10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

|Niby korekta jest, ale jestem pewna, że błędy i tak się znajdą huh|

Obudziłam się zalana potem, wciąż widząc zarys jakąś bladą, wręcz białą postać bez włosów i nosa przed sobą. Nadal czułam piekielny ból, ten sam który czułam we śnie. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że dostałam zaklęciem torturującym przez wężową mord... Znaczy się, Voldemorta. Ale to tylko sen, na szczęście.

- Pani... Znowu koszmary? - odezwał się wąż, gdy już ochłonęłam.

- Niestety... - odparłam wzdychając.

Obudziłam się całkiem wyspana, więc nie pozostało mi nic innego, jak pójść się ogarnąć. Hmm... Zwykle się budziłam równo o 5.00, co zresztą samo w sobie było nieco niepokojące, a jest 4.44. Czyli dzisiaj wydarzy się coś dla mnie znaczącego, gdyż zawsze budzę się wcześniej, gdy ma się wydarzyć coś odbiegającego od mojej rutyny. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale muszę przyznać, że to całkiem przydatne.

Idąc w stronę łazienki, wzięłam od razu ze sobą ubrania, w które zamierzałam się przebrać. Były to czarne, najzwyklejsze leginsy, zwykła, czerwonego koloru koszulka, czarna bluza na zamek, czerwone skarpetki, no i czarne trampki za kostki. Oczywiście sama sobie kupuje ciuchy, za swoje, znalezione w lesie pieniądze, gdyż wszyscy uważają mnie za dziwadło i muszę sobie sama radzić.

Po porannej toalecie, bez Leo, gdyż on miał ważną sprawę do załatwienia i musiał wyjść, wyszłam na korytarz. Było tam strasznie duszno, ale nie zwracałam na to uwagi.

Żwawym krokiem ruszyłam ku stołówce i jak mogłam się spodziewać, nie było tam nikogo. Cóż, jest wpół do szóstej i w sumie nic dziwnego, że jeszcze nikogo nie ma, gdyż śniadanie zaczyna się równo o ósmej.

Kucharki przyzwyczajone do mojego wczesnego wstawania, już po chwili przyniosły mi śniadanie. One jako jedyne nie wiedzą o dziwnych rzeczach dziejących się dookoła mnie, więc traktują mnie względnie normalnie. Podziękowałam im, po czym zajęłam się jedzeniem.

Przez całe śniadanie miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował. Niby nic dziwnego, jestem przecież w sierocińcu z dużą ilością dzieci, ale jest przecież szósta godzina! Żadne dziecko dobrowolnie nie wstaje o takiej porze! No... Żadne normalne dziecko.

Po zjedzeniu śniadania, gdy już miałam wrócić do pokoju, zauważyłam, że faktycznie obserwuje mnie jakiś dziwny człowiek. Stał w drzwiach i mi się przyglądał. Wyglądał naprawdę dziwnie...

Miał długie, opadające luźno wzdłuż ramion jasne, prawie białe włosy i miał mocno bladą cerę. Ubrany był w długi, czarny i zapewne drogi garnitur, oraz tego samego koloru buty i spodnie, miał też zarzuconą na plecy równie czarną... Emm... Pelerynę? Wiem jedno. To nie mugol.

Wygląda jak typowy śmierciożerca tyle, że bez maski... Ale nawet jakby to czego on tu szuka? A raczej kogo?? Głupie pytanie... Jasne, że mnie. Chce mnie zabić? Zaprowadzić do Voldemorta? Zgwałcić?? Czy.. A może po prostu zachciało mu się potorturować?

Czy ja nie przesadzam odrobinkę? Może to po prostu zwykły mugol z dziwnym stylem ubioru?? Nie... Kogo ja oszukuję... To na pewno czarodziej. I najpewniej też śmierciożerca... Uh! A może się go najprościej w świecie spytam?! Nie. To by było głupie. A może...

- Witaj, Rose. - powiedział nieznajomy. Nawet nie zauważyłam kiedy się koło mnie znalazł... I skąd do cholery zna moje imię??

- Witam panie... -zaczęłam

- Malfoy. Nazywam się Lucjusz Malfoy. - powiedział szybko. Ah. Leo mówił coś o nim... Wysoko postawiony arystokrata... Widać też, że bardzo bogaty... Ale mniejsza.

- Tak więc, panie Malfoy, w czym mogę panu pomóc? - spytałam tak od niechcenia.

- Może przeniesiemy się w bardziej ustronne miejsce? - zaproponował z kamienną miną.

- Oczywiście. - odparłam prawie od razu. - Chodźmy więc do mojego pokoju. - dodałam jeszcze, a ten tylko kiwnął głową.

Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Widać, że nie jest zbyt rozmowny... A ja nie zamierzam rozpoczynać rozmowy. Może to dziwne, ale nie lubię rozmawiać z ludźmi o rzeczach, które nie są dla mnie ważne. Jak dla mnie rozmowy z idiotami jacy mnie otaczają po prostu nie mają sensu. No, bo po co się niepotrzebnie denerwować?

Gdy byliśmy już przed moimi drzwiami, wyciągnęłam klucz z kieszeni spodni, co dla innych może wydawać się dziwne. Bo dlaczego tylko ja mam klucz do swojego pokoju? Wszyscy mieszkający w sierocińcu wiedzą jednak dlaczego.

Otworzyłam drzwi i wpuściłam mojego gościa do środka. Leo na szczęście wybrał się dziś na polowanie do pobliskiego lasu, więc nie muszę się martwić, że ktoś go zobaczy.

- Proszę, niech pan usiądzie. - powiedziałam w tym samym czasie wskazując ręką na pobliskie krzesło.

Gdy białowłosy zajął już swoje miejsce, ja także zajęłam swoje na przeciwko mężczyzny, zakładając nogę na nogę i czekałam aż zacznie. Nie wiem ile już czekałam, ale myślę, że z kwadrans lekko...

Mężczyzna na przeciwko mnie tylko patrzył się w moje całkowicie czarne oczy kompletnie nic nie mówiąc. Zakochał się czy co?? Nie wiem do czego ten człowiek dąży, ale ja i tak nie zamierzam się odezwać pierwsza. Co jak co, ale ja nie ustąpię. Aż tak mi się nie śpieszy do rozmowy. Co to, to nie. Ja mogę tak cały dzień, ale że mu się chce?

Trwaliśmy w tej pozycji dobre pół godziny, jak nie więcej, gdy mężczyzna zrezygnowany opadł na krzesło rozsiadając się wygodniej.

- Jesteś niesamowicie cierpliwa. Nie to co twoi rodzice... - odparł wzdychając ciężko, a ja tylko kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i dalej milczałam przyglądając mu się z uwagą.

Skąd znał moich rodziców? Może byli przyjaciółmi? A może wrogami?? Przyszedł po zemstę?? Chciałam go o tak wiele zapytać, ale i tak ciągle trwałam uparcie w milczeniu. Dlaczego? A to dlatego, że nie mam do niego za grosz zaufania. Po co się go o takie rzeczy pytać? Równie dobrze może skłamać.

Siedzimy tak już z dobrą godzinkę... Przyznam, że powoli moja cierpliwość się kończy i ten facet zaczyna mnie coraz bardziej irytować, lecz ja nigdy nie zaczynam rozmowy gdy czegoś od kogoś nie potrzebuję, tak więc zamierzam dalej milczeć.

Cóż mogę i milczeć, ale przecież nie będę wiecznie siedziała nie robiąc kompletnie nic! Tak więc ostatni raz spojrzałam znudzonym wzrokiem na mężczyznę, następnie podeszłam do niewielkiego regału z książkami zaraz obok mojego łóżka, chcąc wybrać sobie interesującą mnie książkę.

Przeglądając książki zdałam sobie sprawę, że większość z nich już przeczytałam... Ba! Znalazła się tylko jedna książka, której nie zdążyłam przeczytać! ,,Hogwart i jego historia‘‘

Zniesmaczona usiadłam na łóżku i zakładając nogę na nogę otworzyłam księgę ma pierwszej stronie. Kompletnie nie zwracając uwagi na mężczyznę w moim pokoju zaczęłam przeglądać spis treści.

Byłam już w połowie, gdy usłyszałam, że białowłosy mężczyzna postanowił się ruszyć z miejsca, więc w ułamku sekundy mój wzrok znalazł się na jego osobie, a ręka koło kostki, gdzie też spoczywał nóż. Trochę zaskoczony, ale podszedł do mojego łóżka i usiadł na jego skrawku. Trochę mi to nie pasowało, bo moje łóżko to świętość, ale niech mu już będzie...

- Skąd taka szybka reakcja? - spytał z zaciekawieniem.

- Najważniejsza zasada w sierocińcu: stała czujność. - odparłam z kamienną miną. Białowłosy pokiwał tylko głową, a następnie wyszedł. Po prostu wyszedł...

Zrezygnowana patrzyłam się w drzwi wzrokiem jakby zabiły mi matkę, ale ostatecznie wzruszyłam tylko lekko ramionami, a następnie powróciłam do czytania. Muszę czymś zająć umysł...

Nie wiem o co chodziło temu mężczyźnie, ale zapewne chciał coś sprawdzić. Tylko szkoda, że nie mam pojęcia co...


***

Merlinie! Tak dłuugo mnie tu nie było! Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście... Przepraszam za tak długi okres nieobecności. Tak więc macie rozdział i na przeprosiny w tym tygodniu obiecuję następny! Także do następnego!


Riddle   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro