31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

6 tysięcy słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od głupiej kotary, która ma za zadanie dzielić salę gimnastyczną na dwie części. Wystarczyło jedynie opanować swoje ego i nie wychylać się przed szereg, a to wszystko by się nie wydarzyło. Nasze drogi chcąc nie chcąc przecinały by się, jednak nie w tak dużym stopniu jak teraz.

Ale zrobiłem to, a teraz stoję przed szatynem, o którym istnieniu, parę miesięcy temu, nie miałem pojęcia. Stoję niczym posąg i zastanawiam się czy jeszcze żyje. W tym momencie nie potrafię nawet wypuścić powietrza z płuc, które na raz wciągnąłem, a o wypowiedzeniu choćby jednej głoski mogę pomarzyć.

Dylan jest gejem. On to powiedział. Dosłownie parę sekund temu.

Z szokiem wymalowanym na twarzy patrzyłem prosto w oczy Dylana, które szybko zaczęły się rozszerzać. Dylan dopiero po chwili zrozumiał co powiedział, a jego wkurzona mina zmieniła się na przestraszoną. Chłopak był skonsternowany, co wcale mnie nie dziwiło, w końcu nie na co dzień wyznaje się ludziom takie rzeczy. Jego klatka uniosła się, a policzki lekko po czerwieniały. To był dowód na to, że słowa wypowiedziane przez niego były prawdziwe.

Cisza, która powstała między nami sprawiła, że i ja zacząłem czuć się nieswojo. Myślałem, że będziemy stać tak w nieskończoność, jednak Dylan postanowił przerwać tą jakże niezręczną chwilę.

- Znaczy.- zaczął niepewnie, a po moim ciele rozeszły się dreszcze.- Nie, nie powiedziałem tego.

- Powiedziałeś.- wyszeptałem. Nie kontrolowałem tego co mówię.

- Nie o to mi chodziło.

- Chodziło.

- Kłamałem.- próbował zaprzeczyć.

- Nie.- pokręciłem lekko głową.

Pomiędzy nami znów zapanowała ta niezręczna cisza, a do mojej głowy nasuwały się pytania. Było ich dużo, a gdy sam próbowałem sobie na nie odpowiedzieć do głowy wpadały kolejne pytania.

- Czekaj!- krzyknąłem wystawiając dłonie w przód.- Daj mi chwilę.

Obróciłem się w tył, po czym przejeżdżając dłońmi po twarzy ruszyłem w stronę wyspy kuchennej. Oparłem o nią łokcie, po czym pochylając się ukryłem twarz w dłoniach. Musiałem szybko wypytać go o parę rzeczy, bo jeśli dalej tak pójdzie, to moja głowa wybuchnie.

- Zacznijmy od początku.- powiedziałem wystawiając palec w jego stronę. Byłem obrócony do niego bokiem, jednak nie potrafiłem teraz na niego spojrzeć.- Czyli ta cała sytuacja z Brettem była tylko wypadkiem i nie masz do niego problemu o to, że jest gejem.

Miał do wyboru tylko, tak lub nie, jednak on postanowił odpowiedzieć w jeszcze bardziej skomplikowany sposób. Myślałem, że już nic mnie nie zdziwi, jednak on udowodnił mi, że może być inaczej.

- Brett jest bi.

Życie z tym szatynem to jeden wielki rollercoaster.

Momentalnie otworzyłem powieki, a gdy sens jego słów dotarł do mnie, wyprostowałem się i spojrzałem na Dylan. Widziałem moment gdy zorientował się co najlepszego uczynił, bo jego ciało wzdrygneło się lekko.

- Jest bi.- powtórzyłem kiwając głową.- Czemu to brzmi jakbyś o tym wiedział od dawna?- zapytałem prosto z mostu.

Z wrażenia musiałem przytrzymać się blatu, gdy Dylan lekko zakłopotany podrapał się po karku i spojrzał gdzieś w bok. Coś mi tu nie gra.

- Bo tak jest. Wiem od dawna jaką Brett ma orientację.- wyznał wzdychając ciężko. Chłopak uniósł dłoń, po czym z niemocy znów ją opuścił.- I tak, ta cała sytuacja z Brettem była tylko wypadkiem. Nie chciałem go zepchnąć.

Zacisnąłem dłonie, po czym łącząc usta w wąską linię spojrzałem w dół. Czuję się głupi i najchętniej wszystko bym sobie rozrysował. Westchnąłem ciężko, po czym ułożyłem dłonie na twarzy i mocno ją przetarłem. Muszę pomyśleć.

Co wiem? Dylan jest świadomy tego, że Brett jest gejem, a raczej bi. Jest na niego zły o to, że cały czas się przed nim zamykał. Dylan niby sam jest gejem.

Czego nie wiem? Skoro Dylan jest gejem, to czemu po szkole chodzi plotka, że pobił Mike'a za jego orientację.

Zaraz moment. Nie mija sekunda, a moje myśli wracają do naszego wieczornego wypadu do maka. Jestem przerażony tym, że bez problemu mogę sięgnąć pamięcią do naszych wspólnych wspomnień, a nie pamiętam tego co jadłem dziś na śniadanie. Pamiętam co mi wtedy powiedział, gdy zapytałem o co pokłócił się z Mikiem. Powiedział, że Mike próbował narzucić mu swoje zdanie, a ten się wkurzył. A więc, co powiedział mu Mike?

Chciałem znać odpowiedź na to pytanie, jednak dopiero teraz zrozumiałem powagę sytuacji oraz to, że przede mną nie stoi heteroseksualny chłopak. To był jak wystrzał.

Uniosłem swój wzrok na szatyna, po czym spojrzałem głęboko w jego oczy. Nadal był lekko skołowany i nie wiedział co zrobić.

- Jesteś gejem.- wyszeptałem, na co ten wzdrygnął się lekko.- Cholera, jesteś gejem? Kurwa, jesteś gejem!

- Zrozumiałem za pierwszym razem.

- Czekaj, moment.- wystawiłem dłoń w jego stronę.- Skoro masz problem do Bretta o to, że się ukrywał czemu sam ukrywałeś się ze swoją orientacją?

Po moich słowach szatyn zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jak na wariata. Mój mózg pracuje dziś na wolniejszych obrotach.

- A kto powiedział, że on tego nie wie.- wyszeptał kręcąc głową.

Pomiędzy nami znów zapanowała cisza, a ja poczułem, że czas na przerwę w myśleniu. Choć tak właściwie nadszedł czas aby zacząć myśleć.

Otworzyłem usta, aby zadać mu pytanie dotyczące Mike'a, jednak w tym samym momencie drzwi główne otworzyły się, a już po chwili do salonu wpadł zdyszany Stiles. Chłopak oparł dłonie o kolana, po czym głośno sapiąc spojrzał na naszą dwójkę.

Podejrzewam, że biegł od chodnika, aż do drzwi.

Dylan spojrzał na swojego brata, a ten wyprostował się. Ich spojrzenia skrzyżowały, a ja uznałem, że to dobry moment, aby wyjść. Nie chciałem tego, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej. Dylan musi przespać się z faktem, że właśnie wyszedł przede mną z szafy.

- Myślałem, że się już pozabijaliście.- sapie głośno.

Nic nie odpowiedziałem, a zamiast tego ruszyłem z miejsca. Minąłem szatyna, a gdy znalazłem się obok Stiles'a, Dylan postanowił o sobie przypomnieć.

- Thomas.- zaczął, a ja przystanąłem obok zdezorientowanego Stiles'a.- Zachowaj to dla siebie. Nie jestem jeszcze gotowy...

- Naturalnie.- przerwałem mu, zerkając przez ramię.

Nie patrzyłem na niego, jednak czułem na sobie jego spojrzenie. Komu jak komu, ale mi akurat powinien zaufać w tej kwestii. Sam przechodziłem w szkole przez piekło, gdy wyszło na jaw, że jestem gejem. Nie chcę aby i on przez to przechodził, a poza tym powinien to wiedzieć. Przecież już raz zgodziłem się iść na randkę z dziewczyną, aby ratować mu dupę.

I zrobiłbym to ponownie, bo dziwnym trafem zależy mi na jego spokoju.

Perspektywa Stiles'a:

W tym momencie chodzę po pokoju i zastanawiam się czy ojciec zdoła zatuszować morderstwo wykonane przez jego własnego syna.

Prawdopodobnie nie, ale przynajmniej nie miałby mnie za mięczaka.

- Możesz mi powiedzieć co w ciebie wstąpiło?!- krzyknąłem zatrzymując się w miejscu.

Obróciłem się w stronę Dylana, który teraz leżał skulony na swoim łóżku i najzwyczajniej w świecie mnie ignorował. Gołym okiem widać, że jest pogrążony w myślach, jednak wiem, że mnie słyszy co prawdopodobnie doprowadza go do furii. I dobrze. Ja też jestem wkurzony.

- Brett jest twoim przyjacielem!- dodałem wskazując dłonią na okno.- A ty zachowałeś się ja palant!

Dylan znów mnie ignoruje.

Warknąłem głośno i prawie wyrywam swoje, już lekko przy długawe włosy z głowy. Czas iść do fryzjera.

Po wyjściu Thomasa, Dylan najzwyczajniej w świecie minął mnie i ruszył do swojego pokoju. Chłopak chciał zamknąć się na klucz, jednak w ostatniej chwili włożyłem stopę pomiędzy drzwi a futune. Teraz kuleje, ale wiem że było warto.

Tak, Dylan mi jeszcze nic nie powiedział, ale to nie ważne.

Przecieram zrezygnowany twarz dłońmi, po czym na ślepo idę do łóżka Dylana. Siadam na łóżku, a gdy opuszczam dłonie spoglądam na brata, który jest do mnie obrócony tyłem. Z tej perspektywy widzę jego twarz co wcale nie pomaga. Dylan jest przygnębiony i nawet nie próbuje tego ukryć.

Nie czuję się z tym dobrze, jednak oprócz rozdrażnienie czuję coś jeszcze. Czuję smutek. Jeśli zareagował tak na swojego przyjaciela, to jak zareaguje na mnie, gdy dowie się o mojej orientacji?

Chociaż tak właściwie, czy ma to jakiś wpływ na to jak go będę postrzegać? Dylan nadal będzie moim bratem, niezależnie od decyzji. Przeżyliśmy zbyt wiele...zbyt wiele razy mnie wspierał, a ja jego, bym teraz przez jedną kłótnie odwrócił się od niego.

Przeszliśmy przez piekło parę lat temu więc nie dam za wygraną.

- Chcesz porozmawiać?- zapytałem już spokojniej. Najwidoczniej cała złość ze mnie zeszła.

Brat nie odpowiedział, a ja nie poganiałem go. Westchnąłem ciężko, po czym położyłem się na plecy zaraz obok niego. Ułożyłem dłoń za głową  i wzdychając ciężko przymknąłem powieki. Wiem, że na siłę nic z niego nie wyciągnę. W końcu jest uparty jak osioł.

Ta sytuacja wydaje się bez wyjścia. Ale tylko WYDAJE

- Pamiętasz jak w szóstej klasie zachorowałeś w święta i nie miałeś jak przygotować się do sprawdzianu z geografii?- zacząłem, a mój kącik ust uniósł się lekko na to wspomnienie.

Wiedziałem, że Dylan mi na to nie odpowie. Nie musiał. Wystarczy, że mnie wysłucha i zrozumie co chce mu przekazać.

- Na tą jedną lekcje zamieniliśmy się klasami, abym mógł za ciebie napisać sprawdzian. Wiele razy tak robiliśmy, a nauczyciele się nie orientowali, że coś nie gra. Znaczy...to akurat była nasza ostatnie zamiana, pamiętasz?- zapytałem, jednak nie oczekiwałem odpowiedzi.- zamienialiśmy się tak często, że wtedy o tym zapomniałem i przez przypadek napisałem swoje imię. Nauczyciel po zabraniu kartki od razu zorientował się, co jest grane. Od razu zabrał nas do dyrektora i wezwał rodziców.

Pamiętam to bardzo dokładnie. Nadal czuję ten niepokój, który przeszywał moje ciało, gdy wraz z Dylanem siedzieliśmy w gabinecie dyrektora. Tego się nie zapomina.

- Rodzice się wkurzyli, a najbardziej tata. Pamiętasz jaką chciał nam dać karę? Powiedział, że zabierze nam nasze prezenty i sprzeda je.- parsknąłem na to wspomnienie, choć wtedy nie było mi do śmiechu. Ta konsola naprawdę była moim marzeniem.- Całe szczęście mama wstawiła się za nami, a raczej przekonała ojca, aby nie zabierał nam prezentów. Zamiast tego dała nam inną karę. Albo kosimy trawnik przez dwa tygodnie, albo bierzemy się za sprzątanie szopy na sprzęty. 

Po dziś dzień żałuję, że wybraliśmy szopę. Nie dość, że pisnąłem jak mała dziewczynka, po zobaczeniu padniętego szczura, to na dodatek Dylan miał ze mnie bekę przez następny miesiąc.

- I może sprzątanie zajęło nam zdecydowanie więcej czasu niż na początku zakładaliśmy, to jednak nie było tak źle. Tak właśnie było fajnie...nie licząc twojej rozciętej ręki nad łokciem. Nadal nie wiem jakim cudem przeciąłeś się dmuchanym kołem ratunkowym.

Znów parsknąłem na to śmiechem, no co Dylan westchnął cicho.

- A wiesz czemu nie było tak źle? Bo mama dała nam możliwość wyboru. Chyba każdy chce być panem swojego losu. Każdy chce kontrolować swoje życie. Nikt nie lubi, być kontrolowany...to strasznie denerwujące.

Bo o to mi chodziło.

Między nami nastała cisza, a ja z zaciekawieniem spojrzałem na Dylana. Czy moje słowa dotarły do niego? Myślę, że tak. Chłopak spiął się, a głowę opuścił jeszcze niżej. Nadal nic nie odpowiedział, ale nie jestem o to zły. Nie musi mi odpowiadać.

Wypuściłem powietrze przez nos, po czym zamknąłem oczy i obróciłem głowę przodem do sufitu.

- Mama jest tego dowodem. Ona odeszła bo czuła, że ta klatka staje się dla niej ciasna. Nie mam do niej o to urazy...nadal ją kocham.

Przez parę następnych minut po prostu leżeliśmy i chłonęliśmy ciszę, jakby miała ona nam rozwiązać wszystkie problemy. Nie chciałem naciskać na Dylana, bo z doświadczenia wiem, że jeśli nie chce czegoś powiedzieć to i tak nie powie. Może tego po nim nie widać, ale mój brat jest bardzo zamknięty w sobie. On nawet nigdy nie zaprosił dziewczyny na randkę...to one go zapraszały.

- Idę się pouczyć.- rzuciłem w końcu.

Dźwignąłem się na łokciach, a gdy wstałem na równe nogi, przeciągnąłem swoje zastane mięśnie. Chyba powinienem zacząć biegać. Ruszyłem w stronę drzwi, a gdy chwyciłem za klamkę i otworzyłem je lekko, jeszcze raz spojrzałem na Dylana. Był skulony jednak i tak zobaczyłem jego otwarte oczy. Uśmiechnąłem się smutno, po czym postanowiłem opuścić jego pokój.

- Też nie mam jej tego za złe.- rzucił nagle.

Stanąłem w miejscu, po czym przeniosłem na niego spojrzenie. Może i mówił teraz o mamie, jednak jestem niemalże w stu procentach pewny, że ta wypowiedź ma drugie dno.

- Wiem brat. Każdy ma prawo wyboru.- rzuciłem.

Opuściłem pokój, po czym zamykając drzwi ruszyłem korytarzem. Nasze pokoje są naprawdę blisko, jednak zanim zajmę się nauką muszę się czegoś napić. Od tego gadania zaschło mi w gardle.

Zbiegłem po schodach na dół, a gdy znalazłem się w kuchni otworzyłem lodówkę i dobrałem się do pierwszego lepszego suku w kartonie. Gdyby mój ojciec to widział, że pije z gwinta, prawdopodobnie miałbym już suszoną głowę.

Zamknąłem lodówkę, wcześniej odkładając karton, po czym obróciłem się w stronę wyspy kuchennej, aby zgarnąć jakiś owoc z półmiska. Sięgnąłem po jabłko, jednak nie zabrałem ani jednego. I nie chodzi tu o fakt iż półmisek był za daleko. Chodzi o to, że nagle moja uwaga skupiła się na niebieskiej teczce ojca.

Mój ojciec, jak to na pedanta przystało, lubi mieć wszystko posegregowane. Każda sprawa ma osobną koszulkę, a jeśli jest ona sporą dostaje osobny rozdział oznaczony na początku i końcu czarną kartką. To samo tyczy się segregatorów. Z tego co zauważyłem w swoim gabinecie ma segregatory w różnych kolorach i nie chodzi tu o to, że po prostu taki zgarnął z półki w sklepie. Biały, czarny i żółty jest od spraw typowo administracyjnych. Nie jestem pewny czego dotyczą, czerwone i zielone, jednak niebieski dotyczył przestępstw niskiego rzędu.

Wiem to, bo ostatnio tylko do nich zerkam.

Czy znów to zrobię? Znów zacznę grzebać w dokumentach ojca, do których nie powinienem mieć dostępu? Cóż... już to robię.

Zacząłem przewracać kartki tak, aby nie zagiąć ani jednej. Grzebanie w jego dokumentach jest męczące bo nie mogę sobie pozwolić na nawet najmniejszy błąd. Ojciec od razu by się zorientował. Tak swoją drogą, czemu zostawił tu dokumenty? I na dodatek na widoku.

Nie chciałem się tym teraz przejmować. Najwidoczniej głupi ma szczęście.

Przewracałem kolejne kartki, a mój wzrok przenosił się z daty do nazwiska sprawcy. Szukałem go. Szukałem pana Derek'a, aby wejść w szczegóły sprawy.

- Mam cię.- szepnąłem.

Głupi ma szczęście, a ja jestem tępym idiotą do kwadratu.

To sprawa dotycząca jego fałszerstwa. Są to kopię wszystkich zeznań, jakie złożył na komendzie po zatrzymaniu. Tak długo czaiłem się na te akta, a teraz w końcu je mam. Może do tego by nie doszło, gdyby nie kazał mi powiedzieć co autor dzieła miał na myśli. Pamiętam jak zareagował na moje słowa. Wtedy powiedziałem coś w stylu, że nigdy nie poznamy drugiego człowieka nawet gdy będziemy z nim bardzo blisko. Z początku nie widziałem w tym drugiego dna, jednak teraz jestem nas osiemdziesiąt procent pewny, że ono jest.

Zacząłem wgłębiać się w tekst i powoli analizowałem każde zdanie. Z tych zeznań wynika iż Derek z początku nie przyznawał się do żadnego przestępstwa. Nie przyznawał się do tego, że podrabiał obrazy, dla złodziei. Nie przyznawał się do niczego.

Czytam dalej i po chwili dostaje lekkiego szoku, gdy widzę umorzenie sprawy z powodu braku dowodów. Ale przecież to nie ma sensu. Derek jest skazany.

Nie myśląc długo przewracam kartkę, a mój wzrok spoczął na dużym czarnym napisie "wznowienie postępowania". Zagłębiam się w tekst, a moje brwi praktycznie schodzą się ze sobą, gdy czytam iż świadek przyznał się do wcześniej zarzucanych mu oskarżeń.

Zastygłem, wpatrując się w to jedno zdanie, a po moich plecach przeszły zimne dreszcze. Nie mogę w to uwierzyć. Derek przyznał się... mógłby być oczyszczony... mógłby żyć normalnie, bez jakichkolwiek skaz na nazwisku. Czemu ten cymbał przyznał się do wszystkiego? Przecież to absurdalne!

Zacisnąłem szczękę, a z moich ust wydobyło się warknięcie. Muszę się z nim spotkać.

*******

Wydałem prawie całe kieszonkowego na taksówkę, więc jeśli ten prawy kryminalista nie otworzy mi drzwi, to przysięgam, że sam je wyważe.

Poraz czwarty, w tej minucie, unoszę swoją dłoń i z całej siły uderzam w drzwi. Prawdopodobnie zaraz zlecą się tu sąsiedzi, jednak mało mnie to obchodzi. Za drzwiami w końcu słyszę jakieś odgłosy więc postanowiłem odsunąć się o krok. Kluczyk w zamku przekręcił się, a już po chwili drzwi zaczęły się otwierać. Uniosłem głowę, a mój wzrok spoczął na zaspanej twarzy Derek'a, który przecierał ją dłonią. Mężczyzna był ubrany w szare brudne dresy, a na torsie miał, no cóż, nic.

Och, jak mi przykro. Czyżbym go obudził?

Szatyn przjrzał mi się, a po chwili jakby całkowicie się rozbudził. Jego plecy wyprostowały się, a na twarzy zagościł lekki szok. Ja natomiast przegryzłem wnętrze policzka, aby opanować swoje emocje i nie wydrzeć się na niego na korytarzu.

- Stil..

Derek nie dokończył, ponieważ bez zaproszenia ruszyłem przed siebie i mijając go pokierowałem się w stronę salonu.

- Tak, oczywiście, wejdź.- krzyknął za mną.

Mężczyzna zamknął drzwi, po czym ociężale ruszył za mną. W międzyczasie rozejrzałem się po pogrążonym w ciemności salonie. Jedynym źródłem światła, była żarówka zawieszona nad blatem kuchennym, jednak i ona nie spełniała swojego zadania. Moja twarz wykrzywiła się lekko po zobaczeniu stos białych plastikowych pudełek po żarciu i kolekcji puszek obok kanapy. Tym też się zajmę.

Pan Derek wszedł do salonu i po wykonaniu trzech mozolnych kroków stanął naprzeciwko mnie.

- Dzieciaku, wydaje mi się, że już zakończyliśmy ten temat.- zaczął wkładając dłonie do kieszeni dresów.- Nie jestem tobą zainteresowany.

Wiem. Wiem, że nie jesteś.

- A ty czasem nie ma za dużego ego?- od pyskowałem przechylając głowę w bok.

Derek wydawał się trochę zmieszany i zaskoczony moją odpowiedzią, dlatego momentalnie wyprostował swoje plecy. Zwilżyłem delikatnie dolną wargę, po czym włożyłem dłonie do skórzanej kurtki, która de facto nie należała do mnie.

- A więc, co tu robisz?- zapytał zrezygnowany.

- Czemu przyznałeś się do winy? Przecież umorzyli sprawę.- rzuciłem prosto z mostu.

Derek wyprostował się jeszcze bardziej, a na jego twarzy zagościło zaskoczenie. Wiedziałem na co się pisze idę tu, dlatego jego reakcja mnie nie zdziwiła. Nie zdziwiło mnie też to, że już po chwili ta mina zniknęła, a na jej miejscu zagościło wkurzenie.

- Skąd wiesz.- warknął, marszcząc wrogo brwi, jednak to mnie nie przeraziło.

- To nie ma teraz znaczenia.- rzuciłem na co szatyn parsknął gorzkim śmiechem.

Obrócił głowę w bok, po czym kręcąc głową zagryzł dolną wargę.

- Oczywiście, że ma!- krzyknął spoglądając na moją osobę.- Akta spraw są ściśle tajne, a zwykły nastolatek nie ma prawa mieć do nich dostępu.

Powinienem odpuścić, jednak nie potrafię. Mam co do tej sprawy przeczucie.

- Czemu się przyznałeś?- kontynuowałem.- Mogłeś wieść spokojne życie, a teraz...

- A teraz jestem skazany na namolnego nastolatka.- przerwał mi.

Nijak zareagowałem na te słowa. Wiem, jak ludzie mnie postrzegają. Jestem nic niewartym głupim nastolatkiem, który miesza się w nie swoje sprawy.

- Proszę, wyjdź.

Niestety prawda jest też taka, że jestem bardzo uparty.

Wyprostowałem się unosząc pewnie głowę, po czym z beznamiętną miną spojrzałem prosto w jego oczy.

- Gdy byliśmy sami w klasie kazałeś mi zinterpretować obraz.- rzuciłem, na co w dezorientacji zmarszczył brwi.- Powiedziałem, że nie ważne, jak bardzo zbliżymy się do drugiego człowieka, nigdy nie poznamy go w stu procentach.- wykonałem krok, aby zbliżyć się do niego.- Widziałem twoją reakcje. Może i jestem głupi, ale nie ślepy.

- Przestań!

- To ma związek z tą osobą? Z tą dla której namalowałeś obraz? Wiem, że nie uczestniczyłeś w kradzieży.

- Wyjdź.- warknął, a mój kącik ust uniósł się w cwany sposób.

- Nie przyznawałeś się, a później musiało się coś wydarzyć. Coś przez co zmieniłeś swoje zdanie.- ciągnąłem nie dając się zastraszyć.

- Stiles.- próbuje wtrącić, jednak ja tylko podnoszę ton głosu, aby się przebić.

- To dlatego nie chcesz zaufać innym? Tego chcesz? Chcesz na zawsze ukrywać się przed wszystkimi? Myślisz, że jak pozostaniesz sam, to będziesz szczęśliwy?

I wtedy coś w nim pękło.

Derek uniósł dłonie na wysokość głowy, jednak po chwili szybko machnął nimi w dół. Był wkurzony, a zarazem zmęczony moim drążeniem.

- Chcesz znać prawdę? Proszę bardzo!- krzyknął głośniej ode mnie, a ja spoważniałem - Tak, nie brałem udziału w kradzieży. Obraz namalowałem dla swojego przyjaciela, z którym znam się od dziecka. Nie wiedziałem po co mu on, ale nie pytałem. Chciał dokładną replikę więc to zrobiłem, postarałem się i mu go dokładnie odwzorowałem z najmniejszymi szczegółami.- mężczyzna uciął, po czym odwrócił wzrok.

Ja natomiast z tą samą miną patrzyłem na jego profil. Obserwowałem to jak jego mimika zmienia się z sekundy na sekundę. Z początku był wkurzony, jednak po chwili zmieniło się to, a na jego twarzy zagościł czysty ból. Zacząłem się nawet zastanawiać czy nie przesadziłem. Skoro to jego przeszłość i wywołuje u niego takie emocje, to czy mam prawo, wymagać od niego wyjaśnień? Ale przecież nie miałem pojęcia, że to się tak skończy.

Po paru chwilach Derek, westchnął w bardzo łagodny sposób, a na jego twarzy zagościła skrucha. Chyba się poddał.

- Zbliżały się jego urodziny więc pomyślałem, że będzie to fajny prezent.- kontynuował, już spokojniej. Nie, nie spokojniej. W jego głosie wyczułem żal i niemoc, a to powoli zaczęło rozrywać moje serce.- Mówił, że moje prace są dla niego inspiracją. Od zawsze we mnie wierzył, nie to co moi rodzice, którzy tylko krytykowali moje prace. Chciałem się mu odwdzięczyć za te wszystkie lata.- uciął, po czym powoli obrócił głowę w moją stronę, jednak nie spojrzał na mnie.- To on dał mi wiarę i odwagę, aby iść na studia właśnie o tym kierunku. Przez ten cały czas był przy mnie. Skąd miałem wiedzieć, że użyje obrazu do tych celów.

Pomiędzy nami nastała cisza, w której to patrzyłem na jego posępną minę. Gołym okiem widać, że to co powiedział jest prawdą...albo najzwyczajniej w świecie jestem na tyle zakochanych, aby nie dostrzec prawdy.

Derek westchnął ciężko, po czym zrezygnowany ruszył w stronę szafek. Obserwowałem go, gdy tyłem oparł się o szafki i z niemocy spuścił wzrok. Dłonie skrzyżował na piersi, a ja z anielską cierpliwością czekałem, aż zacznie kontynuować.

- Nim media zdążyły wypuścić informacje o nieudanej kradzieży, policja już była u moich drzwi.- kontynuował.- Zabrali mnie na komisariat i tam przesłuchiwali. Pytali czy to ja namalowałem ten obraz, ale ja byłem tak zdezorientowany, że wszystkiego się wyparłem.- przerwał, po czym zaciskając szczękę uniósł głowę, a jego jabłko adama uwydatniło się.- Przetrzymywali mnie w areszcie. Miałem wtedy czas do namysłu, ale nawet wtedy, ta czerwona lampka nie zapaliła się nad moją głową. Tak, to był mój obraz. Tak wiedziałem, że to ten sam, który podarowałem przyjacielowi.- mężczyzna urwał i zaśmiał się gorzko.

Żałuję, że zmusiłem go do gadania.

- Ale wiesz co było w tym najgłupsze? Ja nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że to wszystko jego sprawka. James zawsze miał dziwnych przyjaciół, których nie trawiłem. Próbowałem sobie wmówić, że to ich sprawka, że on by tego nie zrobił.

Westchnął, po czym przetarł zmęczoną twarz dłońmi. Przepraszam Derek...naprawdę przepraszam. Chciałbym mu to powiedzieć, jednak nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Dla mnie to oczywiste, kto jest sprawcą, jednak czy mam prawo to mówić? Gdyby Liam coś zrobił, też bym w to nie wierzył i wymyślał inne scenariusze.

Zabawne. Jeszcze parę godzin temu, jako pierwszy zapytałem Liama, czy to czasem nie on zepchnął Bretta ze schodów.

- Wypuścili mnie, a ja pierwsze co zrobiłem to pojechałem do jego kumpli.- kontynuował.- przyznali się, ale też śmiali mi się w twarz. Okazało się, że ten cały plan bym jego pomysłem. To James wpadł na to, aby wykorzystać moje zdolności.

Derek zamilkł zagryzając dolną wargę. Powrót do przeszłości, szczególnie tej, która wywołuje u nas negatywne emocje, musi być dla niego bardzo męczące. Jednak ja jestem mało delikatny i zamiast pomyśleć, ja zadałem następne pytanie.

- Dlaczego postanowiłeś się przyznać?- ugryzłem się w język dopiero po wypowiedzeniu zdania.

Derek parsknął cicho, a na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Nie był to wesoły uśmiech.

- Bo byłem głupi i chciałem mu pomóc. Moje przyznanie się do winy złagodziło jego karę.- wyznał, po czym pokręcił głową.- Teraz nawet nie wiem, jak mam się z tym czuć i co o tym myśleć.

Ja też. Też nie wiem, co mam o tym myśleć, jednak jedno wiem na pewno. Przede mną nie stoi zły człowiek z kryminalną przeszłością, a bardzo oddany przyjaciel o wielkim sercu. Derek był w stanie poświęcić swoją przyszłość dla dobra swojego przyjaciela. Nie interesowała go opinia innych.

- Musisz coś z tym zrobić.- zacząłem niekontrolowanie, a moje nogi ruszyły w jego stronę. Stanąłem metr przed Derekiem, jednak i to nie zmusiło go do spojrzenia na mnie.- Przecież nie możesz tak żyć, Derek. On cię wykorzystał i na dodatek był świadomy tego co robi. Niech sam płaci za swoje grzechy.

- Nie rozumiesz.- parsknął gorzkim śmiechem.

- Tak, masz rację.- rzuciłem pewnie, przez co momentalnie uniósł swój wzrok i w końcu spojrzał w moje oczy.- Ale z nas dwóch, to nie ja patrzę przez pryzmat przeszłości. Mam trzeźwiejsze myślenie, jeśli chodzi o tą sprawę.

Derek nie drgnął. Moje słowa go nie ruszały.

- Chce ci pomóc.- dodałem już ciszej.

Spuściłem swój wzrok, po czym zmusiłem się do tego, aby powiedzieć coś co od zawsze chciałem powiedzieć.

- Nigdy nie brałem cię za złego człowieka. Zawsze miałem podejrzenia, że nie jesteś winny i że jakimś dziwnym trafem zostałeś w to wszystko władowany. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, a teraz to potwierdziłeś. Od pierwszych zajęć to wiedziałem i nawet ta plotka o twojej przeszłości czy ostre rysy twarzy nie przekonały mnie do zmienienia zdania.- urwałem po czym uniosłem głowę i spojrzałem na mężczyznę.

Nasz wzrok skrzyżował się, a gdy Derek zobaczył moje szkliste oczy jeszcze bardziej spoważniał.

- Może tego nie wiesz, ale dzięki tobie poczułem się chciany. Mój ojciec też krytykuje to, że lubię malować, przez co wiele razy chciałem z tego zrezygnować. Byłem przez niego poniżany i wiele razy używał stwierdzenia, że to co robię jest zabawą dla kobiet. Przez jego słowa zacząłem mieć problem z odżywianiem, a po czasie problemy ze snem.- uśmiechnąłem się blado, a po moim policzku spłynęła łza.- Później zjawiłeś się ty i pokazałeś, że to co robię ma sens. Więc teraz nie miej mi tego za złe, że chce walczyć o osobę, która mnie uratowała.

Derek rozchylił lekko usta, a jego wzrok błądził po mojej twarzy. To co powiedziałem o moim ojcu jest prawdą. On nie jest dobrym człowiekiem, choć wiele osób bierze go sobie za wzór do naśladowania. Przed wszystkimi pokazuje jaki to jest prawy i uczciwy, a za zamkniętymi drzwiami naszego domu urządza nam piekło. Nasza matka nie odeszła do kochanka, jej się udało uciec.

Ktoś by mógł teraz pomyśleć, że postąpiła, źle zostawiając nas, jednak ta sprawa też jest bardziej skomplikowana. Owszem, chciała nas zabrać ze sobą, jednak ojciec dzięki kontaktom uzyskał prawa do sprawowania nad nami opieki.

Ale to niedługo się zmieni. Niedługo skończymy szkołę i wynosimy się stąd. Już mamy wszystko zaplanowane. W dzień zakończenia szkoły pakujemy się i jedziemy do matki, a później szukamy mieszkania i wybieramy się na studia.

Pociągnąłem nosem, po czym przetarłem mokry policzek. Derek dalej nie odpowiadał co mnie ani trochę nie dziwiło. W końcu obaj otworzyliśmy się przed sobą. Powiedzieliśmy coś co nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego.

Po paru chwilach Derek odbił się od blatu i nabierając powietrza w płuca stanął bliżej mnie. Przełknąłem ślinę, po czym opanowałem swoje nerwy, aby przez przypadek nie wzdrygnął się.

- Zamiast bawić się w detektywa, powinieneś zająć się sobą, bo to co robi twój ojciec, to znęcanie się nad dzieckiem.- Derek uniósł dłoń i palcem wskazał na wyjście.- Jeśli zaraz tego nie zrobisz, to sam tam pójdę i złoże na niego donos i uwierz mi, zrobię to z ogromną przyjemnością.

- Nie zapomnij złożyć sprostowania do swoich zeznań.- rzuciłem bez namysłu.

Derek parsknął prześmiewczo, po czym z niemocy opuścił dłoń.

- Stiles to nie jest zabawne.

- Tak, masz rację.- przerwałem mu.- Więc proszę cię idź na komisariat i powiedz mi, że jesteś niewinny.

- To nie jest takie proste.- warknął zirytowany.- Myślisz, że mi uwierzą?! Odpowiedź brzmi nie, nie uwierz, także daj sobie z tym, w końcu spokój i zajmij się tym, czym powinieneś?

I ja parsknąłem śmiechem, po czym zakładając dłonie na biodrach odwróciłem od niego wzroku. Moja noga zaczęła wybijać nierówny rytm, a oddech stał się głębszy.

Co wiem? Derek jest uparty i nie chce nic zrobić ze swoją obecną sytuacją. Czy moje próby uniewinnienia go coś by pomogły? Prawdopodobnie ojciec by mnie zabił, za grzebanie w papierach. No i za to, że spoufalam się z "kryminalistą"

Boże chroń, aby nie dowiedział się o moim zauroczeniu do Derek'a.

Przegryzłem dolną wargę, po czym spojrzałem przed siebie. Mężczyzna był blisko, dlatego chcąc nie chcąc musiałem unieść głowę, aby spojrzeć w jego oczy. Cóż, wolałbym patrzeć na w prost, jednak teraz jestem za bardzo wkurzony, aby podziwiać jego półnagie ciało.

- Pójdziesz na komisariat?- zapytałem poważnym tonem.

- Nie.- rzucił od razu.- złożysz donos na ojca?

- Nie.

- W takim razie ja to zrobię.

- Powiem mu, że jesteś jego potencjalnym zięciem.- zagroziłem.

Derek zamilkł, odchylając głowę w tył, a jego mięśnie spięły się. O dziwo jego reakcja wywołała u mnie satysfakcję czego nie próbowałem ukryć. Uniosłem prawy kącik ust i brew w bardzo zwycięski sposób. Prawda jest taka, że nigdy nie zrobił bym czegoś, przez co Derek miałby kłopoty. Ale musiałem to zrobić, musiałem go jakoś zatrzymać. 

Patrzyliśmy sobie w oczy, a z każdą kolejną sekundą czułem jak napięcie rośnie. Wiedziałem, że jeśli dalej tak pójdzie, to jedno z nas wybuchnie i rozniesie tą całą kamienicę w drobny mak. On nie chciał iść na komisariat, aby sprostować zeznania, a ja nie chciałem ruszać zaschniętego strupa. Byliśmy uparci, jednak w tym też było drugie dno, które dopiero teraz zauważyłem.

Oboje nie martwiliśmy się o siebie. Ja chciałem za wszelką cenę pomóc jemu, a ten w swój dziwny sposób, zaczął martwić się mną. Ale czy mam prawo tak myśleć? Może tylko wmawiam to sobie, bo chce, aby było to prawdą.

W końcu po paru chwilach Derek nie wytrzymał. Mężczyzna warknął, po czym błyskawicznie minął mnie i ruszył w stronę kanapy. Pokręciłem głową, a już po chwili i ja obróciłem się, aby dowiedzieć się co robi. Derek, jak gdyby nigdy nic usiadł na narożniku i z widoczną wściekłością włączył telewizor, który po chwili swoim zimnym światłem rozjaśnił pomieszczenia.

- Co robisz?- zapytałem.

- Chcę się odmóżdżyć.- odparł na co przewróciłem oczami.

Nie wiem jakim cudem tak szybko opanował swoje buzującą emocja, jednak mi się to nie udało. Momentalnie ruszyłem z miejsca, po czym stanąłem przed nim, aby zasłonić mu telewizor.

- Oglądam.- wskazał ręką na ekran.

- Oglądniesz sobie tą reklamę kremu na grzybice później.- warknąłem wkurzony.

Mężczyzna westchnął ciężko, po czym uniósł na mnie wzrok. Skapitulował. Niestety ja jestem nieugięty i to mi nie wystarcza.

- Nie po to wydawałem prawie całe kieszonkę na taksówkę, abyś teraz siedział tu bezczynnie.

- Oddam ci kasę.

- Nie chcę twojej kasy!- krzyknąłem wyrzucając dłoń w górę.- Chcę rezultatu!

Derek znów parsknął, po czym pokręcił zrezygnowany głową.

- Okey, pójdę na komisariat.- powiedział, po czym na chwilę uniósł dłonie w obronnym geście.- Ale tylko po to, aby zgłosić twojego ojca.

- Nie rozdrapuj mi ran!

- Och, ja nie mogę, ale jeśli ty to robisz, to już jest okey?- zapytał pochylając się w moją stronę.- Gdzie tu sprawiedliwość?

Wciągnąłem powietrze w płuca, po czym odruchowo otworzyłem usta, aby wykonać kontratak. Niestety nie zrobiłem tego, ponieważ dopiero teraz zrozumiałem powagę sytuacji. Zamknąłem usta odwracając wzrok, a moje dłonie założyłem na piersi.

Jesteśmy uparci, jednak co ważne, nie jesteśmy samolubami.

Zabrałem większy wdech, po czym bez skrępowania usiadłem obok niego na narożniku. Zjechałem w dół na oparciu, a moje oczy samoistnie zamknęły się. Byłem już lekko zmęczony tą dyskusją, jednak nie oznaczało to tego, że się poddałem. Może Derek potrzebuje czasu, aby zrozumieć, że jeszcze nie wszystko stracone.

Nie mam pojęcia, jak ważny był dla niego ten mężczyzna, jednak jedno wiem na pewno. Status przyjaciela stracił w momencie, gdy w jego głowie pojawił się ten durny plan wykorzystania Derek'a.

Chciałem posiedzieć chwilę w ciszy i oczyścić trochę umysł, jednak nagle usłyszałem jakiś szelest. Nim zdążyłem otworzyć oczy na moim brzuchu wylądowało coś średniej wielkości, dlatego momentalnie ułożyłem na tym dłoń. Szybko rozpoznałem ten przedmiot.

Otworzyłem oczy, po czym chwyciłem oburącz pada i spojrzałem na Derek'a, który celował pilotem w konsole. Niestety miał już na sobie czarną bluzkę.

- Co to się stało, że chcesz ze mną zagrać?- zapytałem, a mój kącik ust uniósł się lekko.

Nie był to wesoły uśmiech, jednak w środku właśnie tak się czułem.

- A jakie jest prawdopodobieństwo, że wyjdziesz z tego mieszkania, gdy cię o to poproszę?- zapytał, a gdy celowo nie odpowiadałem dodał.- No właśnie.

Podniosłem się na dłoniach, po czym dla lepszego komfortu ściągnąłem kurtkę. Dopiero teraz poczułem lekki dyskomfort, gdy uświadomiłem sobie, że przez ten cały czas miałem na sobie jego ciuch. To musiało dziwnie wyglądać, gdy krzyczałem na niego z za dużą o parę rozmiarów kurtką.

- Kiedy ją odzyskam?- zapytał nie odrywając wzroku od telewizora.

Poprawiłem swój czerwony t-shirt, po czym opierając się plecami o oparcie spojrzałem na Derek'a.

- Po sprostowaniu zeznań.

- Niech ci służy.

I w taki oto sposób, jego kurtka stała się moją kurtką.

- Może się o coś założymy?- zapytałem patrząc na pada

Moje pytanie zaskoczyło Derek'a, dlatego momentalnie spojrzał w moją stronę. Nasz wzrok skrzyżował się, a ja chcąc nie chcąc uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Lubię patrzeć na jego zaniepokojoną minę.

- Nie podoba mi się ten pomysł.- rzucił, po czym uniósł brew.- Co stracę jeśli przegram?

Dokładnie przyjrzałem się jego twarzy, po czym obróciłem się na kanapie w jego stronę. Twarz mężczyzny jak zawsze pokrywa gęsty zarost, jednak tym razem, wydaje się on być w większym nieładzie. Może to dziwnie zabrzmi, ale lubię go takiego. Jest niechlujny, a zarazem oszołamiający.

- Hmmm.- rzuciłem unosząc wzrok, jakbym się zastanawiał.- Jak mam być szczery, to nie zastanowiłem się nad tym, bo rzuciłem to tak o. No ale jeśli już jesteś chętny...

- Nie jestem

- ...to mogę coś na szybko wymyśleć.

Derek uniósł brwi jeszcze bardziej, a jego mina mówiła "ty tak poważnie?". Mimowolnie uśmiechnąłem sie na ten gest, bo drażnienia jego sprawiało mi radość. Nie chcę go wkurzyć, tylko lekko podnieść ciśnienie.

Pochyliłem się w przód, a moje brwi podskoczyły teatralnie w sugestywny sposób.

Derek westchnął po chwili, po czym opadł na oparcie narożnika i spojrzał na ekran.

- Podziwiam twoją pewność siebie. Skąd u ciebie tyle odwagi?- zapytał ruszając gałką pada.

- A ty byś nie próbował podbić do osoby, która cię kręci?- zapytałem bez skrępowania, na co ten spojrzał na mnie bez ruszania głowy.- No co?! Jesteś mega gorący!

Mężczyzna próbował na to nie reagować, jednak i tak zobaczyłem to, jak jego mięśnie spinają się. Nic przede mną się nie ukryje.

- Ale to było płytkie.- rzucił po chwili ciszy.

- Ale nie przez to zawróciłeś mi w głowie...znaczy przez to też.

- Nie rozumiem. To czym niby?- zapytał takim tonem, jakby nie wierzył, że ma coś w sobie, co byłoby pozytywną cechą charakteru.

Przewróciłem na to oczami, po czym i ja opadłem na oparcie narożnika.

- No wiesz, rozkochanie mnie w sobie zajęło ci jedno zdanie.- wzruszyłem od niechcenia ramionami.

Od razu poczułem jego wzrok na sobie, jednak teraz nie potrafiłem na niego spojrzeć. Ja też mam chwilę gdzie czuję się skrępowany....i właśnie ta chwila nadeszła.

- Na pierwszych zajęciach powiedziałeś "Chce, abyście przelali na te płótna swoje emocje z którymi sobie nie radzicie, to kółko jest naszą terapią".- uśmiechnąłem się na to wspomnienie, po czym spojrzałem w dół na swoje dłonie.

Co prawda wtedy nie rozumiałem moich uczuć, jednak wiedziałem, że są one wyjątkowe. Wyjątkowe jak osoba, która obok mnie siedzi.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, a atmosfera zgęstniała. Nie przeszkadzała mi to, choć powinno.

Chyba powinienem obrócić to w żart.

Wymusiłem uśmiech, po czym szybko zerknąłem na Derek'a. Nadal miał na sobie tą swoją Derekową minę, jednak nie przeszkadzało mi to.

- I w ten właśnie sposób spowodowałeś, że głupi nastolatek wpadł na pomysł, aby cię w sobie rozkochać.

Derek przez chwilę nie reagował. Dopiero gdy sens moich słów trafił do niego, zmarszczył wrogo brwi i uniósł lekko brodę.

- Skończ już z tym.- warknął wkurzony.

Tak. Ma rację.

- Oj już dobrze.- wyrzuciłem rękę w górę, aby znów przerodzić to w żart.- Przecież wiem, że nic do mnie nie czujesz, bo jestem tylko głupim nastolatkiem.

Znów spojrzałem w jego oczy. W tym momencie wyglądałem na bardzo zluzowanego, jednak w środku rozrywało mnie na małe kawałki.

Teraz po Derek'u spodziewałem się każdej reakcji. Spodziewałem się, że wywróci oczami, albo że westchnie znudzony, jednak nie tego, że zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

- Co?- zapytał czym i mnie wprowadził w lekkie ogłupienie.- Mi chodziło o to, abyś nie mówił, że jesteś głupi.

Zabrałem większy wdech, a moje oczy rozszerzyły się lekko. Nie miałem pojęcia jak na to odpowiedzieć, dlatego przez chwilę wpatrywałem się w jego oczy, jakbym szukał w nich odpowiedzi.

- Ale ja jestem głup...

- Przestań.- przerwał mi.- Przecież nie jesteś głupi. W ogóle, co to za pomysł aby tak myśleć?

Tata mi tak mówi.

- Tak jakoś.- rzuciłem lekko speszony.

Derek westchnął głośno, po czym rzucając pada na stół obróciłem się w moją stronę. Mężczyzna pochylił się w moją stronę, a ja pierwszy raz poczułem jak moje policzki pieką.

- Stiles.- zaczął łagodnym tonem.- Też wchodzę do pokoju nauczycielskiego i słyszę o czym rozmawiają. Nauczyciele uważają, że uczniowie tacy jak ty, są dla nich nadzieją na przyszłość.

- Może chodziło im o mojego brata.

- A czy twój brat ma na imię Stiles?- zapytał unosząc brwi.

Momentalnie załączyłem usta w wąską linię, po czym nie wiedząc jak się zachować spojrzałem w bok.

- Poza tym.- kontynuował sięgając po pada i wracając do poprzedniej pozycji.- Dziś pokazałeś, że jesteś bardziej ogarnięty niż te wyuczone mordy na komisariacie. Oni uważają, że po prostu nie wytrzymałem presji i postanowiłem się przyznać.

Spomiędzy moich ust wydobył się lekki śmiech, którego nie potrafiłem powstrzymać. Moje usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, a w klatce piersiowej poczułem przyjemne ciepło. Już dawno nie słyszałem tak miłych słów, a fakt iż mówi to osoba, którą kocham napawa mnie dodatkową dumą.

Właśnie. Ja go kocham...a on za kogo mnie ma?

- Derek.- zacząłem po chwili ciszy.

- Wyczuwam mało komfortowe pytanie.

Parsknąłem na to, po czym spojrzałem. Na jego profil. Muszę zadać mu jedno pytanie.

- Między nami coś jest?- zapytałem prosto z mostu.

Mina szatyna nie zmieniła się. Mężczyzna przesuwał dżojstikiem pada z anielskim spokojem, by po chwili nabrać powietrza w płuca i głośno westchnąć.

- Jak narazie jesteś moim uczniem.

I przysięgam. Jeszcze nigdy po moim ciele nie rozeszły się takie dreszcze jak teraz. Umiem czytać między wierszami, a to co powiedział było zielonym światłem dla naszej głębszej relacji.

- Gramy?- zapytał potrząsając padem.

Kiwnąłem mu głową, po czym energicznie poprawiłem się na materacu.

- Jeśli wygram kończysz ze śmieciowym żarciem.- rzuciłem od razu.

Mężczyzna zaśmiał się cicho, po czym tracił mnie lekko ramieniem. Moja twarz znów zapiekła, a uśmiech jaki uformował się na moich ustach spowodował lekki ból.

Nie znam tego faceta, który wykorzystał dobroć Derek'a, jednak jedno wiem na pewno. Ten mężczyzna jest niebywałym idiotą. Miał przy sobie najcenniejszy skarb, a postanowił go zniszczyć.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Następny rozdział też będzie w podobnym układzie co ten. Najpierw wstawię perspektywe Thomasa, a później kogoś innego.

Natomiast w 33 rozdziale będzie coś ciekawego, ale to niespodzianka.

Sorry za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro