34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2/2

Perspektywa Thomasa:

Idyllwild Arts Academy. Szkoła, która miała rozwinąć moje zdolności malarskie, a zamiast tego nauczyła mnie, że nie warto ufać ludziom.

Ale przecież nie mam się co martwić. Przecież jakie jest prawdopodobieństwo, że zagramy właśnie z nimi i że spotkam tam Lucas'a? No właśnie jest, jest prawdopodobieństwo i to ogromne. Lucas to kapitan drużyny koszykarskiej i wątpię, aby przestał nim być.

Przełknąłem ślinę patrząc prosto w jego oczy, jednak nie bałem się. Dylan nie ma powodów by być na mnie zły mimo iż nasze szkoły miały ze sobą zatargi.

- A kogo me oczy widzą!- usłyszałem głos Michaela.

Momentalnie przywołaliśmy na twarzach odpowiedni wyraz, który mówił "A wy tu czego?", po czym spojrzeliśmy na dwójkę debili. Obaj zmierzali w naszym kierunku z tymi swoimi wkurzającymi uśmieszkami, które nie wróżyły niczego dobrego.

- Dylan, nasz niezawodny kapitan.- powiedział Michael, zatrzymując się obok nas, wraz z Alexem.- I Thomas, nowy członek naszej drużyny i gwiazda dzisiejszego wieczoru.

Uniosłem brew na tą zaczepkę, a swoje dłonie schowałem do kieszeni spodni. Jego ton głosu był jeszcze bardziej wkurzający niż zazwyczaj i z tego co zaobserwowałem wcale nie próbował tego kryć.

- O co ci chodzi?- zapytał Dylan, a po moim ciele rozeszły się dreszcze, gdy usłyszałem jego zimny ton. Już dawno go nie słyszałem.

Michael i Alex momentalnie przenieśli na niego swoje spojrzenie, jednak przez to, że są imbecylami nie zorientowali się, że mogą mieć kłopoty.

- O nic.- wtrącił Alex z tym samym uśmiechem.- Po prostu stwierdzamy fakty. Dużo ostatnio jest zamieszania wokół Thomasa, a ta plotka o jego dzisiejszych zapędach do Madison dodatkowo dolała oliwy do ognia.- powiedział przenosząc na mnie spojrzenie, a ja z niedowierzaniem zmarszczyłem brwi.- Słyszeliśmy, że wasza ostatnia randka miała przyjemny finał.

- To nie randka tylko spotkanie.- odparłem czując na sobie intensywny wzrok Dylana.

Czuję się winny.

Ale to oni byli winni. To oni władowali mnie w to gówno. Gdyby nie stała tu policja już dawno sprowadził bym go do parteru.

- Ach, no może.- rzucił Michael udając że nic nie wie o tej sprawie.- Tak czy inaczej, mieliśmy tylko wyjść zobaczyć co tu się odwala, ale skoro się tu spotkaliśmy to może wrócimy i napijemy się czegoś.- chłopak przeniósł swoje spojrzenie na Dylana, a gestem ręki wskazał na wejście.- Może od razu obgadamy twoją decyzję co do wyboru zawodnika.

- Wątpię, abyśmy mieli co obgadywać.- odparł wzdychając ciężko, na co chłopak spoważniał.- Decyzję podjąłem wraz z trenerem i jest ona właściwa. Masz z tym jakiś problem?

Pomiędzy nimi zapadała cisza, a ja ostatkiem sił zmusiłem się, aby spojrzeć na Dylana. Od razu poczułem spokój, gdy zobaczyłem jego postawę. Był rozluźniony oraz pewny siebie. Zachowywał się tak jak zawsze, dzięki czemu nie bałem się, że zaraz coś odwinie. On był ponad to.

- Nieśmiały bym.- powiedział Michael unosząc dłonie w górę.- To ty jesteś kapitanem i sam wiesz co robisz, tylko że....- uciął i na ułamek sekundy przeniósł na mnie swoje spojrzenie.- To na pewno dobry pomysł, aby paniusia z pędzelkiem biegała po boisku?

Ten pędzelek to ci zaraz mogę w dupę wsadzić.- pomyślałem.

Całe szczęście miałem przy sobie Dylana, który najwidoczniej jest już przyzwyczajony do głupich tekstów tej dwójki.

- Ta paniusia z pędzelkiem ma większe jaja od ciebie i doprowadziła do wygranej z drużyną Mike'a, co nigdy nam się nie udało podczas sparingów.- powiedział dumnym głosem.

Widziałem jak brew Michaela drgnęła. Czułem ogromną satysfakcję, a fakt że Dylan wstawił się za mną dodatkowo mile drażni moje ego.

Tym razem to Alex spojrzał na mnie, a ja nie mogąc się powstrzymać posłałem mu zwycięski uśmiech. Chłopak parsknął pod nosem, po czym zwrócił się do Dylana.

- Popełniasz błąd.- wycedził już groźniej.- Ale czemu się dziwić, ostatnio wszystko robisz na odwrót. Można by nawet stwierdzić, że to sabotaż.

- Lepszy sabotaż niż twoja denna gra.- odparł mu prześmiewczo. Jego głos był spokojny co tylko wkurzyło Alexa.- Każdy w drużynie wie, że gracie tylko dla rozgłosu, nic poza tym. Naprawdę nie wiem, czemu trener dał was na zmienników, dlatego powinniście się cieszyć, że przynajmniej macie to miejsce.

I to wystarczyło, aby go sprowokować. Alex z gniewem wymalowanym na twarzy ruszył na Dylana, a Michael jako ten mądrzejszy zatrzymał go wyciągając rękę pomiędzy nich. Ja, jak to ja, nie byłem bierny dlatego momentalnie stanąłem bliżej Dylana. Jestem świadomy, że szatyn by sobie z nim poradził, jednak to co zrobiłem było instynktowne.

Atmosfera między nami zgęstniała do tego stopnia, że dałoby się ją kroić na kawałki. Jeśli trzeba będzie to ruszę i nie ważne, że nadal stoi tu policja. Nie zawaham się by stanąć w obronie Dylana.

- Ej ej ej, chłopaki!- krzyknął ktoś rozbawionym głosem.

Nikt z naszej czwórki nie poruszył się. Nadal staliśmy wpatrując się w swoje oczy. Ja w Alexa, a Dylan w Michaela. Byliśmy już blisko wybuchu, jednak oni postanowili się poddać, a dowodem na to była reakcja Michaela na zbyt intensywny wzrok Dylana. Szatyn był nieugięty co wcale mnie nie dziwi, w końcu to prawdziwy kapitan.

Michael parsknął pod nosem, po czym spojrzał na Alexa, który od razu oderwał ode mnie wzrok. Wygraliśmy.

- Dobra Alex idziemy, szkoda naszych nerwów.- zwrócił się do swojego kumpla i klepnął go w ramię, dając mu tym samym znak aby ruszył.- Dylana niedawno przyjaciel zostawił, więc teraz szuka współczucia u geja, a na swoich kumplach z drużyny się wyżywa.- zakpił

Widziałem, że te słowa ruszyły Dylana, jednak on nie zamierzał brudzić sobie rąk. Tak, jego brew drgnęła, jednak coś czuję, że po dzisiejszej rozmowie z Brettem ich mały konflikt ucichł.

Alex i Michael odpuścili widząc, że Dylan nie dał się sprowokować. Obaj obrócili się po czym ruszyli w stronę chłopaków, którzy właśnie zbliżali się do furki. Mogli odejść. Mogli w spokoju odejść, a ta cała sprzeczka stała by się tylko pijacką dyskusją. Ale nie! Alex musiał dorzucić swoje trzy grosze.

- Nawet matka go zostawiła.

I wtedy poczułem nagły przypływ adrenaliny. Nie kontrolowałem tego co robię, jednak nawet gdybym miał taką możliwość nie zatrzymał bym się. Alex jako pierwszy usłyszał moje szybkie kroki, jednak gdy obrócił się na reakcję było już za późno. Moja pięść z impetem uderzyła w jego prosty nos, a chłopak od siły uderzenia zatoczył się w tył.

Emocje we mnie buzowały, dlatego też przy akompaniamencie okrzyków innych chłopaków postanowiłem kontynuować. Nie, nie "postanowiłem", ja to robiłem instynktownie. Frajer miał czelność uderzyć w najczulszy punkt Dylana, więc mu tego nie odpuszczę.

Nagle usłyszałem warknięcie Michaela dlatego szybko spojrzałem na niego, a przed oczami przeleciała mi jego pięść. Czemu tylko przeleciała? Ponieważ nim zajął się Dylan, który postanowił sprzedać mu kopniaka w brzuch. Chłopak zgiął się w pół, jednak tylko na moment, bo po chwili przystąpił do kontrataku.

- Ty suko.- warknął Alex.

Oderwałem wzrok od Dylana, który zajął się Michaelem, po czym spojrzałem w stronę Alexa. Chłopak leciał na mnie z pięścią, a ja zrobiłem unik w idealnym momencie. Złapałem go za nadgarstek, po czym pociągnąłem w swoją stronę i puszczając go uderzyłem łokciem w zakrwawioną twarz.

Zaczęliśmy okładać się pięściami, a kątem oka zobaczyłem, że grupka chłopaków zaczęła na nas gwizdać. Dostałem parę razy w twarz i w brzuch, jednak o dziwo nie czułem bólu. Przyjmowałem te uderzenia bez najmniejszej reakcji. Czułem się jak RoboCop, który jest w stanie zniszczyć wszystko, byle by tylko odegrać się za słowa, które zraniły Dylana.

Alex i Michael po paru mocniejszy strzałach odsunęli się w tył, po czym sapiąc głośno spojrzeli na nas z mordem w oczach. Ich twarze były czerwone i spuchnięte, a Michaela musiał nawet podtrzymywać się na ramieniu Alexa, aby nie upaść.

Nie czułem się wyczerpany. Tak właściwie to byłem gotowy by kontynuować natarcie, bo adrenalina wciąż we mnie buzowała. Kątem oka zerknąłem na Dylana, aby upewnić się, że wszystko jest okey, a gdy zobaczyłem jego postawę uspokoiłem się. Był wyprostowany i bardzo pewny siebie i gdyby nie krew na jego łuku brwiowym nikt by nie przypuszczał, że mógł przed chwilą odbyć walkę.

Alex otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak nagle szepnął coś do ucha Michaela. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co nas czeka, więc po prostu stałem tam wpatrując się w pobitą dwójkę.

- Spierdalaj.- klepnął Michaela w ramię. Ten szybko zerknął na coś za naszymi plecami i pośpiesznie uciekł wraz z Alexem.

Nie rozumiałem o co chodzi, aż do momentu. Do momentu, gdzie nagle ktoś powalił mnie na ziemię, a moje ręce zostały wykręcone w tył. Niemalże w tym samym momencie zobaczyłem jak obok mnie pada Dylana i ląduje w tej samej pozycji co i ja. Usłyszałem brzęk, a już po chwili metalowe obrączki ozdobiły moje nadgarstki.

No po prostu zaje biście!

- Pojedziecie z nami.- powiedział jeden z policjantów. Mężczyźni podnieśli nas, po czym zaczęli prowadzić do radiowozu.

Ignorując wrzask innych chłopaków spojrzałem na Dylana, a nasz wzrok skrzyżował się. Patrzyliśmy sobie w oczy, a nasz wyraz twarzy mówił jedno.

"Warto było"

*******

Podczas drogi na komisariat w radiowozie panowała cisza. Policjanci byli już zmęczeni dzisiejszą służbą, a my najzwyczajniej w świecie nie chcieliśmy się odzywać. Co jakiś czas tylko spoglądaliśmy na siebie, aby posłać sobie rozbawione spojrzenie. Tak, rozbawione, bo żaden z nas nie żałuje tego co się stało.

A co teraz? Teraz siedzimy w zatłoczonym komisariacie w poczekalni i czekamy, na swoją kolej. Policjanci, którzy nas tutaj przywieźli byli na tyle mili, że przełożyli nam kajdanki i teraz nie musimy trzymać rąk za plecami. Nadal są skute, jednak tak jest wygodniej.

- Ej Thomas, wiesz co mi się przypomniało.- rzucił nagle Dylan.

Momentalnie wyprostowałem głowę, po czym spojrzałem w prawo na szatyna. On też opierał się potylicą o ścianę, tak jak ja przed chwilą, a jego wzrok błądził gdzieś na suficie.

- Co?

- Przypomniało mi się, że mój tata jest w pracy.

W pierwszej chwili nie zrozumiałem, jednak gdy tylko sens jego słów trafił do mnie, po moim ciele rozeszły się zimne dreszcze, a oczy prawie wystrzeliły z orbit. Znów zrezygnowany oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczy.

- Kurwa....- wyszeptałem.- ....mój też.

Pomiędzy nami zapadła cisza, a ja zacząłem się zastanawiać jak stąd nawiać. Nie zrozumcie mnie źle, nie boje się odpowiedzialności. Boje się mojej matki, która gdy tylko dowie się co zrobiłem zapakuje mnie w auto, wywiezie na obrzeża miasta, da łopatę do ręki i każe wykopać sobie dół.

Przy odrobinie szczęścia wybierze miejsce z miękką ziemią.

Westchnąłem ciężko, a w tym samym momencie po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącego połączeni. Od razu zorientowałem się, że to mój telefon, jednak zamiast odebrać, ja spojrzałem na policjanta, który nas pilnował.

- Mogę?- zapytałem unosząc dłonie i przy akompaniamencie brzęku łańcuchów wskazałem na swoją kieszeń.

Mężczyzna nic nie odpowiedział i jedynie kiwnął głową. Zdziwiony, a zarazem uradowany faktem, że nie miał nic przeciwko przełożyłem swoje dłonie na prawo i z lekkim trudem wyciągnąłem urządzenie z kieszeni spodni. Spojrzałem na wyświetlacz, a kątem oka zobaczyłem jak Dylan przysuwa się w moją stronę.

- Twój brat.- powiedziałem zerkając na niego.- Pewnie się już dowiedział.

- Wątpię. Gdy jest pijany woli zajmować się tańcem.- odparł na co parsknąłem śmiechem i odebrałem połączenie.

- No, co jest.- rzuciłem jako pierwszy.

- Stary!- krzyknął mi do słuchawki, przez co musiałem odstawić telefon. W tle usłyszałem głośną muzykę, co oznaczało, że dalej jest na imprezie.- Chodź na drina!

Momentalnie zerknąłem na szatyna, a gdy nasz wzrok skrzyżował się posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie.

- Chciałbym, ale nie wiem czy moi nowi kumple mnie wypuszczą.- odparłem

- Co!?- krzyknął próbując przebić się przez muzykę.

- Mówię, że...

- Co!? Stary nie słyszę cię! Poczekaj! Wyjdę na zewnątrz!- przerwał mi.

W słuchawce usłyszałem dodatkowo jakieś szmery, a muzyka stopniowo zaczęła cichnąć. Po prostu chwilach usłyszałem tylko jakieś głośne rozmowy, które z czasem również zaczęły zanikać. Stiles prawdopodobnie musiałem oddalić się od tłumu na dworze, bo i oni byli za głośno.

- Stary w ogóle coś mi się przypomniało!- krzyknął mi w słuchawkę.- Słyszałeś już o tej bójce przed domem Mike'a!

Przymknąłem powieki, a w myślach policzyłem do trzech.

- Tak, słyszałem.- odparłem, a obok siebie usłyszałem parsknięcie Dylana.

- Pojebana akcja co nie?! W ogóle, gdy usłyszałem "Thomas'a zgarnęła policja, gdy bił się przed domem Mike'a" to na początku pomyślałem, że mówią o tobie.- zaśmiał się dźwięcznie, a ja z wrażenia pomrugałem parę razy.- Ale później tak sobie pomyślałem i doszedłem do wniosku, że to pewnie o tym Thomasie z trzeciej C. Przecież ty nie byłbyś na tyle głupi, aby bić się przed policją.

Załączyłem usta w wąską linię, po czym z zażenowania pokiwałem głową. Słyszałem to delikatne parsknięcie Dylana dlatego momentalnie spojrzałem na niego i posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie.

- Ej stary, nie słyszę muzyki w słuchawce.- kontynuował.- Gdzie ty tak w ogóle jesteś?

Kolejna fala zażenowania wpłynęła na moje ciało, a miedź nami zapanowała cisza. Czułem tą napiętą atmosfere, dlatego szybko zebrałem się w sobie i odpowiedziałem.

- Na komisariacie.

Momentalnie zagryzłem dolną wargę, gdy szmery w słuchawce ustały. Nawet nie chce sobie wyobrażać tej zaskoczonej i zapewne lekko wkurzonej twarzy Stiles'a.

Chciałem mu powiedzieć, aby się nie martwił i że wszystko jest w porządku, jednak w tym samym momencie drzwi otworzyły się, a policjant obok mnie klepnął mnie w ramię dając mi tym samym znać abym zakończył rozmowę.

- Co!- krzyknął mi Stiles.

- Dobra ja muszę kończyć.

- Ale!

- Później zadzwonię.- przerwałem mu.

Szybko rozłączyłem się, po czym wraz z Dylanem wstaliśmy z krzeseł. Weszliśmy do środka i pod czujnym okiem policjanta przeszliśmy przez środek. Po prawej i lewej stronie ustawione były biurka za którymi siedzieli policjanci, którzy spisują zeznania klientów. Jest tu jakaś płacząca baba która zgubiła torebkę, dres który nic nie wie o napadzie na sklep monopolowy i dwóch meneli, którzy szybciej usnął niż coś powiedzą.

Policjanci przeprowadzili nas przez całą salę i posadzili na krzesłach po lewej stronie. Za biurkiem siedział młody chłopak, który prawdopodobnie kończył spisywać notatkę. Za nim stało dwóch innych policjantów, którzy rozmawiali o aktualnych sprawach i prawdopodobnie nie byli świadomi naszej obecności.

Spojrzałem na Dylana, a on czując to zerknął na mnie. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, gdy zobaczyłem jak wygląda. Na jego wardze znajdowało się lekkie rozcięcie, tak samo na lewym łuku brwiowym. Iii...iii...no tak właściwie, to tylko te dwie rzeczy "zdobią" jego twarz. Może trochę przesadzam.

Nie, nie przesadzam. Dylan ma na swojej twarzy rany, a to nie jest fajne. Mam nadzieję, że Alex i Michael wyglądają gorzej. Szatyn widząc moje zmartwienie, posłał mi pokrzepiający uśmiech, a ja od razu go odwzajemniłem. Nie dałem rady dalej patrzeć na jego rany, dlatego obróciłem głowę i spojrzałem na policjanta.

Chłopak skończył pisać notatkę, po czym zamkną zeszyt i zerkając na nas sięgnął po następny. Dokładnie nam się przyjrzał, a w międzyczasie przewracał następne kartki. Może i jest młody, ale po jego braku reakcji mogę stwierdzić, że widział gorsze rzeczy.

Czy powinno mnie to dziwić? Po tej akcji gdzie kelner przyjął na mimo tego, iż byliśmy cali ukazani błotem, raczej nie powinno mnie to dziwić.

- Imię i nazwisko.- powiedział chwytając za długopis.

- Thomas Brodie-Sangster. - podałem jako pierwszy.

I może na komisariacie były cicho, jednak gdy tylko szatyn przedstawił się, między naszą trójka zapanowała jeszcze większa cisza. Ona wręcz nas dusiła. Długopis w ręku chłopaka nie drgnął, co oznaczało, że zaczął się czegoś domyślać.

Po paru chwilach chłopak odchrzaknąłem i poprawiając się na krześle spojrzał na Dylana.

- Twoja godność.

No to zaczynamy przedstawienie.

- Dylan O’Brien.- odparł, a ja z zażenowania zacisnąłem usta w wąską linię.

Policjant nie wiedząc co zrobić wypuścił długopis z dłoni, a ja dopiero teraz zauważyłem, że nie tylko on na to zareagował. Dwójka policjantów za jego plecami przerwała rozmowę i z zaciekawieniem spojrzeli na mnie i szatyna. Jednen z nich to policjant który nas zakuł, drugi zaś to starszy mężczyzna z lekko siwiejącymi włosami i gęstym wąsem pod nosem.

On jako pierwszy zareagował. Spokojnym krokiem podszedł do biurka i upijając łyk kawy wyciągnął dłoń do notesu chłopaka. Chwycił za okładkę i nie odrywając wzroku od Dylana powoli zamknął zeszyt.

- Młody, idź zrób mi kawę, ja się nimi zajmę.- powiedział jak gdyby nigdy nic.

Mogę się mylić, jednak mam wrażenie, że właśnie w jego głosie usłyszałem nutkę rozbawienia.

- Ale ma pan już jedną.- zauważył obracające się i spoglądając na mężczyznę.

I teraz nie wytrzymał. Jego kącik ust powędrował w górę, przez co po moich plecach rozeszły się dreszcze. Mamy kłopoty.

- Dla takiego przedstawienia muszę się podwójnie rozbudzić. No idź.- pospieszył.

Chłopak, widocznie zdezorientowany wstał i powędrował w tylko sobie znanym kierunku. My natomiast obserwowaliśmy mężczyznę, który teraz rozsiadł się na jego fotelu i chwytając za telefon z kablem spojrzał na naszą dwójkę.

- Ben.- zaczął przenosząc swój wzrok na kogoś za naszymi plecami.- Wyprowadź ich na korytarz i pilnuj. Muszę zadzwonić do szefostwa.

No po prostu świetnie!

- Nie wiem czy macie szczęście czy też pecha, ale życzę wam powodzenia.- dodał, nie kryjąc rozbawienia.

Mężczyzna zaczął wybierać numer, a my wstaliśmy z krzeseł. Policjant wyprowadził nas na korytarz, po czym posadził na krzesłach i usiadł przed nami. Fala zażenowania wpływała na moje ciało, za każdym razem, gdy pomyślałem o spotkaniu z ojcem, a uczucie strachu w momencie, gdy pomyślałem o konfrontacji z mamą. Będzie źle. Nie. Będzie tragicznie. Moja matka to konkurencja dla króla piekła.

- Ej, bo coś mnie ciekawi.- rzucił nagle Dylan.

Od razu wyczułem, że to zdanie kierowane jest do mnie, dlatego momentalnie wyrwałem się z zamyślenia i spojrzałem na szatyna po mojej prawej. Jego brew była uniesiona, a wzrokiem błądził po mojej twarzy, jakby szukał w niej odpowiedzi na nurtujące go pytanie.

- Serio podrywałeś dziś Madison?- zapytał na co zmarszczyłem brwi w niedowierzaniu.

- Idziemy na skazanie, a ty pytasz mnie o takie rzeczy?- zapytałem wykonując dłonią zamaszysty ruch....a raczej dłońmi.

Dylan nic sobie z moich słów nie zrobił, co lekko zaczęło mnie ciekawić. Czy on już nie raz trafiał na ten komisariat? Och! Teraz nie o tym!

- Nie, nie podrywałem. To ludzie coś sobie wymyślili.- nie wiedzieć czemu zacząłem się tłumaczyć.- Tylko rozmawialiśmy przy drinku, a tak poza tym, to Madison ma już adoratora, którego chyba lubi.

Dalej patrzyłem w jego oczy, a on w moje, jakby chciał mieć pewność, że nie kłamie. Ale ja nie kłamałem.

W ogóle, co to za odklejona akcja? Nagle przestałem martwić się konfrontacją z ojcem, a zacząłem martwić się tym, że Dylan coś źle zrozumie i pomyśli, że mnie i Madison coś łączy.

- No ale niby wasza randka miała "przyjemny finał"- przytoczył słowa Alexa.

- Nie nazwał bym tego przyjemnym finałem. Wymuszony pocałunek, to nic ciekawego, gdy nie jest on od odpowiedniej osoby.- odparłem wzruszając ramionami.

Dylan, widocznie zaskoczony wiadomością, że Madison mnie pocałowała, odchylił głowę w tył i spojrzał na mnie z lekkim zaciekawieniem.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że dalej jesteśmy na komendzie, a naszej rozmowie przysłuchuje się policjant. Na ułamek sekundy spojrzałem na niego, po czym na swoje dłonie, a moje policzki zaszczypały lekko, gdy zobaczyłem jego znudzenie. Nie ma to jak praca, w której musisz pilnować zbuntowanych nastolatków, którzy mają problemy sercowe. Dokładnie o tym marzył wybierając się do pracy w policji.

- Rozumiem.- powiedział nagle Dylan.

Jego głos był delikatny i nie wiem czy nie nazwać tego szeptem. Zaciekawiony spojrzałem na niego, a widząc jego zamyślony wzrok, który błądził po suficie, zacząłem zastanawiać się, czy to co powiedział nie ma drugiego dna. Czy ten pocałunek z chłopakiem też był wymuszony?

Kolejne dziesięć minut spędziliśmy siedząc w ciszy, aż do momentu pojawienia się tego samego starszego mężczyzny. Poprosił nas o powód zatrzymania, a my zgodnie odpowiedzieliśmy, że zostaliśmy sprowokowani i pobiliśmy się z dwoma chłopakami. Pytał jeszcze czy żałujemy tego co zrobiliśmy. Odpowiedziałem, że wtedy kierowały nami emocje. Nie powiedziałem, że żałuję, bo nie żałuję.

Jedyne czego żałuję, to tego, że nie pobiłem go gdzieś, gdzie nie ma świadków.

- Ben.- powiedział ten sam mężczyzna wychodząc z pokoju.- Możesz kontynuować pracę, ja się nimi zajmę.- dodał, na co policjant kiwnął głową i ruszył na swoje stanowisko. Starszy mężczyzna, którego imienia nie znam przesunął się w drzwiach i gestem ręki zaprosił nas do środka.- Chodźcie.

Bez dyskusji wstaliśmy, a gdy weszliśmy do środka podążyliśmy za mężczyzną. Przeszliśmy przez następne drzwi, po czym przeszliśmy na sam koniec korytarza. Zatrzymaliśmy się dopiero przed drewnianymi drzwiami, za którymi zaraz rozpęta się piekło. Byłem tak zdenerwowany, że nawet nie zauważyłam kiedy mężczyzna uwolnił nasze nadgarstki z metalowych obrączek i życzył powodzenia.

Choć tak właściwie, nie wiem czy te słowa były szczere. Patrząc na jego rozbawione spojrzenie śmiem twierdzić, że bardziej jest ciekawy tego co się stanie.

Mężczyzna otworzył drzwi, po czym klepnął nas w ramię, dając tym samym znak, abyśmy ruszyli. Jako pierwszy zrobił to Dylan za co byłem mu ogromnie wdzięczny i nie wiem czy będę w stanie się za to odpłacić. Ruszyłem za nim i zatrzymałem się idealnie przed dużym biurkiem.

W pomieszczeniu było jasno i schludnie. Każda rzecz był na swoich miejscach i żaden segregator nie walały się na biurku. Ono samo było posprzątane i jedyne co było na nim nierówno postawione to dwa zdjęcia w brązowych oprawkach. Mógłbym dalej opisywać wam to pomieszczenie i zachwycać się tym porządkiem, jednak nie potrafiłem.

Nie potrafiłem, bo gdy mój wzrok spoczął na wkurzonym mężczyźnie za biurkiem zamarłem w bezruchu. Mój tata nie krył wkurzenie i z założonymi dłońmi na piersi wpatrywał się w moją osobę. Wiele razy miałem przyjemność odwiedzić go w pracy, jednak nigdy w taki sposób. To coś nowego.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że jest tu ktoś jeszcze. Za plecami mojego taty, oparty o niewielką szafkę, stał ojciec Dylana. Też miał założone dłonie na piersi, jednak na jego twarzy nie gościło wkurzenie... był opanowany i nie ukrywam, trochę mnie to zdziwiło.

Przełknąłem ślinę, po czym znów przeniosłem wzrok na mojego ojca, który ubrany był w swój idealnie wyprasowany mundur.

- Cześć tato.

Czemu ja umiem mówić?!

- Jak w pracy?

Błagam, odetnijcie mi język!

I wtedy mój tata nie wytrzymał. Jego brew drgnęła, a łokcie z hukiem wylądowały na blacie. Pochylił się w przód, po czym spojrzał głęboko w moje oczy.

- Thomas! Czy przeprowadzając się tu nie wyraziłem się jasno?! Miało być zero bójek!- krzyknął i mogę się założyć, że było go słychać na drugim końcu miasta.

Jest źle.

*******

Niecałą godzinę później byłem w drodze do domu. Przez ten cały czas tata suszył mi głowę i nawet nie przejmował się obecnością swojego szefa. Parę razy walną w biurko tak mocno, że podłoga i szafki zatrzęsły się, a sam mebel niedługo nadawałby się jedynie do wyrzucenia.

Oczywiście, że spodziewałem się takiej reakcji. W końcu niedawno dostał awans, a ja odwalam takie akcje i to razem z synem jego szefa.

Dopiero po piętnasto minutowym wykładzie dostałem prawo głosu...znaczy, poprawka. Dostałem prawo, by odpowiedzieć na pytania. Mój ojciec, jak to z nim bywa, zawsze musi obstawiać najgorsze. Od razu rzucił pytanie, kto nas pobił, a ja odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Że to nie było pobicie i że znajomi nas sprowokowali. Dodałem też, że nie warto ich szukać, bo to ja jako pierwszy wykonałem uderzenie.

A co z Dylanem? Chyba nie szczególnie przejął się tą sprawą, był raczej biernym słuchaczem. Jego ojciec też nie był zachwycony wizytą swojego syna na komendzie, jednak był zdecydowanie bardziej opanowany niż mój tata.

Po tym wszystkim przyjechała po mnie wkurzona diablica, czytaj; moja matka. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak wkurzonej. Po Dylana zaś przyjechał Stiles i Theo, który całe szczęście nie pił i mógł po niego podjechać.

Nie miałem okazji porozmawiać ze Stilesem, jednak chyba cieszy mnie ten fakt. W końcu tak wydzierał się na Dylana, że słyszałem go z drugiego końca parkingu. Pewnie i tak czeka mnie z nim konfrontacja, bo przecież on nie odpuścić.

A co do konsekwencji Mój tata jest zdania, że za wszystkie złe występki trzeba ponieść karę, dlatego wraz z Dylanem mamy do odrobienia czyn społeczny. Jeszcze nie wiem jaką pracę będziemy musieli wykonywać, jednak mój tata zapewnił, że coś dla nas znajdzie.

Oderwałem wzrok od jezdni, po czym przeniosłem go na wkurzoną kobietę obok mnie. Miała na sobie dresy, jej włosy były w nieładzie, a na całej twarzy miała białą maseczkę. Jak się okazało, zrobiła sobie wieczór filmowy dzięki czemu mogła się od razu przebrać z piżamy i przyjechać po mnie.

- Co ci w ogóle do głowy strzeliło?!- krzyknęła poraz setny. Kobieta wjechała na posesję, po czym gasząc silnik spojrzała na moją osobę.- Tyle razy już to przechodziliśmy. Obiecywałeś nam, że już z nikim się nie pobijesz, a teraz spójrz na siebie.- uniosła dłoń i delikatnie położyła go na moim policzku.- Twoja twarz znów ma rany.

- Mamo musiałem.- odparłem łagodnym tonem. Nie ma sensu się przekrzykiwać. Cóż, tak właściwie nie miałem siły, bo mama włączyła ogrzewanie, co tylko pobudziło resztki alkoholu w moim organizmie.

- Musiałeś? Thomas, pewnie dało by się to rozwiązać słownie.

I wtedy nie wytrzymałem. Miałem już dość powtarzania, że Alex uraził czyjąś godność w najbardziej świński sposób.

- Musiałem, bo uderzył słownie w najczulszy punkt Dylana, a ja nie mogłem tak tego zostawić! On jest dla mnie ważny, okey? To było silniejsze ode mnie!

Moja mama zamarła z lekko rozchylonymi ustami, a ja zacząłem powoli analizować to co powiedziałem.

Nie, nie mogę tego analizować.

Po prostu jest dla mnie ważny i tyle. To wszystko. Nic poza tym.

- Thomas. Cieszę się, że w końcu zaczynasz otwierać się na nowe związki, ale...- zaczęła poważnym tonem, a moje ciało momentalnie wzdrygnęło się.

- Nie mamo, to żaden związek. Po prostu to osoba którą lubię.- rzuciłem od razu. Nie miałem pojęcia czy mówię to, bo tak uważam, czy po prostu alkohol wciąż mną kontroluje.

A jest jakaś różnica? Lubię Dylana.

Nawet bardzo.

- Chce już iść do pokoju.- dodałem

Moja mama patrzyła na mnie nieodgadnionym wzrokiem, jakby chciała się czegoś dowiedzieć z mojej twarzy. Szybko jej wyraz zmienił się, a kobieta spojrzała na mnie z madczynym żalem, jakby zawaliła jako matka. Ale tak nie jest, ona jest wspaniałą kobietą.

- Idź. Zmyje tą maseczkę, dokończę pielęgnację i do ciebie przyjdę.- odparła wyciągając kluczyk ze stacyjki.

Kiwnąłem jej głową, po czym opuściłem samochód. Ruszyłem chodnikiem, a w międzyczasie wyciągnąłem zapasowe klucze z kieszeni, aby otworzyć dom.

Dzisiejsza impreza skończyła się szybciej niż oczekiwałem. Nie zdążyłem nawet upić Liama, a bardzo chciałem to zrobić, aby z nim porozmawiać na temat Bretta.

Wszedłem do środka, po czym zapalając światło na korytarzu ruszyłem w stronę schodów. Zacząłem wchodzić w górę, a mój telefon zaczął wibrować, dlatego momentalnie wyciągnąłem go z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. Myślałem, że Stiles dzwoni aby mnie zwyzywać, jednak ku mojemu zadowoleniu , były to wiadomości od innych uczestników imprezy. Pewnie plotka rozniosła się już do grona ludzi, którzy nie mają zahamowań i z ciekawości muszą się dowiedzieć o co pobiliśmy się z Alexem i Michaelem.

Nie odczytałem ani jednej wiadomości z dwóch powodów. Pierwszy, nie widziałem za dobrze literek. Drugi, nie chciało mi się.

Po paru chwilach znalazłem się w swoim pokoju w którym od razu zapaliłem lampkę nocną i ściągnąłem górną część garderoby. Usiadłem się na łóżku i przy akompaniamencie przychodzących wiadomości przetarłem zmęczoną twarz.

Byłem wykończony, jednak mimo tak wielu atrakcji po głowie wciąż krążyło mi jedno pytanie. Co z Dylanem. Jak się czuje i czemu był taki nieobecny pod koniec całego zamieszania. 

Mogłem do niego zadzwonić i zapytać się o to. Mogłem, a raczej chciałem to zrobić, jednak w tym samym momencie usłyszałem pukanie. Nie było to pukanie w drzwi. To pukanie dochodziło z drugiego końca pokoju.

Momentalnie wstałem z łóżka i ruszyłem w kierunku skąd wydobywał się odgłos. Czy bałem się podejść do okna? Cholernie. Ale spora część mnie miała nadzieję, że za nimi będzie ktoś bardzo znajomy. No i cóż, nie myliłem się. Gdy tylko uniosłem okno, mój wzrok spoczął na parze piwnych tęczówek, które teraz oświetlone były przez światło z lampki nocnej.

Poczułem przyjemne ciepło w klatce piersiowej, gdy zobaczyłem jego delikatny uśmiech, a gdzieś z tyłu głowy pojawiła się obawa czy to czasami nie sen, bądź omamy alkoholowe.

Nie, to nie sen, ani omamy. On tu jest. Dylan jest tu. Wspiął się po rynnie tylko po to, aby...no właśnie. Po co....

- Co ty tu robisz?- zapytałem szczerze zaskoczony, a moje usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.- Nie powinno cię tu być.

Bo nie powinno. W każdym momencie może wejść tu moja mama, która tak swoją drogą, jest bardzo nieobliczalny. No ale cóż, moje działania nie wskazywały na to, abym się tym przejmował. Chwyciłem Dylana za przedramię, po czym wciągnąłem go do środka. Jego ruchy były niezdarne, przez co potknął się i wleciał na moje półnagie ciało. Zaśmiałem się lekko pod nosem, po czym pomogłem mu się wyprostować.

- Wiem...wiem, że nie powinno mnie tu być.- odparł, patrząc na mnie z góry.- Ale ta dwójka debili przerwała nam rozmowę, a chciałem ci coś powiedzieć.

- Nie mogłeś po prostu zadzwonić, albo napisać?- zapytałem z uśmiechem, który samoistnie uformował się na mojej twarzy. Mówiłem jedno, ale w rzeczywistości cieszyłem się, że wybrał taką opcję.- W ogóle, jak tu dostałeś? Tak szybko...

- Poprosiłem Theo, aby się cofnął. Musiałem skłamać, że masz mój telefon, bo nie był zachwycony tą prośbą.- wyjaśnił na co zaśmiałem się lekko.

Tak, cały Theo.

Dylan przyjrzał się dokładnie mojej twarzy, a jego głowa przechyliła się lekko w bok. Nie mam pojęcia, co teraz chodzi mu po głowie, a szkoda. Chciałbym poznać go bardziej.

Jego wzrok był intensywny i czułem go na swojej skórze. Czułem jak spogląda na mój łuk brwiowy, policzek, usta, a później schodzi w dół na moją klatkę piersiową, żebra i biodro.

- Ubierz się. Jest zimno.- poprosił.

- Mi jest gorąco.- zaprotestowałem na co uniósł brew.- Mówię poważnie, ja nawet w zimę śpię z uchylonym oknem.

Jednak Dylana to nie przekonało. Chłopak rozejrzał się po pokoju, po czym chwycił jedną z moich czarnych bluz, które leżały złożone na biurku. Nie pytając o zgodę rozłożył ją i przecisnął mi ją przez głowę.

Mruknąłem niezadowolony pod nosem, jednak bez dyskusji założyłem ją do końca. Przełknąłem ślinę, chcąc choć trochę opanować swoje emocje, jednak ostatnio nie wychodzi mi to za dobrze. Napięcie we mnie wzrasta za każdym razem, gdy jestem obok Dylana i staje się nie do okiełznania. Wiem co to oznacza, jednak nie powiem tego na głos.

Po paru chwilach Dylan uniósł swój wzrok, po czym spojrzał głęboko w moje oczy.

- Wiem, że mogłem do ciebie zadzwonić, ale czułem, że muszę powiedzieć ci to osobiście.- dodał już ciszej.

Rozchyliłem usta na ten delikatny ton, a moje oczy zaczęły błądzić po jego twarzy. Dylan wyglądał na lekko rozdrażnionego, jednak nie w ten negatywny sposób.

- Chcę cię przeprosić za to co powiedziałem w czwartek po treningu, bo tak naprawdę uważam, że jesteś osobą godną zaufania. Wiem, że nie znamy się za długo, jednak masz coś w sobie co każe mi tobie zaufać. Jesteś czasem irytujący, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu.- Dylan zrobił krótką przerwę, po czym zacisnął usta w wąską linię.

Napięcie między nami wzrosło dwukrotnie, a po moich plecach rozeszły się na przemian zimne i ciepłe dreszcze. To staje się już męczące. To że wiem co się dzieje, jednak przez wgląd na przeszłość nie pozwalam sobie iść na przód.

Było by ci lżej, gdybyś przyznał się w końcu do tego co czujesz.

Zamknij się.

- Thomas.- kontynuował już poważnym tonem.- Naprawdę cię lubię dlatego proszę, nie rezygnuj z drużyny. Chcę cię w niej i chcę mieć cię blisko.

Wzdrygnąłem się na te słowa, a moje serce przyspieszyło. To co dzieje się w mojej głowie jest straszne. Czuję się jak w klatce. Jak w małej klatce, która powinna już dawno eksplodować.

- Thomas!- krzyknęła moja matka.- Zejdź na dół!

Momentalnie zerknąłem za sobie na drzwi, po czym rzuciłem szybkie "Moment". Mimo iż ta rozmowa z Dylanem wydawała się trudna, to o dziwo nie chciałem jej kończyć.

Odchrzaknąłem, po czym znów zerknąłem na szatyna. Jego piwne oczy błyszczały. Były piękne i od samego początku mnie do siebie przyciągały mimo iż nie byłem tego świadomy.

- Proszę, nie mów takich rzeczy, gdy jestem pijany, bo mogę sobie za dużo na wyobrażać.- odparłem patrząc mu głęboko w oczy.

Mój ton był stanowczy, jednak Dylan się tym nie przejął, a dowodem na to, były dwie rzeczy. Pierwsza, jego kącik ust powędrował w górę. Druga, chłopak bez najmniejszego skrępowania delikatnie chwycił mnie za prawą dłoń i splótł nasze palce.

- Też jestem pijany, ale wiesz co. Czasem lepiej jest działać i nie martwić się na zapas.- odparł z tym samym uśmiechem.

Chciałem odpowiedzieć. Wykonać jakiś ruch. Gest. Chryste! Chciałem zrobić cokolwiek!

Niestety Dylan nie dał mi tej możliwości i nim zdążyłem zareagować pochylił się i wcisnął w moje usta pocałunek.

Stałem tam jak wryty, nie do końca ogarniając, co się dzieje. Miałem go odepchnąć? Poddać się? Udawać, że to normalne? Nie miałem pojęcia.

Jego usta były miękkie i ciepłe. Smakowały alkoholem i krwią, która wypływała z jego rozciętej wargi. Ale mimo to, było przyjemnie. Nie wiedząc co zrobić, przymknąłem powieki i oddałem się chwili. Rozchyliłem usta wpuszczając go do środka, a nasze języki otarły się o siebie.

Pogłębiliśmy pocałunek, a dłoń Dylana wylądowała na mojej talii, gdzie od razu poczułem przyjemne dreszcze. Niekontrolowanie zacisnąłem dłoń na tej należącej do niego, a jego usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu.

Słyszałem jak krew szumi mi w uszach. Słyszałem to jak serce bije w zawrotnym tempie. Słyszałem te ciche mlaśnięcia przy każdym razie, gdy nasz usta na moment odrywały się od siebie i z powrotem łączyły. Słyszałem nasz głośny oddech i ani na moment nie pomyślałem, aby to przerwać.

Niestety wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć.

Po paru dłuższych i bardzo przyjemnych pocałunkach Dylan oderwał się ode mnie, a ja nie wiedząc co zrobić wbiłem swoje spojrzenie w jego białą bluzkę. W głowie dalej mi szumiało, a oddech był nierówny, jednak mimo tych szalejących emocji czułem się dziwnie zadowolony.

- Thomas! Ta rozmowa cię nie ominie, więc proszę zejdź na dół!- krzyknęła moja mama.

Mój błąd, że nie odpowiedziałem, bo już po chwili usłyszałem jej kroki na schodach.

Dylan wyplątał nasze dłonie z uścisku, a ja poczułem delikatne zimno w tym miejscu, gdzie przed chwilą mnie trzymał. Obserwowałem to jak przekłada nogę przez okno, a gdy był już po drugiej stronie zatrzymał się i spojrzał w moje oczy.

Po moim ciele rozeszły się dreszcze, gdy zobaczyłem ten uniesiony kącik ust, a serce z powrotem zabiło.

- Do poniedziałku. Nie zapomnij, że mamy mecz.- rzucił jak gdyby nigdy nic, po czym zjechał mnie wzrokiem.- W sumie, pasuje ci moja bluza.

A później zostawił mnie całkowicie roztrzęsionego.

Co tu się właśnie stał? Czy my? O Chryste! Całowałem się z Dylanem! W jego bluzie.

- Thomas...

Nawet nie zauważyłam kiedy moja mama weszła do pokoju. Momentalnie obróciłem się w jej stronę, po czym spojrzałem w jej wkurzone oczy. Kobieta ubrana była w swoją czarną satynową piżamę, a z jej twarzy zniknęła ta biała maseczka, którą zawsze nakłada sobie przed snem. Jej dłonie zaplecione były na piersi, a noga wybijała nierówny rytm.

Nagle, nie wiedzieć czemu, jej wkurzenie zniknęło, a na jego miejscu zagościło zaskoczenie. Kobieta wykonała parę szybkich kroków, a gdy znalazła się przede mną, nachyliła się i zaczęła obwąchiwać.

- Yyyyy...- zacząłem będąc jeszcze bardziej zdezorientowany.- Co ty robisz?

- Paliłeś marihuanę?- rzuciłem prostując się i spoglądając głęboko w moje oczy.

- Co? Nie!- pisnąłem jak mała dziewczynka.

Kobieta zwęziła powieki, po czym powiedziała to, czego się najbardziej obawiałem.

- To czemu się tak szczerzysz?

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Ogólnie to planowałam ich pierwszy pocałunek na koniec książki, jednak plan akcji bardzo się zmienił. Wpadłam na parę nowych pomysłów i wyszło jak wyszło. Nadal mam wątpliwość czy to nie za wcześnie, no ale cóż. Mleko się rozlało i jestem z tego powodu bardzo zadowolona.

Sorry za błędy i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro