Rozdział 4. Czas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blondyn obudził się z ogromnym bólem głowy i całego ciała. Przekręcił się lekko na bok i zauważył, że leży na czymś bardzo twardym i zimnym. Podłoga. Tak się wczoraj upił, że nawet nie pamiętał, jak się tutaj znalazł. Miał na sobie białą, pomiętą koszulę rozpiętą u góry i był bez spodni, tylko w samych bokserkach. Na stopach miał skarpetki w różnych kolorach. Przeciągnął się powoli i jęknął.

- Kurwa mać - powiedział cicho, łapiąc się za głowę.

- Draco. - Usłyszał stanowczy głos.

Nawet nie zauważył, że nie jest sam w pomieszczeniu. Uchylił bardziej oczy, a jego wzrok od razu powędrował na jego matkę, która siedziała niedaleko niego na jednym z foteli i patrzyła się na niego zmartwionym wzrokiem. Wstała z miejsca i podeszła do szafki, na której stała butelka wody i podała mu ją. Podziękował jej i szybko wypił całą zawartość butelki. Nagle poczuł, jakby urodził się na nowo. Przełyk przestał aż tak miłosiernie palić i ogarnęło go orzeźwienie. Podniósł się do pozycji siedzącej, a gdy zauważył, że ma jeszcze siłę, by wstać, wstał i od razu rozwalił się na miękkim fotelu. Czując jego ciepło i miękkość, która była niemal wybawieniem po kilku godzinach snu na podłodze, chciałby jeszcze zamknąć choć na chwilę spać. Jednak Narcyza kucnęła obok niego i położyła mu dłoń na kolanie, czym jasno dała mu znać, że chce z nim porozmawiać.

- Co się stało, że tak się upiłeś? Ostatnio dzieje się to coraz częściej. Bo jeśli to było bez żadnego poważnego powodu, to nie powinno tu mnie być, nie przyniosę ci eliksiru na kaca i zlikwiduję barek - powiedziała pani Malfoy poważnym głosem.

- Weasley się stał - powiedział zdenerwowany. Nigdy nie zwierzał się matce i teraz nawet nie wiedział, jak i kiedy te słowa tak szybko opuściły jego usta.

Dopiero teraz do niego dotarło, co tam się wczoraj zdarzyło. Nie wiedział, czemu mu wczoraj nie przypierdolił. Powinien to zrobić i to potężnie. Najlepiej by było jeszcze gdzieś się przenieść, żeby ludzie znowu nie mieli powodu do plotek. Jednak tego nie zrobił. Nie dość, że przy tylu ludziach powiedział, że był śmierciożercą, to jeszcze wspomniał o jego zadaniu, którego nie wykonał. Był zły na siebie, że dał się sprowokować i, że w ogóle zaczął z nimi rozmawiać.

W trakcie tego "spotkania" dowiedział się jednej, niezbyt przyjemniej rzeczy. Oni też wracają do Hogwartu. Mógł się tego spodziewać, bo to przecież cholerni Gryfoni z Granger na czele, która ceni szkołę ponad wszystko, ale wolałby, żeby nie wracali. I tak już pewnie będzie miał dość innych osób i nauczycieli, a przez to, że oni też wracają do Hogwartu, to albo Golden Trio skończy w Świętym Mungu, ewentualnie w Azkabanie.

Nie chciał więcej opowiadać matce o tym, co ten rudy idiota mu mówił, więc Narcyza, widząc, że nic więcej jej nie powie, wyszła i po chwili wróciła z eliksirem na kaca. Blondyn wziął od niej eliksir i wypił, a potem poszedł się wykąpać. Pogniecione ubranie, roztrzepane włosy i ten odór alkoholu sprawiły, że musiał wziąć prysznic w pierwszej kolejności. Stanął pod prysznicem i włączył chłodną wodę, żeby się rozbudzić.

Stał tak z zamkniętymi oczami, a krople wody spływały po jego dobrze wyrzeźbionym ciele. Gra w Quidditcha, regularne treningi i w miarę zdrowe odżywianie się robiły swoje. Nie mógł narzekać na swój wygląd, ale na jedną rzecz nie mógł patrzeć. Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Mimo że Voldemort zmarł, Znak był nadal widoczny, choć z dnia na dzień coraz bardziej bladł. Przez to, przy innych osobach, nawet w największy upał, musiał chodzić w koszulach z długim rękawem, co nie było ani trochę wygodne i przez to często był o to pytany.

Po chwili wyszedł spod prysznica i wytarł się ręcznikiem. Założył szare dresy i wyszedł na balkon zapalić.

Papierosy to była jedyna mugolska rzecz, z której korzystał i którą nawet polubił. Jakiś czas temu przeniósł się z Blaise'em do mugolskiego Londynu i tam w jakimś klubie tego spróbował. Co prawda na początku, przy pierwszym zaciągnięciu, myślał, że się udusi, ale z czasem odnalazł ten spokój i możliwość pozbycia się całej złej energii ze swojego ciała i umyślu. Spodobało mu się i nakupił sobie kilkanaście paczek, żeby nie musieć udawać się często do mugolskiego sklepu.

Zaciągnął się kolejny raz, a jego myśli znowu pognały do wczorajszego zdarzenia, ale tym razem spojrzał na to pod innym kątem. Zauważył, że Gryfoni zmienili się od wojny. Potter i Weasley urośli, ale i tak byli niżsi od niego. Za to Granger i siostra Weasleya wyładniały i... Zaraz, o czym on myśli? To jebany Potter, idiota i zdrajca krwi Weasley, jego siostra i ta szlama Granger. Jak on mógł o nich pomyśleć w normalny sposób? Co prawda był mężczyzną z potrzebami, ale nie zniżyłby się do takiego poziomu.

- Kurwa - mruknął cicho.

Zły na siebie i na swoje myśli podszedł do barku, ale zobaczył tam pustkę. Jeszcze bardziej zły, bo jego matka mu zabrała coś, w czym mógł utopić swoją złość, zszedł na dół do piwnicy do niedawno zrobionej siłowni. Ćwicząc, uwalniał całą swoją złą energię, tak samo jak przy paleniu papierosów, choć to drugie źle wpływało na jego zdrowie.

Mógł się wyżyć na worku treningowym, wyobrażając sobie, że to gęba Weasleya. Zadawał coraz to mocniejsze ciosy, a pot spływał po jego twarzy i odkrytym ciele. Z każdym kolejnym uderzeniem, przypominał sobie słowa Wesleya i wykonywał coraz to szybsze i mocniejsze ruchy. Jego ramiona paliły żywym ogniem, ale nie chciał przestawać. Po kilku minutach, gdy już się zmęczył, wrócił powoli do siebie, wziął znowu krótki prysznic i zawołał skrzata, by przyniósł mu obiad. Po zjedzonym w samotności obiedzie napisał krótki list.

Diable,
Wpadniesz dzisiaj do mnie o 19? Potrzebuje kompana do picia.
Smok

Tylko pisząc list do Blaise'a, podpisywał się „Smok", bo nie przeszkadzało mu, że tak do niego mówił. Jako przyjaciele, przez to, że się razem wychowywali, byli ze sobą bardzo zżyci.

Tak w sumie, to trochę wymyślił o tym piciu, bo przecież wczoraj się mocno upił i niedawno dopiero oprzytomniał, więc totalną głupotą byłoby znowu pić. Jednak z przyjacielem mógł wypić jeszcze trochę. Ale tak naprawdę to chciał tylko z kimś posiedzieć i porozmawiać, ale tak by przecież nie napisał w liście, bo Zabini by mu później wypominał do końca życia, że ma jakieś uczucia i je jeszcze okazuje.

Wziął napisany list i poszedł do pomieszczenia na jednej z wieży, która była podobna do sowiarni w Hogwarcie, ale o wiele mniejsza. Były tam trzy sowy, które siedziały na żerdziach w różnych miejscach w pomieszczeniu. Jedna była duża, czarna, druga beżowa i trzecia mała, brązowa. Wybrał tą brązową i doczepił do jej nóżki list. Była godzina prawie osiemnasta, więc ubrał się w jakieś inne ubranie, bo mimo tego, że się przyjaźnią z Blaisem i widzieli się w gorszym stanie, na przykład najebani w trzy dupy, to nie wypadało paradować przed nim w samych szarych dresach, gdy spodziewał się jego wizyty.

Założył sobie czarne spodnie i białą koszulkę z krótkim rękawem. Tylko przy Zabinim i swojej matce nie bał się chodzić w długim rękawie, który zakrywałby wyblaknięty Mroczny Znak. Jedynie przy nich nie bał się go nie zakrywać, bo wiedział, że oni akceptują jego przeszłość i go nie zostawią, co zapewieniali mu już tysiące razy.

Kiedy się już przebrał, poszedł na dół do salonu i zajrzał do barku, którego Narcyza na szczęście nie zlikwidowała. Wziął jedną butelkę Ognistej i postawił na stoliku w salonie. Jego matka dzisiaj była załatwiać jakieś sprawy w Ministerstwie Magii, a potem miała jeszcze wpaść do pani Zabini na kolację. Draco domyślał się, że nie wróci przed godziną dwudziestą pierwszą, więc na spokojnie da radę i porozmawiać z Zabinim, i się coś napić.

W tym momencie usłyszał pukanie do drzwi, ale trochę się zdziwił, bo było dopiero parę minut po osiemnastej, ale może Diabeł przyszedł wcześniej, bo mu się może nudziło. Poszedł otworzyć i od razu tego pożałował. W drzwiach stała Astoria, wymalowana i ubrana jakby wybierała się co najmniej na wesele.

- Cześć Dracusiu! - podeszła i mimo jego niemych protestów, przytuliła go - Mogę wejść?

- Tak się składa, że już mam inne plany na wieczór i nie jesteś w nich uwzględniona - odparł niemiło blondyn, ale miał jej po prostu dość.
Jeszcze jakby tego było mało, był w samej koszulce z krótkim rękawem, bo nie zdążył sobie niczego narzucić. Stał teraz oparty lewym barkiem o drzwi Dworu, a całą lewą rękę schował za sobą, by Astoria niczego nie zauważyła. Pewnie zdawała sobie sprawę, że ma tam ten Znak, ale co innego było się domyślać, a co innego widzieć to naprawdę.

- A nie możesz ich zmienić? - powiedziała słodko Astoria, podchodząc do niego bliżej i kładąc mu rękę na torsie.

- Chyba nie bardzo - powiedział nagle pojawiający się Zabini z butelką Ognistej w dłoni.

Po tym pomachał Malfoy'owi butelką przed nosem, a Astoria odeszła zła jak osa, że znowu jej się nie udało uwieść Dracona. Chciała z nim być, bo był bogaty, sławny i w ogóle sprawiał wrażenie niegrzecznego chłopca, a Greengrass miała nadzieję, że uda jej się go usidlić. Może nie byłby kochającym mężem, ale dawałby jej dużo prezentów no i przede wszystkim, mieliby śliczne dzieci. Jej zdaniem Draco wyglądał jak bóg, a ona też przecież była piękna. Dużo osób jej to mówiło. Czasami wieczorami wyobrażała sobie, jak wyglądałyby ich dzieci. Miała tylko nadzieję, że żadna inna dziewczyna nie będzie chciała z nim być, tak jak ona, bo wtedy nie miałaby życia. Draco musi być z nią!

~~~

- Diable, nie wierzę, że Ci to mówię, ale dziękuję ci.

- Spoko stary, po to są przyjaciele - powiedział Zabini i poklepał go po ramieniu - Dobrze, że przyszedłem wcześniej, bo inaczej to pewnie byłbyś teraz uwięziony.

Usiedli razem na kanapie i zaczęli pić. Potem Blaise zaczął rzucać jakimiś żartami, a Draco się uśmiechał pod nosem. Blondyn miał zamiar z nim pogadać bardziej na poważnie, ale po krótkim czasie obaj byli już mocno wystawieni, więc nie było nawet sensu poruszać poważniejszych tematów. Siedzieli tak do późna i z czasem gadali o coraz dziwniejszych rzeczach, tarzając się przy tym ze śmiechu i pijąc kolejne butelki Ognistej.

I tak samo minęły im kolejne dni do powrotu do Hogwartu.

~~~

Hermiona siedziała samotnie w swoim pokoju, który zajmowała razem z Ginny i myślała o tym, co jest i jak to będzie między nią a Ronem. Nie uważała go już za swojego chłopaka, nie po tym, co jej powiedział, a potem przez parę dni nawet na nią nie spojrzał, nie mówiąc już o żadnej rozmowie. Za kilka dni mieli wracać do Hogwartu. Zrobiła już wszystkie potrzebne zakupy na ostatnim, niezbyt udanym wypadzie na Pokątną. Zaczęła się już nawet pakować. Ciągle jednak martwiła ją sprawa sukienki na bal. Z czasem, gdy się nad tym dłużej zastanawiała, dochodziła do wniosku, że mogła którąś z nich kupić. Ale później kalkulowała sobie, ile razy by tę sukienkę założyła i jednak była zadowolona, że jej nie kupiła. Niby miała jakieś elegantsze sukienki, na przykład tę, w której była na weselu Billa i Fleu, jednak domyślała się, że będą na tym balu ważne osoby, do tego ona jest przecież w Golden Trio i jest przyjaciółką sławnego Harry'ego Pottera, który zabił Voldemorta, więc powinna wyglądać oszałamiająco. Jak się domyślała, że ten bal jest z powodu wygranej, to ona, Harry i Ron będą jednymi z ważniejszych osobistości i być może będą robić im zdjęcia, które później pojawią się w Proroku Codziennym. Z tą myślą stwierdziła, że przy najbliżej okazji kupi jedną z tych sukienek, by chociaż raz wyglądać dobrze na tak ważnym wydarzeniu. Jak nie kupi złotej, to zieloną albo czerwoną. W zielone było jej o wiele ładniej, ale był to bardziej ślizgoński kolor, a ona przecież jest gryfonką i na tym balu chyba lepiej by było, jakby nie ubierała się na ten kolor. Jednak z drugiej strony czerwony za bardzo może pokazywać innym, z jakiego jest domu. A w tym Balu przecież przede wszystkim chodzi o to, by wszystkie domy w Hogwarcie się zjednoczyły, by zlikwidować wszystkie granice i aby wszyscy traktowali się tak samo.

Schodząc na dół i myśląc o tych pięknych sukienkach, nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Gdyby nie ręce tej osoby, już by leżała na ziemi. Spojrzała do góry i zobaczyła zielone oczy patrzące na nią ze zmartwieniem.

- Hermiono, nic ci nie jest?

- Nie, Harry, spokojnie, nic się nie stało - powiedziała i dzięki jego pomocy, podniosła się na równe nogi.

- A ogólnie jak się czujesz, no wiesz, po tej całej sytuacji z Ronem.

Nie odpowiedziała nic, tylko spojrzała się na swoje stopy, bo poczuła zbierające się łzy w oczach. Harry, jakby czytając jej w myślach, przytulił ją i zaczął głaskać jej włosy. Zaprowadził ją do swojego i Rona pokoju, ale na szczęście tego drugiego nie było. Usiadł na swoim łóżku, a Hermiona obok niego. Wtuliła się delikatnie w jego ramię, a on głaskał ją po plecach i uspokajał. Zaczęła coraz bardziej szlochać, więc zielonooki zaczął się z nią lekko bujać i gładził jej plecy. Był trochę nieporadny w tych sprawach, ale jakoś dał sobie radę. Nie przeszkadzało to Hermionie, bo i tak była mu okropnie wdzięczna za to, co dla niej robił. Gdy po kilkunastu minutach uspokoiła się i przestała płakać, odezwał się.

- Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać.

- Jeśli chce, to niech on do mnie przyjdzie, ja nie będę za nim latała po tym, co mi powiedział.

- Ale Hermiono...

- Powiedziałam NIE. Jak będzie chciał, to przyjdzie.

Harry już nic nie powiedział, widząc jej zacięty wyraz twarzy, ale w tym momencie odezwał się inny głos.

- Możemy porozmawiać? - zapytał lekko skruszonym głosem Ron stojąc w drzwiach, akurat w momencie gdy o nim rozmawiali, jakby stał za drzwiami i słyszał wszystko, co mówili.

Czarnowłosy bez słowa wstał z łóżka i wyszedł, zostawiając ich samych. Hermiona nadal siedziała na łóżku Harry'ego, a Ron usiadł na swoim, tak, że był naprzeciwko niej. Złapał ją za ręce, ale ona je wyrwała.

- Hermiono, ja cię chciałem przeprosić, nie powinienem tak mówić, ale byłem zły.

- Nawet po pijaku, zlany w trzy dupy nie powinieneś tak mówić! - wydarła się zdenerwowana Hermiona - Złość cię nie usprawiedliwia. Może być to jedynie częściowe wyjaśnienie, ale nigdy usprawiedliwienie. Zapamiętaj to sobie, Ronaldzie, bo to już nie pierwsza taka sytuacja, że usprawiedliwiasz się czymś, co w żadnym wypadku nie mogłoby być usprawiedliwieniem.

- Przepraszam, ale bałem się też, że znalazłaś sobie kogoś innego i tak...

- Nic cię wystarczająco nie usprawiedliwia! Byliśmy wtedy razem! Byliśmy przyjaciółmi! - powiedziała Hermiona, znowu mając łzy w oczach.

- Właśnie o tym też przyszedłem pogadać.

- I co? Myślisz, że tak normalnie wrócimy do tego, co było kiedyś?

- Nie, nie myślę tak - odparł spokojnie, co lekko zbiło dziewczynę z tropu, ale jednak starała się tego po sobie nie pokazać.

- Więc co?

- Po prostu uważam, że powinniśmy dać sobie czas. Na razie tyle - powiedział Ron, wzruszając ramionami.

Hermiona nic nie mówiąc, podniosła się z łóżka, szybkim krokiem wyszła z jego pokoju i skierowała się do swojego i Ginny, ale widząc, że jej rudowłosa przyjaciółka jest zajęta Harrym, chwyciła szybko torebkę, gdzie miała różdżkę i pieniądze, po czym wyszła na dwór, a potem teleportowała się na Pokątną. Niby była tu parę dni temu i kupiła już wszystkie książki potrzebne do szkoły, ale pomyślała, że może kupi sobie jakąś sowę i może wreszcie którąś z tych sukienek. Niezbyt miła rozmowa z Ronem była jednak głównym powodem tej decyzji, zaś dodatkowe zakupy tylko pretekstem.

Weszła najpierw do sklepu zoologicznego i kupiła tam małą, szarą sówkę, białą klatkę i karmę dla sów oraz dla kota. Klatkę i karmy wysłała zaklęciem do Nory i wyobraziła sobie, jak klatka upada w jej pokoju, a przerażeni Ginny i Harry odrywają się od siebie. Przez tą myśl roześmiała się głośno sama do siebie, aż kilka osób na nią spojrzało, ale rzuciła im tylko piękne uśmiechy i ruszyła dalej. Od razu, gdy opuściła dom Weasley'ów, jej humor się zdecydowanie polepszył. Mimo że większość osób w Norze zachowywało się wobec niej przyjaźnie i rodzinnie, to jednak zachowanie Rona wobec niej wszystko psuło.

Szła dalej ulicą Pokątną, a mała sówka siedziała na jej ramieniu i wbijała jej delikatnie pazurki w ramię. Po chwili jednak wzbiła się w górę. Hermiona obserwowała, jak mały, szary punkcik coraz to bardziej maleje na niebie, a potem jej już nie było widać.

Westchnęła i skierowała się do sklepu Madame Malkin i o mało co nie pisnęła z zachwytu. Złota suknia, która jej się najbardziej podobała, stała na środku i była na niej kartka z napisem:

Tylko dziś! Przepiękna złota suknia przeceniona z 1000 galeonów na 750!!!

Hermiona od razu grzecznie poprosiła Madame Malkin, by zdjęła jej tę sukienkę i jeszcze raz udała się do przymierzalni, by ją przymierzyć. Zdjęła letnią sukienkę w kwiaty, którą miała wcześniej na sobie i delikatnie, by nic nie popsuć, ubrała się w złotą. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się sama do siebie. Świadomość tego, że sukienka ta była teraz dla niej chociaż trochę bardziej możliwa cenowo i jednocześnie to, że w tym samym momencie widziała siebie i to, jak bardzo do niej pasuje sprawiła, że omało co nie zaczęła podskakiwać ze szczęścia. Przebrała się z powrotem przebrała się w swoje ubranie. Chwyciła delikatnie złotą sukienkę i podeszła do kasy skocznym krokiem. Gdy już ją kupiła, Madame Malkin odezwała się.

- Widziałam, jak parę dni temu patrzyła pani na tę sukienkę oraz na dwie inne. Nie zauważyła chyba pani, ale za tą złotą stały jeszcze zielona i czerwona, też przecenione. Domyśliłam się, że to z powodu pieniędzy nie kupiła ją pani, więc postanowiłam, że trochę opuszczę z ceny, bo i tak to nie zaszkodziło sklepowi, a jedynie zysk delikatnie zmalał, ale to nic nie szkodzi. Czekałam tutaj na panią od paru dni.

Mówiąc to, uśmiechała się serdecznie, a kasztanowłosa, zapominając o kulturze i ogólnie o wszystkim, podeszła do Madame Malkin i ją przytuliła. Gdy się odsunęła, myślała, że się zaraz rozpłacze. Nie sądziła, że taki prosty gest wywoła w niej tyle emocji. Nawet nie chodziło o to, że udało jej się kupić tę sukienkę za mniej pieniędzy, a o to, co zrobiła Madame Malkin. Była tylko zwykłym klientem, a ta pani, jak mówiła, specjalnie dla niej obniżyła cenę sukienek, które jej się podobały. Naprawde musiala mieć ogromne szczęście, ze przyszla tu dzisiaj a nie na przykład dzień wcześniej. Pomyślała jednak, że jej osoba może być znana Madame Malkin i dlatego też zdecydowała się to zrobić. Na pewno wieść, że przyjaciółka Wybrańca będzie na tak uroczystym balu w sukni z jej sklepu przyciągnie jeszcze więcej klientów.

Podziękowała Madame Malkin jeszcze raz bardzo serdecznie i z ogromnie szerokim uśmiechem, wyszła na zewnątrz. W świetnym humorze skierowała się do Lodziarni Floriana Fortescue.

Było dzisiaj bardzo gorąco, więc stwierdziła, że trochę się ochłodzi. Gdy była już bliżej zauważyła, że na jednej z ławek przed lodziarnią siedziała Luna, która jadła akurat lody śmietankowo-truskawkowe. Hermiona podeszła do niej szybkim krokiem z uśmiechem.

- Cześć Luno. Co tam u ciebie? - zapytała Gryfonka, siadając obok blondynki.

- Hej Hermiono - powiedziała niezbyt wesołym głosem, na co Hermiona zmarszczyła brwi - A no jest nawet dobrze...

- Nie wyglądasz, jakby było dobrze.

- Bo... rozstałam się z Neville'em.

- Ale jak to...? - zapytała zszokowana Gryfonka. Dokładnie pamiętała moment, gdy zobaczyła ich razem po raz pierwszy w Wielkiej Sali po zakończonej bitwie o Hogwart. Wyglądali wtedy na bardzo szczęśliwych i Hermiona także cieszyła się z ich szczęścia.

- Po prostu oboje stwierdziliśmy, że do siebie nie pasujemy. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Nie było żadnych zdrad, żadnej kłótni. Doszliśmy do wniosku, że nasz związek rozpoczął się tylko ze względu na wojnę i strach o przyszłe życie - odparła, na co Hermiona skrzywiła się w duchu. Podobnie wyglądało rozpoczęcie związku jej i Rona. - Jednak teraz brakuje mi jakiejś takiej bliskiej osoby...

- Hej, zawsze masz mnie, Ginny i wiele innych osób - pocieszyła ją Hermiona.

- Tak, bardzo się cieszę, że was mam, jednak wiesz, chodzi mi tu o inną osobę - powiedziała ze znaczącą miną Luna.

Hermiona od razu zrozumiała, co ma dokładnie na myśli. Po chwili Krukonka zaczęła temat o Hogwarcie, by choć trochę odsunąć myśli i uczucia od byłego chłopaka. Brązowooka dowiedziała się, że ona również wraca dokończyć naukę. Mimo że na początku znajomości była dla niej tylko tą "Pomyluną Lovegood", to jednak po pewnym czasie i współpracy w Gwardii Dumbledore'a naprawdę ją polubiła. Bardzo się więc ucieszyła z tego powodu, że będzie mogła spędzić z nią więcej czasu w Hogwarcie, a później zaczęły schodzić na inne tematy. Im obu brakowało spotkania, więc gdy miały się rozchodzić, były w trochę lepszych humorach niż przed spotkaniem.

Hermiona, myśląc o spotkaniu swojej przyjaciółki i kupnie wymarzonej sukienki, wróciła do domu cała w skowronkach i z ogromnym uśmiechem na twarzy, ale gdy zobaczyła, co tam się dzieje, miała zamiar od razu się rozpłakać, ale tym razem ze smutku i złości.

Przy rzeczce za Norą, zobaczyła Rona i Lavender, siedzących koło siebie. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że oni tylko się tak spotkali, bo się przyjaźnią. Ale Hermiona widziała już wtedy, że to mogło być coś innego. I to ją bolało. Jeszcze parę godzin temu Ron ją przepraszał, za to, co o niej powiedział, a teraz siedział z Lavender i chyba mówił jej jakieś komplementy, bo cała się zarumieniła i jej twarz w końcu przybrała kolor włosów Weasleya. Kasztanowłosa ominęła ich szybko, nie dając po sobie poznać, że coś ją ruszyło i wróciła do pokoju, gdzie wzięła się za dalsze pakowanie, by jakoś zająć swoje myśli i skupić się na tym, co ważne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro