Rozdział 5. Prefekci Naczelni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszyscy czuli się tego dnia dziwnie. To już dzisiaj był ten dzień, kiedy mieli wracać do Hogwartu. Hermiona siedziała na kanapie w salonie obok Harry'ego, George'a i Ginny. Chłopaki grali w szachy, a ona z rudowłosą przypatrywały się tej grze i rozmawiały na temat powrotu do Hogwartu. Obudzili się bardzo wcześnie, więc mieli jeszcze trochę czasu, by sobie posiedzieć. Potem skierowali się do kuchni i gdy jedli śniadanie, była godzina dziesiąta, więc mieli niecałą godzinę na dokończenie śniadania i sprawdzenie, czy wszystko zabrali.

Kasztanowłosa starała się jak najbardziej odsunąć od siebie myśli o swoim byłym chłopaku. Słyszała, że Ron gdzieś poszedł, prawdopodobnie gdzieś z Lavender, bo od dnia, w którym ich zobaczyła razem, bardzo często tu bywała. Gdy Hermiona schodziła na śniadanie, Brown już siedziała w kuchni, a gdy szła spać, ona jeszcze była w Norze.

Kasztanowłosa starała się jej unikać, jak to było możliwe, jednak przez to odsunęła się też trochę od rodziny Weasley'ów. Jedynie z Ginny i Harrym miała kontakt taki jak wcześniej, bo oni przychodzili do pokoju Gryfonki i z nią siedzieli, gdy nikt inny tego nie robił. Widzieli, co się dzieje między Ronem a Lavender i oprócz prób przemówienia rudowłosemu do rozsądku, starali się spędzać jak najwięcej czasu z Hermioną, by ta nie czuła się osamotniona. Po jakimś czasie dało się zauważyć także dziwne zachowanie pani Weasley, która z jednej strony była smutna, że Hermiona się od nich odsuwa, ale z drugiej strony zaś była szczęśliwa, że Ron spędza z kimś dobrze czas i w pewien sposób być może nie myśli o śmierci brata. Mimo że kochała Hermionę jak własną córkę i bolało ją to, jak jej syn ją traktuje, to jednak Ronald był dla niej ważniejszy, jako prawdziwy syn, którego wychowała.

Gdy dochodziła godzina dziesiąta, Gryfonka poszła do pokoju dzielonego z Ginny, wzięła Krzywołapa i Gwiazdkę, jej sówkę, i wsadziła ją do klatki. Zaniosła je powoli na dół i postawiła przy innych zwierzętach. Wróciła do pokoju jeszcze po kufer, który był już napakowany książkami, ubraniami i kosmetykami i innymi potrzebnymi rzeczami. Gdyby nie zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, to wszystko nie zmieściłoby jej się w tym kufrze. Innym zaklęciem zmniejszyła jego masę i bez żadnych problemów sama go podniosła i zaniosła na dół. Postawiła go koło reszty kufrów i zerknęła na zegarek. Była za dwadzieścia jedenasta, więc razem z innymi pożegnali się z państwem Weasley. W tym roku jechali bez nich. Pan Weasley jedynie załatwił im samochód z Ministerstwa Magii, więc wpakowali do powiększonego bagażnika wszystkie kufry i klatki i zajęli miejsca.

Pomimo użycia zaklęcia, w samochodzie tym było dość ciasno, ale na szczęście Hermiona nie musiała siedzieć zaraz obok Rona
Szybko dojechali do stacji Kings Cross, więc gdy była już za dziesięć jedenasta, wchodzili do pociągu Express Hogwart. Ron poszedł od razu z Lavender do jakiegoś innego przedziału, a ona usiadła razem z Harrym i Ginny. W czasie podróży dosiedli się do nich także Luna i Neville. Hermiona spojrzała na nią z pokrzepiającym uśmiechem, a chwilę po tym zaczęli grać w Eksplodującego Durnia. Grali w to wszyscy oprócz kasztanowłosej i Krukonki. Ta pierwsza siedziała oparta przy oknie i patrzyła się na krajobraz, a druga z nich czytała „Żonglera". Po jakimś czasie zapukał do przedziału jakiś młody, widocznie zestresowany, mały chłopczyk.

- Czy jest tu H-hermiona Granger?

- Tak, to ja. Coś się stało?

- Profesor McGonagall kazała mi przekazać, żebyś do niej poszła.

- Dobrze, zaraz tam pójdę - powiedziała, po czym od razu wstała i wyszła z przedziału, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia przyjaciół. Ona także nie wiedziała, w jakim celu ma się tam udać.

Skierowała się do wagonu dla nauczycieli, który znajdował się na samym końcu, w ostatnim wagonie pociągu. Musiała więc przejść obok wielu uczniów, zarówno tych, których znała, jak i pierwszorocznych. Idąc, słyszała urywki rozmów i szepty uczniów. "To Hermiona Granger, przyjaciółka Harry'ego Pottera", "Chyba każdy się spodziewał, że wróci do Hogwartu", "Ciekawe czy reszta Golden Trio też jedzie" i wiele innych, ale z czasem i coraz bliższą odległością od wagonu nauczycieli, przestała ich słuchać, a skupiła się bardziej na powodzie,dlaczego została wezwana. Zapukała w drzwi i po głośnym "Proszę" uchyliła drzwi, a profesor McGonagall zaprosiła ją do swojego przedziału.

- Witam panno Granger. Poczekajmy jeszcze na jedną osobę.

Hermiona skinęła głową i usiadła na jednym z dwóch krzeseł stojącym przed profesorką. Zastanawiała się, po co tutaj jest i o kogo jeszcze chodzi. W jej głowie szalały myśli. Nie zrobiła przecież nic złego, a bynajmniej tak jej się wydawało. Przecież dopiero co wsiedli do pociągu, nie dojechali jeszcze do Hogwartu! Nic nie przychodziło jej do głowy. Jednak nie musiała się zbyt długo zastanawiać, bo kilkanaście sekund po niej do przedziału wszedł przystojny blondyn, który przywitał się z McGonagall i skrzywił się na jej widok, a następnie z ociąganiem usiadł na krześle obok niej. Gryfonka spojrzała w jego stronę z szeroko otwartymi oczami. Pomimo tego, że zdawała sobie sprawę z jego powrotu do szkoły, trochę martwił ją fakt, że zostali wezwani do dyrektorki razem.

- Panie Malfoy, cieszę się, że pan już przyszedł. Więc tak, mam do ogłoszenia dla was ważną sprawę. Jak wiecie, na ostatnim roku są wybierani Prefekci Naczelni. W tym roku nie są to uczniowie z siódmego roku, a z ósmego. Mam nadzieję, że przyzwyczaicie się do nowych rzeczy w Hogwarcie, między innymi do zmiany roczników. Zostaliście wybrani w tym roku na Prefektów Naczelnych - ogłosiła z zachęcającym uśmiechem, jednak nie zobaczyła pozytywnych emocji na twarzach swoich uczniów. Granger była zdecydowanie mocno zaskoczona, a Malfoy widocznie używał całej swojej woli, aby tylko się nie sprzeciwić. Widząc to, kontynuowała - Wybraliśmy was, bo Panna Granger jest najlepszą uczennicą i na pewno da sobie radę, żeby pogodzić naukę z obowiązkami Prefekta. Pan Malfoy też ma ogromne umiejętności, ale jest też przyjęty pod trochę innymi warunkami, więc proszę, żeby Pan jeszcze został po zakończeniu spotkania, aby wszystko omówić.

Mówiąc to, uśmiechała się do nich dobrodusznie, a potem wyciągnęła dwie odznaki z napisami „Prefekt Naczelny" i wręczyła im je. Hermiona, która już w miarę oswoiła się z informacjami, z uśmiechem przyjęła odznakę, a Draco z grymasem.

- A i jeszcze przyjdźcie do mojego gabinetu po kolacji, tam wam przekażę, jakie macie prawa i obowiązki. Panna Granger może już iść.
Hermiona pożegnała się grzecznie i wyszła, a Draco został sam z McGonagall.

- Został Pan poinformowany, na jakich zasadach został pan przyjęty do Hogwartu?

- Częściowo - powiedział ogólnikowo.

- Dobrze, w takim razie powiem panu najważniejsze warunki, z jakimi został pan z powrotem przyjęty. Po pierwsze, został pan Prefektem przeważnie z tego powodu, że jak panna Granger, jest pan inteligentny i radzi sobie z nauką, ale też dlatego, że będzie pan wtedy bardziej podjęty kontrolą. Stracił też pan stanowisko kapitana drużyny Quidditcha i na pierwszym treningu, gdzie będzie obecny profesor Horacy Slughorn, zostanie wybrany nowy kapitan. Jeśli chodzi o obowiązki, to z panną Granger będziecie mieli takie same, nie ma żadnego faworyzowania. To chyba na tyle tych głównych powodów. Jeśli chciałby pan jeszcze się czegoś dowiedzieć, proszę pytać.

- Nie mam pytań.

- W takim razie, może już pan iść.

Pożegnał się i wyszedł. Wrócił do przedziału, który zajmował razem z Blaisem i Pansy.

- No i jak? Co McSztywna od ciebie chciała? - zapytał Zabini, leniwie przerzucając stronę w Proroku Codziennym.

W odpowiedzi pokazał im odznakę leżącą na jego dłoni. Zabini aż otworzył usta ze zdziwienia, ale szybko wstał i uścisnął mu dłoń. Pansy zrobiła to samo.

- Gratulacje! A czemu masz taką ponurą minę? Wyobrażasz to sobie? Możesz przecież odejmować innym punkty, rozdawać szlabany na prawo i lewo!

- Wszystko byłoby super, gdyby nie drugi Prefekt.

- Och, czyżby to była Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger? - zapytał z kpiącym uśmiechem Blaise.

- Skąd wiesz?

- No pomyślmy... - tu Pansy złapała się palcami za brodę i udawała zamyśloną - może dlatego, jest uważana za najzdolniejszą czarownicę od czasów Roweny Ravenclaw? Może dlatego, że jest przyjaciółką Pottera? Może dlatego, że bardzo dobrze sobie radzi z nauką i z tego, co słyszałam, jest zorganizowana? Jest dużo przykładów, dlaczego to właśnie ona miałaby być drugim Prefektem, więc w sumie to mnie to nie dziwi. A ogólnie, to co McGonagall ci jeszcze mówiła?

- Po tym, jak Granger wyszła, rozmawiała ze mną o zasadach mojego powrotu do Hogwartu. Mówiła tam coś, dlaczego wybrała mnie jako Prefekta Naczelnego i, że na pierwszym treningu Quidditcha będzie Slughorn i wybierzemy wtedy nowego kapitana.

- Nowego. Kapitana? - zapytał zszokowany Blaise, na co Draco kiwnął niechętnie głową - A nie mówiła może, kto jej zdaniem powinien zająć to miejsce?

- Nie, przecież nie jesteśmy w jej domu. Pogorszyłaby tylko swoją sytuację, gdyby nam doradziła kogoś dobrego - odparł z przekąsem, patrząc się na Zabiniego z politowaniem, że w ogóle przyszedł mu taki pomysł do głowy.

- No tak. A wracając do tematu kapitana...

I zaczęli rozmawiać o Quidditchu, a Pansy wzięła się za czytanie jakiegoś czasopisma o modzie. Chłopaki obstawiali, kto zostanie nowym kapitanem. W międzyczasie Parkinson wyszła do łazienki. Po jakimś czasie przyjechała pani z wózkiem, więc kupili sobie po czekoladowej żabie.

~~~

Hermiona wracała powoli do przedziału. Ciekawa była, na jakich to innych warunkach został wybrany Malfoy na Prefekta. Chciała się tego dowiedzieć, ale przecież nie podejdzie do niego i nie zapyta „Cześć Malfoy, na jakich warunkach zostałeś wybrany na Prefekta Naczelnego?". Mimo że była strasznie ciekawska, wykraczało to po granice jakiejkolwiek moralności. Weszła do przedziału i zobaczyła tam więcej osób, niż jak stąd wychodziła. Ron i Lavender siedzieli przy oknie, obściskując się. Kasztanowłosa nie mogła wytrzymać tego widoku, w oczach poczuła łzy, więc szybko wyszła stamtąd zamknęła drzwi do przedziału, po czym skierowała się do najbliższej toalety. Na szczęście nikogo tam nie było. Weszła do jednej z kabin i oparła się o drzwi. Zsunęła się po nich i po chwilę po tym siedziała na podłodze, która na szczęście na oko była czysta. Pociągnęła nosem, ale nie miała zamiaru płakać.

Nie chodziło o to, że jeszcze w jakiś sposób zależało jej na Ronie, ale o to, że w ostatnio jej mówił o tym, że muszą sobie dać czas, a teraz obściskiwał się z inną. Nie było to raczej możliwe, że w tak krótkim czasie zaczęliby się kolegować, potem przyjaźnić i być ze sobą, bo wyglądało na to, że są. Czyli kalkulując, wychodziło na to, że Ron się spotykał z Lavender jak jeszcze byli ze sobą. Czyli ją zdradzał. Poczuła, że po policzkach zaczęły spływać jej słone łzy, jednak nie wydała żadnego dźwięku. Zrozumiała, że była tak bardzo naiwna, że uwierzyła, że Ron ją naprawdę kocha i że mu na niej zależy.

Nagle usłyszała, że ktoś otwiera drzwi, więc cicho wstała, otarła łzy rękawem i za chwilę wyszła. Nie zwracają uwagi na to, kto to był, podeszła do umywalki i przemyła twarz wodą. Dobrze, że się dzisiaj nie pomalowała, bo teraz na pewno wyglądałaby jak jakiś potwór. Gdy skończyła, wytarła twarz ręcznikiem papierowym i wtedy zauważyła, że osoba, która wcześniej weszła, ciągle stała w jednym miejscu, jakby znieruchomiała. Gdy Hermiona na nią spojrzała, weszła szybko do kabiny. Trochę zdziwiona jej zachowaniem, wyszła z łazienki. Nie chciała iść do swojego przedziału, żeby nie musieć znowu patrzeć na Rona i Brown, więc stanęła przy oknie w korytarzu i patrzyła na krajobraz. Parę razy potrąciły ją jakieś biegające dzieci, ale wolała to niż siedzenie w przedziale z Ronem. Zauważyła, że już się ściemniało i chcąc nie chcąc, musiała wrócić do przedziału, by się przebrać.

Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem, patrząc na stopy, aby ukryć lekko zaczerwienioną twarz. Nagle uderzyła o twardą klatkę piersiową i spojrzała w górę. Pierwsze, co zauważyła, to były brązowe oczy.

- Uważaj, jak chodzisz, Granger - powiedział Blaise Zabini.

Gryfonka nic mu nie odpowiedziała, tylko zacisnęła usta w wąską linię, wyminęła go i weszła do przedziału. Na szczęście Lavender już nie było, a Ron spał. Obok niego siedzieli przytuleni Ginny i Harry a naprzeciwko nich siedziała Luna. Usiadła obok blondynki, która nadal czytała „Żonglera". Po jakimś czasie się przebrała w szaty, a resztę drogi spędziła rozmawiając z Ginny na temat balu.

~~~

Gdy dojechali do Hogwartu, wysiedli z pociągu i skierowali się do powozów. Po wojnie, gdzie większość uczniów była świadkiem chociaż jednej śmierci, czy to kogoś bliskiego czy kompletnie nieznajomego, niemal wszyscy zrozumieli, że powozy od zawsze były ciągnięte przez testrale, które teraz mogli ujrzeć. Niektórych przerażał ich wygląd, jednak było tej kilka starszych i odważniejszych uczniów, którzy podchodzili do stworzeń i krótko je głaskali.

Zaczął padać ulewny deszcz. Hermiona nie pomyślała o zaklęciu suszącym, więc ona i jej przyjaciele byli cali przemoczeni. Byli jednymi z ostatnich, więc zostały tylko dwa powozy. Kasztanowłosa, widząc wsiadających Rona i Lavender do powozu gdzie byli Harry i Ginny, postanowiła, że wsiądzie do tego drugiego. Siedziała tam sama i już myślała, że nikt z nią nie będzie jechać, gdy nagle weszły tam trzy osoby. Hermiona cała się spięła i przegryzła wargę ze zdenerwowania. Teraz to na pewno wolałaby jechać powozem z Lavender niż z trojgiem ślizgonów.

- O, a co tu robi szlama Granger? - zapytał złośliwie Draco.

- Siedzę. - W międzyczasie Hermiona zaczęła się bawić frędzlami od szalika i cały czas starała się unikać z nim kontaktu wzrokowego. Po tej całej sytuacji z Ronem i Lavender nie miała najmniejszej ochoty na kłócenie się z Malfoy'em.

- Bardzo błyskotliwa odpowiedź Granger, ale nie zadowala mnie to. Dokładne pytanie brzmi, dlaczego jedziesz tym powozem, a nie z Potterem i resztą? - mówiąc to, usiadł na przeciwnym siedzeniu, a po jego obu stronach usiedli usiedli Zabini i Pansy.

Nie odpowiedziała, tylko spojrzała się w szybę. Nie dość, że jest pokłócona z Ronem, który pewnie teraz obściskuje się z Lavender, to jeszcze musiała siedzieć w jednym powozie z trójką znienawidzonych Ślizgonów. Już gorzej być chyba nie mogło. Słyszała, coś jak rozmawiają, że Pansy coś cicho tłumaczyła Malfoy'owi i Zabiniemu o sytuacji w łazience. No tak. Mogła się spodziewać, że komuś o tym powie, o stanie, w jakim wtedy była. Brawo, tylko tylko tego brakowało, aby teraz wszyscy zaczęli się z niej wyśmiewać. Teraz czuła się tak samo, może nawet gorzej, ale nie płakała. Czuła się teraz, jakby nagle wszyscy tu zgromadzeni poznali jej sekrety, jakby nie miała nic do ukrycia.

Wiedziała, że przy nich musi udawać silną, bo jakby się teraz popłakała, to zaraz by wszyscy w Hogwarcie o tym wiedzieli, każdy by się dopytywał, o co chodzi, każdy by na nią patrzył z litością, a ona tego nienawidziła.

- No co? Teraz nie odpowiadasz? - widać było, że Malfoy dobrze się bawił, dręcząc ją.

- Odwal się Malfoy - powiedziała złym i zarazem smutnym głosem - To nie twoja sprawa.

- Weasley cię rzucił? Widziałem, jak migdalił się z tą dziwką Brown. Chociaż lepsza jest ona, bo ma czystą krew, nie to, co ty. Nie wiem, jak można aż tak nisko upaść, by nawet idiota Weasley cię nie chciał.

Teraz to już przegiął. Zerwała się szybko z siedzenia, by na niego nawrzeszczeć i jeszcze go walnąć w tę mordę. Gdy doszła bliżej do niego, powóz nagle się zatrzymał, a ona tracąc równowagę, poleciała na zaskoczonego arystokratę. Ten ani jej nie złapał, by jej pomóc, ale też nie odsunął się, żeby nie uderzyła głową o ścianę powozu. Po prostu siedział i gdy powóz już się ustabilizował, Hermiona szybko od niego odskoczyła.

- Wiem, że jesteś teraz zdesperowana po rozstaniu z Weasleyem i, że ja jestem nieziemsko przystojny i inteligentny i ogółem zajebisty, ale nie gustuję w szlamach - powiedział Draco z aroganckim uśmiechem. Jego przyjaciele nijak skomentowali jego zachowanie i odzywki, jedynie przypatrywali się rozwijającym wydarzeniom.

Po tych słowach wstał z miejsca, poprawiając swoją koszulę, a następnie wyszedł z powozu, a Hermiona nadal stała jak słup. Za nim wyszli Zabini i Pansy, z czego ta druga spojrzała na nią przelotnie.

Kasztanowłosa nie rozumiała jej zachowania. Najpierw w łazience nie wyzywała jej ani nic, potem tłumaczyła Zabiniemu i Malfoy'owi o ich spotkaniu tam i to, że płakała i Hermionie może to się wydawało, ale chyba nie mówiła o niej kpiąco, tylko normalnie. Teraz jeszcze spojrzała na nią, jakby się chciała upewnić, że jest wszystko dobrze.

Hermiona stwierdziła, że dzisiaj i tak już się dużo przejmowała, więc pomyślała, że nie będzie roztrząsać tego tematu. Wyszła z powozu, idąc w stronę Hogwartu. Na szczęście, nie była ostatnią osobą. Za nią szedł jakiś mężczyzna, na oko dwudziestoparoletni. Zdziwiła się, że ktoś w takim wieku przyjechał do Hogwartu. Ale z drugiej strony, była też trochę wystraszona, bo do bramy Hogwartu było około stu pięćdziesięciu metrów i szła sama, a przecież nie wiedziała, kim jest ten człowiek i jakie ma wobec niej zamiary. Trochę przyspieszając, doszła do bramy. Na szczęście, ten facet jej nie zaczepił. Weszła do Hogwartu, gdzie na korytarzu stało mnóstwo osób, które pchały się do Wielkiej Sali. Weszła razem z nimi i usiadła przy stole Gryffindoru, z dala od Rona. Niedaleko niej, bo jakieś pięć miejsc dalej siedzieli Harry, Ginny i Neville. W tym momencie odwróciła się, bo zauważyła, że pierwszoroczni wchodzą, razem z profesorem Flitwickiem, który zajął miejsce profesor McGonagall w przyprowadzaniu pierwszorocznych. Stanęli na środku Sali i Tiara Przydziału zaczęła swoją pieśń.

Jam jest Tiara Przydziału

Wiele o mnie mówiono

A moim zadaniem jest

Przydzielić was do właściwego domu

Dziarsko na głowy mnie wkładajcie

A potem oklaski dajcie

Jak myślicie? Gdzie was dam?

Może do Ravenclawu

Gdzie najważniejsze są

Nauka, mądrość i rozsądek

Tam wiedzę najbardziej rozwiniecie

A w herbie orła macie

Może do Hufflepuffu,

W którym sprawiedliwości i lojalności

Najlepiej się nauczycie

Gdzie pracowici się staniecie

Cierpliwi i schludni

A wasze kolory,

To czarny i żółty,

A jeśli jesteście odważni

Mężni, szlachetni

To do Gryffindoru was wybiorę,

Byście mogli stać się jeszcze bardziej odważni

Niż lew w godle tego domu

A może do Slytherinu,

Gdzie spryt jest najważniejszy

Ambicja, braterstwo i zaradność

To też ważne cechy

Przed wojną, ten dom był uznawany

Za najgorszy

Lecz teraz już jest po

I każdy jest na równi

Każdy dom jest dobry

Lecz dużo sporów widzę

Spróbujcie się zjednoczyć

To wam na dobre wyjdzie

Więc na zakończenie powiem

Nie bój się młody człowieku

Na głowę zakładaj mnie

Przydziału Ceremonię

Czas zacząć!

Wszyscy zaczęli klaskać. Po śpiewaniu Tiary, profesor Flitwick zaczął odczytywać nazwiska uczniów, którzy siadali na stołku i mieli zakładaną Tiarę Przydziału. Nie było żadnych niespodzianek, żeby Tiara się długo zastanawiała, wszystko poszło sprawnie. Gdy już wszyscy pierwszoroczni zajęli miejsca przy stołach swoich nowych domów, dyrektor McGonagall wstała, podeszła do mównicy i uciszyła wszystkich jednym ruchem ręki.

- Witam was, moi drodzy w kolejnym roku nauki w Hogwarcie! Jesteśmy po wojnie, niestety, widzę braki, w uczniach i nauczycielach. Bardzo mi jest przykro z tego powodu - tu przerwała na chwilę - Mam do ogłoszenia kilka ważnych informacji. Po pierwsze, z powodu wojny i strat, jakie nas spotkały, przez co niektórzy z was mogą sobie z tym nie radzić, od następnego tygodnia będzie tu, w Hogwarcie magopsycholog. Jego gabinet, do którego będziecie mogli się udać o pomoc, będzie obok mojego gabinetu. Po drugie, nauczycielem eliksirów, tak jak w tamtym roku będzie profesor Horacy Slughorn. Ja dam sobie radę z pełnieniem funkcji dyrektora i nauczyciela, więc nadal będę was uczyła Transmutacji. Jest jednak całkowicie nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Powitajcie profesora Samuela White'a.

Po tych słowach na Sali słychać było głośne brawa. Hermiona dopiero teraz dostrzegła nowego profesora, który okazał się mężczyzną, który szedł za nią do Hogwartu. Wcale się nie dziwiła, że najgłośniejsze brawa pochodzą od dziewcząt z szóstego i siódmego roku, zwłaszcza ze Slytherinu. Był naprawdę przystojnym mężczyzną. Miał brązowe, krótkie włosy, niebieskie oczy, a do tego, gdy się uśmiechał, miał dołeczki w policzkach i białe zęby. Miał też delikatny zarost. Mogłoby się wydawać, że z wyglądu jest ideałem faceta, gdyby nie blizna zaczynająca się u góry czoła, przechodząca koło lewego oka, przez policzek i pod koszulą kończąc. Mimo to, gdy się odwrócił z tej strony, oklaski nie ucichły, nikt się tego nie wystraszył. Profesor McGonagall znowu musiała ich uciszać, żeby jeszcze coś ogłosić.

- Ogłaszam też pierwszorocznym i przypominam starszym rocznikom, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Dla roczników trzeciego i wzwyż, wyjścia do Hogsmeade będą organizowane w soboty od połowy września. A teraz chyba najważniejsza informacja. W tym roku odbędzie się Bal - tu było słychać piski dziewcząt i pomruki chłopców, więc McGonagall kolejny raz ich uciszyła - Jest on organizowany z powodu wygranej Bitwy o Hogwart, co mogliście już przeczytać w Proroku Codziennym. Jeszcze nie znamy dokładnej daty, ale na pewno to nie będzie wcześniej niż w marcu. Gdy będzie bliżej, dowiemy się o konkretnej dacie. Lekcje zaczynają się od jutra, Prefekci rozdadzą wam plany w waszych Pokojach Wspólnych. A teraz... - McGonagall machnęła ręka, tak jak to robił kiedyś Dumbledore - ... smacznego!

Po chwili na stołach pojawiły się przeróżne potrawy. Większość uczniów od razu rzuciła się na jedzenie, bo nie licząc przekąsek w pociągu, ostatni porządny posiłek jedli w domu. Przy kolacji spora ilość uczniów dostała jeszcze sowami jakieś zapomniane rzeczy z domu. Większość uczniów rozmawiało czy śmiało się z przyjaciółmi, ale byli też tacy, którzy jedząc, prawie płakali, patrząc na puste miejsca.

Każdy uczeń też zobaczył krzesło, przy stole nauczycielskim, które było okryte czarnym materiałem, takim samym, na którym siedziała McGonagall będąc dyrektorem Hogwartu. Tamto krzesło było zajmowane przez Severusa Snape'a. Mimo że nie był zbyt lubianym nauczycielem, należał się mu szacunek, za to, co zrobił. Po wojnie już każdy wiedział, że był szpiegiem wśród śmierciożerców i, że tak naprawdę był dobry i że być może to właśnie dzięki niemu zwyciężyli tę wojnę. Praktycznie nikt nie powiedział o nim złego słowa od tego czasu, ludzie albo go wychwalali albo po prostu milczeli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro