Rozdział 15. Akademia Magii Beauxbatons

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziło ją głośne pukanie w okno. W pierwszej chwili wystraszyła się i szybko wyskoczyła spod cienkiej kołdry, lecz gdy zobaczyła przyczynę tego odgłosu, zaśmiała się cicho sama z siebie i z tego, jak bujna była w tym momencie jej wyobraźnia. Już w głowie pojawił jej się obraz zakapturzonej postaci, która najprawdopodobniej chciałaby się zakraść do niej do pokoju i ją zabić. Na szczęście, była to tylko zwykła sowa.

Podeszła do okna i wpuściła sowę McGonagall do środka. Spojrzała przelotnie na zegarek. Równa siódma. Trochę się przeraziła, że tak późno wstała i może się nie wyrobić na wyjazd, więc szybko odwiązała liścik i go przeczytała.

Szanowna panno Granger,
Pragę panią powiadomić o zmianie godziny waszego wyjazdu na wymianę. Będzie ona o godzinie dziewiątej, więc przed wyjazdem będzie jeszcze czas na zjedzenie posiłku w Wielkiej Sali. Może się pani ubrać w coś wygodnego, jednak na miejscu trzeba będzie się przebrać w mundurek szkolny. Proszę o wyznaczonej godzinie stawić się na błoniach, razem z bagażem. Będzie tam profesor Flitwick, który was odprowadzi do powozu. Przed wyjazdem redaktorka Proroka Codziennego przeprowadzi z wami krótki wywiad. Życzę miłej podróży oraz dobrze spędzonego tam czasu.
Z poważaniem,
Dyrektor Minerwa McGonagall

Kasztanowłosa odetchnęła z ulgą, gdy przeczytała, że ma więcej czasu na ogarnięcie się. Odłożyła list na biurko i poszła do garderoby po ubranie. Wyciągnęła z szafy czarne jeansy, a do tego białą, przewiewną bluzkę i bieliznę.Poszła się przebrać do łazienki, po czym zamknęła szczelnie kufer i do torebki, którą otrzymała od Luny na urodziny, wrzuciła jakąś książkę, różdżkę oraz kilka galeonów i sykli. Była równa godzina ósma, więc wyszła z dormitorium razem z bagażem. Dzięki zaklęciu był on lżejszy i mogła go swobodnie podnieść, przez co schodzenie po tylu schodach do Wielkiej Sali nie było dla niej aż takim koszmarem, jednak jego rozmiar trochę jej przeszkadzał, przez co gdy wyszła zza zakrętu i niespodziewanie na kogoś wpadła.

— Przepraszam, nie zauważyłam cię — powiedziała, po czym podniosła wzrok na osobę stojącą przed nią..

— Nic się nie stało. Może ci pomogę? — zapytał uśmiechnięty Theodore.

Hermiona spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem, ale po chwili się otrząsnęła i pokiwała głową z nieśmiałym uśmiechem. Poszli więc razem w stronę, z której przyszedł brunet. Ciągnął jej bagaż, a gdy były schody, podnosił go. Był wyższy od Hermiony o głowę, przez co nie musiał się aż tak wysilać i wysoko podnosić kufer, żeby nie rysował się o podłogę. Miał na sobie czarną bluzkę z długim rękawem, która opinała jego ciało. Dzięki temu kasztanowłosa miała okazję zobaczyć jego dobrze zbudowaną sylwetkę, a w szczególności ramiona. Wróciła wzrokiem do jego twarzy i spotkała się z jego rozbawionym spojrzeniem, na co się zarumieniła i spojrzała na swoje stopy. Nott zachichotał cicho, na co jeszcze bardziej się zdziwiła. Ogólnie, nie spodziewała się, że kiedykolwiek jakiś Ślizgon jej w czymś pomoże, a tu ją spotkała miła niespodzianka. Do tego nie wyzywał jej i do tego się śmiał. Chichotał. W trakcie drogi do Wielkiej Sali zaczęli rozmawiać o nauce, a potem o wymianie.

— Jeśli mogę zapytać, o co chodziło McGonagall z twoim innym zajęciem? Przez które wymiana jest przesunięta — zapytał Theodore, nadal niestrudzenie idąc z bagażem i przy okazji zerkając przelotnie na Gryfonkę.

— Niestety nie mogę powiedzieć — odpowiedziała z przepraszającym uśmiechem.

— Rozumiem — odparł, kiwając głową, a po chwili kontynuował — Z Draco czasami da się wytrzymać, więc nie skreślaj go od razu. Wiem, jak wyglądała wcześniej wasza „znajomość" — to mówiąc, zrobił jedną ręką znak cudzysłowu, bo drugą nadal niósł kufer — I jak pewnie nadal wygląda. Jednak tam będziecie znali tylko siebie nawzajem. Zresztą, i tak teraz przez McGonagall i jej wybór, abyście byli Prefektami Naczelnymi, musicie razem współpracować, i to dość często.

Hermiona szła obok Ślizgona, słuchając jego monologu. To była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką do niej powiedział i jeszcze głównym jej tematem był Malfoy.

— Theodore, wiem, że się przyjaźnicie z Malfoy'em, jednak same twoje słowa nie sprawią, że zacznę go inaczej traktować. Cieszę się, że mi to powiedziałeś, jednak Malfoy sam musiałby coś zrobić w tym temacie, a nie jego przyjaciele — powiedziała, a gdy brunet tylko kiwnął głową, dopowiedziała — Gdybym miała do wyboru jechać z Malfoy'em albo z tobą na tę wymianę, to bym wybrała ciebie. Chociaż normalnie rozmawiamy.

— Miło mi Hermiono — odparł z uśmiechem, przez co w jego policzkach pojawiły się dołeczki — Jestem jednak kapitanem drużyny Quidditcha i mógłby być z tym mały problem. Bez jednego gracza damy radę, ale bez kapitana, czy jestem nim ja, czy byłby nim nadal Draco, byłoby ciężko. Jednak gdyby to Draco był nadal kapitanem, to może ja bym był drugim Prefektem Naczelnym i może wtedy byśmy tam razem pojechali.

— Czemu w ogóle na ostatni rok to ty jesteś kapitanem? A nie Malfoy, jak to było do tej pory? I czemu profesor McGonagall wzięła jako drugiego Prefekta Naczelnego Malfoy'a, a nie ciebie?

Dopiero po chwili dotarło do niej, że te słowa, które były tylko w jej głowie, opuściły jej usta, a Theodore trochę zwolnił tempo, prawdopodobnie po to, aby zastanowić się nad odpowiedzią. Gdy po kilku sekundach nic nie powiedział, kasztanowłosa już otwierała usta, by go przeprosić za swoją natarczywość i ciekawość, jednak on odezwał się jako pierwszy.

— Najlepiej zapytaj o to Draco.

— Nie będę się go o to pytała. Nie ma opcji, on mi nigdy nie powie.

— W takim razie, przepraszam Hermiono, ale ja także nie mogę ci tego powiedzieć.

Brązowooka kiwnęła ze zrezygnowaniem głową, kończąc temat. Przeszli jeszcze kilka korytarzy i wkrótce doszli na miejsce.

— Gdzie ci to postawić? — zapytał brunet, rozglądając się.

— A możesz tutaj — powiedziała Hermiona, widząc obok woźnego Filcha — Dziękuję. Za pomoc w przyniesieniu bagażu i za rozmowę.

— Nie ma sprawy — odpowiedział z uśmiechem i usiadł przy stole Slytherinu.

Hermiona za to skierowała się do stołu Gryfonów. Nie było tam Ginny, ale zauważyła Harry'ego, który właśnie jadł samotnie owsiankę. Dosiadła się więc do niego.

— Czemu mi nie powiedziałaś, że dzisiaj wyjeżdżasz? — zaczął Wybraniec.

— Cześć Harry, ciebie też miło widzieć — odpowiedziała z przekąsem — Wczoraj się o tym dowiedziałam i powiedziałam Ginny, żeby ci przekazała.

— No tak, wiem. Ale czemu mi nie powiedziałaś tego osobiście?

— Nie miałam czasu — odpowiedziała, a widząc jego podniesioną brew, powiedziała — Pansy do mnie przyszła z pewnym... problemem i chciałam jej pomóc. Potem gdy było już późno, spotkałam się z Ginny i Luną, bo je wcześniej o tym powiadomiłam. Było już bardzo późno, więc nie chciałam ci zawracać głowy. Zresztą, Gin i Luna chyba były w Wieży Gryffindoru, więc mogłeś przyjść z nimi.

— Przyjaźnisz się z Parkinson?

— Tylko tyle zrozumiałeś z mojej wypowiedzi? — zapytała, po czym westchnęła — Nie wiem, czy to można nazwać przyjaźnią. Spotkałyśmy się chyba jakieś trzy czy cztery razy, rozmawiamy czasami ze sobą, a wczoraj rozmawiałyśmy na dość poważny i osobisty temat. Gdy mnie teraz o to zapytałeś, przyszło mi na myśl, że my sobie nawet nie ufamy. Ale nie. Po tym, co mi wczoraj powiedziała, uważam, że mi ufa. I ja jej chyba też zaufałam. Oczywiście, nie aż tak bardzo, jak ufam Tobie czy Ginny, ale jednak. Nie wiem, jak to się stało w tak krótkim czasie.

— Dobrze, to jest twoje życie i twoje wybory. Jednak uważaj na nią. To Ślizgonka. A jeśli chodzi o tę wymianę, to jak się czujesz?

— To samo powiedziała mi Luna na temat Pansy. A wymiana... gdyby nie Malfoy, z którym tam muszę jechać, to pewnie byłabym bardzo szczęśliwa. Może znowu zobaczę Paryż — rozmarzyła się Hermiona.

— Nie przejmuj się Malfoy'em. To tylko tleniona fretka. A tak w ogóle, to kiedy tam wyjeżdżacie?

— O dziewiątej — odpowiedziała Hermiona i ugryzła tosta z dżemem.

— Nie chcę cię martwić, ale jest już za dwadzieścia.

— O cholera — Hermiona chwyciła w rękę dwa tosty, przytuliła Harry'ego na pożegnanie i skierowała się do wyjścia, jednak odwróciła się z powrotem do niego i krzyknęła — Zajmijcie się z Ginny Krzywołapem i Gwiazdką!

Harry pokiwał głową i jej pomachał, a Hermiona wyszła z Wielkiej Sali, wzięła kufer i skierowała się na błonia. Z daleka zauważyła już blondwłosego arystokratę, a obok niego stał niski profesor Flitwick.

— Dzień dobry profesorze — powiedziała zdyszana kasztanowłosa, na co blondyn uśmiechnął się wrednie.

— Dzień dobry panno Granger. W takim razie, gdy już oboje jesteście, chodźmy — powiedział profesor i skierowali się do bram Hogwartu.

Gdy tam doszli, Hermiona zobaczyła powóz, który był bardzo podobny do powozów, którymi jechali na początku roku do Hogwartu. Był on jednak nieco większy, a na drzwiach był herb Hogwartu. Cały powóz był jednak w kolorze brązowym, gdzieniegdzie było widać złote wykończenia. Do tego, zamiast testrali były dwa hipogryfy. Hermiona spojrzała ze zdziwieniem na profesora. Trochę się zdziwiła, że to akurat te stworzenia ciągnęły powóz. Zwykle były to testrale. Na czwartym roku widziała jedynie powóz Akademii Magii Beauxbatons, który ciągnęły abraksany. Oprócz tych dwóch nigdy chyba nie widziała innych gatunków stworzeń, które by to robiły.

— Proszę się nie martwić, panno Granger. Te dwa hipogryfy były przez długi czas szkolone, na pewno nie zrobią żadnej krzywdy — powiedział profesor, gdy zobaczył przestraszony wzrok Gryfonki — Jest tutaj redaktorka Proroka Codziennego, Gianna Armstrong — tu wskazał na niską, rudowłosą kobietę, która właśnie wyszła zza powozu i widocznie była w stanie błogosławionym — która zapytała mnie, czy może wam zrobić zdjęcie i przeprowadzić króciutki wywiad.

— Tak, jak już wasz profesor mnie przedstawił, nazywam się Gianna Armstrong. Zrobiłabym wam ze dwa zdjęcia i odpowiedzielibyście mi na krótkie pytanka. Co wy na to? Wymiana to ważne wydarzenie w życiu szkoły i na pewno inni chcieliby się coś więcej o tym dowiedzieć — powiedziała entuzjastycznym tonem kobieta.

— Dobrze — odpowiedziała Hermiona.

— To w takim razie ustawcie się najpierw na tle powozu, ale tak, żeby było widać Hipogryfy — powiedziała, po czym chwyciła za aparat i dostawiła go do twarzy — Przysuńcie się do siebie, no dalej — powiedziała, widząc, z jaką niechęcią się do siebie przysuwają — Panie...

— Malfoy.

— Panie Malfoy, niech pan obejmie ramieniem swoją koleżankę.

— To nie jest moja koleżanka — powiedział z zaciśniętymi zębami, nie miał zamiaru się wydurniać, już powinno wystarczyć to, że się tak do siebie przysunęli.

— Panie Malfoy, proszę nie marudzić. To tylko na chwilę — powiedziała, ale widząc upór w jego oczach i zaciśniętą szczękę, poddała się — Dobrze, to teraz uśmiechnijcie się ładnie.

Hermiona wykonała polecenie redaktorki, a na twarzy Draco pojawił się grymas, który chyba miał być uśmiechem. Pani Armstrong, widząc, jaki ten blondyn jest uparty, zrobiła im zdjęcie, a następnie powiedziałam, w jaki sposób przebiegnie wywiad. Gryfonka miała nadzieję, że ta redaktorka nie jest taka sama jak Skeeter i tekst w gazecie będzie taki sam, jak słowa, które wypłyną z jej ust.

— Zrobimy tak. Ja wam zadam trzy pytania i każde z was na nie odpowie, nie wiedząc, co powiedziało drugie. W takim razie poproszę najpierw pannę...

— Granger.

— Pannę Granger, by podeszła tutaj do mnie — powiedziała redaktorka, zachęcając ją gestem dłoni, by usiadła obok niej na murku, a Malfoy pozostał koło powozu, kilka metrów dalej — Pierwsze pytanie, czy ucieszyła się pani na wieść o wyjeździe na wymianę?

Hermiona, słysząc pierwsze pytanie, od razu wiedziała, że dobrze by było, jakby odpowiadała wszystko na poważnie, nie obrażała Malfoy'a i mówiła o samych zaletach tego wyjazdu, bo pewnie wiele osób to przeczyta, a nie chciała zrobić z siebie idiotki, a raczej mądrą osobę i przede wszystkim dojrzałą. Tak więc zrobiła. Wszystkie słowa, które wypłynęły z jej ust, zostały zapisane przez samonotujące pióro.

— Dobrze. Drugie pytanie. Uważa pani, że takie coś jest dobre? Przez te dwa tygodnie opuścicie lekcje. Wyrobicie się z nadrobieniem materiału?

— Tak, moim zdaniem organizowanie takich wymian uczniowskich jest bardzo dobre. My, uczniowie, mamy okazję, by zobaczyć, jak wygląda nauka w innej szkole, jaki jest poziom nauki, jak wygląda sam budynek, czy jest podobny do naszego, a przede wszystkim mamy szansę poznać nowych i niesamowitych ludzi. Jeśli chodzi o nadrobienie lekcji, to tak, damy sobie radę. Dyrektor McGonagall ustaliła z innymi profesorami, że będziemy musieli tylko zrobić pracę domową z ostatniej lekcji. Jest to moim zdaniem dobre, ponieważ nie musimy nadrabiać całych dwóch tygodni, ale też nie jest tak, że nie musimy nic robić.

— Super. I ostatnie pytanie. Jakie relacje wiążą ciebie i pana Malfoy'a?

Po tym pytaniu pani Gianny Hermiona przez chwilę nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wiadomo, nienawidzili się z Malfoy'em, ale przecież tego dosłownie nie powie. Mimo wszystko nie chciała pogarszać jego teraźniejszej sytuacji w społeczeństwie, gdzie każdy oceniał go głównie przez pryzmat tego, że był byłym Śmierciożercą. To mogłoby też postawić ją w złym świetle. Mózg Golden Trio, który gardzi wrogami. Zaraz zaczęłyby się pewnie plotki, że czuje się lepiej od innych, lubi się wywyższać, przechwalać i tym podobne. Doszła do wniosku, że na to pytanie odpowie krótko i wymijająco.

— Chodzimy razem do szkoły, jesteśmy na jednym roku, ale w innych domach. Jesteśmy też razem Prefektami Naczelnymi, więc czasami musimy przebywać nawet większość dnia w swoim towarzystwie. To tyle. Jesteśmy tylko znajomymi — zakończyła kasztanowłosa.

Pani redaktor była chyba najmniej zadowolona z tej odpowiedzi, ale nic nie powiedziała. Wstała z murka, więc Hermiona zrobiła to samo. Podeszła do powozu, a pani Armstrong wzięła ze sobą Malfoy'a i tak samo usiedli na murku. Gryfonka nie słyszała, jak ten arystokrata odpowiada na pytania, więc musiała być cierpliwa do wydania gazety, bo teraz pewnie się niczego nie dowie. Wydawało jej się, że wywiad z Malfoy'em trwał o wiele krócej niż z nią. Po chwili oboje podeszli do powozu, z czego Ślizgon był widocznie czymś zdenerwowany.

— Dobrze, zdjęcia zrobione, wywiady przeprowadzone. Bardzo wam za to dziękuję. Pojawicie się w Proroku Codziennym najpóźniej jutro. Do widzenia — pożegnała się z nimi, po czym odeszła w stronę Hogsmeade.

— W takim razie — odezwał się profesor Flitwick — wsiadajcie już do powozu. Zostały tylko cztery minuty do waszego planowanego wyjazdu.

Draco, jak przystało na arystokratę, pomógł jej wsadzić bagaż do środka. Hermiona kolejny raz tego dnia została miło zaskoczona przez Ślizgona, jednak wiedziała, że jego zachowanie nie oznacza, że ją lubi, a jedynie stosuje się do własnych zasad arystokratycznych.

Uśmiechnęła się i usiadła na jednym z siedzeń. Naprzeciwko niej usiadł Malfoy, który starał się niezauważalnie wytrzeć ręce, na co Gryfonce zszedł uśmiech z twarzy i zacisnęła usta, a profesor powiedział im przez drzwi ogólne informacje, ile będzie trwała podróż i, że z drugiej strony powozu jest jeden auror, gdyby się coś działo i woźnica. Pożegnali się z profesorem, który zamknął drzwi.

Kilka sekund później poczuła, że powóz się ruszył, a po chwili uniósł się w górę. Hermiona złapała się kurczowo za siedzenie. Nie lubiła latać samolotem, a to było bardzo podobne uczucie, jednak mniej komfortowe. Nie było tu żadnych pasów czy wydzielonych siedzeń, a jedynie jakby dwie kanapy, usytuowane naprzeciwko siebie. Gdy lot się ustabilizował, rozluźniła się i rozejrzała po wnętrzu powozu. Po lewej stronie było okrągłe okno, a na ścianie naprzeciwko były drzwi. Na oknie były bordowe zasłony. Gdy przejechała ręką po siedzeniu, poczuła, że są one zrobione z zamszu. Gdzieniegdzie były jakieś złote falbanki czy frędzle. Przez to powóz trochę wyglądał na staroświecki. Pod oknem była otwarta szafka, na której był przymocowany pojemnik ze świeżą wodą, a obok były plastikowe kubki. W szafce zauważyła różne przekąski, zarówno z magicznego świata, jak i te mugolskie.

Jej wzrok skierował się teraz na Malfoy'a, który siedział naprzeciwko niej. Miał na sobie czarne jeansy i czarną koszulę. Standardowo. Do tego czytał jakąś książkę i jak udało jej się odczytać tytuł, był to „Qudditch przez wieki". Znowu.

Gdy skończyła oględziny powozu i jej towarzysza, wyciągnęła z podręcznej torby podręcznik do Transmutacji. Wzięła jeszcze ze sobą podręcznik od Obrony przed Czarną Magią. To były jej ulubione przedmioty. Do tego to właśnie z tych dwóch miała się uczyć wyższych poziomów magii, a z tego powodu, że teraz te dodatkowe zajęcia praktyczne nie będą możliwe, stwierdziła, że sama się trochę poduczy teorii. Otworzyła książkę na rozdziale o komplikacjach w przemianie. Jak do tej pory nic się jej takiego nie zdarzyło, jednak chciała o tym w razie czego poczytać, żeby wiedzieć, co ewentualnie robić w takiej sytuacji i jak je omijać szerokim łukiem. Profesor powiedział im, że podróż będzie trwała kilka godzin, więc chciała jakoś wykorzystać ten czas. Jednakże miarowe poruszanie się powozu i cisza sprawiły, że wkrótce zasnęła.

~~~

Była godzina w pół do dziewiątej, więc pożegnał się z Blaisem, Pansy i Theodorem, wstał od stołu Slytheinu, po czym wyszedł z Wielkiej Sali. Miał jeszcze trochę czasu, więc wolnym krokiem, trzymając kufer, udał się na wyznaczone miejsce. Zauważył tam profesora Flitwicka, więc przywitał się z nim. Po jakimś czasie dołączyła do nich zdyszana Granger. W duchu zaśmiał się z jej kondycji, a na zewnątrz posłał jej tylko wredny uśmieszek. Widział ostatnio, że z rana była spocona i do tego siedząc w salonie i odrabiając lekcje, słyszał jej podskoki. Widocznie jej ćwiczenia na razie nic nie dawały, ale miał zamiar się z nią trochę podroczyć na ten temat, gdy już będą na miejscu, najlepiej wtedy, gdy nikt nie będzie im przeszkadzał.

Profesor zaprowadził ich do powozu, a na jego twarzy pojawił się grymas. Nie ma zbyt dobrych wspomnień z hipogryfami, więc niezbyt uśmiechała mu się podróż powozem ciągniętym właśnie przez te stworzenia. Mimo to, oprócz grymasu na twarzy nie dał po sobie nic poznać.

Po chwili podeszła do nich redaktorka Proroka Codziennego. Dobra, ustawi się do zdjęcia. Może też odpowiedzieć na jakieś durne pytania. Ale za Chiny nie obejmie Granger! Ustawił się jakieś trzydzieści centymetrów od niej, a zaraz po tym oślepiło ich światło flesza, przez co mimowolnie się skrzywił. Potem zaczęła coś gadać o wywiadzie. Trochę zdenerwowało go to, że mają odpowiadać osobno i bez znajomości odpowiedzi drugiej osoby. Wolałby wiedzieć, co Granger o nim mówi, żeby mógł o niej powiedzieć to samo. Nie chciał, by wyszło tak, że Granger powie jakieś jego dobre cechy, a on będzie ją wyzywał, czy na odwrót. Wywiad Gryfonki trwał jak na jego oko długo. Za długo. Po chwili była jego kolej, więc nie miał czasu na zastanawianie się. Poszedł za panią Armstrong i razem usiedli na niewygodnym murku.

— Dobrze, pierwsze pytanie. Ucieszył się pan na wieść o wyjeździe? Był pan zaskoczony?

— Szczerze, nie byłem tym zaskoczony, że to akurat nas wybrano, bo oboje dobrze się uczymy i do tego jesteśmy Prefektami Naczelnymi. Czy się ucieszyłem? Z jednej strony nie, bo muszę na te dwa tygodnie opuścić przyjaciół, ale z drugiej strony to nawet fajne doświadczenie. Nigdy w takim czymś nie uczestniczyłem. Teraz miałem okazję, więc wykorzystam to jak najlepiej — powiedział stanowczo, ale oczywiście, mówiąc to, częściowo kłamał.

Nie cieszył się. Ale musiał tak powiedzieć, by inni ludzie może spojrzeli na niego w inny sposób. Nie chciał, by inni ludzie gadali o nim jeszcze gorsze słowa tylko przez to, co powiedział w wywiadzie. Wolał zatem się pilnować.

Redaktorka pokiwała głową i zadała kolejne pytanie na temat nadrabiania lekcji. Tutaj wypowiedział się trochę krócej. Powiedział, że oboje się dobrze uczą i nie będzie problemu, do tego Dyrektorka załatwiła im pewną ulgę. Mówił to już trochę znudzonym głosem. Nigdy nie lubił udzielania żadnych wywiadów. Miał nadzieję, że ostatnie pytanie będzie najłatwiejsze. Jednak jak to mówią, nadzieja matką głupich. Gdy usłyszał ostatnie pytanie, trochę się zdenerwował, bo nie wiedział, w którą stronę ma iść. Obrażać Gryfonkę czy wymyślać jej jakieś zalety? Jak opisać ich relację w przyzwoity sposób? Stwierdził, że odpowie na to pytanie wymijająco.

— Jesteśmy w jednej szkole, do tego na tym samym roku. Jesteśmy po prostu znajomymi ze szkoły.

— A mógłby to jakoś pan rozwinąć?

— Nie — odparł sucho.

— No to może jakieś bonusowe pytanko — powiedziała, a Draco podniósł brwi — Jak się pan czuje jako były śmierciożerca, kontynuujący naukę w Hogwarcie ? Żałuje Pan tego...

— Nie odpowiadam na to pytanie. Jeśli nie ma pani żadnych innych, to ja już pójdę — powiedział, udając opanowanego. W rzeczywistości był wkurwiony, każdy jego skrawek ciała krzyczał, by jej coś powiedzieć niemiłego, żeby zacząć się na nią wydzierać, czy zrobić cokolwiek, byle by tylko dać upust tym emocjom.

Podszedł z powrotem do powozu. Redaktorka im podziękowała i pożegnali się, po czym zaczęli pakować się do powozu. Wsadził swój kufer do środka, a następnie pomógł Granger. Zrobił to tylko, gdyż uważał, że tak wypada, bo była kobietą. Wsadził je na górną półkę i od razu, gdy wsiedli do powozu, wytarł sobie ręce o siedzenie, bo przez to, że bagaże stały na trawie, ubrudziły się ziemią. Podnosząc kufry, musiał je złapać od dołu, przez co na jego rękach zostało trochę ziemi.

Rozejrzał się po powozie, w którym miał spędzić następne parę godzin. Wnętrze powozu nie podobało mu się za bardzo. Za dużo czerwieni i złota. Pewnie to sprawka McGonagall, pomyślał, w myślach porównując to wnętrze do starego salonu w drugim domu swojej babki Black. W momencie, gdy usiadł na jedno z siedzeń, uświadomił sobie, jak bardzo niewygodny będzie ten lot.

Gdy profesor się już z nimi pożegnał i powóz ruszył, zauważył, że Granger nagle chwyciła się siedzenia. On za to usiadł sobie wygodnie i wyciągnął książkę. Pewnie bała się takich lotów i do tego może była jeszcze na siebie zła, że pokazała mu swoją słabość, którą będzie mógł wykorzystać. Zajął się więc przeglądaniem książki, próbując skupić się na czymś innym. Zauważył, że Gryfonka zrobiła to samo. Akurat zaczął czytać bardzo ciekawy rozdział i nagle usłyszał jakiś głośny dźwięk. Rozejrzał się za sprawcą tego odgłosu i okazało, się, że Granger przysnęła i jej książka wypadła z rąk. Nie zwrócił na to jednak większej uwagi i sam pochłonął się w lekturze.

~~~

— Granger do cholery! Wstawaj!

Usłyszała czyjś głośny krzyk obok swojego ucha i nie przemyślając tego, szybko podniosła się do pozycji siedzącej. Chwilę później tego pożałowała, bo walnęła czołem w brodę Malfoy'a i teraz je sobie pocierała.

— Co ty odwalasz, wariatko?

— Czemu mnie obudziłeś? — zapytała, ignorując jego wcześniejsze pytanie.

— Pytałem aurora ile jeszcze. Powiedział, że za pół godziny będziemy na miejscu, a musimy się jeszcze przebrać — odpowiedział Draco, siadając na swoim miejscu i masując sobie brodę — Ale ty masz ciężką głowę.

— Skoro w niej coś jest, no to jest ciężka — odgryzła się Hermiona.

—To w takim razie ja powinienem chodzić na głowie, bo inaczej bym jej nie utrzymał — odparł poważnie Malfoy, na co Gryfonka spojrzała na niego z podniesionymi brwiami, ale zaraz jej mina stężała.

— Gdzie się mamy przebrać? — zapytała, choć domyślała się i nie chciała, by jej domysły się sprawdziły.

— Tu.

— No chyba sobie żartujesz! — powiedziała, zrywając się z siedzenia. Na szczęście powóz był tak wysoki, że oboje bez problemu mogli się wyprostować i nie uderzyć głową w sufit.

— Nawet nie myśl sobie, że mam zamiar cię podglądać, jak się będziesz przebierała. Już bym wolał podglądać Bulstrode — powiedział z kpiącym uśmiechem, wyciągając z kufra mundurek szkolny — Na co czekasz?

— Aż się odwrócisz.

— Przecież ty nawet nie masz co...

— Zamknij się Malfoy! — wydarła się Hermiona ze łzami w oczach, a po chwili przez okienko zajrzał do nich zmartwiony auror, który usłyszał krzyki.

— Wszystko dobrze?

— Tak — odpowiedzieli oboje zdenerwowanym tonem, na co auror kiwnął automatycznie głową i wrócił na swoje miejsce.

Hermiona w tym czasie odwróciła się tyłem do tego tępego arystokraty i zaczęła udawać, że szuka czegoś w kufrze. Tak naprawdę, to chciała ukryć łzy, które zaczęły jej spływać po policzkach. Dotknęła ją uwaga blondyna. Sama twierdziła, że może nie jest zbyt ładna i nie ma idealnej figury, ale nikt jej tego jeszcze nie powiedział dosłownie. Do tego zrobił to Malfoy, podobno największy Casanova Hogwartu, który pewnie zaliczył większość dziewczyn i który mógł wybierać pomiędzy nimi. Widział na pewno wiele idealnych ciał, a jej na pewno się do tego nie zaliczało. Otarła dłonią zaschnięte łzy z policzków.

— Długo jeszcze mam tak siedzieć? — zapytał poirytowanym głosem Draco.

Kasztanowłosa odwróciła się w jego stronę i zobaczyła, że siedzi odwrócony do niej bokiem, najbardziej jak tylko się dało i do tego miał przymknięte powieki. Rzuciła tylko ciche „chwilka" i w ekspresowym tempie przebrała się, cały czas uważnie patrząc w jego stronę i przyglądając się, czy jej czasem nie podgląda, nawet w jakimś odbiciu. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Gdy była już przebrana w mundurek szkolny i zmieniała sobie buty, odezwała się.

— Już. Dzięki.

Sama nie wiedziała, czemu mu dziękuje. No niby odwrócił się i dał jej się spokojnie przebrać, ale chwilę przed ją obrażał. Westchnęła i wrzuciła do kufra buty, które zdjęła z nóg. W tym czasie Draco zdecydował się przebrać. Nie martwiąc się niczym, po prostu zaczął odpinać sobie koszulę i ją ściągnął, ale zauważyła, że lewe ramię stara się niezauważalnie ukryć przed jej wzrokiem. Ostatnio, gdy Krzywołap wleciał do jego pokoju i był bez bluzki, nie zauważyła Znaku. Choć może to było spowodowane tym, że tak samo jak dzisiaj, był do niej zwrócony jak najbardziej prawym bokiem. Trochę zrobiło jej się przykro, bo jednak był to znak, który pewnie zostanie z nim do końca życia i będzie cały czas mu przypominał o tych wydarzeniach.

Po chwili spojrzała na resztę jego wyrzeźbionego ciała. Jednak nie podziwiała go tak długo, jak ostatnio, lecz niemal od razu wróciła wzrokiem do jego srebrnych oczu.

— Co się tak patrzysz? Przecież widziałaś mnie już bez bluzki — powiedział z przekąsem, a Hermiona się zarumieniła.

Westchnęła ze zrezygnowaniem, spojrzała się w okno i zmarszczyła lekko brwi. Kilka minut temu ją wyzywał, a teraz w miarę normalnie z nią rozmawia. Może zauważył swój błąd i chciał się poprawić? Nie no, o czym ona myśli. Przecież to jest niemożliwe. Potrząsnęła głową, a w tym momencie Malfoy skończył się przebierać. Zajęli z powrotem swoje miejsca i dalszą podróż spędzili w ciszy. Nagle do powozu zajrzał przez okno auror.

— Za niedługo lądujemy — powiedział, a widząc ich kiwnięcia głowami, wrócił na swoje miejsce.

Kilka minut później poczuli, że powóz powoli opada. Hermiona znowu kurczowo złapała się siedzenia i zamknęła oczy. Gdy wylądowali i je otworzyła, pierwsze, co jej się rzuciło w oczy, to kpiący uśmiech Malfoy'a i jego rozbawiony wzrok. Zignorowała jednak jego zachowanie i wstała z siedzenia z podniesioną głową.

Drzwi powozu zostały otworzone przez aurora, więc wyszli, biorąc ze sobą bagaż. Od razu usłyszeli oklaski i zobaczyli, że na dziedzińcu stoją chyba wszyscy uczniowie, na czele z Madame Maxim. Podeszła do nich jako pierwsza.

— Witajci uczniowi! Bardzo się cieszymy, że jest organizowana wymiana międzi szkołami — przywitała się z nimi i rzuciła do jakiejś pary uczniów, którzy stali z kuframi obok powozu, który miały ciągnąć białe abraksany — Eh bien, montez dans l'entraîneur. Bonne chance (tł. Dobrze, w takim razie wy wsiadajcie do powozu. Powodzenia).

Wskazani uczniowie podeszli do powozu w oklaskach, a woźnica przyniósł im bagaże. Gdy powóz odleciał, całkowicie poświęcono uwagę Hermionie i Draco.

— W takim razi chodźci do środka, pewnie jesteście zmęczeni i głodni — powiedziała dyrektorka i wskazała im dłonią budynek.

Szkoła znajdowała się w górach, otoczona przez liczne, malownicze ogrody i magiczne fontanny. Jedna z nich, która była na środku, podobno była nazwana na cześć Flamelów — Nicolasa i Perenelle, który się tam poznali, a fontanna miała właściwości lecznicze i upiększające. Sam zamek był zbudowany z jasnej cegły, miał wiele pięter kilka wieżyczek, których dachy miały kolor niebieski. Zamek wyglądał na bardziej nowoczesny, niż Hogwart. Droga prowadząca od powozu do wejścia do szkoły wyłożona była ze sporych, jasnych kamieni. W oddali mogli zobaczyć ciągnące się przez wiele kilometrów lasy.

Uczniowie z Hogwartu udali się razem z resztą w stronę zamku. Ich bagaże zniknęły, więc pewnie zostały przeniesione przez dyrektorkę do ich sypialni. Weszli do pomieszczenia, które przypominało Wielką Salę w Hogwarcie. Jednak nie było czterech osobnych stołów, ale było tam wiele kwadratowych i prostokątnych stołów, przy których siedziały już jakieś grupki osób. Hermiona na początku myślała, że w tej szkole uczą się tylko dziewczyny, bo tylko je widziała na Turnieju Trójmagicznym, jednak zobaczyła też kilku chłopaków. Było ich jednak o wiele mniej, niż dziewcząt i byli oni w większości młodsi. W starszych rocznikach były same dziewczyny. Na to kasztanowłosa trochę się zdziwiła, ale nic tego nie skomentowała. Madame Maxim zaprowadziła ich na środek Sali i odezwała się donośnym głosem.

— Witajci! Jak pewni pamiętacie, dzisiaj mieli przybyć do nas uczniowie ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Będą oni u nas przez prawie dwa tygodnie i mam nadzieję, że ich dobrze przyjmiecie. Po posiłku poproszę jedne ze starszych uczennic, żeby oprowadziły naszych gości po zamku — powiedziała, a po chwili powiedziała to jeszcze raz, tym razem po francusku, aby uczniowie mniej rozumiejący angielski, wiedzieli, co mówi.

Zaprosiła ich do jednego z większych stołów, gdzie Hermiona zobaczyła uczennice w mniej więcej ich wieku. Usiedli razem z Draco na wolnych krzesłach obok siebie. Dyrektorka odeszła do stołu pedagogicznego. Po chwili Gryfonka usłyszała, że jakaś uczennica zwraca się do Malfoy'a, nawijając coś po francusku. Zauważyła trochę zdezorientowaną i być może lekko przerażoną minę Draco, który widocznie nic nie rozumiał z tego, co do niego mówi. Hermiona nie miała zamiaru mu sama pomagać. Po chwili odwrócił się do niej, ignorując Francuzkę.

— Wytłumacz jej, że ja nic nie rozumiem — szepnął Draco do Hermiony.

— A skąd wiesz, że ja umiem? — zapytała ze złością, ale widząc wątpiący wzrok blondyna i podniesione brwi, westchnęła i zwróciła się do dziewczyny — Il ne comprend pas le français (tł. On nie rozumie francuskiego).

Zrezygnowana dziewczyna odwróciła się do reszty swoich koleżanek i zaczęła coś z nimi rozmawiać. Draco spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. Nie spodziewał się, że ta francuzka aż tak szybko sobie odpuści i pewnie teraz jeszcze obgadywała go z koleżankami.

— Co ty jej nagadałaś?

— Że nic nie rozumiesz, tyle — odpowiedziała krótko Hermiona, nakładając sobie na talerz jedno z nieznanych jej dań, które chciała spróbować..

— No nie wiem, może byłaś zazdrosna i kazałaś jej się odwalić.

— Czyś ty zgłupiał?! Ja zazdrosna o ciebie? Nie wyobrażaj sobie za dużo — powiedziała ze złością, nabijając na widelec kawałek mięsa i wyobrażając sobie, że to głowa Malfoy'a.

Uśmiechnął się pod nosem, ale nie odezwał się już nic więcej i wzięli się za jedzenie. Podczas posiłku w Sali Jadalnej nimfy leśne śpiewały serenady, przez co nie było niezręcznej ciszy. Po skończonym posiłku podeszła do nich Madame Maxime razem z dwiema starszymi uczennicami.

— Jesteści gotowi na zwiedzanie? — zapytała dyrektorka.

— Tak — odpowiedzieli w tym samym momencie, na co Madame Maxime posłała im dobroduszny uśmiech.

— To są dwie uczennice, Adrienne i Dominique, które oprowadzą was krótko po szkole i zaprowadzą do sypialni — mówiąc to, wskazała na uczennice, które stały obok niej.

Jedna z nich, Adrienne, miała brązowe, długie włosy i szare oczy. Co bardzo zdziwiło Hermionę, nie miała ona idealnej figury, jak większość tutejszych uczennic. Druga, Dominique, była blondynką o włosach do ramion i miała zielone oczy. Obie, zdaniem Gryfonki, wyglądały bardzo ładnie. Miały na sobie też szkolne, jedwabne szaty w kolorze błękitnym.

Hermiona podniosła się z krzesła, a za nią Draco i razem poszli za Francuzkami. Przechodząc korytarzami, jedna z nich opowiadała im o historii tego zamku. Podziwiali piękne obrazy, rzeźby, fontanny, ogrody i wiele innych rzeczy. Gryfonka była zafascynowana tym zamkiem, z zainteresowaniem słuchała, co mówiła Adrienne. Za to blondynka zaczęła iść bardziej obok Malfoy'a i widocznie chciała go poderwać. Zaczęła mówić coś do niego łamanym angielskim i po francusku, ale on nic z tego prawie nie rozumiał, więc coś jej krótko odpowiedział, a później zaczął ją ignorować. Po jakimś czasie doszli do ich sypialni.

— Proszę, oto wasza sypialnia — powiedziała brunetka i otworzyła drzwi.

Na słowo „wasza" uczniowie Hogwartu znieruchomieli, bo oboje zdecydowanie woleli spać na podłodze niż razem w jednym łóżku. Jednak wchodząc do środka, uspokoili się, bo na szczęście zobaczyli dwa osobne posłania. Hermiona pożegnała się grzecznie z Francuzkami i rozejrzała się po pokoju. Było to jedno, sporych rozmiarów pomieszczenie, utrzymane w kolorach brązowym i białym. Po prawej stronie od wejścia było biurko i jakieś mniejsze szafki, obok których stały ich bagaże. Na tej ścianie było także duże okno. Naprzeciwko wejścia stały dwa łóżka, które stały równolegle do siebie, po przeciwnych stronach, przy ścianach. Między nimi była jedna nocna szafka, a na niej lampka. Był tam też brązowy dywan. Po lewej stronie, na ścianie obok drzwi, była duża szafa z lustrem. Naprzeciwko okna były drzwi, prawdopodobnie prowadzące do łazienki. Hermiona jako pierwsza otworzyła tamte drzwi i zobaczyła prześliczną łazienkę. Pokój był nawet ładny, ale nie jakiś szałowy. Za to łazienka zrobiła na niej duże wrażenie. Na ścianach były białe płytki, meble tak samo były białe, ale z czarnymi i srebrnymi zdobieniami. Wanna stała na srebrnych nóżkach. Był też tam prysznic bez brodzika, a w podłodze były kratki, którymi woda spływała do odpływu. Lustro nad umywalką było oświetlane. Dodatki, takie jak kosz, wieszak na ręczniki i mydelniczka były w kolorze czarnym. Trochę się zdziwiła widząc taką łazienkę w takim zamku, ale pewnie to był pokój dla gości, urządzony w trochę innym stylu, niż reszta pomieszczeń w budynku. Wyszła z łazienki i podeszła do swojego bagażu. Położyła swój kufer na łóżku, które stało po lewej stronie. Stwierdziła, że nie ma co zaczynać jakiejkolwiek rozmowy na temat wyboru łóżek, bo jedyną różnicą między nimi było to, że jedno stało obok okna a drugie było bliżej łazienki.

Gryfonka otworzyła swój bagaż i miała zamiar od razu rozpakować swoje ubrania, ale podeszła najpierw do szafy, by zobaczyć, jak są rozłożone szafki i wieszaki. Szafa ta była trzydrzwiowa, po bokach były wieszaki, a na środku było sześć półek. Malfoy w tym samym czasie podszedł razem z kufrem i jednym ruchem różdżki powiesił swoje ubrania na wieszakach po lewej stronie. Hermiona więc zrobiła to samo, tylko po drugiej stronie. Była zmęczona i nie miała ochoty na rozkładanie ubrań, więc zrobiła to za pomocą magii.

— Ja zajmuję trzy górne półki — odezwał się do niej blondyn, pierwszy raz od czasu wyjścia z Sali Jadalnej, po czym schował tam resztę ubrań.

Kasztanowłosa pokiwała ze zrezygnowaniem głową, bo nie miała ochoty się z nim o to kłócić. Zresztą, Malfoy był od niej wyższy i pewnie lepiej mu było sięgać, niż się schylać, a Hermiona była chyba zbyt niska, by wyjąć coś z najwyższej półki. Schowała resztę ubrań i naszykowała sobie piżamę i położyła ją na łóżku.

— Mogę pierwsza zająć łazienkę? — zapytała Hermiona.

Draco tylko kiwnął na znak zgody i rozłożył się na łóżku, więc Gryfonka podeszła do kufra, by wyjąć sobie kosmetyki, żel pod prysznic, szczoteczkę do zębów i inne potrzebne rzeczy. Schyliła się i po chwili poszukiwań zamarła. Wczoraj wyciągnęła żel pod prysznic i szampon, by się wykąpać. A potem nie schowała go z powrotem. Westchnęła, zła na siebie i przez chwilę nie wiedziała co zrobić. Przecież nie będzie myła się samą wodą. Żadnej z Francuzek też nie zapyta, bo żadnej nie zna. Zostaje Malfoy. Cholera.

— Malfoy... — zaczęła nieśmiało Hermiona, bawiąc się rękami i patrząc na swoje stopy.

— Czego?

— Mogępożyczyćtwójszamponiżelpodprysznic? — zapytała szybko kasztanowłosa.

— Granger, możesz wolniej?

— Mogę pożyczyć twój szampon i żel pod prysznic? — zapytała ponownie Gryfonka, rumieniąc się z zażenowania. Nie dość że samo zapomnienie o tak przydatnych rzeczach było kompromitujące, to jeszcze musiała się zapytać swojego wroga o pożyczenie ich jej.

— Ach... Czyli podoba ci się mój zapach? Trzeba było tak od razu. Jednak autografów nie rozdaję — powiedział Draco z kpiącym uśmiechem.

— Malfoy! Nie, nie podoba mi się twój zapach i nie chcę twojego autografu. Po prostu zapomniałam wziąć swoje.

— A może zrobiłaś to specjalnie? — zapytał Malfoy, który widocznie chciał sobie z niej pożartować. Powoli wstał i podszedł do kufra, jednak Hermiona nie wiedziała, czy po kosmetyki, czy po coś innego.

— Nawet o tym nie marz — powiedziała hardo, a nie widząc reakcji blondyna, zapytała ponownie — No to jak, mogę pożyczyć? — zapytała ostatecznie, tracąc już powoli cierpliwość. Jeśli jej teraz znowu jednoznacznie nie odpowie, umyje się samą wodą.

— Bierz, nie chcę być z Tobą w jednym pomieszczeniu, jak będziesz śmierdzieć — odpowiedział zrezygnowany i wręczył jej pojemniki — Ale nie zużyj mi dużo, bo ci zabiorę. I nie siedź w łazience godzinę! - krzyknął, gdy już wchodziła do środka.

Zadowolona Hermiona, że udało jej się zdobyć potrzebne kosmetyki, wzięła piżamę, weszła do łazienki i rozebrała się. Zdjęła zegarek z ręki i położyła go obok umywalki, zerkając przelotnie na godzinę, po czym weszła pod prysznic. Puściła ciepłą wodę i zaczęła się powoli myć żelem Malfoy'a. Nie mogła zaprzeczyć, że pachniał on ładnie. Nie umiała określić dokładnie tego zapachu, ale jej się podobał. Tak samo było i z szamponem. Po wykąpaniu się odstawiła pojemniki na półkę i obwiązała się szarym ręcznikiem. Umyła zęby i przebrała się w piżamę. Gdy wyszła z łazienki, spojrzała na zegarek i szybko przekalkulowała w głowie, że siedziała tam niecałe dwadzieścia minut. Nie było źle. Odłożyła ubrania do szafy i położyła się na łóżko. Nie miała zamiaru robić już nic innego, bo była zmęczona. Chwilę potem, przy szumie lecącej wody, zasnęła.

~~~

Szli właśnie razem z dwiema Francuzkami, a jedna z nich im coś tam opowiadała o zamku. Granger szła obok tej, co opowiadała i jej słuchała, a ramię w ramię z Draco szła jakaś blondynka.

— Ci ty mieć fille (tł. dziewczyna)? — zapytała, a on nie wiedział, co jej odpowiedzieć.

Pierwsze trzy wyrazy jakoś zrozumiał, ale nie wiedział w ogóle, co znaczy to ostatnie, a nie chciał wyjść na idiotę.

Vous pouvez (tł. możesz) odpowiedzi?

— Ja nie rozumieć — mówiąc to, czuł się jak kompletny debil, jednak nie wiedział, co innego mógłby zrobić w tej sytuacji.

Później coś jeszcze do niego mówiła, ale włączył się i skupił się na tym, co mówiła druga dziewczyna. Ona o wiele lepiej mówiła po angielsku, czasami się zacinała, ale ogólnie mówiła bardzo dobrze. Udało mu się wychwycić kilka informacji na temat tego budynku, jednak nie były one jakoś bardzo ciekawe. Po kilkunastu minutach marszu w akompaniamencie ciekawostek o zamku, nareszcie doszli do ich sypialni. Na wypowiedziany wyraz „wasza" trochę się spiął, bo za cholerę nie będzie spał w jednym łóżku z Granger. Nie ma mowy. Jednak gdy zobaczył dwa osobne łóżka, uspokoił się lekko. Co prawda musieli dzielić jedną łazienkę, ale to było do przeżycia.

Pomieszczenie nie było jakieś bardzo brzydkie czy biedne, ale wyglądem na pewno nie przypominała jego sypialni w Dworze Malfoy'ów. Można było je porównać do sypialni w dormitorium Prefektów Naczelnych. Albo w sumie to nawet wyglądało trochę gorzej. Jedyna różnica była taka, że tu musiał spać w jednym pokoju z Granger i łóżko było o jakąś połowę mniejsze. No ale jakoś da radę. Francuzki zostawiły ich samych, więc zaczął się rozpakowywać. Stanął obok Gryfonki i rozłożył swoje ubrania do szafy. Granger miała iść pierwsza do łazienki, więc położył się na nawet wygodnym łóżku. Przymknął oczy, ale nagle usłyszał lekko poddenerwowany głos Gryfonki, więc podniósł się do pozycji siedzącej. Granger zapomniała wziąć rzeczy do mycia się i on miał jej pożyczyć. Na początku zaczął ją denerwować, bo chciał zagrać na czas. Nie wiedział, czy jej pożyczyć. Z jednej strony ona była szlamą, znienawidzoną Gryfonką i ogólnie była irytująca, ale z drugiej strony nie chciałby czuć nieprzyjemny zapach, gdy będzie w jej otoczeniu, czy żeby sam czuła się niekomfortowo, zwłaszcza w towarzystwie nieznanych jej osób, które dopiero co miała poznać i na których zapewne chciała zrobić dobre wrażenie. . Ten drugi argument pojawił się w jego głowie znikąd, jednak nie mógł go całkowicie zignorować. Zgodził się więc.

Po pewnym czasie wyszła z łazienki i on wtedy poszedł się umyć. Od razu, gdy wszedł do pomieszczenia, poczuł zapach swojego żelu pod prysznic. Z ciekawości wziął do ręki butelkę z szamponem i spojrzał do środka. Tak jak jej powiedział, tak zrobiła. Nie zużyła jakoś dużo, mimo że miała zdecydowanie więcej włosów do mycia. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Uważał, że myślenie najlepiej wychodzi mu podczas brania prysznica. Zastanowił się chwilę nad kilkoma rzeczami.

Po pierwsze, ciekawy był, jak będą wyglądały kolejne zajęcia z magopsychologiem. Na początku, spodziewał się, że będą musieli się przedstawić czy coś. Ale jak będą wyglądały kolejne? Czy będą rozdrapywali rany z przeszłości? Czy skupią się tylko na teraźniejszości? Czy wszystkie spotkania będą grupowe, czy może będą kiedyś obowiązkowe indywidualne? Tego teraz się jeszcze nie dowie, musi poczekać do powrotu do Hogwartu. Nawet nie wie, co może brać pod uwagę. Gry zespołowe? Bez sensu, większość z nich jest już za stara. Jakieś anonimowe ankiety? Możliwe. Zadania do wykonania poza zajęciami? Pewnie tak, ale nie wie jeszcze jakie.

Jeśli chodzi o te Francuzki, to mógł powiedzieć, że większość z nich była ładna. Jednak niektóre, według niego, miały za jasną cerę. Nie lubił, gdy kobieta wyglądała jak śmierć. Oczywiście, nie skreślało jej to całkowicie, jednak wolał w miarę normalną karnację. Do tego jeszcze te ładniejsze, na przykład te, które dzisiaj do niego zagadywały, nie umiały dobrze angielskiego, a on nie umiał w ogóle francuskiego, przez co nie mogli się dogadać.

Ciekaw był też, co jego przyjaciele robią teraz w Hogwarcie. Prawdopodobnie odrabiali lekcje czy się czegoś uczyli, bo dzisiaj był pierwszy dzień tygodnia, choć w sumie niektórzy już może spali. Ale Zabini raczej nie zaliczał się do tych osób..

Po chwili woda lecąca z prysznica zrobiła się nagle gorąca, więc szybko ją zakręcił i cicho zaklął. Wytarł się szybko ręcznikiem, umył zęby i założył szare dresy. Z grymasem na twarzy chwycił mały plastikowy słoiczek, który wziął ze sobą do łazienki. Znajdował się w nim pewnego rodzaju krem, który po nałożeniu na Mroczny Znak sprawiał, że był on niemal niewidoczny. Nie używał go jednak zbyt często, bo po zetknięciu z wodą czy jakimś materiałem krem ten ścierał się, a Mroczny Znak stawał się tak samo widoczny, jak wcześniej. Po nałożeniu go, rzucił jeszcze zaklęcie utrwalające dla bezpieczeństwa i założył białą koszulkę. Zdawał sobie sprawę, że przy Granger nie wypada paradować w samych dresach, ale nie mógł też spać w koszuli z długim rękawem, bo to wyglądałoby co najmniej dziwnie. Zerknął jeszcze raz w stronę prawie niewidocznego Mrocznego Znaku, po czym wyszedł z łazienki, ułożył ubrania w szafie i położył się na łóżku, na prawym boku.

Jego twarz znajdowała się teraz dokładnie naprzeciwko twarzy brązowookiej. Zauważył, że Granger już spała i miał okazję jej się trochę przyjrzeć. Miała na sobie czarną, satynową piżamę, jej włosy były rozłożone na całej poduszce i miała delikatnie uchylone usta. Przeszło mu przez myśl, że nie jest ona taka brzydka. Przynajmniej, w porównaniu do koleżanek z jego domu nie była sztuczna. Do tej pory uważał ją za niezbyt ładną. W sumie to nie uważał, a jej to wytykał, gdy się kłócili, gdy chciał jej dogryźć. Tak naprawdę to nigdy jej się jakoś dokładnie nie przyglądał, bo nie było okazji. Nie mógł przecież siedzieć w Wielkiej Sali i patrzeć na nią przez cały obiad czy na lekcjach, bo każdy by uznał, że oszalał. On sam by mógł tak pomyśleć. Ona, jakby wyczuwając jego wzrok na sobie, zmarszczyła nos i odwróciła się do niego tyłem. Blondyn, nie mając co robić, spoliczkował się w myślach za moment, w którym aż tak dużo myślał o śpiącej niedaleko Gryfonce. Po kilku minutach patrzenia się na zmianę na burzę kasztanowych loków i na sufit, zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro