35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

8 tys. słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Liama:

Zostało mi niecałe dwadzieścia godzin do oddania obrazu Panu Derek'owi, aby ten wysłał go na konkurs. Powinienem teraz powiedzieć, że czuje ekscytujące i że najchętniej, już teraz bym go mu zaniósł, jednak jest mały problem. Nie jest skończony, bo zostały mi jeszcze małe detale.

Tematem przewodnim ma być cierpienie, a ja nie wiem jak mam się za to zabrać. Czemu? Ponieważ nie jestem w odpowiednim nastroju i choć ostatnie wydarzenia nie należą do najlepszych, to o dziwo jestem cały w skowronkach.

- Nadal tego nie rozumiem!- krzyknął Theo, chodząc po moim pokoju w tę i we w tę.

Moja dłoń, w której trzymałem pędzel opadła na kolano, a ciemno niebieska farba ubrudziła folię, którą rozłożyłem pod sztalugą. Oderwałem wzrok od niedokończonego dzieła, po czym podirytowany wychyliłem się w bok i spojrzałem na Theo.

To co wydarzyło się między mną, Brettem oraz Theo dalej mną wstrząsa i za każdym razem, gdy patrzę na swojego przyjaciela czuję kołatania w sercu. Jasne, że nie da się tego wymazać z pamięci i pewnie będzie to chodziło za mną do usranej śmierci, jednak powoli zaczynam sobie z tym radzić. Dreszcze zniknęły i mogę spojrzeć w oczy Theo bez uczucia tego dziwnego stanu lekowego.

- Może przesadzasz?- zauważyłem.

Theo momentalnie zatrzymał się w miejscu i z założonymi dłońmi na piersi obrócił się w moją stronę. Posłał mi ten swój wzrok mówiący "ty tak na poważnie?" i marszcząc brwi uniósł swoją dłoń na wysokość ramienia.

- No co?- zapytałem wzruszając ramionami.- Może musiał zająć się tamtym bydłem na imprezie? Wiesz jak to jest z naszymi znajomymi ze szkoły. Pozwolisz przyjść wszystkim to ci zaproszą jeszcze innych znajomych. Max raz zabrał ze sobą swoją osiemdziesięcioletnią babcie.- przypomniałem wymachując ręką.

Theo wywrócił na to oczami, po czym na powrót zaczął wędrować po pokoju. Ja natomiast wróciłem do poprzedniej pozycji i kontynuowałem swoją pracę.

- Całował mnie, dotykał.- wyrzucił z siebie tą samą śpiewkę.- Przez ostatni rok nie dawał mi żyć i napastował swoimi tekstami, od których powoli zacząłem się uzależniać, a gdy w końcu po tak długim czasie zacząłem coś do niego czuć, ten postanowił zrobić coś takiego? Pocałowałem go i nagle przestało mu zależeć!? Czuję się jak kraj, który został właśnie odhaczony przez podróżnika.

- Mike nie jest taki.- zauważyłem, poruszając pędzlem. Widziałem kątem oka jak zatrzymuje się, jednak ja nie spojrzałem na niego.- Gdyby był typem, który lata z kwiatka na kwiatek zauważył byś to. Tylko do ciebie rzucał tymi tekstami, poza tym cała szkoła wie, że jest tobą po uszy zauroczony.

- To czemu zachował się tak, a nie inaczej? Pojechałem na tą imprezę, tylko po to, aby się z nim spotkać, a on mnie olał!- powiedział wyrzucając dłonie w górę, a w jego głosie usłyszałem nutkę zażenowania, gdy kończył zdanie.

Odłożyłem pędzel do słoika z brudną wodą, po czym chwytając za krzesło przeskoczyłem parę razy w bok aby spojrzeć na Theo. Jebać ten obraz, teraz jest czas, aby pomóc swojemu przyjacielowi. Znaczy... chciałem wesprzeć go, jednak ten postanowił wypalić takim tekstem, że ręce mi opadły.

- Jak Mike okaże się tym chłopakiem, który chciał mnie tylko odhaczyć, to zerwiesz z Brettem i wyjdziesz za mnie?- zapytał śmiertelnie poważnie.

Moja dłoń mimowolnie spotkała się z moim czołem, a oczy wywróciły się. Czułem jak policzki zaczynają mnie szczypać, jednak szybko udało mi się opanować swoje emocje.

- No co?- zapytał na co westchnąłem ciężko.

- Po pierwsze, jeszcze nie jestem z Brettem, a po drugie.- przerwałem, po czym opierając łokcie na kolanach pochyliłem się w przód.- Theo, jako iż poraz pierwszy, to ja jestem tym z trzeźwym umysłem proszę usiądź i wyjaśnij mi czemu uważasz się za państwo na globusie, w które można wbić pineske.- zaproponowałem.

Chłopak nie protestował. Po prostu wykonał parę szybkich kroków w tył, a gdy znalazł się przy łóżku, usiadł na nie, a jego dłonie opadły bezwładnie na kolana.

- Po prostu.- zaczął zrezygnowany.- Zawsze, gdy byliśmy na jakiejś imprezie rzucał do mnie tymi swoimi tekstami, a wczoraj tego nie było. Nie żeby jakoś mi na tym zależało, ale trochę mnie to zdziwiło.

- Ale przecież rozmawialiście. Widziałem was razem w kuchni.- zauważyłem.

- Tak, rozmawialiśmy.- kiwnął mi głową.- Tylko rozmawialiśmy. Spytał jak impreza i czy dobrze się bawię. Odpowiedziałem, że fajnie i nawet próbowałem coś zainicjować, proponując mu wyjście na dwór do ogrodu. On się zaśmiał rzucił jakimś wymijającym tekstem i zapytał czemu nie pije. Później dołączył do nas Luke i rozmowa przeniosła się na jutrzejszy mecz.

- Może nie chciał być przy nim nachalny?- zauważyłem.

Theo momentalnie uniósł brew, a na jego twarzy znów zagościła miną mówiąca "ty tak poważnie?". Moje płuca wypełniły się powietrzem, gdy zorientowałem się, że to co powiedziałem nie ma najmniejszego sensu. Mike nigdy nie miał oporów, aby przy ludziach podrywać Theo.

- I nawet sam Luke zauważył, że coś jest nie tak.- dodał.- Zero podrywów, zero podtekstów, tylko sucha nawijka, jakbyś byli tylko kumplami z drużyny.

- Może po prostu do niego zadzwoń.- zaproponowałem, wzruszając ramionami.- Wydaje mi się, że to najlepsze rozwiązanie, no bo wiesz. Lepiej czasem porozmawiać i sobie wszystko wyjaśnić niż niepotrzebnie wymyślać najczarniejsze scenariusze.

- Oho...przyganiał kocioł garnkowi.- odbił, wyciągając palec wskazujący w moją stronę.- Nie jesteś lepszy, sam latałeś jak ze sraczką po tym jak Brett złamał rękę.

- W takim razie nie popełniaj mojego błędu, bo możesz na tym słabo wyjść.- wyrzuciłem dłonie w górę.

Na naszych twarzach zagościła powaga, gdy z moich ust wydobył się ostry ton. Wiem, że Theo nie chciał mnie zdenerwować, jednak jego słowa ruszyły mnie, bo miał rację. Też wiele razy przesadzam i niepotrzebnie wszystko analizuje.

- Dobra.- zacząłem unosząc dłonie w górę na znak kapitulacji.- Przepraszam, trochę mnie poniosło.

- To ja przepraszam.- przerwał mi, po czym opadł na moje łóżko.- Chyba rzeczywiście trochę przesadzam, po prostu nie sądziłem, że brak jego obecności może na mnie tak źle wpływać.

Uśmiechnąłem się blado na te słowa, po czym bez chwili namysłu dźwignąłem swoje ciało w górę. Powolnie podszedłem do Theo i bez najmniejszego skrępowania położyłem się zaraz obok niego. Między nami zapanowała cisza, w której to wpatrywaliśmy się w sufit, a dokładniej na pomarańczową plamę po pizzy. Nie pytajcie...po prostu z Theo lubimy inne rodzaje filmów i czasem trudno jest nam wybrać coś razem. Tamta kłótnia o pilota skończyła się tragicznie.

- Jesteśmy kiepskimi przyszłymi partnerami.- rzucił nagle Theo.

Zaśmiałem się lekko, po czym obróciłem głowę w bok, aby na niego spojrzeć. Theo dalej wpatrywał się w sufit, dlatego pozwoliłem sobie na to aby przyjrzeć się jego twarzy. Kto by pomyślał, że ten patyczak, aż tak się wyrobi.

- Albo jesteśmy za dobrzy.- uznałem wzruszając ramionami.

- To podchodzi pod narcyzm.- odparł po czym obrócił głowę i spojrzał w moje oczy.- Poza tym...żaden z nas jeszcze nie zapytał drugiego o chodzenie, więc chyba nie możemy mieć o to pretensji.

Przyznałem mu rację parskają suchym śmiechem, po czym odetchnąłem ciężko. Jeśli chodzi o Mike'a, to wątpię aby od tak odpuścił sobie Theo, w końcu ten bezwstydnik uganiał się tylko za nim. Często przebywam w jego towarzystwie i nie zauważyłem, aby podrywał kogoś kto nie jest Theo. Mam wrażenie, że to może mieć drugie dno.

A jeśli chodzi o Bretta. Mam wrażenie, że postąpiłem źle idąc na imprezę, zamiast iść do niego. Tak, wiem, nawet nie randkujemy, jednak czuję się winny.

- Dużo ci jeszcze do skończenia zostało?- zapytał nagle Theo.

- Nie, jeszcze drobne poprawki.- odparłem bez zastanowienia.

- A tego nie możesz dać?

Momentalnie zmarszczyłem brwi, po czym zerknąłem w jego stronę. Szybko zorientowałem się, że wskazuje on na jeden z moich obrazów, który stał pod ścianą obok łóżka. Był zasłonięty brązową tkaniną, jednak ta podczas mojego krzątanina się po pokoju, zsunęła się w dół i odsłoniła moje gryzmoły. Do namalowania go użyłem jasnych, żywych farb olejnych i przedstawiał on nagiego mężczyznę, który był skulony w tak zwany kłębek. Spokojnie, to nie akt, a sama postać jest obrócona tyłem więc niczego nie widać.

- Lepiej nie. Namalowałem go na spontanie i to było wtedy, gdy miałem małą sprzeczkę z Brettem.- odparłem, po czym oparłem się na łokciu, aby z góry spojrzeć na twarz Theo.

Theo zareagował momentalnie. Obrócił głowę w moją stronę, po czym znów wbił, to swoje spojrzenie. Z początku byłem zdezorientowany, jednak gdy wszystko sobie powoli przekalkulowałem, zrozumiałem o co chodzi.

- A waszym tematem przewodnim, nie jest ciernie?- zapytał, po czym i on uniósł się na łokciu.

Przewróciłem na to oczami, po czym ostatni raz zerknąłem na obraz. Nie...nie mogę go dać.

- Nie mogę, z jednego powodu.- zacząłem wystawiając głowę lekko w jego stronę.

- Jakiego?

- Cierpienie nie jest malowane żywymi barwami, do tego używa się chłodnych kolorów.- wyjaśniłem, po czym chwyciłem w dwa palce jego szeroki nos i potrząsnąłem nim.

- Ała!- pisnął.

Momentalnie wstałem z łóżka, po czym unosząc dłonie w górę rozciągnąłem się. Muszę zainwestować w jakieś lepsze krzesło do malowania, albo robić to na stojąco, bo za chwilę mogę nabawić się garba.

W tym samym czasie Theo dźwignął się na łokciach i usiadł na skraju łóżko idealnie naprzeciwko mnie. Nadal wpatrywał się w obraz, a ja powoli zacząłem się zastanawiać, czy mu go nie oddać.

- Moim zdaniem jest ładniejszy niż to co teraz tworzysz.- rzucił spoglądając na moją osobę.

- To sobie go zabierz.- odparłem.

Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę szafy, po czym wyciągnąłem z niej czyste ciuchy na przebranie. Podczas tego leżenia coś sobie uświadomiłem i lepiej, aby to nie czekało.

- Dobra, wypierdalaj.- grzecznie poprosiłem, aby wyszedł.

- Bo?- zapytał gdy obróciłem się w jego stronę.

- Bo jadę do Bretta, a ty masz swój dom.- odparłem.

Na twarzy Theo momentalnie zagościł cwany uśmieszek, przez co zareagowałem trochę impulsywnie. Chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, która stała na komodzie i bez chwili namysłu cisnąłem nią w Theo. Książką, od chemii poleciała w jego stronę z zawrotną prędkością i gdyby nie jego refleks prawdopodobnie spotkała by się z jego twarzą. Theo parsknął z pogardą, po czym wstał z łóżka i ruszył w stronę okna.

- Mówisz, że jedziesz do swojego przyszłego chłopaka?- zapytał przekładając nogę przez okno.

Theo usiadł na parapecie, po czym umieścił swoje spojrzenie na mnie. Nie lubię, gdy tak na mnie patrzy, bo to niczego dobrego nie zwiastuje.

- Tak.- nawet nie próbowałem zaprzeczyć.- A ty zadzwoń do Mike'a i z nim porozmawiaj.

- Zobaczę.- przewrócił oczami, po czym przełożył drugą nogę przez okno.- Tylko nie zapomnij się zabezpieczać!- krzyknął na odchodne.

- Theo!- warknąłem wkurzony, na co ten zarechotał

Chciałem znów czymś w niego rzucić, jednak ten zdążył już zniknąć za oknem. Zabrałem większy wdech dalej wpatrując się w okno, po czym zarzuciłem czyste ciuchy przez ramię i jeszcze raz spojrzałem na zasłonięty obraz. To co czułem po tej sprzeczce było niczym, w porównaniu do tego, co wydarzyło się wtedy w szkole. Do dziś to wspomnienie wywołuje u mnie negatywne emocje, a niekiedy śnią mi się koszmary.

*wspomnienia*

Zestresowany jak nigdy dotąd zacząłem bawić się sznurkiem przy bluzie, a moja noga zaczęła wybijać nierówny rytm. Jako pełnoletni facet, który jest w pełni świadomy swoich czynów powinienem być opanowany i nie bać się konfrontacji z ludźmi, a co robię? Odgrywam jakieś głupie sceny niczym nastolatka, której szaleją hormony.

Zabrałem większy wdech, po czym po raz kolejny spojrzałem na wyświetlacz telefonu i przeczytałem ostatnią wiadomość jaką otrzymałem.

Brett: Już idę.

Dwa niewinne słowa, a ja trzęsę się z nerwów. Czy może być ze mną gorzej?!

- Jestem.

Och! A jednak może!

Zdenerwowany schowałem swój telefon do kieszenie spodni, po czym spojrzałem na osobę po mojej prawej stronie. Brett, jak zawsze, ubrany był w ciemne dżinsy i bluzkę z długim rękawem z wycięciem "V" na szyi. Uwielbiam go w takim wydaniu, bo ta bluzka idealnie opinał jego umięśnione ręce i klatkę piersiową.

Chłopak podszedł do mnie, a ja odbiłem się od ściany i obróciłem w jego stronę. Wyglądał na niewzruszonego, jednak ja i tak czegoś się obawiałem.

- Chciałeś porozmawiać.- powiedział, na co przełknąłem ślinę i kiwnąłem mu głową.- A więc? Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę mi sie śpieszy. Mam właśnie matmę, a ta stara baba już ostatnio żaliła się na moje spóźniania.

- Dobrze, rozumiem.

Momentalnie zebrałem się w sobie, po czym spojrzałem w jego oczy, aby powiedzieć to, co leżało mi na sercu. Muszę to powiedzieć, bo czuję, że zaraz zwariuje.

- Słuchaj, dużo myślałem o ostatnich wydarzeniach i o tym do czego między nami doszło.- zacząłem, a mój głos zadrżał na ostatnich słowach.- Zrozumiałem, że to co zrobiłem było egoistyczne i cholernie dziecinne, dlatego na samym początku chcę cię za to przeprosić. Nie powinienem cię okłamywać i udawać, że nic nie pamiętam. Chcę też zaznaczyć, że w pełni rozumiem twój wybuch złości i nie jestem o to zły.

Zabrałem większy wdech, po czym spojrzałem głęboko w jego oczy. Przez ten cały czas mój wzrok uciekał gdzieś w bok, jednak teraz nie mogę sobie na to pozwolić. To, co chce powiedzieć jest zdecydowanie ważniejsze.

- Dlatego, jeśli nadal widzisz dla nas jakąś przyszłość, to proszę daj mi szansę. Naprawdę chciałbym spróbować.- wyznałem szczerze.

Reakcja Bretta na moje słowa była zaskakujące. Chłopak rozchylił lekko usta, a na jego twarzy zagościła zdumienie. Wyglądał na naprawdę zaskoczonego.

- Wiesz...- zaczął unosząc dłoń, aby podrapać się po karku.- Tak właściwie to ja powinienem cię przeprosić.- dodał na co zmarszczyłem brwi.

- Ty? Przecież to ja jestem winny.- chłopak parsknął suchym śmiechem, po czym pokręcił przecząco głową.

- Nie. Tak właściwie....- zaczął się płatać.- Wtedy w aucie zareagowałem zbyt gwałtownie, bo chwilę wcześniej pokłóciłem się z Dylanem. Powinienem przełożyć rozmowę z tobą na później, a obyło by się bez krzyków.

I wtedy pomiędzy nami zapanowała cisza. Nie miałem pojęcia jak na to odpowiedź, bo jak mam być szczery nie czuje, aby to on był winny. Tak, może i zareagował zbyt gwałtownie, jednak miał do tego prawo.

- Nie uważam, że to twoja wina.- odparłem. Brett znów uśmiechnął się, a spomiędzy jego ust wydobyło się ciche parsknięcie.

- Liam, nie możesz brać całej winy na siebie. To nie oto w tym chodzi.- wyznał, a przez jego stanowczy ton spojrzałem gdzieś w bok.

Pomiędzy nami znów zapanowała cisza, jednak nie trwała ona długo. Po niespełna paru sekundach Brett westchnął ciężko, a na swoim ciele poczułem jego spojrzenie, które zacząłem mnie elektryzować.

- Mam dla ciebie propozycję. Może wybierzemy się na kawę i na spokojnie porozmawiamy?- rzucił, przez co momentalnie na niego zerknąłem.

Zaskoczony jego propozycja rozchyliłem lekko usta, a w klatce piersiowej poczułem przyjemne ciepło. To brzmi jak...

- Czy to...- przerwałem, a mój kącik ust niekontrolowanie powędrował w górę.

Brett przystanął z nogi na nogę, po czym wkładając dłonie do kieszeni spodni posłał mi cwany uśmieszek. O Chryste.

- Pytasz czy zapraszam cię na randkę?- rzucił, na co oddech ugrzęzł mi w płucach.- Ależ oczywiście.

I wtedy nie wytrzymałem. Moje usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, a w klatce piersiowej poczułem przyjemne ciepło, które powoli zaczęło rozchodzić się po całym ciele. Nim zdążyłem opanować swoje szalejące emocje, zrobiłem krok w przód i chwytając go za policzka, przyciągnąłem do pocałunku Boże! Co ja robię?!

Brett w pierwszej chwili był zaskoczony, a dowodem na to było to delikatne jęknięcie prosto w moje usta. Przez ułamek sekundy myślałem, że trochę przesadziłem, jednak tak szybko jak ta myśl powstała w mojej głowie, tak szybko ją opłaciła. Brett rozchylił usta, a już po chwili nasze języki otarły się o siebie. Nasze usta poruszały się powoli i w tym samym tempie.

Całowaliśmy się. Właśnie teraz. Na szkolnym korytarzu. I nic nas nie interesowało.

- Liam.- mruknął rozbawiony.

Momentalnie oderwałem się od jego ust i lekko otumaniony spojrzałem w jego oczy. Chłopak wyglądał na zadowolonego, co bardzo mnie ucieszyło, bo ostatnio nie wyglądał najlepiej.

Brett przyjrzał się dokładnie mojej twarzy, po czym uśmiechnął się szczerze i zrobił krok w tył. Chłopak otworzył usta aby coś powiedzieć, jednak nagle zamknął je i spojrzał gdzieś za mnie. Jego mimika twarzy zmieniła się diametralnie, a ja poczułem nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej, gdy na jego twarzy dostrzegłem lekki szok. To nie wróży niczego dobrego.

Momentalnie zrobiłem krok w bok, po czym obróciłem się, aby zobaczyć na co patrzy Brett. Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, a w głowie zakręciło się lekko, gdy na środku korytarza dostrzegłem Dylana.

Świetnie! A było już tak pięknie!

- A więc to przede mną ukrywałeś?- zapytał zaplatając dłonie na piersi.

Chłopak zrobił parę kroków w przód, po czym zatrzymał się niecałe dwa metry od nas. Na jego twarzy gościł grymas, który zapewne spowodowany był tą sceną, którą przed chwilą zobaczył.

- Chciałem ci powiedzieć.- odparł mu łagodnie Brett.

Dylan parsknął na to śmiechem, a jego brwi zmarszczyły się wrogo. Poczułem zimne dreszcze na całym ciele, gdy ten wykonał kolejny krok i znalazł się jeszcze bliżej nas.

- Kiedy chciałeś mi powiedzieć? Jak już skończymy szkołę?- zapytał, nie ukrywając wkurzenia.

- Dylan uspokój się. Lekcja jest, zaraz ktoś nas usłyszy.- rzuciłem niekontrolowanie. Nie miałem pojęcia skąd we mnie tyke odwagi, jednak o dziwo pasowało mi to.

- Dylan, Liam ma rację. Najpierw ochłoń i później porozmawiamy.- zaproponował łagodnym tonem.

- No oczywiście, że później. Od paru tygodni słyszę tylko później, później i później. Tak trudno było ci to powiedzieć?

I wtedy Brett nie wytrzymał. Chłopak minął mnie i z wymalowanym wkurzeniem na twarzy ruszył w kierunku Dylana. Chłopak nie przestraszył się, a dowodem na to był fakt iż sam ruszył w jego stronę.

- To moja prywatna sprawa i nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć.- powiedział wkurzony Brett.

Jego słowa musiały dotknąć Dylana, bo ten od razu parsknął na to prześmiewczo.

- Oh, no oczywiście. Bo wcale nie od tego są przyjaciele.- odparł trącając go w ramię.- Nie uważasz, że to trochę egoistyczne? To, że ja muszę zwierzać ci się ze wszystkiego, a tym możesz mnie olać i chować się przede mną?

- Mówię ci, że to nie tak. Ochłoń najpierw i...

- I później porozmawiamy.- dokończył za niego dylan.- Tak, wiem! Znam już tą śpiewkę na pamięć.

A później wszystko zadziało się szybko. Brett powiedział parę szczerych słów, a Dylan swoich. Przestałem ich słuchać i najzwyczajniej w świecie chciałem ich uspokoić.. Zaczęli się lekko popychać, jednak nim zdążyłem zareagować stało się najgorsze.

W pewnej chwili ich "rozmowa" stała się bardzo chaotyczna przez co zaczęli wymachiwać rękoma. Brett pchnął Dylana w ramię, a ten przez buzującą adrenalinę odpłacił się tym samym. Niestety wtedy cała nasza trójka nie była świadoma tego, iż wyższy stoi naprawdę blisko schodów. Brett zachwiał się, a jego noga przesunęła się w tył.

I wtedy czas jakby zwolnił. Brett czując, że braknie mu gruntu zamilkł, a jego oczy rozszerzyły się. Dylan widząc to i ogarniając co się dzieje wyciągnął rękę w przód, aby złapać przyjaciela, jednak nawet ich refleks zawiódł. Ich koniuszki palców otarły się o sobie, jednak było to za mało by pomóc Brett'owi.

- Brett!- krzyknęliśmy razem z Dylanem, a po moim ciele rozeszły się ciemne dreszcze.

W tym momencie miałem najczarniejsze myśli.

*koniec wspomnień*

Niecałą godzinę później parkowałem swoje auto pod domem Bretta. Pewnie dotarł bym tu o wiele wcześniej, gdyby nie fakt iż musiałem się jeszcze raz umyć, bo moje ciało było brudne od farby.

Wysiadłem z auta, a mój wzrok spoczął na budynku po drugiej stronie ulicy. Ciekawe czy Thomas już wstał. Mam nadzieję, że boli go głowa, bo to co odwalił na imprezie było negatywnie zaskakująca. Nie sądziłem, że tak szybko pobije tamtą dwójkę.

Tak...przeczuwałem, że kiedyś to zrobi.

Zabrałem większy wdech, kręcąc głową, po czym ruszyłem w stronę furtki. Gdy znalazłem się pod drzwiami kliknąłem w dzwonek, a po moim ciele rozeszły się dreszcze. Poczułem też nutkę zwątpienia, a głos z tyłu głowy kazał zawrócić, jednak nie posłuchałem go. Chciałem wiedzieć i chciałem też pobyć z Brettem.

Po niespełna pięciu sekundach za drzwiami usłyszałem kroki, a zamek w drzwiach przekręcił się. Drzwi powoli otworzyły się, a moim oczom ukazał się Brett, który ubrany był w czarną bluzkę bez rękawów i szare dresy. Chłopak spojrzał przed siebie, a jego brwi zmarszczyły się. Wyglądał, a raczej udawał, zdezorientowanego, co nie ukrywam lekko podniosło mi ciśnienie, jednak nie tak bardzo jak to co zrobił po chwili. Brett wychylił się lekko w przód, po czym zaczął spoglądać to w prawo to w lewo, jakby kogoś szukał.

- Ha, ha. No bardzo zabawne. Boki zrywać.- rzuciłem zaplatając dłonie na piersi, po czym niekontrolowanie wywróciłem oczami.- Zaraz połamie ci drugą rękę.

Kącik ust wyższego samoistnie powędrował w górę, tworząc na jego twarzy cwany uśmiech. Zerknął w dół i wyraźnie zadowolony spojrzał w moje wkurzone oczy.

- Och, nie zauważyłem cię.- odparł, na co uniosłem jedną brew.

- Trzeba było nie wyjadać matce drożdży z lodówki, to byś miał normalne rozmiary.- odpyskowałem.

Brett zaśmiał się dźwięcznie, a ja tylko cudem opanowałem swoje ciało, aby nie wykrzywić swoje usta w uśmiechu. Chłopak nie przejął się tym, a nawet zrobił krok w bok i gestem ręki zaprosił mnie do środka.

- Wejdziesz?- zapytał.

Skorzystałem z zaproszenia i od razu wszedłem do środka. Ściągnąłem buty, a gdy ten zamknął drzwi, obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie z góry.

- Niech pomyśle. Musiałeś spojrzeć w dół, aby przez przypadek mnie nie rozdeptać?- zapytałem zakładając dłonie na piersi.

- Ty to powiedziałeś.- odparł z tym samym pewnym uśmiechem.

Przewróciłem na to oczami, po czym ulokowałem swoje spojrzenie na jego gipsie. Chłopak miał złamaną prawą ręką co pewnie utrudniało mu wszystkie domowe czynności.

- Czym zawdzięczam sobie twoją obecność?- zapytał, na co od razu uniosłem swój wzrok i spojrzałem w jego oczy.

- Chciałem porozmawiać.

- O?- ciągnął gdy zrobiłem krótką przerwę.

- O wszystkim i o niczym.- rzuciłem wymijająco.

Nagle poczułem jakąś blokadę. Co mam mu powiedzieć? Chcę porozmawiać o tym co nas łączy? Chcę dokończyć to co przerwał nam Dylan? Oczywiście, że chce o tym porozmawiać, jednak nie wiem jak zacząć temat.

- Chodź.- rzucił po chwili ciszy.

Momentalnie ruszyłem za szatynem, a gdy weszliśmy do salonu stanąłem przy wyspie kuchennej. Brett stanął przy blacie, po czym włączył czajnik z wodą. Przez chwilę zastanawiałem się czy mu nie pomóc, jednak patrząc jak zwinnie sobie ze wszystkim radzi, prawdopodobnie bym tylko przeszkadzał.

- Właśnie wstałem, chcesz kawę?- zapytał chwytając za puszkę.

- Nie, dzięki.- odparłem.- Jesteś sam?- dopytałem, orientując się, że z pokoju Olivi nie wydobywa się muzyka.

- Tak, Olivia jest u Luke'a.- wyjaśnił, na co moje brwi zmarszczyły się. Brett obrócił się w moją stronę, a gdy zobaczył mój wyraz twarzy zatrzymał się w pół kroku.- Co?

- Po prostu to dziwne, że jeszcze nie ma cię pod jego domem z lornetką?- wyznałem śmiertelnie poważnie.

Brett uśmiechnąłem się lekko, po czym kręcąc głową, zabrał cukier z blatu i na powrót obrócił się do czajnika.

- Odkąd założyłem u nich podsłuch stało się to zbędne.

W pierwszej chwili nie zrozumiałem, że to co powiedział było żartem, dlatego moja głowa odchyliła się w tył, a oczy rozszerzyły się lekko. Zrozumiałem dopiero wtedy, gdy spomiędzy ust Bretta wydobył się lekki śmiech.

- Nie śmiej się ze mnie. Po tobie było można się tego spodziewać.- odparłem

Chłopak z kubkiem w dłoni obrócił się w moją stronę, po czym odstawił go na blat, a sam pochylił się w moją stronę. Poczułem delikatne dreszcze, gdy jego twarz przybrała poważny wyraz, jednak o dziwo nie obawiałem się niczego.

- Spokojnie, nie jestem toksyczny, a Luke'a poznałem już lepiej. Poza tym, Olivia mimo tego, że jest mądrą dziewczyną, jest też bardzo wybredna. Nie była by z byle kim.- wyznał prostując się, a gdy upił łyk kawy dodał.- Ja w sumie też.

Przełknąłem nerwowo ślinę, a moje ciało wzdrygneło się lekko, gdy ten puścił mi oczko. Chłopak widząc to uśmiechnął się, po czym nie odrywając ode mnie wzrok okrążył blat. Obserwowałem go, gdy powoli zbliżył się do mnie i odkładając kubek oparł się bokiem o wyspę. Brett jest ode mnie wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów, więc chcąc nie chcąc musiałem zadrzeć głowę w górę, aby na niego spojrzeć.

- To powiesz mi w końcu o czym chciałeś porozmawiać?- zapytał wyraźnie zaciekawiony.

Chyba mnie przejrzał.

Nerwowo oblizałem dolną wargę, po czym wzruszyłem ramionami. Brett chyba zorientował się, że się denerwuje, dlatego szybko kiwnął głową w kierunku kanapy.

- Chodź.- pospieszył chwytając kubek kawy. Chłopak nie czekając ruszył w kierunku salonu, a ja podążyłem za nim.

Usiedliśmy na kanapie, a Brett chcąc rozluźnić atmosferę włączył telewizor na którym od razu odpalił się kanał z piosenkami. Całe szczęście jego plan zadziałał, bo już po niespełna paru chwilach poczułem jak moje mięśnie się rozluźniają.

- Jak na imprezie?- zapytał opadając na kanapę.

- Było dobrze, póki Thomas i Dylan nie wpadli na pomysł, aby uwolnić swój szalejący testosteron.- odparłem, na co ten energicznie obrócił głowę w moją stronę. Pewnie jeszcze nie słyszał o nowej sensacji naszej szkoły.

- Co?- zapytał marszcząc brwi.

- Geniusze pobili się z Alexem i Michaelem.

Brett milczał przez chwilę, wpatrując się w moją twarz, jakby czekał na to, aż powiem "żartowałem". Niestety to się nie wydarzyło, a gdy wszystko do niego dotarło przewrócił zirytowany oczami i westchnął ciężko.

- O co?- zapytał lekko wkurzony.- I czemu mnie nie uprzedzili? Ja też chciałem rozprawić się z Alexem i Michaelem.

- Brett.- upomniałem go.- nie przejmujesz się tym, że twój przyjaciel z kimś się pobił?- dopytałem na co ten uniósł jedną brew i pochylił się lekko w moją stronę.

- Zapomniałeś, że hormony ostatnio mu trochę za bardzo szaleją?- zapytał, a dla lepszego efektu uniósł swoją prawą rękę na której miał gips.- Takie rozerwanie się dobrze mu zrobi.

- No tak.- załączyłem usta w wąską linię i kiwnąłem głową.

- To o co poszło?- dopytał, przyjmując poprzednią pozycję.

- Jak mam być szczery, to nie wiem. Tak właściwie nikt nie wie. Plotka mówi, że Alex chciał zająć miejsce w głównym składzie, ale Thomas był lepszy i to go wkurzyło.

- Bo Thomas był lepszy, a ten palant nich nie narzeka. Gdyby to zależało ode mnie, już dawno bym go wyjebał.

- Nie bądź wredny, oni też dużo robią. Po prostu mają duże ego.- odparłem wywracając oczami.

Brett kiwnął mi głową, po czym obrócił się bardziej w moją stronę i położył lewą dłoń na oparciu kanapy. Chłopak błądził wzrokiem po mojej twarzy, by po chwili wyciągnąć tą samą dłoń w moją stronę i chwycić kosmyk moich włosów. Nie wiedzieć czemu, zaczął bawić się nim, jakby była to najnormalniejsza rzecz na ziemi.

- Malowałeś?- zapytał nagle.

- Tak, skąd wiesz?

Dopiero gdy wypowiedziałem te słowa na głos zrozumiałem o co chodzi. Pewnie mam ferie we włosach.

- Niebieską farbą?- dopytał, na co kiwnąłem głową.

- Nie baw się.- rzuciłem unosząc rękę.

Ułożyłem swoją dłoń na tej należącej do niego, a po moim ciele rozeszły się dreszcze, gdy poczułem jego szorstką skórę pod koniuszkami palców. Czy już zawsze będę tak reagować? Przecież mamy za sobą bardzo intymne wydarzenie. Powinienem czuć się pewniej.

- Odpręż się, przecież widzę, że się denerwujesz.- odparł, dalej mierzwiąc moje włosy.

Patrzyłem na niego, gdy ten swoją całą uwagę przeniósł na moje włosy. Czułem się trochę niezręcznie i zapewne było to po mnie widać. Skąd to wiem? Bo gdy tylko na umiałem sekundy spojrzał w dół na mnie, jego usta wykrzywiły się z zadowolonym uśmiechu.

- Masz miękkie włosy.

- A ty szorstkie palce.- odparłem w momencie, gdy jego skóra przejechała po moim czole. Brett uśmiechnął się i spojrzał w moje oczy.

- Wyraźne linię papilarne.- poprawił mnie.

Przewróciłem na to oczami, a ten w tym samym czasie opuścił dłoń na oparcie. Tym razem przyjrzał się mojej twarzy, a jego wzrok wodził po moim policzku, jakby coś tam było. Delikatnie uniósł swoją dłoń, a już po chwili poczułem jego kciuk na moj żuchwie.

- Tam też coś mam?- zapytałem zdziwiony. Brett uśmiechnął się, po czym przeniósł swoje spojrzenie na moje oczy.

- Nie. Po prostu chciałem cię tu dotknąć.- odparł bez najmniejszego skrępowania.

Moje mięśnie spięły się lekko, a w klatce piersiowej poczułem kłucie. To wszystko działo się tak nagle, że nawet nie zorientowałem się kiedy Brett przysunął się jeszcze bliżej. Czułem kołatanie serca, jednak o dziwo nie przerażało mnie to. Może to czas. Czas aby pójść krok na przód i nie przejmować się konsekwencjami?

Wzrok chłopaka, zjechał na moje usta, a ja od razu zrozumiałem aluzje. I ja zrobiłem to co on, a moje usta dodatkowo uchyliły się lekko, co brunet od razu zrozumiał. Dałem mu pozwolenie, a on szybko to wykorzystał, tak jakby bał się, że za chwilę mogę się rozmyślić.

Jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej, a gdy nasze wargi miały się spotkać, ten zatrzymał się. Czułem jego ciepły oddech na swoich wargach, a gdzieś w środku poczułem lekko frustrację. Wiem o co mu chodzi. Chce abym to ja wykonał kolejny ruch, a dowodem na to jest ten cwany uśmieszek na jego twarzy.

- Boisz się?- wyszeptał wyraźnie zadowolony.

- Raczej jestem wkurzony.- odparłem.

Brett parsknął krótkim śmiechem, jednak ja szybko go przerwałem. Pochyliłem się w jego stronę, a już po chwili wtopiłem się w jego usta swoimi, na co ten jęknął z zaskoczenia.

Jego usta były miękkie i smakowały kawą, której szczerze nie lubię, jednak w taki sposób prawdopodobnie szybko bym się od niej uzależnił. Brett nie czekał ani chwili. Jego zdrowa dłoń wylądowała na mojej szyi natomiast moje na jego barkach. Chłopak pogłębił pocałunek, a już po chwili nasze języki otarły się o siebie. Czułem jak ciepło rozchodzi się po moim ciele, a ekscytacja z sekundy na sekundę wzrasta. Chciałem więcej i więcej, a on mi to dał, nie prosząc nic w zamian.

Wykonałem kolejny pocałunek, a prawa dłoń Bretta wylądowała na moim biodrze. Mój umysł otrzeźwiał lekko, gdy ten pociągnął mnie w swoją stronę i zarządził, abym usiadł mu na kolanach. Zrobiłem to z dwóch powodów. Pierwszy, pociągnął mnie do siebie złamaną ręką, a mój sprzeciw mógł spowodować u niego fizyczny ból. Drugi, chciałem tego.

Nie odrywając ust przerzuciłem przez niego nogę, po czym usiadłem na nim okrakiem. Poczułem przyjemne ciepło, gdy jego dłonie wylądowały na mojej talii, a dodatkowa fala gorąca rozeszła się, gdy jego palce zacisnęły się. Jęknąłem mu w usta, co prawdopodobnie mu się bardzo spodobało, bo już po chwili powtórzył ten gest. Nie wiedzieć czemu zakręciłem biodrami, a jego usta z wiadomych powodów wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, co o dziwo dodatkowo mnie nakręciło.

W pokój było można usłyszeć tylko nasze głośne sapania i delikatne malśnięcia gdy nasze usta na ułamek sekundy odrywały się od siebie. Nie czułem już tego niepokoju co wcześniej. I nie ważne, że smakował tą cholerną kawą, bo teraz czuję, że jestem we właściwym miejscu.

Po paru mocniejszy pocałunkach oderwałem się od niego, a moje dłonie wylądowały na jego policzkach. Miał opuchnięte wargi i zaszklone oczy, przez co wyglądał niewinnie. Ale to była zmyłka, bo ten chłopak pode mną potrafić być prawdziwym diabłem.

- Czasami potrafisz naprawdę zaskoczyć.- zaczął jako pierwszy.- Kto by pomyślał, że w tak małym człowieku może być tyle emocji.

Zwęziłem delikatnie powieki, jeżdżąc kciukiem po jego szczęce, a mój kącik ust powędrował w górę.

- Gdy nie gadasz jesteś znośniejszy.- odbiłem, zdejmując swoje dłonie.

Brett momentalnie zacisnął swoje duże dłonie na moich biodrach, a ja podskoczyłem lekko. Nie spodziewałem się tego, jednak nie to najbardziej mnie zaskoczyło. Najbardziej zaskoczył mnie ten cichy jęk, który wydobył się spomiędzy moich ust. Brett najwidoczniej zadowolony tym faktem uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja nie wiedząc co zrobić oblałem się czerwienią, która wywołała u mnie lekkie szczypanie policzków.

- Jeśli chcesz mnie uciszyć to znasz sposób.- odparł zadowolony.

Jednak ja miałem inne plany.

- Nie.- pokręciłem głową.- Nabrałem trochę pewności, dlatego chcę coś sobie wyjaśnić.

Po moich słowach Brett spoważniał, jednak na jego twarzy dostrzegłem delikatną nutkę zadowolenia, jakby udało mu się osiągnąć cel. I może tak właśnie było. Może specjalnie wymusił ten pocałunki, aby było nam łatwiej porozmawiać i aby ten mur w końcu runął.

- Chcesz wiedzieć na czym stoimy?- zapytał. Momentalnie kiwnąłem głową, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.- A czy to nie oczywiste?

Parsknąłem delikatnym śmiechem, po czym pokręciłem głową. Nasza obecna pozycja, mówi wiele, jednak jest jeden problem.

- Jeszcze nic nie jest oficjalne. Skąd mam mieć pewność, że za chwilę nie pójdziesz się z kimś spotkać? Przecież nic mi nie obiecałeś.- odparłem wzruszając ramionami.

Brett dokładnie przyjrzał się mojej twarzy, by po chwili ułożyć swoje duże dłonie na moich udach i przysunąć mnie jeszcze bliżej siebie. Ten facet jest nieustraszony, a swój wstyd i niepewność zamroził i utopił gdzieś na dnie oceanu arktycznego, tak by nikt nie zdołał go wydobyć. Przełknąłem nerwowo ślinę i z zapartym tchem czekałem na rozwój wydarzeń.

Och! Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wielką ekscytację teraz czuję.

Brett nie pytając o pozwolenie i ignorując gips na ręce, objął mnie szczelnie w pasie, po czym opierając brodę na mojej klatce piersiowej spojrzał w górę. Moje przedramienia momentalnie wylądowały na jego barkach, które w porównaniu do moich, były zdecydowanie bardziej rozluźnione.

- Liamie krasnalu Dunbar, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim prywatnym wrzodem, który będzie się ze mną kłócić, o to kto ma pozmywać naczynia, wynieść śmieci, powiesić pranie. Przyjacielem, który będzie ze mną oglądać seriale w deszczowy dzień i chodzić na spacery z psem, którego adoptujemy.- mówił bez najmniejszego skrępowania, a ja z każdym kolejnym słowem czułem jak coś uciska mi klatkę piersiową. No ale cóż, to co najlepsze dopiero miało nadejść.- Ale przede wszystkim. Chłopakiem, który pokocha mnie mimo moich wielu wad, które posiadam. I tu muszę cię uprzedzić, jestem bardzo zazdrosny.

Z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy patrzyłem prosto w oczy Bretta i zastanawiałem się co odpowiedzieć. I nie chodzi tu o zwykłe "tak" lub "nie". Tu chodzi o coś więcej. Mam się wkurzyć i zacząć go ochraniać o to jak mnie nazwał? Czy zignorować to i najzwyczajniej w świecie rzucić się na jego usta? Co mam powiedzieć, by odpowiedź była równie dobrze sformułowana co jego? Nie miałem bladego pojęcia, ale mimo to uśmiechnąłem się szeroko i kładąc dłonie na jego policzkach odpowiedziałem.

- Czasem jesteś nie do zniesienia, bywasz arogancki, a swój wstyd zgubiłeś już lata temu, zapewne od tego ciągłego walenia głową w futrynę, gdy nie zdążyłeś się schylić.- zacząłem unosząc kącik ust.- Wiem, że jesteś zazdrosny, ale chyba nie mam prawa być o to zły, bo i ja mam ten sam problem. Co do naczyń, śmieci i prania. Nienawidzę tych obowiązków, ale chcę żebyś wiedział jedno.- przerwałem, po czym delikatnie przejechałem po jego włosach.- Jeśli już mam się o to z kimś kłócić, to chce to robić z tobą. Tak, zostanę twoim chłopakiem.

I wtedy Brett nie wytrzymał, bo niemalże automatycznie dał ponieść się emocjom. Chłopak uniósł swoją zdrową dłoń i układając ją na moim policzku przyciągnął mnie do siebie i wtopił w moje usta. Nie protestowałem. Rozchyliłem usta, a nasze języki otarły się o siebie.

Zaciągałem się gwałtownie powietrzem, gdy ten przysunął mnie bliżej siebie, a w głowie zaczęło mi szumieć. Nasze pocałunki były chaotyczne, jednak o dziwo nie sprawiały mi dyskomfortu, a wręcz przeciwnie. Cholernie mnie nakręcały.

Przez ten harmider moje dłonie wylądowały za chłopakiem na oparciu kanapy, przez co musiałem delikatnie wstać z jego kolan. Brett, jak to Brett, szybko wykorzystał tą sytuację i bez najmniejszego skrępowania zjechał z mojej talii na pośladki i mało delikatnie zacisnął tam swoje dłonie. Niekontrolowanie jęknąłem mu w usta, a ten wykrzywił je w cwanym uśmiechu.

W tym momencie emocje we mnie buzowały. Raz chciałem być delikatny, a raz miałem ochotę wgryźć się w jego ciało. Nie miałem pojęcia skąd u mnie tak skrajne zachowania, jednak teraz mnie to nie interesowało. Teraz liczyliśmy się tylko my.

- Yyyy, to ja przyjdę później.

Jak poparzony oderwałem swoje usta od Bretta, po czym przerażony spojrzałem w stronę wyjścia z salonu. W pierwszej chwili myślałem, że to jakiś chory sen, albo że mam jakieś omamy, jednak prawda była inna. To jest rzeczywistość, a u progu salonu stał nie kto inny, jak sam Dylan O'Brien z lekko zakłopotaną miną.

O Chryste!

W tym momencie byłem sparaliżowany strachem i lekkim zażenowaniem. Cudem udało mi się oderwać wzrok od Dylana i spojrzeć na Bretta, co okazało się być dobrym posunięciem. Nie wiem jak to nazwać, ale poczułem lekki spokój, gdy zobaczyłem jego postawę.

Chłopak, jak gdyby nigdy nic ułożył swoją rękę w gipsie na oparciu i z pokerową miną spojrzał na swojego przyjaciela. Zachowywał się tak, jakby to co wydarzyło się między nim a mną było zupełnie normalne. Brett się mnie nie wstydził i był gotowy na kolejną konfrontację. Ja natomiast przez wgląd na ostatnią sytuację pospiesznie zsunąłem się z kolan Bretta i usiadłem na sofie zaraz obok niego.

- A jednak jesteś. Myślałem, że zapomnisz o naszej rozmowie przez telefon.- rzucił jak gdyby nigdy nic.

- Może i czasami jestem chujem, jednak jestem też słowny i zawsze dotrzymuję obietnic.- odparł mu, po czym włoży dłonie do kieszeni spodni.

- Chujem to ty jesteś zawsze.

- Nie większym niż ty.

I może brzmiało to groźnie, jednak nie przejąłem się tym, a wręcz przeciwnie, poczułem delikatny spokój. Znam ich na tyle długo, że bez problemu potrafię rozróżnić przyjacielskie sprzeczki i poważne kłótnie, które tak swoją drogą nie zdarzały się u nich często.

I może rzeczywiście była to tylko przyjacielska sprzeczka, jednak to poczucie zażenowania nadal wisiało pomiędzy nami. Czułem jak z każdą kolejną sekundą żołądek skręca mi się coraz bardziej, a w gardle poczułem ogromną gulę. Oprócz tej napiętej atmosfery i chęci zapadnięcia się pod ziemię poczułem też lekkie zaciekawienie. Przecież niedawno się kłócili i to na poważnie, a teraz znów jest okey? Nie żeby mi to przeszkadzało. Dylan i Brett to wspaniała para przyjaciół i cieszył bym się, gdyby między nimi znów było dobrze. Nie oczekuje tego, aby Dylan mnie zaakceptował. Chcę tylko, żeby zrozumiał.

Przecież nie mam złych intencji wobec jego przyjaciela.

- Widzę, że przeszkadzam.- rzucił Dylan po długiej przerwie, po czym kciukiem wskazał na wyjścia z salonu.- Jeśli chcecie to przyjdę później.

- Nie.- rzucił od razu Brett, po czym wstał na równe nogi i obrócił się w stronę Dylana.- Chyba musimy porozmawiać i sobie wszystko wyjaśnić. Razem.

Po jego słowach Dylan złączył usta w wąską linię i delikatnie pokiwał głową. Obaj mieli poważny wyraz twarzy, jednak o dziwo nie był on wypełniony złymi emocjami. Był neutralny.

- Tak, czas najwyższy.- odparł po krótkiej chwili.

Dylan ruszył w naszą stronę, a gdy zajął miejsce na fotelu pochylił się w przód i oparł łokcie na kolanach. Brett w między czasie usiadł obok mnie, a ja poprawiłem się tak, aby widzieć ich oboje. Dopiero teraz zauważyłem, że twarz Dylana zdobią dwa rozcięcia i delikatny, prawie niezauważalny siniak pod okiem.

- A więc.- zaczął Dylan, a jego jabłko adama poruszyło się, gdy przełykał ślinę.- Dzwoniłem już do ciebie gdy byłem na imprezie, ale chcę to powiedzieć raz jeszcze. To co wydarzyło się w szkole było głupie i przyznaje, zareagowałem zbyt nerwowo.

- Prosiłem cię wtedy abyś ochłonął.

- Tak, wiem.- przyznał mu rację.- Po prostu wtedy buzowało we mnie wiele emocji, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Nie chcę się tym bronić, bo to nie o to chodzi. Wiem, że zajebałem na całej linii, ale chcę żebyś wiedział, że żałuję tego. Sam wiesz jak wygląda u mnie sytuacja.- przerwał, po czym prostując się nabrał powietrza w płuca.

- Tak, wiem jak wygląda.- pospieszył mu Brett.

- Ale zmierzając do sedna sprawy.- kontynuował, a jego kącik ust powędrował w górę.- Chcę was przeprosić za tamtą sytuację i zapewnić, że w pełni to akceptuje, a nawet się cieszę.- dodał gestykulując dłońmi.

Moja reakcja na te słowa była zbyt gwałtowna. Spomiędzy moich ust wydobyło się krótki "yyy" które niekontrolowanie stało się trochę głośniejsze niż zamierzałem. Obaj od razu spojrzeli w moją stronę, jednak każdy z nim posłał mi inne spojrzenie. Brett spojrzał na mnie pytająco, jakby zastanawiał się czy coś mi jest, natomiast na twarzy Dylana dostrzegłem nutkę rozbawienia.

- Coś się stało?- zapytał zmartwiony Brett.

- Nie, nic. Po prostu nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.- wyjaśniłem, na co Dylan parsknął cicho.- No co? Nie byłem pewny czy nas zaakceptujesz, a tu nagle okazuje się, że jesteś zadowolony.- zacząłem się nerwowo tłumaczyć.

- A ty byś nie był?- zapytał unosząc brew.- Od dawna nawija tylko o tym, jakie to twoje oczy nie są niebieskie i wspaniałe, a jak nie o tym, to o pieprzykach na szyi i

Niestety nie dowiedziałem się co Dylan chciał powiedzieć dalej, bo już po chwili poduszka, która znajdowała się za Brettem, wylądowała na twarzy Dylana. Chłopak szybko zdjął ją z twarzy, po czym z przyjacielskim mordem w oczach spojrzał na wyższego.

- Może mi jeszcze powiesz, że kłamie.- powiedział, wyciągając palec wskazujący w stronę Bretta.

Ten szybko przewrócił oczami, a mój kącik ust powędrował w górę. Jasne, że czułem się lekko nieswojo, po tym co usłyszałem, jednak o dziwo poczułem też przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Zaciekawiony spojrzałem na Bretta, a gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się ten zrobił naburmuszoną minę i przewrócił oczami. Jeszcze nie raz będę mu to wypominać.

- I po co to mówiłeś.- rzucił, spoglądając na Dylana.- Teraz będzie mi to wypominać, a poza tym sam nie jesteś lep..- urwał w połowie zdania.

Nie dosłyszałem końcówki, jednak patrząc na reakcję Dylana, chyba nie powinienem jej usłyszeć. Szatyn niemalże automatycznie spoważniał, a jego dłoń zacisnęła się na podłokietniku fotela.

- Skoro o tym mowa. Muszę z tobą porozmawiać.- powiedział nagle Dylan.

Brett na ułamek sekundy zerknął na mnie, po czym znów na swojego przyjaciela, z którym szybko wymienił się porozumiewawczymi spojrzeniami. Było to dziwne i lekko niepokojące, jednak o dziwo niczego się nie obawiałem.

- Liam, słuchaj.- zaczął Brett obracając się w moją stronę.- Nie zrozum mnie źle, ale muszę z Dylanem o czymś porozmawiać, dlatego proszę poczekaj tu. Pójdziemy na chwilę na górę i zaraz przyjdziemy.

Od razu kiwnąłem mu głową, na co ten wstał z kanapy i ruszył w stronę schodów. Dylan podążył za nim, a już po chwili obaj zniknęli mi z oczu. Czy powinienem mieć o to pretensję, że ma przede mną tajemnice. Absolutnie nie! To sprawa, którą muszą omówić razem i jeśli dotyczy ona Dylana, to Brett uszanuje jego prośbę, aby nikomu tego nie mówić. Są w końcu przyjaciółmi.

Po paru chwilach zaczęło mi się nudzić, dlatego pospiesznie wyciągnąłem telefon. Już podczas rozmowy z Brettem poczułem wibracje dlatego dobrze będzie sprawdzić kto się dobijał. Oczywiście, że podejrzewałem, kto może być nadawcą wiadomości, jednak to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Theo: Pisałem z Mike'em i rozmowa jakby się kleiła. Wszystko było okey i nawet nie kończyły nam się tematy do rozmów.

Theo: No i później chciałem go trochę sprowokować, więc napisałem, że idę się kąpać.

Theo: Myślałem, że rzuci tym swoim żartem.

Theo: Coś w stylu. "Zaraz będę" albo "Umyję ci plecy"

Theo: A on

Theo: Napisał

Theo: Tylko

Theo: Że

Theo: "To napisz jak skończysz"

Theo: Kumasz to?

Theo: Jemu już nie zależy!!!!!!

Niekontrolowanie parsknąłem na to śmiechem, a moje oczy wywróciły się. Szybko zacząłem stukać po ekranie, a już po chwili wysłałem mu odpowiednią wiadomość.

Ja: Theo. Masz okres. Idź zjedz lody. To ci przejdzie.

Theo: Ty mały!!!!

Ja: No przecież żartuje. Może ma jakiegoś doła i nie ma ochoty na żarty.

Theo: Ej, a wiesz, że o tym nie pomyślałem.

Theo: Dobra, jakoś to delikatne rozegram, aby się dowiedzieć.

Z niemocy zablokowałem telefon, a moje oczy znów zrobiły fikołka. Sam jestem ciekawy o co chodzi z Mikiem, jednak w tym momencie nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ teraz coś innego przykuło moją uwagę.

W momencie, go poprawiałem się na sofie, do moich uszu dotarł głośny wrzask Bretta. Wzdrygnąłem się lekko, bo w pierwszej chwili do mojej głowy napłynęły czarne myśli. Dopiero po przeanalizowaniu tego dźwięku zrozumiałem, że to nic groźnego, bo sam krzyk brzmiał jak okrzyk ekscytacji, albo szczęści. Nie wiem jak to opisać, jednak na sto procent to nic strasznego.

Zaciekawiony spojrzałem w kierunku schodów, a już po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Odgłosy kroków stawały się wyraźniejsze z każdą sekundą, a gdy zobaczyłem ich schodzących poczułem delikatną ulgę. Brett wyglądał na zadowolonego, natomiast Dylan jakby zjadł całą cytrynę. Może i był lekko skwaszony, jednak to na pewno nic poważnego.

Obaj zeszli na dół, po czym stanęli pomiędzy kuchnią a salonem. Obróciłem się w ich stronę i ułożyłem swoje ręce na oparciu kanapy. Brett z zadowoloną miną podszedł do mnie i siadając na oparciu, ułożył swoją lewą rękę na moich plecach. Dylan zaś stanął na środku i z tą samą miną spojrzał na swojego przyjaciela. Ta cała scena wyglądała dziwnie, przez co poczułem delikatne zaciekawienie. O czym oni tam rozmawiali? Teraz chcę wiedzieć.

- Mam się bać?- zapytałem nagle.

W pierwszych sekundach oboje tylko patrzeli na siebie. Dopiero po chwili Brett oderwał wzrok od Dylana i masując mnie delikatnie po plecach spojrzał na moją osobę.

- Może w niedalekiej przyszłości sam się dowiesz.- zaczął po czym znów spojrzał na szatyna.- O ile Dylan w końcu zrozumie.

- Słuchaj.- zaczął od razu Dylan oburzonym głosem.- Czasami nie da się przejść na wyższy poziom, jeśli dana postać w zespole, nie ma odblokowanego ekwipunku. W tym wypadku emocjonalnego.

Zmarszczyłem brwi na tą dziwną grę słów, po czym posłałem Brett'owi pytające spojrzenie. Chłopak uśmiechnął się czule, po czym schylił się, aby zrobić coś co dodatkowo wprowadziło mnie w osłupienie. On po prostu mnie pocałował. Tak bez najmniejszego skrępowania i bez oporów. Nie interesowało go to, że Dylan na nas patrzy.

Ale mnie tak, a dowodem na to było uczucie piekących policzków.

- Dobra, rozumiem. Będę już leciał.- rzucił szybko Dylan.

Brett wyprostował się i parsknął na to śmiechem. Ja natomiast zamilkłem, bo byłem za bardzo sparaliżowany zażenowaniem, jakie przysporzyła mi ta sytuacja. Ale to chyba dobrze, że Brett postanowił to zrobić, bo przecież to kolejny etap w naszej relacji.

I nie będę tego ukrywać, ale mile popieściło to moje ego. Brett zrobił to przy Dylanie i nie bał się jego reakcji, a ja tak bardzo chciałem, aby przynajmniej jedna osoba nas zaakceptowała.

- Dobra, ja lecę, czeka mnie jeszcze trening.- dodał po chwili Dylan, na co Brett kiwnął mu głową.- Będziesz na jutrzejszym meczu.

- Tak, muszę zobaczyć nowego członka zespołu w akcji.- odparł mu i bez najmniejszego skrępowania znów zaczął masować moje plecy.

Niby zbliża się koniec roku, a tu nagle jakoś gorąco się zrobiło.

- A ty? Przyjdziesz?- dopytał szatyn przenosząc na mnie swoje spojrzenie.

Momentalnie zagryzłem dolną wargę i z lekkim opóźnieniem kiwnąłem mu głową. Ten uśmiechnął się delikatnie i unosząc dłoń na pożegnanie pokierował się do wyjścia. Brett, jako dobry gospodarz wstał z oparcia i rzucając mi krótkie "zaraz wracam" pokierował się za Dylanem.

Jak się teraz czułem? Jakby ktoś zdjął mi z ramion ogromny ciężar. Ja i Brett jesteśmy oficjalnie razem, a Dylan który jest uznawany w szkole za homofoba zaakceptował nas. Czy może być coś piękniejszego?

- I co teraz zrobisz?- usłyszałem głos Brett. Dobiegł on zza okna, co oznaczało, że zdążył już wyprowadzić gościa na zewnątrz. Nie chciałem być wścibski i podsłuchiwać, jednak w tej sytuacji nie dało się nie słyszeć tego co mówią.

- Nie mam bladego pojęcia. Byłem pijany.- odparł mu Dylan.

- Stary, to nie brzmi dobrze. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że

- Nie, nie, nie. Źle to ująłem.- przerwał mu.- Chodzi o to, że wtedy byłem pewniejszy siebie i nie zważałem na pewne konsekwencje.

- To nadal nie brzmi dobrze. Chcesz, abym zrobił to samo co ty mi? Na twoje nieszczęście są tu tylko dwa stopnie więc powtórzę to z siedem razy.- powiedział śmiertelnie poważnie, a ja tylko cudem stłumiłem w sobie wybuch śmiechu.

- Och, przecież wiesz, że to wypadek. Naprawdę mi przykro, nie miałem tego na celu.- odparł, na co Brett rzucił krótkie "yhym".- A co do tej sytuacji, daj mi czas. Muszę się z tym przespać i na spokojnie to przemyśleć, bo jak narazie moje słowa nie są równe intencją.- rzucił zrezygnowany Dylan.

- Dobra, ale jak coś to dzwoń.

Później usłyszałem ich krótkie pożegnanie, a po paru chwilach Brett znów wszedł do środka. Chłopak przemierzył dzielący nas dystans, po czym zadowolony usiadł zaraz obok mnie.

Nasz wzrok skrzyżował się, a moje ciało zareagowało automatycznie. Usta wygięły się w szerokim uśmiechu, a gęsią skórka ozdobiła całe moje ciało. Czułem się dobrze w jego obecności, a fakt iż ostatni konflikt z Dylanem dobiegł końca dodatkowo zrzucił ciężar z moich barków.

- Pierwszy dzień związku, a ty już masz przede mną tajemnice.- zacząłem się droczyć, po czym krzyżując dłonie na piersi oparłem się o sofę.

- To sprawa wyższej wagi. Musisz mi wybaczyć.- odparł poważnie, jednak na jego ustach dostrzegłem lekki uśmiech.

Nie potrafiłem już dłużej udawać, dlatego po chwili i moje usta wygięły się w szczerym uśmiechu. Brett widząc to ułożył swoją zdrową rękę na oparciu i bez najmniejszego skrępowania przysunął się w moją stronę, co wywołało kolejne dreszcze.

- A co jeśli nie wybaczę.- droczyłem się dalej.

- Coś na to poradzimy.- odparł, po czym pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek.

A ja go oddałem. Z ogromną przyjemnością.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Wiem, że tym rozdziałem się nie popisałam, ale chciałam wrzucić tutaj taki przerywnik.

Następny rozdział bedzie normalnie z perspektywy Thomasa. Spróbuję wyrobić się do 14 bo wtedy jadę na wakacje i prawdopodobnie nie będę mieć czasu pisać.

I przepraszam, że tak długo. Mam ostatnio sporo problemów.

Do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro