Rozdział 16. Iskra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wymiana uczniowska między Szkołą Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie a Akademią Magii Beauxbatons!

Dnia 21.09.1998 roku o godzinie dziewiątej Prefekci Naczelni Hogwartu, Hermiona Granger i Draco Malfoy wyruszyli powozem zaprzężonym w hipogryfy do Francji na wymianę uczniowską. Od razu dało się zauważyć ich szczęście i zadowolenie, że to właśnie oni zostali wybrani. Poniżej jest ich wspólne zdjęcie zrobione na tle powozu.

Hermiona Jean Granger, lat 19, znana jako główny mózg Golden Trio, które w dużym stopniu przyczyniło się do upadku Voldemorta, uważana za najmądrzejszą uczennicę od czasów Roweny Ravenclaw, Gryfonka na ostatnim roku, pani Prefekt Naczelna.

Draco Lucjusz Malfoy, lat 18, dziedzic z rodziny Malfoy'ów, która należy do znanej wszystkim Dwudziestki Ósemki czystokrwistych rodów, szukający w Drużynie Quidditcha, Ślizgon na ostatnim roku, Prefekt Naczelny.

Przed wylotem udało mi się przeprowadzić z nimi osobno krótki wywiad, który znajduje się poniżej.

— Panno Granger, pierwsze pytanie, czy ucieszyła się pani na wieść o wyjeździe na wymianę?

— Oczywiście, że tak. Uwielbiam zwiedzać nowe miejsca, poznawać inną kulturę, a przede wszystkim nowe osoby. To jest wspaniałe doświadczenie i cieszę się, że zostałam do tego wybrana. Możemy także poznać może inny system nauki, sami na pewno też się czegoś nauczymy, pomimo że nie musimy brać ze sobą żadnych książek.

— Dobrze. Drugie pytanie. Uważa pani, że takie coś jest dobre? Przez te dwa tygodnie opuścicie lekcje. Wyrobicie się z nadrobieniem materiału?

— Tak, moim zdaniem organizowanie takich wymian uczniowskich jest bardzo dobre. My, uczniowie, mamy okazję, by zobaczyć, jak wygląda nauka w innej szkole, jaki jest poziom nauki, jak wygląda sam budynek, czy jest podobny do naszego, a przede wszystkim mamy szansę poznać nowych i niesamowitych ludzi. Jeśli chodzi o nadrobienie lekcji, to tak, damy sobie radę. Dyrektor McGonagal ustaliła z innymi profesorami, że będziemy musieli tylko zrobić pracę domową z ostatniej lekcji. Jest to moim zdaniem dobre, ponieważ nie musimy nadrabiać całych dwóch tygodni, ale też nie jest tak, że nie musimy nic robić.

— Super. I ostatnie pytanie. Jakie relacje wiążą ciebie i pana Malfoy'a?

— Chodzimy razem do szkoły, jesteśmy na jednym roku, ale w innych domach. Jesteśmy też razem Prefektami Naczelnymi, więc czasami musimy przebywać dużo w swoim towarzystwie. To tyle. Jesteśmy tylko znajomymi.

— Dobrze, to wszystko w takim razie. Dziękuję za udzielone odpowiedzi. Przeprowadzę teraz wywiad z Panem Malfoy'em. Moje pierwsze pytanie do pana. Ucieszył się pan na wieść o wyjeździe? Był pan zaskoczony?

— Szczerze, nie byłem tym zaskoczony, że to akurat nas wybrano, bo oboje dobrze się uczymy i do tego jesteśmy Prefektami Naczelnymi, więc, jak powiedziała pani dyrektor McGonagall, my mamy pierwszeństwo jechania na tę wymianę. Czy się ucieszyłem? Z jednej strony nie, bo muszę na te dwa tygodnie opuścić przyjaciół, ale z drugiej strony to nawet fajne doświadczenie. Nigdy w takim czymś nie uczestniczyłem. Teraz miałem okazję, więc wykorzystam to jak najlepiej.

— A jak będzie z nadrobieniem materiału? To przecież prawie dwa tygodnie zaległych lekcji.

— Oboje się bardzo dobrze uczymy i nie mamy problemów z nauką, do tego dyrektor McGonagall załatwiła nam pewną ulgę, czyli będziemy musieli nadrobić lekcje z ostatnich lekcji.

— Dobrze, a w jakich relacjach jesteście? Ty i panna Granger?

— Jesteśmy w jednej szkole, do tego na tym samym roku, więc bardzo często chodzimy razem na lekcje. Jesteśmy po prostu znajomymi ze szkoły.

— Dobrze, dziękuję za przeprowadzony wywiad. To wszystko.

Wywiad przeprowadzony przez redaktorkę Proroka Codziennego
Giannę Armstrong

— Możesz mi powiedzieć, o co w tym chodzi? — zapytała zdenerwowana dziewczyna, drąc na fragmenty tę stronę gazety i wrzucając kawałki do palącego się kominka stojącego po jej prawej stronie.

W blasku ognia, który był jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu, widać było jej srebrne, długie paznokcie. Gdy chłopak siedzący obok w skórzanym, brązowym fotelu spojrzał w jej oczy, dostrzegł tam iskrę. Coś, czego wolałby nie widzieć w oczach tej dziewczyny. Nigdy nie wróżyło to niczego dobrego. Westchnął i poprawił się na fotelu, po czym odezwał się donośnym głosem.

— Co mam ci powiedzieć? Że stara McGonagall to ich wybrała? Przecież to nie zależało ode mnie.

— Muszę coś z tym zrobić... poczekaj tu chwilę — powiedziała, po czym szybko poszła do swojej sypialni i chwilę później wróciła z jakąś kartką w ręce — Wiesz, co to jest?

— Nie mam pojęcia — odpowiedział chłopak, przyglądając się staremu zdjęciu — A o co chodzi?

— Podobno mówią, że jesteś taki mądry... — powiedziała sarkastycznie i zacmokała — W sumie to dobrze, że nie wiesz. Nie będzie ci ta wiedza potrzebna. Ale załatw mi to.

— Jak?

— To już twój problem. Czekam do połowy października — powiedziała dziewczyna, po czym wyszła z pomieszczenia, zgrabnie kołysząc biodrami, zostawiając chłopaka samego ze swoimi myślami.

Spojrzał się w stronę wygasającego kominka. Wstał z fotela, podszedł bliżej i pochylił się nad nim. Zauważył, że zdjęcie, na którym byli Prefekci Naczelni, nie spaliło się do końca. Szybko je wyjął i otrzepał z popiołu, po czym schował do kieszeni kurtki. Wyszedł z Dworu, a następnie teleportował się do Hogwartu.

~~~

— Malfoy, ruszaj się, bo się spóźnimy! — krzyknęła Hermiona.

Spojrzała na zegarek. Za siedem ósma. Jak ten tępy arystokrata się nie pośpieszy, to spóźnią się na pierwsze zajęcia. A tak raczej nie wypadało, zwłaszcza że to był ich pierwszy normalny dzień w tym miejscu.

Blondyn już od pół godziny siedział w łazience i robił Merlin wie co. Do tego stojąca przy drzwiach Dominique, która trzymała śniadanie na tacy, nie polepszała tego. Jak tylko tu zapukała, zjechała Hermionę wzrokiem od dołu do góry. Nie było to zbyt miłe, zwłaszcza że Gryfonka widziała ogromną przepaść pomiędzy ich figurami i ogólnym wyglądem. Do tego zauważyła, że Francuzka jest bardzo pewna siebie, nie to, co ona. I mimo znajomości języka francuskiego, nie miała zamiaru zaczynać z nią jakiejś głębszej rozmowy.

Kasztanowłosa była teraz ubrana w bordową, lekko rozkloszowaną spódnicę i białą koszulę, a na nogach miała beżowe baleriny. Elegancko, ale niezbyt szkolnie. Za to Dominique miała na sobie standardowy szkolny mundurek. Zdaniem Hermiony, nosiła go trochę za wysoko, , przez co spódnica kończyła się trochę przed kolanem, jednak nijak to skomentowała.

Przyniosła im rano jedzenie, bo nie stawili się na śniadaniu. Nie mieli żadnego budzika, a do tego spali jak zabici, pewnie przez wczorajsze zmęczenie całym dniem. Zresztą, gdyby nawet wstali na czas przed śniadaniem, kasztanowłosa nie była pewna, czy daliby radę sami dojść do Sali Jadalnej. Byli tam tylko raz, a wracając Hermiona zwracała większą uwagę na to, co mówi Adrienne, niż na drogę, jaką pokonywali. Byłoby to więc trochę kłopotliwe i zgubienie się w tym zamku byłoby jak najbardziej prawdopodobne.

Po chwili dziewczyny usłyszały dźwięk zamka i otwieranych drzwi, przez które wyszedł Malfoy. Jak zwykle, był ubrany w czarne spodnie i ciemną koszulę. Ubrania bardzo kontrastowały z jego jasną cerą, blond włosami i jasnymi oczami. Wychodząc, spojrzał poirytowanym wzrokiem na swoją współlokatorkę, ale gdy zobaczył jeszcze inną osobę w tym pomieszczeniu, lekko się skrzywił, po czym podszedł do szafy, gdzie wsadził dresy i koszulkę, w których spał. Francuzka w tym czasie bacznie się przyglądała Malfoy'owi, a gdy złapała z nim chwilowy kontakt wzrokowy, uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Jednak gdy nie zwrócił na nią większej uwagi, odwróciła się ze zdenerwowaniem do kasztanowłosej.

S'il vous plaît (tł. Proszę) — powiedziała, wręczając jej tacę z posiłkiem.

Znajdowały się tam cztery tosty z dżemem, tyle samo kanapek oraz sok pomarańczowy i herbata. Odbierając śniadanie, brązowooka podziękowała jej skinieniem głowy, po czym postawiła tacę na biurku. Chwyciła w rękę kanapkę z pomidorem, a w tym czasie Malfoy ugryzł tosta. W niezręcznej atmosferze szybko dokończyli śniadanie. Nikt się nie odzywał w trakcie posiłku, a Francuzka jeszcze baczniej się im przyglądała, jak gdyby myślała, że skoro są zajęci jedzeniem, to nie widzą jej natarczywego wzroku na swojej osobie. Zdaniem Gryfonki, było to trochę niegrzeczne, jednak może tutaj mieli inne standardy kultury wobec nowo poznanych osób.

Pouvons-nous y aller maintenant? (tł. Możemy już iść?) — zapytała Dominique.

— Możemy już iść? — przetłumaczyła Malfoy'owi, a gdy on kiwnął głową, skierowała się do blondynki — Oui (tł. Tak).

Wyszli więc we troje z pokoju i skierowali się do jednej z sal, przy której było już mnóstwo uczennic. Dominique od razu od nich odeszła i stanęła razem ze swoimi koleżankami, po czym zaczęła im coś bardzo szybko i emocjonalnie opowiadać, jednak Gryfonka nie mogła nic z tego zrozumieć, bo po pierwsze mówiła bardzo szybko, a po drugie stała od nich trochę daleko, więc słyszała tylko pojedyncze wyrazy, które jednak nie mówiły jej nic konkretnego o temacie rozmowy. Wszystkie uczennice stały w grupkach, po trzy, cztery osoby.

Hermiona więc została sama z Draco, który aktualnie przejeżdżał znudzonym wzrokiem wszystkie dziewczyny, które stały niedaleko niego. Żadna z nich nie wyglądała na zawstydzoną czy poirytowaną jego zachowaniem, a wręcz przeciwnie, stawały pod takim kątem, by mógł na nich dłużej zawiesić oko i niektóre z nich nawet się do niego uśmiechały. Kasztanowłosą trochę to zirytowało. Nawet nie chodzi o zachowanie Ślizgona, bo w Hogwarcie też tak czasami robił, ale chodziło o samo zachowanie tych dziewczyn. Ich brak szacunku do samych siebie. Szeptały między sobą, patrząc się na niego, specjalnie się wypinały w jego stronę, „przypadkowo" zahaczały o swoje spódnice, przez co podnosiły się i puszczały do niego kokietujące uśmiechy.

Przewróciła oczami i spojrzała na blondyna. W pewnym sensie nie była zdziwiona, że dziewczyny aż tak na niego lecą. Na pewno był przystojny, szarmancki i bogaty. Na to ostatnie zwracała jednak najmniejszą uwagę. Jeśli chodzi o te wcześniejsze cechy, to i tak, zdaniem Hermiony, dla osób, które go znają, będą przyćmiewane przez to, że był śmierciożercą i przez jego ogólny charakter. Jedynie leciały na niego puste i sztuczne dziewczyny, które w głowie miały jedyne to, że fajnie by było, gdyby przeleciał je największy Casanova Hogwartu, przystojny i bezwzględny Ślizgon i do tego bogaty. Po chwili spotkała się ze stalowym spojrzeniem.

— Co tam Granger, zazdrość w serce ściska? — zapytał z kpiącym uśmiechem.

— Ja je mam, w porównaniu do ciebie. I nie, nic mnie nie ściska.

— Na pewno? — zapytał, puszczając to pierwsze zdanie mimo uszu — A ta spódnica to czasem nie jest za mała? — zapytał z wrednym uśmiechem.

— Nienawidzę cię Malfoy — powiedziała cicho cała czerwona ze zdenerwowania.

— Ostatnio coraz częściej wymawiasz moje nazwisko, nawet częściej niż dziewczyny, z którymi...

Nie zdążył dokończyć, bo do sali podszedł profesor. Bardzo młody. Gdyby nie usłyszała słów „Bonjour professeur" (tł. Dzień dobry, profesorze) padających z ust z jednej z Francuzek, która stała niedaleko, to pomyślałaby, że to po prostu jakiś starszy uczeń. Wyglądał, jakby był w ich wieku, może o jakieś dwa lata starszy. Otworzył im drzwi do sali z nieziemskim uśmiechem, więc weszli do środka. Wszystkie uczennice zajęły przydzielone im miejsca i okazało się, że uczniowie Hogwartu nie mają gdzie usiąść.

Było to niezbyt kulturalne z ich strony, że nie pomyśleli, by ustawić jakąś dodatkową ławkę. Profesor jako ostatni wszedł do klasy i widząc stojących uczniów, od razu wyczarował im miękkie krzesła i postawił obok innych, zajętych przez Francuzki. Zajęli więc miejsca, a wtedy profesor się odezwał.

— Dzień dobry! Wy mnie oczywiście znacie — tu skierował się do uczennic — ale przedstawię się krótko naszym gościom. Nazywam się Louis Adrien Lautier i uczę w tej szkole muzyki i tańca, oczywiście jest jeszcze troje nauczycieli tych zajęć, jednak mi są przypisane trzy ostatnie klasy. Dzisiaj będziecie mieli okazję zobaczyć, jak wygląda taka lekcja, a może weźmiecie w niej trochę udział. Jak się nazywacie? — zapytał Hermionę i Draco, a gdy się przedstawili, dokończył — Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się głównie tańcem — powiedział profesor, po czym powtórzył mniej więcej to samo, tylko że po francusku.

Gdy skończył mówić, machnął różdżką w stronę gramofonu stojącego pod ścianą, a po chwili w sali rozbrzmiała cicha, spokojna muzyka. Wszystkie uczennice od razu podniosły się z krzeseł i stanęły w jednym rządku przed profesorem. Hermiona nie wiedziała, co oni mają zrobić, ale nie widząc żadnego gestu profesora, siedziała nadal na krześle, tak samo, jak Draco. Po chwili nauczyciel skupił się całkowicie na swoich uczennicach, zaczął im coś pokazywać i tłumaczyć po francusku. Wtedy Gryfonka miała okazję, by bardziej się mu przyjrzeć. Miał kręcone włosy w kolorze ciemnego blondu i zielone oczy. Był dość wysoki, jednak gdy przed zajęciem krzeseł porównała jego wzrost do Malfoy'a, to był od niego niższy o jakieś dziesięć centymetrów. Był raczej szczupły, niezbyt umięśniony. Teraz był w trakcie rozmawiania z uczennicami na temat nowego tańca.

— Catherine, podejdź do mnie — zwrócił się do jednej z dziewcząt, a gdy do niego podeszła, zwrócił się do uczniów z wymiany — Hermiono, Draco, chodźcie tutaj.

Kasztanowłosa zdziwiła się, że nauczyciele zwracają się tutaj po imieniu do uczniów, a nie po nazwisku, jak to było w Hogwarcie. Jednak oboje posłuchali się profesora, wstali z krzeseł i stanęli obok niego i czarnowłosej uczennicy.

— Dobrze, chciałbym wam dzisiaj pokazać jeden z francuskich tańców, jest on bardzo prosty, więc szybko się go nauczycie. Nazywa się Le Pas du Loup. Tańczy się go w parach, ja będę pokazywał go razem z Catherine, a wy później po nas powtórzycie. A więc tak, na początku należy stanąć naprzeciwko siebie i złapać się za ręce. — Na to ostatnie zdanie Draco się lekko skrzywił, ale bez sprzeciwu wykonał polecenie nauczyciela i złapał Granger delikatnie za dłonie.

— Robię to tylko dlatego, żeby ten gościu dał nam spokój — szepnął do Hermiony tak, aby nikt nie zauważył.

— Nie bój się Malfoy, robię to z tego samego powodu — odparła cicho, patrząc mu hardo w oczy.

— Gdy muzyka zrobi się szybsza, należy iść bokiem w prawą stronę, a w pewnym momencie trzeba zatrzymać się, tupnąć stopami dwa razy, zawrócić i iść w lewą stronę i tak samo jak wcześniej, zatrzymać się i tupnąć. Gdy muzyka lekko zwolni, puśćcie swoje dłonie i obróćcie się wokół swojej osi, a później klaśnijcie dwa razy. Następnie należy obrócić się w drugą stronę, a później wszystko jeszcze raz od początku. To jak, gotowi? — zapytał nauczyciel, a gdy zobaczył niepewne kiwnięcia głowami, przełączył muzykę w gramofonie.

Po chwili rozbrzmiała muzyka, a gdy profesor z uczennicą ruszyli skocznym krokiem w prawą stronę, Draco i Hermiona zrobili to samo. Widać było, że blondyn radzi sobie o wiele lepiej od Gryfonki, mogła nawet się domyślać, że nie tańczy tego po raz pierwszy. Ona deptała mu po stopach i nie umiała zbytnio wyczuć rytmu, w którym trzeba było chodzić. Gołym okiem było widać ich wzajemną niechęć przy tym tańcu. Przede wszystkim świadczyło o tym to, że bardzo sztywno trzymali swoje ręce i nie patrzyli się na siebie, a ponad swoje ramiona czy w bok. Po chwili jednak muzyka ucichła, a uczniowie od razu puścili nawzajem swoje dłonie i stanęli w większej odległości.

— Widzę, że Draco sobie dobrze z tym tańcem radzi, jednak u ciebie Hermiono jest troszkę gorzej — na te słowa Malfoy uśmiechnął się wrednie, bo wreszcie ktoś powiedział na głos, że on jest w czymś lepszy od niej — Więc teraz zrobimy tak, Draco zatańczy teraz z Adrienne — tu wskazał ręką na brunetkę, która ich oprowadzała ich po zamku — A Hermiona zatańczy teraz ze mną.

Gryfonka kiwnęła ochoczo głową. O wiele bardziej pasowało jej tańczenie z miłym i przystojnym profesorem niż z tym tępym arystokratą. Czarnowłosa uczennica stanęła obok swoich koleżanek, a jej miejsce zajęła kasztanowłosa. Od razu, gdy nauczyciel chwycił ją za dłonie, poczuła, że są one cieplejsze niż ręce Draco. On miał lodowate. Gdyby nie to, że poruszał się, mówił i ciągle jej dogryzał, to mogłaby stwierdzić, że nie żyje.

Tańcząc z profesorem, czuła się lekka, poruszała się bardziej swobodnie. Ale ogólnie wolała tańczyć z profesorem Lautierem. Jednak to Malfoy miał ładniejsze perfumy. Zaraz, w ogóle, to czemu ona ich porównuje. Jeden z nich to dopiero co poznany nauczyciel, a drugi to były śmierciożerca, głupi arystokrata.

Hermionie na początku taniec szedł dobrze. Jednak gdy zaczęła rozmyślać i porównywać tych dwóch partnerów, straciła rytm i potknęła się o własne nogi, przez co trafiła w ramiona profesora. „Aleś ty głupia!" zrugała się w myślach i cała się zaczerwieniła. Merlinie, to było dla niej strasznie niezręczne i wolała, jakby to się nie wydarzyło.

— Wszystko dobrze? — zapytał, pochylając się nad nią i skupiając na niej swoje przenikliwe, zielone oczy.

— Tak, przepraszam — powiedziała Hermiona, po czym przy jego pomocy, podniosła się do pozycji stojącej.

— Usiądźcie już może z powrotem na swoich krzesłach. Ja jeszcze tylko opowiem teoretycznie o tym tańcu i na dzisiaj to będzie koniec.

Zajęli więc swoje dawne miejsca, a w tym czasie Francuzki słuchały słów profesora. Po pewnym czasie ogłoszono koniec lekcji i wszyscy wyszli z sali. Podeszła do nich z uśmiechem Adrienne.

— Teraz będzie półgodzinna przerwa, a po niej zajęcia na pierwszym piętrze. Zachęcam was, byście w czasie tej przerwy wyszli na zewnątrz i pooglądali fontanny i ogród. Poszłabym z wami, ale muszę teraz zrobić coś innego. Jeśli nie będziecie mogli trafić do sali, w której będą kolejne zajęcia, to zapytajcie kogokolwiek i powiedzcie, że chodzi wam o „Salle des sorts" (tł. Salę zaklęć) i powiedzcie moje imię, czyli Adrienne, to wtedy będą wiedzieli, o który rok wam chodzi. Różne roczniki mają zajęcia gdzie indziej. To tyle, ja już pójdę. Do zobaczenia — powiedziała brunetka z uśmiechem, po czym pomachała im i odeszła w swoją stronę.

— No to... gdzie idziemy? — zapytała kasztanowłosa Malfoy'a, który już zdążył odejść kawałek.

— Ja to idę do pokoju, rób sobie, co chcesz — powiedział i zniknął za zakrętem.

Zrobiło jej się trochę przykro. Sądziła, że chociaż na tej wymianie da jej spokój i spędzi ten czas dobrze. Nie chodziło jej tu już o jakieś normalne rozmowy, ale sądziła, że będą się zachowywali w miarę normalnie, jak na zwykłych ludzi przystało. A on już pierwszego dnia ją opuścił i została sama w nieznanym miejscu, z nieznajomymi osobami. Już chyba wolała towarzystwo Malfoy'a. No ale przecież nie będzie się za nim uganiała, nie ma mowy. Sama sobie jakoś ten czas zorganizuje, może nawet się z kimś zapozna. Znajomość francuskiego dawała jej o wiele więcej możliwości.

Poprawiła swoje rozpuszczone włosy i poszła w kompletnie inną stronę, niż poszedł Ślizgon. Po drodze spotkała kilka osób, jednak z nikim nie zamieniła ani słowa. Podeszła do otwartego wyjścia z zamku i skierowała się do największej fontanny, stojącej na samym środku ogromnego ogrodu. Adrienne opowiadała im, że została ona nazwana na cześć Nicolasa i Perenelle Flamelów oraz miała właściwości lecznicze i upiększające. Jednak mimo swojego wyglądu, Hermiona nie miała zamiaru nic kombinować. Usiadła na brzegu fontanny i spojrzała na taflę wody. Robiły się delikatne fale, pod wpływem spadających strumieni, można było także zobaczyć lekko niebiesko-fioletową poświatę. Wyglądało to magicznie, jak zresztą całe ogrody wokół szkoły.

Hermiona rozejrzała się po najbliższej okolicy. Kilkanaście metrów dalej, na jednej z ławek, siedziała prawdopodobnie jakaś nauczycielka i głaskała jakiegoś małego ptaszka, który stał obok niej i jadł ziarenka z ręki profesorki. Wyglądem bardzo przypominała profesor Sprout. Jednak miała ona inne ubranie, szarą szatę do samej ziemi. Nie miała też żadnego kapelusza, przez co było widać jej ciemnobrązowe włosy spięte po bokach, które gdzieniegdzie były posiwiałe. Przyglądała jej się, aż w końcu natrafiła na jej piwne oczy. Uśmiechnęła się do niej dobrodusznie i poklepała obok miejsce, by Gryfonka usiadła obok niej. W pierwszej chwili odwróciła się za siebie, by zobaczyć, czy za nią nie ma kogoś innego, do kogo ta pani mogłaby skierować ten gest. Jednak gdy wokół niej nikogo innego nie było, powoli podeszła do pani i nieśmiało się przywitała, po czym usiadła na ławce.

— Witam cię, moja droga. Ty zapewne jesteś Hermiona Granger — widząc zaskoczone spojrzenie kasztanowłosej, kontynuowała — Bardzo dobrze znałam Alastora Moody'ego. Chodziliśmy nawet ze sobą do Hogwartu. Tak, ja chodziłam do tamtej szkoły, a w następnym roku szkolnym mój syn też tam pójdzie. Chodzi na razie tu, jednak mamy w planach, by się przeprowadzić. Tu, do Francji, przeprowadziłam się kilkanaście lat temu. Z Alastorem spotykałam się w ciągu ostatnich kilku lat i w tamtym czasie opowiadał mi o tobie, jako o uczennicy, która jest najmądrzejsza od czasów Roweny Ravenclaw.

Gdy nauczycielka to powiedziała, kasztanowłosą zaczęła boleć głowa od nagłego napływu tylu nowych i całkowicie niespodziewanych informacji. Jednak odchrząknęła i odezwała się po chwili.

— Miło mi to słyszeć, że wiele osób tak sądzi. Jednak niektórzy pomimo to, uważają mnie za osobę niegodną uczenia się magii...

— Tak jak ten blondasek? — zapytała, a widząc zszokowaną i rozkojarzoną minę Hermiony, roześmiała się — Obserwowałam was, gdy tu przybyliście, bo chciałam cię poznać. Gołym okiem widać było waszą niechęć, choć staraliście się to ukryć i zachowywać, jak normalni ludzie, aby nikt niczego nie podejrzewał i żeby dobrze was tu przyjęto, nieprawdaż? Jego też dobrze znam. Draco Lucjusz Malfoy. O tak, wiele słyszałam o jego rodzinie. Nie są zbyt lubiani, ale powiem ci, że wydaje mi się, że ten chłopak się stara.

— Malfoy się stara? Przecież on niczego takiego nie robi. Od zawsze się nienawidziliśmy...

— A czemu? — przerwała jej nauczycielka.

— On jest czystej krwi, a ja pochodzę z mugolskiej rodziny. Na drugim roku nazwał mnie szlamą i od tamtej pory znienawidziłam go jeszcze bardziej.

— Nadal tak robi? — zapytała pani profesor, a Hermiona poczuła się jak na przesłuchaniu, jednak po tym, gdy na samym początku ta kobieta powiedziała jej tak dużo i otwarcie o swojej rodzinie i przeszłości, stwierdziła, że chyba nic złego się nie stanie, gdy także coś o sobie opowie.

— Oczywiście, bez tego chyba jego życie nie miałoby sensu — powiedziała z ironicznym uśmiechem brązowooka, bawiąc się dłońmi. Było to być może lekko niegrzeczne wobec starszej kobiety, jednak w tamtym momencie się tym nie przejmowała, a ciekawiło ją, co więcej powie ta pani.

— Uwierz mi dziecko, czasami ludzie robią coś, czego nie chcą. Ale zostają do tego zmuszeni pod wpływem rodziny czy szantażu. Może on naprawdę nie chciał tego robić? Zastanawiałaś się kiedyś nad tym? Czy od razu go oceniłaś? Nie mówię od razu, że on tak miał i że musisz zacząć się z nim przyjaźnić, bo jest skrzywdzony przez los, ale może spróbuj się coś na ten temat dowiedzieć i spróbuj go zrozumieć. Chciałabym, żebyś wzięła sobie moją radę do serca. Spróbuj. Ja już muszę iść, bo mam za kilka minut zajęcia. Mam nadzieję, że do zobaczenia — powiedziała, po czym podniosła się z ławki i skierowała się w stronę zamku.

— Proszę pani! — zawołała za nią Hermiona, a gdy się odwróciła, zapytała — Pani od początku wiedziała, jak ja mam na imię. A jak się pani nazywa?

— Marie Moody — powiedziała ze smutnym uśmiechem i oddaliła się.

Gryfonka stała nadal w tym samym miejscu, ze zdziwionym wyrazem twarzy. Właśnie dowiedziała się, że Alastor Moody miał żonę. Ten pokręcony Alastor Moody. Szalonooki Moody. Miał żonę. Nie mogła się do tego przyzwyczaić. Strasznie je było dziwnie. Do tego ta pani wspomniała o synu, który za kilka lat miał iść do Hogwartu. Czyżby to był syn Moody'ego? Z tego wszystkiego wynika, że tak, jednak nie była tego całkowicie pewna, a aktualnie nie miała nawet jak się kogoś zapytać o to.

Do tego jeszcze te rady dotyczące Malfoy'a. No dobra, może był do tego zmuszany, żeby tak robić, ale to w takim razie, dlaczego teraz nadal tak postępuje? Na to już nie ma żadnego wytłumaczenia. Teraz nie ma już chyba żadnej osoby, która miałaby mu mówić, żeby tak robił. Lucjusz Malfoy nie żyje. Większość śmierciożerców albo spotkał los Lucjusza, albo są w Azkabanie. Narcyza Malfoy pewnie nie rozkazywałaby mu tak, a starałaby się pomóc. Czyli z wiedzy Hermiony wynika, że Malfoy już po prostu taki jest i robi to wszystko ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli.

Gryfonka zerknęła na zegarek i okazało się, że za dziesięć minut ma iść na kolejne zajęcia. Skierowała się do budynku w poszukiwaniu sali. Było jej dziwnie z myślą, że idzie na zajęcia bez żadnych podręczników i do tego nie musi się niczego uczyć. Nie chciało jej się samej szukać klasy, więc podeszła do najbliżej uczennicy i zapytała o klasę. Okazała się nią być Dominique w towarzystwie swoich koleżanek, która niechętnie wskazała jej kierunek, w którym powinna się udać. Podziękowała jej i skierowała się we wskazane miejsce.

Po chwili dotarła do sali, przy której stały uczennice, a oparty o przeciwną ścianę stał Malfoy. Na początku nie wiedziała, gdzie ma się bardziej skierować. Po prawej stronie przy drzwiach do sali stały wszystkie uczennice, które plotkowały prawdopodobnie na temat pewnego przystojnego blondyna. Po lewej zaś stał sam Ślizgon. W końcu wybrała towarzystwo znienawidzonego arystokraty, bo jego chociaż znała i zresztą mogłoby to wydawać się dziwne dla uczennic Beauxbatons, że uczniowie z wymiany się unikają.

— Widzę, że udało ci się dotrzeć do sali bez znajomości francuskiego — zaczęła Hermiona, czym sama się zdziwiła, bo to przeważnie blondyn zaczynał rozmowy, które później przekształcały się w kłótnie.

— Oczywiście, wystarczyło znaleźć jakąś przewodniczkę i do tego znam jeszcze inny język...

— Tak? A niby jaki? — zapytała z zainteresowaniem, które próbowała jakoś ukryć.

— Język ciała — odpowiedział z aroganckim uśmiechem.

Wywróciła oczami i odwróciła się do niego bokiem, dając tym samym znać, że nie chce z nim rozmawiać. Lekko mówiąc, zirytowało ją jego zachowanie. Jest tu dopiero drugi dzień, a już widocznie miał jakiś bliższy kontakt z jakąś dziewczyną. Nie jest zazdrosna, co to, to nie. Nie ma o co. Przecież oni nawet nie umieją utrzymać normalnej rozmowy. Zresztą, ta cała rozmowa z tą nauczycielką pomieszała jej w głowie. Ona jest szlamą. On jest arystokratą. Nienawidzą się od zawsze i tak ma być. Może po kilku latach po ukończeniu Hogwartu zobaczą się z daleka na Pokątnej i kiwną sobie głowami, tolerując się. I tyle.

Po chwili przyszła pani profesor i zaprosiła ich gestem do klasy. Miała trochę ponury wyraz twarzy, ciemne, długie włosy i była raczej niska. Wyglądem przypominała trochę Snape'a. Sala, w której mieli mieć teraz zajęcia, była bardzo podobna do tych, co były w Hogwarcie. Dwuosobowe, drewniane ławki i krzesła, a naprzeciwko biurko nauczyciela i tablica. Na jednej ze ścian były cztery duże okna, przez co do sali wpadało dużo światła i nie wymagała ona innego oświetlenia. Jednak, gdyby był ponury dzień, to można było pewnie zapalić świece, które wisiały na świecznikac na ścianie między oknami i za biurkiem. Na tyłach pomieszczenia były różne przedmioty, takie jak wazony, pióra, posagi, książki i szafy. Na ścianie obok drzwi wejściowych były obrazy, które najczęściej przedstawiały ludzi rzucających jakieś zaklęcia. Gdy już wszyscy weszli do środka i się rozsiedli, nauczycielka stanęła na środku klasy.

Bonjour professeur (tł. Dzień dobry pani profesor) — powiedziały uczennice.

Bonjour — odpowiedziała, po czym skierowała się do uczniów z Hogwartu, którzy siedzieli razem w drugiej ławce — Witam was, drodzy uczniowie. Nazywam się Elizabeth Spint i uczę w tej szkole Zaklęć i uroków — przedstawiła się, po czym zwróciła się do wszystkich uczniów — Na dzisiejszych zajęciach będziemy mówili o zaklęciu Colovaria. Jest to zaklęcie, które zmienia kolor danego obiektu. Więcej informacji znajdziecie na stronie pięćdziesiątej szóstej w podręczniku. Zróbcie krótką notatkę, a później przejdziemy do praktyki — oznajmiła profesor Spint, a następnie usiadła na krześle przy biurku.

W tym czasie wszystkie uczennice chwyciły w dłonie pióra i zaczęły pisać notatkę. W sali była całkowita cisza. Nikt się nie odzywał. Jedynie było słychać skrzypiące pióra. Gryfonkę to zdziwiło, bo u nich w Hogwarcie nie było mowy o lekcji prowadzonej w ten sposób. Jedynie kiedyś u Snape'a czy teraz czasami u McGonagal tak było. Gdy Francuzki skończyły pisać i odłożyły już pióra, bez żadnych poleceń schowały podręcznik, wstały z krzeseł i ustawiły się pod ścianą, a jedna z nich jednym machnięciem różdżki przesunęła wszystkie ławki i krzesła na tyły sali. To zachowanie jeszcze bardziej ją zdziwiło. Nie sądziła, że jest tutaj aż tak duża dyscyplina, że uczniowie wykonują takie rzeczy bez żadnych poleceń nauczyciela. Nauczycielka wstała, wyciągnęła różdżkę i stanęła na środku klasy.

— Znacie to zaklęcie? — zwróciła się tym pytaniem do Hermiony i Draco, którzy stali przy ścianie obok reszty uczennic.

— Tak — odpowiedzieli w tym samym momencie, więc pani Elizabeth stanęła naprzeciwko swoich uczennic i zaczęła im tłumaczyć to zaklęcie w ich ojczystym języku.

Kilka minut później w sali było wiele dziewcząt, które miały szaty w innych kolorach. Te zajęcia były trochę nudniejsze od poprzednich, może to ze względu na nauczycielkę i to, że normalnie prowadziła lekcje, nie zwracając na nich zbytniej uwagi. Po chwili lekcja się skończyła, więc wyszli z klasy. Wszystkie Francuzki poszły w tym samym kierunku, więc Hermiona i Draco bez słowa poszli za nimi. Nie odzywali się do siebie, w sumie to i lepiej, niż jakby mieli się kłócić. Po chwili doszli do Sali Jadalnej, więc kasztanowłosa domyśliła się, że idą teraz na obiad. Weszli do środka i usiedli przy tym samym stole, co ostatnio. Z czasem zaczęły się do nich dosiadać inne uczennice.

— Dzisiaj już nie będzie innych zajęć — powiedziała do nich szeptem Adrienne.

— Czemu? — zapytała Hermiona.

— Niby nie bardzo mogę o tym mówić, ale ty chyba jesteś godna zaufania — powiedziała, zwracając się do Gryfonki, a po chwili spojrzała znaczącym wzrokiem na Malfoy'a — Ale nie wiem, czy on też.

— Nie przesadzaj, aż taki głupi nie jestem — powiedział blondyn, wywracając oczami.

— No dobrze... powiedzmy, że ci... ufam — powiedziała niechętnie brunetka, po czym przysunęła się do nich bliżej — Tutaj wam tego nie powiem, bo jest za dużo osób. Po obiedzie, jak wyjdziecie z sali, skierujcie się w lewy korytarz. Ja tam będę na was czekała i wtedy pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce — oznajmiła, po czym odsunęła się od nich i kontynuowała posiłek, jak gdyby nigdy nic.

Kasztanowłosa pokiwała głową, po czym wzięła się za jedzenie sałatki z kozim serem. Była pozytywnie zaskoczona daniami podawanymi w tej szkole. Jakiś czas temu była we Francji z rodzicami, ale wtedy ze względu na to, że była młodsza, nie lubiła za bardzo próbować nowych rzeczy. Wolała klasyczne dania, więc akurat to jadła po raz pierwszy. Trochę już przejadła kurczakiem, sałatkami, pasztecikami dyniowymi czy innymi potrawami, które zawsze mogła znaleźć na stole w Wielkiej Sali, więc taka odskocznia była jak najbardziej pozytywna.

Po skończonym posiłku razem z Malfoy'em poszli w wyznaczone miejsce. Z dala zauważyli już brunetkę, która od razu po obejrzeniu się wokół pociągnęła ich do jednej z sal, którą natychmiast zabezpieczyła zaklęciami ochronnymi i przeciw podsłuchiwaniu. Od razu rozpoczęła temat, przez który się tutaj znaleźli.

— Idąc na obiad, usłyszałam rozmowę Madame Maxime i Elizabeth Spint, które rozmawiały o tym, że ktoś widział dzisiaj jakąś podejrzaną osobę kręcącą się niedaleko. Niestety nie rozpoznały tej osoby, bo miała na sobie jakieś ciemne ubranie, które zasłaniało także twarz, ale raczej na pewno był to mężczyzna. W naszej szkole znajduje się pewien... magiczny przedmiot. Dyrektorka boi się, że ten ktoś, kto tu był dzisiaj, chce to ukraść. Chociaż jest to strasznie dobrze chronione, to i tak się tego obawia. Dzisiaj nie będzie już więcej zajęć, bo część profesorów będzie miała dyżury, a druga część zajmie się polepszeniem barier ochronnych.

— Nie mam zamiaru o tym nikomu mówić, ale nie uważasz, że jesteś trochę naiwną osobą? — zapytał Malfoy z kpiącym uśmiechem, krzyżując ręce na piersi i kierując te słowa w stronę Adrienny, która spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami — Nie wiem, czy to wiesz, ale kiedyś byłem śmierciożercą, więc równie dobrze to mógłby być jakiś mój wspólnik, a ja byłbym tu po to, by robić zwiady — powiedział, na co obie dziewczyny zrobiły zszokowane miny.

Adrienne dlatego, że może zauważyła swoją bezmyślność i powiedziała coś tak ważnego osobom, które poznała dzień wcześniej, z czego jedna z tych osób była mocno powiązana z Voldemortem, a co za tym idzie, możliwe też, że z tą tajemniczą osobą. Gryfonka za to zszokowała się, ponieważ po raz pierwszy usłyszała, że Malfoy sam z siebie się przyznał, że był śmierciożercą.

— Proszę, nikomu tego nie...

— Przecież już powiedziałem, że nikomu tego nie powiem. Nie lubię łamać danego słowa. Jednak radziłbym ci uważać z zaufaniem następnym razem.

— W sumie to może postąpiłam zbyt pochopnie, może nie powinnam wam tak szybko ufać... — zamyśliła się brunetka, po czym spojrzała lekko przestraszonym wzrokiem w oczy Gryfonki — Za bardzo ufam ludziom, za bardzo się do nich przywiązuję, za szybko im wszystko wybaczam, zapominam. Mam głupi charakter, tak, wiem o tym.

— Nie masz głupiego charakteru, po prostu jesteś takim człowiekiem — powiedziała Hermiona, po czym podeszła do niej i ją przytuliła, na co opierający się o ścianę blondyn wywrócił oczami, jednak nic nie skomentował — Ja też nikomu tego nie powiem, możesz mi zaufać.

— Dobrze. A więc wracając do tematu. Nie wiem, co to za przedmiot, bo wiedzą o nim tylko wtajemniczeni. Tym bardziej nie wiem też, gdzie on się znajduje, bo to nie jest wiedza przeznaczona dla uczniów.

Hermiona i Adrienne rozmawiały jeszcze chwilę na ten temat, a Malfoy się im przysłuchiwał. Po krótkim czasie usłyszeli nagle głośne pukanie do drzwi, a po chwili ktoś powiedział „Jak zaraz nie otworzycie, to wysadzę te drzwi".

— Rozepnijcie bluzki i siadajcie na biurku — powiedział Malfoy, pośpiesznie rozpinając koszulę.

Przez chwilę dziewczyny myślały, że oszalał, ale po chwili obie szybko zrozumiały aluzję i zrobiły to, po czym usiadły na biurku przed nim. Akurat w tym momencie drzwi wypadły z zawiasów, więc Draco szybko położył rękę na odsłoniętym udzie Adrienne, która położyła mu dłoń na włosach, i przysunął się bliżej do szyi Gryfonki, która się cała zarumieniła i jej oddech przyspieszył. Po kilku sekundach powoli się od nich odsunął, by wyglądało to w miarę naturalnie.

— A co tu... ach — powiedziała jakaś uczennica, gdy zobaczyła, w jakiej pozycji są uczniowie — I ty też? — zapytała lekko zdziwiona, kierując swoje słowa do Adrienne, na co ta spuściła wzrok z rumieńcem na twarzy — Ubierajcie się, to nie jest miejsce przeznaczone do tego — powiedziała, lekko się krzywiąc. Za nią stała lekko zdenerwowana Dominique.

— A kim ty niby tutaj jesteś, że nam rozkazujesz? — zapytała ciekawskim tonem Hermiona, jednak wykonała jej polecenie i zaczęła zapinać guziki koszuli, które prawie jej się pourywały, gdy je szybko odpinała.

— Mam podobne stanowisko, co wy w waszej szkole — tu skierowała się do Prefektów Naczelnych.

Nikt już więcej nic nie pytał, więc gdy się ubrali, wyszli z sali i skierowali się do swoich pokoi. W drodze Hermiona i Draco nie odzywali się do siebie, do tego Gryfonka cały czas była mocno zarumieniona, bo pierwszy raz miała z taki bliski kontakt fizyczny z kimś innym niż Ron i mimo że to było tylko na pokaz, by nie było niepotrzebnych pytań, czuła się co najmniej dziwnie. Do tego to był Malfoy. Nadal miała w głowie jego obraz, gdy w rozpiętej koszuli pochylił się nad nią, a jego ciepły oddech owiał jej szyję. Do tego ona też miała rozpiętą koszulę, dzięki czemu mógł zobaczyć część jej odkrytego ciała. Poczuła gorąco rozchodzące się delikatnie od twarzy w stronę podbrzusza. Merlinie, co ona zrobiła. Potrząsnęła lekko głową, by jej myśli przeszły na inny tor, bo te były teraz zbyt niebezpieczne.

Po chwili oboje znajdowali się już w ich sypialni, gdzie Hermiona od razu wzięła jakieś wygodniejsze ubranie i poszła się przebrać do łazienki. Weszła do pomieszczenia, zamknęła drzwi na klucz, po czym oparła się rękami o umywalkę. Przez ten cały stres i dziwne gorąco zapomniała częściowo o tym, co opowiadała im Francuzka przed tym incydentem.

Odkręciła wodę i obmyła sobie twarz, by ją ochłodzić i pozbyć się rumieńców. Po kilku minutach, gdy się już uspokoiła, przebrała się we wcześniej naszykowane ubranie. Były to czarne, dopasowane jeansy i brzoskwiniowa bluzka, którą wpuściła z przodu w spodnie. Poskładała spódnicę i koszulę, a po chwili wyszła. Malfoy leżał rozwalony na swoim łóżku, ale widząc, że wyszła już z łazienki, wstał i skierował się do tamtego pomieszczenia. Gryfonka schowała ubrania, po czym wzięła podręcznik od Obrony przed Czarną Magią, by zająć czymś swoją głowę i położyła się na łóżku na brzuchu. I w takiej pozycji zobaczył ją Draco, który po kilku minutach wyszedł z łazienki. Próbując ją zignować, rzucił się na swoje łóżko, położył się na plecach i założył ręce za głową.

Zaczął myśleć o dzisiejszych wydarzeniach, przyglądając się ukradkiem kasztanowłosej. Najpierw ten profesor Lautier czy jak mu tam było, który kazał mu tańczyć z Granger, a później on sam z nią tańczył, do tego, gdy ona się przewróciła, to ją złapał i to chyba w niezbyt odpowiednim miejscu, jak przystało na nauczyciela. „Jebany Romeo, ciekawe, czy inne uczennice też tak traktuje" pomyślał.

Po tamtej lekcji wrócił do pokoju. Nie miał co robić, ale nie chciał też spędzić tego dnia ze współlokatorką. Przeleżał na łóżku cały wolny czas, a gdy wreszcie się podniósł i podszedł do okna, zobaczył Granger najpierw siedzącą przy fontannie, a później rozmawiającą z jakąś babą. Gdy jednak skończyły rozmawiać, domyślił się, że zaraz będzie kolejna lekcja. Nie miał przy sobie zegarka i wolał się nie spóźnić, więc wyszedł z pokoju. Na szczęście po drodze natrafił na tę blondynkę, co go ostatnio podrywała i zaprowadziła go do klasy. Po pewnym czasie doszła do niego Granger, którą okłamał, mówiąc o języku ciała, bo tak naprawdę to nie miał z nikim bliższego kontaktu.

Kolejna lekcja była, w jego opinii, tragiczna. Jakoś to przetrwał, w sumie to nawet nie bardzo słuchał i zaczął myśleć o mnie istotnych rzeczach. I później jeszcze ta sytuacja o której się dowiedzieli od Adrienne, z tym magicznym przedmiotem, który ktoś chyba chciał ukraść. Nie miał bladego pojęcia, kto to mogł być. Do tego był zły na siebie, że powiedział przy Granger, że był śmierciożercą. Nigdy nikomu tego dosłownie nie powiedział, nie licząc matki, Zabiniego i Pansy, którym opowiadał czasami różne rzeczy po pijaku. Granger wiedziała jednak, że był kim był, ale jednak to był pierwszy raz, kiedy usłyszała to od niego osobiście.

Zaciekawiła go też ta sytuacja z tym przedmiotem. Skoro aż tak bardzo się tym przejmowali, to musiało to być coś ważnego, albo niebezpiecznego. A najprędzej, to jedno i drugie. Poza horkruksami, które zawierały części duszy Czarnego Pana, nie znał zbyt dużo ważnych i niebezpiecznych przedmiotów. Nie wiedział, czy odpowiednie będzie zagłębianie się w temat, o którym nawet nie powinien wiedzieć, więc odłożył myśli o tym na dalszy plan.

Zaraz po usłyszeniu tych informacji, była ta sytuacja z dziewczynami. Jako jedyny z nich zaczął od razu myśleć, ale nie wiedział, czemu akurat to przyszło mu do głowy. Częściowe rozebranie się i udawanie schadzki w jednej z pustych sal wydało mu się najbardziej wiarygodne. Jednak gdyby się zastanowił dłużej, to może wymyśliłby coś równie wiarygodnego. Do tego „przez przypadek" zobaczył więcej ciała Granger i nie mógł zaprzeczyć, że wygląda znośnie. Przybliżając się do niej, mógł także poczuć jej lekkie perfumy.

W tym momencie jego przemyślenia przerwało głośne pukanie do drzwi, przez które po chwili weszła Dominique.

Une lettre vous est paevenue. Je t'ai aussi apporté le dîner parce que tu n'es plus ap paru dans la salle à manger (tł. Przyszedł list do ciebie. Przyniosłam wam też kolację, bo znowu nie pojawiliście się w Sali Jadalnej) — powiedziała oschle, zwracając się do kasztanowłosej, a po chwili, gdy do niej podeszła, wręczyła jej list, a tacę z kolacją postawiła na biurku.

Brązowooka podziękowała jej skinieniem głowy, a gdy blondynka wyszła, od razu usiadła na brzegu łóżka i otworzyła list, a następnie zaczęła go czytać.

Kochana Hermiono!

Mamy nadzieję, że u ciebie jest wszystko dobrze i, że Malfoy ci za bardzo nie przeszkadza. Wiemy, że widzieliśmy się niedawno, ale już się za tobą stęskniliśmy. Jak tam jest? Ładna jest szkoła? Słyszeliśmy o fontannie upiększającej nazwanej na cześć Flamelów. Pamiętasz, jak na pierwszym roku szukaliście razem z Harrym i Ronem informacji o nim? To dopiero były czasy. A lekcje jak tam? Ciekawe? Poznałaś jakiś fajnych ludzi?

A pewnie zastanawiasz się też, co ciekawego u nas. No musimy powiedzieć, że lekcje bez ciebie to udręka. Nikt się nie zgłasza, nawet Nott ostatnio coś stał się cichy, więc nauczyciele pytają inne osoby. Musimy przez to uczyć się więcej, bo nigdy nie wiadomo, kogo zapytają. Zadają nam ciągle tyle samo, do tego zaczęły się treningi Quidditcha, przez co mamy mniej wolnego czasu. Byliśmy też ostatnio w Hogsmeade. W sumie to nic się tam prawie nie zmieniło. Byliśmy tam we czwórkę, ja (Ginny), Harry, Luna i Neville. Byliśmy też dzisiaj w twoim dormitorium, by zająć się Krzywołapem. Poszłam tam tylko ja i Harry i wiesz co? W salonie, jak gdyby nigdy nic siedzieli sobie Zabini i Parkinson i o czymś rozmawiali. Znasz moją ciekawość, więc zrobiliśmy z Harrym tak, że gdy on dawał zwierzątkom jeść, to ja stanęłam przy drzwiach i przypadkiem usłyszałam, o czym rozmawiają. Gadali coś o tym, że Nott ostatnio często znika i nie wiedzą, gdzie jest, do tego zaniedbał swoje obowiązki ucznia i kapitana drużyny Quidditcha. Nawet nie przejmuje się tym, by zająć boisko na trening i od początku sezonu mieli chyba tylko dwa albo trzy treningi, gdzie my mieliśmy ich już dwa razy tyle. Coś kiepsko widzimy tę ich grę na meczach, jednak dla nas to w sumie lepiej.

Wracając do tematu, trochę wydało mi się to podejrzane, więc stanęłam bliżej przy uchylonych drzwiach, lecz chwilę po tym twój kot przeszedł koło mojej nogi, a ja się wystraszyłam, przez co poleciałam do przodu i upadłam na podłogę w salonie. Oczywiście, Ślizgoni to zauważyli. No i znowu się zaczęliśmy kłócić. No i tak. Ale nie uwierzysz, co wymyśliła McGonagall. Was nie będzie równo przez dwa poniedziałki i jedną środę, a w drugą pewnie będziecie zmęczeni po podróży. Więc dyrektorka wymyśliła, że my, zwykli Prefekci musimy was zastąpić w patrolowaniu i tak jakby każda para będzie patrolowała jeden dzień. Ale McGonagall wymyśliła jeszcze, że będzie zabawnie, jak te pary będą mieszane. Zabawnie. Do cholery, zabawnie. Na pewno nie dla mnie. Wczoraj, z racji tego, że był poniedziałek, był pierwszy patrol, na którym byli Susan Bones i Terry Bott. Jutro, w środę, ja idę na patrol. Z Zabinim. Kurwa z tym idiotą. Trzymaj kciuki, żebym go nie zabiła.

No więc u nas to chyba tyle, czekamy na twój list. A i przepraszam, jeśli czegoś nie rozumiesz, ale pisałam to chaotycznie, bo ja niby trzymałam pióro, ale Harry, Luna i Neville ciągle mi mówili, co mam dalej pisać, więc może być to trochę pomieszane. Nie możemy się doczekać, kiedy znowu się z tobą spotkamy.

Całusy
Ginny, Harry, Luna, Neville

PS. Przesyłamy ci jeszcze Proroka Codziennego, gdzie jest wasz wywiad, bo pewnie tego nie widziałaś.

Hermiona po przeczytaniu listu wzięła się za przejrzenie Proroka Codziennego. Pierwsze, co jej się rzuciło w oczy, to zdjęcie jej i Malfoy'a na pierwszej stronie, na którym wyszła nawet znośnie. Blondyn podobnie, choć nie spodziewała się tego, głównie przez minę, jaką zrobił. Przeleciała wzrokiem po wywiadzie swoim i blondyna i zauważyła, że rzeczywiście na papierze były dosłownie te same słowa co powiedziała, a Malfoy nie powiedział o niej żadnego złego słowa. Pewnie zrobił tak tylko dlatego, żeby nie pogorszyć swojej sytuacji w społeczeństwie. W tym czasie, gdy ona zajęła się czytaniem listu i gazety, Draco podszedł do biurka i nalał sobie soku do szklanki.

— Chcesz? — zapytał, wskazując na butelkę z napojem.

— Tak, dzięki — powiedziała lekko zdziwionym głosem, odbierając od niego szklankę i upijając łyk — Ginny wysłała mi wydanie Proroka Codziennego z naszym wywiadem — powiedziała, podając mu Proroka Codziennego, którego od razu chwycił i wziął się za czytanie, a gdy skończył, oddał jej gazetę.

— Idę się kąpać — powiedziała Hermiona, odkładając list i gazetę na szafce nocnej, po czym wzięła piżamę i skierowała się do łazienki, a w tym czasie, Malfoy pchany zwykłą ciekawością, podszedł do szafki i przejrzał list. Zdawał sobie sprawę z tego, że tak się nie powinno robić, nie powinno się grzebać w prywatnych rzeczach innych osób i sam nie wiedział, czy to tylko ciekawość go to tego popchnęła, ale nie chciał dłużej się nad tym zastanawiać. Wziął się zatem za szybkie przelecenie tekstu wzrokiem.

Gdy skończył czytać, odłożył go na miejsce, by wyglądał tak samo jak przedtem, zanim go ruszył. Zaintrygowała go sytuacja z Nottem. Z jednej strony był na niego wkurwiony, że zaniedbuje swoje obowiązki kapitana drużyny Qiudditcha i ogółem nie przygotowuje drużynę na mecze, a zajmuje się czymś innym. Ale czym? Nic nie przychodziło mu do głowy. Nawet wtedy, gdy Theodore miał jakieś problemy, czy to rodzinne, czy z jakimiś osobami w szkole, nie opuszczał się aż tak bardzo w swoich obowiązkach. Jego zachowanie było dziwne. Nienaturalne. Absolutnie niepasujące do niego. Musiało się stać coś poważnego, jednak Draco nie miał teraz jak z nim pogadać. Nie może się teleportować. Listu też nie wyśle, bo na pewno Nott mu nie powie prawdy, a gdy wróci do Hogwartu, Theodore będzie już uprzedzony o zamiarach Draco, by wyciągnąć z niego jakieś informacje, więc pewnie będzie go unikał jak ognia. Albo zmyśli jakąś historię. Malfoy zdecydował w końcu, że teraz to i tak nic z tym nie zrobi, więc musi poczekać na powrót do Hogwartu.

Usiadł na swoim łóżku i akurat w tym momencie Gryfonka wyszła z łazienki i spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem. Jednak on to zignorował i próbując zachować nieodgadniony wyraz twarzy, wstał i skierował się do łazienki.

Hermiona, zmęczona całym dniem i wszystkimi wydarzeniami i informacjami, położyła się na łóżku, lecz przez długi czas nie mogła usnąć. Nawet gdy Draco wrócił z łazienki, nadal nie spała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro