Rozdział 17. Łzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rudowłosa dziewczyna właśnie szykowała się na bardzo trudną misję i szczerze wątpiła w jej powodzenie. Musiała się przygotować na to psychicznie. Patrol z Blaise'em Zabinim. Przez bite trzy godziny.

Do tej pory nie mogła uwierzyć, że dyrektorka ich do siebie dobrała. Przecież oprócz niej i Parkinson były jeszcze dwie inne dziewczyny i trzech chłopaków! Nie mogła wybrać kogoś innego? Choć w sumie to chyba lepiej, że ona tam pójdzie, a nie na przykład Harry, bo obawiałaby się o niego przez to, jak potoczyło się pierwsze spotkanie Prefektów. Nie skończyło się ono dobrze, a będąc sam na sam, mogliby zrobić sobie większą krzywdę. Wolałaby jednak, gdyby ktoś z Puchonów albo Krukonów poszedł na ten patrol z Zabinim.

Wiedziała jednak, że nie może zbytnio podważać decyzji dyrektorki, więc westchnęła ze zrezygnowaniem cicho i wzięła szarą gumkę z szafki, by spiąć sobie włosy. Wolała swój wygląd z rozpuszczonymi włosami, jednak pewnie takie by jej przeszkadzały, bo na zewnątrz wiał lekki wiatr. Do tego też w żadnym wypadku nie miała zamiaru się stroić. Ubrała się w granatowe jeansy, błękitną koszulkę i na to założyła ciemną bluzę z kapturem. Wsadziła różdżkę w kieszeń spodni i skierowała się do wyjścia, po drodze mijając szepczące siostry Patil i Seamusa. Choć było dopiero za pięć dwudziesta, w Pokoju Wspólnym siedziało niewiele osób, bo jutro rano musieli iść na lekcje.

Ginny wyszła z pomieszczenia i skierowała się na pierwsze piętro, na które umówiła się z Zabinim. Nie było jej do śmiechu, gdy musiała się z nim spotkać. Już od ich pierwszego poznania się widać było ich niechęć do siebie. Oboje mieli temperamentne charaktery, przez co Ruda nawet nie marzyła, że uda im się w jakiś sposób dogadać. Miała jednak nadzieję, że cały patrol pójdzie spokojnie i gładko, najlepiej też jakby w ogóle się do niej nie odzywał.

Szła właśnie trzecim piętrem, gdy usłyszała jakieś odgłosy, które po chwili ucichły. Zatrzymała się za jednym z filarów tak, by jej nie było widać i po chwili wytrzeszczyła oczy. Z jednej z sal najpierw wyszła Lavender z krzywo zapiętą koszulą i lekko potarganymi włosami, a chwilę potem za nią wyszedł profesor White. Gdy zniknęli za zakrętem, Gryfonka wypuściła cicho powietrze. Przetarła oczy, jak gdyby myślała, że jej się to przewidziało. Jednak to nic nie pomogło, bo nadal w głowie widziała obraz sprzed kilku chwil, który na pewno nie był wytworem jej wyobraźni.

Właśnie przyłapała dziewczynę swojego brata prawdopodobnie na zdradzie i to do tego z profesorem. No bo na pewno nie były to żadne dodatkowe zajęcia, bo jest już późno. Ani razu nie słyszała wcześniej o tym mniemanym romansie i trudno jej było w to uwierzyć, i mimo że od zawsze wiedziała, jaka jest Brown, nigdy nie pomyślałaby, że będzie się spotykać z profesorem, jednocześnie zdradzając swojego chłopaka. Nie lubiła jej i uważała, że nie jest ona zbyt dobra dla Rona, ale nie miała zamiaru wtrącać się w czyjeś sprawy. Jednak z drugiej strony, to był jej brat i mogłaby go poinformować. Ale teraz było już za późno na takie spotkanie, zresztą pewnie i tak by jej nie uwierzył.

Nagle przypomniało jej się, że musi iść na patrol, więc pobiegła na ustalone miejsce, aby się nie spóźnić. Gdy dotarła do drzwi wyjściowych Hogwartu, ujrzała ciemną sylwetkę opierającą się o jedną ze ścian. Wrota były otwarte i powstawały cienie, które miejscami wyglądały przerażająco. Weasley'ówna starając się unormować oddech i zignorować dreszcz biegnący wzdłuż jej ciała, podeszła bliżej do Ślizgona.

- Dziesięć minut spóźnienia - powiedział poważnym tonem, nadal stojąc tyłem do Ginny.

Dziewczyna nic mu nie odpowiedziała, tylko poszła do przodu, z zamiarem wyjścia na zewnątrz. Jednak silne ramiona zagrodziły jej drogę. Zadarła głowę do góry, patrząc na niego spod zmrużonych powiek.

- Puść mnie.

- A może jakieś wytłumaczenie? Ja tu stoję tyle czasu, nogi mi o mało co w dupę nie powchodziły i jeszcze byłem w przeciągu, mogło mnie przewiać, i z kim byś wtedy poszła na patrol? - zapytał Blaise z aroganckim uśmiechem.

- Wolałabym iść tam sama niż z tobą. I nie mam zamiaru ci się tłumaczyć - odpowiedziała zdecydowanym tonem, po czym szarpnęła się mocno i odeszła szybkim krokiem, by znaleźć się jak najdalej od niego. Są w swoim towarzystwie dopiero od kilkunastu sekund, a już miała go dość.

Po chwili dołączył do niej Blaise, a w tym czasie zaczął padać delikatny deszcz. Ślizgon od razu wziął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie ochronne, przez co w ogólne nie mókł. Rudowłosa jeszcze nie miała przerabianego tego zaklęcia na zajęciach, więc nic nie zrobiła i czuła na sobie zimne krople wody, które spływały po jej spiętych włosach i po twarzy. Nie miała zamiaru prosić się Zabiniego, więc zacisnęła pięści i hardo szła dalej, jakby się nic nie działo. Po chwili jej włosy stały się mokre, tak samo jak i ubranie. Jednak kilkanaście sekund później poczuła ciepło rozchodzące się po ciele. Skierowała zdziwiony wzrok na swojego towarzysza, który w tym momencie chował różdżkę do kieszeni.

- Dzięki - powiedziała cicho.

- No to teraz może mi powiesz powód twojego spóźnienia? Jako podziękowanie.

- Zagadałam się z koleżanką - opowiedziała krótko, kłamiąc.

Na początku nie chciała się mu absolutnie tłumaczyć, ale skoro jej pomógł, by nie mokła, to stwierdziła, że mu krótko odpowie kłamstwem. Nie było mowy, żeby mu powiedziała prawdę. Wiedziała też, że jej na pewno nie uwierzył, bo było to bardzo słabe wytłumaczenie, ale nic więcej nie pytał.

Teraz gdy pomyślała o rzeczywistym powodzie, przez który się spóźniła, dotarło do niej to, co zobaczyła. I teraz był chyba największy problem, powiedzieć bratu czy nie? Z jednej strony, to powinien o tym wiedzieć, bo jest jej bratem i nie chciałaby widzieć jego smutku i rozczarowania po tym, a do tego to była przecież jego dziewczyna. Zresztą, nie wyglądali oni już jak para, a jak dobrzy przyjaciele i nie wiedziała dokładnie, jak to u nich jest. Nie rozmawiali zbytnio na ten temat. Jakby się zastanowić, to prawie wcale nie rozmawiali po tej akcji z Hermioną. Z drugiej zaś strony domyślała się, mógłby to uznać za rewanż za to, co zrobił Hermionie i by jej nie uwierzył. Za bardzo był zapatrzony w Lavender i widział same jej zalety. Nie dziwiłaby się mu, ona tak samo nie chciałaby uwierzyć w to, że Harry ją zdradza. Na samą myśl o tym poczuła nieprzyjemny dreszcz rozchodzący się po jej ciele.

Szli tak w ciszy jedną ze ścieżek, oboje pogrążeni we własnych myślach. Gdyby była tutaj Hermiona, poradziłaby się jej. Ale w sumie, gdyby tutaj była, to ona nie musiałaby iść na patrol z Zabinim i może by się nie dowiedzieli o Lavender. Więc w sumie to dobrze, że tutaj jest, bo chociaż się czegoś pożytecznego dowiedziała. Jednak teraz nie wiedziała, co z tą wiedzą zrobić.

Po chwili poczuła przewrót w żołądku i poleciała do przodu, upadając twarzą w kałużę błota. Warknęła cicho i odwróciła się na plecy, podpierając się rękami. Przetarła twarz rękawem, by pozbyć się części błota i zauważyła kawałek dalej wystający konar drzewa. Po chwili widok zasłoniła jej wciągnięta ręka Blaise'a, więc niewiele myśląc, z szatańskim uśmiechem złapała się jej i całym ciężarem ciała pociągnęła go i chwilę później leżał w błocie obok niej.

Zaczęła się śmiać, ale gdy tylko zobaczyła jego zdenerwowaną minę, od razu szybko wstała i pobiegła kawałek dalej. Trochę się zmęczyła, więc zwolniła tempo, a potem się zatrzymała. Oparła się ręką o jedno z drzew, odwróciła się i spojrzała na kałużę, w której leżeli. Ogarnęło ją przerażenie, bo w zasięgu wzroku nie zobaczyła sylwetki wkurzonego Zabiniego. „Może przesadziłam?" pomyślała Ginny „Przecież nie zrobił mi dzisiaj niczego złego, a nawet mi pomógł. Nie dopytywał się o powód spóźnienia i nawet mnie nie obrażał". Cholera jasna.

Rudowłosa skierowała się nad jezioro, cały czas rozglądając się za Ślizgonem. Nie widziała go nigdzie w pobliżu, więc usiadła na samym końcu pomostu, by trochę odpocząć i się zrelaksować, oraz zetrzeć trochę błota z siebie, które powoli na niej zasychało. Zmyła błoto z butów i ze spodni, oraz obmyła twarz. Następnie podłożyła sobie ręce pod uda i zaczęła machać nogami, rozglądając się po okolicy.

Deszcz przestawał padać, znikały chmury, przez co światło księżyca coraz bardziej rozjaśniało okolicę. To było jednak za mało, by cokolwiek dostrzec, więc zapaliła różdżkę. W tym momencie jednak nie pomyślała, że zdradzi tym swoją obecność, która wcześniej być może była ukryta w cieniu. Siedziała jeszcze na pomoście przez pewien czas, do momentu, gdy ktoś popchnął ją w plecy, przez co poleciała do wody. Z zaskoczenia i strachu krzyknęła. W ostatnim momencie zdążyła jeszcze nabrać trochę tlenu do płuc i po chwili zniknęła w otchłani wody.

Zadowolony Blaise stał na pomoście z założonymi rękami, ale gdy nie zobaczył jej wyłaniającej się z wody przez kilkanaście sekund, zaczął się trochę denerwować. Po tafli wody rozchodził się jedynie okręgi, które były spowodowane przez Ginny. Nie widział żadnych bąbelków ani żadnych innych oznak, które wskazywałyby, że ktoś tam jest, więc zaczął pośpiesznie ściągać wierzchnie ubranie, nadal bacznie obserwując wodę. Nie chciał przecież doprowadzić do jakiejś tragedii, to miał być tylko taki żart w zamian za tamto wrzucenie w błoto. Nie widząc przez ten cały czas żadnego ruchu, wskoczył do jeziora. Woda była ciemna, mętna i jedynym światłem był księżyc, leżąca na pomoście różdżka Ginny i jego różdżka, którą trzymał w ręce. Jednak tyle mu wystarczyło. Od razu zauważył unoszące się ciało Weasley'ówny. Natychmiast do niej podpłynął, jednak nie pomyślał o tym, że w tym jeziorze są także inne zagrożenia.

Poczuł chwytające go za nogę długie palce i szybko się odwrócił, by zobaczyć, czym jest przeciwnik. Na szczęście, był to tylko druzgotek, więc rzucił na niego zaklęcie Relashio. Gdy nie zobaczył innych niebezpiecznych istot, podpłynął szybko do rudowłosej i wyciągnął ją na pomost. Spojrzał na nią i w świetle księżyca dostrzegł, że jest strasznie blada i nie oddycha, ma zamknięte oczy i sine usta. Zaczął się coraz to bardziej denerwować i nie zastanawiając się więcej, wziął ją na ręce i pobiegł ile sił w nogach do Skrzydła Szpitalnego. W międzyczasie, gdy biegł i omijał kałuże błota, zerkał na twarz Gryfonki, starając się odszyfrować, czy jest przytomna.

Na szczęście było ono na pierwszym piętrze, więc nie musiał daleko biec, jednak i tak się zmęczył. Otworzył barkiem drzwi i wleciał do sali, kładąc ją na jednym z łóżek, po czym podbiegł do drzwi prowadzących do gabinetu pielęgniarki i zaczął głośno pukać.

- Co się stało? - zapytała zmartwiona pani Pomfrey, ale gdy tylko zobaczyła bladą dziewczynę leżącą na jednym ze szpitalnych łóżek, podbiegła do niej i zaczęła machać nad nią różdżką, w celu sprawdzenia podstawowych rzeczy.

- Wpadła do jeziora - odpowiedział krótko Zabini, świadomie pomijając fakt, że to właśnie on ją tam wepchnął.

- Czy wyście zgłupieli?! Jest koniec września, późna i zimna noc, a wy urządzacie sobie kąpiele w jeziorze?! Zapalenia płuc murowane - powiedziała, ostatnie zdanie mamrocząc jakby do siebie, po czym poszła do gabinetu. Po chwili wróciła, prowadząc wózek z różnymi eliksirami, szklankami i książkami. Następnie chwyciła różdżkę i wyczarowała patronusa, który pognał prawdopodobnie do gabinetu dyrektorki.

W czasie oczekiwania na profesor McGonagall, pani Pomfrey osuszyła ubrania Ginny i zaczęła wlewać do jej ust różne eliksiry. Później stanęła przez chwilę przed Ślizgonem i osuszyła go, oraz dała mu do wypicia dwa eliksiry. Gdy Poppy wróciła do swojego gabinetu, Blaise usiadł na jednym ze stołków, bo był pewny, że dyrektorka będzie go przepytywać o to, co dokładnie stało się z jej podopieczną, a on nie chciał tego utrudniać przez jakieś ucieczki. To i tak nie miałoby żadnego sensu, a tylko by pogorszyło sprawę.

Nagle zaczęło się w nim pojawiać nowe uczucie, którego dawno nie zaznał i którego nie chciał, nie lubił, nie wiedział, jak się z nim obchodzić. Poczucie winy.

Po kilku minutach przyszła Minerwa, która od razu rzuciła pytające spojrzenie na Zabiniego, a gdy zauważyła, jak jest ubrany, jej oczy zrobiły się jak spodki.

- Dobry wieczór, pani dyrektor - powiedział grzecznie Blaise.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry panie Zabini. Może mi pan wytłumaczyć, co tu się stało? - zapytała na wstępie, po czym dodała - I czy mógłby się pan jakoś zakryć?

Blaise dopiero teraz zauważył, w jakiej jest sytuacji. Jest przy dyrektorce i przy pielęgniarce w samych bokserkach, do tego będąc niemal nagi niósł nieprzytomną Gryfonkę, którą spotkała kąpiel w jeziorze późną nocą i tylko on tam był. Nie chciał się nawet zastanawiać, co mogły sobie pomyśleć, jak to musiało wyglądać z ich perspektywy.

Wstał z krzesła i podszedł do jednego z wolnych łóżek, z którego zdjął prześcieradło i się nim obwiązał. Zadowolony ze swojego świetnego pomysłu usiadł z powrotem na krzesło.

- No to było tak, poszliśmy razem na patrol no i na początku było wszystko dobrze, ale Weasley zauważyła coś przy jeziorze, więc tam poszliśmy. Weszła na pomost i się chyba pośliznęła, bo był deszcz i wpadła do wody. A ja, jako dobry Ślizgon, wskoczyłem za nią i ją wyciągnąłem na brzeg i później przyniosłem tutaj - zakończył swoją opowieść Zabini. Oczywiście musiał skłamać trochę, bo przecież nie będzie opisywał dyrektorce ich taplania się w błocie i później tego, że to przez niego znalazła się w jeziorze.

- Dobrze, ale nie mógł pan wysłać patronusa do mnie albo do pani Pomfrey? Byłoby o wiele szybciej i nie musiałby pan się tak męczyć, by ją tutaj zanieść.

- No właśnie nie bardzo - powiedział lekko skrępowany, drapiąc się po karku, a widząc pytające spojrzenie McGonagall, kontynuował - Nie potrafię.

- Rozumiem - powiedziała lekko smutnym tonem - To tyle, może już pan iść, panie Zabini. Już i tak mieliście chyba dłuższy patrol, bo jest już po pierwszej. Dobranoc.

- Dobranoc.

Stracił całkowicie poczucie czasu i myślał, że spędzili na patrolu maksymalnie dwie godziny. Po pożegnaniu wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego i skierował się od razu do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Nie przejmował się tym, że ma na sobie jedynie prześcieradło ze Skrzydła Szpitalnego, a pod nim bokserki w smoki. I tak o tej porze mało osób chodziło po zamku, patrząc nawet na to, że jutro rano są lekcje. Podążał korytarzami Hogwartu, aż nagle zderzył się z jakąś niską blondynką.

- Pomyluna... - mruknął cicho do siebie tak, żeby ona go nie usłyszała.

Wyminął ją, nie czekając na żadną reakcję i poszedł w tamtą stronę, z której szła Krukonka. „Ciekawe, co ona tam robiła?" pomyślał, ale nagle go oświeciło. Z uśmiechem, przyspieszając tempo, dotarł do Pokoju Wspólnego i od razu udał się do swojego pokoju. Stwierdził jednak, że jest już za późno i załatwi to kiedyś indziej. Poszedł wziąć krótki prysznic i rzucił się na łóżko.

Leżał na plecach z założonymi rękami za głową i dopiero teraz mu przyszło do głowy, że przecież nie musiał dźwigać Weasley'ówny, tylko mógł ją przenieść różdżką, byłoby o wiele szybciej i łatwiej. No ale mógł pomyśleć o tym wcześniej. Chwilę później, zmęczony całym dniem, a zwłaszcza jego zakończeniem, zasnął.

~~~

Nadeszła środa. Dzień będący środkiem tygodnia, dzięki któremu każdy odczuwał, że weekend jest coraz bliżej. Hermiona właśnie stała przed dużym lustrem w łazience i malowała rzęsy. Już się wykąpała i ubrała się w czarną, elegancką spódnicę lekko przed kolano i kakaową koszulę, u której podwinęła rękawki do łokci. Do tej pory jeszcze ani razu nie zdjęła bransoletki, którą dostała na urodziny i starała się też, by reszta jej biżuterii pasowała, dlatego też miała zamiar założyć sobie jeszcze małe, złote kolczyki, bo nie lubiła zbytnio przesadzać. Gdy była na tej wymianie, miała wolny czas i przede wszystkim była sama, przyglądała się ładnie wygrawerowanym imionom jej przyjaciół. Zastanawiała się wtedy, co każde z nich robi w tym momencie, jak się czują, czy czegoś nie potrzebują. Czy nie potrzebują jej.

Nagle do łazienki wszedł blondyn w dresach i koszulce i stanął przy umywalce, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął się golić. Nawet nie spojrzał w stronę Gryfonki.

- Nie widziałeś, że łazienka jest zajęta? - zapytała poirytowana Hermiona.

- Nie robisz nic konkretnego, typu kąpanie się, a do tego drzwi nie były zamknięte na klucz i pewnie byś długo stąd nie wyszła, a ja nie mam aż tyle czasu - opowiedział z westchnięciem Draco przejeżdżając maszynką po brodzie.

- Ty i mugolska maszynka? - zapytała z wymalowanym zdziwieniem na twarzy, na chwilę odrywając się od tuszowania rzęs. W środku jednak spoliczkowała się, że przez roztargnienie nie zamknęła drzwi na klucz.

- Jak widać - odpowiedział krótko, dając jej do zrozumienia, że nie ma ochoty na rozmowy z nią.

Kasztanowłosa po skończeniu malowaniu rzęs, odłożyła tusz, wzięła brzoskwiniową pomadkę i przejechała nią po ustach. Obecność Ślizgona lekko ją stresowała, jednak nie chciała tego w żaden sposób okazać.

- Co tak się pindrzysz? Dla tego profesorka? - zapytał cicho Malfoy, przysuwając się trochę do niej, czego ona się nie spodziewała i wypuściła z ręki pomadkę, która wpadła jej do umywalki.

Schyliła się po nią, przez przypadek uderzając głową w rękę blondyna, w której trzymał maszynkę. Akurat trzymał maszynkę obok żuchwy, a przez uderzenie ręki brązowookiej, zsunęła mu się ręka, przez co zrobił sobie ranę i zaczęła mu lecieć krew. Gryfonka szybko chwyciła pomadkę i podniosła się, patrząc przerażonym wzrokiem na arystokratę.

- Cholera jasna - warknął blondyn, wycierając dłonią lecącą krew, a w tym czasie kasztanowłosa wzięła swoją różdżkę, która leżała na szafce stojącej obok i podeszła bliżej do Malfoy'a.

- Nie ruszaj się - powiedziała i położyła dłoń na jego policzku, by przekręcić jego twarz w swoją stronę i mieć lepszy dostęp do rany - Vulnus sanitatem*

Po chwili od wymówienia zaklęcia przez Hermionę krew przestała lecieć, a następnie rana się zasklepiła tak, że nie było widać żadnego śladu. Draco przysunął się bliżej do lustra i spojrzał w miejsce, z którego przed chwilą sączyła się krew. Zauważył kropelki czerwonej cieczy na koszulce. Dobrze, że nie założył sobie żadnej ładniejszej koszuli, bo musiałby się przebierać. Westchnął i dokończył się golić, a w tym czasie Hermiona posprzątała wszystkie kosmetyki i wyszła z łazienki. Od tamtego dnia, gdy Dominique przyniosła im śniadanie, wstawali wcześniej i szli do Sali Jadalnej, by zjeść posiłek przed zajęciami. I robili to też dlatego, żeby ta blondynka nie musiała do nich przychodzić, bo Prefekci Naczelni niezbyt lubili jej towarzystwo. Hermiona po prostu ją ignorowała i odpowiadała wtedy, kiedy była taka konieczność.

Tak jak powiedziała im Adrienne, we wtorek nauczyciele kręcili się po zamku, a od następnego dnia wszystkie zajęcia były skrócone. Z tego, co słyszała Hermiona, dzisiaj miały być tylko zajęcia z muzyki i tańca z profesorem Lautierem, choć nie wiedziała, czy nie będzie jeszcze jakiś innych lekcji.

Malfoy dobrze ją rozgryzł, jednak nie miała żadnego zamiaru, by się przyznawać do tego, że maluje się tam specjalnie dla tego nauczyciela. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała, ale zważając na to, że i tak teraz nikogo nie ma, profesor jest młody i chyba wolny, co wywnioskowała z zachowania względem uczennic i jest miły oraz przystojny, stwierdziła, że może spróbuje. Pierwszy raz robiła takie coś i nie wiedziała jeszcze, czy jej wyjdzie. Może było to trochę niezgodne z prawem, jednak ona nie była jego uczennicą. Do tego jeszcze Draco podobno miał już jakieś bliższe spotkania z dziewczynami, więc ona też chciała spróbować, aby się z niej nie naśmiewał. Oczywiście nie ma zamiaru go w żaden sposób uwodzić czy coś, po prostu chce zwrócić na siebie większą uwagę. Profesor nie wyglądał na ostatnich zajęciach na... niezadowolonego, gdy razem tańczyli.

Miała przez chwilę taki moment, że zastanowiła się nad tym dłużej i już miała zrezygnować, ale w końcu doszła do wniosku, że raz się żyje. Nie ma też o co się martwić, jeśli chodzi o jakieś plotki w Hogwarcie, bo profesorowie się o tym nie dowiedzą i ewentualnie jedyną osobą, która się o tym w jakiś sposób dowie będzie Malfoy, a on raczej nie jest typem plotkarza. Zresztą wątpi, że ktoś by mu uwierzył, bo każdy by myślał, że on tylko tak gada, by jej dopiec.

W momencie, gdy zakładała na nogi czarne baleriny, ogolony już i przebrany blondyn wyszedł z łazienki. Razem wyszyli z pokoju i skierowali się do Sali Jadalnej. Ostatnio, gdy wracali stamtąd, zwrócili większą uwagę na drogę, przez co dzisiaj bez żadnych problemów dotarli na miejsce.

Usiedli przy tym samym stole, co zwykle i zabrali się za jedzenie w ciszy. Po chwili do mównicy na środku sali podeszła Madame Maxime. Wzrok wszystkich skierował się na nią i w pomieszczeniu nastała całkowita cisza.

- Witam was wszystkich! Ze względu na ostatnie wydarzenia, dzisiaj będzie ostatni dzień zajęć, do odwołania. Nie martwcie się, wszystko będzie dobrze. A teraz dokończcie posiłek i idźcie na zajęcia - powiedziała donośnym głosem, po czym przetłumaczyła to jeszcze na język francuski.

W całej Sali rozmowy ucichły, a po chwili było słychać przestraszone szepty uczniów. Hermionę lekko zdziwiła reakcja uczniów. Gdyby takie coś zdarzyło się w Hogwarcie, to większość osób byłaby zadowolona z faktu, że nie będzie zajęć i nawet nie zwróciliby uwagi na te niebezpieczne wydarzenia, które się z tym wiązałyby. Jednak tu, w Beauxbatons widać było na twarzach uczniów rozczarowanie, smutek i zmartwienie. Tutaj uczniowie mieli całkowicie inne podejście do sprawy, do tego też dyscyplina była większa niż w Hogwarcie. To były pierwsze różnice, niewidoczne na pierwszy rzut oka, które zdążyła zauważyć do tej pory Hermiona.

- Ciekawe, o co w tym wszystkim chodzi... - powiedziała cicho Hermiona, jakby do siebie, jednak usłyszał to siedzący po jej lewej stronie Malfoy.

- A co cię to interesuje? To przecież nie twoja sprawa - powiedział Draco, wywracając oczami.

- A ciebie to nie obchodzi?

- Nie.

- Jak możesz? Przecież teraz, gdy tu jesteśmy razem z innymi uczniami, nas też do dotyczy. Nie chciałabym, by stało się coś złego. Może moglibyśmy coś zrobić, bo pewnie mamy większą wiedzę na ten temat niż niektórzy uczni...

- Cicho bądź - powiedział blondyn, patrząc się w jakiś punkt nad jej ramieniem, po czym wrócił wzrokiem do jej brązowych oczu i próbował jej jakoś pokazać, by w żadnym wypadku nie odwracała się za siebie, bo mógłby ich ktoś o coś podejrzewać.

Jednak Hermiona nie zrozumiała aluzji z jego oczu i odwróciła się do tyłu, gdzie spotkała się z zielonym spojrzeniem. Dominique, siedząca dwa miejsca dalej po drugiej stronie stołu, patrzyła na nich spod zmrużonych powiek, jednak po chwili wróciła do rozmowy ze swoją koleżanką jak gdyby nigdy nic.

Kasztanowłosa zastanowiła się chwilę ad tym, co się przed chwilą wydarzyło. Niepotrzebnie się odwracała, bo teraz Dominique na pewno będzie ich o coś podejrzewać. Najpierw tamto wydarzenie w sali z Adrienne, teraz to. Do tego chyba się nie polubili, co może stawiać ich w niewygodnej sytuacji, gdzie znają się tylko z jedną osobą, a resztę uczniów ignorują. Gdyby w Hogwarcie jacyś uczniowie tak robili, Hermiona też by ich o coś podejrzewała, zwłaszcza gdyby były jakieś dziwne okoliczności. Ale zaraz. Dominique nie rozumie angielskiego. Dlaczego w takim razie im się przypatrywała, jakby chciała coś usłyszeć, czegoś się dowiedzieć? Przecież i tak by tego nie zrozumiała. Gryfonka nie mogła jej rozgryźć, więc pomyślała, że zostawi ten temat na kiedyś indziej.

Kilka minut później uczniowie zaczęli się zbierać na lekcje i wychodzili z Sali Jadalnej. Hermiona kończyła jeść tosta, gdy podeszła do nich Adrienne.

Bardzo się polubiły, prawie codziennie po lekcjach wychodziły razem na dwór, siedziały na ławeczkach i rozmawiały na różnorodne tematy. Gryfonka doszła do wniosku, że to nie jest nawet spowodowane tym, że Francuzka umie dobrze mówić po angielsku. Inne dziewczyny też umiały się posługiwać tym językiem, jednak nie miała z nimi aż tak dobrych relacji. Gdyby brunetka posługiwała się tylko francuskim, też by się mogły dogadać, więc to nie chodziło o język.

- Chodźcie już może na zajęcia, bo będą za niecałe pięć minut - powiedziała brunetka.

- Jakie zajęcia są dzisiaj? - zapytała Hermiona podnosząc się z krzesła.

- Muzyka i taniec, a później Kultura. Dobrze by było, gdybyście wyszli z tej pierwszej lekcji razem, bo ja muszę iść do jednej z profesorek na przerwie, więc nie pomogę wam w dotarciu do sali - oznajmiła Francuzka, na co Gryfonka kiwnęła głową.

Skierowały się do wyjścia, a za nimi podreptał znudzony Malfoy. Hermiona nie zwracała na niego zbyt dużej uwagi, w sumie to od momentu, gdy mieli wolny czas, a on powiedział do niej, że ma robić, co chce. Stwierdziła, że skoro tak, to ona też nie będzie zwracała na niego uwagi i tylko w momentach, gdy musiała mu coś przetłumaczyć albo coś się jej zapytał, odzywała się do niego. Choć ostatnio przez te spotkania z Francuzką i tak spędzała z nim bardzo mało czasu. Rano przeważnie to on wstawał pierwszy i gdy ona dopiero co się budziła, on był już wyszykowany, przez co nie musiała czekać na wolną łazienkę, na zajęciach zajmowali się wiedzą przekazywaną przez profesorów, a po lekcjach ona szła albo spotkać się na zewnątrz z Adrienne, albo chodziła po prostu bez celu po zamku, a on był chyba w tym czasie w ich pokoju. Przez większość czasu starali się nie przebywać tylko we dwoje, a albo z innymi uczniami, albo całkowicie osobno.

Gdy doszli do sali, Hermiona stanęła razem z szarooką przy oknie i zaczęły rozmawiać, a Malfoy stanął kawałek od nich przy ścianie.

- Jak do tej pory, podoba ci się ta wymiana? Nasza szkoła?

- Szkoła jest naprawdę piękna, zajęcia są ciekawe, inne niż u nas w Hogwarcie, przez co możemy się więcej nauczyć. U nas są głównie czary, eliksiry i stworzenia oraz rośliny, nie ma czegoś takiego jak zajęcia z tańca czy kultury. Jeśli chodzi o osoby w tej szkole, to są bardzo fajne - tu spojrzała na nią znaczącym wzrokiem z uśmiechem - Ale są też i tacy, którzy patrzą na mnie ze złością czy czymś takim podobnym, co nie za bardzo rozumiem, bo przecież nie zrobiłam nikomu nic złego. Niektórych to nawet nie znam.

- Tak? A kto niby tak na ciebie patrzy? Z tego, co słyszałam, jak rozmawiają o was inni uczniowie, to większości wydajecie się fajni, mimo że niektórzy nawet z wami nie rozmawiali. Takie po prostu sprawiacie wrażenie.

- A no chodzi o tą Dominique, z którą nas w pierwszy dzień oprowadzałaś. Za każdym razem, gdy przychodziła do naszego pokoju, by nas zawołać gdzieś czy coś, wydaje mi się, że patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakbym jej coś zrobiła - powiedziała Hermiona.

- Wiesz co? Nią się nie przejmuj. Ona tak tylko robi, bo ten blondasek - tu wskazała na Malfoy'a opierającego się o najbliższą ścianę i trzymającego ręce w kieszeniach - Nie zwraca na nią kompletnej uwagi. Być może zazdrości tobie, że nawet z przymusu, spędzasz z nim tyle czasu. Można nawet stwierdzić, że Dominique zachowuje się jak typowa gwiazda. Uważa, że wszystko jej wolno, lubi rządzić innymi i mieć na sobie wzrok przystojnych i bogatych facetów, a ten twój kolega właśnie na takiego wygląda. Uwielbia to i pewnie już udało ci się to zauważyć. A jeśli chodzi o naukę, to jest najlepsza z naszego rocznika, najbardziej to chyba z Zaklęć i uroków. Serio, jeszcze żaden uczeń jej nie pokonał w żadnym pojedynku. Do tego profesor Lautier jest jej dalekim kuzynem, przez co może ma większy luz na zajęciach z muzyki i tańca. Wychowuje się w jednej z najbardziej szanowanych i bogatych rodzin w naszym kraju, jest czystej krwi. Nikt z nią nie zadziera, bo każdy wie, że jej rodzice mają bardzo duże wpływy zarówno w świecie czarodziejów, jak i mugoli, mogliby nawet zniszczyć ci całe przyszłe życie. Ma tylko małe grono swoich, jakby to określić, służących. Robią za nią mnóstwo podstawowych rzeczy, na przykład jedna z nich codziennie ją maluje, druga ją czesze, trzecia szykuje strój, czwarta sprząta. Nawet nie chce się wtedy posługiwać magią, tylko woli do tego wykorzystywać inne osoby.

- O Merlinie, widzę, że wiesz mnóstwo rzeczy na jej temat - powiedziała Hermiona z uniesionymi brwiami, gdy brunetka skończyła mówić. Nie skomentowała słów Adrienne, gdy ta mówiła, że Malfoy to jej kolega, że Dominique jest zazdrosna. Jednak zapisała w głowie część, że nikt nie pokonał Dominique w pojedynku. Gdyby była taka okazja na lekcjach, Hermiona chciałaby się z nią zmierzyć. Może nawet nie chodzi o to, żeby spróbować ją pokonać i udowodnić, że wcale taka wspaniała nie jest, ale nawet po to, by poznać, jaki poziom mają uczniowie.

- No wiesz, chodzimy do tej samej klasy, na te same zajęcia i na te same imprezy od kilku lat. To chyba zobowiązuje do podstawowych informacji?

- No nie wiem... - powiedziała kasztanowłosa, ale widząc pytający wzrok koleżanki, kontynuowała - No na przykład, ja z Malfoy'em jesteśmy na tym samym roczniku, znamy się od około siedmiu lat, ale jesteśmy w innych domach. Ja prawie nic o nim nie wiem.

- A co o nim wiesz?

- Wiem mniej więcej gdzie mieszka, jak nazywają się jego rodzice. Wiem też, że gra na pozycji szukającego w Quidditchu i przez kilka lat był kapitanem, ale w tym roku stracił to stanowisko bądź z niego zrezygnował, ale bardziej obstawiam tę pierwszą opcję. Wiem mniej więcej, z kim się przyjaźni. Uczy się mniej więcej tak jak ja, czyli w miarę dobrze. Od początku roku szkolnego jesteśmy Prefektami Naczelnymi i musimy mieszkać w jednym dormitorium. Był śmierciożercą - powiedziała, ostatnie zdanie mówiąc tak cicho, by tylko Adrienne usłyszała.

- Dobra, takie informacje to może znać o nim każdy, to są normalne rzeczy, nic specjalnego. A co o nim wiesz, jeśli chodzi o zachowanie i charakter? Skoro mieszkacie ze sobą od prawie miesiąca, to chyba zauważyłaś, jakie ma nawyki czy coś.

- Jest aroganckim, zimnym arystokratą bez serca, lubi się wywyższać, mieć kontrolę nad wszystkim, nie lubi mugolów no i co tam jeszcze... ogólnie lubi dziewczyny i dobry alkohol. Z tego, co wiem, bardzo rzadko pokazuje swoje uczucia, można nawet powiedzieć, że wcale tego nie robi. Albo ich rzeczywiście nie ma, jak to niektórzy mówią. A przynajmniej ja nie znam żadnych świadków, którzy by to widzieli.

- No to rzeczywiście trochę mało masz tych informacji, bo akurat te dałoby się z niego wyczytać już po jakimś jednym tygodniu obserwowania go.

- Skąd ty takie rzeczy wiesz? - zapytała zdumiona Hermiona.

- W tym roku dołożono nam jeszcze jedną godzinę zajęć tygodniowo. Są to zajęcia z psychologii i powiem ci, że zainteresowały mnie one i nawet zaczęłam czytać ponadprogramowe książki i ogólnie staram się pomagać innym. Ale zeszłyśmy z tematu. Od momentu, gdy tu przybyliście, widziałam jedynie na jego twarzy uczucia takie jak obojętność, znudzenie, poirytowanie, zdenerwowanie i w sumie to chyba tyle. Nie zastanawiałaś się kiedyś nad tym, dlaczego on ma cały czas na sobie maskę obojętności? - zapytała troskliwym tonem, przekręcając głowę w bok i patrząc na nią uważnie.

Hermiona jedynie wzruszyła ramionami, bo za sylwetką Adrienne zauważyła idącego profesora. Po chwili podszedł do nich i otworzył drzwi, po czym wszyscy weszli do sali i Prefekci Naczelni usiedli na tych samych krzesłach, co ostatnio.

- Dzień dobry. Dzisiaj będą zajęcia tylko z muzyki. Dobierzcie się w pary tak jak zwykle i weźcie po jednym z instrumentów, które stoją na końcu sali.

Gdy skończył mówić, połowa dziewczyn przeniosła się do innego stolika. Hermiona ze zrezygnowaniem spostrzegła, że Adrienne jest już z jakąś uczennicą w parze, więc ona będzie musiała być z Malfoy'em. Wstała z krzesła i poszła na tyły sali, gdzie niektóre uczennice wybierały instrumenty. Gryfonka poszła tam jako jedna z ostatnich, więc zostały jej tylko do wyboru flet, skrzypce i saksofon. Tego ostatniego nie umiała w ogóle używać, więc poszła wolnym krokiem w stronę skrzypiec. Jednak ktoś ją uprzedził i musiała wziąć flet. Umiała już na nim grać, bo kiedyś dostała go od jakiejś ciotki i czasami w wakacje na nim grała, a nawet kiedyś wymyśliła swoją melodię. Podeszła z instrumentem do krzeseł i usiadła na swoim. Zauważyła, że usiadła jako ostatnia i po tym, jak zajęła swoje miejsce, profesor się odezwał.

- Zaraz wypiszę wam wszystkie podstawowe nuty i inne znaki na tablicy, a waszym zadaniem będzie skomponowanie przynajmniej minutowej melodii. Rozdam wam też kartki z pięciolinią, żebyście mogli to zapisywać. Dzisiaj tylko zaczniecie, bo wątpię, żeby ktoś dzisiaj skończył, ale na początku października pochwalicie mi się swoją muzyką. Jednakże, gdy ktoś skończy wcześniej, będzie mógł to zaprezentować.

Gdy tylko skończył mówić, machnął różdżką w stronę tablicy, na której pojawiły się nuty, po czym zasiadł przy swoim biurku i zaczął coś pisać. W tym momencie w sali rozległy się szepty i cicha gra na instrumentach. Hermiona chwyciła kartkę i flet w rękę, ale spostrzegła, że nie ma nic do pisania, więc podniosła rękę.

- Tak, Hermiono? - zapytał miłym głosem.

- Czy mógłby mi pan dać coś do pisania? Przyjeżdżając na tę wymianę, nie mówiono nam, że będziemy coś musieli pisać, więc nie mam żadnego pióra.

- Oczywiście - odpowiedział, po czym odsunął jedną z szuflad biurka, wyciągnął białe pióro i podszedł do Gryfonki, całkowicie ignorując Malfoy'a - Proszę.

- Dziękuję - odpowiedziała miło Hermiona, nie zwracając uwagi na dreszcz, jaki przeszedł po jej ciele, gdy profesor wręczał jej pióro i „przypadkowo" dotknął jej ręki.

Profesor Lautier jeszcze wyczarował przed nimi stolik i wrócił na swoje miejsce. Kasztanowłosa położyła na ławce flet, kartkę i pióro, po czym zerknęła przelotnie na blondyna.

- Umiem na tym grać, więc pójdzie nam w miarę szybko - odrzekła jakby do siebie, ale wiedziała, że ją usłyszał, bo kiwnął ze zrozumieniem głową.

Przysunęła kartkę i pióro bliżej siebie, po czym chwyciła flet w dłonie i przystawiła go do ust. Ułożyła palce na dziurkach i dmuchnęła krótko. Zauważyła, że zrobiła to trochę głośniej niż inni, przez co się delikatnie zarumieniła. Miała zamiar trochę udawać to wymyślanie, bo miała już gotową melodię. Postanowiła, że zapisze nuty do właśnie tej piosenki, bo nie umiała wymyślić szybko nowej i była pewna, że tą, którą wymyśliła kiedyś, nikt nie znał.

Na początku Malfoy siedział znudzony na krześle, ale gdy w końcu spotkał się z poirytowanym wzrokiem profesora, postanowił wykazać jakiekolwiek zainteresowanie, więc teraz siedział odwrócony przodem do Gryfonki i obserwował ją, jak zapisuje nuty, przez co ona nie czuła się zbyt komfortowo. Jednak nic się nie odezwała na ten temat i pod koniec lekcji mieli już zapisaną połowę kartki. Zaglądał też czasami na kartkę z jakimiś dziwnymi znakami, których w ogóle nie rozumiał, więc stwierdził, że nie będzie się wtrącał i da całkowicie wolną rękę Gryfonce.

- Za kilkanaście minut zajęcia się kończą. Czy jest jakaś para, która ukończyła już swoją melodię i ma ochotę ją zaprezentować? - zapytał, po chwili robiąc to samo w języku francuskim.

- Nous, professeur (tł. My, profesorze) - powiedziała jedna z uczennic, po czym razem ze swoją koleżanką podeszły na środek pomieszczenia i zaczęły grać na małej harfie.

Po nich jeszcze były dwie pary, jedna z nich grała na skrzypcach, a druga na gitarze. Hermiona nie chciała się zgłaszać, bo się wstydziła i napisała to tylko w razie czego, gdyby profesor ich wywołał i żeby nie wyszło tak, że nic nie robią. Nauczyciel rozejrzał się po klasie, a gdy nie zobaczył żadnej podniesionej ręki, podszedł do pary Prefektów Naczelnych.

- A wy coś macie? Widziałem, że coś pisaliście, może macie ochotę to zaprezentować?

- Tak - odpowiedział od razu Malfoy, specjalnie unikając przerażonego wzroku Granger. Uśmiechnął się zwycięsko i w duchu pogratulował sobie pomysłu, by zmusić ją do zagrania czegoś przy całej klasie i tym profesorku.

- Świetnie! To chodźcie - powiedział Lautier, zachęcając ich gestem dłoni.

Draco szybko wstał i wziął w ręce kartkę z nutami, a za nim lekko poddenerwowana Hermiona chwyciła flet i poszli na środek Sali, gdzie wcześniej stały inne pary. Profesor stanął przy ławce, przy której wcześniej siedzieli, by mieć lepszy widok na nich.

Gryfonka położyła palce na dziurkach fletu, a blondyn rozprostował kartkę i trzymał ją tak, by jego współlokatorka miała dobry widok na nuty. Było to lekko żenujące, ale stwierdził, że aktualnie to Granger jest w gorszej sytuacji.

Przyłożyła flet do ust i zaczęła grać. Zgrabnie przesuwała palcami, a z instrumentu wypływały piękne dźwięki. Po chwili, gdy przestała się trochę denerwować, przeniosła wzrok z kartki z nutami na profesora. Poczuła coś dziwnego, ale gdy tylko zobaczyła jego piękny uśmiech, też się rozpromieniła i przymknęła oczy, wczuwając się w muzykę, całkowicie przestając zwracać uwagę na wszystko.

Skończyła grać, a w sali wybuchły oklaski. Jedyną osobą z widowni, która im nie klaskała, była Dominique. Jednak nie zwracała na nią żadnej uwagi i razem z Malfoy'em wrócili do swojej ławki, o którą opierał się profesor, ale po chwili odsunął się, by zrobić im miejsce.

- No pięknie. Ciekawa melodia, nigdy jej nie słyszałem. Chyba nie dzisiaj ją wymyślałaś? - powiedział, ostatnie zdanie wymawiając ciszej i poważniejszym tonem.

- N-no nie - powiedziała z powrotem poddenerwowana Hermiona.

- Przecież żartuję, nic się nie stało. Bardzo mi się podobało - szepnął, podchodząc do niej bliżej, ale po chwili się opanował i powrócił na swoje miejsce, a Hermiona starała się przykryć rumieńce kurtyną włosów - Na dzisiaj to tyle, do widzenia - po jego słowach wszyscy zaczęli się zbierać, ale powiedział jeszcze - Hermiono, proszę, zostań na chwilę.

Po jego słowach Gryfonka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i rzuciła do Malfoy'a krótkie „Poczekaj na korytarzu", na co z niechęcią pokiwał głową. Gdy wszyscy już wyszli i w pomieszczeniu został oprócz niej tylko nauczyciel, podeszła bliżej do biurka profesora.

- Ładna melodia, naprawdę. Grałaś już kiedyś na flecie, prawda? - zapytał z uśmiechem.

- Tak, ciocia mi kiedyś kupiła i czasami na nim grałam. Tę melodię wymyśliłam w tamte wakacje.

- Lubisz inne instrumenty dęte? - zapytał, nie reagując na jej wcześniejszą odpowiedź, w międzyczasie odwracając się do niej tyłem i szukając czegoś w szafce.

- Nie wiem, nie grałam na innych - powiedziała, rozluźniając się. Normalnie ze sobą rozmawiali, więc przestała się trochę wstydzić. By sprawiać wrażenie mniej zdenerwowanej, oparła się rękami o najbliższą ławkę stojącą przy biurku.

- A nie chciałabyś się nauczyć?

- Nie zastanawiałam się nad tym, może kiedyś... - nie dokończyła, bo profesor nagle rzucił na nią zaklęcie wyciszające. Zaczęła szybciej oddychać i patrzyła na niego przerażonym wzrokiem.

- Mogę cię nauczyć - powiedział, podchodząc do niej bliżej, a gdy zobaczył, że zaczyna się coraz szybciej cofać, rzucił zaklęcie „Petrificus Totalus". Upadła na ławkę, o którą przed chwilą się opierała, obijając sobie plecy - Chcesz wyjść? - zapytał, a widząc nadzieję w jej oczach, roześmiał się, a potem nagle spoważniał - Nie ma mowy. Mam inne plany. Za długo już się powstrzymywałem i czekałem na tę okazję.

Zaczął się do niej coraz bardziej przysuwać, a gdy był już blisko, wyczarował kilka sznurków. Leżała na ławce, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu, więc przywiązał jej ręce i nogi do nóg ławki. Po tym, gdy upewnił się, że nie uda jej się wyrwać, odczarował zaklęcie paraliżujące i od razu zaczęła się wyrywać. Na to zachowanie profesor zacmokał i zaczarował sznurki tak, że przy każdym mocniejszym ruchu parzyły ją. Od razu, gdy to poczuła, skrzywiła się, ale starała się cały czas przysunąć kolana do siebie, bo była w spódnicy, czego teraz cholernie żałowała. Była też zła, że nie wzięła ze sobą różdżki, że się tak pomalowała i wypachniła. Była wkurwiona na siebie, swoje myśli i swój plan „uwodzenia" nauczyciela. Nie mogła uwierzyć w to, co chce on zrobić, więc starała się udawać w miarę opanowaną.

- Już się uspokoiłaś? To dobrze - powiedział, nie czekając na jej odpowiedź, po czym zabrał się za odpinanie jej koszuli, ale gdy zobaczył, ile ona ma guzików, stwierdził, że szybciej będzie, gdy ją rozerwie. Gdy jednak zaczęła się wyrywać, wyjął z kieszeni flakonik, wylał trochę płynu na chusteczkę i przysunął ją do jej twarzy, na co się skrzywiła - Wiesz co to? Jeden z mocniejszych eliksirów uspokajających. Ja wypiłem antidotum przed zajęciami na to i mi się nic nie stanie. Ale na ciebie zadziała tak, że będziesz na tyle przytomna, że będziesz wiedziała, co z tobą robię, ale będziesz na tyle nieprzytomna, że nie będziesz mogła nic zrobić - powiedział z szaleńczym uśmiechem.

I właśnie w tym momencie Hermiona zrozumiała, że jest w sytuacji bez wyjścia. Nie ma mowy, żeby profesor przestał, ona też sobie sama nie poradzi, bo nie ma różdżki ani tym bardziej siły. Leżała na tej ławce, a po chwili po jej twarzy zaczęły spływać łzy bezsilności.

- - - - -

Vulnus sanitatem* - z łac. "gojenie się ran"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro