego drążenie zaczęło mnie powoli irytować.

- O co ci kurwa chodzi?- syknąłem marszcząc wrogo brwi. Moje spojrzenie mogło zabić.

Dylan złapał piłkę, po czym wkładając ją sobie pomiędzy ramię a biodro obrócił się w moją stronę. Nasz wzrok skrzyżował się, a pomiędzy nami zapadła cisza. Z mordem w oczach wpatrywałem się w obojętną minę Dylana, a moje wkurzenie rosło z każdą kolejną sekundą.

- O nic.- powiedział unosząc na chwilę brwi.- Po prostu chce zrozumieć.

Niekontrolowanie parsknąłem pod nosem i kładąc dłonie na biodrach spojrzałem gdzieś w bok. Moje wargi wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, który był wypełniony niedowierzaniem i irytacją. W końcu po paru długich chwilach ponownie spojrzałem na Dylana.

- Tu nie ma nic do rozumienia. Po prostu pożyczyłem notes od znajomej i z wdzięczności zaprosiłem ja na kawę.- wycedziłem wyrzucając dłonie w górę.

Byłem na skraju i nie wiem czy wyolbrzymiam czy też nie, jednak kolejna "docinka" Dylana sprawiła, że moje nerwy nie wytrzymały.

- Yhym.- mruknął chwytając piłkę oburącz.

Chłopak postanowił mnie zignorować i ponownie zająć się grą. Zastygłem z rękoma na biodrach i w osłupieniu wpatrywałem się w Dylana, który zaczął kozłować piłką. Na jego nieszczęście jestem bardzo temperamentny, a ta cecha ma swoje dobre i złe strony.

- Dobra wiesz co!- krzyknąłem nie wytrzymując. Dylan zatrzymał się w pół kroku i spojrzał w moją stronę.- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo! Alex i Michael zrobili nam zdjęcie, gdy przeskakiwaliśmy przez płot. Na zdjeciu leże na tobie i to wszystko wygląda bardzo dwuznacznie. Powiedzieli, że nie opublikują tego zdjęcia jeśli zaproszę Madison na randkę....a ja się zgodziłem.

Po moich słowach Dylan z wrażenia wyprostował się, a pomiędzy nami zapanowała cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja zacząłem zastanawiać się czy czasem nie postąpiłem źle. Przecież mogłem tą sprawę w jakiś sposób złagodzić, a plotkę o randce ładnie naprostować. Dylan nie musiał wiedzieć o tym zdjęciu.

Po paru długich chwilach wpatrywania się w zastygniętego w osłupieniu Dylana nastąpił przełom. Chłopak wypuścił piłkę, a ta potoczyła się w tylko sobie znanym kierunku. Nie miałem pojęcia co chodzi Dylan'owi po głowie i ubolewam nad tym, bo w tym momencie naprawdę chciałbym wiedzieć. Szczególnie teraz, gdy ten bez słowa ruszył w stronę wyjścia. Chłopak minął mnie bez słowa, a ja nie wiedząc co zrobić spojrzałem na jego plecy.

- Czekaj!- krzyknąłem zdezorientowany.

Niestety Dylan nie zareagował. Momentalnie ruszyłem z miejsca i podbiegłem do szatyna co było cholernie trudne.

- Czekaj!- krzyknąłem łapiąc go za ramię.- Gdzie idziesz?- dodałem ciągnąc.

Dylan dopiero przy użyciu siły zatrzymał się. Chwyciłem go za ramiona, aby upewnić się, że nie ruszy, po czym spojrzałem w jego oczy. Jestem osobą, którą trudno przestraszyć, jednak gdy tylko nasz wzrok skrzyżował się zrozumiałem, że to stwierdzenie jest dalekie od prawdy. Dylan wyglądał na wkurzonego, a jego oczy niemalże płonęły gniewem. Nigdy wcześniej nie widziałem u niego takiej złości, nawet przy naszym pierwszym spotkaniu.

- Puść mnie.- wysyczał, a przez moje ciało przeszły dreszcze.

- Nie.- warknąłem stanowczo. Nawet nie wiecie ile mnie to kosztowało, aby mój głos nie zadrżał.- Gdzie ty tak w ogóle chcesz iść?!

- Porozmawiać z dwójką debili.

- Po co? Przecież jest już po sprawie.- zauważyłem.

Dylan parsknął pod nosem, po czym kręcąc głową spojrzał gdzieś w bok. Zareagował tak, jakbym powiedział najgłupszą rzecz na świecie. Chłopak patrzył się w przestrzeń, jednak po chwili przegryzł wargę i ponownie spojrzał na moją osobę. Nadal dla pewności trzymałem jego ramiona.

- Jesteś synem policjanta, a nie wiesz, że to co zrobili, to szantaż?- zapytał pochylając głowę lekko w przód.

Tak wiedziałem to, jednak przez moje doświadczenie z Lucas'em zareagowałem impulsywnie. Momentalnie zabrałem większy wdech, po czym i ja wysunąłem głowę w jego stronę.

- Jesteś synem policjanta, a nie wiesz, że to co chcesz zrobić, to pobicie?- odbiłem

Ta cisza, która między nami powstała tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że dobrze podejrzewałem jego zamiary. Dylan patrzył się na mnie z istną wściekłością i mimo iż wiedziałem, że jego emocje nie są kierowane do mnie i tak czułem się lekko nieswojo.

- Czemu mi nie powiedziałeś.- rzucił nagle. Przełknąłem ślinę, jednak z tych emocji nie potrafiłem niczego z siebie wydobyć- Ta sprawa doczytałam również mnie, miałem prawo wiedzieć.

- Nie chciałem ci zawracać tym głowy.- odparłem, po czym puściłem jego ramiona.

- Zachowałeś się egoistycznie.- warknął, czym tylko podniósł moje ciśnienie.

Zacisnąłem szczękę będąc na skraju wybuchu, po czym uniosłem lekko głowę w geście obronnym. Nie mogłem dać ponieść się emocjom...a tak właściwie nie chciałem się z nim kłócić. Może kiedyś, ale teraz tylko w formie drażnienia się.

Chciałem złagodzić lekko tą napiętą atmosferę, jednak w tym samym momencie coś za jego plecami przykuło moją uwagę. Z tym samym wyrazem na twarzy spojrzałem przez jego ramię, a mój wzrok spoczął na psie, który w odległości jakiś pięćdziesięciu metrów obwąchiwał teren. Pies najwidoczniej nie był świadomy naszej obecności i dobrze by było, gdyby tak pozostało. Czemu? Ponieważ ten, jeszcze spokojny, pies należał do Berthy, naszej szkolnej kucharki.

- Nic mi nie powiesz?- zapytał trochę głośniej, a po moich plecach przeszły dreszcze, gdy zorientowałem się, że jego głos mógł zwrócić uwagę tego psa.

- Dyl.- szepnąłem chwytając go za ramię, a mój wzrok dalej spoczywał na psie. Pociągnąłem go lekko w swoją stronę, jednak ten ani drgnął.

Szybko zacząłem analizować całą sytuacją i możliwość ucieczki. Boisko? Za daleko, poza tym jest dziura w siatce. Drzewa? Wątpię abyśmy doskoczyli do najniższej gałęzi. Budynki? Musielibyśmy przejść obok psa.

- A tobie co?- zapytał zdziwiony moim zachowaniem.

- Chodź, porozmawiamy gdzie indziej.- powiedziałem tym samym tonem. Spojrzałem na Dylana, a widząc jego dezorientację zrozumiałem, że muszę jak najszybciej uświadomić go o obecności psa.

- Co ty tam zobaczyłeś?- zapytał.

Chłopak chciał zerknąć przez ramię, jednak w tym samym momencie do naszych uszu dotarł szczek psa. Przez moje ciało przeszły dreszcze, gdy wraz z Dylanem spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem. Zareagowaliśmy instynktownie i tym razem nie musiałem ciągnąć Dylana za sobą, bo to on pchnął mnie, abym ruszył swoje zastygnięte ciało.

- Wiej!- krzyknął klepiąc mnie po plecach.

- Poważnie?!- krzyknąłem ruszając z miejsca.- Rozmyślałem nad tym, czy nie zostać i porozmawiać z nim!- warknąłem sarkastycznie.

- Nie bądź wredny!- odparł, a tym samym momencie usłyszeliśmy szczek psa za sobą.

Ruszyliśmy wąskim chodnikiem i biegnąc ile sił w nogach kierowaliśmy się w stronę najbliższego zakrętu. Wiem, że ucieczka przed psem jest najgorszym pomysłem, jednak w tym momencie działaliśmy instynktownie, aby uratować swoje tyłki przed groźnym psem. Wybiegliśmy w zakręt, a Dylan w tym samym momencie złapał za mój nadgarstek i mocno ścisnął.

- Dawaj tu.- szepnął ciągnąć w swoją stronę.

Potknąłem się i gdyby nie refleks Dylana upadł bym na ziemię. Wiedziałem, że szatynowi ciśnie się na usta słowo "pechowiec", jednak przez powagę sytuacji powstrzymał się. Wbiegliśmy w krzaki i nim zdążyłem zapytać co kombinuje było już za późno. Dylan pchnął mnie przodem na ziemię, a już po chwili i on zajął miejsce obok mnie. Moje serce biło jak oszalałe, a oddech był na tyle nierówny i na na tyle głośny, że musiałem ułożyć dłonie na ustach, aby pies nas nie usłyszał.

Zerknąłem na Dylana, a widząc jak spogląda ponad niskimi krzakami i ja postanowiłem się wychylić. Uniosłem swoją głowę, a w tym samym momencie usłyszałem głośny tupot. Dylan szybko ułożył swoją wielką dłoń na tyle mojej głowy i pchnął ją w dół. Chłopak zrobił to mało delikatnie, jednak przez pewien mały szczegół nie poczułem bólu, gdy moja twarz spotkała się z ziemią.

Pies przebiegł obok nas głośno szczekając, a ja mentalnie odetchnąłem z ulgą. Cieszyłem się, że ten pies nas nie wyczuł co było bardzo prawdopodobne, zważając na węch jaki posiadają psy. Może był już stary.

- Chyba mamy farta.- oznajmił Dylan.

Czy rzeczywiście mieliśmy farta? I tak i nie. Tak, ponieważ udało nam się zwiać przed psem. Nie, ponieważ zaraz zamorduje tu Dylana z zimną krwią. Dopiero, gdy pies oddalił się, a emocje opadły zrozumiałem w co się władowaliśmy.

- No nie.- mruknął Dylan.- Leżę w błocie.

Wkurzony do granic możliwości, oderwałem swoją twarz od lepkiej brei, po czym w zwolnionym tempie obróciłem głowę w stronę szatyna. W tym momencie gotowało się we mnie i tylko cudem powstrzymałem się, aby nie wybuchnąć. Przez błoto na twarzy nie widziałem go dokładnie, jednak jestem w stu procentach pewny, że jeszcze na mnie nie spojrzał.

Chłopak klął coś pod nosem, by po chwili spojrzeć w moją stronę. Nasz wzrok skrzyżował się, a między nami zapadła cisza.

Byłem wściekły, bo nie tylko moja twarz wylądowała w tej brei. My cali leżymy w błocie, który zdążył już przesiąknąć nasze ubrania. Moje ciuchy były cienki i może nie czułem zimna, to wiedziałam, że gdy tylko adrenalina z nas zejdzie szybo poczuje skutki tej sytuacji.

- Mówią, że maseczki z błota są zdrowe.- stwierdził, a we mnie coś pękło.

Z mordem w oczach uniosłem swoją dłoń, a gdy moje palce zaplątały się w jego włosy, dokonałem zemsty. Chłopak nie zdążył nawet jęknął, a już po chwili jego rozweselona twarz spotkała się z błotem, w którym leżeliśmy.

- Tak, są bardzo orzeźwiające.- odparłem zabierając dłoń.

Dylan przez chwilę leżał w tej jednej pozycji, a gdy zacząłem zastanawiać się czy czasami go nie utopiłem, ten powoli podniósł swoją głowę. W międzyczasie starłem nadmiar błota z twarzy, a gdy zobaczyłem jak "pięknie" wygląda szatyn, mój kącik ust samoistnie uniósł się, w cwany sposób.

- Ja pier do...

- Słownictwo.- przerwałem szatynowi.

Zaczęliśmy wstawać, a gdy w pełni się wyprostowaliśmy desperacko zaczęliśmy się otrzepywać. Wiem, że ubrania teraz nadają się jedynie do wyrzucenia, bądź do pracy w ogrodzie, jednak nie chce iść przez miasto z dodatkowym ciężarem.

Westchnąłem, po czym spuszczając dłonie wzdłuż tali spojrzałem przed siebie. Dylan nie wyglądał lepiej niż ja. Jego bluzka i dresy były pokryte błotem tak samo jak twarz i końcówka grzywki. Chłopak był w trakcie wycieranie policzków, gdy nagle i niekontrolowanie spomiędzy moich ust wydobył się lekki rechot. Dylan zaprzestał czynności, po czym spojrzał w moją stronę.

- Powiem ci.- zacząłem lustrując go wzrokiem.- Pasuje to do ciebie. Taki błotny potwór.

Chciałem mu w ten sposób dogryźć, jednak Dylan potrafił obrócić wszystko na swoją korzyść.

- Mówią, że ładnemu we wszystkim ładnie.- rzucił unosząc brodę, eksponując tym samym swoją szyję.

Parsknąłem na to, po czym bez słowa ruszyłem z miejsca. Minąłem Dylana praktycznie ślizgając się po błocie, a zanim wyszedłem na chodnik, dwa razy upewniłem się, że nikt nie idzie.

- Matka mnie zabije.- wyszeptałem sam do siebie.

Kątem oka zobaczyłem jak Dylan staje obok mnie. Momentalnie obróciłem się w jego stronę, po czym wystawiłem palec wskazujący w jego stronę. Dylan spojrzał w dół na mój palec, po czym uśmiechnął się i znów spojrzał w moje oczy.

- A jeśli to zrobi, wiedz, że zmartwychwstane, aby zabrać cię ze sobą.- dodałem uderzając palcem o jego klatkę piersiową.

- Musisz mnie bardzo lubić skoro chcesz mnie wszędzie ze sobą ciągnąć.

Jak ten facet mnie wkurza!

*******

Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się tak zażenowany jak teraz, gdy wraz z Dylanem idziemy przez park, cali umazani błotem. Ludzie którzy nas mijają zatrzymują się, aby spojrzeć na nas, a co poniektórzy robią nam zdjęcia. Raz jedna osoba zapomniała wyłączyć flesza, a ja z lekko buzującą adrenaliną obróciłem się w kierunku tej osoby i posłałem jej mordercze spojrzenie warcząc przy tym. Na moje nieszczęście był to młody chłopiec, który od razu wybuchł płaczem i uciekł nawołując swoją mamę. Jestem ciekawy co musiała pomyśleć ta kobieta, gdy nagle przybiegnie do niej dziecko i powie, że widział w parku bagiennego potwora.

I może ta całą sytuacją wydaje się być ostro powalona, to ma też swoje plusy. Dylan odpłacił sobie wizytę u Michaela i Alexa.

- Siedem.- powiedziałem

O co chodzi? To taka forma rozrywki, bo gdy tylko weszliśmy w bardziej zatłoczoną część miasta zaczęliśmy liczyć ile osób robi nam zdjęcia. To było nieuniknione i przy odrobinie szczęścia nikt nas nie rozpozna, gdy zdjęcia dotrą do kogoś ze szkoły.

- To....jak było na randce?- powiedział nagle Dylan.

Zdziwiony jego pytaniem zmarszczyłem brwi i spojrzałem w jego stronę. Błoto które zdążyło już zaschnął na mojej twarzy pokruszyły się i wpadło mi w oczy. Momentalnie zacząłem mrugać, aby pozbyć się piasku.

- Fajnie. Madison to bardzo miła dziewczyna. Nie rozumiem czemu przyjaźni się z tą bandą idiotów.- odparłem, ignorując to, że nazwał to spotkanie randką.

Dylan odpowiedział mi krótkim "yhym" co było trochę wredne, jednak nie skomentowałem tego. Byłem już wystarczająco zmęczony tym całym bieganiem.

- Muszę się jeszcze pouczyć do sprawdzianu.- zauważyłem wzdychając ciężko.

- Tak, ja też.- odparł, a ja w tym samym momencie ziewnąłem. Po dosłownie sekundzie i Dylan ziewnął przez co momentalnie uniosłem kącik ust i spojrzałem w jego stronę.- To zaraźliwe.- powiedział krzyżując ze mną spojrzenie.

Zaśmiałem się pod nosem, a Dylan odpowiedział mi lekkim uśmiechem. Jego wzrok długo na mnie nie pozostał, ponieważ już po chwili spojrzał gdzieś za mnie, a jego brwi zmarszczyły się. Zatrzymaliśmy się w miejscu, a ja zaciekawiony spojrzałem za sobie. Myślałem, że kogoś tam zauważył, jednak ku mojemu zadowoleniu nikogo tam nie zobaczyłem. Jeszcze brakowało by mi tego, abyśmy spotkali kogoś z naszych znajomych.

- A tobie co?- zapytałem spoglądając na szatyna.

Chłopak patrzył na coś w oddali, by po chwili spojrzeć w moje oczy i uśmiechnąć się w ten swój Dylanowy sposób. Ten uśmiech nie oznaczał niczego dobrego.

- Chodźmy na kawę.- rzucił jak gdyby nigdy nic.

Rozszerzyłem oczy w zdumieniu, po czym szybko zerknąłem za siebie. Budynki po drugiej stronie ulicy były oświetlone, a na jednej ze ścian widniał duży neonowy napis Coffee. Szybko obróciłem głowę w stronę Dylana i posłałem mu przerażone spojrzenie.

- Żartujesz prawda?- zapytałem.

- Mówię poważnie.- odparł wzruszający ramionami.

- Nie...ty na pewno żartujesz. Jesteśmy cali brudni od błota, oni nas tam nie wpuszczą.

Dylan przez chwilę stał wpatrując się w moją twarz, jednak i to nie trwało długo. Chłopak westchnął ciężko, po czym jak gdyby nigdy nic ruszył z miejsca i minął mnie. Przez dosłownie trzy sekundy wpatrywałem się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Dylan, a gdy otrząsnąłem się i obróciłem w stronę Dylana. Mój wzrok automatycznie spoczął na jego plecach. Chłopak szedł pewnie, ignorując wzrok przechodzącej obok pary, a ja zacząłem się zastanawiać czy ten chłopak w tym błocie nie zgubił wstydu.

- Dyl!- krzyknąłem.

Szatyn wykonał jeszcze parę kroków, by po chwili zatrzymać się i stanąć do mnie bokiem.

- Idziesz?- zapytał

- Ale...- uciąłem rozszerzając w niedowierzaniu usta.

- No dalej chodź, nie daj się prosić.- powiedział kiwając głową w stronę kafejki i mrugając do mnie okiem.

Patrzyłem to na niego, to na oświetlony budynek i nie mogłem wyjść z podziwu ile ten chłopak ma w sobie pewności siebie. Przecież to oczywiste, że nas nie wpuszczą, a jak już to będzie bardzo niezręcznie, bo wszyscy będę się na nas gapić.

- Chce, abyś wiedział, że to jest najbardziej absurdalny i najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłeś. - rzuciłem poważnym tonem, po czym ruszyłem w jego stronę.- Ale przynajmniej będzie co wspominać.

Dylan parsknął głośno odchylając głowę w tył i eksponując tym samym opaloną szuję, a gdy zbliżyłem się do niego, ruszyliśmy w stronę kafejki. Nie wiem co mnie skusiło, aby się na to zgodzić...to takie dziwne, że ten wkurzający szatyn potrafi co chwilę ładować mnie w kłopoty i nie traci przy tym mojego zaufania.

Przeszliśmy przez jezdnie, a gdy Dylan przytrzymał mi drzwi weszliśmy do środka. Lokal jak na kafejkę był duży i ku mojej uciesze praktycznie pusty. W pierwszej chwili nikt na nas nie zwracał uwagi, dopiero gdy stanęliśmy przy ladzie dwie osoby spojrzały w naszą stronę i zaczęły coś szeptać do innych.

- Przepraszam, macie może kawy na wynos?- zapytałem.

Dziewczyna za ladą była w trakcie pisania czegoś na kartce, więc jeszcze nie jest świadoma obecności dwóch dziwaków w lokalu.

- Nie, tylko na miejscu.- mruknęła.

Brunetka skończyła zapisywać, a gdy odłożyła długopis, westchnęła ciężko i uniosła na nas wzrok. Jej reakcja była przewidywalna i całkowicie zrozumiała. Z początku neutralny, a zarazem znudzony wyraz twarzy zamienił się w szok połączony z obrzydzeniem i lekkim strachem. Dziewczyna rozszerzyła oczy zabierając większy wdech, po czym odsunęła się lekko od blatu.

- Przepraszam, ale muszą panowie stąd wyjść.- poinformował.

Wiedziałem. Momentalnie chwyciłem Dylana za przedramię chcąc pociągnąć go do wyjścia, aby przestać robić z siebie błaznów, jednak ten miał inne plany. Dylan nie drgnął ani trochę, a jedynie tępo wpatrywał się w dziewczynę.

- Powiedzieć ci coś w sekrecie.- zaczął nagle, pochylając się w stronę dziewczyny i kładąc dłonie na wysokim blacie. Jego ton i sama postawa ciała była dziwna i lekko niepokojąca.- Jesteśmy tajnymi służbami działającymi na zlecenie Boga Tlaloka. Musimy sprowadzić deszcz na ziemię zanim wielka biała kula spali nasze plony.- praktycznie wyszeptał ostatnie zdanie.

Rozszerzyłem usta wpatrując się w profil szatyna, a oczami wyobraźni widziałem już, jak Stiles odwiedza nas w psychiatryku tylko po to, aby się z nas po naśmiewać. Z początku zacząłem się zastanawiać, czy Dylan czasami nie postradał zmysłów, jednak szybko zrozumiałem o co chodzi. Dylan najzwyczajniej w świecie robił sobie jaja z biednej dziewczyny.

W momencie, gdy dziewczyna otwierała usta Dylan dźgnął mnie palce w biodro, dając mi tym samym znać, aby dołączył do gry. Czy chciałem się w to bawić? Mam świadomie robić z siebie błazna przed dziewczyną, którą prawdopodobnie jeszcze nie raz spotkam w przypadkowych miejscach? Mam robić z siebie blazna przed tymi wszystkimi ludźmi?

- My jesteśmy normalni. To nie błoto, to nasze przebranie.- powiedziałem ustawiając się w tej samej pozycji co Dylan.- On nas tu zesłał, abyśmy wypełnili dla niego misję.

Jutro sam zgłoszę się do psychiatryka.

- Misję...- powtórzyła niepewnie.- Przepraszam, ale naprawdę nie mogę wam pozwolić...

- Oooo Tloka..- przerwałem, wyrzucając dłonie w górę

- Tlaloka- poprawił mnie szybko Dylan

-....Tlaloka ześle na ciebie klątwę piorunów.

Dziewczyna przestraszyła się jeszcze bardziej, a w tym samym momencie z zaplecza wyłoniła się kolejna postać. Wysoki szczupły mężczyzna w okularach i z przerzuconym białym ręcznikiem na ramieniu, czytał coś z kartki i kompletnie nieświadomy tej scenki zmierzał w naszym kierunku. Gdy podszedł do dziewczyny uniósł swój wzrok i otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak gdy tylko zobaczył w jakim jest stanie na powrót je zamknął. Mężczyzna spojrzał w naszą stronę, po czym zjechał nas wzrokiem.

Spodziewałem się teraz wszystkiego i naprawdę nie zdziwił bym się, gdyby zadzwonił na policję. No ale coś.. nie tylko my w tym mieście jesteśmy dziwni.

- Proszę wybaczyć koleżance, pracuje tu pierwszy dzień. W czym mogę pomóc?- zapytał unosząc notes z długopisem.

Zdusiłem w sobie chęć wybuchu śmiechem, po czym zaciskając usta jak to tylko możliwe spojrzałem na Dylana. Chłopak nie wyglądał już jak wariat. Teraz przybrał swoją naturalną pozę.

- Zwykłą parzoną kawę.- powiedział, po czym spojrzał w moją stronę- A ty?

- To samo.- odparłem lekko rozbawiony.

Mężczyzna zanotował, po czym kazał poczekać. Myślałem, że to notowanie było zmyłką, aby mógł zadzwonić na policję, jednak jak się później okazało przyniósł z zaplecza przezroczyste folię na których mieliśmy usiąść, aby nie pobrudzić krzeseł.

Zajęliśmy stolik na samym końcu kawiarni, a po chwili kelner przyniósł nam nasze zamówienia.

- Biedna dziewczyna.- szepnąłem rozbawiony, sypiąc cukru do kawy.

- Chyba rzuci tą robotę szybciej niż przypuszczała.- odparł, przez lekki śmiech.

Uniosłem kubek gorącej kawy, po czym upiłem mały łyk. Przede mną zarwana noc przy książkach, więc mam nadzieję, że kawa zadziała i nie będę zmuszony sięgać po energetyka.

- Mmmm.- zacząłem odstawiając kubek na podstawkę.- Kawa z piaskiem. Taka jak lubię.

- Potwierdzam, genialna.- rzucił po chwili Dylan.

Parsknąłem na to śmiechem, po czym kładąc łokcie na stole, spojrzałem na szatyna. Chłopak opierał się o oparcie krzesła, a jedną rękę ułożoną miał na stole. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale czemu się dziwić. Znów władowaliśmy się w jakieś bagno...i to dosłownie.

- Mam coś na twarzy, że się tak patrzysz?- zapytał.

- Wyobraź sobie, że tak.- rzuciłem, nie odrywając od niego wzroku.

Pomiędzy nami zapadła cisza, a my jedynie patrzyliśmy sobie w oczy, jakbyś chcieli wedrzeć się do umysłu drugiego. Byliśmy cali umazani błotem, jednak teraz to nie miało żadnego znaczenia. Nie interesowało nas również to, że większość osób w tej kawiarni patrzy się na nas i robi zdjęcia. To nie miało żadnego znaczenia.

- Nadal mnie coś ciekawi.- rzucił nagle. Chłopak uniósł kubek i upił łyk kawy.

- Co takiego.- pospieszyłem.

Dylan odłożył kawę na podstawkę, po czym ułożył łokcie na stole i pochylił się w moją stronę.

- Czemu mi nie powiedziałeś.- wyszeptał unosząc brwi.

Z początku nie rozumiałem o co mu chodzi i dopiero po chwili zrozumiałem, że mówi o moim małym układzie z Michaelem i Alexem. Momentalnie przewróciłem na to oczami, a z moich ust wydobyło się lekkie westchnienie. Jakoś nie widzi mi się, aby wracać do tego tematu, ale wiem, że to mnie nie ominie. Poznałem już dobrze Dylana i wiem, że jest uparty...ja zresztą nie jestem lepszy.

- Nie zrozum mnie źle, ale po prostu działałem instynktownie. Kiedyś też miałem taką sytuację, z Lucas'em i...- uciąłem orientując jak źle to brzmi.

Ułożyłem dłonie na twarzy, a gdy przetarłem oczy, nadmiar piasku spadł z mojej twarzy i wylądował na stole. Westchnąłem głośno, po czym spojrzałem na milczącego Dylana, który czekał na rozwój wydarzeń.

- Słuchaj, naprawdę chcesz tego słuchać? Nie chcę, abyś pomyślał, że porównuje cię do tego idioty, bo to nie o to w tym chodzi.- powiedziałem wystawiając dłoń w jego stronę. Dylan

- Skoro jesteśmy zmęczeni możemy teraz o tym porozmawiać na spokojnie, bez krzyków.- odparł po chwili.- I tak będę drążył.

Tak Dylan, wiem. Wiem, że jesteś cholernie uparty. Zabrałem większy wdech, po czym kiwnąłem mu głową. Ten chłopak mnie wykończy.

- Nie powiedziałem ci o tym, bo kiedyś miałem podobną sytuacją z Lucas'em.- zacząłem patrząc na szatyna, a gdzieś z tyłu głowy zacząłem się zastanawiać, jak długo uda mi się utrzymać kontakt wzrokowy.- Na jednej z imprez w pierwszej klasie ktoś zrobił nam zdjęcie, jak całujemy się za domem. Lucas miał na tyle szczęścia, że jego nie dało się rozpoznać, natomiast mnie było widać idealnie. Następnego dnia zdjęcie zaczęło krążyć po uczniach, a ja stałem się obiektem drwin. Lucas za wszelką cenę chciał odsunąć od siebie podejrzenia i oczerniał mnie przy innych. Rzecz jasna robił to za moimi plecami dobrze się przy tym bawiąc. - uciąłem, po czym zerknąłem na kawę.

- Jak się o tym dowiedziałeś.

- Podsłuchałem raz jego rozmowę ze znajomymi, gdy wybrałem się zapalić za budynek szkoły. Nadal pamiętam to co powiedział "To takie obrzydliwe być gejem, kumacie to? Jak można lizać się z facetem".- zaśmiałem się sucho na to wspomnienie.- Ale najzabawniejsze w tym wszystkim nie było to, że godzinę wcześniej całował mnie w męskiej ubikacji, a to, że sam usprawiedliwiałem go myśląc, że jest po prostu przerażony tym ile krytyki może spaść na jedną osobę przez głupią orientację, - parskając na swoją głupotę.- ale...- uciąłem przypominając sobie pewne zdarzenie.

- Ale- pospieszył Dylan. Westchnąłem ciężko, po czym upijając łyk kawy spojrzałem na szatyna.

- Ale później nakryłem go, jak w kompletnym nieładzie wychodzi ze składzika z jakąś dziewczyną. Nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się do czego między nimi doszło.- wyszeptałem. Było mi głupio to mówić, bo nie byłem lepszy, sam zapraszałem dziewczyny na randki.- Później nasz kontakt zaczął się urywać i pisał do mnie tylko wtedy, gdy miał ochotę poeksperymentować. Nie oczekiwałem wiele i wiedziałem, że licealne związki nie są na zawsze, ale chciałem tylko wsparcia.

Przez większość monologu udało mi się nie odrywać wzroku, jednak były momenty gdzie musiałem spojrzeć gdzieś w bok. Dylan swoją postawą zaskoczył mnie, bo cierpliwie słuchał moich żaleń czekając, aż przejdę do sedna sprawy.

I może było to wywołane zmęczeniem, a może po prostu jestem na tyle odważny, ale później powiedziałem coś co samego mnie zaskoczyło.

- Naprawdę nie zrozum mnie źle, ale nie chciałem, abyś się do mnie zraził i urwał ze mną kontakt. Chyba w jakiś niewyjaśniony sposób cię polubiłem.- kontynuowałem. Mój wzrok utkwiony był w kawie i żadna siła nie była w stanie zmusić mnie, aby teraz spojrzał mu w oczy. Nie wierzyłem w to co mówię, ale nie żałowałem.- I nie chciałem, abyś musiał przechodzić przez to co ja przechodziłem. W końcu na zdjęciu było nas idealnie widać.

To zabawne, że musiałem fizycznie ubrudzić się błotem, by mentalnie się oczyścić.

Zacisnąłem dłonie na kubku, a pomiędzy nami zapanowała cisza. Nie była ona niezręczna, a wręcz przeciwnie, była dziwnie kojąca, co bardzo mi się spodobało. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując lekki spokój, po czym uniosłem swój kubek, aby upić łyk i rozbudzić swój organizm. Cóż, tak właściwie rozbudziłem się w momencie, gdy wyrzuciłem z siebie tą całą historię.

- Bardzo mi przykro, naprawdę nie wiem co powiedzieć.- zaczął po chwili Dylan, a ja spojrzałem na niego, mając kubek przy ustach. Tak naprawdę nie musiał nic mówić. Byłem mu wdzięczny za to, że chciał mnie wysłuchać i to w zupełności wystarczyło.- Podejrzewałem, że Lucas to idiota, ale teraz mam na to stuprocentową pewność. Kiedyś na pewno znajdziesz swoją drugą połówkę.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym upiłem łyk kawy. To zmęczenie dobrze na nas działa, bo nawet nie próbujemy ukrywać tego co czujemy. Odłożyłem kubek na miejsce, po czym  spojrzałem w dół i zacisnąłem usta w wąską linię.

- Tak, może kiedyś kogoś znajdę, ale na pewno nie teraz.- odparłem po chwili ciszy. Uniosłem swój wzrok na szatyna, a widząc jego pytające spojrzenie postanowiłem kontynuować.- Po tym zdarzeniu z Lucas'em obiecałem sobie, że do końca szkoły odpuszczę sobie randki i zajmę się nauką. W college'u zacznę kogoś szukać.- wyjaśniłem machając ręką i przewracając oczami.

To takie drobne postanowienie, którego się trzymam. Nic specjalnego.

Szatyn mruknął krótkie "yhym" na co momentalnie zmarszczyłem brwi. To zabrzmiało tak, jakby nie wierzył w moje słowa i najzwyczajniej w świecie się ze mnie nabijał. Szatyn przechylił głowę w bok i w milczeniu wpatrywał się w moje oczy. Z początku nie czułem nic, jednak po paru chwilach patrzenia się na siebie poczułem dziwny dyskomfort, tak jakby Dylan przełamał moją barierę.

- Z tego co wiem to tak nie działa. Nie da się znaleźć miłości, bo to ona cię znajdzie...- uciął, po czym spojrzał w dół i upił łyk kawy.- A przynajmniej tak mówią.

- Nie chcę zabrzmieć jak zdesperowana nastolatka, ale boje się, że nie zauważył bym swojej drugiej połówki, nawet gdyby stała tuż obok mnie.- rzuciłem od razu.

- Czemu tak uważasz?.- zapytał odstawiając kawę. Wzruszyłem ramionami, po czym oparłem swoje łokcie o stół i spojrzałem za okno.

- Po prostu nie chce. Nie chcę znów użerać się z chłopakiem, który przy pierwszych plotkach porzuciłby mnie.- zaśmiałem się sam do siebie.- Albo co gorsza, będzie mnie obgadywać. Mam już po dziurki w nosie takich sytuacji. Wolę zamknąć się na nowe związki niż ryzykować tym, że zakocham się, a ta osoba mnie zostawi.- westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem na szatyna.- Nawet wyćwiczyłem w sobie tak zwaną ślepotę na podrywy.

- Ślepotę na podrywy?- zapytał przez lekki śmiech.

- No wiesz, wszystkie zachowania, które mogą oznaczać podryw przekształcam w coś zupełnie innego. Mój mózg robi to automatycznie.- wyjaśniłem wzruszając ramionami.- Albo po prostu serio nikt mnie nie podrywa.- dodałem robiąc skwaszoną minę.

Pomiędzy nami znów zapanowała cisza i tym razem nie miałem pojęcia jak ją odczytać. Chciałem wiedzieć co myśli o tym Dylan, jednak jak mam to zrobić, gdy na jego twarzy nie malują się żadne emocje.

- Teraz twoja kolej.- rzuciłem chcąc przerwać ciszę.

- Co?- zapytał posyłając mi pytające spojrzenie.

Prawda jest taka, że przez ten cały czas tylko ja nawijałem, a Dylan cierpliwie słuchał. Ale przecież nie chodzi tu tylko o mnie. Gdy byliśmy na boisku chłopak powiedział coś co mnie bardzo zaciekawiło, jednak przez emocje nie byłem w stanie głębiej się nad tym zastanowić.

Teraz mamy czas.

- Ja ci się zwierzyłem, więc teraz twoja kolej, aby mi coś wyjaśnić.- odparłem na co uniósł brew i kącik ust.

Dylan wpatrywał się w moją twarz, by po chwili spojrzeć w dół i zaśmiać się lekko.

- A więc.- zaczął unosząc kubek.- Co pan wielki mózg chce wiedzieć.

- Wtedy na boisku powiedziałeś, że ostatnio każdy ma przed tobą tajemnice. O kogo jeszcze chodziło?- zapytałem prosto z mostu.

Nie miałem pojęcia, czy pytając o to robię dobrze, jednak chciałem spróbować. Mnie też nie było łatwo mówić o Lucasie, jednak ta ulga była tego warta.

- Naprawdę chcesz tego słuchać?- zapytał przekręcając głowę w bok.

- Słuchaj.- zacząłem wystawiając palec wskazujący w jego stronę.- Zwierzam ci się, opowiadam o swojej przeszłości, żale ci się, otwieram się przed tobą, a ty stwierdziłeś, że dobrym pomysłem będzie stawianie między nami muru? I to niby ja jestem egoistą.- skończyłem wyrzucając dłoń w górę.

Dylan zaśmiał się na moje zachowanie, po czym z lekkim uśmiechem na ustach spojrzał w dół. Wiedziałem, że teraz potrzebuje czasu, dlatego cierpliwie czekałem i obserwowałem go. Uśmiech z jego twarzy zszedł po chwili, a na jego miejsce wskoczyło zmartwienie. Chyba będzie to cięższe niż przypuszczałem.

Dylan wciągnął powietrze przez usta, po czym kładąc dłonie na stole, pochylił się lekko w moją stronę. Taka postawa oznaczała, że nie chce aby ktoś trzeci o tym usłyszał.

- Chodzi mi o Stiles'a i Bretta.- wyznał, a jego usta złączyły się w wąską linię.

Momentalnie zrobiło mi się ciepło, gdy tylko usłyszałem imię drugiego chłopaka. Dobrze wiedziałem jaką tajemnice skrywa on przed Dylanem, jednak nie miałem zamiaru mu o tym mówić. To coś o czym musi sam mu powiedzieć. Nie mogę w to ingerować, jednak mogę uspokoić Dylana i powiedzieć aby poczekał.

- Stiles?- zapytałem. Chciałem zacząć od niego.- Wiesz, nie mam rodzeństwa, ale z tego co słyszałem to jest to normalne, że macie przed sobą sekrety.- rzuciłem wzruszając ramieniem.

- No tak.- rzucił kiwając głową.-Ale ostatnio przyłapałem Stiles'a, jak grzebał w papierach ojca. Stiles nie jest osobą, która chciała by wykraść kogoś dane i użyć ich do złych celów. No ale sam rozumiesz, to nie było normalne. Gdy go przyłapałem i zapytałem co robi powiedział, że szukał tam ładowarki. To było bez sensu, ale nie zdążyłem dopytać, bo szybko z tamtą uciekł. Później, gdy go pytałem zmieniał temat.

Momentalnie zmarszczyłem brwi na jego wyznanie. Stiles i grzebanie w dokumentach policyjnych? Normalnie zaczął bym się zastanawiać, czy ten na co dzień miły chłopak, nie jest czasem jakimś zbirem. Tak bym pomyślał gdybym nie znał jednego małego szczegółu z jego życia. Mogę teraz tylko snuć dziwne podejrzenia, jednak mam wrażenie, że ma to związek z Derekiem.

- Rzeczywiście dziwne.- powiedziałem kiwając głową- Jeśli chcesz mogę z nim porozmawiać.

Ale jeśli naprawdę będzie to miało związek z Derekiem, to nie wiem czy będę mógł przekazać wyjaśnienie Dylan'owi.

- Jeśli to nie będzie problem.- rzucił, na co momentalnie kiwnąłem głową.

- A co jest z Brettem?- kontynuowałem.

Dylan na powrót zabrał większy wdech, po czym wyprostował się i opadł na oparcie krzesła. Nasz wzrok skrzyżował się, a przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze. Chyba ta kawa jest trochę za mocna.

- Stał się jakiś nieobecny. Co chwilę gdzieś odpływa, a jak do niego mówię to nie słucha i muszę się powtarzać. Ostatnio przesiedział całą lekcje gapiąc się w okno, kumasz to? Zaczeło mnie to niepokoić, jest w końcu moim przyjacielem, więc to zrozumiałem, że będę się martwić. Wiesz co usłyszałem, gdy zapytałem czy nie potrzebuje się wygadać? Powiedział, że to nie moja sprawa i abym się nim nie interesował. Nie wiem czy powiedział to przez nerwy czy przez moje naciskanie, ale po tym co powiedział i ja nie potrafiłem utrzymać języka za zębami.

- Powiedziałeś mu coś niemiłego?- zapytałem marszcząc brwi. Chłopak uśmiechnął się blado, po czym kiwnął mi głową.

- Tak. Pokłóciliśmy się.- szepnął i spojrzał gdzieś za okno.- Czuję się z tym dziwnie. Znam Bretta praktycznie od zawsze i może mieliśmy sprzeczki to nigdy tak poważne. To pierwszy raz, kiedy tak długo się do siebie nie odzywamy. On wie o mnie wszystko.- uciął, a gdy oderwał wzrok od okna, przeniósł go na kubek.

- Jak się poznaliście?- zapytałem będąc tego ciekawy. Dylan słysząc moje pytanie uniósł głowę i przeniósł swój wzrok na mnie.- No co? Naprawdę mnie to ciekawi. Ja do tej pory nie miałem prawdziwego przyjaciela.- dodał wzruszając ramionami.

To aż smutne.

- Poznałem go na tamtym starym boisku, gdzie dziś grałem.- wyznał kiwając głową w stronę okna.- Tam gdzie wygrałem randkę, na którą jeszcze mnie nie zaprosiłeś.- dodał mówiąc wolniej. Momentalnie parsknąłem na to śmiechem, a moja głowa odchyliła się w tył.

- Zaproszę.- powiedziałem wystawiając palec w jego stronę.- Ja nadal o tym pamiętam.- dodałem na co Dylan zaśmiał się ukazując szereg białych zębów.

Czy pamiętam, że mam go zabrać na randkę? Tak. Pamiętam nawet każdą rozmowę, którą kiedykolwiek razem przeprowadziliśmy.

To trochę przerażające.

*******

Niecałą godzinę później wyszliśmy z kawiarni, do której zaczęli napływać klienci. Normalnie siedzielibyśmy tam dłużej, jednak wyszliśmy z dwóch powodów. Pierwszy, musimy się jeszcze uczyć. Drugi, ludzie, który nas zobaczyli szybko opuszczali lokal. Nie chcieliśmy, aby firma przez nas straciła klientów.

- A i jeszcze jedno.- powiedział po chwili. Jego ton był chłodniejszy niż przed chwilą, na co lekko spoważniałem.- Następnym razem jeśli Alex i Michael będą coś od ciebie chcieli przyjdź do mnie i mi to powiedz. Oni nigdy nie robią czegoś bezinteresownie.

- Myślisz, że chcą czegoś od Madison?- zapytałem na co kiwnął głową.

- Nie wiem jeszcze co od niej chcą, ale dowiem się tego.

- DowieMY- poprawiłem go.

Dylan parsknął pod nosem, a w tym samym momencie zwolniliśmy.

- Chyba będę zmuszony umyć sie w oczku wodnym u sąsiadów zanim wejdę do domu.- powiedziałem zatrzymując się w miejscu.

Włożyłem dłonie do kieszeni spodni, po czym spojrzałem na mój dom. Światło paliło się na dole co oznaczało, że moi rodzice siedzą przed telewizorem i oglądają film. No przynajmniej mam taką nadzieję, że tylko oglądają film, a nie obściskują się jak napalone na siebie nastolatki.

Pokręciłem głową chcąc wyrzucić ten obraz z głowy, po czym przeniosłem swój wzrok na szatyna. Chłopak stał przede mną w tej samej pozycji co ja i wpatrywał się w moją osobę. Wiedziałem, że to czas, aby się pożegnać, jednak chciałem mu coś jeszcze powiedzieć. Coś co cisnęło mi się na usta już w kawiarni

- Dzięki, że mogłem ci się wyżalić.- wyznałem szczerze.

- Nie ma sprawy.- odparł kręcąc głową i wzruszając ramionami.- Zawsze do usług.- dodał, a na moich ustach momentalnie uformował się lekki uśmiech

Dylan musi być naprawdę zmęczony skoro, mówi mi takie rzeczy z taką lekkością. Cóż, to, albo nasza relacja przeszła progres...

- Będę już leciał.- powiedział po chwili

Uniosłem swój wzrok na szatyna, a gdy zobaczyłem jego lekką postawę, do mojej głowy wpadł pewien pomysł. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, a Dylan od razu zrozumiał, że coś jest nie tak i że coś kombinuje. Skoro nasza relacja przeżyła progres to może czas to czymś zapieczętować.

- Co ty kombinujesz?- zapytał unosząc jedną brew.

W momencie gdy wypowiadał te słowa ja zbliżyłem się do niego i bez ostrzeżenia objąłem go ramionami. Przyłożyłem swoją twarz do jego klatki piersiowej, po czym z całej siły wtuliłem się w szatyna. Czułem jak mięśnie szatyna spinają się, a serce wali jak oszalałe. To zabawne, że jego organizm reaguje nerwowo na zwykłe przytulenie.

- Nawet nie próbuj mnie od siebie odpychać, bo naśle na ciebie psa Berthy.- zagroziłem dla pewności.- To nasza trzecia randka, więc musi być jakiś postęp.

Dylan westchnął ciężko i z lekkim śmiechem uniósł swoje dłonie i bez najmniejszego skrępowania objął moje wątłe ciało. Uśmiechnąłem się na ten gest, po czym jeszcze bardziej wtuliłem się w szatyna.

- Czemu my musimy mieć takie pojebane randki? Tylko ta w maku wydaje się być normalne.- powiedziałem swoje myśli.

- A przypomnieć ci, że wtedy przyniosłeś mi pod okno zwłoki mojego brata?

Momentalnie parsknąłem na to śmiechem, po czym zmusiłem się, aby puścić szatyna. Zrobiłem krok w tył odrywając się od niego, po czym spojrzałem w jego oczy. Chłopak uśmiechał się lekko, jednak nie był to uśmiech, który znałem. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że było w nim coś smutnego.

Odchrząknąłem, aby nie zabrać naszych żartów zbyt poważnie, a gdy w miarę się uspokoiłem na powrót spojrzałem na szatyna.

- To do poniedziałku.- rzucił robiąc krok w tył.

- Do poniedziałku.- szepnąłem.

Szatyn posłał mi ostatni uśmiech, a gdy go odwzajemniłem obrócił się i ruszył szerokim chodnikiem.

Gdybym wiedział jak skończy się to kłamstwo z randką nie stresował bym się tak bardzo. Poza moimi rodzicami Dylan jest pierwszą osobą której się żaliłem. To takie dziwne, ale nie czuje się z tym źle. Cieszę się, że wyszło jak wyszło.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem, bo jak mam być szczera, to mi samej się nie podoba.

I przepraszam jeśli z początku miałam inny styl pisania. Dopiero po wrzuceniu rozdziału to zobaczyłam.

Sorry za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro