32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

6,5 tyś. słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

Usiadłem na ławce, po czym zmęczony oparłem się o ścianę. Chciałbym rzucić teraz tekstem, że moje marne życie dobiega końca, jednak tak nie będzie. O dziwo moje ciało przyzwyczaiło się do treningów i jedyne co teraz czuję to lekkie zmęczenie. Tak swoją drogą, postanowiłem też rzucić palenie, aby nie łapać zadyszki.

I tak raz na jakiś czas popalam.

- Co tam młody.- powiedział Mike stając przede mną.

Otworzyłem oczy i nie odrywając głowy od ściany zerknąłem na szatyna. Chłopak był pełen energii i gdybym nie widział go w akcji pomyślał bym, że za chwilę zaczyna trening, a nie go kończy.

Uniosłem kącik ust widząc jak przeskakuje z nogi na nogę, po czym zadałem pytanie, które zaczęło mnie nurtować.

- Theo zgodził się iść z tobą na randkę, że tak skaczesz?- zapytałem z rozbawieniem.

- Chciałbym.- odparł wywracając oczami.- Ale teraz nie o mnie. Jestem tu, aby dać ci propozycje nie do odrzucenia.

Oderwałem głowę od ściany i posłałem mu pytające spojrzenie. Chłopak w tym samym momencie usiadł obok mnie i opierając łokcie o kolana spojrzał na moją osobę.

- Tak, chętnie się z tobą prześpię.- rzuciłem żartobliwie, na co ten parsknął śmiechem.- O co chodzi?

- W sobotę organizuję imprezę. Wpadniesz?

- Czyli możliwość okiełznania mojego szalejącego testosteronu nadal wchodzi w grę?- zażartowałem, co znów spotkało się ze śmiechem szatyna.- W następnym tygodniu zaczynają się zawody. Nie powinniście odpuścić imprezy?

- Nikt nie powiedział, że musimy pić.- wzruszył ramionami, na co ja kiwnąłem głową przyznając mu racie.- To jak będzie?

- Brzmi kusząco, ale jeszcze muszę się zastanowić.- odparłem.

- Nie ma sprawy.- poklepał mnie po plecach, po czym wstał energicznie, jakby siedzenie na jednym miejscu, było dla niego karą, a nie nagrodą za ciężki trening.- Wyślę ci mój adres jakbyś się zdecydował, a teraz przepraszam, ale idę podrywać sam wiesz kogo.

Parsknąłem na to śmiechem, a Mike ruszył w stronę Theo. Jak mam być szczery, to nie wiem czy chcę iść na imprezę. Ten tydzień zaczął się dość chaotycznie, bo nie dość, że straciliśmy jednego z głównych zawodników, to na dodatek Dylan postanowił wyjść z szafy. No, tak właściwie to tylko przede mną zrobił coming out.

We wtorek unikał mnie jak ognia i to było w pewnym stopniu zrozumiałe. W środę rzucił tylko niezgrabne "hej" przy szafce, a dziś zmusił się do podejścia, gdy stałem ze Stilesem, Liamem i Theo na przerwie, by przypomnieć mi o dzisiejszym wyborze nowego zawodnika. Z perspektywy tamtej trójki wyglądało to zupełnie inaczej. W końcu oni myślą, że głównym powodem naszych "cichych dni" jest jego incydent z Brettem.

Tak swoją drogą, wcale nie musiał mi przypominać o wyborze nowego zawodnika z dwóch powodów. Po pierwsze, nie widzę się w tej roli. Po drugie Theo cały czas nawija o tym, że nie chce aby to Alex został nowym zawodnikiem.

Ale wracając, nie mam Dylan'owi tego za złe, że się nie odzywa, a nawet jestem mu delikatnie wdzięczny. Nadal nie mogę tego przetrawić, a fakt iż najprzystojniejszy (według mnie) chłopak w szkole okazał się gejem, wywołuje u mnie dziwną ekscytujące.

Nie mogę tak myśleć, jednak mój umysł działa bez mojej ingerencji. Tak wiem, brzmi to irracjonalnie, jednak trzeba mi to wybaczyć, w końcu o późnych porach dzieją się dziwne rzeczy.

Nie powinienem się do tego przyznawać, ale już wcześniej moje myśli schodziły na dziwne tory. Próbowałem do nich nie wracać, jednak im mocniej próbowałem zapomnieć tym częściej one wracały.

No ale to nie moja wina, że Dylan zalicza się do atrakcyjnych chłopaków.

Chyba się odwodniłem.

Westchnąłem ciężko, po czym sięgając po butelkę przeniosłem swój wzrok na trenera, który rozmawiał właśnie z Dylanem. Dziś jest dzień wybrania nowego zawodnika, jednak nie czuje stresu. Słyszałem rozmowę Alexa i Michaela i z tego co zrozumiałem ten pierwszy chce dostać się do głównego składu. Jako, że zrobili mi i Madison takie świństwo powinienem zrobić mu na złość i specjalnie zacząć się starać, jednak ostatecznie odpuściłem. Tak, moja kondycja, jest już lepsza niż wcześniej ale jak już mówiłem, nie wydaje mi się, abym pasował do głównego składu.

Upiłem łyk wody, po czym opuszczając butelkę przyjrzałem się Dylan'owi. Chłopak z dłońmi na biodrach słuchał co mówi do niego trener. Wyglądał na zrelaksowanego i tak samo jak Mike nie było po nim widać, że jest zmęczony treningiem. No może trochę, ale tylko dlatego, że na jego lekko opalonym ciele znajdowały się kropelki potu.

Trener skończył mówić, a Dylan kiwnął mu głową i obrócił się w naszą stronę. Nie wiem jakim cudem Dylan'owi udało się tak szybko wyłapać moje spojrzenie, ale gdy tylko na mnie spojrzał poczułem lekki dreszcz. Byliśmy daleko, jednak przez ostatnią sytuację czuję się jakby był blisko. To jakiś absurd!

Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko, a ten to zauważył. Skąd wiem? Bo już po chwili i na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Poczułem przyjemne ciepło, jednak tak szybko jak ono nadeszło, tak szybko opuściło moje ciało.

- Główny skład!- krzyknął trener.- Może iść się już przebierać! Reszta, ustawić się!

Tak jak kazał trener Dylan, Mike, Theo i Luke powędrowali do przebieralni, a mnie ogarnęło dziwnie smutne uczucie. Mozolnie wstałem z ławki i zabierając swoją butelkę ruszyłem w jego kierunku. Wszyscy ustawiliśmy się w pół okręgu, a na hali zapanowała cisza.

- Razem z Dylanem podjęliśmy decyzję o wyborze kolejnego zawodnika.- zaczął prostując plecy.

Mimowolnie przejechałem dłońmi po twarzy, po czym zacząłem rozglądać się po hali. Nie robię tego, bo jestem źle wychowany, ja najzwyczajniej w świecie wiem, że to ogłoszenie nie dotyczy mnie i nie ma sensu się tym przejmować.

- Obserwowaliśmy was i wasze starania. Widzieliśmy, kto się stara, a kto chce tylko sobie pograć, dlatego z czystym sumieniem mogę ogłosić, że

Ziewnąłem na tyle głośno, że moje bębenki uszne zatkały się. W kącikach oczu poczułem lekkie szczypanie, dlatego pomrugałem parę razy, aby odgonić łzy. Nienawidzę, gdy tak się dzieje. Przyłożyłem zgięty palec do skrawka ucha, po czym potrząsnąłem nią, aby odzyskać słuch. Chyba mi się udało, jednak o dziwo na hali nadal panowała cisza.

Odkręciłem wodę, po czym zaciekawiony znów spojrzałem na trenera. Chciałem już upić łyk wody, jednak zamarłem z butelką przy ustach, gdy tylko zauważyłem, że co poniektórzy na mnie patrzy. Chyba mają mnie za źle wychowanego.

- Zgadzasz się ze mną Thomas?- zapytał trener.

Poczułem się głupio, dlatego też opuściłem butelkę i powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy.

- Jest Pan niezawodnym trenerem. Ufam pana decyzjom.- odparłem przekonująco.

Trener kiwnął głową, a jego kącik ust drgnął lekko w górę. Czy on się uśmiecha? Oh, czy ten tydzień może być jeszcze bardziej zaskakujący?

- Cieszy mnie twoja odpowiedź.- wyznał, po czym klasnął w dłonie i energicznie zetknął na resztę.- A teraz do domów. W następnym tygodniu przyjeżdża do nas Enterprise High School i wy też macie być w szczytowej formie.

Wszyscy zaczęli się rozchodzić, a paru chłopaków, z ogromnym uśmiechem na ustach, poklepało mnie po plecach. I ja chciałem ruszyć z nimi do przebieralni, jednak w tym samym momencie usłyszałem jak trener mnie nawołuje.

- Pozwól na moment.

Zmarszczyłem brwi, jednak bez chwili namysłu ruszyłem w jego stronę. Stanąłem przed mężczyzna i zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy nagle z kieszeni spodni wyciągnął miarę krawiecką.

- Po co panu ona?- zapytałem nie ukrywając zdziwienia.

Mężczyzna nie odpowiedział, a zamiast tego przystąpił do działania. Nim zdążyłem zaprotestować ten zmierzył obwód mojej talii, klatki piersiowej i bioder. Stałem tam jak wryty i z szeroko otwartymi oczami patrzyłem jak robi dodatkowe pomiary i zapisuje coś w notesie.

- Krawcowa powinna uwinąć się z tym do niedzieli. To moja znajoma, także nie martw się na zapas, będziesz miła w czym biegać po boisku.

Przepraszam?

Mężczyzna zamknął zeszyt, po czym spojrzał na mnie i ułożył swoją wielką dłoń na moim spiętym ramieniu.

- Cieszy mnie fakt, iż nie słuchałeś i nie miałeś możliwości zaprotestowania. Wierzę, że będziesz jednym z lepszych zawodników.- oznajmił, a gdy poklepał mnie po ramieniu minął mnie i ruszył do kantorka.

Stałem tam jak wryty nie ogarniając, co tu się właśnie wydarzyło. Dopiero po chwili wszystko do mnie dotarło, jednak gdy obróciłem się, aby powiedzieć, że rezygnuje, trenera już tam nie było.

Czy ja coś przegapiłem?

Och, tak Thomasie... dużo rzeczy.

Zamknij się.

- Świetnie!- warknąłem sam do siebie.

Zacisnąłem dłoń na włosach, a co poniektórzy uczniowie, którzy byli jeszcze na hali spojrzeli na mnie jak na wariata.

Kurwa! Jestem w drużynie...

Wstrząśnięty tą informacją ruszyłem w stronę wyjścia, po czym pokierowałem się do przebieralni. Wchodząc do niej minęło mnie dwóch chłopaków, którzy po klepali mnie przelotnie po ramieniu i życzyli powodzenia. Usiadłem na ławce i ignorując natarczywe spojrzenie Alexa i Michaela zająłem się przebieraniem.

Dobra. Fakt iż do piekłem tej dwójce, z nadwyżką rekomensuje mój wcześniejszy szok jaki zgotował mi trener i Dylan.

Właśnie. Jeśli się pospieszne jeszcze go złapie i zdążę porozmawiać.

Niecałą minutę później wybiegłem z szatni i ruszyłem w stronę parkingu. Przez trzy metry skakałem na jednej nodze, aby wcisnąć sznurówke do buta, jednak i to mnie nie spowolniło. Jeśli dobrze pamiętam, Dylan czeka jeszcze za Stilesem, aż ten skończy zajęcia z kółka malarskiego.

I nie myślałem się, czekał tam oparty o drzwi kierowcy. Ubrany w krótkie czarne spodenki i tego samego koloru bluzę z kapturem. Było już chłodno, jednak na nim nie robiło to wrażenia. Trening zrobił swoje.

- Dylan!- krzyknąłem unosząc dłoń w górę, jakby to miało jakoś pomóc w zobaczeniu mnie.

Chłopak energicznie obrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Może to dziwnie zabrzmi, ale przez chwilę pomyślałem, że nie chce mnie widzieć. Czemu? Ponieważ szybko spuścił wzrok i odbijając się od auta.

- Coś się stało?- zapytał, gdy stanąłem przed nim.

Zabrałem większy wdech, aby opanować swój oddech, po czym poprawiłem plecak na ramieniu.

- Tak Dyl, stało się, a ty dobrze wiesz o co mi chodzi.- rzuciłem. Mój oddech nadal był nierówny, jednak nie przejmowałem się tym.

- Jeśli chodzi o wybór nowego zawodnika, to uważam, że jest właściwy.- odparł unosząc dłonie.

- O tym też chciałem porozmawiać, ale to później.- wyznałem poważnie na co ten posłał mi pytające spojrzenie - Czemu mnie unikasz?

Dylan momentalnie zacisnął usta w wąską linię, po czym spojrzał gdzieś w bok. Wiem, że to dla niego trudne, jednak ja nie dam za wygraną.

- Dobrze wiesz.- spojrzał na mnie.- I proszę nie każ mi tego tłumaczyć.

- Dylan.- uniosłem lekko głos, po czym bez skrępowania pochyliłem się w jego stronę.- Nie możesz robić tak cały czas. To nie zdrowe.

- Nie rozumiesz.

Momentalnie parsknąłem na to śmiechem, a moja głowa obróciła się w bok. Wyprostowałem się, po czym z powagą spojrzałem w jego piwne oczy.

- Wyobraź sobie, że rozumiem cię bardziej niż ktokolwiek inny. Jestem taki sam jak ty.

- Tu chodzi o coś innego.

Och świetnie! Teraz będziemy bawić się w zgadywanki.

- To powiedz mi.- rozłożyłem dłonie.- Potrzebujemy zdrowej rozmowy, a nie unikania się, a co gorsza udawania, że nic się nie wydarzyło. To głupie.

- Słuchaj, teraz naprawdę nie mam czasu. Jutro piszemy sprawdzian i chciałbym się pouczyć.

- Już dawno miałeś być nauczony.- powiedziałem niczym prawdziwy rodzic.

Wiedziałem, że podniosłem mu ciśnienie, jednak moja głupota nie zważała na to.

- Dyl, to naprawdę nie jest zabawne. Chce z tobą porozmawiać, a ty cały czas mnie unikasz!- wyrzuciłem dłonie w góra.- Myślałem, że jesteśmy

Zamarłem. Właśnie, czym jesteśmy? Znajomymi? Kumplami z drużyny? Przyjaciółmi? Wrogami, którzy lubią swoje towarzystwo?

- Myślałeś, że czym jesteśmy?- rzucił, a jego brwi zmarszczyły się wrogo.

Ta rozmowa zmierza w złym kierunku.

- Myślałem, że możemy na sobie polegać.- odparłem.

Naprawdę nie wiem co mi strzeliło do głowy, aby to powiedzieć. Najwyraźniej to czułem. Niestety Dylan też nie kontrolował tego co mówi. Jestem ciekawy czy serio chciał to powiedzieć.

- Nie jesteśmy na takim etapie, aby ufać sobie nawzajem.

Znów zamarłem, a moje oczy rozszerzyły się lekko. Dylan nie chciał tego powiedzieć, prawda?

Chłopak wzdrygnął się...to chyba coś znaczyło, prawda?

Otworzyłem usta, aby wykonać kontratak, a w tym samym momencie usłyszałem śmiech dochodzący z głównego wejścia do szkoły.

Zerknąłem w tamtą stronę, a moim oczom ukazał się Stiles i Pan Darek, którzy o czym rozmawiali. Obaj przystanęli na stopniu i nie zważając na wychodzących uczniów chaotycznie o czymś rozmawiali. Wyglądali na rozbawionych...wyglądali jak dobrzy znajomi. Jak bracie, choć w ich przypadku byłoby to zakazane.

Czy bliźniacy dzielą szczęście? Czy gdy jednemu układa się w życiu, drugiemu musi się coś psuć?

- Słuchaj ja...- ciągnął Dylan. Od razu wyczułem skruchę w jego głosie.

- Nic nie mów.- zabrałem większy wdech, po czym odrywając wzrok od pary przeniosłem go na Dylana.- Rozumiem. Musisz po prostu ułożyć sobie to wszystko w głowie, bo może się to źle skończyć.

Nie odpowiedział. Zamiast tego złączył usta w wąską linię i kiwnął głową. Poprawiłem plecak na ramieniu i bez słowa ruszyłem do swojego auta.

Co czułem? Niewiarygodny ból w klatce piersiowej i piekące oczy.

Świetnie!

***

Perspektywa Theo:

- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać?- rzuciłem poraz kolejny.- Na tak złamaną rękę jeszcze nikt nie umarł. Liam, za bardzo się tym przejmujesz.

- Mogę się założyć, że w internecie znalazł bym parę takich przypadków.- odparł przejęty, na co przewróciłem oczami.

- Ta...i nie zdziwił bym się, jakbyś nagle znalazł jakąś stronę, gdzie jakiś trol napisał dla żartu, że od tego można dostać raka odbytu.

- To nie jest zabawne Theo!- krzyknął na co niekontrolowanie parsknąłem śmiechem.- A poza tym! Kto normalny miałby pisać takie rzeczy?

- Yyy, ja?- rzuciłem odchylając głowę w tył.- Raz dziewczyna napisała w mediach, czy od siadania chłopakowi na kolanach zajdzie w ciążę. No to ja jej odpisałem, że to jedna z głównych przyczyn.

Pomiędzy nami zapadła cisza, a mój kącik ust powędrował w górę.

- Theo...ja mówiłem "kto normalny"....

- I wszystko się zgadza.- wzruszyłem ramionami.

- Theo. Jesteś okropny. Ta biedna dziewczyna pewnie zestresowała się i płakała sama w pokoju.

- Nie mój problem.- ponownie wzruszyłem ramionami choć tego nie widział. Powoli wcisnąłem sprzęgło i hamulce, po czym zaparkowałem na żwirowym podjeździe.- Dobra, ja muszę kończyć.

- Dobra. Idę dalej tworzyć coś na konkurs.- odparł, a ja w tym samym momencie wyciągnąłem telefon z uchwytu.

- Ile już masz?- zapytałem zaciekawiony.

Gdy ostatnio u niego byłem miał....no cóż, nic.

W słuchawce nastała cisza, a ja już wiedziałem co to oznacza. Westchnąłem ciężko, po czym przejechałem dłonią po twarzy.

- Powodzenia.- rzuciłem zrezygnowany, bo już naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć.

- I tobie też.- rzucił, po czym pospiesznie rozłączył się.

Tak... też mi się to przyda.

Zablokowałem telefon, po czym chwyciłem swój plecak i opuściłem auto. Pierwsze co poczułem to chłód... niewiarygodny chłód, który powoli zaczął drażnić moje policzka. Nie wiem, czy jest coś na ziemi, co nie wkurzało by mnie tak bardzo, jak cholerny chłód. Nienawidzę zimna.

Zamknąłem auto, po czym ruszyłem żwirową ścieżką w stronę.... właśnie. Jak to kurwa nazwać? Dom, to za mało. Posiadłość? Nie raczej nie pasuje. Willa? Nie, przesadziłem.

Jak do jasnej anielki nazwać ogromny dom, który wygląda jak dwa białe bloki, które zostały na siebie nierówno ułożone?

Ale czy naprawdę powinienem się teraz tym przejmować? Teraz mam inne zmartwienie na głowie niż głupie nazewnictwo brył.

Wbiegłem po trzech marmurowych schodkach, po czym stanąłem przed ogromnymi drzwiami. Teraz nie przesadzam. Każda z dwóch czarnych płyt miała może z trzy lub cztery metry. Wcisnąłem dzwonek, po czym poprawiłem plecak na ramieniu.

Czy na pewno dobrze wyglądam? W tych zwykłych dżinsach i obcisłym szarym swetrze? Prawdopodobnie nie.

Zamek w drzwiach zaczął się przekręcać, a już po chwili drzwi otworzyły się ukazując, jedynego i niewiarygodnie wkurzającego pomiota diabła.

Miał na sobie bordowy sweter z wycięciem V na szyi. Jego rękawy były podwinięte, przez co wyglądał bardzo swobodnie. Na nogach miał jasne dżinsy i zapewne każda z tych dwóch rzeczy nie była tania. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Nie. On we wszystkim wygląda gorąco.

Chłopak gdy tylko mnie zobaczył uniósł dłoń i oparł przedramię o futrynę drzwi. Na jego ustach zagościł ten cwany uśmiech, na co moja brew drgnęła. Wyglądał na pewnego siebie, jednak z tego co zaobserwowałem wcale tak nie jest.

Bo on dużo mówi, a mało robi.

- Theo.- mruknął głębokim tonem.

- Mike.

Chłopak zjechał mnie wzrokiem, przez co po moim ciele rozeszły się dreszcze. Mike gestem ręki zaprosił mnie do środka, a ja bez chwili namysłu skorzystałem z zaproszenia. Od razu ściągnąłem buty, po czym obróciłem się i spojrzałem na szatyna, który właśnie zamknął drzwi.

Znów zjechał mnie wzrokiem, po czym robiąc kilka powolnych kroków stanął przede mną. Jego spojrzenie elektryzowało, jednak nie dałem tego po sobie poznać.

- Wiedziałem, że zgodzisz się na moją propozycję.- powiedział swoim uwodzicielskim tonem.

Chłopak bez skrępowania uniósł dłoń i ściągnął plecak z mojego ramienia. Pozwoliłem mu na to, bo najzwyczajniej w świecie było mi to na rękę. Ściągnąłem swoją skórzaną kurtkę, a gdy odwiesiłem ją na wieszak, znów spojrzałem na szatyna. W tym momencie czułem jego wzrok na sobie. Jego spojrzenie było tak intensywne, że w pewnym momencie miałem wrażenia jakby mnie dotykał.

Proszę, pocałuj mnie.

- Jesteś moją ostatnią deską ratunku.- odparłem.

- Masz wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy?- zapytał, na co kiwnąłem głową

- Mam nadzieję, że będziesz dobrym korepetytorem.

Mike zaśmiał się lekko ukazując tym samym szereg białych zębów, po czym minął mnie i ruszył w głąb domu. Opuściliśmy wiatrołap, po czym weszliśmy do przestronnego salonu.... jeśli to pomieszczenie w ogóle można nazwać salonem.

Byłem tu nie raz na imprezie, jednak teraz gdy salon nie jest wypełniony ludźmi wydaje się większy. Sufity są wysokie na sześć metrów, ściana po drugiej stronie to tak naprawdę wielkie okna, przez które widać część, ładnie urządzonego ogrodu. Na środku stoją dwie duże eleganckie sofy, a zaraz obok nich kominek wbudowany w czarną ścianę. Reszta ścian jest biała i pewnie już nie raz były malowane. Skąd wiem? Co imprezę, ktoś coś rozleje.

Weszliśmy w głąb pomieszczenia, poczym usiedliśmy na sofie. Ostatnie promienie słońca oświetlały ogród, a ja poczułem delikatne ukłucie w klatce piersiowej. Nie jestem, aż tak nieczuły. Potrafię docenić przyrodę.

- Idę zrobić sobie kawę. Chcesz coś?- zapytał

Uniosłem swój wzrok, po czym spojrzałem na szatyna, który teraz okrążył sofę i opierając się o oparcie pochylił się w moją stronę. Z początku pomyślałem, że nie będę się narzucać, jednak po chwili poczułem lekki chłód na moim ciele.

- Herbatę.- odparłem

Mike kiwnął głową, po czym wyprostował się i ruszył w stronę kuchni, która oddzielona była jedynie wyspą kuchenną. To pomieszczenie jest naprawdę ogromne.

- Otwórz już książki na temacie, który nie rozumiesz!- krzyknął z drugiego końca pomieszczenia.

Wyciągnąłem podręcznik z torby, po czym wyszukałem odpowiedniej strony. Poprawiłem się wygodnie na sofie, po czym chcąc nie chcąc spojrzałem na Mike'a. Stał do mnie tyłem, więc mogłem sobie na to pozwolić.

Nawet z takiej odległości mogłem obserwować, to jak jego mięśnie na plecach poruszają się przy każdym ruchu. Wyglądał zniewalająco nawet podczas głupiego zalewania kawy, a pomarańczowe promienie słońca dodawały wprowadzały mnie w zachwyt.

Czy wstydzę się swoich myśli? Już dawno przestało mnie to przerażać.

Spuścił swój wzrok, gdy Mike obrócił się w moją stronę, po czym zacząłem czytać swoje notatki na pojedynczych kartkach. Jego krok stawał się wyraźniejszy i aby nie dać się przyłapać na obserwowaniu go uniosłem swoje spojrzenie dopiero wtedy, gdy wyciągnął kubek w moją stronę.

- Dzięki.- rzuciłem zabierając kubek.

- Bez cukru. Pamiętam jak raz na wycieczce wspominałeś, że nie lubisz słodzonej herbaty.- powiedział odkładając swój kubek na stolik, by po chwili energicznie obrócić głowę w moją stronę.- Chyba, że coś się zmieniło.

Uśmiechnąłem się w duchu na tą reakcję, po czym lekko pokręciłem głową.

- Nie, nic się nie zmieniło.- uspokoiłem.

Mike kiwnął głową, po czym przejął ode mnie otwarty podręcznik. Cudem powstrzymałem się od wzdrygnięcia, gdy ten przypadkowo zahaczył palcem o moje kolano. Było to niezamierzone z jego strony, a jego ciche "przepraszam" tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.

Spojrzałem na szatyna, po czym dokładnie przyjrzałem się jego postawie. Miał zarzuconą nogę na nogę, w taki sposób, że kostkę prawej stopy ułożona była na kolanie drugiej. Wzrokiem badał podręcznik, który podtrzymywał swoją dużą dłonią. W drugiej ręce natomiast miał łyżeczkę, którą co chwilę uderzał w usta.

Czy to już obsesja? To, że zaczynam być zazdrosny o głupi kawałek metalu?

- Wojna amerykańsko meksykańska.- pokręcił głową, po czym za cmokał niczym rozczarowany rodzic.- I ty nazywasz się kalifornijczykiem?- spojrzał na mnie.

Wzruszyłem od niechcenia ramionami, po czym spojrzałem na podręcznik.

- A tu czasem nie chodziło o prowincje Teksas i o to, że stali się dwudziestym ósmym stanem?

- Owszem, ale w tej wojnie Stany zdobyły naszą piękną Kalifornię.- odparł kiwając głową z uznaniem, po czym bez najmniejszego skrępowania przysunął się w moją stronę.- Zacznijmy od początku. W 1836 roku meksykańska prowincja Teksas zbuntowała się rządowi i stała się niezależną republiką Teksasu.

Mike poprawił się na sofie, po czym wskazał na jeden z obrazków. Przysunąłem się w jego stronę i szybko przeczytałem dopisek pod zdjęciem "oblężenie w Veracrus".

- Gdybyś czegoś nie ogarniał, to mi powiedz.- odezwał się nagle.

Momentalnie spojrzałem w górę, a mój wzrok spoczął na jego oczach. Zazwyczaj wypełnione są one cwaniactwem, bądź rozbawieniem. Teraz tak nie jest. Mike jest opanowany i bardzo elegancki. Czuję się jakbym siedział obok CEO, a nie nastolatka, który jest w podobnym wieku co ja.

Odchrzaknąłem odsuwając się lekko, po czym przeniosłem swój wzrok na podręcznik.

- Spoko.- odparłem.

- Dobra.- kontynuował poprawiając nogę.- Dziewięć lat później, czyli w 1845 kongres Stanów Zjednoczonych, po wielu prośbach mieszkańców Teksasu, zgodził się przyłączyć ten teren i stworzyć z niego swój dwudziesty ósmy stan.- Mike przerwał, po czym spojrzał na mnie.- oczywiście nie spodobało to się Meksykowi.

Kiwnąłem głową, na co Mike znów spojrzał w podręcznik. Chłopak zaczął tłumaczyć materiał, a ja powoli zacząłem wgłębiać się w temat. W temat i w zachwyt tym facetem.

*******

Jak mam być szczery, to nie spodziewałem się, że Mike może być aż tak dobrym nauczycielem. Gdy dziś przed treningiem zaproponował mi pomoc, wątpiłem w to, że coś z tego wyniknie. Przypuszczałem bardziej, że jego propozycja zakończy się na rzucaniu głupich podrywów, od których zaczął przejawiać mi się syndrom sztokholmski.

Dzięki Bogu myliłem się. Och, jak ja się myliłem. Mike tłumaczy lepiej niż nauczyciel, a dzięki swojemu niskiemu tonowi słuchanie go staje się przyjemne.

Oderwałem wzrok od notatek, po czym przeniosłem go na Mike, który sprawdzał właśnie mój mini test. Wyglądał jak profesor, który jest w trakcie sprawdzania egzaminów swoich uczniów. Brakuje mu tylko okularów i tego, aby lekko zsunęły mu się z nosa. Od początku nauki, nie rzucił w moim kierunku ani jednego żartu za co jestem mu ogromnie wdzięczny, bo w końcu mogłem się odprężyć i skupić na nauce.

- No.- zaczął po chwili. Mike obrócił się w moją stronę, po czym obrócił długopis i pstryknął nim.- Z przyswajaniem wiedzy idzie ci całkiem nieźle.- uniósł głowę i zadowolony spojrzał w moje oczy.- A teraz możesz mi to ładnie podsumować.

- A więc.- zacząłem bez chwili namysłu.- Gdyby Meksyk nie zachował się jak toksyczny partner i nie próbował na siłę zatrzymać Teksasu, nie straciłby ponad miliona kilometrów kwadratowych terenu.

- Jakie tereny stracił?

- Kalifornie, Teksas, Nowy Meksyk, Arizone, Nevade, Utah, Wyoming i Kolorado.

- A co mógł zyskać?

- Trzydzieści milionów dolarów za sam Teksas, a zamiast tego dostał tylko piętnaście milionów oraz anulowanie długów.

Mike kiwnął mi głową z uznaniem, po czym wrócił do notatek. Ja natomiast zająłem się tym co robiłem przez ostatnią godzinę. Po prostu napawałem się jego widokiem i tym jak pociągający może być, gdy jest tak opanowany. Cholera, brakuje mu garnituru.

Nie mam pojęcia jak bardzo intensywnie się na niego gapiłem, jednak tym razem zdecydowanie przesadziłem. Mike musiał to wyczuć, bo już po chwili oderwał wzrok od notatek i przeniósł go na mnie. Chłopak zmarszczył brwi i z lekką niepewnością uniósł kącik ust. Powinienem teraz odwrócić spojrzenie, jednak nie byłem wstanie. Byłem zbyt wstrząśnięty tym, że mnie nakrył.

- Co?- zapytał nie ukrywając zdziwienia.

- Co, co?

- Nic, po prostu czuję się dziwnie, gdy tak na mnie patrzysz.

Czas w to brnąć.

- Tak? Czyli jak?

- No wiesz, tak bez obrzydzenia.- wzruszył ramionami.

Momentalnie uniosłem brew, po czym powiedziałem na głos swoje myśli. Powinienem ugryźć się w język, jednak było już za późno.

- Nigdy nie patrzyłem na ciebie z obrzydzeniem.

I może to zdanie nie było jakieś niesamowite i od którego zapiera dech w piersiach, jednak mój szczery ton z jakim wypowiedziałem to zdanie sprawił, że Mike zamurowało. Chłopak wyprostował się, a na jego ustach uformował się szczery i lekko zaskoczony uśmiech.

- Ooo.- zaczął przeciągle i z nie udawanym zdumieniem.- Uznam to za komplement.

- Nie zapomnij zapisać tego w swoim pamiętniku.- dogryzłem. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił.

Mike parsknął krótkiej śmiechem, po czym bez skrępowania przysunął się w moją stronę. Dzieliło nas może pół metra, jednak dla mnie to za mały dystans. Czuję zapach jego perfum, co źle oddziaływuje na moja wyobraźnię. Jego zapach był ostry, a zarazem przyjemny dla nosa. Pachniał lasem, imbirem, bergamutą, cynamonem, może też goździkami, bądź cedrem. To nie ważne. Nie będę się wgłębiać w zapach tych drogich perfum, bo teraz moją głowę zaczęło zaprzątać jedno pytanie.

Nie powinienem go o to pytać, jednak zrobiłem to. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Może to zmęczenie, a może zwykła ciekawość. Cóż, mogę o tym po rozmyślać później, bo jest już za późno, by cofnąć słowa.

- Czemu tak w ogóle się mną zainteresowałeś.

W pierwszej chwili myślałem, że Mike nie usłyszał, bo dalej zapisywał coś na klatce. Dopiero po chwili sens moich słów trafił do niego, a ten zareagował trochę chaotycznie.

Mike energicznie uniósł głowę, po czym z lekkim zdziwieniem spojrzał na moją osobę. Poczułem się z tym dziwnie, jednak wiedziałem, że już nic z tym nie zrobię. Nie mogłem powiedzieć "Nie ważne". Przecież to Mike, on mi nie odpuścić.

- Nie będę tego ukrywać, ale nie na takie pytania się szykowałem.- powiedział powoli.

- To znaczy, że nie znasz odpowiedzi, bo tylko robisz sobie ze mnie jaja?- rzuciłem unosząc brew.

To nie miał być atak, ale niestety tak to właśnie zabrzmiało. Na szczęście Mike nie dał się spłoszyć. Szybko przywołał na tworzy uśmiech, po czym poprawiał się i przysunął jeszcze bliżej.

- Ależ skąd. Znam odpowiedź, po prostu mnie zaskoczyłeś.- wzruszył ramionami.

- A więc?

I po co ja się pytam? Przecież to nie brzmi dobrze.

- Cóż, jak mam być szczery, to na samym początku mnie irytowałeś.- wyznał szczerze, na co niekontrolowanie uniosłem brew.- Miałem cię za buca i ignoranta, choć tak naprawdę nie miałem do tego podstaw.

Nie żeby coś, ale często to słyszę.

- Więc kiedy to się zmieniło?- byłem ciekawy.

- Nie wiesz?- zapytał zdziwiony

- Nie...

Mike patrzył na mnie z zaciekawieniem, by po chwili zrobić minę, jakby coś sobie przypomniał bądź uświadomił. Nie miałem pojęcia co chodzi mu po głowie i która z tych reakcji była mocniejsza, jednak jedno wiem na pewno.

- No tak, mogłem się tego spodziewać, że nie pamiętasz naszej rozmowy.

Ten facet wie więcej niż powinien.

- Teraz to już nic nie rozumiem.

Na twarzy Mike'a momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego. Chłopak poprawił się na sofie, po czym kładąc łokieć na oparciu, oparł głowę na zgiętej dłoni.

- Na twoim pierwszym roku odbyła się u mnie impreza halloween, na którą przyszedłeś razem z Liamem.- zaczął z tym samym zadowolonym uśmiechem.

Czy pamiętam coś z tej imprezy? Nie za wiele, jednak ze zwykłej obserwacji mogę stwierdzić, że to właśnie po tej imprezie Mike zaczął się do mnie przystawiać. Nie żeby wcześniej nie rzucał dziwnych tekstów, jednak to właśnie po tej imprezie uczepił się mnie.

- Wtedy miałem inne plany i chciałem zająć się czym innym, jednak ty mi w tym przeszkodziłeś. Upiłeś się do tego stopnia, że nie kontaktowałeś i razem z blondynem musieliśmy się tobą zająć. Siedziałeś na zimnych kafelkach w łazience i co chwilę tylko coś mamrotałeś. Twój przyjaciel chciał zabrać cię do domu, jednak ty za każdym, gdy chciał cię podnieść odzyskiwałeś siły i mówiłeś, że nigdzie nie idziesz.

Mike machnął ręką i wywrócił oczami. W tym momencie nie przejmowałem się jego reakcją na to wspomnienie. W tym momencie przejmowałem się pytaniem, które nagle powstało w mojej głowie. Boje się nawet o tym myśleć. Bo tak, byłem pijany, ale skoro potrafiłem odpowiadać, to czy na pewno miałem w sobie na tyle samokontroli, aby nie powiedzieć za dużo?

- Po godzinnej walce z tobą, poprosiłem Liama aby odszukał Luke'a i przyniósł wodę i sól. Wydawało nam się to najlepszym wyjściem.

Skrzywiłem się lekko, jednak tylko dlatego, iż nie pamiętam, aby to się wydarzyło.

- I wtedy zostaliśmy sami, a ty zacząłeś gadać od rzeczy.- kontynuował, a moje serce podskoczyło do gardła.- Z początku planowałem cię nie słuchać i poczekać aż Liam wróci, jednak ty nagle zacząłeś szlochać. Praktycznie nie słyszalnie i bez łez.

Zagryzłem nerwowo wargę, a Mike spuścił wzrok.

- Powiedziałem coś głupiego?- zapytałem niepewnie.

- Nie, ale powiedziałeś coś, przez co zobaczyłem w tobie drugiego siebie.- uśmiechnął się, po czym uniósł wzrok i spojrzał głęboko w moje oczy.- Gdy zapytałem cię jak się czujesz odparłeś, że to lepsze niż nieodwzajemniona miłość. Tak, wiem. To lekko cnotliwe, ale wtedy to mną ruszyło.

Zamarłem, gdy na jego ustach uformował się ten cwany uśmiech. Po opanowanym i profesjonalnym korepetytorze nie zostało ani śladu.

Mam złe przeczucie.

- To przez to się mną zainteresowałeś?- zapytałem chcąc skończyć temat.

Niestety on brnął w to dalej. On wiedział więcej niż powinien i właśnie teraz chciał spuścić tą bombę.

- Tak.- rzucił nonszalancko, po czym zgrabnie od garnął kosmyki z mojego czoła. Chłopak spojrzał w moje prawe oko, później w lewe, a na końcu na usta.- Ale wiesz...- znów wrócił do moich oczu.- Nie zaczął bym cię podrywać, gdybym nie miał stu procentowej pewności, że jesteś gejem.

Zamarłem. Otworzyłem szeroko oczy, a moja głowa odchyliła się w tył. Mój oddech ugrzęzł w gardle, gdy zobaczyłem zadowolenie na jego twarzy. On wiedział, a najgorsze w tym jest to, że wie, to ode mnie.

- Skąd ta pewność, że nim jestem?- grałem głupka.

Mike zaśmiał się, po czym znów zrobił trójkąt wzrokiem poprzez moje oczy i usta.

- Sam mi powiedziałeś.- mruknął cicho.

- Co niby.

- Że kochasz Liama i że powiedziałeś mu to. On niby myślał, że chodzi ci o miłość czysto braterską.

Przełknąłem ślinę, po czym niekontrolowanie oderwałem od niego wzrok. Chciałem zacząć zaprzeczać i tłumaczyć, że byłem pijany, tylko teraz nasuwa się kolejne pytanie. Czy naprawdę chcę temu zaprzeczać?

Nie.

Zabrałem większy wdech, po czym pewnie spojrzałem na szatyna. Muszę się w końcu przełamać i zacząć działać, bo jak narazie Mike tylko dużo mówi, a mało robi. 

- To naprawdę była miłość czysto braterska.- odparłem.

Bo taka jest prawda. Gdy z czasem zacząłem rozumieć swoją orientację, przez przypadek zacząłem upodabniać do siebie przywiązanie i miłość czysto romantyczną. Ale tak naprawdę to dwie różne rzeczy. Kochać można wszystko. Niektórzy kochają naturę, kochają dźwięk gitary elektrycznej, kochają swoją pracę. A ja kochałem Liama jak przyjaciela.

Już pomińmy fakt, że się razem przespaliśmy.

- Theo.- zaczął z lekką skruchą.- Naprawdę nie musisz się z tym kryć. Dla mnie to zrozumiałe i wiem o tobie od dawna.

Zwilżyłem delikatnie dolną wargę, po czym kiwnąłem mu głową.

- Wiem...to znaczy, teraz wiem. Ale to co powiedziałem było na poważnie. To naprawdę była miłość czysto braterska.- wzruszyłem ramionami.- Na dodatek przez moją niewiedzę oboje płaciliśmy. On ciężarem jaki na niego nałożyłem, a ja ślepotą na inne możliwości.

Wiem było to zawiłe, jednak tylko tak potrafiłem to ująć. Nie jestem tak dobrym nauczycielem jak Mike.

- "Inne możliwości"?- zapytał mrużąc lekko oczy.- Czekaj!- krzyknął, jakby odkrył właśnie tajemnice istnienia.- Czy ty właśnie pomiędzy wierszami przyznałeś się, że jesteś gejem?

Czy on ma wbudowany tłumacz z opcją "przetłumacz z mowy sfrustrowanego geja"?

- O Chryste.- mruknąłem wywracając oczami.

Mike zrozumiał aluzje, a dowodem na to była jego nagła reakcja. Chłopak wyprostował się gwałtownie, a jego usta rozchyliły się z niedowierzaniem. Poczułem satysfakcję, jednak to nie zaspokoiło mnie wystarczająco.

- No no no.- rzucił zadowolony, po czym przysunął się jeszcze bliżej. Nasze kolana otarły się, a ja tylko cudem opanowałem swoje ciało, aby się nie wzdrygnąć.- Otwierasz się przede mną, a to dobry znak. Czyżby moje szanse u ciebie wzrosły?

Mike pochylił się, a mój policzek owiał jego ciepły oddech. Patrzyłem w jego oczy, które przewiercały mnie na wylot, jednak tym razem nie przejmowałem się tym, iż jest tak blisko.

Czemu? Ponieważ Mike dużo mówi, a mało robi.

- Po co ci to wiedzieć? Nawet gdybyś miał jakieś szanse, to i tak byś ich nie wykorzystał.- postanowiłem kontratakować. Przekręciłem głowę w bok, po czym wysunąłem ją lekko w jego stronę.

Mike z wrażenia, aż zaniemówił. Chłopak patrzył na mnie ze zdumieniem, by po chwili oprzytomnieć i przywołać na twarzy swój naturalny uśmieszek.

- Skąd ta pewność, że bym nie wykorzystał.- zaczął swoim nonszalanckim tonem, a jego dłoń wylądowała na moim kolanie.

Tym razem nie zdążyłem opanować swojego ciała. Wzdrygnąłem się lekko, jednak nie oderwałem wzrok od szatyna. Dalej byłem opanowany, tak jakby nic się nie wydarzyło. Rzecz jasna moja reakcja nie umknęła jego uwadze, a dowodem na to, był ten cwany uśmieszek.

Mike pogładził palcami moje kolano, po czym zaczął pochylać się w moją stronę. Czułem jego ciepły oddech na swoich wargach, a zapach perfum dodatkowo drażnił moje hormony. Byliśmy blisko, bardzo blisko, ale Mike mnie nie pocałował. Nie zrobił tego, ponieważ to ja jako pierwszy przysunąłem się i wcisnąłem w jego usta pocałunek.

Zrobiłem to. W końcu zrobiłem to, o czym rozmyślałem każdej nocy przed zaśnięciem. Tak, snułem fantazje o naszym pierwszym pocałunku, jednak nawet w najskrytszych snach nie przypuszczałem, że ta chwila, może być tak cudowna.

Jego wargi są miękkie, cienkie oraz szerokie. Są idealne. Jakby były przystosowane do moich warg. Serce w tym momencie waliło mi jak oszalałe, a dłonie lekko zadrżały, gdy jego ręka zacisnęła się na moim kolanie. Przymknąłem jeszcze bardziej powieki, a Mike jęknął mi w usta.

Przez ułamek sekundy myślałem, że przesadziłem, jednak ta myśl szybko opuściła moją głowę, gdy Mike oddał pocałunek. Ułożyłem dłoń na jego ramieniu, a moje usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, gdy poczułem jak jego mięśnie się spinają.

Czyżbym zagiął największego cwaniaka na świecie? Och! Mam nadzieję, że tak!

- Theo?- mruknął pomiędzy pocałunkami.

Nie zważając na możliwe konsekwencje pogłębiłem pocałunek, a Mike ochoczo rozchylił usta. Wpuściłem go do środka, a nasze języki otarły się o siebie powodując u mnie lekki dreszcz.

Jego salon jest duży i pusty, jednak teraz wypełniają go nasze głośne sapania. Żaden z nas nie chce przestać. Cóż...tak właściwie to wręcz przeciwnie. My chcemy brnąć w to dalej. Chcemy, aby ta chwila nas pochłonęła i nie chciała wypuścić.

Jego dłoń stanowczo i bardzo władczo przesunęła się w górę, a gdy znalazła się na wysokości uda zatrzymała się i agresywnie zacisnęła. Moja ukryta masochistyczna osobowość jęknęła mu zadowolona w usta, po czym oddała się chwili.

Uniosłem swoje dłonie, po czym jednym zwinnym ruchem chwyciłem go za bluzkę i pociągnąłem w swoją stronę. Mike poddał się i pozwolił sobie opaść na moje ciało. Nasze języki wciąż ocierały się o siebie, a nasz głęboki oddech zaczął mieszać się z szelestem kartek pod moim ciałem.

Jestem w niebie. To na pewno jest raj, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że czuje na raz tyle emocji. Chcę więcej, a zarazem chcę rozkoszować się tą chwilą, aby trwała wiecznie.

Mike usadowił się pomiędzy moimi nogami i bez najmniejszego skrępowania naparł na moje ciało. Jego jedna dłoń wylądowała obok mojej głowy natomiast druga na mojej talii. Podciągnąłem bluzkę w górę, aby dotknął mojej skóry, a ten zrobił to z ogromną chęcią.

Jutro będzie tam siniak.

Wykonaliśmy jeszcze parę głębszych pocałunków, a gdy poczułem, że Mike chce się oderwać, zagryzłem zęby na jego dolnej wardze i pociągnąłem lekko.

Uniósł głowę, a ja dokładnie zbadałem jego twarz wzrokiem. Jego policzki były zarumienione, oddech nierówny i głośny. Jego oczy, które lśniły błądziły po mojej twarzy. Wyglądał gorąco, a zarazem niewinnie. Wyglądał tak, jakby właśnie przeżył swój pierwszy pocałunek i nie wiedział co z sobą zrobić.

Gdzie podział się ten arogancki diabeł?

- Zawsze fantazjowałem o tym momencie.- wyszeptał oddychając głęboko.- Jednak nigdy nie sądziłem, że będzie to takie gorące.

Bez pozwolenia znów przywarł do moich ust, a ja ochoczo oddałem pocałunek. Mike chciał więcej, a dowodem na to był jego następny ruch. Chłopak zjechał w dół, po czym bez skrępowania zaczął obdarowywać moją szyję pocałunkami.

- Nie wierzę.- mruknął niewyraźnie.- To jakiś sen.

Ułożyłem jedną dłoń na jego plecach, a drugą na tyle jego głowy. Jego usta dalej zajmowały się moją szyją, jednak nie trwało to długo. Chłopak niczym wampir wysunął swoję zęby i bez najmniejszego skrępowania wgryzł się w moją szyję.

- Mike.- jęknąłem zaciskając dłoń na jego włosach.- Nie rób śladów.

- Proszę.- zacisnął dłoń na moim biodrze, kręcąc przy tym biodrami.

Szybko chwyciłem jego twarz w dłonie, po czym przyciągnąłem go do pocałunku. Nasze usta poruszały się w tym samym rytmie, co było niewiarygodnie satysfakcjonujące. Pasowaliśmy do siebie.

Po paru głębszych pocałunkach Mike oderwał się ode mnie, po czym z głośnym oddechem spojrzał w moje oczy. Czułem jak policzki zaczynają mnie szczypać, co ani trochę nie pomagało.

Nie pomagało też to, że Mike patrzył na mnie z aż przesadnym uwielbieniem. Ale nie przeszkadzało mi to... chciałem aby tak na mnie patrzył.

- A więc.- zaczął niepewnie.- Co teraz.

Co teraz? Nie mam bladego pojęcia. Zawsze tylko fantazjowałem o tej chwili i czekałem na to, aż Mike zacznie działać.

- Jak mam być szczery to nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.- wyznałem.

Mike uśmiechnął się czule, po czym od garnął kosmyki z mojego czoła.

- Zaskoczyłeś mnie. Oczywiście pozytywnie.- rzucił cicho, po czym znów spojrzał w moje oczy.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, a ja zacząłem się zastanawiać czy powinienem czuć się nieswojo. Jak teraz się czułem? Naprawdę nie mam pojęcia jak to określić. Owszem, jestem szczęśliwy i to bardzo, jednak mam wrażenie, że powinienem być teraz wstrząśnięty tą sytuacją.

- Czy my...- kontynuował, spoglądając gdzieś w bok.- No wiesz?

Mike nie był sobą i chyba go złamałem. Jest to dla mnie coś nowego, jednak nie przeraża mnie to. Chcę poznać jego każdą stronę.

- Wypadało by najpierw zaprosić mnie na kawę.- rzuciłem unosząc brodę.

Mike obrócił głowę i zerknął na swój pusty kubek po kawie.

Nie, Mike, nawet nie próbuj.

Znów obrócił głowę, po czym spojrzał na mnie wymownie. W tym momencie jego chwilowy szok zniknął, a na jego miejscu pojawił się ten zadziorny uśmieszek.

- Wydaje mi się, że pierwszą bazę mamy już zaliczoną.

- O chryste.- mruknąłem wywracając oczami.

Jednak i to go nie powstrzymało. Chłopak uśmiechnął się perliście, po czym złożył na moich ustach mokry pocałunek. Oderwał się ode mnie, a ja poczułem dziwną pustkę, bo jak mam być szczery, myślałem, że ten pocałunek potrwa trochę dłużej.

Spojrzałem głęboko w jego oczy, a on pogładził mnie kciukiem po policzku. Nie jestem wróżbitą, jednak wiedziałem, że zaraz zada pytanie, które podświadomie chciał zadać po pierwszym pocałunku.

- Dlaczego?- zapytał błądząc wzrokiem po mojej twarzy.

Odpowiedź była prosta.

- Bo znudziło mi się czekanie na twój pierwszy ruch.- wyznałem szczerze. Mike uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów, po czym zaśmiał się dźwięcznie.

- Chyba byłbym fatalnym rycerzem. Księżniczka sama wydostała się z wieży.- zażartował.

Odchyliłem głowę w tył, a spomiędzy moich ust wydobył się śmiech. Jak mam być szczery, to poczułem się, jakby ktoś zdjął z moich barków ogromny ciężar. To co działo się ze mną przez ostatnie parę miesięcy jest dla mnie czystym szaleństwem. Kryłem się ze swoimi uczuciami, bo chciałem, aby to on wykonał pierwszy ruch.

Prawda jest też taka, że do końca sam nie wiedziałem czy naprawdę tego chcę. Słowa nabrały prawdziwej siły dopiero, gdy powiedziałem Liamowi, że czuję coś do Mike'a.

- Ale tym razem zrobię to jak należy.- zapewnił.

- Wierzę.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Autentycznie, mój humor poprawia się zawsze, gdy wstawiam rozdział.

Sorry za błędy i do następnego❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro