Nefretete

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pd wydarzeń w Irlandii minęło kilka dni. W tym czasie rozwiązałam kilka prostych spraw próbując oderwać myśli od rodzinnego miasteczka. Wciąż jednak w mojej głowie wracały słowa Amandy Kelly „Jesteś potworem"
Nie umiałam ich wyrzucić z głowy.
Przez ostatnie lata pogodziłam się z wyborem jakiego dokonałam po upadku Idunn, żałowałam tego ale się pogodziłam. Teraz jednak wszystko zaczynało wracać.
Do tego jeszcze ta dziewczyna w masce.
-Kim ona jest?- mruknęłam przeglądając dane jakie udało mi się uzyskać na jej temat. Nie było tego wiele. Brak iminia, nazwiska, rodziny, nawet daty urodzin.
Zeerooooo!
Wtedy zadzwonił mój telefon.
-Halo?- mruknęłam do sluchawki.
-Cześć Ignis, z tej strony Zhalia.
-Panna Moon.- uśmeichnęłam sie - Mój brat coś przeskrobał?
-Nie. Wróciliśmy z Irlandii.
-Czmu mi to mówisz?- spytalam.
-Fundacja przesłała nam odszyfrowane zapiski Löwa.
-Też je ptrzymałam. Jedziecie do Egiptu?
-Chcieliśmy.- przyznała kobieta.- Ale ktoś zamroził wszystkie konta Sophie. Czy raczej, sprawił, że nigdy ich nie było.
-Rozumiem. Nie macie pieniedzy na wyjazd, a tym bardziej na opłacenie Dantego.- powiedziałam cicho.
-To oni nie maja.
-Czemu mi to mówisz? Nie widzę powodu dla którego miało by mnie to interesować.
-Uznałam że przyda Ci się ta informacja.- odparła chłodno.- Co z tym zrobiez to już Twoja sprawa. Z mojej strony to wszystko.
-rozumiem i dziękuję. do zobaczenia panno Moon.
Rozłączyłam się by po chwili wybrać numer Dantego.
-Vale z tej strony.- odezwał się mężczyzna po drugiej strony sluchawki.
-Heejjjjjj.- przeciągnęłam trochę wyraz. Czyżbym bała się z nim rozmawiać?- Tu Ignis.
-Ignis? Skad masz mój numer?- zdziwił się.
-Jestes znanym detektywem, nie było trudno.
-To mój prywatny numer.- zauważył.
-Serio? Mój błąd. Chociarz, ja też jestem detektywem, więc nie było trudno.
-O co chodzi?
-Mam dla Ciebie coś interesującego.
-Co takiego?- westchnął.
-Cóż, to, że nasza kochana Sophie Castervill nie ma obecnie pieniędzy.
-Czemu?
-Ktoś, podejrzewam Organizację. Wymazał wszystkie jej konta. Tak jakby nigdy nie istniały.- odparlam.
-Czemu mi to mówisz?- spytał podejrzliwie.
-Cóż, uznałam, że powinieneś wiedzieć o tym że Twoja zleceniodawczyni nie moze Ci zapłacić. Z reszta, wiem, że i tak bys się o tym dowiedział.- zauważyłam.
Westchnął.
-Ale też znam Cię.- zauważyłam cicho.- Profesjonalista nie zostawi drużyny w takiej sytuacji.
-Masz rację.- mruknął.
Zaśmiałam się.
-Czy był dzień kiedy jej nie miałam?- spytałam.
-Kiedy powiedziałaś, że na sto procent na zewnątrz namiotu widziałaś ducha.
-Miałam trzynaście lat.- burknełam.
-Wiem.- zaśmiał się cicho.- Ale wciąż, nie miałaś racji.
Przewróciłam oczami.
-Ile czasu potrzeba na uzbieranie potrzebnej kwoty?- spytałam.
-W moim przypadku to bedzie trochę ponad tydzień.
-zredukujmy to do tygodnia.- odparłam.- Jestem ciekawa kto rozwiąże więcej spraw.
-Serio? Czemu mam się zgodzić...
-Oboje dobrze wiemy że wprost uwielbiasz rywalizację.
Mogłam przysiąc że słuszałam jak się uśmiechnął i wyobrazić dodatkowo jak przewraca oczami.
-Niech Ci będzie.- odparł.- Tydzień?
-Tak. Cóż, do zobaczenia w Wenecji Vale.
-Do widzenia Lambert.
Rozłączyłam się.
-No to teraz poszukajmy jakiejś sprawy.-mruknęłam odpalając komputer.

Tydzień minàł szybko, tak jak umówiłam się z Dantem po umówionym czasie przyleciałam do Wenecji i udałam się do jego domu.
-Ile spraw?- spytałam z uśmeichem na przywitanie.
-Wystarczająco.
-Oj nie bądź taki. U mnie pięć.
-Cztery.- westchnął.
-Jej, wygrałam.- siegnęłam do plecaka.- mam pieniądze ogarnijmy bilety i resztę i idźmy po drużynę. Im szybciej polecimy do Egiptu tym lepiej.
-My?- spytał.
-Chyba nie sądzisz że po tym wszystkim ot tak sobie daruję. Nie ma bata mój drogi. Ale wyluzuj, męczyć się ze mną będziesz najwyżej do końca wakacji.- wyszczerzyłam się na co detektyw jedynie pokręcił głową.
Załatwienie biletów i pozostałych rzeczy potrzebnych do wyjazdu nie zajęło nam wiele czasu.
-Dante, daj znać drużynie, ja muszę jeszcze coś załatwić.- powiedziałam mężczyźnie wychodząc z lotniska po czym udałam się na pocztę by wysłać list do Moiry.
Z drużyną spotkałam się ponownie w domu Dantego. Dziewczyny były zaskoczone moją obecnością ale nie zdenerwowane czy coś.
-Co to za miny?- zdziwiłam się patrząc na Zhalię i Sophie.
-Nic, po prostu...- Dziewczyna zacięła się- Myslałyśmy że unikasz naszej drużyny po tym co sie wydarzyło w Irlandii.
-Nie unikam.- odparłam.- Po prostu nie wiedziałam jak to przyjmiecie, to wszystko.- wzruszyłam ramionami.- No, ale czas ruszać. Nie każmy nowej przygodzie czekać.- uśmiechnęłam się lekko.
Ucieszyłam się zobaczywszy, że dziewczyny wciąż mnje lubią i mi ufają. Sądziłam że to co sie wydarzyło to zmieni. Jak widac się myliłam.

Do Egiptu dotarliśmy bez przeszkód. Z Kairu udaliśmy się na pustynię, do doliny królów gdzie wg odszyfrowanych dokumentów miał znajdować się grobowiec Nefretete.
-Tutaj nic nie ma.- odezwała się Castervillka po kilku godzinach wędrówki.- na pewno dobrze idziemy?
-Sprawdzę na Monodeksie.- odparł Lok.-... to tu. Wejście jest za tamta skałą.- wskazał przed siebie.
Kilkadziesiąt metrów i zobaczylismy ogromne posagi wymute w skale oraz...
-Wykopaliska?- zdziwiła sie Sophie.
-Zagubiony grobowiec już nie jest zagubiony.
-Nie pisali o tym w gazecie?
-Niby kiedy mieliśmy po nią siegnąć?- spytała Moon.
Nie, coś mi tu mie pasowało. Owszem, nie miałam wiele czasu ale o tym odkryciu usłyszałabym na pewno.
-Czyżby garnitury?- spytałam siebie samą cicho.
-Chodźmy zboaczyć. Może spotkam tam mojego znajomego.- zaproponował Vale.
-Montiego?- spytałam.
-Zobaczymy.
Podeszlismy do jakiegoś mężczyzny.
-Dzień dobry. Mogę w czyms pomóc?- spytał.
-Owszem. Wie Pan gdzie jesteśmy?- spytała Sophie.
-To nowo odkryty grobowiec Nefretete.
-Czyli nie tylko my go szukamy.
-Nasze wykopaliska sponsoruje rząd. A wasze poszukiwania?- spytał mężczyzna.
-Jesteśmy z muzeum starożytnych... artefaktów- boże, dzieciaki, co za beznadziejne kłamstwo.- Tak, w przyszłym miesiącu mamy wystawę.
Dante podszedł do męzczyzny.
-Pan tu rządzi?
-Nie, ale zaraz poinformuję kierownika wykopalisk. Będize zachwycony.- i odszedł.
-Dziwny człowiek.- zastanowiła sie Sopheiz
-Organizacja.- skwitowalam.- Sorry ale wasza dwójka to beznadziejni kłamcy.- spojrzałam na dzieciaki.
-Skąd ta pewność?
-Cóż, zaraz sie przekonamy.- powiedział Dante patrząc na wracającego dziwnego mężczyznę.
-Pan Klaus chętnie z Wami porozmawia.- poinformował nas.
Zerknęłam na Zhalię która wygladała na poruszoną. Czyżby znała tego całego Klausa?
Zostaliśmy zaprowadzeni do jednego z namiotów z którego wyszedł siwy starszy mężczyzna w okularach. Wygląsał upiornie a jego twarz skojarzyła mi się z czaszką
-Muzeum starożytnych artefaktów. Zdaje się że mamy takie same zainteresowania. Ale powiedzcie. Szukacie tu czegoś szczególnego, konkretnego?
-Właściwie to pomysłu.
-W sumie to sami nie wiemy czego powinniśmy tu szukać.
-Może Pan nam powie?
Rany, czy wszyscy w tej drużynie to tacy beznadziejni kłamcy?- zastanawiałam się.
Starzy mężczyzna tylko się zaśmiałz
-Chyba jwdnak dobrze wiecie czego szukać. Bardzo sprytne
-Czyżby?
-I wiem że grozi Wam śmiertelne niebezpieczeństwo. Agenci, schwytajcie ich, w imieniu Organizacji.
Westchnęłam. Więc jednak wywzło na moje.
Kilku mężczyzn z wykopalisk wezwało kotopodobnych tytanów o nazwie Sekhmer a ten który nas przyprowadził- Amita pożeracza.
Ciekawe czy zeżarłby moje serce?- zamyśliłam się na chwilę.- W końcu pożerał grzeszne dusze.
Tytani i agenci zaatakowali nas, jedni wręcz inni zaklęciami. Skutek ten sam- walka.
Nie chciałam rozyzywac tytanów. W tamtej sytuacji lepiej było zachować jak najwięcej energii na później. Radziłam sobie jednak dobrze nawet bez wsparcia z amuletów. To był dobry moment by poćwiczyć walkę  wręcz. Poza tym agenci nie byli trudni do pokonania.
-Jesteście silniejsi niż sądziłem- przynzał tajemniczy okularnik.
-Mamy worawe.
-Mimo to radzę się poddać.
-Chyba żartujesz.
-O nie. Jestem bardzo poważnym człowiekiem. Według moich przyjaciół.
-Chcesz czy nie, wchodzimy do grobowca.
-Chyba nie zrozumiałeś... Przybądź Brahi!!!- wezwał mumiopodonnego tytana.
-Wycofujemy sie.- zarządził nagle Dante.
-Zgadzam się. - mruknęłam, wolałam nie walczyć przeciw Klausowi, jeszcze nie.
-A mój tata?
-Spokojnie. Zajmiemy się tym. Zahlio, odwróć ich iwagę! Stwórz iluzję.
-Już. Widziadło mysli.
Dzięki iluzji burzy piaskowej udało nam sie uciec.
Skrylismy się w namiocie i skontaktowaliśmy z Fundacja. Opowiedzieliśmy wszystko co miało miejsce.
-To Kalus stoi za atakiem w Irlandii, jestem tego pewien.- skońcyzł mówić Dante
-Pozostaje nic innego jak ogłosic to oficjalną misją Fundacji.- odparł Gugenheim
-To co dalej?
-Znajdziemy inny sposób by dostać sie do środka.
-Ale jak? Obawiam sie że nje mamy potrzebnych srodkow.- zauwazyła smutno Sophie.
-Nie martwicie sie. Fundacja pomoże, bo okazaliście się cennymi współpracownikami.
-Panie Gugenheim, nie wiem co powiedzieć...
-Nic. Pracuj tak dalej moja droga. A co do misji...
-.Zostaw to nam.- odparlam.
Połączenie zakończyło sie.
-Zgaduję ze masz jakis plan.- odezwał się Dante.
-Zgaduje że masz identyczny.- odparłam znidzona.
-Jak dwie różne osoby mogą mieć identyczny plan.?- mruknął cicho Lok.
-Wielkie umysły myślą podobnie.- skwitowała Zhalia.
Przewrociłam oczami.
-Dobra, omowmy to i miejmy już z głowy.- westchnęłam- Aha, nastepnym razem jak mówie „organizacja" to lepiej iwierzcie.
Dzieciaki na chwilę wyszły a ja pogrążyłam się w myslach. Usiadłam i oparłam się o ścianę namiotu oraz zamknèłam oczy. Mimo to słyszałam rozmowę Dantego z Moon. Czy walczyła orzeciwko Kalusowi? Nie. Powiedziała by nam i by go zapamietala. Ale go znała.
Może razem pracowali?- przyszło mi do głowy.- A może to jej mentor? Zobaczymy.
-Co prubujesz przede mną ukryć Zhalio?- zastanowił się Dante.
-Może jest szpiegiem.- mruknęłam nje otwierajac oczu.
-Nie kazdy jest taki jak Ty.
-Nie mowię, że jest jak ja. Tylko że jest szpiegiem. to dwie różne rzeczy- odparlam.- Z resztą, to dobra dziewczyna.- uśmiechnęłam się- Ufam jej.

Nastepnego dnia wcieliliśmy mój i Dantego plan w życie. Dowoedzielismy się czego może szukać Organizacja- breła Nefretete z instrukcjami do mocy Niezguby.
Dante i Sophie mieli odwrócić uwagę przeciwnika a Zhalia i Lok wraz z Cherritem wykraść mapy grobowca. Ja miałam ich oslaniać i wypatrywać ewentualnej obecności dziewczyny w masce.
-Ignis, pamiętaj że za żadne skarby nie możesz woaść w ręce organizacji.
-Czemu nagle tak sie o nią martwisz?- spytała Sophie. Chyba nawet ona uznała to za dziwne.
-Ignis ma jeszcze jednego asa w rękawie ktoru może nam sie przydać gdybyśmy stracili berło. Ale nie orzyda nam się jeżeli zostanie złapana.
-Nie musisz sie martwić Dante.- odparlam.- nie mam zamiaru dać się złapać.
Przebralismy się w wykradzione stroje, oczywiście nie obyło się bez sprzeczek dziewczyn ale szybko je ucięliśmy wraz z lokiem.
Wyszliśmy z namiotu i rozeszliśmy się po obozowisku Organizacji.
Lokowi i Zhalii szło dobrze, nikt ich nie zauważył. Co innego Sophie ale w sumie to o to chodziło.
Nagle rozległ się wybuch a strażnicy sprzed wejścia do grobowca pobiegli w jego stronę. Ruszyłam do wejścia gdzie zastałam resztę drużyny.
-Organizacja pracuje po godzinach- trochę zażartowal Dante- Mam tu kompletną mapę grobowca Nefretete.
-Kartografia z pewnością jest interesująca- odezwała się niebieskowłosa- Ale zróbmy coś. Nasza zabawa wcale nie jest już tak zabawna.
Dante przyzwał metagolema by ten zablokował wejście kupując nam odrobinę czasu. W tym czasie detektyw wczytał mapę do holotomu i ruszyliśmy korytarzem który wskazał. Przez pewnien czas nic isę nie działo.
-Myślicie, że tędy poszedł tata?- spytał Lok.
-Nie wiemy. Ale mapy tej częsci nie sporządzono więc berło musi być blisko...- zamyślił się na chwilę.
-Coś nie tak?
-Idziemy w dobrą stronę ale dane na mapie są sprzeczne.- odparł brunet.
-Więc nie stworzyli dokładnej mapy. Wiedziałem. Pewnie użyli liniału...
-Właśnie nie...- nagle Dante odskoczył a tuż przed nami i za nami pojawiły się metalowe kraty, natomiast pod detektywem otworzyła isę zapadnia a następnie został zamknięty w dole i zasypywany piaskiem.
-Pułapka.- westchnęłam.- Czymże byłby grobowiec Nefretete bez pułapek i zapadni?- westchnęłam z sarkazmem.
Mój brat próbował użyć burzy błysków  ale nie zadziałała na kraty.
-Pewnie są magiczne.
-Dante, możesz się wydostać?
-Nie, ale musi być jakiś mechanizm dezaktywujący.
-Tam!- lko wskazał na sufit.
-Nawet gdyby udało nam się tam dostać to nie mamy klucza.- Zauważyła Sophie.
-Czekaj, mam pomysł.- brat przyzwał skoczka, problem w tym, że ten tytan nie miał jak się dostać pod sufit, co słusznie zauważyła Zhalia.
-Trzeba go przenieść.- Odparł Dante i wystawił rękę przez więżące go kraty by przyzwać Skrzydlaka. 
Ptako-podobny tytan złapał Skoczka i podleciał z nim do, wskazanego przez Loka, miejsca na suficie.
-Pospiesz się.- mruknął cicho Lok.
-Co będzie jak się nie uda?- spytała  Castervillka.
-Dante będzie się musiał nauczyć oddychać piaskiem.- odparła Moon.
Wtedy mały tytan dezaktywował pułapkę. Szybko pomogliśmy Dantemu się wydostać, zauważłyłam, że całą twarz ma w piasku.
-Pochekaj chwilkę.- mruknęłam i przepłukałam mu oczy wodą.- Już, nie chcemy żebyś nam tu oślepł.
-Dzięki.
-Patrzcie, skoczek chyba coś znalazł.- Lok spojrzał ponownie w dół. Wziął linę i spuścił sie wzdłuż ściany.
-Pośpiesz się.
W  tym momencie zjawiła ise organizacja.
-Może zechcesz do nas dołączyć Lok. Mamy tu mały problem!- zawołała Sophie.
-Znalazłem coś. Ukryte przejście.
-Zaraz do Ciebie dołączymy.
Dante przyzwał Calibana a Sophie Ikara.
-Swietnie, nas jest więcej.- powiedział przywódca grupy agentów i przyzwał amita a jakiś inny Sekhmeth. Poozstali jednak nic nie zrobili.- Wzywajcie tytanów!
-Ale oni się już tu nie zmieszczą.- Ktoś zwrócił uwagę na to że korytarz był dość wąski. Skorzystaliśmy z okazji i ich zaatakowaliśmy jednocześnie zmuszając do ucieczki a następnie ruszyliśmy biegiem dalej zostawiając Loka z tyłu.
Poradzi sobie- pomyślałam- Może znajdzie jakiś ślad Taty.

Po jakimś czasie trafiliśmy do pomieszczenia z wagą szalkową.
-Co będzie jeżeli Klaus zdobędzie berło?
-Wtedy potrzebny nam będzie nowy zawód.- skwitował Dante
-Będzie mógł odnaleźć amulet woli i legendarnych tytanów.
-A z taką potęgą Fundacja nie ma szans.- westchnęłam.
-Nie przetrwała by nawet dnia.
-To jeszcze nic. Cały świat byłby pod kontrolą organizacji.
-Dlatego chyba nie muszę przypominać, że ta misja jest kluczowa.- odparł Dante podchodząc do ściany pokrytej hieroglifami.
-Co to za znaczki?- spytała Sophie.
-Przecież wiesz.- mruknęłam.
-To zagadka.- Odparł Dante.- Jeden błąd lub próba otwarcia drzwi bez odpowiedzi i sufit zawali się nam na głowy.
-Świetnie, co mówi?- sptała Zhalia.
Zerknęłam szybko na ścianę.
-Siłą mojej władzy jest pustka, moja siła fizyczna jest 10 tysięcy razy większa. Odmierz tę siłę ziarenkami piasku i przejdź.- powiedziałam.
-Jak mogłas tak szybko to odszyfrować?- zdiwiła się Sophie.
-Jestem profesjonalistką.- wzruszyłam ramionami.- Odpowiedź też jest prosta.- stwierdziłam po chwili namysłu.- Mam wrażenie, że tata wiedział co mówi kiedy nazywał mnie swoją małą Nefretete.- zaśmiałam się cicho.
-Mówisz?- spytał Dante podchodząc do dźwigni obok wagi.
-Musimy policzyć ziarenka piasku?- Sophie nie zwrciła uwagi na naszą rozmowę.
-Podpowiedź mamy na ścianie.- odparł Dante i złapał dźwignię.
-Jeżeli popełniliście jakiś błąd to skończymy jako plamy na ścianach.- zauważyła Zhalia.
-Raczej jako miazga pod kamieniami.- odparłam.- Ale bez obaw. Na pewno wszystko zrobiliśmy dobrze. Dajesz Dante.
Mężczyzna nacisnął dźwignię i nic się nie wydarzyło.
-Skąd wiedzieliście?- spytała Sophie.
-Nefretete nie była wojowniczką lecz manipulatorką.
-Jej siła fizyczna była równa zeru. 10000 razy zero to zero.
-Rozumiem. A co miała na myśli Ignis...
-Tata nazywał mnie kiedyś swoją Nefretete.- odparłam- Teraz rozumiem. Moja siła fizyczna to zero. Za to inteligencja jest o wiele wyższa.
-Jak to zero?- zdziwiła ise dziewczyna.
-Wtedy tak było.- wzruszyłam ramionami wczodząc do nowo otwartej sali. Jej posadzka wyglądała jak jakiaś mozaika z niepasujących elementów.
-Nie wygląda stabilnie.
-Fak.
-Może pójdę po Loka a Wy spróbujcie coś wymyślić?- zaproponowała Moon.
-Dobry pomysł. Iść z Toba?- spytałam.
-Nie, dam sobie radę. Ty skup się na następnej zagadce.- I sobie poszła.
-Jak chcesz.- mruknęłam i zerknęłam na posadzkę.
Nie minęło wiele czasu kiedy to niebiesko-włosa wróciła z moim bratem.
-Dante, znalazłem ślad taty. Zostawił wskazówki....
-Lok, dobrze, że jesteś. Pomóż nam.- przerwał mu brunet.
-nie chcecie wiedzieć co znalazłem?- spytał.
-chcemy.- odparłam- Ale nie mamy czasu. Organizacja niedługo tu dotrze. Do tego momentu musimy zdobyć berło.
Rozległ się huk i trzęsienie, organizacja była tuż za nami. Przywiązaliśmy loka do liny.
-Wezwać kiperina?- zpaytał.
-Lepeij oszczędzaj siły.- odparł Dante i rzucił wysoko kamień który został trafiony promieniem.
-Kolejna magiczna pułapka.- westchnęłam- Jak ja je uwielbiam.
-Ktoś uznał latanie za zbyt proste. Cherrit, leć tuż obok Loka i czytajcie zagadki.
Trzeba było się spieszyć ale wraz z Sophie łatwo sobie radziłyśmy z numerologią egipską i Lok był coraz bliżej berła. W pewnym momencie zachwiał sie na krawędzi ale nie spadł, na szczęście. Przy kolejnym jednak przystanku jego torbę trafił magiczny promień i ta zajęła się ogniem.
-Rzuć ją, szybko!
-O nie, dziennik mojego taty!- spanikował. Rzucił ją w naszą stronę.- Zhalio, łap proszę!!!
Kobieta zawachała się na chwilę ale ostatecznie złapała linę i skoczyła za torbą mojego brata. Dante złapał drugi koniec liny by nie spadła.
-Ja ją przytrzymam, skup się na Loku.- powiedziałam odbierając mu linę.
Lok był już blisko ale nie było czasu. Dante kazał mu skoczyć a następnie popchnął zaklęciem. Brat dotarł do końca. Gdy złapał berło pozostałe kafelki ułożyły się w kamienny most.
-Udało się.- wszyscy na chwilę odetchnęliśmy z ulgą. Dante wziął od blondyna berło i mi je podał.
-W twoje ręce.- mruknął trochę niechętnie na co się zaśmiałam.
-Niezłe. Lżejsze niż sądziłam.- stwierdziłam i przyjżałam się wyrytej instrukcji.- Ciekawe.
-Ile czasu potrzebujesz?- spytał Dante.
-Niewiele.
-Czasu na co?- spytała Sophie.
-Nie teraz, muszę się skupić.- uciszyłam ją. 
-Szybciej.- ponaglił mnie Dante.
-Już.- oddałam mu berło.
Ruszyliśmy w drogę powrotną. Dzięki mapie liczyliśmy na znalezienie bezpiecznego wyjścia z dala od organizacji ale nasze nadzieje okazały się płonne gdyż w momencie kiedy dotarliśmy do groty z wodospadem zobaczyliśmy Klausa i jego ludzi.
-Dziękuję za przyniesienie mi berła Dante Vale. Zaoszczędziłeś mi wysiłku. 
-Klaus.- rozejrzeliśmy się. Wejście którym weszliśmy też było już zatarasowane przez agentów.
-Do usług. Chciałbym zająć się bajką o Twojej walce z Organizacją i dopisać jej szczęśliwe zakończenie.
-Róbcie co ja.- powiedział nam Dante a następnie zwrócił sie do starszego mężczyzny- Jeżeli chcesz berło to sam je weź.- następnie przyzwał swojego wolnego strzelca, Sophie Sabrielę.
Agenic wezwali swoich tytanów i zaatakowali z góry.
Lok jeszcze przyzwał Lindorma. Sophie chciała by Zhalia wezwała Bazyliszka ale kobieta wymigała się niedostateczną ilością mocy. Ewidentnie nie chciała walczyć z Klausem.

Na sto proscent jestem teraz pewna, że to jej mentor. W takiej jednak sytuacji, czemu mu nie pomoże?- przemknęło mi przez myśl.

Dante podbiegł z berłem do wodospadu.
-Jeżeli tak bardzo go chcesz to będziesz musiał po nie popłynąć!- krzyknął i rzucił je do wody. Agenci rzucili się w tamtą stronę a Vale skoczył pod wodospad. Tak samo zrobiliśmy i my. Tam za wodospadem znaleźliśmy korytarz który doprowadził nas do wyjścia z grobowca.
Wróciliśmy na pustynię i skryliśmy się w namiocie.
-Straciliśmy je, straciliśmy berło. Teraz Organizacja na pewno szybciej zdobędzie amulet woli.
-Racja. Klaus zawsze jest o krok przed nami, w Irlandii, tutaj...
-Pójdę sprawdzić czy nikt nas nie śedzi.- odezwała się Zhalia i wyszła z namiotu.
-Wiedział gdzie na nas czekać po znalezieniu berła...- Dante się zastanawiał.
-Myślałeś o tym co ci powiedziałam wczoraj?- spytałam detektywa.
-Możliwe. Ale sama mówisz że jej ufasz.
-Fakt.- uśmiechnęłam się- Ale lepiej mieć się na baczności. Mimo to wierzę, ze podejmie słuszną decyzję kiedy przyjdzie co do czego.
-O czym Wy mówicie?- spytał Lok.
-O niczym co ciebie dotyczy braciszku.- uśmiechnęłam się lekko.- To nic ważnego.
-Ale taki zły człowiek nie może wygrać.- jęknęła sophie wciąż myśląc o Klausie-
-Dlaczego zaprowadziłeś go do berła wiedząc, że nas śledzi?-spytał Lok.- Mam nadzieję, że taki był plan.
-Dokładnie. Umieściłem na berle nadajnik, przed ludźmi takimi jak klaus najlepiej jest ukryć coś tuż pod ich nosem.
-Więc specjalnie dałeś mu zabrać berło?- zdziwiła sie Castervillka.
-Owszem. Sekret który mogliśmy odkryć jest ważny. Ale znajomość naszych wrogów i miejsce ich pobytu jest o wiele ważniejsze.
-Poza tym, wciąż mamy informacje z berła.- zaśmiałam się.
-Co? Jak?- zdziwł sie mój brat.
Z płomieni stworzyłam niematerialną kopię przedmiotu, z wszystkimi detalami.
-Może nie jest tak dobre jak oryginał, ale zawsze to coś. Zobaczymy co nam z tego przyjdzie. Choć powiem szczerze, wątpię by pomogło nam odnaleźć amulet woli.
-Skąd wiesz.
-To najpotężniejszy istniejący amulet. Mało prawdopodobne by nie było chroniony przed zaklęciami wykrywającymi. I nie wydaje mi się by to zaklęcie mogło objąć całą kulę ziemską.- odparłam spokojnie.- Ale na pewno się nam przyda. Trzeba tylko wiedzieć kiedy go użyć.
-Niesamowite- zachwycił isę Lok.- Skopiowałąś całe berło, z wszystkimi detalami, tylko na nie patrząc?
-Cóż, taki dar.- wzruszyłam ramionami.
-A poza tym minie sporo czasu zanim Klaus nauczy się zaklęcia. W tym czasie będziemy w stanie namierzyć jego tajną bazę.- podchwyciła pomysł Dantego Sophie.
-Dokładnie. Przegraliśmy bitwę o berło ale możemy wygrać wojnę. Wróg jest w naszym zasięgu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro