1. Nigdy nie patrz mi w oczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłem się. Nawet nie wiem, gdzie jestem. Wolę nie ryzykować zobaczeniem ich. Zamiast spojrzeć zacząłem dotykać teren podemną. Coś płaskiego, nie brudzącego i zimnego. To chyba podłoga. Pewnie kafelki. Pojechałem ręką trochę dalej i wyczułem przeszkodę. W moje ręce wpadł materiał, chyba od koszulki. Włożyłem rękę pod materiał i wyczułem coś dużego. Nie wiem dokładnie co to jest.

-Um... Dipper-odezwał się głos demona, który mnie wczoraj znalazł.

-T-tak?-w moim głosie dało się słychać zająknięcie, ponieważ dalej się obawiałem Billa.

-Możesz nie... eh... jakby ci to powiedzieć? Nie macać mnie po penisie?-spytał, a ja wyczułem ciepło na moich polikach.

Natychmiast odsunąłem rękę, ale wcześniej wytarłem ją jeszcze o koszulkę demona.

-Gdzie jesteśmy?-spytałem zmieniając temat.

Powoli wstałem, ale gdy tylko to zrobiłem upadłem, a w kolanie znowu dało się wyczuć ten przeszywający ból. Syknąłem i skuliłem się na podłodze. Wcześniej nie miałem czasu, aby myśleć o bólu. Samobójstwo Mabel, wariatka, ten Bill, któremu nie wiem czy mogę ufać.

-Pokaż mi to-poczułem rękę na moim udzie-aj... to nie wygląda dobrze, ale masz szczęście możesz chodzić. Nabój jest trochę pod zgięciem nogi. Jeśli go wyciągnę i zrobię ci opatrunek będziesz mógł nawet biegać-powiedział.
 
-Gościu ty chcesz mi grzebać przy nodze jak ja cię nawet nie znam?! Nie mogę chociaż na ciebie spojrzeć?!-spytałem z zamiarem otworzenia oczu, ale ten zasłonił mi je ręką.

-Jak chcesz żyć to nie patrz na mnie-mruknął stanowczo.

Okej?

Nagle Bill włożył mi coś do ust. To była chyba szmatka. Wystraszyłem się.

-Trzymaj w buzi, bo jak krzykniesz to się tu zlecą-powiedział.

Już chciałem wyjąć ja z buzi i coś powiedzieć, gdy nagle poczułem gorszy ból od postrzału. Zacisnąłem zęby na materiale szmatki. Walnąłem ręką w podłogę i mocniej zacisnąłem oczy.

-I gotowe-zaśmiał się.

Nagle usłyszałem dźwięk darcia koszulki. Demon obwiązał mi mocno kolano.

-Gdzie jesteśmy?-powtórzyłem pytanie sprzed paru minut.

-No wygląda mi to na opuszczony szpital. Wkażdym razie nie jestem pewny, bo zaniosłem cię tu w nocy, ale okna są tu odsłonięte więc jest ryzyko, że możesz ich zobaczyć, ale narazie ich nie ma co jest dziwnie, bo zwykle są poprostu wszędzie-stwierdził.

-Szpital?-powtórzyłem i przełknąłem ślinę.

-Tak-potwierdził.

Natychmiast się podniosłem czego odrazu pożałowałem, ale nie upadłem. Po omacku szukałem wyjścia, czegokolwiek.

-M-musimy stąd uciekać-powiedziałem.

-Czemu?-spytał.

-Jeśli to szpital jesteśmy w miejscu,  który zapoczątkował apokalipsę demonów to tu była pierwsza ofiara -odparłem.

Nagle natrafiłem na drzwi. Panicznie zacząłem szukać klamki, gdy ją znalazłem zacząłem szarpać za nią. Drzwi były zamknięte.
Cofnąłem się do tyłu i nagle wpadłem na coś. Otworzyłem oczy i zobaczyłem wyższego odemnie dobrze zbudowanego blondyna w czarnej podkoszule i w wojskowych spodniach. Na szyji nosił złoty łańcuch z trójkątem. Spojrzałem w jego oczy. Były złote. Nagle poczułem, że ogarnia mnie smutek wszystko robiło się szare, lecz tylko oczy zachowały swój kolor, jakby mówiły "Patrz na nas! Tylko my jesteśmy ważne!". Nagle poczułem chęć poderżnięcia sobie gardła. Potem poczułem uderzenie z otwartej ręki w twarz. Upadłem na podłogę. Bill zasłonił mi oczy jakąś chustą.

-Mówiłem, że masz nie patrzeć!-krzyknął i przyszpilił mnie do podłogi.

Jego oczy...

Ja milczałem.

Takie piękne.

-Pamiętasz jak się nazywasz?-spytał blondyn.

Takie...

-Dipper Pines-oprzytomniałem po chwili.

Wtedy ten mnie póścił i zszedł ze mnie, a ja podniosłem się do siadu i złapałem za obolały policzek.

-Miałeś szczęście-mruknął.

Ja siedziałem i nie śmiałem się ruszyć.
Fakt, że jestem w szpitalu przerażał mnie, ale jego oczy zadziałały uspokajająco.

-Czyli jesteś demonem, ale dlaczego ciebie widać?-spytałem.

-Nie jestem takim demonem-odparł.

-Co do twojej wcześniejszej paniki mogę ci dać gwarancję, że to nie jest to miejsce-powiedział, a ja poczułem ulgę.

Nagle podał mi coś. Chwyciłem do ręki.

-Co to?-spytałem badając dłońmi przedmiot.

-Czekolada. Dobrze ci zrobi-powiedział.

Włożyłem ja do ust.

Dobre...

-Czyli tak smakuje czekolada...-mruknąłem.

Ten nagle prychnął.

-To ty nigdy nie jadłeś czekolady?-spytał ten demon.

-No wiesz co żyjemy w czasach apokalipsy-uświadomiłem mu.

***

Siedzimy tu już parę godzin. Uważnie słucham każdej spadającej kropli wody. Jeśli nie mogę widzieć muszę radzić sobie inaczej. Gdy Mabel żyła to ona wychodziła na dwór i zdobywała jedzenie więc ja nie musiałem robić nic.

-Ale jeśli mogę spytać... Jak to się zaczęło?-odezwał się Bill po chwili na co lekko się wystraszyłem.

-"To"?-powtórzyłem.

-Demony, samobójstwa, wariaci-wyjaśnił.

Przez chwilę milczałem, a następnie powiedziałem:

-To wszystko zaczęło się w pewnym szpitalu. Od razu mówię to nie jest jak w tym filmach o zombii. Byłem właśnie na wizycie u lekarza z mamą. Niedługo miał się urodzić mój braciszek z czego ja i Mabel bardzo się cieszyliśmy. Gdy wychodziłem z matką ze szpitala zauwarzyłem kobietę, która waliła głową w szybę. Widziałem krew na szybie. Nagle odwróciła się w moją stronę. Jej oczy były wielkie i szare. Następnie znowu zaczęła walić głową w szybę. Lekarze zauwarzyli ją i próbowali odciągnąć od szyby, ale ta nie dawała za wygraną. Wtedy wystraszyłem się i szybko pociągnąłem mamę w stronę wyjścia do auta. Gdy ruszyliśmy do domu nagle jakiś pirat drogowy postanowił zrobić sobie slalom po jezdni, a w efekcie rozbił samochód i zabił siebie. Nagle za nami coś wybuchło, pewnie kolejne auta, a ludzie zaczęli panikować i uciekać. Widziałem, jak niektórzy sami siebie zabijali. Wchodzili w płomienie, rzucali się pod koła samochodów... W pewnym momencie... mama przestała reagować na moje wrzaski i błagania, żeby przyspieszyć i jak najszybciej z tąd odjechać jej...-urwałem na chwilę, a gdy poczułem rękę na moim ramieniu kontynuowałem-jej oczy były szare. Zjechała w bok i uderzyła autem w drzewo. Samochód zaliczył dachowanie więc w efekcie byliśmy do góry nogami. Odpiołem się z pasów i wyczołgałem z auta mama zrobiła to samo, ale ona... stanęła na środku jezdni, spojrzała w moje oczy, a następnie dała się potrącić przez kierowcę tira, który tak jak wszyscy uciekali z tego miejsca. Po paru dniach, niektórzy ludzie doszli do wniosku, że patrzenie zabija. Wystarczy tylko spojrzeć w pustą przestrzeń. Co do wariatów jest to pewien rodzaj gatunku ludzkiego. Oni mogą patrzeć w przestrzeń i nic się im nie dzieje. Mówią, że każdy musi spojrzeć, bo te demony są piękne. Mówisz, że widzisz demony? Jesteś wariatem. I stąd się wzięła nazwa "Apokalipsa demonów". To jest coś czego nie widać to wywołuje u nas chęć samobójstwa, a ten szpital od tej pory został nazwany źródłem apokalipsy, bo to tam była pierwsza ofiara-powiedziałem.

Zapadła cisza.

-Dziękuję-szepnął.

-Zastanawia mnie tylko twoja osoba-powiedziałem po chwili-Twierdzisz, że jesteś demonem, ale ciebie widać. Wariatem też nie jesteś, bo miałeś tyle okazji, żeby kazać spojrzeć mi na nie-mruknąłem.

-Szczerze mówiąc nie wiem skąd się wziąłem. Pojawiłem się znikąd na ulicy, a tam? Panika, strach, samobójstwa. Szwędałem się po tym świecie z pięć lat, a wczoraj zobaczyłem jak wariatka wyciąga cię na dwór, szarpie za włosy i krzyczy, żebyś spojrzał. Przepraszam... mogłem zareagować wcześniej, ale poczułem się dziwnie... tak jakby twoja osoba wypełniła pustkę. Tak, jakbyś był tym przez co powstałem-powiedział.

-Jest legenda-przypomniałem sobie po chwili i zacząłem bawić się palcami u rąk.

-Jaka?-zaciekawił się Bill.

-Dziecko Adama i Ewy oraz niechciane dziecko Lucyfera razem mają wystarczająco mocy, aby przywrócić normalność i pokój na tym świecie. Muszą oni przeciwstawić  się Lucyferowi i udowodnić, że wzrok nie zabija-powiedziałem.

-Jak to udowodnić?-spytał.

-Muszą spojrzeć sobie w oczy. Jeśli nic się nie wydarzy to znaczy, że demony wcale nie są stworzone do zła i mają wybór. Niewidzialne demony w skrócie są głupie i niezdolne do podejmowania własnych decyzji. To Lucyfer król piekła za nich decyduje. Jest nawet teoria, że demony to nie demony tylko skażone anioły-zaśmiałem się.

-Więc może...-zaczął, ale mu przerwałem:

-Ale to bajka dla dzieci-

-Ja się położę spać... tobie też bym to radził-powiedział blondyn, a po dźwięku jego ruchów mogłem wywnioskować, że położył się na podłodze.

Również się położyłem. Nie wiem czy blisko Billa czy daleko. Nie widziałem.
Nagle na moich polikach pojawił się rumieniec.

Cholera... te jego oczy... takie piękne...

***

Zbudziło mnie ćwierkanie mojego ptaszka.

-Laila? Gdzie jesteś?-spytałem wyciągając rękę naprzód.

Tutaj...

-Chodź! Rany zupełnie o tobie zapomniałem-złapałem się za głowę.

Tutaj jestem. To ja Laila. Spójrz na mnie.

Głos był dokładnie podemną. Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Mój ptak nie mówi.

-Bill...-

POLSAT.

Moje Ludki...
Jak narazie się podoba?

I tak ta książka jest na podstawie filmu. (Słabego, ale ciekawego horroru)

No to tyle...
Bye! ^^





Ps: no daj tą gwiazdkę :c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro